1.04.2012

Jesteśmy dorośli. Kiedy to się stało? Jak to zatrzymać?


ECHO



Maya Murdock
a.k.a Maya Lopez

| Tożsamość: Nieznana | Wiek: 31 lat | Wzrost: 175cm | Waga: 57kg | 
| Kolor włosów: Czarne | Kolor oczu: Piwne | 
| Zawód: Artystka |
| Status prawny: Nienotowana | Stan cywilny: mężatka | 
| Miejsce urodzenia: Nieznane | Narodowość: Amerykańska |


Biografia:

Jej życie od początku nie było proste. Mała Maya nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej ojciec prowadzi nielegalne interesy. Pięciolatki nie interesuje przecież skąd ukochany tatuś ma pieniądze na kolejne lalki i śliczne sukienki. Dziewczynka była najszczęśliwszą małolatą na świecie, gdyż jej ojciec nigdy jej nie odmawiał. Niczego. Do czasu kiedy na jej oczach 'ukochany tatuś' (prywatnie gangster) dostał kulkę między oczy. Od tej pory Maya była wychowawywana przez niejakiego Wilsona Fiska, który traktował ją jak swoją własną córkę (nie bardzo miał wyjście: po pierwsze to on pociągnął za spust a po drugie złożył umierającemu przysięgę, że dopilnuje żeby Małej nie spadł włos z głowy). Jak na honorowego i prawego (?!) człowieka przystało słowa dotrzymał. Maya zawsze wyróżniała się na tle innych dzieci. Nie lubiła się z nimi bawić, stała zazwyczaj w kącie albo rysowała kolejne laurki, krajobrazy tudzież inne zwierzątka. Nic dziwnego, po konsultacji z wybitnym specjalistą okazało się że mała Maya jest głucha jak pień i jeżeli Fisk chciał mieć z niej jakikolwiek pożytek musiał zacząć interweniować. NATYCHMIAST.  Umieścił swoją przyszywaną córeczkę w szkolę dla dzieci specjalnych, gdzie Maya zrobiła małe show odtwarzając zagraną przez panią wychowawczynię melodię na pianinie. Jakim cudem? Dokładnie obserwując ruchy palców nauczycielki mogła bez problemów zagrać piosenkę nawet jej nie słysząc. Dumny Tatuś Fisk zabrał córkę ze szkoły specjalnej i umieścił ją w bardzo drogiej szkole dla osób szczególnie utalentowanych. 
Maya wyrosła na bardzo utalentowaną i bardzo ciekawą świata kobietę, pewnego dnia kiedy wraz z Fiskiem odwiedzała grób swojego ojca, zadała mu trapiące ją od dawna pytanie: Kto w zasadzie zabił jej ojca? Po godzinnym wymijaniu sie od odpowiedzi szanowny pan Fisk odpowiedział, że zabił go nie kto inny jak niejaki Daredevil (co jak wszyscy wiemy było totalną bzdurą, ale czego sie nie robi żeby odsunąć podejrzenia od siebie?). Z drugiej strony nie taki Fisk straszny jak go malują, to w końcu dzieki niemu Maya poznała mężczyznę swojego życia Matta, z którym po wielu.. Wielu.. WIELU turbulencjach w końcu stanęła na ślubnym kobiercu. 
Matt przyznał się do wszystkiego a raczej jedynie do tego że on i Daredevil to jedna i ta sama osoba i wyjaśnił, że sprawcą śmierci jej ukochanego ojca jest Fisk znany również jako Kingpin (a ktoś z taką ksywką i w dodatku ważący grubo powyżej 150kg, nie może być przecież dobry). 
W akcie zemsty panna Lopez stanęła do walki ze swoim przybranym ojcem i jednym celnym strzałem w twarz oślepiła Fiska, co może i nie było idealną karą za to co zrobił ale z pewnością pokazała że co jak co, ale z nią zadzierać nie warto. Maya zdała sobie sprawę z tego, że żyła pośród kłamstwa, wśród ludzi którzy wcale nie chcieli dla niej dobrze, chcąc więc uporządkować swoje życie wybrała się w podróż po Stanach Zjednoczonych obiecując jednocześnie Mattowi, że pewnego dnia do niego wróci. W czasie swoich podróży poznała między innymi Wolverina, z którym się zaprzyjaźniła i który zaznajomił ją z japońską kulturą i (żeby nie było tak pięknie) z japońskim światem przestępczym. Niedługo po tym Maya przybierąc pseudonim Echo powróciła do Ameryki, spotkała się z Mattem i wypadałoby napisać: I żyli długo i szczęśliwie z Fiskiem w więzieniu a małą panienką Murdock biegającą między rodzicami...

Charakter i wygląd:

Maya jest całkiem wysoka, z tego się cieszy bo chociaż nie ma wyglądu typowej modelki ('tu' za dużo, 'tam' za mało) to przynajmniej może sie pochwalić swoim idealnym (według niej) wzrostem. Ma czarne włosy i nigdy, przenigdy nie ma zamiaru zmieniać ich koloru, sama twierdzi że jak zobaczy pierwszy siwy włos to popadnie w czarną rozpacz i popędzi ile sił w nogach do fryzjerki! Kiedy ktoś pyta ją, żeby opisała siebie milczy przez dłuższy czas po czym bezradnie wzrusza ramionami. Jeżeli jednak pytają o jej charakter szybko wyrzuca z siebie jedno: Jestem taaaaaaka wredna, że o rany!  Nie jest to jednak stuprocentowa prawda. Maya potrafi być wredna, ale tylko dla ludzi, którzy w jakiś sposób zajdą jej za skórę. Na codzień jest jednak miłą i sympatyczną, szaloną mamusią która bierze czynny udział w wszelkich przedstawieniach i balach w przedszkolu swojej córki. Ot taki Komitet Rodzicielski w jednej osobie. Złote dziecko, najchętniej przygarnęłaby wszystkie biedne zwierzątka, głodujące dzieci i bezdomnych. Matt skutecznie hamuje jej altruizm, dzięki czemu nie oddała jeszcze wszystkich pieniędzy na cele charytatywne. Potrafi być też zawzięta  i uparta, twierdzi że wybacza ale nie zapomna. Pewnie dlatego raz w miesiącu idzie do więzienia i odwiedza Fiska, mimo że w trakcie wizyty nie wypowiada ani jednego słowa. Bądź co bądź to właśnie dzieki niemu nie tułała się po sierocińcach po stacie ojca. 

Umiejętności:

Maya nie jest mutantką. Przynajmniej nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, jednak swoimi zdolnościami wprawia w osłupienie wielu ludzi. Otóż potrafi kopiować wszystkie ruchy fizyczne jakie tylko zobaczy. Nie ważne czy to skomplikowany hip hopowy układ, balet klasyczny czy wschodnia sztuka walki. Wystarczy że raz zobaczy czyjeś ruchy i potrafi je powtórzyć bez najmniejszego problemu. Dzięki temu w walce potrafi pokonać silniejszych od siebie, strzela jak mało kto i jest świetną bokserką. Osobiście woli jednak wykorzystywać swoje umiejetności w bardziej artystycznych aspektach. Jak była małą dziewczynką z zafascynowaniem oglądała kasety video z występami rosyjskiego baletmistrza Michaiła Barysznikowa, co zaowocowało występami w wielu przedstawieniach baletowych, mimo jej głuchoty. W końcu wystarczyło że raz zobaczyła układ i bez problemu potrafiła go zatańczyć ku zdziwieniu zgromadzonych w sali baletnic, które swój warsztat szlifowały latami. Ostatnio niesamowicie przebiera w 'swoich' talentach. Od czasu do czasu grywa na pianinie, tańczy, uprawia gimnastykę artystyczną, pływa i z umiłowaniem maluje kolejne obrazy.
Istniały małe szanse na to, że Maya będzie kiedykolwiek mówić, dziewczyna nauczyła się jednak czytać z ruchu warg  ale ma przez to nieco utrudniony kontakt z ludźmi noszącymi maski bądź chusty na twarzy. Panicznie boi sie ciemności bo wtedy czuje się totalnie bezradna. 

Dodatkowo:

- Dla swojej czteroletniej córki Desiderii jest w stanie zrobić wszystko. Nie ważne czy 'wszystko' zdefiniowane jest przez całodzienne bieganie, jazdę na rolkach czy zabawę na placu zabaw,
- Ze swoim mężem tworzą naprawdę osobliwą parę: ona nie słyszy, on nie widzi. Według niektórych to gwarantuje im długie i szczęśliwe małżeństwo,
- Ostatnio razem z córką kupiły szczeniaka Dogue de Bordeaux, którego nazwały Idaho Michigan III,
- Mimo swojej 'dysfunkcji' jest absolutną fanatyczką dyskotek. Zanim jednak wyjdzie na parkiet, dłuższą chwilę obserwuje bawiących sie ludzi i stara się wyczuć wibracje podługi, w celu określenia jaka muzyka może aktualnie lecieć z głośników, 
-Pogodziła się z tym że nigdy nie usłyszy 'faktycznego dźwięku', jednak wkurza ją niesamowicie kiedy ktoś traktuje ją jak kalekę albo usilnie próbuje jej udowodnić jak wiele w życiu traci,
- Dwa lata temu założyła Szkołę Talentów, do której przyjmowane są (za niewielką, roczną opłatą) dzieci z biednych rodzin. Szkoła utrzymuje się głównie dzięki wsparciu władz lokalnych. 

---
Dzień dobry! :) Kristin Kreuk dumnie użycza swojej twarzyczki dla Echo.
Chętna jestem na wszelakie wątki i powiązania.
Nie gryzę (podobno... xD), siedzę do późnych godzin nocnych i nie mam słomianego zapału.
Dodatkowo jak na studentke przystało mam mnóstwo czasu wolnego :)!
Także zapraszam  bardzo, bardzo :)


70 komentarzy:

  1. [Karta całkiem fajna, liczę na jakiś wątek, gdy wrócę z urlopu. Jakby co, możesz rzucić pomysłem :>]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam. Miła dla oka karta. Udanej zabawy na blogu życzę.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jaka przemiła karta i postać :)]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Witamy na pokładzie. Karta niesamowicie optymistyczna, a gif uśmiechogenny. No i postać sympatyczna.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jasne, to chyba oczywiste. Ale prosiłabym niestety o zaczęcie. Głupio mi tak zrzucać odpowiedzialność, ale to zło konieczne...]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Na pewno da się wykombinować taki wątek. Z doświadczenia wiem, że najlepiej sprawdzają się te o dzieciach, a w szkole Mai dzieci pod dostatkiem. Jedno z nich może mieć niepokojące zdolności, a co za tym idzie - zwrócić na siebie uwagę Fury'ego, który wysłałby Clinta w celu sprawdzenia pogłosek o dziecku. Może być?]

    OdpowiedzUsuń
  7. [O mój Boże, genialne! Czemu ja na to nie wpadłam?! To bardzo dobry pomysł! Już nie mogę się doczekać. Oczywiście wpleciemy w to jakiś wątek związany z akcją. Na przykład Maya może odwalić jakąś "skopiowaną" umiejętność czy coś w tym stylu. Już się nie mogę doczekać.]

    OdpowiedzUsuń
  8. W tym tygodniu ostatnia rzecz, jaką Clint chciał się zajmować, były dzieci. Nie miał żadnych i nigdy nie powinien mieć. Zwyczajnie się do tego nie nadawał. Gorąco życzył sobie, żeby w tych dwóch zdaniach zamykały się wszystkie jego relacje z dziećmi. Jednak Fury nie jest od spełniania życzeń. Nie przypomina ani Świętego Mikołaja, ani Zębowej Wróżki. A nawet wręcz przeciwnie.
    Przynajmniej nie musiał wkładać garnituru. Nie ma nic gorszego niż wykonywanie idiotycznej misji w garniturze. Na szczęście szkół zwykle nie odwiedza się ubranym jak do opery. Opery też nie lubił. Ostatnio, gdy tam był, świat mało się nie skończył.
    - Z nieba mi pani spadła - powiedział ze sztucznym entuzjazmem. Pewnie ta kobieta nie zamierzała niczego mu ułatwić, ale do tego był już przyzwyczajony. - Anton Verloc, szukam jednego z uczniów. To tutaj uczy się Christopher McSpencer, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  9. Nienawidziła, kiedy ktoś zawracał jej głowę. Oczywiście, mogła się odszczeknąć, warknąć coś i nadal siedziałaby na tym stanowisku, jednak już dawno wykreowała pewien wizerunek Natalie Rushman i musiała mieć pewne granice, których nie mogła zacierać tak od razu. Irytowało ją, że ludzie naprawdę traktują ją jako prawą rękę Starka, wszystkiego od niej chcą i nie mają pojęcia, że jest tylko szpiegiem, który na początku miał mieć na oku Iron Mana, a potem dopiero został zatrudniony do śledzenia członków rady zarządu. Nie mogła jednak na to nic poradzić i musiała udawać, że jest asystentką, zanosi papiery i osobiście robi kawę najważniejszym osobom w tym budynku. Sama tez nawet miała jakiś prestiż. Wcześniej udawało jej się dużo łatwiej podrywać młodych przystojniaków w firmie. Teraz miała już inne podejście do jednodniowych przygód seksualnych. A praktycznie nie miała takiego podejścia w ogóle. Do tego też przyczynił się Stark.
    Ledwo uporała się z natarczywym Japończykiem, wiszącym na telefonie, a już ktoś coś od niej chciał. Wzięła do ręki słuchawkę, podnosząc się automatycznie zza biurka. Na wyjaśnienie sprawy odparła krótko: "Ech, no dobrze, rozumiem" i pomknęła do głównego holu.
    Nie rozpoznała kobiety, która zaczepiła przed momentem recepcjonistkę w holu. To właśnie ona poprosiła Natalie o zajęcie się kobietą.
    - Natalie Rushman - przedstawiła się, wyuczona kompletnie wszystkiego: ruchów warg, powiek, delikatnego uśmiechu, tonu głosu. Uścisnęła rękę młodej kobiety. - W czym mogę pomóc?

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeszcze nikogo nie nagabywał. Póki co nawet nie udało mu się wejść do szkoły. I patrząc na tę kobietę zaczynał podejrzewać, że wycieczka do Fortu Knox to będzie przy tym bułka z masłem.
    - Przedstawiciel szkoły dla dzieci ze specjalnymi talentami. Zapewniamy im odpowiednie warunki rozwoju wszystkich... - tu zrobił znaczącą przerwę - talentów. Doszły nas słuchy, że Chris jest naprawdę wyjątkowy. Dlatego tutaj jestem - żeby zobaczyć, czy to prawda. A w razie wątpliwości własnym przykładem udowodnić niedowiarkom, że nasza szkoła dobrze uczy.
    Kobieta nie wyglądała na przekonaną. Dlatego zdjął z ramienia plecak i otworzył go. Po chwili wyjął niebieską teczkę opatrzoną firmowym logo. Wczoraj wieczorem technicy z S.H.I.E.L.D przygotowali cała historię ze szkołą. Miał nadzieję, że nie popełnili przy tym żadnego znaczącego błędu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mała ciekawostka: ona miała dostęp do tajnych dokumentów Tony'ego Starka, znała numery jego kont, o dziwo nawet potrafiła zgadnąć jego numer pin, więc teoretycznie spadła kobiecie z nieba. Chęć niesienia pomocy była kwestią sporną, jednak ktoś, kto jeszcze dwa tygodnie temu zapobiegł wybuchowi bomby w centrum Bostonu może być brany pod uwagę jako osoba, która służy swoją radą, czynem i znajomościami. Zazwyczaj.
    - Murdock? - uniosła delikatnie brwi. Nazwisko nie było specjalnie popularne, a ona w zbieg okoliczności nie wierzyła. Nie po tylu latach. Jeszcze przed chwilą była gotowa pozbyć się tej kobiety w pięć sekund, odradzając jej powracania tutaj, żeby nikogo nie męczyła. Teraz na jej usta wpełzł ledwo widoczny cień uśmiechu. - Miło panią poznać. Jestem asystentką pana Starka.

    OdpowiedzUsuń
  12. Po dziennej dawce kultury i sztuki pod postacią przygotowania do najbliższego koncertu, przyszedł zdecydowanie idealny czas na dzienną dawkę aktywności fizycznej, bez której Matt skończyłby już dawno w czubolandzie. Miał wątpliwości, czy do czubolandu nie powinni się wybrać grupowo wraz z resztą członków Avengers i tam poddać jakiejś zbiorowej terapii, najlepiej elektrowstrząsami. Albo po prosty założyć czuboland w siedzibie firmy. Zszedł do piwnicy ich domu, gdzie znajdowała się w miarę przestronna i całkiem nieźle wyposażona sala treningowa. Jakoś nie przepadał za tą, którą mieli do dyspozycji w Avengers Mansion, a raczej całym kompleksem wszelkich sal, jakie mieli do dyspozycji w Avengers Mansion. Ta domowa była ciasna ale własna, wszak z Matta zrobił się ostatnio domator i pan na włościach.
    Grzecznie przystąpił do standardowego treningu, który pewnie przeciągnie się na kilka ładnych godzin.

    OdpowiedzUsuń
  13. [Pewnie, wątek jakiś się przyda. :) Z tego co wiem to się Wolvi przyjaźnił z Echo i o Japonii coś tam jej przytruwał w przeszłości. A obecnie? Jakiś pomysł?]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Niech i tak będzie. Jeśli możesz zacznij, będę wdzięczna ;)]

    OdpowiedzUsuń
  15. - Nie śpię, bo trzymam miasto w ryzach. - Odpowiedział, zaprzestając na chwilę swoich podniebnych wyczynów na zawieszonych pod sufitem linach i wracając na poziom gruntu. Ciężko by jej było zrozumieć cokolwiek z jego jakże przeintelektualizowanej wypowiedzi, gdyby nie zechciał stanąć w miejscu. To było zdecydowanie dobre w ich małżeństwie, musieli rozmawiać, nawet jeśli rozmowa była klasyfikowana jako awantura, w stanie względnego spoczynku. To wykluczało dyskusję z ganianiem się dookoła stołu i grożeniem sobie nożami. - Byłem z psem dwie godziny temu, a dzisiaj jest środa, dzień jedzenia na telefon, właśnie go ogłosiłem.

    OdpowiedzUsuń
  16. Logan przez chwilę stał zdziwiony i nie do końca pewny, kogo to jego oczy widzą. Skinął głową i nalał do szklaneczki to co zamówiła. Szturchnął ją w głowę, bo nie najlepszym pomysłem było opierać się o wątpliwej czystości blat
    - Maya, dawno się nie widzieliśmy. - tak zwracał się tylko do przyjaciół, przyjemny ton głosu, choć wiedział, że tego nie słyszała to jednak naprawdę to zabrzmiało miło. Postawił zamówienia przed nią i przyglądał się jej z nieukrywaną ciekawością. Zmieniła się od czasu ich ostatniego spotkania. Wyglądała na pewniejszą siebie i zadowoloną z życia, choć zmęczenie też pojawiło się na jej twarzy.
    - Co cię tu sprowadza?

    OdpowiedzUsuń
  17. - Mogę rozważyć jakieś sankcje dla miejskich urzędników za opieszałość i nieprofesjonalizm... - Odparł, podchodząc kilka kroków bliżej niej. Nic tak nie relaksuje jak odpowiednia dawka przemocy, a że młoda była akurat poza domem, nie istniało ryzyko, że jej delikatna i nieodporna na zarysowania psychika zostanie skrzywiona przez zapamiętaną z dzieciństwa scenę, w której kochani rodzice leją się po mordach. Lubili od czasu do czasu poszaleć na sali, a to zdecydowanie zawierało w sobie element lania się po mordach i robienia innych niezwykłych jak na przykładne małżeństwo rzeczy. - Mały małżeński sparing? Potem odbiorę Des z urodzin i zamówimy jakiś obiad.

    OdpowiedzUsuń
  18. - Zaszczyt - uśmiechnął się w dość specyficzny sposób - Jak widać, idzie jak idzie. Ludzi mało, za to mutantów więcej. - wskazał dłonią w stronę sali, gdzie stoliki zajmowało kilka osób, a między nimi biegała drobniutka kelnerka.
    - I tylko nie wielkoludzie, z takimi nie mam nic wspólnego - kiwnął na pracownicę, a sam wyszedł zza baru siadając obok Mai (nie wiem, jak się to odmienia) i wyjął z kieszeni cygara. - Pewnie nie palisz? - z kultury, choć w dziwny sposób zaproponował to co było jego nałogiem - Od dawna w tych stronach? - dodał.

    OdpowiedzUsuń
  19. - Tu nie ma okien, a drzwi są zamknięte. - Zauważył inteligentnie, rozważając wcześniej wszystkie możliwości podglądania ich piwnicznych wyczynów. Wolałby jednak, żeby ani ich sposoby rozładowywania małżeńskiego napięcia, ani jego nieoficjalna tożsamość nie weszły w skład wiedzy powszechnej sąsiadów. - Zaczynaj, skarbie mój najdroższy. - Zachęcił ją miną najbardziej pewnego siebie ze wszystkich skurwysynów świata. - I nie zdradzaj mi swojej taktyki.

    OdpowiedzUsuń
  20. Zablokował jej ręce, kiedy znaleźli się twarzą w twarz, co nie było większym problemem, kiedy akurat zdecydowała się na serię jego popisowych numerów w walce. - Jest o mnie jakiś film? - Zapytał i nie czekając na odpowiedź, uwolnił ją z uścisku i zorganizował jej przelot przez kilka metrów sali przy pomocy swojej zacnej prawej nogi. Chuck Norris pozdrawia, chociaż nie był to firmowy półobrót z finałem na twarzy, aż tak zajadły w walce z żoną nie był. Przy okazji porwał ze stojącej pod ścianą ławy tonfę i czekał na jej ruch.

    OdpowiedzUsuń
  21. Skorzystał z prezentu, jaki mu sprawiła, wbijając katanę do połowy długości ostrza w ścianę, mogła mu posłużyć za dobre miejsce wybicia, kiedy już zebrał się z ziemi i przeszedł do natarcia w swoim ulubionym stylu - z powietrza. Maya przeleciała do przeciwległej ściany, kiedy przeciął jedną z lin zgarniętym z ławy nożem i staranował żonkę w iście tarzańskim stylu.

    OdpowiedzUsuń
  22. Z poziomu podłogi miał idealny dostęp do jej nóg, które zostały w sekundę oplecione liną od jego ulubionej zabawki własnego projektu, a ona w sekundzie kolejnej poszybowała pod sufit. - Przyjemnego sprzątania kuchni ci życzę. - Powiedział z całkiem przyjemnym uśmiechem, kiedy walka była już zakończona, a on trzymał w ręce drugi koniec narzędzia zbrodni.

    OdpowiedzUsuń
  23. - Ręce na podłodze połóż. - Poradził uczynnym tonem i wypuścił z ręki swój koniec. Kiedy Maya stała już stabilnie na podłodze, ukląkł przed nią i rozwiązał swoją misterną konstrukcję na jej kostkach. - Jesteś zdenerwowana, od kiedy przyszłaś do domu. - Czasem kiepsko jest być żoną delfina, która nawet przyspieszone bicie serca i inne oznaki zdenerwowania usłyszy z odległości dziesięciu metrów i dodatkowo przez podłogę. Oczywiście jeśli się postara, a tym razem Matt się postarał.

    OdpowiedzUsuń
  24. [Szlag mnie trafił. Rozpisałam się, a tu się komentarz skasował... :/ Więc odpowiedź będzie krótka...]

    - Czyli życie ci się układa pomyślnie. Ciesze się, że chociaż tobie. - naprawdę Logan się cieszył, choć z reguły bardzo mu przeszkadzała czyjaś radość tym razem nie miał pretensji, w końcu Mai się należało.
    - A co u mnie? Przebywam w barze, chociaż mam wynajętą kawalerkę to właściwie przeniosłem się do Instytutu Xaviera, poza tym planuję podróż do Japonii, a z mniej przyjemnych spraw to poszukuję brata i jeszcze kilku osób które nie zasługują na życie - ostatnie słowa wzburzyły w nim złość, z całego serca nienawidził brata. I wszystko co mówił było dla niego tak oczywiste, jak śnieg w zimie. - Myślałem też o powrocie do Kanady.

    OdpowiedzUsuń
  25. [Tylko że dziecko Scarlett ma miesiąc... To nie czas, gdy chodzi się z dziećmi na place zabaw...]

    OdpowiedzUsuń
  26. - Ile można czekać na spokój, czuję, że nie jest mi dane zaznać tego co nazywa się spokojem. - przed oczami jak żywa stanęła mu ukochana kobieta, potem kolejna. Wszystko minęło. -Mnie tu właściwie nic nie trzyma.
    Schował wizytówkę do kieszeni. Wiedział, że ma na kogo liczyć, wiedział, że Maya poda mu pomocną dłoń, tak jak on kiedyś podał jej, ale czy on potrzebuje pomocy?
    - Skoro wódka nie dobra, to co powiesz na coś delikatniejszego? - spytał widząc minę i niezadowolenie w głosie.

    OdpowiedzUsuń
  27. - Proponuję lemoniadę, cytrynową. Całkiem nieźle smakuje - zaproponował i kiwnął na pracownicę, by podała butelkę właśnie z tym napojem.
    - Imprez? Wiesz kilka ich było, a ja się ani razu nie upiłem, żałuję, że alkohol na mnie nie działa, ale ty faktycznie rozszalałaś się. - przypomniało mu się wszystko co wtedy się działo, aż nie mógł powstrzymać uśmiechu. To były całkiem miłe chwile. - Powtórzyć? Jestem przychylny temu pomysłowi.
    Możliwe, że jakaś impreza pozwoliłaby odprężyć się i zapomnieć o codzienności, która była strasznie smutna i szara.

    OdpowiedzUsuń
  28. - Chcą ci odciąć kasę? - Zapytał. Zapewne chodziło o pieniądze, bo przecież tak zwani oficjalni sponsorzy nie przyszli, żeby sprawdzić, czy na zajęciach tanecznych dzieciaki mają dobrze ułożone ręce podczas imitacji tańca towarzyskiego, a na plastyce wszystkie kredki są odpowiednio zastrugane. Jeśli jakieś problemy się pojawiły, to na pewno chodziło o finansowanie całego przedsięwzięcia, co naprawdę napełniało Matta przekonaniem, że najlepiej by było zrobić wielki rozpierdol i wykopać kilka stołków spod kilku tyłków.

    OdpowiedzUsuń
  29. - Ale, ja cię przytulę - objął ją ramieniem jak młodszą siostrę, której nigdy nie miał, a przyjaciółki zawsze traktował jak młodsze siostrzyczki, chociaż mogły tego nie lubić, albo wręcz nie znosić. Maya była dla niego właśnie jak siostra, bliska mu osoba. - Mam nadzieję, ze Matt mnie nie zabije z zazdrości o ciebie - dodał targając nieco włosy Mai, tak po złości.
    - W takim razie teraz tylko trzeba będzie znaleźć miejsce i czas na imprezę. -rzadko zdarzało się by takie słowa padały z ust Logana, właściwie takie słowa nigdy nie padły, aż do dziś.
    - Wiesz, też tęskniłem.

    OdpowiedzUsuń
  30. [Jasne. Łap numer - 44454753 - i dawaj pomysły :D.]

    OdpowiedzUsuń
  31. [Witam serdecznie oraz zapraszam do wspólnego wątkowania ;)]

    OdpowiedzUsuń
  32. Bo pani mąż należy do Avengers, a oni życzą sobie nie być wplątywani w te sprawy, które nie dotyczą ratowania świata przed superprzestępcami. - Pominął fakt, że również on sam należy do Mścicieli. Przy odrobinie szczęścia kobieta nie miała pojęcia, co do tożsamości wszystkich kumpli po fachu swojego męża. Tłumaczenie się z poleceń przełożonego nie leżało w zakresie jego obowiązków. Pokusiłby się nawet o stwierdzenie, że znacznie poza ten zakres wykraczało.
    - Fury to człowiek o naprawdę rozległych zainteresowaniach, pani Murdock. I nalegam, żeby pani pokazała mi chłopca. Nie werbujemy przedszkolaków jako żołnierzy, po prostu uprzedzamy wypadki.

    OdpowiedzUsuń
  33. Niektórzy ludzie posiadają całkowicie nieszkodliwe sposoby wyswobadzania się z objęć Morfeusza – budzik, kawa, ewentualnie smakowita i aromatyczna zachęta zgotowana przez współlokatora, który potrafi gotować. Lub przynajmniej wybrać się do najbliższej piekarni. Tutaj jednak zapominamy, że Saskia oraz jej brat należą do grupy społecznej o niecodziennych standardach, gdzie na porządku dziennym figuruje oblewanie wodą, darcie się prosto do ucha i zwalanie z łóżka za nogi.
    Cóż za sztandarowa i nieszkodliwa rodzinka.
    Niestety – tego dnia ją spotkał zaszczyt dopełnienia ceremonii budzenia, jednakowoż cała czynność (bynajmniej rutynowa) tym razem musiała odbyć się wieczorem. Kurs. Dzieci. Taniec. Praca. Słodki Jezu… W co ona się wpakowała… Leń nie powinien brać dodatkowej roboty. Powołanie lenia to czyste, wygrzane łóżko, jedzenie, Internet oraz telewizja.
    Za niezwykły wyczyn powinniśmy uważać to, że Lenssen bez żadnych problemów i postojów dostała się na miejsce. Niezwykłym wyczynem musimy mianować również fakt, iż pojawiła się w odpowiedniej placówce pół godziny przed czasem. I co miała teraz robić? Gapić się w ścianę oraz liczyć baranki przeskakujące tuż pod sufitem? W zasadzie to nie jest taki zły pomysł… Może uda jej się zdrzemnąć.

    OdpowiedzUsuń
  34. Przez dłuższą chwilę w milczeniu patrzył na chłopca, próbując znaleźć w nim coś, co mogłoby skłonić go do zanegowania rozkazu Fury'ego. Dzieciak swoim wyglądem wzbudzał litość. Wydawał się wciśnięty w ścianę przez kolegę z ławki. Ten drugi miał w sobie coś, co automatycznie górowało nad mizernym Chrisem. Okulary zdawały się przyginać chłopca do kartek podręcznika, od których nie odrywał wzroku. Prawdopodobnie był nieśmiały. I przerażony tym, co się z nim dzieje. Nic dziwnego, większość mutacji powinna ujawnić się dopiero w trakcie dorastania, między trzynastym a siedemnastym rokiem życia. Nie u dziewięciolatka.
    Clint wychował się w cyrku, ale dopiero podczas pracy dla rządu trafił na prawdziwe osobliwości.
    - A jeśli w ten sposób zabijesz jego matkę? - Hawkeye oderwał wzrok od klasy i spojrzał prosto w oczy kobiety. - Nie znasz mocy tego dziecka. Myślisz, że S.H.I.E.L.D miałby interesować się kimś, kto używa rąk jak latarek? To jest robota dla Xaviera. My zajmujemy się poważniejszymi przypadkami. Jak dziewięciolatek, który potrafi na tyle silnie wpłynąć na rzeczywistość, by wywołać u kogoś raka.

    OdpowiedzUsuń
  35. Niestety, na nią to spojrzenie nie zadziałało. I to nie dlatego, że była kobietą - na pewno istniały osoby płci pięknej, które urzekłby ten wzrok. Urocza prośba kobiety naprawdę stawiała ją w dobrym świetle. Ale Czarna Wdowa, czy może raczej w tym konkretnym momencie Natalie Rushman nie sądziła, czy nadąża za tym wszystkim. Zmarszczyła jedynie brwi. Często tak robiła, aż czasem bolało ją od tego czoło. Zdecydowanie musi się od tego odzwyczaić. Tak samo jak drżenia warg na widok cierpienia kogoś, na kim jej zależy. Ten nawyk odkryła całkiem niedawno i może ją naprawdę zdradzić i wprawić w kłopoty, razem z bliskimi. Westchnęła.
    - Wszystko w swoim czasie, pani Murdock - uśmiechnęła się delikatnie, wskazując na windę. - Pan Stark jest teraz nieobecny, przykro mi. Mimo wszystko, postaram się obgadać parę kwestii z panią. Proszę ze mną.

    OdpowiedzUsuń
  36. Trudno było nie kojarzyć Tony'ego Starka. Miał to do siebie, że nie miał zamiaru kryć się ze swoją tożsamością i bawić w Mrocznego Rycerza na uboczu, uważał to za żałosne. To w nim tez podziwiała. Jednocześnie umiał zaprowadzić porządek (jako taki) w swojej firmie i życiu tak, że Iron Man był Iron Manem, a Tony Stark Tonym Starkiem, chociaż oboje byli jedną osobą. Na pozór skomplikowane, ale genialnie łatwe i proste. Asystentka miała mu pomóc w tym wszystkim, podobnie jak prezes w postaci Pepper. Ją też podziwiała, zawsze chciała być jak ona. Chociaż nie dążyła tą ścieżką. Obrała inną, znacznie się różniącą. Pepper wolała biznes, Natasha adrenalinę. Ale i tak obie od czasu do czasu doświadczały i tego i tego. Uroki życia w cieniu Starka, ot co.
    - Porozmawiamy na spokojnie - wyjaśniła, prowadząc ją do windy. Wcisnęła przycisk i w oczekiwaniu spojrzała na Mayę. - Mam nadzieję, że ma pani sporo czasu, nigdzie się chyba nie spieszy? Lubię załatwiać interesy przy kawie. Albo herbacie. Wtedy jest znacznie spokojniej. I można się namyśleć.

    OdpowiedzUsuń
  37. Winda podjechała, zanim Maya wyciągnęła telefon. Natasha ciekawa była, jak dziwna reakcja zagościła na jej twarzy, gdy kobieta wspomniała o mężu i córce z przedszkola. Nie żeby nie wiedziała o dziecku Matta, tego nie mogła przeoczyć. Jednak zawsze jakoś to zupełnie inaczej słyszeć o szczęśliwym małżeństwie byłego partnera z ust jego kochającej żony. Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy Maya skończyła wysyłać wiadomość.
    - Przepraszam, ale muszę o to zapytać, z czystej ciekawości - zaczęła uprzejmym głosem, typowo należącym do Natalie. - Pani mąż to Matt Murdock, tak? Ten prawnik?

    OdpowiedzUsuń
  38. Z tym przytulaniem to faktycznie można było powiedzieć, że przesada, ale rzadko zdarzało się by Logan okazywał uczucia, więc warto ten moment zapamiętać. Nie wiadomo kiedy następna taka okazja się zdarzy. W końcu rzadko otwierał się do tego stopnia.
    - Każesz mnie wybierać miejsce? Zdecydowanie wolałbym zdać się na ciebie, rzadko bywam w normalnych klubach. Więc wiesz...
    Nie był chętny na podejmowanie decyzji, zwłaszcza, że kiepsko znał kluby, które nadawałyby się na odwiedziny w towarzystwie sympatycznej przyjaciółki.

    OdpowiedzUsuń
  39. Drzwi rozsunęły się leniwie. Nie było to ich piętro, ktoś zamierzał wsiąść do środka. Czterdziestoletnia pracownica działu reklamy. Uśmiechnęła się do niej delikatnie, kojarząc ją ledwie z widzenia. Całkiem przyjemna, pulchna kobieta. Wysiadła piętro wyżej. Zanim Maya zdążyła dokończyć pytanie.
    - Powiedzmy, że kiedyś z nim współpracowałam - tryumfalnie odrzekła. Przed momentem mogła snuć ledwie podejrzenia, że Maya to Echo, teraz była pewna swego - Daredevil ułożył sobie życie całkiem nieźle. Westchnęła delikatne. - Parę lat temu. Dobrych parę lat.

    OdpowiedzUsuń
  40. Spojrzał na nią wzrokiem człowieka, któremu nie powinno się przerywać nocnych przemyśleń na przystankach, bo to grozi utratą zdrowia lub życia. Najwyraźniej nie zwróciła na to uwagi, dostatecznie upojona alkoholem, żeby nie zawracać sobie głowy takimi bzdurami jak na przykład ryzyko związane z zaczepianiem bardzo wściekłych na wszystko i wszystkich nordyckich bóstw.
    - Stąd nie ma o tej porze autobusów. - Mruknął głosem równie złym jak wcześniejsze spojrzenie. Brawo, Loki, powiedziałeś prawdę, robisz naprawdę ogromne postępy w przystosowaniu do norm panujących we wszechświecie. Faktycznie, ostatni autobus odjechał w okolicach dwudziestej drugiej, czyli dobrze cztery godziny wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
  41. - Wciąż jesteś całkowicie pewna, że nie chcesz, żebym finansował część spraw w twojej szkole? - Zapytał, zbierając się do wyjścia z sali. Jej duma w tej kwestii doprowadzała go czasem na sam skraj możliwości powstrzymania się przez wybuchem i płomiennym wyznaniem, że najprawdopodobniej ma ochotę rozstać się ze swoim interesem bez udziału własnej woli, jeśli nie chce pieniędzy od własnego męża i woli szlajać się po sponsorach i gabinetach możnowładców tego pięknego miasta, którzy najwyraźniej tracili ochotę na współpracę. Zer na koncie mu nie brakowało, a ile można było rozbudowywać dom i udoskonalać wszelkie zabawki związane z pełnieniem wytrwale i sumiennie obowiązków superbohatera. Tak, lepiej żeby jego pieniądze leżały spokojnie w banku, a jej szkoła podupadała. Genialny biznesplan.

    OdpowiedzUsuń
  42. Chyba nie została pocieszona. Chyba. Jej mina wyrażała głównie słowa „God, why”, zaś sama Saskia miała ochotę zwiewać do domu. Dzieci ją przerażały, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Lecz zgodziła się. Musiała podjąć niespodziewane wyzwanie, które zapewne wpędzi Lenssen do grobu.
    Jak pozytywnie.
    - Taak… Saskia. Coś czuję, że nawet krótka wycieczka mi dzisiaj nie pomoże, toteż posiedzę tutaj. Jutro bardzo chętnie wybiorę się na mały obchód – uśmiechnęła się niemrawo, kątem oka łypiąc na drzwi wejściowe. – Czego głównie mam ich uczyć? Nie wiem, na jakim są obecnie etapie.

    OdpowiedzUsuń
  43. - W takim razie zostańmy, zawsze lepsza opcja niż dzikie tłumy lub zbyt spokojne miejsca. - pokiwał głową - Rozumiem, że przy koleżankach jesteś anielsko grzeczna - chrząknął, jakby chciał coś zasugerować, a potem uśmiechnął się - Kobiety mają tysiąc twarzy.
    W barze zrobiło się spokojniej. Kilka osób opuściło pomieszczenie, ktoś drzemał na krzesełku wsparty na rękach o blat stołu. Pora nie sprzyjała niektórym.
    - Czego się jeszcze napijesz?

    OdpowiedzUsuń
  44. - Spokojnie, bo się całkiem przypadkiem uszkodzisz - uśmiechając się pogroził jej palcem - Nie chcę mieć Cię na sumieniu, więc uważaj z tymi swoimi zamiarami. W końcu musimy się jeszcze kiedyś powygłupiać, to znaczy ty, bo ja się raczej nie nadaję.
    Mając przed oczami obraz wybryków tanecznych i innych, podobnych do tego co już nie raz odstawiała Maya nie mógł być ponurym, ani nawet odrobinę zatroskany, choć obecnie to co działo się dookoła nie sprzyjało dobremu humorowi.

    OdpowiedzUsuń
  45. - Po prostu lubię przystanki autobusowe w środku nocy, zwłaszcza jeśli nic z nich nie odjeżdża. To mi daje wewnętrzny spokój. - Odpowiedział, nie zmieniając tonu. Najwyraźniej pijane dziewczęta nie reagowały na warczenie o tej częstotliwości, bo ta ich przedstawicielka nie miała najwyraźniej ochoty wstać i ruszyć swoją drogą, jakby sobie tego życzył szanowny Kłamca.
    A tych przystanków w środku nocy wcale jakimś szczególnym uczuciem nie darzył, po prostu dopadł go egzystencjalny kryzys akurat w tym miejscu i tak siedział, trawiąc ostatnie wydarzenia pośród pożogi i sromoty.

    OdpowiedzUsuń
  46. Moc jego wzrok z serii 'czego ode mnie chcesz, kiedy rozmyślam nad sensem istnienia i tonę w żałości, kurwo?' została podwojona, kiedy rzeczona Maya zaraz po zdradzeniu swojego imienia nie postanowiła jednak uciekać, ile sił w nogach, póki jeszcze je ma. A później Loki wyciągnął cukierka z podstawionej mu pod nos torebki i włożył go sobie posłusznie do ust. Może taktyka uległości zadziała i ją odstraszy. Ludzie podobno z zasady nie lubili ulegać, więc może i uległych nie lubili. Przynajmniej taką miał nadzieję.
    - Jestem Loki.

    OdpowiedzUsuń
  47. - A mam jakieś szanse się nie zgodzić i osiągnąć jakiś sukces w przekonywaniu cię do moich świętych racji? - Zapytał ze zrezygnowaniem. Maya może i należała do gatunku dobrych żon, które słuchają swoich mężów w niemalże wszystkich kwestiach i pokornie znoszą wiele niedogodności wynikających z bycia stroną posiadającą w małżeństwie zdecydowanie mniejszą moc decyzyjną, jednak miała Te Sprawy, w któryh nie miał najmniejszych szans jej do niczego przekonać, jeśli ona nie będzie chciała zostać przekonaną. Taki mały haczyk w umowie małżeńskiej.

    OdpowiedzUsuń
  48. - Jestem z Asgardu. - Poinformował ją, dorzucając kolejną odstraszającą informację. Loki z Asgardu nie brzmi jak miły przybysz z miłego miejsca. Nawet jeśli sam Asgard nie był jej znany, mogła zawsze stwierdzić, że to jakiś lokalny, wyjątkowo groźny gang i należy natychmiast spierdalać. Loki nie lubił miłych dziewczynek, które zaczepiały przypadkowych przechodniów po pijaku i trwały dzielnie w przekonaniu, że słuchanie ich sprawia wspomnianym przechodniom jakąkolwiek przyjemność lub jest chodzić sympatyczną odmianą od monotonii nocnych posiedzeń na przystankach. Nie dość, że spadł na samo żałosne dno, to jeszcze przyczepiła się do niego słodka Maya. Odynie, dlaczego?!

    OdpowiedzUsuń
  49. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  50. - Tego Małemu Dziełu Twojego Życia życzę, a tymczasem muszę pojechać po nasze dziecko i wysłuchać pierwszej fali zachwytów nad urodzinowym przyjęciem. - Odparł, zdobywając się nawet na przyjemny uśmiech. Nie chciał wciskać Mayi pieniędzy na siłę tak głęboko, żeby jej dupą wyszły, ale doprowadzało go do szału to, że wolała prosić o wsparcie finansowe zupełnie sobie obcych, niż wziąć parę groszy od własnego męża. No, cóż, męska duma cierpiała i wołała o ratunek.

    OdpowiedzUsuń
  51. Czerwona (lub jakakolwiek inna, Mattowi to i tak jeden pies) lampka zaświeciła ostrzegawczo w głowie Daredevila, kiedy Maya wspomniała o jakimś tajemnyczym 'koledze z S.H.I.E.L.D'. Przepadał za swoimi kolegami z Tarczy, Fury również wzbudzał w nim raczej pozytywne odczucia, zwłaszcza kiedy pozostawali ze sobą szczerzy. A tym razem najwyraźniej szanowny Nick zapomniał o dżentelmeńskiej umowie i postanowił zrobić coś za jego plecami. Miałby to w głębokim poważaniu, gdyby sprawa nie dotyczyła szkoły Mayi. Pułkownik nie zadbał nawet o zachowanie tajemnicy, co jeszcze bardziej podniosło Mattowi ciśnienie. Chociaż zdenerwowanie go nie było proste, Tarczy się to udało, a że dodatkowo jego duma została urażona, to anonimowy póki co agent powinien już czuć na karku oddech nadchodzącej dzikiej awantury, którą Matt sprezentuje mu w ramach umilenia popołudnia. - Który? - Zapytał i już sekundę później ogarnął, że to pytanie nie miało sensu. - Który z Tarczy. - Sprecyzował.

    OdpowiedzUsuń
  52. Stark nie był wysoki, Thor podobno był blondynem, Banner nie nadawał się do posyłania go gdziekolwiek, bo najmniejsze ścięcie w rozmowie i skończyłby jako buldożer, rozwalający pół dzielnicy, Rogers też niekoniecznie był dobrym posłańcem, no a Natasha... to kobieta, więc nie nadawała się na kolegę z Tarczy. - Barton. - Stwierdził i ruszył w kierunku sypialni. W końcu nie można było rozprawiać się z Łucznikiem i odbierać dziecka z przyjęcia urodzinowego w dresie, nawet jeśli wyglądało się w nim tak seksownie jak Matt. - Przepraszam, muszę kogoś zabić, czekaj na nas z kolacją. - Rzucił, kiedy już wyleciał pędem z pomieszczenia dwie minuty później. I tyle go widzieli.

    OdpowiedzUsuń
  53. - To jedna z Dziewięciu Krain, siedziba bogów. - Wyjaśnił Mieszkance Midgardu Pod Wpływem geograficzne zawiłości rzeczywistości ze swojej perspektywy, diametralnie różnej od tej, którą dysponowała ona. Nie przypominało to jednak ochoczej opowieści nowego w firmie przewodnika wycieczki po wspomnianych Dziewięciu Krainach, ale raczej antypatyczny pomruk. Do tego wszystkiego ona przysuwała się coraz bliżej i przyglądała się mu, jakby rzeczywiście był przybyszem z innego świata, ale w tym ludzkim rozumieniu, czyli wyglądał jak standardowa wizja ufoludka z zielonymi czółkami. A przecież jego fizyczność nie odbiegała zbyt daleko od tej uznanej za normalną w Midgardzie.

    OdpowiedzUsuń
  54. Nie zastosował się co prawda do nakazu wyraźniejszego poruszania ustami, żeby najwyraźniej głucha i niezwykle utalentowana w kwestiach odwzorowywania Maya mogła lepiej widzieć, co mówi, jednak spełnił jej drugie życzenie i pokazał nikły ułamek swej boskiej mocy. Mianowicie - zaraz po jej ostatnim słowie zniknął z ławki, którą wspólnie zajmowali i pojawił się po drugiej stronie ulicy. Nie pałał specjalnym entuzjazmem do prezentowania swoich umiejętności i zdradzania tożsamości przypadkowym ludziom, jeśli akurat nie miał w tym jakiegoś interesu, jednak ona zapewne nie będzie pamiętać ani jednego ani drugiego po przebudzeniu na kacu mordercy, więc nie musiał się jakoś szczególnie obawiać. Wciąż podziwiał słabe głowy Midgardczyków.

    OdpowiedzUsuń
  55. - To skomplikowane. - Stwierdził, mając nadzieję, że małomówność również jest kolejną cechą do kolekcji tych odstraszających, które dzisiejszego wieczoru zdołał już jej zaprezentować. Antypatyczny, małomówny, potencjalny morderca, dodatkowo o boskich zdolnościach. Maya powinna już zacząć uciekać, chociaż w zapasie Kłamca miał jeszcze kilka innych potencjalnych straszaków na przypadkowych ludzi, którzy przeszkadzają mu w nocnych rozmyślaniach i do tego jeszcze pchają się w jego nienaruszalną sferę prywatną. Tę ostatnią najchętniej ustaliłby na sto mil morskich, a za przekroczenie granicy choćby o milimetr jedną stopą stawiał pod mur.

    OdpowiedzUsuń
  56. - BMW zawsze się przyda, a mnie właśnie wypieprzyli z tego całego królestwa bogów na zbity ryj porządnym kopniakiem w sam środek dupy, więc mam dużo czasu na patrzenie w nocne niebo na przystankach, z których nic nie odjedzie do ósmej rano. - Odpowiedział, prezentując tym razem wyjątkową wylewność jak na swoje możliwości. Maya nie była ani trochę mniej pijana i ani trochę mniej upierdliwa ze swoją słodkością graniczącą z ciężkim urzygiem, ale co mu szkodziło rzucić paroma łzawymi wyznaniami, skoro tak bardzo ich sobie życzyła, a on akurat miał ochotę je z siebie wyrzucić.

    OdpowiedzUsuń
  57. - Gdyby ktokolwiek chciał wiedzieć, nie miałby problemu, żeby tę wiedzę uzyskać. A jeśli postanowię wpaść ot tak do domu, rozłożyć ramiona i radośnie zakrzyknąć, że wróciłem, to strażnik wrót zawiadomi mojego ojca, a ten z kolei skróci mnie przynajmniej o głowę, bo nałożył na mnie zakaz powrotu do Asgardu pod karą śmierci. I to nie jest żaden miły starszy pan, któremu się łezka w jedynym oku zakręci na widok ukochanego syna. Taki z niego miły starszy pan jak ze mnie jego ukochany syn. - Wylał jej prosto na głowę wiadro żalu i pretensji do wszystkiego, do czego tylko można mieć pretensje będąc Lokim w tak żałosnej sytuacji, w jakiej on się aktualnie znajdował i zdecydowanie nie ograniczał ilości wszelkich fochów na każdy temat. Bo przecież Kłamca nie może być tak po prostu nieszczęśliwy z jakiegoś powodu, on nie potrzebuje szczęścia, no skąd.

    OdpowiedzUsuń
  58. - Na przykład mój lepszy brat może go zastąpić na tronie Asgardu. - Odpowiedział, wspinając się na wyżyny swoich możliwości w kwestii logicznego myślenia i zwierzeń zgodnych z prawdą. I to wszystko akurat przed pijaną i do tego głuchą Mayą z przystanku autobusowego w znienawidzonym Nowym Jorku. Wspomnienie o Thorze wzbudziło w Lokim chęć rozniesienia całej galaktyki na atomy i... potem kolejnej i kolejnej i tak aż do zniszczenia wszystkich dostępnych w kosmosie. Jednym, drugim, trzecim, siedemnastym.

    OdpowiedzUsuń
  59. O ile pijane dziewczęta mogły być uznane za urocze, to na pewno należało dodać dopisek 'do pewnego momentu'. W przypadku Lokiego ów pewien moment właśnie nadszedł i Kłamca obawiał się, że mógłby nie dotrzymać złożonego Sigyn przyrzeczenia o ograniczeniu do niezbędnego minimum ilości niewinnych pozbawianych życia. A mimo wszystko zależało mu na jego zachowaniu bez niepisanego aneksu do umowy, że ten jedyny raz akurat się nie liczy. Przynajmniej nie w pierwszym miesiącu obowiązywania. - Twoja taksówka przyjedzie za parę minut. - Rzucił i tyle go widzieli. Dosłownie, bo jakby zapadł się pod ziemię. Taksówkę zamówił jej chwilę później, będąc już we własnym mieszkaniu.

    OdpowiedzUsuń
  60. - Jeszcze się nie zdarzyło. - Bardzo wyraźnie zaznaczył pierwsze słowo. Hawkeye miał coraz mniej ochoty na spory z tą kobietą. Do niedawna myślał, że nie jest nawet w połowie tak uparta, a teraz niemile się zawiódł.
    - S.H.I.E.L.D to nie jest Duch Święty, reagujemy wtedy, kiedy możemy. I nie lubimy, jak nam się przeszkadza. Po prostu pozwól mi zobaczyć tego dzieciaka. Nie zabiję go.
    Nie mógł uwierzyć, że rzeczywiście wypowiedział to ostatnie zdanie. Wydawało mu się zupełnie głupie. Maya przecież znała, musiała znać metody Fury'ego. A jeśli nawet nie jego metody, to przecież wiedziała, kim jest Clint. I zdecydowanie powinna rozumieć, że Hawkeye miałby obiekcje przed wpakowaniem niewinnemu dziecku strzały w plecy.

    OdpowiedzUsuń
  61. - Ale to chyba tylko Tobie się tak wydaje, moja powaga choć nie częsta jest dość wyraźna - pokiwał twierdząco głową, w końcu od czasu do czasu był bardzo poważny, aż zanadto. Lubił towarzystwo Mayi - wspomnienia dawnych lat.
    - Przejmujesz się? Spokoju masz odrobinę, a zapewne i tak on ciągle myśli o Tobie. W końcu wydaje mi się, że oboje jesteście szczęśliwi i całkiem dobrze się dobraliście. - puścił oczko do przyjaciółki.

    OdpowiedzUsuń
  62. - Dzisiejsze czasy są przerażające pod tym względem. Osobom niepełnosprawnym, mutantom i innym podobnym nie wolno wychowywać dzieci, bo wiadomo, że się do tego nie nadają - pokręcił głową - nie rozumiem podejścia ludzi i rządu do tego typu spraw. Jak to się mówi, dyskryminacja? - zrobił minę z serii "uwaga trudne słowo", by potem na jego twarzy pojawił się specyficzny grymas, jak ktoś proponuje poznanie dziecka - Wiesz, całkiem możliwe, ale za grosz podejścia do dzieci we mnie. Nigdy nie wiem, co i jak. - taka była prawda, nie miał kontaktu z dziećmi, nie umiał się nimi zajmować, pod tym względem on był upośledzony.

    OdpowiedzUsuń
  63. [Również byłabym chętna na "coś", ale przyznam, że w chwili obecnej nie mam konceptu.]

    OdpowiedzUsuń
  64. To, na czym dokładnie polegała współpraca jej męża i Natashy Romanoff było tematem dosyć delikatnym. Nie wiedziała, ile ze swojej przeszłości opowiedział jej Daredevil, ale jednak nie mogła sobie pozwolić na wyjawienie dosyć poważnej tajemnicy (nie tyle państwowej, co chroniącej jej prywatność i osobowość przed światem. Maya tymczasem spoglądała na nią dosyć ciekawym wzrokiem, oczekując odpowiedzi. Znów przywołała na usta uśmiech firmowy numer pięć.
    - Cóż, rozliczenia z przestępcami, ot co. Pani mąż jest prawnikiem, on chyba od dłuższego czasu siedzi w tym towarzystwie, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  65. - Przykre prawo dzisiejszego świata. - pokiwał głową z ponurą miną - Ja jednak już przywykłem, przecież nikt mnie lubić nie musi, a jednak - i dopiero mówiąc to uśmiechnął się - Sądzisz, że od razu zostanę ulubionym wujkiem? Podejrzewam, że wkupne w postaci słodyczy i tak się przyda. - nie znał się może na dzieciakach, ale prawie wszyscy kochali słodycze, a może i wszyscy poza nim samym.

    OdpowiedzUsuń
  66. Black Jack w gruncie rzeczy wcale nie był tak trudny do złapania, jeśli się wiedziało, gdzie szukać. Wystarczyło zapytać o niego pierwszego-lepszego krupiera z pierwszego-lepszego kasyna,
    a już miało się o nim podstawowe informacje, może nawet numer telefonu. Oczywiście, było jeszcze wiele innych metod, a jedną z nich było właśnie spacerowanie po Cantral Parku. Często tam bywał.
    Nie zdziwił się więc, kiedy jego beztroskie przyglądanie się przechodniom zostało przerwane przez jakąś ładną kobietę, najwyraźniej oczekującą od niego przejęcia inicjatywy, a na pewno pomocy.
    - Witam - powiedział na wstępie, od razu prostując się i patrząc na kobietę z uniesioną brwią.
    Podejście biznesmena. Działało w 90%. Tym razem może i nie miał na sobie garnituru, jednak nie trudno było go sobie w nim wyobrazić. - W czym konkretnie mógłbym pani pomóc? - zapytał, jakby oczekując, że kobieta przedstawi się sama. W gruncie rzeczy zakładał, że skoro zaczepia go i prosi o pomoc, zna chociaż jego nazwisko.
    A raczej pseudonim. Czy on miał jakiekolwiek nazwisko?

    OdpowiedzUsuń
  67. [Agent marnotrawny obiecuje, że odpowiedzi teraz już będą pojawiać się regularnie.]

    Kto jak kto, ale Clint potrafił być bardzo delikatny. Niektórzy nawet nie mieli okazji zobaczyć, że nie żyją. Nie, żeby robił to tak od ręki. Nie zaliczał się do urodzonych morderców, takich zresztą nie chcieli w S.H.I.E.L.D widzieć. Urodzeni mordercy prędzej czy później lądowali w zakładzie zamkniętym, bo ich mózgi były inaczej zbudowane. Z mózgiem Bartona było wszystko w porządku, jak dowodziły regularne testy psychiatryczne.
    - Powinieneś trochę popracować nad formą - stwierdził Clint, z miną znawcy przyglądając się wyrobowi chłopca. Chociaż głos miał sceptyczny, jego oczy wyrażały niekłamany zachwyt. Nie był krytykiem sztuki, ale za to dobrym agentem.
    - A teraz tej figurce należy się odrobina odpoczynku. Pani Murdock chętnie poczęstuje nas kawą, prawda?
    Chłopiec mógł tego nie zauważyć, jednak było sporo goryczy w sposobie, w jaki mężczyzna wypowiadał nazwisko Mai. Jakoś nigdy nie był szczególnie uradowany z powodu jej ślubu. W zasadzie do niedawna miała dla niego tylko jedną wadę - męża.

    OdpowiedzUsuń
  68. Uśmiechnęła się dosyć ckliwie, posyłając wymowne spojrzenie Mayi. Na szczęście zdawała się tego nie dostrzec. Natashę zaciekawiło, ile obecna pani Murdock wie o przeszłości Daredevila. Nie mógł jej przecież nie powiedzieć o swoich wybrykach jako superbohater, a jego historie wiążą się też mocno z jej historiami. Spuściła głowę, wzięła głęboki oddech i postarała się, żeby jej głos przybrał jak najbardziej naturalną barwę.
    - Rozumiem, że niewiele wspominał o tamtej działalność? - spojrzała na towarzyszkę. Drzwi windy rozsunęły się, ale nikt nie wsiadł. Romanoff zmarszczyła delikatnie brwi, jakby wydawało jej się to podejrzane. Zboczenie zawodowe.
    Teraz najważniejsze było pytanie - czy Maya domyśla się, że rozmawia z dawną kochanką Daredevila. Z Czarną Wdową.

    OdpowiedzUsuń
  69. Wyglądał zapewne na trochę zaskoczonego, a z pewnością nieco przytłoczonego nawałem słów i informacji. Spojrzał na Mayę Mudrock czysto dopiero po chwili, uświadamiając sobie, że oczekuje się od niego odpowiedzi.
    - Oczywiście... - powiedział, kiwając głową, na wstępie. - Potrzebuje pani jakiejś konkretnej sumy? - zapytał, mając przed oczami swego brata w tej samej sytuacji. Jack jednak na pewno nie miał zamiaru zadawać pytania typu ''Co ja będę z tego miał?''
    Lubił pomagać. Chciał pomóc, a jeśli tylko mógł to zrobić, był usatysfakcjonowany. Żądanie czegoś w zamian nie było w jego stylu... Powiedzmy.
    Przyjmijmy, że nie byłoby to w jego stylu w tej sytuacji. Chodziło w końcu o jakieś Bogu ducha winne dzieciaki, które nie zawiniły nic, więc szkoły z pewnością nie powinno im się odbierać.
    Można by było dyskutować, skąd Jack miał tą niespotykaną wręcz pewność co do dobrych intencji kobiety, jednak powinno się, na tą chwilę, przyjąć, że po prostu był w stanie zobaczyć to w oczach.

    OdpowiedzUsuń