1.04.2012

I know you'll be a sun in somebody else's sky, but why?


J U B I L A T I O N   " J U B I L E E "   L E E
mutantka   |   dziewiętnaście lat   |   4 lipca 2001 roku
była uczennica Instytutu Xaviera   |   studentka   |   zamieszkuje w Instytucie
wytwarza eksplozje plazmatyczne w postaci fajerwerków |  pracownica Stark Industries 

 ✩

show me the way...
Historia życia powinna być długa i poprzeplatana przykrymi zdarzeniami, ale co jeśli Jubs miała ich znacznie więcej niż potrzeba, by nazwać żywot "normalnym". Jako nastolatka straciła rodziców, co już powinno być największą i ostatnią trudnością. Z braku innej rodziny trafiła do sierocińca, gdzie jako zbuntowany dzieciak nie czuła się nadzwyczaj dobrze. Przenoszona kilkakrotnie, nauczyła się żyć samotnie, bez żadnych autorytetów i wsparcia. Pod groźbą odesłania do jedynych krewnych w Chinach, z którymi nie miała nigdy do czynienia, uciekła i zamieszkała w  najbliższym centrum handlowym, nocą chowając się po magazynach, a w dzień, dając pokaz swoich umiejętności nabytych jako mutantka. Niedługo zagrzała tam miejsca, po ciągłych ucieczkach przed ochroną centrum, aż w końcu nieomal zabita przez członków M Squad. Cudem uratowana przez kilka uczennic szkoły Xaviera. Zafascynowana umiejętnościami kontrolowania własnych mocy Jubilee zakradła się za nimi, by znowu spotkać swoje wybawczynie. Po nieudanych próbach, porwaniach, przeniesieniach w końcu zagrzała miejsce w Instytucie. Uczyła się tam, oczywiście nie obyło się bez kilku buntów i kłótni z samym profesorem Xavierem, do którego nigdy nie mogła się przekonać, a na szacunek nie było tutaj szans. Wkrótce, kiedy profesor chciał przenieść ją do Instytutu Emmy Frost, Jubilee znowu uciekła, tym razem w otwarte ramiona ciotki Hope, która pojawiła się nie wiadomo skąd. Zamieszkała u niej i uczęszczała do publicznego liceum, gdzie zaaklimatyzowała się całkiem nieźle. Czy to już koniec przykrych zdarzeń, pytacie? Dobre sobie. Po szczęśliwym pół roku, kiedy Jubs zupełnie zapomniała o tym, że jest mutantem ( czasem tylko jeden z X-menów uparcie do niej telefonował), ciotka Hope wysadziła w powietrze dom, pozostając w środku. Jako tajna agentka poświęciła swoje życie, by ratować siostrzenicę i wiernego pomocnika - Brada. Pech chciał, że na miejscu pojawił się akurat uparty X-men i zaciągnął ją z powrotem do Instytutu.Przyjaciele powinni być obecni zawsze i wszędzie. No to akurat jej się udało. Sama nie wie czemu, ale jakoś nikt nie zwraca uwagi na jej dziecinne pyskowanie i wieczną niechęć, więc w jakimkolwiek miejscu, by nie było zawsze ma przy sobie kogoś kto ją wspiera i jest w stanie wyplątać ją z największych kłopotów. Tylko czemu w większości przyjaźniła się z mężczyznami? Niech mi ktoś teraz powie, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje, to pokaże prawdziwą moc fajerwerków.


✩  ✩

...to the next whiskey bar.
Charakter stosunkowo zmienny. Zależy jak długo kogoś zna i czy go lubi. Na pierwszy rzut oka zadowolona z życia, normalna nastolatka, odwróć na chwilę wzrok i znowu przyjrzyj się dokładniej . W niebieskich oczach płonie żar, a na pełne usta ciśnie się jadowity sarkazm. Nie zmienisz tego, nawet jeśli bardzo byś chciał. Łatwiej będzie się do tego przyzwyczaić i ignorować dziecinne zachowania, które nadal w niej pozostały. Spróbuj nią rządzić, chociaż nie, dla własnego dobra lepiej nie próbuj. Na twoje nieszczęście, ku jej boku zawsze znajdzie się osoba, która tak samo jak ona nie lubi manipulacji ( to tłumaczy ciągłe kłótnie ze Cyclopsem). Czasami potrzebuje czyjegoś towarzystwa, by nie zwariować, ale większość wieczorów spędza samotnie.  Lubi się uśmiechać, czasem z byle powodu, lub po prostu szeroki uśmiech może wynagrodzić te wszystkie jej podłości. Strasznie dziecinna będzie po sam życia kres. Pewnie nadal bawi ją podklejanie gum pod krzesła nauczycieli. Uparta jak nikt inny. Kiedy już zadecyduje się coś zrobić, to choćby nie wiadomo jak bardzo skazane na porażkę to było i tak się nie podda.
Wygląd to pojęcie względne. Ubrania nosi tak skrajnie różne, że nie sposób jest za nią nadążyć. Ktoś kiedyś zażartował, że nosi odzież podkradaną z szaf kolejno: Rogue, Storm, Jean, Dazzler i Nightcrawlera. Sama zaprzecza zbrodniom, o które ją oskarżono. Posiadaczka czarnych, przechodzących w granat włosów o ścięciu iście kosmicznym. Jakby pewnego dnia chwyciła nożyczki i bez patrzenia w lustro wycięła najdłuższe kosmyki. Oczy niebieskie, a twarz jak najbardziej charakterystyczna dla jej pochodzenia. Figura drobna, a przy większości X-menów czuje się co najmniej niska.
Swoich umiejętności mutanta używa tylko w razie konieczności, lub by kogoś postraszyć. Ilość, oraz moc jej fajerwerków zależy od jej emocji, więc kiedy jest wściekła potrafi wytworzyć ich znacznie więcej, a potem wchłonąć je bez żadnych szkód.

✩  ✩

AKTUALNIE: Przesiaduje w Instytucie, chowa się po kątach i czasami wyciągana na spotkania dotyczące "wielkiej wojny" udaje, że coś ją to obchodzi. Chwilowo nie wie, co z jej pracą, bo nie może się pokazać w niej, przez nieodwołalny zakaz Xaviera pod groźbą spędzenia dnia z Cyclopsem.

✩  ✩



POWIĄZANIA   |   WSPOMNIENIA   |   INNE  

_______________________________
Mam swój wielki comeback? No niech ktoś powie, że tak. Obiecuję, że tym razem tak szybko z Jub nie zrezygnuję i trochę urozmaicę tę postać. Nie pytać, czy chętna na wątek, tylko zaczynać, albo podrzucać pomysły to ja zacznę. Witam, witam i od razu mówię, że Jub nie gryzie, tylko strzela fajerwerkami czasami, ale one nie są szkodliwe na dłuższą metę.
I od razu przepraszam Starkową za wpisanie sobie jej biura jako miejsce pracy, ale chciałam szybko opublikować kartę, a ktoś z gadu zwiał. Poza tym na poprzedniej wersji bloga Jubs była pracownicą, więc sobie pozwoliłam to kontynuować :3

24 komentarze:

  1. [ JUBILEEE! Jubs, Jubs, Jubs! Kocham Cię po prostu :3]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witamy z powrotem, masz swój wielki comeback. Karta przemiła, ale ja bym zrobiła porządek z czcionkami, bo blogspot chyba spłatał figla.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Pierwszy tekst masz inną czcionką, drugi inną. Ale to prawdopodobnie wina blogspota, który przy edycji pokazuje, że wszystko jest w porządku. To jedna z jego wad.
    Masz rację. Teraz będzie wiedzieć więcej o Wdowie, może też mieć niezłe wyrzuty wobec niej. Co do Storm, to po konflikcie postaram się jakoś załagodzić te stosunki, czy to z autorką, czy to sama. Jeśli chodzi o sam wątek, to mam dylemat. Czy zaczynać teraz, czy po tej wielkiej notce. Teraz też może być ciekawie... Co powiesz na zupełnie przypadkowe spotkanie?]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Ja nie zapytam, czy chętna na wątek. Zapytam tylko, czy będzie możliwość, że Snow i Lee będą się jako tako znali z Instytutu. Owszem, pytam o powiązanie, bo o miejsce raczej pytać nie będę, pomysł na wątek posiadam. Prawdopodobnie.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Pomysły, pomysły. Wy wszyscy zdecydowanie za dużo ode mnie wymagacie!
    Dobra, a tak poważnie. Jeśli Jubes ma tylko 19 lat, to nie ma szans, żeby znali się z Instytutu, prawda?
    Przypadkowe spotkania są oklepane i zazwyczaj nic z nich nie wychodzi, także musiałabym się porządnie zastanowić, jeśli już... ]

    OdpowiedzUsuń
  6. [A ja dopiero teraz widzę Jubs :< Musiała mi gdzieś zaginąć w akcji, za co bardzo przepraszam 3:]

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Obiecaj, że mi już jej nie zabierzesz, co? Szuler ma tylko jedną taką petite soeur i nie powinno się mu jej zabierać. To nietyczne, niemoralne i nieuczciwe. Witam z powrotem. Kto zaczyna wątek i o czym?]

    OdpowiedzUsuń
  8. [A jak. A teraz takie przypadkowe spotkanie będzie pikantne, bo jednak stoją po przeciwnych stronach. Kto zaczyna? Aha, mam prośbę. Możesz szepnąć Gromowładnemu, żeby coś zrobił z wątkiem, bo się Natasha za nim stęskniła :)]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Oczywiście :3
    Mogą się znać z Instytutu, bo to w sumie najwygodniej. Paige na razie X-Menem nie jest, ale od biedy czasami tam zagląda. Mogłaby na kilka dni wpaść, z przyczyn znanych tylko sobie i w tym czasie jakoś by spędzały czas.]

    OdpowiedzUsuń
  10. Siedziba Stark Inustries znajdowała się praktycznie w centrum Manhattanu, stając się powoli jednym z najważniejszych biznesowych miejsc w Nowym Jorku, o ile już tak nie było. Dojście do budynku było bardzo proste, dojechać można było metrem (które nawet chciało nadać nazwę przystankowi od nazwy firmy) lub taksówkami, żółtymi ulubienicami nowojorczyków. Ona sama wolała dojechać własnym, służbowym autem (zawsze lubiła tę grę słów - niby firmowe, ale jej), bo skakanie z dachu na dach nie przystawało kobiecie, która miała na sobie kusą sukienkę i torebkę na ramieniu, z plikiem papierów w dłoni.
    Pech chciał, że często pojawiały się korki. Dlatego tego dnie zrezygnowała z jazdy samochodem, skoro miała jechać w godzinach szczytu. Wzięła taksówkę, licząc, że przynajmniej kierowca zna zakamarki Nowego Jorku i łatwo ją zawiezie do celu. Przeliczyła się, on także utknął.
    Zapłaciła, odmawiając wydawania reszty i wysiadła z żółtego samochodu, widząc, że długo to ona stąd się nie wydostanie, jeśli nie przejdzie pieszo. Było stąd już blisko, dlatego przemknęła między stojącymi autami wraz ze wściekłymi kierowcami i pasażerami. Aż dziw, że jeszcze się nie przyzwyczaili.
    Na chodniku było równie tłoczno. Maszerowała przed siebie, próbując ignorować zboczone spojrzenia całej masy meneli, którzy pojawiali się o tej porze, żerując na biznesmenach o drobne na "chleb" (czytaj wódkę).
    Gdzieś za sobą, na prawo, usłyszała syknięcie. Wyuczony szpieg od razu rozpozna, że coś jest nie tak. Obróciła się, widząc jak znajoma osoba odpycha młodszego dzieciaka. Jubilee.
    - Mały - warknęła, łapiąc chłopaka, który chciał stać się niewidzialny i spojrzała na niego groźnie. - Miasto jest niebezpieczne. Jak chcesz znikać, unikaj tłumu ludzi. I uważaj na siebie.
    Odepchnęła go łagodnie, dając znak, żeby szedł dalej. Bez wątpienia było to niebezpieczne, włóczyć się po mieście samemu, skoro do Instytutu jest naprawdę parę długich minut drogi.
    - Nie tak szybko - znalazła się przy Jubilee, stając z nią ramię w ramię. - Miło cię widzieć. Xavier wysłał kogoś na przeszpiegi do Starka, czy może nawiałaś?

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Wspominałam Ci już o moim pomyśle. Jeśli tylko Ci on odpowiada i nie masz żadnych uwag/pretensji/pytań/życzeń, mogę zacząć wątek. ]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Przepraszam, że dopiero teraz, ale nastąpiły pewne problemy techniczne. W sumie, to zaczynałam już wątek trzy razy, ale mój telefon postanowił nie pojąć,że ma dodać, a nie usunąć komentarz. Bywa. Więc do dzieła. :> //Snow.]

    Ostatnim razem, kiedy był w instytucie, nie zabawił tam długo, tak i też mało kiedy tam wracał, mimo iż wiele zawdzięczał temu miejscu, ale w końcu to nie było tak, że zapominał o wszystkich, których tam spotkał, poznał...
    Teraz jednak miał na głowie większe problemy. Biurowców. Ludzi ze Stark Industries. W sumie, nie, że uważał ich za wrednych, pozbawionych serca szarych ludzi, których nie stać na cień uśmiechu i wdzięczności za to, że ten łaskawie przyniesie im kawę dokładnie taką, jaką sobie życzyli (i do niej nie napluje), ale raczej za nimi nie przepadał. W końcu, kto by przepadał? Racja... Zdarzały się wyjątki. Zwłaszcza gdzieś w dziale marketingu. A w końcu miał okazje zapytać o co właściwie chodzi z tym całym konfliktem, w który nawet nie marzył się mieszać, choć logicznym było, że gdyby miał, stanął by murem za swoimi.
    -Jakieś specjalne życzenie, Lee?- uśmiechnął się szeroko, zaglądając do niej, jako do pierwszej, w końcu tacy mają pierwszeństwo, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  13. [A mnie nie było... ale wróciłam, choć znowu uciekam niedługo. To może coś typowo dziewczyńskiego? Niby problematyczne, niby zwyczajne. Hmmm.]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Grrr... muszę pisać komentarz po raz drugi, nie pytaj, dlaczego.]

    Remy nie przejawiał skłonności do filozoficznych wynurzeń. Nigdy nie czytał wielkich dzieł z tej dziedziny i raczej brakowało mu umiejętności cytowania wielkich myślicieli. Nie znał żadnej tezy co do tego, kiedy dom jest domem, a kiedy domem być przestaje. Jednak nawet bez gruntownego przygotowania zdawał sobie sprawę z tego, że jest coraz mniej mile widziany w Instytucie. Raz w życiu zdobył się na poświęcenie, ofiarę i całą resztę szlachetnego pakietu. I tern raz w życiu niewielu osobom się spodobał. Zabawne, jak wielu mutantów boi się siły, której nie zna. Wystarczyło spojrzeć na Xaviera, który milkł w obecności Białego Diabła. Rozważał, kiedy będzie odpowiednia chwila na umieszczenie go w podziemiu w trzynastej kapsule.
    Gambit wiedział, że nie ma wyboru, kiedy Scott użył oficjalnego tonu, żeby powiedzieć mu o spotkaniu w trybie natychmiastowym. Bez oznak buntu poszedł za Summersem do jednego z bocznych pokoi w korytarzu przy Danger Room. W środku już czekała Jean, opierając się o parapet. Remy bardzo szybko oszacował, że w pobliżu znajduje się zdecydowanie za wiele przedmiotów, którymi telepatka bez problemu mogła cisnąć w miękką część jego ciała.
    - Gambit, musimy porozmawiać o najbliższej przyszłość - powiedziała Jean, poprawiając rude włosy.
    - Czyli o tym, co z tobą zrobimy - uzupełnił Summers.
    - I jak się domyślam nie chodzi tutaj o zafundowanie wycieczki na Karaiby w ramach prezentu urodzinowego - mruknął szuler, nie mogąc powstrzymać tego odruchu. Lepiej byłoby nic nie mówić, kiedy znalazł się sam przeciwko tej dwójce.
    Jakby na komendę, drzwi otworzyły się z hukiem. Gambit spojrzał na postać w progu, mając nadzieję, że pojawił się ktoś, na kogo nie ma mocnych. Logan, Storm, może Bishop. Oni wywierali na Cyclopsie niezłą presję. Tymczasem...
    - Petite, dorośli rozmawiają - powiedział do Jubilee. Nie chciał jej mieszać we własne, paskudne sprawy.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Oj, tak. Dla Logana Jubilee zawsze była dzieciakiem i chyba będzie nadal :) Więc, dlaczego by nie. Jakiś wątek można sklecić :)]

    OdpowiedzUsuń
  16. [Dziękuję i... przepraszam, że przyprawiłam Cię o bezsenność. W ramach zadośćuczynienia postaram się podsunąć jakiś dobry pomysł na wątek, co i tak nie wyjdzie znając mnie. Także; Laura praktycznie rzecz biorąc unika wszystkich z Instytutu, może więc Jubilee stęskniona bądź zmartwiona zacznie jej szukać i obie znajdą się przypadkiem w samym centrum walk między drużynami?]

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Jasne <3 Pozwalam sobie dodać to jakże internetowe serduszko, bo zacieszam jak chomik z kołowrotka, że odpisałaś :>]
    - Przecież pamiętam.- mruknął pod nosem, a kiedy zaczęła mówić, bez pardonu , wchodząc do środka, przyciągnął sobie jeszcze krzesełko,usiadł na przeciwko niej.Przyglądał się jej chwilę. Czasem w tym bałaganie czuł się pominięty. Nikt go nigdzie nie werbował, sam może nie chciał sie mieszać, ale nie obrał strony i czuł się winny, zawdzięczając życie i stan obecny instytutowi i mutantom, a pracując u Starka od tak sobie roznosząc kawę.- Ja na "terenie wroga"- powtórzył jej gest- Siedzę już jakiś czas i nikt się mnie nie czepia.- Uśmiechnął się do niej pięknie.- Prawie zapominam tutaj kim jestem, wtapiam sie w tło jak jakiś kameleon, a przecież to nie mój żywioł.- Westchnął.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Wiedziałam! XD W sumie dlaczego by nie, coś się z tego da rozwinąć (chyba) ;)]

    OdpowiedzUsuń
  19. Wbrew pozorom, powalanie kruchej Jubilee na środku alei nowojorskiej byłoby najgłupszym posunięciem w całej jej karierze. No, może bez przesady. Ale jednym z mniej odpowiedzialnych - natychmiast zwróciłaby na siebie uwagę innych. Albo by ją zaczepiano w celach pogratulowania umiejętności, albo (co bardziej możliwe) wydzierano, że rzuca się na nastolatkę. Nie zamierzała zrobić krzywdy Jubilee. Nie widziała jej na żadnej walce, więc po co miałaby się mścić? Jest Mścicielką tylko z nazwy drużyny, w której odgrywa mniej lub bardziej ważną rolę. Ostatnio mało istotną, bo miała wrażenie, że przy akompaniamencie mocy całej masy ludzi, jej umiejętności ograniczają się wyłącznie do pocisków, ciosów i uników. Nic nadzwyczajnego, co zwaliłoby kogoś z nóg. Chociaż pozbyła się paru X-Menów, oczywiście nie w sensie zabijania. Jeszcze pod tym względem nikt nie ucierpiał, byli sami ranni. Obie drużyny były za dobre.
    - Szkoda, że go nie doceniasz. Czasem mądrze gada, czasem. - Przypadkowo okazany szacunek wobec Profesora sam wyszedł na wierzch. Niechcący. Ale szybko został zamaskowany. - Dzisiaj odwiedzisz pracę, Jubs - puściła trzymane kurczowo ramię dziewczyny, pchając się delikatnie naprzód. - Idź.
    Nikomu wojna nie pasowała. Nikt nie chciał walczyć. Ale wszyscy musieli. Dla ideałów. Nie miała za złe Jubs, że należy do Instytutu. Gdyby była bezdomnym mutantem też by tam poszła. Ale że była bezdomnym, w pewnym sensie osieroconym zabójcą, musiała trafić w ręce Tarczy. I oni ją naprostowali, sprowadzając na konkretną ścieżkę. Robią tak do tej pory.
    - Pewnie ucieszy cię fakt, że nikt cię nie zwolnił. - Nie zamierzała mówić, że wpisała jej zdrowotny urlop. Po co? Mruknęła tyle, ile wystarczy dziewczynie. Szły teraz obie w kierunku firmy, przeciskając się przez tłum ludzi na chodnikach.

    OdpowiedzUsuń
  20. Komentarz o szczekaniu był... nie na miejscu. A w każdym razie bardzo nieopłacalny, kiedy stało się przed dwójką silnych mutantów. Jean Grey i jej telepatyczne zdolności, mogłaby zapewne zrobić im obojgu potworne rzeczy, gdyby nie była taką grzeczną wychowanicą Profesora. Z jej strony na szczęście niebezpieczeństwo było stosunkowo niewielkie. Gorzej z Summersem. Mimo wszystkich jego wad, sprawdzał się w walce. I jako przywódca... zazwyczaj też.
    - Fils de pute - syknął Remy i wybił się z miejsca, żeby uderzyć Scotta, zanim ten zdąży skrzywdzić Jubilee.
    W pół kroku zatrzymała go Jean. Niewidzialne pnącza unieruchomiły mutanta, ale on nie sprawiał wrażenia bardzo przejętego tym faktem. Uśmiechnął się w paskudny sposób i jeszcze raz powtórzył tamto francuskie wyrażenie, jakby sprawiało mu szczególną przyjemność.
    Wrzask bólu wyrwał się z krtani Cyklopa. Mężczyzna obiema dłońmi złapał się za twarz i osunął na ziemię. Kurz po eksplozji nieco opadł, a na podłodze ukazały się odłamki czerwonego szkła.
    - Chodź, ma petite, tutaj już nas nie chcą! - zawołał Remy, korzystając z okazji, że Jean zdekoncentrowała się i przestała utrzymywać go w jednym miejscu. Błyskawicznie znalazł się za drzwiami i pobiegł w stronę garażu.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Z wielką chęcią, zakładam, że obie lubią się i dobrze dogadują. Może Jubilee będzie miała dość ciągłego siedzenia w instytucie, więc wpadnie w odwiedziny do pokoju Rogue, proponując nocny wypad na miasto ukradzionym ("pożyczonym") od Scotta samochodem?]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Ej, doczytałam biosa Husk i dowiedziałam się, że razem z Jubs były kiedyś razem w X-Corps i miały jakieś kilka zadań, więc na tej podstawie można by stworzyć wątek i powiązanie (przy okazji, jeśli to co napisałam Ci pasuje, umieściłabym wtedy Jubilee w powiązaniach ;3)]

    OdpowiedzUsuń
  23. O godzinie policyjnej Rogue nie miała okazji usłyszeć, wyłączała się po dziesięciu sekundach wszystkich summersowych kazań - przydatna umiejętność. Wychodziła i wracała o dowolnej porze, nie zwracając na siebie uwagi, nie licząc czujnego umysłu Charlesa, choć i jemu zdarzały się gorsze dni nie spędzone na strzeżeniu podopiecznych.
    Jako nocny marek w późnych godzinach mogła oddawać się poszerzaniu znajomości programowania, lecz i jej tego wieczoru ciężko było usiedzieć przy laptopie, potrzebowała wyrwania się z zamkniętych ścian szkoły, częściej nazywanej przez nią domem... bo innego od sześciu lat nie miała. Ratunek przyszedł we właściwej chwili, znienacka zakradając się do pokoju Anny w osobie Jubilee.
    Odchyliła się do tyłu na krześle, a komputer samoczynnie przełączył się z białych liczb i cyfr na czarnym ekranie na popularną grę, pasjansa, drobny trik przejęty od Jose...
    - Powiadasz: małą demolkę? - zapytała dziewczyna z szerokim uśmiechem zastępującym wcześniejszy zamyślony wyraz twarzy. - Dzisiaj mam zapotrzebowanie na dużą demolkę i skorzystanie ze świeżo polakierowanego samochodu Scotta.
    Rogue wstała i przeciągnęła się, jedną ręką chwyciła kurtkę wiszącą na oparciu krzesła, drugą zgarnęła dokumenty oraz portfel z biurka. Jeszcze nie zdarzyło się, aby odmówiła nocnego wypadu na miasto, zwłaszcza Jubilee, którą darzyła dużą sympatią. Może przyczyniła się do tego także wspólna niechęć do Cyclopsa oraz chęć uprzykrzenia mu życia?

    OdpowiedzUsuń
  24. [SPAM] Pomyśl, jak bardzo życie jest ulotne. Jednego dnia mamy pieniądze, rodzinę, spokojne życia drugiego dnia możemy zostać z niczym. Las Vegas często funduje taką niespodziankę nieznającym tego świata przybyszom. To tutaj milionerzy stają się biedakami, a biedacy milionerami. To tutaj kochające żony są porzucane na rzecz krótkich spódniczek i dekoltów. To tu, w jeden dzień może się odmienić całe Twoje życie. Wódka, seks, dragi. Seks, dragi, wóda. Wóda, dragi, seks. To nie jednego może zgubić. Ale przecież lubimy takie życie na krawędzi. Zawitaj do jednego z największych kasyn na świecie, przekrocz próg Bellagio i poczuj klimat pięknych kobiet, umięśnionych mężczyzn i mnóstwa pieniędzy. Tylko pamiętaj, bądź ostrożny! Ani nie zauważysz, kiedy wpadniesz w sidła hazardu...
    http://the-bellagio.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń