Scarlett
przyzwyczaiła się już do widoków co najmniej niezwykłych, a także zupełnie
nieprawdopodobnych, kompletnie bezsensownych czy też powodujących nagłe
przemyślenia odnośnie tego, co mogło być dosypane do wypitej niedawno herbatki.
W nawet jednak najbardziej psychodelicznych snach nie przewidywała, że obudzi
się kiedyś we własnej sypialni, przywiązana łańcuchem do łóżka, a nad nią będzie
pochylać się… no, człowiek w naprawdę głupim stroju.
Strój
był czerwono-czarny, obcisły i zawierał w sobie mnóstwo przeróżnych pasków,
pochew i innych kieszeni, w których tkwiły narzędzia wyraźnie sugerujące, że
ich właściciel nie przyszedł tu odetkać rury.
-
Hej! – przywitał się zamaskowany mężczyzna. – Ja Deadpool. Ty moje zlecenie.
Zbliżył
swoją twarz do twarzy Scarlett tak blisko, że kobieta mogła policzyć
mikroskopijne dziurki i przetarcia w materiale, z którego zrobiona była jego
maska. Oczywiście, gdyby nie była zajęta próbami wyrwania sobie nadgarstków ze
stawów za pomocą gwałtownego szarpania łańcuchem, nie zważając na fakt, że
mogłaby się szybko pozbyć ich za pomocą mocy. Doszło to do niej dopiero wtedy,
gdy poczuła krew spływającą jej po przedramieniu, ale włamywacz najwyraźniej
zauważył, co chodzi jej po głowie, bo wyjął coś, co Scarlett w myślach nazwała „wielkim
gnatem” i przystawił jej do czoła. Uparcie próbowała nie zezować.
-
Ładny dom – powiedział Deadpool wesołym tonem. – Nie uwierzysz, po jakich
ruderach zwykle każą mi się szlajać. Karaluchy wielkości psów. Takich
dobermanów. Lubię dobermany. – Wielki gnat drgnął lekko, a Scarlett mimowolnie
zadrżała, nakierowując swoją moc prosto na głowę napastnika. Sensownym wyjście
z sytuacji byłoby teraz zabicie go, poprzedzone modlitwą, żeby w ostatnim,
śmiertelnym podrygu nie zacisnął palców, jednak… no cóż, nie była morderczynią.
Co w tej sytuacji nie działało na jej korzyść. Wydawało się też, że ten facet o
tym wiedział, bo kontynuował beztrosko:
-
Zajrzałem do lodówki, mam nadzieję, że się nie pogniewasz. I tak nic z niej nie
wziąłem. Mleko sojowe i kiełki, też mi coś. Co jest złego w dobrej, starej
pizzy? Dobre węglowodany, dużo energii. Mogłaś chociaż dokupić nachosy, chociaż
do sojomleka to tak nie bardzo. Aha i jeszcze potem pomyliłem drogę i zajrzałem
do dziecka…
Po
krzyżu Scarlett spłynął zimny pot, ale Deadpool spojrzał tylko na nią zdumiony
i kontynuował:
-
…podobają mi się te zasłonki w traktory, sam miałem kiedyś podobne. Nawiasem,
to prawda, że sobie stuknęłaś go z Thorem? Dziecko, nie traktorki. Musiało
boleć, facet wielki jest jak szafa, a jak pomyślę, że on ma…
Scarlett
poczuła się lekko skonfundowana. Ręce jej zaczęły drętwieć, a najgorsze było
to, że nie miała pojęcia, co się dzieje. Znaczy, niby wyglądało na to, że ma w
domu mordercę, który ją przywiązał do łóżka i chyba zamierzał zabić, ale jakoś
szczegóły się nie zgadzały.
-
…w każdym razie na czym to skończyłem? A, twój kot mnie podrapał, jak go
chciałem pogłaskać. Paskudną ma mordę, normalnie jakbym w lustro patrzył, nie
wiem, po co go trzymasz…
Chrząknęła.
-
Przepraszam… Ale co do diabła ciężkiego tutaj robisz? – zapytała, a najemnik
wyglądał na obrażonego tym pytaniem. O ile można było to rozpoznać przez maskę.
-
No… przyszedłem cię zabić. Dlatego cię związałem i trzymam cię na muszce.
-
Co z moim dzieckiem?
-
Eeee…. Ładne jest?
Scarlett
uznała, że może sobie poczeka, aż wreszcie coś zacznie mieć sens. Deadpool po
chwili jednak teatralnie chlasnął wolną dłonią w czoło.
-
Aaaa… rozumiem! Nic mu nie zrobiłem, nadal sobie śpi. I tak zostanie, serio,
mam tłumik, nie obudzi się, przyrzekam…
Ta
rozmowa wspinała się już na granicę abstrakcji, więc Scarlett szybkim ruchem
zneutralizowała najpierw pistolet, potem łańcuchy i gwałtownie usiadła na
łóżku. Najemnik nie wydawał się tym zaskoczony, za to z wyraźnym zaciekawieniem
gapił się na wylewające się z jej koszuli nocnej obrzmiałe od mleka piersi.
Kobieta poczuła głównie z tego powodu irytację, przeszedł jej jednak strach.
Coś jej podpowiadało, że właśnie jest ta chwila, kiedy powinna atakować,
zamiast stać bezmyślnie i ewentualnie bronić się niemrawo… ale z jakichś
powodów nie potrafiła zaatakować kogoś, kto jej nic nie zrobił. Jeszcze.
Patrzyli się więc na siebie przez kilka sekund, oboje jakby namyślając się, co
dalej robić.
-
Wiesz, chciałem tego uniknąć – stwierdził z westchnieniem Deadpool, wyjmując
dla odmiany coś, co wyglądało jak katana, chociaż szczerze powiedziawszy,
Scarlett nie była znawczynią broni białej. – Teraz będzie krwawo i nieładnie.
Broń
praktycznie rozpuściła mu się w dłoni.
-
Masz ostatnią szansę, aby stąd wyjść i nigdy nie wracać. – Scarlett cofnęła się
i na ślepo chwyciła szlafrok. – Jeśli będę do tego zmuszona, zabiję cię.
Ta
deklaracja nie wywarła spodziewanego skutku, najemnik bowiem wyciągnął drugą
katanę i zamachnął się nią, celując w jej szyję. Broń stuknęła o metal, gdy
natrafiła na cienką, nierówną ścianę, wyrosłą nagle na środku pokoju. Scarlett
cofnęła się, stając bokiem do przeciwnika, tak, jakby to była znowu na jakim
turnieju szermierczym w liceum. Kolejny cios minął ją o centymetr, po czym ta
broń rozwiała się z dymem.
-
Ej, wiesz, jakie to było drogie? To nie rozbierany poker… - Najemnik na chwilę
przystanął, jakby coś nowego wpadło mu do głowy, a Scarlett uznała, że facet
jest po prostu niespełna rozumu. – Chociaż w zasadzie lubię rozbieranego
pokera. Jeśli masz talię, możemy pograć, zanim… Ej!
Scarlett
uznała, że najlepiej będzie go unieruchomić, pokryła więc całe jego ciało
szybkoschnącym klejem. Mężczyzna jednak nie dawał za wygraną i chociaż substancja
krępowała jego ruchy i z każdą chwilą stawała się coraz bardziej zbita, sięgnął
po kolejny pistolet. Zdołał go odbezpieczyć i wycelować… i wtedy właśnie eksplodowała
mu głowa. Scarlett została obsypana kawałkami czaszki i mózgu, a w żołądku
poczuła mocny skurcz. Nogi drżały jej lekko, jednak spojrzała na ciało, a w
zasadzie na tę część, którą zdołała objąć wzrokiem. Tak, zdecydowanie jej moc
nie należała do najmilszych rzeczy, jakie mogą spotkać człowieka z samego rana.
Usiadła
na chwilę pod ścianą, która nadawała się teraz jedynie do przemalowania i
próbowała zebrać myśli. Z jakiegoś powodu nie zaskoczyło jej, że ktoś nasłał na
nią niezbyt ogarniętego najemnika, bardziej, że ten zdołał wejść do jej domu
pomimo ochrony. W głowie dźwięczało jej, że powinna teraz coś zrobić, ale
dopiero po dłuższej chwili ruszyła do dziecinnego pokoju.
Jej
syn spał. Wyglądał na całego, zdrowego i w jednym kawałku, a Scarlett
wiedziała, że powinna czuć ulgę, w tej chwili nie wydawała się jednak zdolna do
aż tak głębokich uczuć względem czegokolwiek i kogokolwiek. Wzięła tylko
Artiego niezgrabnie na ręce i zaczęła się jakby sennie zastanawiać, co zrobić z
leżącym w jej sypialni ciałem. Ren był człowiekiem niezwykle cierpliwym i
odpornym na takie ekstrawagancje jak trzymanie śmiertelnych wirusów w lodówce
koło sojomleka, jednakże trup w sypialni to trochę inna liga.
Artie
uderzył ją rączką w twarz, gdy wyszła z nim na korytarz. Don Catleone otarł się
o jej nogi z mruczeniem przypominającym zepsutą wiertarkę udarową. Przeszła
kilka kroków i mruczenie ustało.
Z
jakiegoś powodu poczuła się jak bohaterka kiepskiego horroru. I zachowała się
zupełnie tak, jak nie powinna – obróciła się wolno, chociaż wiedziała, co
zobaczy.
-
Ej, to bolało! – powiedział Deadpool, masując się po łysej głowie, w miejscu,
gdzie rozdarta maska zwisała w strzępach. A potem wycelował i strzelił.
Na
koniec podniósł dziecko z podłogi – Scarlett w chwili śmierci rozluźniła uchwyt
– otarł mu twarz z krwi i zaniósł do łóżeczka.
-
Bo jeszcze byś się przeziębił – stwierdził poważnie, a chłopczyk tylko popatrzył
na niego bez zrozumienia i rozpłakał się.
***
Posłowie:
Bo czułam usilne pragnienie zakończenia czegoś, co zaczęłam.
[To NIE JEST koniec, także nie płaczcie po Scarlett i czekajcie na moje kontropowiadanie.
OdpowiedzUsuńp.s. Okrutna jesteś, ale chociaż ładnie tę śmierć opisałaś!]
Tony Stark
[Annie, stahp!]
Usuń[Jestem Wiktor!]
UsuńTony Stark
[To jest smutne. To jest zaskakujące. To jest denerwujące. To jest dobre... Bardzo dobre.]
OdpowiedzUsuń