Zamknij oczy i wyobraź sobie szczęście.
Co widzisz?
- A co, jeśli pewnego dnia okaże się, że tak naprawdę nie potrafisz planować? - zapytał.
Cichy śmiech. Naiwne próby oszukania rzeczywistości.
Będziemy mieli kłopoty...
Ciemność okazywała się upragnioną drogą ucieczki dla przemęczonych oczu, więc kobieta uparcie nie unosiła teraz powiek. Tkwiła bez ruchu, z głową ułożoną na tak dobrze znanych sobie kolanach. Ktoś inny z całą pewnością pomyślałby, że śpi. Ktoś, z kim nie spędziła tylu chwil, dni, miesięcy, lat... W takich okolicznościach najłatwiej przejrzeć człowieka. Nie ma rzeczy, za którymi można się schować i spraw, dla których warto udawać. Nie musiał o nic pytać. Doskonale wiedział, co w tym momencie zaprząta jej umysł.
- Pepper...
- Wiedziałeś, że ptaki wypychają z gniazd pisklęta, jeśli nie będą w stanie ich wykarmić?
- Chcesz coś przez to powiedzieć?
- Nie, tylko... - szepnęła, przekręcając się na prawy bok. Spojrzenie utkwiła teraz w przeciwległej ścianie, na której rozwieszono imponującą ilość stylowych obrazów - Jesteśmy trochę jak te ptaki. Ludzie nigdy nie przestaną mnie przerażać.
Virginia Pepper Potts
32 lata || Prezes Stark Industries || Kobieta niezależna
Nie ma na świecie rzeczy, która łączyłaby wszystkich ludzi więzią tak silną, jak sen. Śni każdy. Ty, ja. Śni Ameryka. Czasem jest to niewinny majak. Złudzenie niepozostające w pamięci na dłużej, niż kilka ulotnych godzin. Niekiedy jednak budzimy się z przerażeniem wymalowanym na twarzy i zalani potem uświadamiamy sobie wagę przeżytych doznań. Z całych sił pragniemy zepchnąć wspomnienia na dalszy plan, a jedynie na powrót odnawiamy ich istnienie. Senny koszmar. Bez strachu nic nie byłoby takie samo.
Kiedy byłam małą dziewczynką, śniłam o wielu niewinnych rzeczach. O małym, białym domku na skraju lasu, o żywopłocie z głogu i dzikich róż. O zapachu goździków, wypełniającym dokładnie każde z pomieszczeń. O porcelanowych lalkach i uśmiechu mamy. Myślę, że wówczas właśnie za to mogłabym umrzeć. W życiu każdego człowieka przychodzi jednak moment, w którym należy zadać sobie jedno cholernie proste pytanie: o co walczysz? Byłam pewna, że doskonale znam odpowiedź, los brutalnie uświadomił mi to, jak bardzo się myliłam. Nadchodzi chwila prawdy. Czas spojrzeć na życie chłodnym okiem. Czas się obudzić... Codziennie mijasz setki, a może nawet tysiące obcych, nieznanych ci osób, słodko nieświadomy tego, jak wiele masek nosi przy sobie każda z nich. Nowy Jork to miasto kontrastów. Sprzeczności i odmienności, tu nic nie jest takie, jakim się wydaję. A kiedy zaczynasz rozumieć, że niczego nie możesz być pewnym, jest za późno, by cokolwiek zmienić. Każda z ulic pochłonie cię bez reszty, wykorzystując to, co najcenniejsze. Chcesz, czy nie - koniec zawsze wygląda tak samo.
Maska nr jeden: Perfekcjonistka, indywidualistka, pracoholiczka
Godzina piąta trzydzieści dwie. Wnętrze małego apartamentu na manhattanie wypełnia przeszywający świst staromodnego czajnika, mieszający się z akompaniamentem kropel rozbijających się o dno kabiny prysznicowej. Para roznosi się jeszcze po kuchni, kiedy owinięta ręcznikiem Pepper przygotowuje swoją ulubioną kawę. Sterty dokumentów piętrzą się stosami na każdej płaskiej powierzchni, a mimo to na próżno szukać tu chaosu.
Ład, logika, przemyślany system. Przerażający pedantyzm
Niespełna godzinę później kroczy żwawo po sterylnych korytarzach w głównej siedzibie firmy, nad którą sprawuje teraz pieczę. Miarowy stukot wysokich obcasów rozcina ciszę nań panującą. Rudawe włosy, które jeszcze chwilę temu opadały na jej ramiona kaskadą mokrych kosmyków, ułożone są teraz w misterny koczek. Dłonie kurczowo zaciskają się na kilku wypchanych po brzegi teczkach. Nie ma rzeczy, która umknęłaby teraz jej uwadze. Wszystko, za co się bierze, wykonuje z należytą dokładnością. Skrupulatność to jedna z jej najbardziej widocznych cech. Pepper uwielbia planować i choć czasem nie ma to najmniejszego sensu, nie potrafi odmówić sobie tej przyjemności. Kiedy przekracza próg biura, rzeczy niezwiązane z pracą przestają mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie. Całkowicie poświęca się wykonywanemu zadaniu, a jeśli coś odbiega od jej wizji, nie zawaha się przerwać i rozpocząć wszystkiego od początku, nawet jeśli oznaczałoby to kolejną, nieprzespaną noc i zaczerwienione z przemęczenia oczy.
Maska nr dwa: Oddana przyjaciółka, lojalny powiernik
Kim bylibyśmy, gdyby nie ludzie, którym możemy zawierzyć w każdej niesprzyjającej nam sytuacji? To pytanie nieodzownie towarzyszy Pepper, kiedy tylko jej umysł jest w stanie skupić się na czymś, poza pracą. I choć chwile te nie zdarzają się często, panna Potts doskonale zdaje sobie sprawę z wagi kontaktów międzyludzkich. Zwłaszcza z tymi osobami, które z czystym sumieniem nazwać można przyjaciółmi. Osób tych nie ma w życiu trzydziestolatki zbyt wiele, jednak nigdy nie rozpaczała i nie będzie rozpaczać nad tym faktem. Pewne natomiast jest to, że bez najmniejszego wahania byłaby w stanie poświęcić wszytko, w imię obrony i pomocy tym, na których jej zależy. Choć może się to wydać nieprawdopodobne, nie wyobraża sobie życia bez tych, których już dawno na stałe ugościła gdzieś w swoim sercu. Lojalność i oddanie biją od niej niekiedy tak wyraźną łuną, że niezwykle trudno tego nie zauważyć. Zjednywanie sobie przychylności osób nigdy nie stanowiło dla niej większego problemu. Uśmiech i pogodne usposobienie, o którym czasem zapomina, były niegdyś jej największymi sprzymierzeńcami. Kto wie, może dni, w których taki stan rzeczy powróci na stałe, już majaczą gdzieś na linii horyzontu?
Maska nr trzy: Miłośniczka sztuki
Czas wolny. Co prawda, czasem takie sformułowanie może być traktowane jak słowne przeciwieństwo słów: Virginia Potts, jednakże nie można całkowicie wykluczyć istnienia takich momentów. A kiedy owe już się trafiają, Pepper czerpie z nich pełnymi garściami. Każdy, kto spędziłby z nią chociażby jeden dzień, szybko zorientowałby się, jak wielką miłością pała do wszelkiego rodzaju sztuki. Gdyby tylko mogła, byłaby gościem wszystkich nowo otwartych galerii i wystaw, a jej dom po brzegi wypełniałyby reprodukcje największych dzieł znanych historii. I nie tylko. Wyczucie smaku widać u niej również w tym, jak dużą wagę przywiązuje do tego, jak się prezentuje. Starannie dobierane kolory, dodatki. Wszystko w jej wizerunku zdaje się tworzyć zgraną, niezaburzoną całość.
Maska nr cztery: Magnes na kłopoty
Jak każdy, panna Potts skrywa w sobie kilka mrocznych sekretów, o istnieniu których nie wie nawet stary notes, który kilkanaście lat temu pełnił rolę jej pamiętnika. Obecnie spoczywa zapewne w starym kartonie na strychu w rodzinnym domu. Złośliwi mawiają, że ma pewien dar. Dar do pakowania się w najróżniejsze kłopoty, co czasem wyprowadza z równowagi wszystkich jej towarzyszy. I o ile czasem kończy się jedynie na złamanym obcasie przy nowych butach, o tyle innych przypadków nie powstydziłby się żaden reżyser czarnych komedii. Już dawno przyzwyczaiła się do myśli, że jej życie dalekie jest od spokojnej egzystencji, o której marzyła, jako mała dziewczynka. Nie ma tu miejsca na psa, dobrą książkę i domek w lesie. Mimo tego, z całą stanowczością rzecz może, że nie żałuje niczego, na co miała wpływ, podejmując pewne decyzje, których cofnąć się już nie da. Nie ma poczucia utraty czegokolwiek i choć czasem, kiedy późnym wieczorem wraca do przerażająco cichego mieszkania, zadaje sobie pytanie - dlaczego - zdaje sobie sprawę, że sama godziła się na to, co ma. Nikt z nas wszak nie wybiera świata, w którym żyje.
P O W I Ą Z A N I A || N O T K I || D O D A T K O W O
___________________________________________
Ostatnia aktualizacja: 2 września 2012
Witam, cześć i czołem.
Po pierwsze to przepraszam za zwłokę z dodaniem karty, ale miałam drobne problemy związane z wyjazdem. To i owo się przeciągnęło.
Karta krótka, ale będę zmieniała ją jeszcze wiele razy. Tak przynajmniej myślę. Mam nadzieję, że postaci kanonicznej nie zepsułam i, że będziemy się tu wspólnie b. dobrze bawić. Jestem tu nowa, ale spróbuję szybko wczuć się w temat. Na wątki oczywiście jestem chętna. I te długie, i te krótkie... wszak to jakość się liczy, a nie ilość. Moda ostatnio zasada: ty - pomysł, ja wątek (i odwrotnie) ujęła również mnie, więc tego się trzymam. Żeby nie zanudzać, powiem tylko, że za wszelkie nieścisłości przepraszam.
Twarzy użyczyła oczywiście wspaniała Gwyneth. Grafikę wykradłam z tumblra :)
[Wobec tego witam w imieniu całej ekipy Marvela i od razu zapraszam na jakiś wątek z moją bohaterką...]
OdpowiedzUsuń[Bardzo zgrabna karta (serio, czy wszyscy muszą mieć lepsze niż moja?), z tym, że "magnez na kłopoty" to mogłoby być jasło reklamowe jakiegoś suplementu diety.
OdpowiedzUsuńDzień dobry, zgłaszam chęć do wątku. I nawet coś wymyślę, tylko chciałabym wiedzieć, jak wygląda wiedza Pepper na temat Avengers.]
[Cóż, Scarlett Starka zna bliżej niż by chciała i w tej chwili promieniuje do niego głównie płomiennym i namiętnym uczuciem niechęci, może coś na tym tle (przynajmniej jakieś powiązanie)...]
OdpowiedzUsuń[Będziesz miała okazję zrewanżować się za tę literówkę. I pewnie przy okazji pośmiać, bo znam swoje możliwości w zakresie robienia błędów.
OdpowiedzUsuńStawiałabym na opcję, że Pepper wie kto, co i jak. No, mniej więcej wie. Tyle, co z telewizji i bardzo subiektywnych wypowiedzi Starka. I pewnie jeszcze trochę od Phila, bo skoro znała go z imienia, to znaczy, że jednak rozmawiali więcej niż raz. Tak mi się w każdym razie wydaje. Ja dopiero po trzecim filmie zrozumiałam, że Coulson ma imię.
Mam pomysł na wątek avengersowo-firmowy. Pepper, zdenerwowana na jednego z ochroniarzy, wzywa do siebie szefa ochrony Stark Industries, po czym okazuje się, że nagle osobę, która od wielu lat zajmowała to stanowisko zastąpił zupełnie kto inny. I nie wydaje mi się, żeby Pepper dała się przekonać, że Hawkeye jedynie dorabia sobie do pensji.]
[Nowa, powiadasz? Miło poznać! W takim razie, zerknij do moich powiązań proszę, tam jest coś, co może Cię zainteresować. Witam serdecznie na blogu, karta śliczna i Pepper w Twoim wykonaniu urocza.]
OdpowiedzUsuń[O witam, witam. Karta długo była tworzona, ale efekty są. Miłej zabawy życzę.]
OdpowiedzUsuń[Sprawiłaś, że moje obolałe po jodze mięśnie opuściła chęć wyemigrowania do Kazachstanu. Zamiast tego wszystkie, głównie mózg, zajęły się podziwianiem tej karty. Jest doskonała, świetna robota. Także... O chęć na wątek nie pytam, ale o relacje już tak. Preferujesz komiksowe, filmowe, mieszane, czy może własne?]
OdpowiedzUsuń[Nieco tę relację opisałam w swoich "powiązaniach", choć to było bardziej ogólnikowe założenie. Lubię ich jako parę najlepszych przyjaciół, którzy nie do końca wiedzą, czy nie są czymś więcej (przynajmniej tak wygląda to ze strony Starka, który twierdzi, że bez niej nie zawiązałby butów). Odpowiada Ci to? I jeśli tak, to zapytam jeszcze czy masz sugestie co do okoliczności wydarzeń? Jeśli nie to postaram się coś wymyślić i zacznę.]
OdpowiedzUsuń[To może najpierw zwykłe spotkanie firmie, a następnie stopniowo wpleciemy w to akcję. Na przykład w związku z wojną ktoś zechce zaatakować budynek, bądź coś zacznie dziać się w mieście. I tak w ogóle to pierwsze zdjęcie w Twojej karcie jest moim ulubionym Gwyneth. Kocham je! ;)
OdpowiedzUsuńp.s. Wybacz za tę grafomanię na dole.]
Właściwie Tony nigdy nie zastanawiał się na czym polega praca reprezentanta. Brzmiało to zabawnie, nieco żałośnie, a przede wszystkim... cóż, wymuszenie. Tak jakby dostał taką robotę we własnej firmie ponieważ nic innego nie mogli wymyślić. Nie grzeszyli kreatywnością, to prawda, ale na litość boską! Stark nie bez powodu oddał swoją firmę w ręce Pepper! On nie chciał pełnić żadnej funkcji w tym miejscu, a już na pewno nie zgodziłby się na założenie plakietki z napisem „właściciel/reprezentant”. Proponowali mu taką, wyśmiał ich. Zaproponowali dopisanie łamane przez Iron Man. Zwolnił ich i kazał powołać zupełnie nową kadrę grafików, choć nie spodobało się to Potts. Nie miała za wiele do gadania, zastrzegł sobie w kontrakcie, że nadal może zwalniać ludzi i każdy ma mówić do niego szefie, bo lubi dźwięk tego słowa kierowanego w jego stronę. Nie warto mówić tutaj o braku jakiegokolwiek sensu, to przecież pomysł Tony'ego Starka. Tego samego, który w szlafroku przemierzał korytarze budynku zwracając uwagę wszystkich pracowników. Być może nie jest to widok mogący zostać uznany za codzienność, ale niektórzy z nich widywali już znacznie dziwniejsze sceny, ta nie wprawiła ich w zbytnie osłupienie. Tony i tak nie zwróciłby na to uwagi, był zbyt zdezorientowany by spojrzeć na cokolwiek innego niż szklane, podwójne drzwi prowadzące do gabinetu Pepper Potts. Wręcz wbiegł do środka nie zawracając sobie głowy tym, czy aby kobieta nie ma teraz ważnego spotkania – na całe szczęście nie miała – i oparł się o drzwi.
- Musisz ją stąd zabrać. Widzisz, która jest godzina?! Obudziła mnie o tej porze i powiedziała, że muszę zjeść śniadanie, ale dopiero jak umyję zęby! - zaczął oburzony i pokręcił głową. Od kilku miesięcy trwało poszukiwanie nowej asystentki odkąd Pepper odeszła, a Natasha vel Natalie została wcielona do rady nadzorczej. Żadna nie spełniała kryteriów Tony'ego. - Ona mówi do mnie jak do dziecka i umówiła mnie już mnie na milion spotkań z Anonimowymi Alkoholikami i ambasadorem Urugwaju! Poza tym ze łzami w oczach zapytała dlaczego się do niej nie uśmiecham! Wiem, że przyszła dopiero wczoraj, ale musisz ją zabrać! Nie wytrzymam kolejnego dnia.
[ Również witam panią Pepper. Prawda, karta śliczna, ja zapraszam do wątku, jeśli tylko masz ochotę. ]
OdpowiedzUsuń[Można by było pomyśleć, ale czy jest szansa połączyć nasze postacie, jakimś sensownym wątkiem?]
OdpowiedzUsuńporzucać taką fajną postać po jednym dniu to szczyt wszystkiego . [;
OdpowiedzUsuń[Ależ wcale nie porzucam - nie wiem skąd taki daleko idące wnioski. W weekendy z reguły nie będę tu obecna, ale to chyba nie zbrodnia. Niektórzy mają takie fajne zajęcie, zwane potocznie pracą dorywczą ^^]
Usuń[Uff... To teraz pozostaje nam tylko wpleść w to akcję. Z tym już łatwiej pójdzie. :D]
OdpowiedzUsuńKąciki jego ust wygięły się do góry. Ale to nie był uśmiech kogoś, kto uważa sytuację za zabawną. Był raczej zażenowany... choć jednocześnie ubawiony.
- Mogłabyś załatwić mi kogoś normalnego - rzucił szorstko Tony. - Właściwie to ja nawet nie potrzebuję nikogo. Jestem samowystarczalny.
Nie mógł zapomnieć wyrazu oczu nowej asystentki, kiedy wtargnęła do jego sypialni i zobaczyła, że Stark nadal leży w łóżku. Myślał, że chluśnie mu w twarz kawą trzymaną w ręce – a która bynajmniej nie była dla niego – choć szczęśliwie się powstrzymała. Choć w innym wypadku miałby naprawdę dobry argument przemawiający za jej zwolnieniem. Tony przemierzył pokój i usiadł na krześle przeznaczonym dla gości, przyzwyczaił się już do siedzenia po tej stronie i musiał przyznać, że zdecydowanie bardziej mu się to podobało.
- Pep, oboje wiemy, że to nie ma większego sensu – powiedział i wykonał gwałtowny gest rękoma. Tak jakby miało to podkreślić wagę wypowiadanych przez niego słów. Choć, jak oboje również wiedzieli, poruszony temat był po prostu błahy, nawet na Starka, który problemy miał różne. - Ale skoro chcesz to dam jej więcej czasu. Pod warunkiem, że pójdziesz dzisiaj ze mną na tę całą galę na rzecz ratowania delfinów czy głodujących sierot. Nie chce mi się tam iść samemu. - dodał i posłał jej swój wyćwiczony uśmiech numer czternaście. Była to urokliwa mieszanka błagania i zapowiedzi dobrej zabawy. Choć zabawa i impreza charytatywna nigdy nie chodziły ze sobą w parze... Dlatego właśnie Tony potrzebował Pepper by nie zanudzić się tam na śmierć. Poza tym on był jedynie właścicielem, ona szefem, więc wręcz wypadało jej się tam pojawić, gdy Stark Industires otrzymało zaproszenie, miał zamiar użyć tego jako argument, gdyby uśmiech nie zadziałał. Ostatnimi czasy coraz gorzej wychodziły mu radosne grymasy, zmęczenie wojną brało już górę nad jego zachowaniem. Był też podirytowany i nieskupiony czego Pepper była dzisiaj świadkiem. Na całe szczęście zapowiadało się już, że nadszedł czas spokoju i żadne batalie nie będą już niepokoić mieszkańców... czy samych zainteresowanych.
Dlatego właśnie Jarvis mógł zostać okrzyknięty najcudowniejszym wynalazkiem znanym ludzkości. Był jak sekretarka, tylko, że znacznie lepszy. Nigdy nie kazał mu niczego zrobić, nie krzyczał na niego, nie ponaglał. Zawsze jednak przypominał mu o ważnych wydarzeniach, kasował jego wiadomości na poczcie głosowej i automatycznie wysyłał odmowy dotyczące wszelkich wykładów w szkołach, nazywania ulic jego imieniem, czy propozycji matrymonialnych. Tych ostatnich miewał ostatnimi czasy naprawdę dużo, a dołączane zdjęcia bywały niekiedy intrygujące. Nigdy w życiu nie pomyślałby jednak, że wiecznie perfekcyjna i ułożona Potts mogła zapomnieć o czymkolwiek. Dla niego Pepper była kobietą, która każdą minutę, ba sekundę, miała zaplanowaną z miesięcznym wyprzedzeniem. Gdyby tylko powiedziała mu, że wypadło jej to z głowy... Najprawdopodobniej wysłałby ją na trzytygodniowe wakacje do Hiszpanii, czy na Wyspy Kanaryjskie, byleby tylko odpoczęła.
OdpowiedzUsuń- Zgodnie z powszechną opinią stało się to właśnie wtedy. Ale powszechna opinia twierdziła też, że nie dasz rady ogarnąć tego bałaganu, który zrobiłem... Powszechna opinia się myli – powiedział i zajął się przeglądaniem długopisów, które znajdowały się w specjalnie przeznaczonym na nie pojemniku. Zawsze intrygował go zmysł estetyczny Pepper, nawet biurowe przyrządy musiały pasować kolorystycznie do otoczenia. - Takiego jeszcze nie widziałem. Zamówiłaś nowe? - zapytał, choć raczej retorycznie. Tony miał tendencję do wplatania w swe wypowiedzi zupełnie niepotrzebnych kwestii. Wszyscy jego rozmówcy musieli być do tego przyzwyczajeni.
- Czyli mój uśmiech nie zadziałał! - stwierdził nagle nieco rozeźlony i odłożył długopis na miejsce. Naprawdę zaczynał wychodzić z wprawy, trzeba coś z tym zrobić, musi znów zacząć ćwiczyć przed lustrem. Po akcji z dziennikarką Vanity Fair przestał to robić. - Załóż tę zieloną sukienkę, którą miałaś na przyjęciu sylwestrowym. Wyglądałaś w niej naprawdę ładnie, wybacz, że przypadkiem oblałem cię szampanem... Mam nadzieję, że się sprało. - powiedział, choć w jego głosie wcale nie dało się wyczuć skruchy. Rzadko kiedy pozwalał sobie na coś takiego. Zaczął zastanawiać się także nad tym, który garnitur powinien założyć. Najwyżej pójdzie w szlafroku...
- O której będziesz gotowa? Mogę wpaść o dwudziestej? Wypadałoby nam przyjechać razem, rozumiesz.
[Przyszłam znowu dopominać się o wątek. Nie odpuszczę :)]
OdpowiedzUsuń[ Ajaj, myślę, że akurat z połączeniem tych nie będzie problemu. Z resztą, miałam całkiem ciekawy wątek z poprzednią Pepper... Wydaje mi się, że nasze postacie spokojnie mogłyby się znać, może nawet dobrze. Jack często bywa u Starka, poza tym pracuje w Tarczy, whatever.
OdpowiedzUsuńPytanie tylko - co się dzieje teraz w Stark Industries? ]
Spojrzał na nią ze zdziwieniem jednak uśmiechnął się po chwili. Powinien zapewne już dawno temu przywyknąć do tego, że ta kobieta wie wszystko. Dosłownie wszystko. Inaczej zapewne nie mógłby nazywać jej swoją przyjaciółką, choć czasem przerażało go to, że ktoś ma większe pojęcie na jego temat niż on sam. Po chwili wstał więc z krzesła i poprawił szlafrok tak jakby był to garnitur najwyższej klasy. Właściciel musi się schludnie prezentować, nawet w szkarłatnym, welurowym szlafroku.
OdpowiedzUsuń- Do zobaczenia wieczorem. I przemyśl jednak ten kolor zielony, bo naprawdę ci w nim dobrze. - powiedział wesoło i wyszedł przez drzwi jej gabinetu z nadzieją, że gdy wejdzie do apartamentu nowej asystentki już nie będzie. Złudna to była nadzieja.
Tony był wręcz pewien, że na dwudziestą spokojnie się wyrobi i jeszcze zostanie mu trochę czasu na to by obejrzeć początek piłkarskiego meczu, na który od dawna czekał. O dziewiętnastej trzydzieści nadal siedział w szlafroku na kanapie i kibicował ulubionej drużynie. Dopiero pięć minut później, gdy skończyła się pierwsza połowa spojrzał na zegarek i zareagował głośnym oraz siarczystym przekleństwem. Zupełnie zapomniał o tym, że powinien już od kilku minut siedzieć wyszykowany w swoim samochodzie, w drodze do apartamentu Pepper. Przy zakładaniu spodni i jednoczesnemu zapinaniu koszuli nakrzyczał na Jarvisa, że nie przypomniał mu o umówionym spotkaniu. Komputerowy przyjaciel spokojnie odpowiedział, że nie dał rady przekrzyczeć telewizora oraz wiwatów Starka, albowiem nie zaprogramowano mu aż tak wysokiego progu głośności mówienia. Tony uznał, że po powrocie koniecznie musi to zmienić.
W drodze po Pepper Potts złamał prawdopodobnie osiemnaście przepisów (z czego dwóch nie zdążyli wpisać jeszcze do kodeksu drogowego), ale dotarł na czas. Dokładnie dwie minuty przed dwudziestą zapukał do drzwi jej domu i spróbował po raz kolejny zawiązać sobie krawat, nie udało mu się dokonać tego w samochodzie przy użyciu jednej ręki, albowiem drugą niefortunnie musiał trzymać na kierownicy. Nie mógł sobie także przypomnieć kiedy ostatni raz odwiedzał to miejsce. Musiało to być naprawdę dawno temu, ale drogę znalazł z łatwością, do takich rzeczy ma całkiem niezłą pamięć, szkoda, że to raczej średnio przydatne w dobie GPS'ów i wszechwiedzącego Jarvisa.
Przeglądam wszystkie karty bo się zastanawiam nad dołączeniem i twoja mi sie w oczy rzucila tak szczególnie, cudna Pepper, naprawdę ^.^
OdpowiedzUsuń