Jessica mocniej nacisnęła pedał
gazu, a uśmiech na jej twarzy poszerzył się, czym wzbudził
niepokój pasażera. Prędkościomierz srebrnego audi wahał się w
okolicach dwustu trzynastu – dwustu dwudziestu kilometrów na
godzinę. Jakkolwiek było to ryzykowne na zamkniętym z powodu
remontu odcinku autostrady międzystanowej. Uwaga Jones skupiała się
przede wszystkim na zderzaku hondy. W środku tamtego samochodu ktoś
musiał zainstalować silnik rodem z piekła. Przez głowę Jessiki
przemknęła myśl, że chętnie usiadałaby za kierownicą ściganego
samochodu. Uwielbiała wysokie prędkości, czuła się wtedy prawie
jak Artemida gnająca za zwierzyną. Pasowałaby nawet na Artemidę –
też miała rudawe włosy i ciężkostrawny charakter.
– Jasna cholera! – krzyknęła.
Pięćset metrów dalej kierowca hondy
zmusił samochód do stanięcia na dwóch bocznych kołach. W ten
widowiskowy sposób ominął olbrzymi dół oraz maszyny budowlane.
Jessica za nic w świecie nie odważyłaby się powtórzyć tego
manewru. Katowane opony zapiszczały na kiepskim asfalcie, gdy
gwałtownie zahamowała. Audi stanęło w poprzek drogi.
– Musimy to zrobić jak uczciwi
amerykańscy superbohaterowie – oznajmiła, nie dając Tony'emu
odetchnąć i nabrać kolorów. Dopiero w pełnym świetle dnia
zauważyła, że znacznie pobladł podczas jazdy.
Oparł się o maskę auta próbując
zapanować nad oddechem. Gdyby jego serce nie było zasilane przez
„akumulator” to już przy pierwszym zakręcie zapewne by
wysiadło. Spojrzał na Jessicę z wyrzutem uznając jednak, że
powinien darować sobie jakiekolwiek inne komentarze niż ten, że to
on prowadzi następnym razem.
– Uczciwi i amerykańscy to nie są
przypadkiem antonimy? – zapytał retorycznie i zajął się
wyciąganiem walizki z bagażnika Audi. Jessica nie miała jednak
przyjemności lepiej przyjrzeć się temu w jakim jest stanie,
albowiem jego twarz zniknęła za maską zbroi Mark V.
Nie wdając się już w żadne dalsze
dyskusje zaczęli wykonywać manewr mający na celu zatrzymanie
hondy, nie było to łatwe, albowiem kierowca samochodu mógł
spokojnie brać udział w wyścigach żużlowych. Tony zrobił więc
najgłupszą rzecz jaka przyszła mu do głowy, wyprzedził samochód
i stanął na środku drogi wyciągając rękę do przodu tak jak
robią to policjanci (choć ci stoją raczej na poboczu, w
bezpiecznej odległości). Auto nie zwalniało , zamiast tego
mężczyzna siedzący za kierownicą próbował wykonać manewr
ominięcia Starka. Później słychać było już tylko pisk opon
auta, które zatrzymał niewielki, betonowy murek kilka metrów od
nich.
Jessica leciała nisko nad ziemią
tak, że momentami czubki jej butów muskały asfalt lub suche
pobocze. Choć nie wyglądało to do końca profesjonalnie, zawsze
najlepiej sprawdzało się jako sposób na pobiegnięcie szybciej niż
wynosi ludzki rekord świata i przy tym brak problemów z
wylądowaniem. Gdy tylko znalazła się przy samochodzie, z całej
siły szarpnęła za drzwiczki. Metal chrupnął jak nadepnięta
plastikowa zabawka. Jessica odrzuciła na bok drzwiczki i przy
akompaniamencie roztrzaskiwanego szkła sięgnęła do wnętrza
samochodu, żeby chwycić kierowcę. Zabrakło jej ułamka sekundy,
by chwycić go za ramię; zdążył uciec na tylne siedzenie.
– Szefie, mógłbyś mi otworzyć tę
puszkę? – zapytała schrypniętym od upału i zmęczenia głosem.
Jednocześnie ręką wykonała gest oznaczający przecinanie.
– Ale nie daję gwarancji, że nie
uszkodzę przy tym tego gościa w środku – powiedział i wzruszył
ramionami w dość beztroskim geście.
Nie chciał robić mu krzywdy, ale
specjalnie uważać na to by do tego nie dopuścić także nie miał
zamiaru. Dzięki jednemu, szybkiemu wystrzałowi z repulsora samochód
rozpadł się na dwie części, a od uciekiniera dzieliły ich
jedynie dogasające iskry. Mężczyzna o nieco przydługich, jasnych
włosach uśmiechnął się ponuro i wybiegł z auta nim Tony, albo
Jess zdążyli zareagować. Stark już miał pobiec za nim, gdy wtem
dotarł do niego głos Jarvisa informujący o niebezpiecznie szybkim
nagrzewaniu się silnika Hondy. Tony dopiero po chwili przyswoił do
siebie tę informację, złapał więc Jessicę w pasie
natychmiastowo oddalając się na taką odległość, na jaką
pozwolił im czas. Z góry mieli widok na naprawdę widowiskową
eksplozję, która mogłaby zostać uznana za kadr z filmu Michaela
Baya. Ta nie była jednak efektem pracy specjalistów na planie, a
rąk niepozornego człowieka, który biegł teraz po autostradzie
stanowej z nadzieją, że wybuch zdołał zniszczyć Jessicę oraz
Tony'ego. Dlaczego oni wszyscy są tacy naiwni?
– Mam tego zwyczajnie dość –
stwierdziła Jessica, gdy fala uderzeniowa przeszła obok nich.
To, że ten na dole zwyczajnie się z
nimi bawił, to jedno. To, że Tony nieumyślnie przygniatał jej
wszystkie narządy poniżej żeber to drugie. Przede wszystkim
naprawdę nie cierpiała bajerantów i to nie tylko tych filmowych,
którzy spokojnie kroczą przed siebie na tle eksplozji.
Po wybuchu został duży krąg
wypalonej ziemi oraz tlące się resztki rozszarpanego samochodu. Z
pewnym opóźnieniem dobiegł do nich odgłos zapalającej się
koparki albo innego dźwigu. Jones nie wierzyła w teorię błędnej
iskry, a drugie możliwe wytłumaczenie tej sytuacji równało się
naprawdę dużemu problemowi.
Wreszcie dym opadł i zdołała
wypatrzeć uciekającego mężczyznę. Kierował się w prostej linii
do audi, które stało na tyle daleko, by ominęła je eksplozja.
– O nie – oznajmiła, chociaż
delikwent nie mógł jej usłyszeć. – Ja naprawdę bardzo lubię
ten samochód. Chociaż mógłby być szybszy...
Przy ostatnim słowie wydostała się
z uścisku, spadała trzy metry w dół, po czym zatrzymała się na
jednej wysokości. Jej serce zdążyło uderzyć jeszcze siedem razy
– tyle trwał lot nurkowy w stronę uciekiniera – po czym złapała
go za ramiona. Ku swojemu zdziwieniu zauważyła, że nie jest w
stanie ponownie wzbić się w górę. W powietrzu wokół niej zaszła
jakaś zmiana... Przede wszystkim zaczęło świecić.
– Co do...?! – nie zdążyła
dokończyć. Mężczyzna w dwóch ruchach pociągnął ich obje na
skraj dołu. W następnej sekundzie spadali.
– Plazma – usłyszała tuż przy
swoim uchu. – Zjonizowany gaz zamienia się w plazmę. Ciężko
latać, prawda, Jewel?
Widząc, że Jessica zajęła się
gonitwą za podejrzanym, Tony postanowił spróbować ugasić pożar
jaki pozostał po eksplozji. Nie było to specjalnie wymagające
zadanie, aczkolwiek Stark wątpił by udało mu się je wykonać,
iskier było za dużo, a czasu zbyt mało. Muszą więc załatwić to
jak najszybciej zanim wszystkie maszyny, do których doleci ogień
nie wybuchną. Wtedy wraz z fragmentem nowej, jeszcze nie oddanej do
użytku autostrady z powierzchni Ziemi znikną także Stark i Jones.
Tony podążył jednak wzrokiem za swoją towarzyszką będąc
świadkiem dość dziwnej sytuacji. Nieco zdezorientowany
przypatrywał się Jessice, która zamiast dalej lecieć trzymając
złodzieja, opadała na asfalt. Nie zwlekając ani chwili dłużej
ruszył w ich kierunku czując, że jego zbroja stała się nagle
uciążliwie ciężka, a jej odległość między jezdnią
diametralnie się zmniejszała. Nie potrafił racjonalnie wyjaśnić
przyczyny tego zajścia, ale póki co absorbował go nieco inny fakt;
upadek jest bolesny.
– Cholera, chyba mi się to nie
podoba – zaklął, choć w myślach użył nieco innych słów. –
Eh... Nie lubię się zbyt długo cackać – mruknął pod nosem
niemal niedosłyszalnie.
Zbroja wydawała dość irytujące
dźwięki przy każdym kroku także podejście mężczyzny od tyłu
zdawało się być niemal niemożliwe, dziwnym trafem udało się.
Stark chwyciwszy więc metalowy, wyrwany z ziemi słupek uderzył nim
podejrzanego w głowę.
Powietrze dookoła Jess wróciło do
normalności. Otrzepała ubranie z ziemi, stwierdzając przy tym, że
ślady nie zejdą łatwo z białej koszulki. Że też musiało się
jej zachcieć wyglądać jak Lara Croft akurat dziś...
– Przesłuchajmy go, zanim w pełni
dojdzie do siebie albo ktoś zdecyduje się mu pomóc. Pięć mil
stąd mamy miasteczko z eleganckim komisariatem. Wypożyczymy go
sobie – oznajmiła. Na jej twarzy widniał niebezpieczny uśmiech,
chociaż sposób, w jaki oddychała oznaczał, że złość jeszcze
jej nie opuściła.
Skrępowany mężczyzna, który powoli
odzyskiwał przytomność, został umieszczony na tylnym siedzeniu. W
przejawie zdrowego rozsądku Jessica usiadała obok niego, żeby
odesłać go do krainy psychodelicznych kucyków, jeśli zajdzie
potrzeba.
Nie zaszła. Zadziwiająco spokojnie
dotarli do miasteczka. Jessica sięgnęła pod fotel, skąd wyjęła
czarną, skórzaną kurtkę. Na zewnątrz było ponad trzydzieści
stopni...
– Ja pójdę pierwsza i machnę
tutejszym stróżom prawa legitymacją przed oczami.
Skinął głową i odwrócił się w
stronę podejrzanego, którego zaczął powoli „wypakowywać” z
samochodu. Ten nie kwapił się do współpracy, aczkolwiek nie
utrudniał Starkowi tego zadania.
– Czyli metalowe słupy, hm?
Najlepsza broń Iron Mana? – zapytał nagle nieco kpiącym tonem,
gdy zaczęli zmierzać w kierunku komisariatu.
– Niekoniecznie najlepsza, ale dość
skuteczna. W końcu obezwładniłem cię kawałkiem krawężnika –
odpowiedział, a mężczyzna obrzucił go nieco ponurym spojrzeniem.
– Głowa do góry, jestem pewien, że twój kolega z celi nie
będzie mógł pochwalić się czymś podobnym, będziesz wyjątkowy.
Na tym rozmowa się skoczyła, a Tony
zajął się szukaniem odpowiedniego pokoju. Policjanci spoglądali
na nich z pewną dozą dystansu. Tony wiedział, że stróże prawa z
natury nie pałali do superbohaterów, bo ci odbierali im pracę. Nie
mógł się im dziwić, sam jednak byłby wielce rad z tego, że ktoś
dowala za niego brudną robotę. Wprowadził mutanta do sali
przesłuchań, w której czekała już Jessica i gestem dłoni, w
czysto ironicznym geście, wskazał podejrzanemu krzesło, na którym
ten usiadł.
– Pan się napije wody, przemyśli
swoją wersję wydarzeń, a my dołączymy do pana za trzy minuty.
Jessica lekko popchnęła mężczyznę,
który zawahał się przy wchodzeniu do skąpo umeblowanego
pomieszczenia. W środku stał jedynie stół oraz dwa krzesła.
Niemal jak na tych wszystkich filmach. Jones obrzuciła wnętrze
spojrzeniem i trzasnęła drzwiami, zostawiając delikwenta na moment
samego. Z powodu braku okien i tak nie miał dokąd uciec.
– Zrobimy to klasycznie –
powiedziała stłumionym głosem, odkręcając butelkę wody
mineralnej, którą tak życzliwie podzielili się z nią
funkcjonariusze. – Wredna baba i miły facet, w rolach głównych
ja i ty, szefie.
Przerwała, żeby się napić.
– Dobra, jeszcze bardziej
łopatologicznie: oboje wiemy, że jego niedawno zdradziła żona.
Teraz jest przekonany, że każda kobieta to ździra, a te ładniejsze
to ździry i suki. On wszystko ci wyśpiewa, szefie, jeśli
stwierdzisz, że jedyną osobą gorszą ode mnie jest moja matka i
osobiście zrobiłbyś wszystko, żeby nas obie posłać do piachu.
Tony zerknął na Jess z lekkim
powątpiewaniem zastanawiając się czy jest choć cień szansy na
to, iż ten plan wypali. Cóż, za chwilę mieli się przekonać.
– Mam już plany na wakacje, zabiorę
ciebie i twoją mamę na Wyspy Wielkanocne, tam podobno są ładne
plaże. Niech się franca przyzwyczaja już do piachu... – zaczął
nieco niepewnie Tony w momencie, w którym ponownie znaleźli się w
pomieszczeniu. Mężczyzna skrobiący paznokciem po drewnianym blacie
uniósł wzrok na chwilę zaszczycając ich spojrzeniem. Przybrał
lekceważącą i znudzoną pozę, aczkolwiek nieco trzęsące się
ręce i unoszący ku górze kącik ust mogły świadczyć o tym, że
spodobało mu się to co usłyszał.
– Załatwimy to szybko i może zdążę
na mecz. Co robiłeś w nocy z szóstego na siódmego maja? - zapytał
Tony zajmując miejsce naprzeciwko podejrzanego. Zajął się
przeglądaniem jakichś papierów leżących na stoliku tak by
również udawać zmęczonego całą tą sytuacją.
– Przegrałem w pokera moją
dziewczynę Benelli M4 natomiast wygrałem Hondę. Słaby zamiennik,
bo nie chce mi się zbierać resztek tego samochodu z ulicy –
odpowiedział mężczyzna bez zająknięcia, a Stark wymienił z Jess
porozumiewawcze spojrzenie.
– Nie pójdziesz na mecz – ucięła
Jones. Nie usiadła, zajęta chodzeniem po całym pomieszczeniu.
Wreszcie zdecydowała się podejść do Tony'ego i położyć jedną
rękę na jego ramieniu. – Mówiłam ci już pięćset razy, że
jeśli chcesz, żebym była twoją partnerką w czymkolwiek oprócz
ping-ponga, masz omijać stadiony z daleka. I swoich starych kumpli
też – syknęła na tyle głośno, by ten drugi też mógł to
usłyszeć. – Do rzeczy. Z kim pan grałeś w pokera?
– Jesteś beznadziejna w ping-ponga
– odburknął Tony. – I naprawdę nie rozumiem dlaczego masz
problem z moimi znajomymi, jak zabierasz mój portfel i idziesz na
zakupy ze swoimi koleżankami-materialistkami to nie robię ci
później awantur – dodał i wywrócił przy tym oczami.
On sam nie zadawał sobie zbędnego
trudu, od razu przeszedł z podejrzanym „na ty”. Tony potarł
dłonią płat skroniowy co uwidoczniło jedynie jego frustrację
zaistniałą sytuacją.
– Z moim bratem, kuzynem i dwójką
jego przyjaciół – zaczął mężczyzna, a następnie wymienił
jeszcze ich nazwiska oraz podał nazwę lokalu, w którym rozgrywali
partyjkę. Stark notował wszystko nie spuszczając przy tym wzroku z
podejrzanego.
– Potwierdzą to? – zapytał Tony,
a w odpowiedzi uzyskał jedynie skinienie głową.
– Doskonale! – Jessica zatrzymała
się dokładnie naprzeciwko przesłuchiwanego. – To niech pan
jeszcze poda adresy i dane kontaktowe, umówicie się razem na
pokera. Ja chcę konkretów. Wiesz pan, panie Raviser, co znaczy
słowo "konkret"? To się pan zastosuj! – warknęła tak
bardzo nieprzyjemnie, jak tylko potrafiła.
– Spotkaliśmy się w domu mojego
brata, zaraz państwu podam adres. – Mężczyzna starał się
zachować spokój, ale z jego twarzy dało się wyczytać całą gamę
emocji. W dodatku był cały spocony. Z nerwów i gorąca. Jessica
osobiście zadbała o to, by wyłączyć klimatyzację.
– Panie... Gdzie są Hayesowie?
– W takim razie adres podam
później...
– Nie! Ja mam tego dość! Muszę
iść się przewietrzyć – oznajmiła Jess, po czym wyszła, mocno
tupiąc spadochronowymi butami o płytki w korytarzu.
– Nareszcie jakaś dobra decyzja! –
skomentował zwięźle, gdy Jessica opuściła już pokój. Teraz
zaczął jedynie odliczać sekundy do momentu, w którym włączą
klimatyzację. Jemu też było gorąco, aczkolwiek starał się tego
nie okazywać.
– I tak dwadzieścia cztery godziny
na dobę... Wracając jednak do tematu, wiesz co stało się z
Hayesami, Michaelu? – zapytał zerkając przy tym na papiery, na
których wpisano jego dane. Był już wcześniej karany za drobne
kradzieże i bijatyki, nigdy jednak nie oskarżono go o morderstwo.
– Nie. Tych ludzi widziałem na oczy
jedynie raz, tego samego dnia kiedy to się stało. Gene chciał mnie
wciągnąć do tej ich organizacji The Pride. Nie zabiłem ich,
Stark, nie miałem powodów by to robić.
– Ja ci wierzę, problem polega
jednak na tym, że inni są mniej skłonni zaufać twojej wersji
wydarzeń. Jak ich przekonamy? – zastanawiał się Tony. Prawda
była taka, że nie widział w co wierzyć, ale kierując się
przeczuciem uznał, że powinien udawać, iż jest inaczej.
– W barze... w tym obskurnym barze
jest monitoring! – powiedział nagle tak jakby udzielał odpowiedzi
w pytaniu za najwyższą stawkę w „Milionerach”.
***
Jessica, siedząc w pomieszczeniu na
drugim końcu budynku, położyła nogi na stole z dużym monitorem.
Miała doskonały widok na wszystko, co działo się w Konfesjonale.
No i pilota od klimatyzacji w ręku. Bacznie obserwowała zachowanie
Ravisera. Z zadowoleniem obniżyła temperaturę w pokoju o cały
jeden stopień. W nagrodę za to, że powiedział prawdę: nie zabił
rodziców Molly.
– Dobrze, szefie, wyciągnij z niego
szczegóły odnośnie tej dziwnej organizacji. Zobaczymy, czy jego
informacje pokrywają się z naszymi – powiedziała, chociaż nie
było szans, żeby ją usłyszał.
***
Tony nie odczuł tego, że temperatura
w pokoju spadła. Był zbyt zaabsorbowany tym co usłyszał.
Poczynili dość spory krok na przód, albowiem odkryli, że mordercą
na pewno nie jest Michael. Problem polegał jednak na tym, że był
to póki co ich jedyny podejrzany.
– Gdzie spotkałeś się wtedy z
Genem? Alice także tam była?
– W ich domu, w Kalifornii, i nie,
był tam tylko on – odpowiedział Raviser nieco pogodniejszym
głosem. Ukradkiem posyłał tęskne spojrzenia w kierunku drzwi,
niestety, przesłuchanie nie skończy się tak szybko, a Tony
zrozumiał, że nie zdąży nawet na drugą połowę meczu.
– Zgodziłeś się dołączyć do
The Pride? Wyjaśnili ci w ogóle co to jest?
– Mówili, że to organizacja mająca
na celu pomoc mutantom w razie jakiejś zagłady. Za bardzo lubię
swój żywot by się go pozbywać dlatego tak, zgodziłem się. -
odpowiedział tak jakby była to najbardziej oczywista rzecz na
świecie.
– I to był twój podstawowy błąd.
– odpowiedział Stark nieco przyciszonym głosem i zapisał coś
ołówkiem w notatniku.
***
Dwie godziny później
Jessica kończyła pić kawę. Odstawiła styropianowy kubek na bok i
przelotnie spojrzała na monitor. Od dłuższego czasu nie wydarzyło
się w nic ciekawego. Ravsier zapętlał się w swoich zeznaniach,
powtarzał te same informacje. Do tego kłamał jedynie w tych
szczegółach, które mogłyby poważnie mu zaszkodzić. Oczywiście
tylko wtedy, gdyby miał do czynienia z prawdziwą, kompetentną
policją. Tymczasem najważniejsze wygadał już na wstępie. Widać
myślał, że chodzi im o coś innego. Cóż, nic nie stoi na
przeszkodzie złapania do drugi raz i ponownego przemaglowania. W
końcu to już nie będzie jej sprawa. Podniosła się z twardego
krzesła.
Po drodze zaszła do
łazienki. Między innymi nie chciała, żeby jej pojawienie się
było zbyt gwałtowne. Musiała uważać, żeby samej się nie
wsypać. W końcu oficjalnie nie była reżyserem tego przedstawienia
i nie mogła przerwać sceny.
– Jedno pytanie –
zaczęła, dołączając do Starka. – Masz pan dzieci?
– Nie... I po tym, co
stało się z córką Hayesów nie chcę mieć.
– A co się stało z
córką Hayesów?
– Tak dokładnie to ja
nie wiem – wyraźnie się zmieszał. – Ale mówią, że straszne
rzeczy. Głodówka, narkotyki, eksperymenty... To było takie urocze
dziecko. Chętnie bym udusił sukinsynów, którzy ją dorwali.
Jones pokiwała głową,
nie okazując cienia współczucia, co okazało się najtrudniejszym
z dzisiejszych zadań.
– Myślę, że możemy
pana puścić – oznajmiła sztucznie oschłym tonem.
Tony skinął głową
zgadzając się tym samym, że puszczenie go wolno jest dobrym
pomysłem. Wstał z krzesła i ziewnął przeciągle, spędzenie
ponad dwóch godzin w bezruchu, i to w ciepłym pomieszczeniu
zdecydowanie może człowieka znużyć. Los był jednak na tyle
wspaniałomyślny dla Starka, że nie dał mu nawet okazji do
narzekania. W korytarzu dało się bowiem słyszeć podniesione
głosy, poszedł chyba nawet jeden, czy dwa strzały. Tony zerknął
na Jessicę nieco zaniepokojony, takiego rozwoju wydarzeń akurat się
nie spodziewał.
– Koledzy od pokera
przyszli – powiedział Michael w momencie, w którym jeden z
mężczyzn za drzwiami zabluźnił głośno żądając uwolnienia
krewniaka, najwyraźniej był to wymieniony wcześniej brat. Drzwi,
na które napierało czterech naprawdę dobrze zbudowanych samców
niestety nie wytrzymały zbyt długo, po chwili cała trójka mogła
oglądać już zdenerwowanych pokerzystów w całej okazałości.
– Teraz to ja na pewno
nie zdążę na mecz...
– Masz igrzyska na
miejscu – odparła Jessica. – Może się jakoś, panowie,
dogadamy?
Krzesło, które
poszybowało w jej stronę i rozbiło się na ścianie, mówiło samo
za siebie. Odruchowo złapała połowę nogi, szczęśliwie
turlającej się w jej stronę i z całej siły uderzyła w kolano
najbliższego dryblasa. Sądząc po trzasku, jaki wypełnił
pomieszczenie, prawdopodobnie złamała mu rzepkę.
Pozostali natychmiast
rozbiegli się po pomieszczeniu. Nie odważyli się jednak podejść
do Mścicieli na odległość ramienia. Skupili się głównie na
połamaniu biurka i drugiego krzesła. Dość nieudolnie starali się
narobić bałaganu. Jessica starała się im nie przeszkadzać. I tak
kiepsko im szło trafianie w nią. Wreszcie udała, że nie patrzy, a
tamci zgodnie uciekli. W ścianie został malowniczy ślad po
wybuchu.
– Pierwszy raz widziałam
na żywo gang, który nie umiał strzelać.
Tony nawet, gdyby miał
taki zamiar, nie zdążyłby narzucić na siebie zbroi tak by
unieszkodliwić wroga. Stał w miejscu obserwując to co dzieje się
dookoła... Sytuacja była dziwna, ale trwała tak krótko, że
jedynie wielka dziura w ścianie była dowodem na to, że miała
miejsce.
– Trzeba tych ludzi
wcielić do armii – powiedział Tony, gdy podnosił z podłogi
zakurzoną marynarkę i ruszył w stronę wyjścia.
Podróż powrotna do Nowego
Jorku, według Starka, minęła znacznie przyjemniej. Może wpłynął
na to fakt iż tym razem to on siedział za kierownicą? Zaniechując
dalszego dedukowania nad tym zerknął na nieco zamyśloną Jessicę
Jones.
– I co teraz?
– Teraz grzecznie wrócisz
do siebie i położysz się spać – odparła, odpinając pasy.
Kątem oka zerknęła na
Avengers Mansion. Rezydencja po zmroku sprawiała raczej posępne
wrażenie.
– Zostałeś wyznaczony
na ochotnika do opieki nad Molly. Ktoś musi się nią jutro zająć,
kiedy ja będę szukała jakichś jej krewnych. Będzie dzień
dziecka, więc możecie się przejść do Central Parku, na pewno na
coś się załapiecie. – Ostatnie słowo wypowiedziała, stojąc
już na zewnątrz samochodu.
Tony (w jego oczach chyba
dostrzegła cień strachu) wskazał na zadrapany policzek i już
otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Gestem kazała mu się
nachylić w swoją stronę, sama zaś w osobliwy sposób uklękła na
fotelu pasażera, żeby cmoknąć Starka w czoło.
– Lepiej? To widzimy się
jutro po południu!
Nie uśmiechało mu się
to. Wolałby spędzić dzień na oglądaniu powtórki meczu zamiast
na opiece nad jedenastoletnią dziewczynką. Był także nieco
przestraszony, nigdy w życiu nawet nie bawił się z dziećmi, a tu
nagle ktoś wyskakuje mu z informacją, że ma nad jakimś sprawować
pieczę! Dla Tony'ego brzmiało to jak scenariusz filmu fantasy, ale
nawet mimo tego, wstał z łóżka około południa i ogarnąwszy się
nieco przybył pod Avengers Mansion. Trzy głębokie wdechy wykonane
z trudem utwierdziły go w przekonaniu, że to będzie jeden z
dziwniejszych weekendów jego życia. Molly, która otworzyła drzwi
z szerokim uśmiechem myślała chyba nieco inaczej.
– Jess, jesteś pewna, że
chcesz to zrobić? Możemy oddać ją do jakiegoś hotelu dla dzieci
i razem zajmiemy się tą sprawą – zwrócił się do Jessiki nieco
przyciszonym głosem, w momencie, w którym Jones wynosiła walizkę
na zewnątrz.
– Poradzisz sobie,
szefie. Zresztą nie wydaje mi się, żeby Molly chciała zostać w
jakimś hotelu dla dzieci, kiedy ma do wyboru spędzenie z tobą
trochę czasu.
Musiał tutaj zadziałać
jakiś umówiony znak, ponieważ Molly w jednej chwili rzuciła na
podłogę tenisówkę i podbiegła do dorosłych, łapiąc jedną
ręką nadgarstek Jessiki, drugą Tony'ego. Wyraz twarzy
jedenastolatki był tak zdeterminowany, że nie musiała nic mówić.
Wyraźnie nie życzyła sobie zmiany planów.
– Potraktuj to jako
okazję na zostanie ojcem na jeden dzień – podpowiedziała Jess,
wyswobadzając się z uścisku małej.
Wygładziła materiał
sukienki, w której wyglądała wystarczająco profesjonalnie, by
statystyczny Amerykanin nie zadał niewygodnych pytań, po czym
wsiadła do swojego samochodu. Czarna terenowa toyota jak zawsze na
początku ruszyła dość niezdarnie. Jessica spojrzała w lusterko i
uśmiechnęła się do machającej Molly. Dziewczynka wciąż stała
w jednej tenisówce przed drzwiami i żywo o czymś opowiadała.
Stark wydawał się nieco mniej radosny.
Tony westchnął ciężko
wpatrując się w samochód, który powoli znikał za rogiem.
– Jadłaś kiedyś lody z
frytkami? – zapytał nagle przerywając to uciążliwe milczenie.
– Nie. Ciocia nie pozwala
mi jeść takich rzeczy.
– W takim razie dzisiaj
twój szczęśliwy dzień – zauważył zmuszając się do uśmiechu
i otwierając przed dziewczynką drzwi samochodu. Najprawdopodobniej
Jessica zemdleje usłyszawszy to jak spędziła weekend jej
podopieczna, jednakże tym Tony przejmował się aktualnie najmniej.
Powierzając mu Molly mogła się chyba spodziewać, że nie będzie
zachowywać się jak przykładny wujek, tak?
Po opuszczeniu rzeczonego
lokalu, w którym dziewczynka prócz frytek z lodami zjadła także
dwa cheeseburgery, hot doga oraz naleśniki z czekoladą (to wszystko
popiła colą bez cukru), mieli udać się do Central Parku, w którym
faktycznie organizowano jakieś zabawy dla dzieci. Nie miał na to
ochoty, było tam tyle osób, że zapewne jutro w internecie będzie
się wręcz roić od zdjęć przedstawiających „Starka z córką”.
– Wujku, kupisz mi watę
cukrową? – zapytała Molly wyrywając go z zamyślenia. Czy to
jest jakaś jej dodatkowa moc? Pochłanianie niezliczonej ilości
jedzenia? Możliwe, bo po kilku minutach po zakupionej wacie nie było
już śladu. Dziewczynka chadzała po całym parku, a Stark ledwo co
za nią nadążał, nigdy nie był wybitnie dobrym biegaczem.
Oparłszy się o drzewo by odsapnąć rozejrzał dookoła mając
szczerą ochotę zabrać smycz pani z psem, która siedziała na
ławce. Uznał to jednak za mało humanitarne i udał się w dalszą
pogoń za Molly Hayes.
Gdy zaczęło już
zmierzchać, a nogi zupełnie odmawiały im obojgu posłuszeństwa
udali się do Stark Tower. Miał nadzieję, że w pobliżu nie ma
żadnego telepaty, albowiem ten poczułby się najpewniej zgorszony
odczytując myśli Tony'ego. „Zabiję cię Jess”, tak brzmiała
najłagodniejsza.
– Zjadłabym coś,
zamówimy pizzę? – zapytała Hayes, która oparła twarz o szybę
szklanej windy. Tony spojrzał na nią i wzruszył ramionami.
– Jeśli masz ochotę –
przyznał starając się tym samym ignorować pytające spojrzenia
posyłane mu przez innych pracowników znajdujących się w windzie.
Nie mógł się im jednak dziwić, sam zareagowałby podobnie widząc
taką scenę z własnym udziałem. Po wejściu do apartamentu
pierwsze co zrobił to opadł na kanapę wbijając twarz w poduszkę.
– Do czego to służy? –
zapytała Molly, a Tony uniósł na chwilę wzrok.
– Jak naciśniesz ten
żółty przycisk to się dowiesz, tylko nie celuj tym w siebie. –
odpowiedział, a w tym samym momencie usłyszał wystrzał.
Jedenastolatka trzymała właśnie w rękach jedną z najbardziej
niebezpiecznych broni na świecie. – Ładny cel, ale teraz odłóż
i pobaw się czymś innym. – skomentował jedynie wstając z kanapy
i mruknął coś do swojego komputera czując dziwny, nagły przypływ
energii. Jarvis wykonał zadanie, a muzyka The Clash z tekstem
śpiewanym przez Starka i głośny śmiech Molly wypełniły cały
salon.
Piosenka skutecznie
zagłuszyła dzwonek komórki Tony'ego.
Kilkadziesiąt mil dalej
Jessica wysłuchała po raz piąty głosu automatycznej sekretarki,
powiedziała jej kilka ciepłych słów i rozłączyła się.
Schowała telefon do torebki. Dobrze, że w pobliżu nie było
żadnego telepaty. Potrzebowałby soli trzeźwiących po wysłuchaniu
myśli Jones. Niektóre słowa znalazły ujście przez jej usta.
Dobrze, że w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby ją pozwać o
grożenie wymyślnymi torturami komuś o nazwisku Stark.
Jessica obiecała sobie, że
po rozmowie z Petunią Cook włączy radio w samochodzie. Jeśli w
Nowym Jorku doszło właśnie do jakiegoś kataklizmu, na pewno o tym
powiedzą.
– A mogę obejrzeć film
na tym dużym ekranie? – zapytał prywatny nowojorski kataklizm
Tony'ego po tym, jak znudziło mu się granie w kółko i krzyżyk ze
sztuczną inteligencją. – Taki z Harrisonem Fordem, jak u cioci...
Bo trochę się stęskniłam – przyznała Molly.
– Harrison Ford? Filmy z
moim udziałem są ciekawsze, ale nie dla dzieci. – powiedział
Tony zastanawiając się przy tym dlaczego Molly wygrała z Jarvisem
trzy razy, a on przez dwadzieścia lat nie potrafił, mimo wielu
prób, tego uczynić. – Ale jasne, czemu nie? Lubisz Gwiezdne
Wojny? Pewnie nie, chociaż powinnaś... No to może Indiana Jones? –
zaproponował, a po dwudziestu minutach z miską popcornu oraz paczką
cukierków zasiedli przed telewizorem. Dla kogoś kto niespodziewanie
by tutaj wszedł zapewne zabawny wydałby się fakt, że i Tony, i
Molly poruszali ustami jednocześnie z aktorami wypowiadając
dokładnie te same kwestie.
Dotychczas Molly nigdy nie
obejrzała wszystkich czterech filmów o dzielnym archeologu podczas
jednej nocy. Czuła się niesamowicie dorosła, wiedząc, że powinna
kłaść się spać wtedy, gdy Indy był na poczęstunku u gospodarzy
Świątyni Zagłady. Aczkolwiek nie na tyle dorosła, by spokojnie
patrzeć na sceny pocałunków (na szczęście nie było ich tak
dużo) i zasłaniała sobie oczy poduszką.
Po skończonym seansie nie
miała jeszcze ochoty iść spać, dlatego namówiła Jarvisa, żeby
włączył jej jeszcze Mumię. Kiedyś bardzo chciała to obejrzeć,
ale Jessica jej zabroniła...
…W połowie filmu Molly
już wiedziała, dlaczego. Mimo to oglądała dalej, nie mogąc
oderwać wzroku od ekranu. Bardzo mocno przyciskała do siebie
poduszkę. Uważała, żeby nie pisnąć, nie chciała obudzić
Tony'ego, który wyglądał całkiem zabawnie, gdy tak spał na
kanapie.
Zdecydowała, że nie
obejrzy następnej części. Może jutro. Kiedy będzie już dzień.
Bardzo jasny dzień, bez żadnych potworów czających się w mroku.
W sumie najgorsze ciemności tej nocy chyba już minęły. Zegar
pokazywał czwartą, a niebo za oknem nabrało tendencji do
rozjaśniania się.
Nie wiedział ile czasu
spał, ale kiedy się obudził leżał na kanapie tuż obok Molly,
którą zaniósł do łóżka mimo tego, że już świtało. Później
nakrzyczał na Jarvisa za to, iż puścił jej Mumię, kiedy mógł
wybrać horror nieco wyższych lotów.
Z kubkiem parującej i
jakże pysznej kawy wyszedł na taras rozkoszując się ciszą. Nic
nie było w stanie zakłócić mu tej chwili spokoju... No może
prócz jednego.
– Wujku, co na śniadanie?
– Cóż... Może zrobimy
gofry? Gdzieś tu miałem chyba nawet przepis i tę, no... gofrownicę
– powiedział westchnąwszy przy tym i ruszył w stronę kuchni
wraz z podekscytowaną jedenastolatką. Przed rozpoczęciem
szykowania śniadania upewnił się jeszcze czy czujnik dymu jest
sprawny, na ich szczęście był.
W sąsiednim pomieszczeniu
odezwał się telefon. W ciągu nocy dzwonił dwa razy, w ciągu
ostatniej godziny pięć.
Jessica nie mogła się
denerwować. To byłoby niewskazane. Dlatego uparcie wmawiała sobie,
że po prostu martwi się o Molly. I może nawet trochę o Starka.
Znała możliwości dziewczynki. Niepotrzebnie zostawiała ją na tak
długo sam na sam z Tonym. Mogła przecież poprosić kogoś
innego... Ruszyła pokrętło głośności. Może radio zagłuszy jej
myśli. Za trzy godziny będzie w Nowym Jorku. Jeśli dobrze pójdzie
i korki nie sparaliżują zupełnie ruchu, za pięć godzin znajdzie
się w Stark Tower.
Zatelefonowała do Starka
ze stacji benzynowej, obiecując sobie, że jeśli tym razem włączy
się sekretarka, więcej nie zadzwoni. Zostawiła jednak krótką
wiadomość o tym, że niedługo wróci i ma nadzieję, że nikt nie
zrobił sobie dotkliwej krzywdy.
– Te kanapki są pyszne –
przyznała Molly, gdy siedzieli przy jednym ze stolików stołówki
pracowniczej. Stark skinął głową ciekawiąc się przy tym czy
strażacy już sobie poszli i ile osób do sprzątania będzie musiał
zatrudnić by pozbyć się sadzy.
– Ciocia dzwoniła.
Gdzieś z osiemnaście razy – powiedział po chwili kiedy wyciągnął
w końcu telefon z kieszeni spodni, który zabrał z pokoju
mimochodem. Uznał, że jeśli byłoby to coś ważnego to
zadzwoniłaby jeszcze raz także postanowił nie oddzwaniać,
niedługo i tak się spotkają.
– Pójdziemy pograć w
tenisa?
– Jasne, ale najpierw
kupimy ci rower, słyszałam, że jakiś chciałaś. – oznajmił i
uśmiechnął się przy tym. Dopiero czerwiec, a Tony już może
skreślić ze swojej noworocznej listy „zrobienie dobrego uczynku”,
idzie coraz lepiej, rok temu wszystkie punkty wypełniał w grudniu.
– Ale teraz chciałabym
zagrać w tenisa. Ba-ardzo bym chciała zagrać w tenisa. –
Jedenastolatka usiłowała naśladować ten ton głosu, który już
niejednokrotnie słyszała u Jessiki. Zawsze podziwiała to, że
ciocia umie za pomocą jednego zdania narzucić innym swoją wolę.
To prawie jak magia.
– Ostatecznie możemy
pobawić się robotami. Ale takimi bardzo małymi. Jak lalki –
powiedziała po trzech minutach ciszy. Najwidoczniej Tony nie
przepadał za tenisem. Molly jeszcze nie wiedziała, czy ona lubi ten
sport. Następnym razem sprawdzi.
– Roboty? Chyba mam
takich kilka – powiedział, a od razu potem ruszyli już w stronę
windy. Tak, strażacy opuścili apartament zostawiając jednak
karteczkę, gdzie idiota było najłagodniejszym epitetem. Stark
podążył jednak dalej, do sypialni i wyciągnął z szafy pudło,
które miał wyrzucić już dawno. Dziwny sentyment jednak mu na to
nie pozwalał.
– Wybierz sobie
któregoś... Ale nie, nie tego, ten jest mój.
Postawił skrzynię na
podłodze samemu siadając obok po turecku. Nagle przestało mu się
wydawać to dziwne, to wszystko, zabawa z dzieckiem zaczęła stawać
się całkiem przyjemna. Szczerze powiedziawszy spodobała mu się ta
opieka, było zabawnie i chyba nawet trochę się do Molly Hayes
przywiązał... Nigdy jednak nie wypowie takich słów na głos!
– Nie masz przypadkiem
sukienek? Robot-księżniczka to byłoby coś!
***
Nikogo nie zdziwiła czarna
terenowa toyota przy Stark Tower. Nikogo nie zdziwiła zaniepokojona
kobieta, stukająca obcasami w taki sposób, że wszyscy woleli
usunąć się jej z drogi. Wszystkie rodzące się pytania zostały
zabite przez zdrowy rozsądek. Jessica Jones bez przeszkód dotarła
do apartamentu. Natomiast na dole garść strażników ciągnęła
losy o to, kto weźmie na siebie odpowiedzialność za brak
kompetencji.
Zapach dymu nie oznaczał
nic dobrego. Serce Jessiki zaczęło bić szybciej, gdy uświadomiła
sobie, że nazwisko Tony'ego, Molly i słowo „dym” nie powinny
nigdy wystąpić razem w jednym zdaniu. Jones przyśpieszyła kroku,
chcąc sprawdzić każe pomieszczenie.
Trafiła za siódmym razem.
Na chybił trafił otworzyła drzwi, a obrazek, jaki tam zastała
sprawił, że poczuła, jak ziemia osuwa się jej spod stóp. Jessica
oparła się o framugę i przycisnęła palcami skronie. To zawsze
zapobiegało omdleniu.
– Szefie, z okazji dnia
dziecka nie urządzę ci nawet połowy tej awantury, na jaką
zasługujesz – powiedziała. – Zresztą obojgu wam należy się
awantura... Mam bilety do centrum zabaw i – zaczęła, ale zaraz
przerwała.
Molly nie odpowiadała. Do
tego czasu jedenastolatka powinna już podbiec do Jessiki i zacząć
wyrzucanie z siebie słów z prędkością światła. Jones weszła
do pomieszczenia. Dopiero teraz zauważyła, że dziewczynka leży na
dywanie pośród dziwacznych metalowych i elektronicznych części,
zwinięta w kłębek.
– Nasze dziecko
zasnęło... Szkoda tylko, że nie w łóżku.
–
Miło cię widzieć – przywitał się z uśmiechem i wstał z
podłogi. – Odsuń się i zostaw to mnie, nie powinnaś się
nadwyrężać czy coś – przyznał widząc, że Jessica chce
podnieść Molly. Sam to zrobił i zaniósł ją do łóżka,
ponownie. Tym razem czuł jednak, że nie obudzi się tak szybko jak
poprzednim razem.
– Jak minęła ci podróż? – zapytał po powrocie. – Myślę, że kobieta w twoim stanie nie powinna się tak przemęczać, ale mnie nikt nigdy nie słucha – zaczął dając wyraz swej irytacji. – Znalazłaś kogokolwiek?
– Jak minęła ci podróż? – zapytał po powrocie. – Myślę, że kobieta w twoim stanie nie powinna się tak przemęczać, ale mnie nikt nigdy nie słucha – zaczął dając wyraz swej irytacji. – Znalazłaś kogokolwiek?
–
Zadanie paru ludziom kilku pytań to jeszcze nie jest przemęczanie
się. Z naszej dwójki to ty powinieneś usiąść. Wyglądasz,
jakbyś próbował wsiąść do metra przez zamknięte drzwi.
Oczywiście gdybyś tylko jeździł metrem. Molly dała w kość,
szefie? – Jessica posłała Tony'emu swój najjaśniejszy uśmiech
w ramach częściowego zadośćuczynienia. – Wygląda na to, że
jeszcze przez jakiś czas będziemy jej rodziną. Nie ma wielu
krewnych. A jeśli chodzi o tych, których ma, to im nie
powierzyłabym łyżki wody.
–
Może trochę. Ale jeśli kiedyś chciałabyś wyskoczyć do kina to
ja się wtedy mogę Molly zaopiekować. Całkiem przyjemnie się
bawiliśmy. – przyznał próbując zignorować smród spalenizny
dobiegający z kuchni. Prawda, może natrafili na kilka trudności,
acz nie były one na tyle duże by móc uznać ten weekend za
nieudany.
– I
w takim razie nie ma innego wyjścia, Molly póki co zostaje z nami,
a potem wymyślimy co dalej. – zaczął zastanawiając się nad tym
przez chwilę. – Masz jakieś plany na popołudnie? Bo chyba nie
chcemy zmarnować tych biletów do centrum zabaw...________________
Spóźnione życzenia z okazji dnia dziecka dla wszystkich tych, którzy się poczuwają, bo jeszcze mogą oraz dla wszystkich, którzy się poczuwają, chociaż już nie wypada.
Jessica Jones & Anthony Stark
[Zwariowałyście, taka ilość tekstu. Ale przecież jakże zacnego tekstu. Czytało się szybko, miło, przyjemnie. Idealne zakończenie weekendu, tak powiem. Cieszcie się, bo Wam wyszło. Były elementy zabawne, były i wzruszające. Oprócz tego, że Molly jest dla mnie zbyt dziecinna jak na swój wiek i oprócz paru błędów interpunkcyjnych, nieuniknionych w każdym opowiadaniu, jest dobrze. ;)]
OdpowiedzUsuń[Ja zwariowałam już dawno, teraz tylko zbieram żniwa. Ale dziękuję za opinię, jest prawie taka, że chce się żyć.
UsuńDzisiaj miałam okazję obcować z trzema jedenastolatkami. Jeśli mi powiesz, że przebieranie się co dwie godziny w inną sukienkę jest przejawem wstępnej dojrzałości, zwrócę honor.]
[Przebieranie się to akurat żenada, ale jedenastolatki na pewno nie zasłaniają oczu poduszką na scenach pocałunku. Błagam, nie te czasy.]
Usuń[Ja tylko powiem, że Kraina Psychodelicznych Kucyków jest chyba pięć razy lepsza od rzeczywistości. Dziękuję, do widzenia.]
OdpowiedzUsuń[Nie, właściwie jeszcze nie XD Właściwie, to mam do powiedzenia też to, że notka była tak płynna, że czytanie jej było jak odpoczynek dla oczu. Oczywiście nie z perspektywy okulisty ;)]
[No i jeszcze gratuluję, że wasze style tak się ładnie dopełniają ;) Teksty były bezcenne]
[A oprócz tego, przedstawię jedenastolatkę na swoim przykładzie, który z biegiem czasu może i nie jest zbyt dokładny i ... cóż, współczesny - zasłaniałam oczy do trzynastego roku życia, bardziej niż przebieranki lubiłam kreskówki, a największym przełomem w moim życiu było kupienie następnej Barbie, którą się nie bawiłam ;) Ale ja byłam strasznym dzieckiem. Jedenaście lat to wiek głupio-mądry, kiedy szpanujesz wiedzą z Animal Planet, jeżeli mogę wtrącić swoje dwa grosze do tej wymiany zdań]
[No to na tyle ;) Podobało mi się niezmiernie]
[Yeah! Ktoś to czyta! A już się bałam, że niesłusznie zaprotestowałam przeciwko poszatkowaniu tekstu na części bardziej przyswajalne dla zjadaczy chleba. Ja oczywiście dziękuję (ale tylko za te uwagi dotyczące mojej części tekstu, nie będę Starkowi odbierać przyjemności).
OdpowiedzUsuńI drugi raz: Yeah! Ktoś podziela moje zdanie co do jedenastolatek. Osobiście uważam, że od nich dziecinniejsi są jedynie sześćdziesięciolatkowie.]