"[…] kłamstwa są jak wzbierające wrzody. Możesz odsuwać je od siebie. Możesz zamykać w skrzyniach i zakopywać w ziemi. W końcu jednak przeżerają wieka trumien. Wygrzebują się z grobów. Mogą spać całymi latami. Ale zawsze się budzą. Wypoczęte, mocniejsze, jeszcze bardziej podstępne i zdradliwe. Kłamstwa zabijają."
-Coben Harlan
Telefonem zostałaś wyrwana w środku uczuciowej zimy, kiedy starałaś się przetrwać wszystko pod kołdrą. O ile ból powoli ustąpił i z dnia na dzień Twoja kondycja się poprawiała, o tyle dziwne otępienie pozostało. Nie pomagały hektolitry herbaty malinowej i ukochane płyty winylowe. Nie pomagał Pan Kocur, który łaskawie pojawił się w oknie Twojego mieszkania po przeszło miesiącu nieobecności i uznaniu tego zwierzaka za ofiarę wypadku samochodowego. Nie pomagał nawet worek treningowy, który odbijał się rusz co rusz od ściany, pozostawiając na niej szare odpryski.
Zostałaś
wyrwana ze swojego ciepłego łóżka, z zadymionego Queensu, z
głośnego Nowego Jorku i zmuszona do przetransportowania swojego
dupska w najzimniejszy rejon świata – na Biegun Północny,
gdzie mieściła się tymczasowa baza operacyjna Twojego ojca. Nie
wywołało to u Ciebie żadnego entuzjazmu. Ba, wyglądałaś jakbyś
przed chwilą zjadła połowę cytryny, a grymas niezadowolenia nie
zniknął z Twojej twarzy przez najbliższe trzy dni.
Sprawa
ze Starkiem i operacją musiała zaczekać, odłożona na bok w imię
wyższych idei, które nie należały do Ciebie. Byłaś jednak
posłuszną córeczką, prawda? Kto by pomyślał...
~*~
Przesunęłaś
niechętnym wzrokiem po pomieszczeniu, starając się na siłę
odrzucić dziwne odczucie, jakobyś siedziała u dyrektora na
dywaniku i właśnie powróciły Twoje czasy licealne, które
nie były specjalnie szczęśliwe. I zdawało się, że horror
powrócił, zwłaszcza kiedy natrafiłaś na lodowaty wzrok
Mystique, która od dłuższego czasu wpatrywała się w Ciebie
z jawną niechęcią. Starałaś się wytrzymać jej spojrzenie,
jednak powieka Raven nawet nie zadrgała, więc się poddałaś,
odwracając głowę w bok. Pomocy szukałaś u Pietra, jednak ten
wydawał się całkowicie niezainteresowany całą sytuacją i
leniwie przerzucał strony gazety, której prenumeratę zamówił
w pobliskim kiosku. Na pierwszej stronie widniało czarno-białe
zdjęcie przedstawiające trzech urzędników i szkarłatny
napis "Rewolucja", jednak zanim zdążyłaś skupić się
na tej informacji i odebrać Quicksilverowi gazetę, aby przeczytać
artykuł, usłyszałaś odgłos odsuwanych, metalowych drzwi.
Jego
pojawieniu się zawsze towarzyszyła gęsia skórka, która
pojawiała się na Twoich ramionach. Kroczył dumnie, nie rozglądając
się, dopóki nie zajął miejsca za dębowym biurkiem, znad
którego spojrzał na trójkę swojego potomstwa. Przez
chwile mierzył Was nieodgadnionym spojrzeniem, a jego kącik ust
zadrżał, kiedy również zwrócił uwagę na tytułowa
stronicę gazety, jednak nie wypowiedział się na ten temat. Inne
zdanie na ten temat miał jednak Pietro, który zdążył już
złożyć papier i położyć go na swoich kolanach, oczywiście tak,
aby słowo rewolucja widoczne było dla każdego, kto spojrzy w tamtą
stronę.
-Chcą
nas zastraszyć, ojcze!
Wybuch
Quicksilvera zdawał się być czymś nie na miejscu, zwłaszcza
kiedy Darkholme wykrzywiła usta. Ten ruch jednak nie powstrzymał
zirytowanego głosu Pietra, który potoczył się po
pomieszczeniu, niczym wezwanie do walki. Kolejne słowa oburzenia
wyrwały się z jego gardła, a on nie starał się nawet ich
powstrzymać. Nie starał się opanować, bo tama jego cierpliwości
właśnie pękła. Zazwyczaj opanowany, z dystansem do wszelkich
zamieszek na tle rasowym, teraz zdawał się nie dbać o to, że może
wylądować na pierwszym miejscu na liście mutantów, którzy
powinni zostać zlikwidowani przez rząd.
-Rewolucja,
też coś. Nagonka na mutanty ma stać się bardziej drastyczna.
Ponoć mobilizują siły. Ci co dobrowolnie nie założą opasek
identyfikujących mają zostać wyeliminowani. Mają zamiar piętnować
nas jak bydło, tak nie moż...
-Dlatego
właśnie czas wcielić nasz plan w życie. Genosha domaga się
przejęcia, zwłaszcza w takich czasach. Konflikty wewnętrzne to
idealna okazja, abyśmy my się tam pojawili i zmienili bieg
historii.
Wasza
dwójka zesztywniała na słowa Magneto, nawet Mystique
wydawała się chwilowo przejęta tym, co zaczęło dziać się w
pomieszczeniu, chociaż wcześniej ostentacyjnie ziewnęła, rzucając jasnowłosemu znużone spojrzenie. Teraz jednak wpatrywała się w Magnusa z zainteresowaniem, wznosząc jedną brew do góry
i czekając na jego dalsze słowa. A ty... Ty nie okazywałaś w tym
momencie żadnych uczuć, chociaż od samego początku dosyć
sceptycznie odnosiłaś się do próby przejęcia władzy nad
owym państewkiem wyspiarskim, w którym mutanci byli
ciemiężeni przez rząd. Interwencje Charlesa zdawały się nie
dawać żadnej długoterminowej zmiany – jak tylko znikał, na
terytorium wyspy znowu powracał stary ład.
-A
potem, kiedy każdy mutant, który nie zgadza się z tą
niesprawiedliwą segregacją i wsadzaniem w klatki niczym zwierzęta,
znajdzie ochronę na Genoshy, zaczniemy walkę. Nie bitwę, zaczniemy
wojnę, tak długo oczekiwaną przez nas. Wojnę, która raz na
zawsze uwolni nas z okowów ludzi - zakończył, mrużąc oczy,
a na jego twarzy pojawił się cień satysfakcji. Splatając ze sobą
palce u dłoni, oparł na nich podbródek i wpatrywał się w
twarze swojego potomstwa, szukając jakichkolwiek oznak entuzjazmu,
jaki gościł w jego sercu na samą myśl o powstaniu całkowicie
niezależnego państwa, które rządzone byłoby właśnie
przez niego.
Wpatrywałaś
się w niego z osłupieniem na twarzy, jednak widocznie nie ty jedna,
bowiem przez dłuższa chwilę w pomieszczeniu zaległo milczenie, a
jedyny odgłos, jaki zakłócał ciszę to szum skrzydeł
muchy, która latała po pokoju jak szalona, raz po raz
obijając się o kasetony. Całkowicie sprzeczne myśli zagościły w
Twojej psychice i chociaż wiedziałaś, że nie jest to ani czas,
ani miejsce na rozsądzanie które z nich są prawdziwe, nie
potrafiłaś wyzbyć się ich z głowy. Ważyłaś na szali swoją
ambicje i chęć zbliżenia się do swojego ojca, wraz z życiem
wielu niewinnych ludzi, którzy w żaden sposób nie
brali udziału w nagonce na mutanty. Bali się ich, owszem, ale
wszystko co nieznane i inne przeraża, od zarania dziejów.
-A
i jeszcze jedno... - wymruczał pod nosem, przymykając na chwilę
powieki. Opierając łokcie o blat biurka, splótł ze sobą
dłonie i ułożył na nich podbródek. Chwilę milczał,
wyraźnie się nad czymś zastanawiając, czego potwierdzeniem były
ściągnięte brwi, aby ostatecznie otworzyć oczy i wpatrzyć się w
jeden punkt, gdzieś przed sobą. -Zaistniała sytuacja pozwala nam
na uzyskanie przewagi. Wykorzystamy spór Avengersów i
x-menów, będziemy się przyglądać jak obrońcy ludzkości
nawzajem zaczną siebie wybijać, narażając przy okazji niewinne
życia. To nieuniknione, w wyniku walki dwóch potęg zawsze
cierpią osoby trzecie...
Uważnie
dobierał słowa, jednak podświadomie wiedziałaś o co mu chodzi,
prawda? Ta myśl ciągnęła się za Tobą od chwili, kiedy
dowiedziałaś się o kości niezgody, która poróżniła
wszystkich. Zaostrzenie konfliktu i niewinne ofiary, które
staną się ubocznym wynikiem starć, będą prowadzić jedynie do
wzmocnienia ruchów przeciwko mutantom. Rząd to wykorzysta,
zwłaszcza Ci, którzy niechętnie przyglądali się współżyciu
z gatunkiem, który tak bardzo odbiegał od „normalności”.
Zacznie się jeszcze większa nagonka, segregacja, oznaczanie...
Właśnie tego chciał Magneto, prawda? Nienawiść przeciwko
wspólnemu wrogowi, chęć wolności i równości
spowoduje tylko nasilenie się ruchów terrorystycznych
mutantów. Nastąpi chaos, nastąpi rozpacz, nastąpi
cierpienie. Nastąpi eksterminacja ludzkości. Tego chciał, prawda?
Tego pragnął.
Słuchałaś
dalej jego monologu, chociaż było to raczej wpuszczane informacji
jednym uchem, a wypuszczanie drugim. Mówił o przeniknięciu
do obu organizacji, o zdobyciu danych, ale nieangażowaniu się
jakkolwiek w zaistniałą sytuację. Mówił o udawaniu
sojuszników i przyglądaniu się wszystkiemu od wewnątrz.
Mówił o tym wszystkim, a ty wiedziałaś co Ciebie czeka –
miałaś znowu spoufalić się z x-menami. Nie chciałaś tego,
zdecydowanie nie chciałaś. Nigdy nie przypuszczałaś, że będziesz
musiała ponownie przekroczyć próg Instytutu, nieważne jaki
cel sprowadzał Ciebie w tamte rejony. Nie przypuszczałaś, że
znowu będziesz musiała znosić oskarżycielski wzrok Hanka,
uzupełniony niewiarygodnymi pokładami rozczarowania, kiedy dowie
się całej prawdy. Nie przypuszczałaś, że po zakończeniu całej
wojny i ujawnieniu planów Magneto, znowu napiętnują Ciebie
jako zdrajcę, chociaż właśnie ta łatka idealnie do Ciebie
pasowała.
W
tym momencie czułaś się jak marionetka w jego rękach. W tym
momencie czułaś się dziwnie oszukana, chociaż nikt nie
gwarantował Ci bezpieczeństwa, zarówno tego fizycznego, jak
i psychicznego. W tym momencie chyba... Nie, nieważne.
I
dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego jaką jesteś egoistką.
Dopiero wtedy dotarło do mnie jak zepsuta byłaś, aż do szpiku
kości. Gorzej niż każdy z zebranych w tym pomieszczeniu. Oni
walczyli w imię swoich przekonań, swoich idei, które
trzymały ich przy życiu i nakazywały działanie. Ty walczyłaś
tylko po to, aby zdobyć potęgę i zasklepić tę otchłań, która
wytworzyła się w Twojej klatce piersiowej, a której spokojem
i normalnym życiem załatać nie umiałaś. Egoistką byłaś od
zawsze - zawsze przekładałaś swoje dobro ponad dobro innych - ale
dopiero teraz zauważyłam jak cholernie popieprzona jesteś. I
wiesz, gdybym miała możliwość to wolałabym Ciebie nigdy nie
poznać.
Wiesz
Lorno jaki jest Twój największy problem? Robisz siebie na
ofiarę, kiedy tak naprawdę nic złego Ci się w życiu nie
przytrafiło, a delikatne otarcia to nie był wynik
niesprawiedliwości losu tylko własnej głupoty i bezmyślności.
Milczysz, równocześnie krzycząc o pomstę do nieba, ale to
Ciebie pierwszą trafiłby piorun, gdyby przyszedł Dzień Sądu
Ostatecznego.
~*~
Wtargnął
do twojego pokoju bez zapowiedzi, tak jakby zupełnie nie
przestrzegał zasad prywatności. Nie speszył się, kiedy zobaczył,
że masz na sobie bieliznę i z przejęciem poszukujesz swojego
kostiumu, który porzuciłaś gdzieś, gdy zbierałaś się do
wanny. Nie odwrócił nawet wzroku, taksował Ciebie
spojrzeniem, nie racząc jednak na żadne skomentowanie, na żadne
przeprosiny. Zdawał się ignorować to, że mogłaś poczuć się
urażona, że mogłaś zostać postawiona w dosyć nieprzyjemnej
sytuacji.
-Widziałem
Twoją minę – oznajmił, opierając się ramieniem o framugę.
Swój oskarżycielski wzrok wbił w Twoją twarz, chociaż
starałaś się nie zerkać na niego, co na pewno było nieco trudne.
Pietro przyciągał spojrzenia wszystkich, którzy przebywali z
nim w jednym pomieszczeniu. Trudno było to jakoś wyjaśnić poza
głupim stwierdzeniem iż to zwierzęcy magnetyzm. Fakt faktem, że
nie dało się go ignorować, ty też nie potrafiłaś, więc w końcu
porzuciłaś swoje poszukiwania i usiadłaś na brzegu łóżka.
-No
i...? - uniosłaś brew, czekając na jakieś wyjaśnienia z jego
strony, chociaż równie dobrze mogłaś czekać na anielskie
błogosławieństwo. Dogadanie się z Quicksilverem wydawało się
być tak samo trudne jak wytłumaczenie Panu Kocurowi, że Twoje
mieszkanie to nie jest motel i restauracja w jednym, jednak w obydwu
przypadkach nie traciłaś nadziei i hartu ducha.
-Obiecałaś,
pamiętasz? Obiecałaś, że nie zrobisz mu krzywdy w ŻADEN sposób,
a wiesz że wycofanie się z tego plany go zrani. Tak samo jako
potępienie jego czy okazanie wyraźnej niechęci. O sabotażu i
osobistych pobudkach nawet nie wspominam. Obiecałaś.
-Jesteśmy
rodziną, prawda? Rodziny się nie rani, braciszku.
Twój
uprzejmy głos upewnił go w przekonaniu, że coś jest nie tak.
Nieudolny uśmiech w którym wygięły się Twoje wargi,
pogłębiły jego nieufność i powątpiewanie w Twoje dobre
intencje. Nie skomentował tego jednak, wzruszając ramionami i
kręcąc ze zrezygnowaniem głową. Wydawał się jeszcze przez
chwilę zmagać sam ze sobą, chcąc coś powiedzieć, jednak
powstrzymał się przed tym. Rzucił Ci ostatnie spojrzenie typu „mam
Ciebie na oku”, wycofując się i pozwalając, aby metalowe drzwi
zasunęły się tuż przed jego nosem.
Źle
to rozegrałaś – miałaś kolejny problem do rozwiązania. Zamiast
zapewnić Pietra o swojej lojalności, spowodowałaś, że czerwona
lampka zaczęła migotać w jego umyśle. I wiedziałaś, że jego
nie da się tak łatwo spławić. Uparty był jak osioł, wierny jak
pies. A walka z rewolucyjnymi zapędami ludzi zdawała się zapełniać
mu nie tylko umysł, ale też zlodowaciałe serce. Straciłaś
swojego ostatniego sojusznika w tej rodzinie i z każdym krokiem
zdawało się być trudniej uzyskać ich ufność.
____________
Jako że jestem goła i (nie)wesoła w znajomości komiksów, można głośno krzyczeć jak coś zrobiłam całkowicie na opak;D
Jako że jestem goła i (nie)wesoła w znajomości komiksów, można głośno krzyczeć jak coś zrobiłam całkowicie na opak;D
[Sama nie jestem komiksową specjalistką, nie przejmuj się. Co do opowiadania, bo przecież o to się tutaj rozchodzi... Brawo. Widzisz, użycie dialogów dodatkowo spotęgowało moją sympatię do Twojego pióra. Naprawdę świetnie Ci poszło. Błędów nie szukałam, za bardzo się wciągnęłam, ale pewnie nie ma. Jeszcze raz gratuluję.]
OdpowiedzUsuń[ Zawsze obawiam się użycia dialogów, bo z racji tego, że sięgam po nie rzadko, mam wrażenie, że kulawo mi wychodzą;D
UsuńDziękuję za poświęcony czas;) ]
[Genoshy <3 Ja się czepiać nie będę, bo wszystko jest poukładane i w porządku. Tak z ciekawości tylko zapytam: Będziesz miała ochotę na napisanie wspólnej notki w niedalekiej przyszłości? Bo akurat zamierzałam napisać coś o stosunkach Wandy z rodziną i jej dziwnej poniekąd definicji lojalności ;) No i przemiana właściwie się już zaczęła, więc stworzenie przez nas Frankensteina i zrobienie odrobiny zamieszania byłoby niezłe... *uśmiech Jokera*. Wiesz co jeszcze? Twój styl jest boski.]
OdpowiedzUsuń[ Co prawda nigdy nie pisałam wspólnej notki i nie wiem jak by to wyszło, ale wstępnie jestem jak najbardziej chętna. Zwłaszcza, że mamy wspólny temat, wiec nie trzeba byłoby niczego na siłę wymyślać, to przyjdzie bardziej naturalnie ;D ]
Usuń[No to jesteśmy obydwie łyse w tym temacie, bo ja również nigdy z nikim notki nie napisałam, ale ten wątek po prostu prosi się o współpracę ;) Daj znać, kiedy będziesz miała czas, wymienimy się GG i jakoś wstępnie ustalimy co i jak. Skoro obydwie jesteśmy dość obeznane w sytuacji, pójdzie szybko i sprawnie. Będzie duży kontrast w stylu, ale to nawet dobrze ^^]
Usuń[Osobiście na X-Menowskich komiksach znam się tak jak na algebrze abstrakcyjnej, ale nie wydaje mi się byś cokolwiek pokręciła. Opowiadanie jest świetne, ale ja jestem już od dawna fanką Twojego stylu pisania, dialogi też wyszły znakomicie, więc nie wiem czego miałabyś się obawiać. Ah, no i wręcz uwielbiam tę mocno pokręconą rodzinkę Lensherr'ów.]
OdpowiedzUsuń