MIRAGE
Danielle 'Dani' Moonstar
25.12.1992
| Tożsamość: znana władzom rządowym | Wzrost: 173 cm | Waga: 57 kg |
| Kolor włosów: czarne | Kolor oczu: brązowe |
| Zawód: kiedyś: agentka S.H.I.E.L.D, nauczycielka, Walkiria, studentka. dziś: frontmenka podejrzanego zespołu rockowego. |
| Klasa postaci: mutant | Status prawny: nienotowana |
| Miejsce urodzenia: Boulder, Colorado | Narodowość: Amerykanka |
'Pojebana jak lato z radiem'
Dani nie jest normalna, to z pewnością. Powiedzą to wszyscy, którzy znają ją chociaż troszkę. Ale może od początku? Jej rodzce zostali zabici przez maniakalnego niedźwiedzia. Good story bro! Tak naprawdę wszystko zaczęło się od przerażających koszmarów małej dziewczynki. Wiadomo: większość małych dziewczynek miewa koszmary senne, ale nie wszystkie widzą w nich śmierć swoich rodziców, wszystkie możliwe lęki ludzkości i inne cudowności. Rodzice początkowo nic z tym nie robili, po czym spotkała ich za to odpowiednia kara: owy niedźwiedź. Mała Dani, przerażona tym że jej sny zabijają, ukryła się u dziadka, który swoją drogą był całkiem przyjemnym wodzem Czejenów. To właśnie dzięki niemu jej wewnętrzy niepokój zamienił się w kompletną harmonię, przez co Mała Dani mogła nawiązywać coraz to silniejszą więź ze zwierzątkami, przyrodą i innymi spokojnymi rzeczami indiańskiego świata. Do dziś lubi sobie trochę pomedytować. Kiedy jej dziadek zauważył, że jego ukochana wnuczka zaczyna rozmawiać ze zwierzętami i co więcej rozumieć ich naturę, zaczął się nieco martwić. Skontakował się wtedy z dawnym przyjacielem, niejakim Xavierem i poprosił go, żeby ten zaopiekował się dziewczyną. Nie był to dobry pomysł, bo Dani poczuła się niczym jakaś trędowata, którą nawet własny dzadek nie chce się zajmować i wykorzystała swoje umiejętności przeciwko dziadkowi. I nie, nie było to zwykłe nasłanie na niego bandy ptaków i trzech wiewiórek. Dani odkryła w sobie coś więcej: umiała wykreować namacalną iluzję ludzkich lęków. Dziadek bał się śmiertelnego pobicia, więc Dani mu je załatwiła, tyle że w jego własnej głowie. Niewdzięczna.
Mimo całego zła, które nieświadomie wyrządziła, wstąpiła na krótką chwilę do Instytutu Xaviera. Nie chciała jednak wykonywać ćwiczeń ze wszystkimi z grupy, gdyż bała się niekontrolowanego wybuchu swojej mocy, co mogłoby się skończyć przykrymi obrazami w głowach współtowarzyszy. Zanim jednak podjęła decyzję o ostatecznym opuszczeniu X-menów, Xavier nauczył ją tego jak kontrolować owe zdolności i zaoferował pomoc - jeżeli kiedykolwiek będzie jej potrzebowała. Od tej chwili wpada do Instytutu, żeby podzielić się z Xavierem ewentualnymi problemami, z którymi sama nie potrafi sobie poradzić (np: Jak zapłacić czynsz w terminie?)
Mirage ma za sobą znajomości z kilkoma typami spod ciemnej gwiazdy. Jak to mówią, jest typem człowieka, który przyciąga kłopoty jak magnes. W wyniku dziwnego zbiegu okoliczności poznała nawet samego Lokiego, który 'porwał' ją na krótką chwilę do Asgardu. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło! To właśnie w Asgardzie uratowała z rąk myśliwych przepięknego rumaka, który jak się okazało należał wówczas do Lokiego. Laufeyson był jednak 'człowiekiem' honoru i podarował jej tego skrzydlatego konia w podziękowaniu za uratowanie mu życia. I tak oto po dziś dzień Dani i Blackwind są nierozłączni. Oprócz tego w Asgardzie, Danielle została zauważona przez jedną z Walkirii, która zaprosiła ją do siebie. O ile Dani sądziła, że to zwykłe spotkanie, okoliczni mieszkańcy zaczęli patrzeć na nią ze strachem, jak się później okazało silna więź z czarnym rumakiem i przyjęcie w poczet Walkirii nadało jej szczególny status w Asgardzie.
Kiedy powróciła na ziemię stała się natomiast obiektem zainteresowania agencji wywiadowczej S.H.I.E.L.D, która poprosiła ją o udział w kilku misjach wywiadowczych. Tam jednak również nie zagrzała miejsca na dłużej. Ot taki mały problem indywidualistek. Źle im pod rozkazami kogokolwiek.
Z wielką ochotą porzuciła więc współpracę z kimkolwiek i obecnie jest wolnym strzelcem. Wieczorami grywa w podejrzanych knajpach razem ze swoim równie podejrzanym zespołem, a w ciągu dnia jeździ dorożką po ulicach Nowego Jorku. Całe szczęście jej czarny rumak maskuje się idealnie i jedynie wybrani mogą ujrzeć jego przepiękne skrzydła.
'Takich dwóch jak nas trzech to nie ma ani jednego'
Za dwójkę swoich najbliższych przyjaciół da się pokroić. Co prawda obaj nie należą do najbardziej rozgarniętych i posiadają chyba najmniej przydatne na świecie mutacje, ale Dani wykształciła w sobie swoisty instynkt macierzyński względem tej dwójki. Spotkali się niespełne siedem lat temu, w jednym z przydrożnych pubów i od tej pory są nierozłączni. To właśnie z nimi założyła rockowy zespół 'Mirage' i od czterech lat podbijają wszelkie możliwe podejrzane puby w okolicy. Pieniądze z tego marne, ale przynajmniej zabawa przednia. Cała trójka wygląda jakby żywce wyciągnięta została wprost z rockowych lat '80. Zniszczone buty, charakterystyczne napisy na koszulkach i zniszczone jeansy. Do tego, przynajmniej w przypadku Dani: potargane włosy, zawadiacki uśmieszek i fajka w ustach. Zawsze.
Oprócz posiadania wiecznego hejta na świat, Danielle jest również właścicielką cudownego, puszystego, białego i kompletnie nie pasującego do niej kota o wdzięcznych imieniu: Śmierdziel. Zajmuje on najczęściej strategiczne miejsce na jej łóżku, tuż obok poduszki - dzięki temu Dani co wieczór musi toczyć batalię o wygodne miejsce do spania.
Jest otwarta na nowe znajomości. Co prawda niektórzy ludzie już na starcie są przerażeni tym jak wygląda, co robi w życiu i jak głośna potrafi być, ale jak już ktoś ją pozna zaczyna rozumieć stwierdzenie: nie taki diabeł straszny jak go malują. Bywa wszędzie, robi wszystko. Zjeżdżanie na desce snowboardowej po schodach jakiejś Galerii w samym środku lata? Nie ma problemu. Opalanie w centrum handlowym w połowie zimy? Powiedzcie tylko gdzie i kiedy.
Danielle nie jest grzeczną dziewczynką, nie mówi 'dzień dobry', nie ustępuje miejsca starszym, nie lubi kościoła, nie kłania się na widok 'wysoko postawionych' i broń Boże nie lubi jak ktoś narzuca jej swoje zdanie. Dobrze czuje się w towarzystwie chlopaków, nie ma potrzeby być Miss Świata, lubi broń i zabawę do wczesnych godzn porannych. S.H.I.E.L.D wspomina z rozmarzeniem, chce podbić świat a wieczorami nuci łzawe, rockowe ballady. Mirage jest sprzecznością... I dobrze jej z tym.
***
Naturalną zdolnością Danielle jest generowanie obrazów wyrażających emocje, najczęściej lęki osoby będącej pod wpływem działania jej mocy. Skoncentrowana energia daje jej dostęp do najgłebiej skrywanych myśli ofiar, dzięki temu może używać ich przeciwko właścicielowi co z kolei prowadzi do stanów lękowych, paranoi a w skrajnych przypadkach nawet do śmierci. Od kiedy przeszła inicjację Walkirii potrafi przeczuwać zbliżającą się śmierć ludzi w formie uosabiającej ich lęki przed nią. Nie jest związaną z żadną grupą, ale chętnie pomoże temu kto zwyczajnie o to poprosi. Jest potężnym mutantem, więc lepiej mieć w niej przyjaciela niż wroga.
---
Tatiana DeMaria as Danielle Moonstar :)
Zapraszam do wszelkich wątków i powiązań :)
Mogę zacznać o ile ktoś rzuci pomysł i analogicznie mogę rzucić pomysł o ile ktoś później zacznie.
Dziękuje bardzo za uwagę xD
Wiadomości rozchodziły się szybko nie tylko w małych mieścinach, gdzie każdy każdego zna. Również w wielkim mieście pokroju Nowego Jorku ciężko było się ukryć przed wzrokiem i pozostałymi zmysłami tych, którzy bardzo chcieli coś zobaczyć, usłyszeć lub dowiedzieć się w jakikolwiek inny sposób. Tak było również w przypadku potencjalnych mutantów, którzy niedostatecznie kryli się ze swoimi zdolnościami i znajomy znajomego znajomego kumpla czyjegoś przyjaciela miał o czym szepnąć słówko komu trzeba. W tym konkretnym przypadku trzeba było szepnąć słówko Azazelowi, że w różnych nowojorskich knajpach pojawia się co weekend trójka przedstawicieli wyzwolonej młodzieży, która podobno posiadała jakieś ciekawe zdolności. Azazel nie patrzył na to pod kątem ich użyteczności, ale wolał dowiedzieć się czegoś więcej, zanim zrobi to Magneto, Xavier lub ktokolwiek inny zainteresowany tematem. Dlatego postarał się o numer do liderki zespołu i całą trójkę zaprosił do swojego lokalu.
OdpowiedzUsuńNa jednym ze stolików zapaliła się lampka, rzucając czerwone światło na trzy egzemplarze umowy, podpisane przez niego wcześniej.
Być może to ta atmosfera panująca w klubie, ale lubił czasami być Panem Tajemniczym i nie prezentować się od razu w całej okazałości. Nie byli przykładem młodych-rozsądnych, dlatego można ich było potraktować tym fortelem, wzbudzając przy okazji więcej zainteresowania niż lęku.
Czyli jedna rozgarnięta i do kompletu dwóch totalnych kretynów, którzy wpakują się we wszystko z uśmiechem i głową do przodu. Azazel nie miał zamiaru w nic szczególnego ich pakować, nie miał nawet zamiaru zalegać z wypłatami i drzeć mordy za spóźniającą się gitarę, jeśli przypadkiem jeden z tych kretynów nie do końca ogarniał swój koronny instrument. Chciał jedynie przyjrzeć się bliżej ich niezwykłym umiejętnościom, o ile jego informator się nie mylił. Nawet jeśli okazałoby się, że ich jedyne nadprzyrodzone moce to te, które pozwalały wlać w siebie hektolitr taniego wina i wciąż trzymać się na nogach, wciąż mogli rozkręcić w klubie całkiem niezłą imprezę i tym samym przydać się do czegoś. Plan był więc dziecinnie prosty, a w jego realizacji nic nie mogło pójść nie tak. Chyba że dzieciaki nie zechcą złożyć swoich podpisów na kopiach umowy i przyjść grzecznie z całym swoim sprzętem w umówionym terminie.
OdpowiedzUsuńWcale nie byli sami w sali, Azazel od samego początku siedział w głębi pomieszczenia i dokładnie ich obserwował.
- Za milion lat ludzkość dawno zapomni o elektryczności na rzecz innego, skuteczniejszego, źródła energii. - Odezwał się w końcu, żeby przerwać dziwną (i w sumie całkiem uzasadnioną) ciszę, która zapanowała w sali.
- To wasza kwestia, żeby znaleźć haczyk, jeśli w ogóle istnieje. - Odpowiedział, nie zmieniając tonu głosu. Człowiek skała, człowiek opanowanie czy inny człowiek lilia wodna na środku spokojnego jeziora w świetle księżyca. Nie chciał ich przepłoszyć, ale również miał zamiar doprowadzić do podpisania tej umowy bez wychodzenia z kąta, w którym cierpliwie siedział. Zasugerował więc im, żeby może jednak przeczytali umowę zanim ją podpiszą i rozstawią instrumenty podczas pierwszego koncertu.
OdpowiedzUsuńAzazel musiał się bardzo mocno powstrzymywać przed okazaniem jakichkolwiek emocji, kiedy na drugim końcu pomieszczenia bardzo wyraźnie błysnęły w słabym świetle dwa kolce wypuszczone przez chłopaka z dłoni. Wszystko stało się więc jasne. Jeśli jeden z nich był mutantem, cała reszta również powinna posiadać jakieś nadprzyrodzone zdolności, dokładnie to wynikało z informacji dostarczonych Azazelowi. Teraz tylko doprowadzić do podpisania umowy i czekać na manifestację.
- Każde krzesło w tej knajpie jest więcej warte niż wasze honorarium za występ. W porządnych lokalach porządnie płaci się wszystkim pracownikom, zwłaszcza jeśli to bezpośrednio od nich zależy, ile pieniędzy goście zostawią w kasie. - Wyjaśnił prostą logikę prowadzenia swojego biznesu. Nie minął się ani trochę z prawdą w żadnej z części wypowiedzi. Jego lokal przedstawiał zdecydowanie wyższy poziom niż te, w których najwyraźniej dotychczas grali i nie wynikało to z tego, że szanowny właściciel tak stwierdził. Nigdy nie zależało mu na prowadzeniu knajpy dla dzieciaków, którzy wpadną tu na piwo, to zdecydowanie mijało się z jego wizją całego tego przedsięwzięcia, którym zarządzanie miało przecież sprawiać mu przyjemność. Tą stawką usiłował ich również przekonać, że nie są dzieciakami, których nie byłoby stać na bilet wstępu do Devil Inside. Dowartościowanie i zainteresowanie, na tym opierał się plan.
OdpowiedzUsuń- W gablocie przy wejściu wisi spis wszystkich muzyków, którzy tu występują. Grają muzykę klasyczną, jazz, bluesa, dowolne połączenia powyższych lub cokolwiek im się akurat zamarzy. Ta scena potrzebuje czegoś nowego, a wy jesteście czymś nowym w tym klubie. - Odpowiedział spokojnie, zapewniając ich przy okazji, że nie musi wymyślać wyjaśnień naprędce, wysilając się przy okazji niemiłosiernie. Wszystko brzmiało naturalnie, jakby biznesplan do ich przyjęcia w poczet muzyków grających w The Devil Inside był rozpisany kilka miesięcy wcześniej i dokładnie przemyślany przez cały szwadron specjalistów wszystkich możliwych dziedzin. Włącznie z lekarzem i egzorcystą.
OdpowiedzUsuńSłowa Danielle spowodowały pojawienie się gdzieś na granicy świadomości Azazela dziwnego wrażenia, że właśnie pochwaliła się swoją mutacją. Jednak to mogła być równie dobrze reakcja przeczulonego umysłu, który wciskał interpretacje pasujące właścicielowi wszędzie, gdzie się tylko dało. Miał jednak nadzieję, że nie przekonywał sam siebie, ale myślał całkowicie logicznie, a przypuszczenie okaże się prawdą. Wolał teraz nie pakować się do jej myśli, bo nie zostałby niezauważony, gdyby okazała się mutantką, a to oznaczało nici ze współpracy.
[To może ja się przywitam. Witam na blogu i zapraszam na wątek. Jakiś. Trzeba będzie pomyśleć.]
OdpowiedzUsuń[Ja też się dołączę do powitań i życzę miłej zabawy na blogu :)]
OdpowiedzUsuń[No i ja też się dołączę do powitań - Dani to jedna z moich ulubionych postaci kanonicznych]
OdpowiedzUsuń[ To ja też się dołączę. Co prawda nie znam Dani za dobrze, ale zawsze wydawała mi się ciekawa. ]
OdpowiedzUsuń[Jak obiecałam, tak proponuję wątek. Sugeruję, aby poznały się poprzez Xaviera, co ułatwiłoby ewentualny kontakt pomiędzy nimi. A jednocześnie Rogue często bywa na koncertach, ponieważ uwielbia rocka, również ze starych, dobrych czasów. Czy pasuje ci to? Mogę zacząć, jeśli zgodzisz się na moją koncepcję.]
OdpowiedzUsuń[Szczerze powiedziawszy, to że ominęłaś wcale nie jest zauważalne. Gorzej z kreacją postaci i jej wizerunkiem, ale cóż, to po prostu mój gust się odzywa nieproszony. Życzę miłego pobytu na blogu i dużo weny :)]
OdpowiedzUsuń[ Dziękuję bardzo za powitanie.
OdpowiedzUsuńCo do podobieństwa... Cóż, może to ja go nie zauważam, a może patrzę zbyt wąsko, bo tylko od strony usposobienia. Ale cóż.
Powinnam chyba zaproponować wątek?]
Scarlett była przyzwyczajona do ciężkiej, wielogodzinnej pracy i uważała tryb życia polegający na tyraniu jak mrówka robotnica z przerwami na spanie i jedzenie (niezbyt często, w końcu bez przesady) za całkiem normalny i zdrowy. Kłopot w tym, że o ile pracę w laboratorium naprawdę lubiła, a pracę w zarządzie znosiła, to bardzo szybko doszło do niej, że matką będzie naprawdę kiepską. W teorii zajmowanie się niemowlakiem jest dość proste - karmi się jeden koniec, podciera drugi - jednak praktyka nijak jej nie wychodziła, więc po miesiącu była głównie wychudzona i znerwicowana krążeniem od jednej pracy do drugiej i siłą powstrzymywała rosnącą irytację z chęć zabarykadowania się w sypialni celem przespania następnych szesnastu godzin. Innymi słowy - nie radziła sobie i było źle. Scarlett druga, zwana Rosą nie bardzo jej pomagała, obie znały się na dzieciach dokładnie w takim samym, znikomym stopniu.
OdpowiedzUsuńTego dnia Scarlett spędziła pięć godzin na konferencji i osiem w laboratorium po całej nocy nieprzespanej z powodu kolki Artiego i była na dobrej drodze do zostania bezmózgim zombie. Tak więc wcale się nie ucieszyła, gdy okazało się, że ma gościa. Pewnie to znowu Thor poczuł zew instynktu rodzicielskiego i przyszedł się popatrzeć nie dziecko (jakby to miało w ogóle w czymś pomóc), albo jakiś niedobitek jej znajomych przyszedł złożyć jej gratulacje z powodu zostania korporacyjnym zombie...
Istniał pewien bardzo branżowy żart. Brzmiał on: "Jak odróżnić spotkanie milionerów od spotkania miliarderów? To drugie można pomylić ze zlotem bezdomnych." Dowcip był mało śmieszny i raczej hermetyczny, ale w tej chwili doskonale oddawał rzeczywistość. Scarlett natychmiast po zrzuceniu z siebie drogiej garsonki przebrała się w wyciągnięty, zbyt duży szary t-shirt, brudnozielone, wytarte biodrówki i wiekowe trampki. Po zmyciu makijażu okazało się dodatkowo, że jej wory pod oczami były większe niż same zaczerwienione od braku snu oczy. Wyglądała na lat może czterdzieści.
OdpowiedzUsuń- Jestem po konferencji. Ekonomia tak wpływa na ludzi - wyjaśniła ponuro. - Jeśli dodać do tego małe dziecko, mamy nowy, ciekawy rodzaj tortury. Wejdź, proszę - dodała po chwili zastanowienia.
Zdziwiła ją ta odpowiedź. Nie sądziła, że istnieje jeszcze ktoś z SHIELDu, który nie wie, że a. ma dziecko, b. z Thorem, nazywanym pieszczotliwie przez Scarlett Młotkiem ze względu na subtelność i możliwości umysłowe oraz że c. coś jest z tym dzieckiem nie tak.
OdpowiedzUsuń- Teraz śpi. Wreszcie. - Nie chciała tego mówić, ale to słowo jakoś samo wyszło z jej ust. - Nazywa się Artie.
Nie powiedziała też, że to skrót od Reinharta, nie Arthura. Na ojca jej męża, Reinharta Pierwszego wołano Harry i w zasadzie nikt nie wiedział, że jego imię brzmi inaczej, dopóki nie zajrzał w papiery. Tradycja tradycją, ale pretensjonalność to swoją drogą.
Zastanowiła się.
OdpowiedzUsuń- Za mąż wyszłam - powiedziała w końcu. - Mam nowego kota. Stark mi sprezentował, do tego pory nie wiem, co to ma oznaczać. I jestem w trakcie badań nad mutacjami u zwierząt...
Scarlett była kiepską osobą, jeśli chodzi o plotki. Po prostu jej nie interesowały.
- Nadal nie wiem, kto z SHIELDu włamał mi się do komputera... A w ogóle, to wejdź. Przepraszam za wolne kojarzenie, jestem na nogach... no, chyba spałam w zeszłym miesiącu. W każdym razie, Fury nadal mnie traktuje jak darmowe zaplecze medyczne i wie, że nie odmówię... To trochę żenujące.
- Myślałam raczej o wywoływaniu mutacji - wytłumaczyła, myśląc o Projekcie M, który ładnie dojrzewał w jej laboratorium. - W każdym razie, nie za bardzo mam czas na dodatkowe zajęcia, więc raczej nie skorzystam z zaproszenia.
OdpowiedzUsuńNagle rozległ się dziki wrzask, słyszany prawdopodobnie nawet na Kamczatce - to syn Scarlett wypróbowywał płuca. Kobieta westchnęła, przeprosiła na moment i natychmiast pobiegła w stronę pokoju dziecięcego. Artie leżał w łóżeczku i głośno dawał do zrozumienia, że jest głodny, jednocześnie tłukąc piąstkami o koc w uśmiechnięte robociki. Scarlett wzięła go na ręce, po drodze zawijając butelkę z podgrzanym mlekiem i wsadziła w odpowiedni otwór, zapobiegając kolejnej fali wrzasku. Wróciła z dzieckiem w ramionach, na szczęście już spokojnym.
- I tak co trzy godziny...
- Na wszystkie pierwiastki kwadratowe, on ma kilka tygodni, nie je niczego innego prócz mleka! Naprawdę, poradzę sobie z własnym dzieckiem, dzięki za troskę...
OdpowiedzUsuńArtiemu się ulało mleko, więc wytarła mu policzek chusteczką. Ostatnio robiła takie rzeczy automatycznie, jak robot do zajmowania się niemowlętami.
- Usiądź, proszę, ja muszę z nim chodzić, bo nie zaśnie... - wytłumaczyła, ale chłopczyk tylko łypał na nią niebieskimi ślipiami. Pewnie miał dzień dobroci dla rodziców. - Słowo daję, że jak Ren wróci z Europy, to on się będzie nim zajmował...
Nie sprostowała, że tak technicznie to Ren wcale te go dziecka nie zrobił. Lubiła takie niedomówienia. Bardzo ułatwiały życie. Nie spodobały się jednak jej słowa Danielle.
OdpowiedzUsuń- Z dzieckiem sobie poradzę, jak tylko skończy dwa miesiące, zatrudnię pełnoetatową opiekunkę. A Ren nie ma tego przywileju, że może rzucić wszystko i lecieć na drugi koniec świata zmieniać pieluszki. Pracuje nad rządowym projektem. I odnawia znajomość z wojskiem.
Była to prawda. Kiedyś Ren dochrapał się rangi pułkownika i teraz wojsko ciągnęło się za nim niezależnie od jego własnych planów na życie.
- Podobnie jak moje samopoczucie, libido i absolutnie wszystko włącznie ze stanem konta. - Nie tak dalej jak tydzień temu straciła niemalże trzysta milionów przez program badań, który okazał się być zupełnie nieskuteczny. Pół roku pracy można było wyrzucić do kosza. - Chociaż nie, facet akurat by mi się przydał. Znaczy, jaki mający więcej niż kilka tygodni.
OdpowiedzUsuńLibido widocznie jednak drgało, chociaż przytłoczone zmęczeniem i kaszkami na mleku. Jak tylko się wyśpi, pójdzie do jakiegoś dobrego klubu...
Scarlett nie oglądała telewizji, w zasadzie jedyny telewizor, jaki posiadała, znajdował się w pokoju babci, nie miała pojęcia więc, kim jest jakaś superniania i dlaczego miałaby się znać na wychowaniu jej dziecka i tym, za czym będzie tęsknić za kilka lat.
OdpowiedzUsuńKucharz wniósł tacę z kawą i zieloną herbatą, a Scarlett podziękowała mu wylewnie. Wypiła swój kubek w zasadzie dwie minuty.
- Za kilka minut powinna przyjść opiekunka. W zasadzie chętnie bym gdzieś wyszła...
"Bo przespać się nie zdążę", dodała w myślach.
Poczekały więc na opiekunkę, która przyszła pięć minut przed czasem, Scarlett przez kilkanaście minut próbowała doprowadzić się do stanu jako-takiej używalności, aby ludzie na jej widok nie uciekali na drugą stronę ulicy - wymagało to nałożenia na twarz swojej porcji makijażu i przebrania się w jakieś bardziej eleganckie ubranie. Efekt może nie powalał, ale był zadowalający.
OdpowiedzUsuń- Nie wyglądam jak ktoś, kto był na okładce "Forbesa" - stwierdziła krytycznie, chociaż bez zaskoczenia. - W zasadzie, możemy iść.
- Kiepskie wyglądanie działa jedynie, gdy idziesz do klubu, jak sama mówisz, na drinka. Ja idę na facetów - wytłumaczyła. Nie przepadała za imprezami czy innymi spotkaniami towarzyskimi, jednak naprawdę lubiła przystojnych mężczyzn. W przeciwieństwie do alkoholu, który piłą rzadko i nigdy w większych ilościach. Miała słabą głowę i nie lubiła niczego, co zakłócało jej zdolność koncentracji.
OdpowiedzUsuń- Ekonomiści - odparła, jakby było to przekleństwo. Nie chodziło jej bynajmniej o samego "Forbesa" (poniekąd, bardzo nudne czasopismo), raczej o fakt, że po ciąży, porodzie i tygodniach bez snu wyglądała raczej nieciekawie. - A Ren na pewno się nie obrazi, wierz mi. Znając życie, on spędza teraz dużo czasu ze swoimi przyjaciółkami...
OdpowiedzUsuń- On w Europie z przyjaciółkami, ja w Nowym Jorku z przyjaciółmi. W zasadzie, nie widzę powodu, aby mi to przeszkadzało - stwierdziła Scarlett szczerze. Ren zapewne pracował równie ciężko jak ona i to pomimo braku niemowlaka do zajmowania się nim przez całe dnie. Przejrzała się jeszcze w lustrze. - Musimy zejść do garażu, trzy piętra niżej. Chyba darujemy sobie wzywanie kierowcy...
OdpowiedzUsuńWycieńczające psychicznie wykłady Summersa, z komentarzami jak-nie-zabić-swoich-towarzyszy, czyli specjalnymi radami dla Rogue posiadającej znacznie większą wiedzę o swojej mocy od Scotta, czego ów nie raczył nigdy zauważyć zmusiły dziewczynę do ucieczki na miasto, gdzie oddałaby się zwyczajnemu popijaniu piwa przy dźwiękach dobrej muzyki. Do centrum zabrała się z Kurtem, rozdzielili się i Rogue szukała miejsca dla siebie. Przechodząc obok jednego z pubów usłyszała znajome dźwięki starego, dobrego rocka. Zespół "Mirage" rozpoczął swój występ. Nie chciała przepuścić takiej okazji, weszła do środka, przysiadła się do baru. Zamówiła piwo i przyglądała się tłumowi fanów zespołu. Nie ciągnęło ją pod scenę, tam zawsze istniało ryzyko wpadnięcia na kogoś zupełnie przypadkiem. Złoty napój wszystkich młodych ludzi znikał z butelki Rogue w zaskakująco szybkim tempie, sam barman stwierdził, że z podobną prędkością to za dwie godziny będą musieli wynieść ją z lokalu, bo o wyjściu na własnych nogach nie mogłoby być mowy.
OdpowiedzUsuńKiedy po dłuższej chwili Danielle spojrzała w stronę baru ze sceny, Anna uniosła dłoń nad głowę, zwracając na siebie uwagę. Jak dobrze spotkać znajomą osobą, przypadek, czy zbieg okoliczności, nieważne, ale miło znać choć jedną osobą w wielkim tłumie ludzi.
Obserwowała szybie zapełnianie szklanki piwem przez barmana, wtedy poprosiła o następną butelkę. Cichy syk a Rogue już trzymała wilgotną, schodzoną butelkę,co jej samej nie było dane poczuć przez skórzane rękawiczki.Nie będzie ukrywać swojej stopniowo rosnącego pociągu do alkoholu.
OdpowiedzUsuńPo zaczerpnięciu łyka z butelki odwróciła głowę w stronę Dani, kąciki ust powędrowały w górę, zielone oczy zlustrowały znajomą.
- Dobry... zależy dla kogo - stwierdziła, odchylając się na krześle i wreszcie przyjmując prawidłową, wyprostowaną pozycję.
- Muzyka, piwo i spokój - odpowiedziała na pytanie Dani, co do ostatniego słowa można by protestować, bo pub był wypełniony po brzegi rozgadanych ludzi komentujących zakończony przed chwilą koncert. Sama Rogue twierdziła, że ten kto poznał Scotta, będzie chwalił każde miejsce, gdzie jego samego nie ma.
W teorii mogła wybrać się do baru Logana, albo pić w samotności we własnym pokoju, lecz w obydwu przypadkach wreszcie ktoś zjawiłby się, krytykując za picie.
- Gratuluję udanego występu. Graliście wspaniale - pochwaliła, uciekając od głównego temu wiszącego nad nią niczym ostrze miecza, coś było nie tak jak trzeba a Rogue przestała dobrze ukrywać wszystko w środku.
[ Cóż, ja akurat takowych nie zauważyłam, no ale - czytam wybiórczo i jestem prawie-prawie ślepa na dodatek, więc cóż...
OdpowiedzUsuńCo do wątku - jeśli już miałabym rzucić jakiś pomysł, to najpewniej w weekend. Teraz zwyczajnie nie mam siły, co by być kreatywną.]
[ Cóż, myślę nad tym wątkiem już długo - co zresztą widać po tempie, w jakim odpowiadam - ale zwyczajnie nie potrafię wymyślić nic bardzo kreatywnego. Bo to, że Dani i Hela poznać by się mogły na koncercie zespołu tej pierwszej, za grosz kreatywne nie jest.]
OdpowiedzUsuń[ To teraz zostaje kwestia stara jak blogi grupowe - kto ma zacząć? Niby funkcjonuje sobie niekiedy sympatyczna zasada "osoba 1 - pomysł, osoba 2 - wątek", ale w sumie, to jak wolisz.]
OdpowiedzUsuń