1.04.2012

Zimna suka, lawina i bezsilność


Nagłe rozbłyski wielobarwnego światła. Agresywne dźwięki muzyki. Upał i gęsta mgła tytoniowego dymu. Ściany pomalowane w psychodeliczne wzory, pomiędzy którymi, przy odpowiedniej wnikliwości, dało się zauważyć motywy kojarzące się dość jednoznacznie. Jednak nikt z gości tego surrealistycznego piekiełka raczej nie był obecnie zdolny aby taką przenikliwość przejawiać.A z każdą chwilą było tylko gorzej. Coraz dalej od zdrowego rozsądku i przyzwoitości.
- Biedacy. Tutaj muszą bardzo cierpieć w tym stanie.
- Na razie nie. Cierpieć będą dopiero na kacu.
- A wtedy będą już bezpieczni we własnych domach.
- Jeśli uda im się do nich dotrzeć.
Dziewczyna o długich włosach koloru świeżej krwi odsunęła się od stolika razem z krzesłem. Była ubrana zwyczajnie, w obcisłe dżinsy i czarną koszulkę, ale nie uegało wątpliwości, że ten strój skrywa fantastyczne ciało. Zdecydowanie Trisan Maddox miała to szczęście posiadania sylwetki, o jakiej wiele kobiet mogło tylko pomarzyć, z wcięciami i wypukłościami dokładnie tam, gdzie trzeba. Włosy też okazały się istnym błogosławieństwem, łatwe do układania i rozczesywanie, wyjątkowo odporne na częste farbowanie i inne fanaberie właścicielki.
- Dobra, idziemy, Kit - powiedziała dziewczyna do przyjaciółki siedzącej po drugiej stronie stolika. Pozostałe dwie dziewczyny były obecnie w takim stanie, że przyjęcie pionowej postawy stanowiłoby dla nich nie lada wyzwanie. O tańcu już nie wspominając.
Krótko obcięta brunetka nazwana Kit niechętnie przesunęła pustą szklankę na srodek blatu. Nie było to jej prawdziwe imię, którego używała naprawdę rzadko. Tutaj była Kitty. Kociakiem. Lubiła myśleć, że ten przydomek określa jej zręczność, zwinność i doskonałe wyczucie równowagi, ale nie mogła całkowicie odsunąć od siebie myśli, że nazwano ją tak ze zgoła innych powodów.
Ruszyła za przyjaciółką, kątem oka zerkając na tańczącą na scenie Małą Becky. Pomimo niskiego wzrostu ciało tamtej miało doskonałe proporcje, o czym z pewnością zdążyło się przekonać liczne grono klientów klubu. Kit zazdrościła jej tego kształtnego tyłeczka, którym niezmordowanie wywijała od ponad półtorej godziny.
Trisan otworzyła drzwi, przepuszczając przyjaciółkę przodem. Znalazły się w sterylnie białym korytarzu, tak bardzo różnym od głównego pomieszczenia klubu. Po prawej stronie miały drzwi do toalet. Kółka, trójkąty, kartka z informacją o awarii.
Jakby w tym przybytku naprawdę nie wystarczała jedna toaleta, w której miałyby miejsce te wszystkie sceny, które i tak działy się niemal każdej nocy...
Otworzyły ostatnie drzwi, oznaczone jako "Tylko dla personelu".
- Lepiej napisaliby "Tylko dla wtajemniczonych" - mruknęła Kit - To chyba lepiej oddałoby rzeczywistość.
- Widzę, że ktoś tu upił się na smutno - zauważyła Trisan.
- Nie jestem pijana - odparła Kit wchodząc do niewielkiego pomieszczenia pogrążonego w półmroku. Jedna z czerwonych lampek pod sufitem niedawno się wypaliła, ale jakoś nikomu to nie przeszkadzało. Trisan zmrużyła oczy, dostrzegając na obu kanapach zmięte ubrania. Na samym wierzchu leżała, łatwo się domyślić, bielizna. Dziewczyna prawie potknęła się o pojedynczy wysoki but poniewierający się dokładnie na środku podłogi. Kit w tym czasie podeszła do półki ciągnącej się przez całą długość ścian pod rzędem ogromnych luster. Bez zbędnych ceregieli zrzuciła najpierw dżinsy, potem bluzę i podkoszulek. Z zadowoleniem stwierdziła, że przynajmniej o ogrzewanie ktoś się zatroszczył.
- Ta bielizna to z sex-shopu? - zakpiła Trisan. Kit w odpowiedzi tylko ciężko westchnęła. Podeszła do kanapy, próbując z bezładnego stosu wyplątać swoją spódniczkę i brokatowy granatowy top.
- Spróbuj kiedyś czerwieni- poradziła jej Trisan -Dobrze pasowałaby do twoich włosów.
- To też mi pasuje- mruknęła Kit, wciągając spódniczkę. Trisan w tym czasie stanęła przed jednym z luster i próbowała upiąć sobie włosy. Najpierw podniosła tylko część, potem wszystkie, później przesunęła spinkę wyżej. Nie mogła się zdecydować.
- Pospiesz się, pomożesz mi z włosami - odezwała się gdzieś w przestrzeń.
- Lepiej obie się pospieszcie, bo biedna Becky zaraz wyzionie ducha - zawołał jakiś głos, który w tym momencie obu dziewczynom wydał się nieprzyzwoicie beztroski.
- To ty się spóźniłaś - powiedziała Kit z wyrzutem, niechętnie patrząc na stojącą w otwartych drzwiach blondynkę - I zamknij te drzwi.
- Akurat tobie to nie powinno przeszkadzać. Ciebie większość z nich widziała w samym staniku. Bez niego pewnie też.
- Przestań, Volrina, to się robi niesmaczne! - jęknęła Kit - Jesteś zazdrosna, czy jak?
Volrina pokręciła głową i podeszła do Trisan. Wzięła od niej spinkę.
- Jak chcesz się uczesać?
Trisan gwałtownie drgnęła.
Boi się mnie, stwierdziła Volrina. To odkrycie ani jej nie zmartwiło, ani nie ucieszyło. Przywykła do tego, że osoby w jej otoczeniu wolały zachować bezpieczny dystans.
W miarę jak dziewczyna rozczesywała wspaniałe włosy koleżanki, ta wyraźnie się uspokajała.
- Chcesz, żebym później ci pomogła?
Trisan za wszelką cenę chciała przerwać niezręczną ciszę. Nie lubiła tego uczucia, kiedy powietrze zdawało się gęstnieć i przygniatać ją ze wszystkich stron. Bała się milczenia? Nawet nie wiedziała.
- To ja już spadam, dziewczyny, na pewno dacie sobie radę - zawołała gdzieś za ich plecami Kit. Po chwili rozległ się odgłos zamykanych drzwi.
- Co ją dzisiaj ugryzło? - spytała Volrina, kiedy już była pewna, że Kit nie może ich usłyszeć.
- O jedno piwo za dużo. Albo za mało.
Muzyka, doskonale słyszalna przez kilka ścian, umilkła. Zmiana repertuaru. I, najprawdopodobniej, tancerki.
Jeżeli Volrina miała rację, Becky powinna wparadować do przebieralni za równo siedem sekund. Mogła już zacząć odliczanie.
Jeden. Dwa. Trzy... I siedem. Drzwi gwałtownie się otworzyły.
- Już jesteście - stwierdziła Becky zmęczonym głosem - To już ostatni raz, kiedy odwalam za was brudną robotę. Gdyby chociaż ten dupek płacił nam za godziny!
Podeszła do lustra, sprawdziła fryzurę i makijaż. W pierwszej chwili lekko się skrzywiła, zaraz jednak wzruszyła ramionami.
- Jasne, to wystarczający powód, żeby znaleźć dodatkowe źródło w miarę regularnych dochodów - mruknęła Volrina zgryźliwie, wpinając ostatnie spinki we włosy Trisan. Podeszła do kanapy i z niezadowoleniem zaczęła przerzucać skłębione elementy odzieży. Znalazła wreszcie to czego szukała. Brokatową granatową sukienkę, nieco dłuższą niż stroje pozostałych dziewcząt, ale z co najmniej nieprzyzwoitymi wycięciami po bokach. Zaczęła się przebierać.
- Zazdrościsz mi? - Becky wydawała się urażona - Ty masz niepowtarzalną możliwość rozszerzenia oferty swoich usług. Ale najwyraźniej postanowiłaś zawęzić grono klientów do tego przystojniaczka, z którym wynajmujesz mieszkanie.
- Nic ci do tego z kim mieszkam! - warknęła Volrina, gwałtownie odwracając się w jej stronę i niebezpiecznie mrużąc oczy. Wyglądała w tym momencie jak kobra gotowa do ataku.
- Orland to porządny chłopak. I nie ma nic wspólnego z takimi jak wy.
- Najwyżej z jedną - odparła spokojnie Becky - Pewną zimną, nieczułą suką bez przeszłości i bez przyszłości, którą żartobliwie nazywa Uciekinierką. I która, jak się okazuje, również ma swoje słabe punkty.
- Zamknijcie się obie - rozkazała Trisan. Spojrzała na dziewczyny z pogardą. Skoro wszystkie od dłuższego czasu tonęły w tym samym bagnie, skakanie sobie do oczu i wzajemne pretensje nie miały sensu.
Dziewczyny zamilkły, ale nie przestały mierzyć się wściekłym wzrokiem. Trisan ucieszyła się, że spojrzenia nie mogą zabijać, w przeciwnym wypadku już pojawiłyby się pierwsze ofiary.
- Jeśli rozsadza was energia i chcecie się wykazać, to mam dla was dobrą‌ wiadomość. Jason znowu zamierza zainstalować rurę na scenie.
Gniew na twarzy Volriny ustąpił zaskoczeniu. Spojrzała na Trisan, która uśmiechnęła się triumfalnie. Kątem oka dostrzegła, że mina Becky nieco zrzedła.
- No to zapowiada się ciekawie - stwierdziła Volrina z rozbawieniem - Męska część naszego gatunku cofnie się w ewolucji o kolejne kilka stopni. Może Jason powinien zastanowić się nad wywieszeniem na drzwiach tabliczki informującej, że osoby o
słabym sercu wchodzą tu na własną odpowiedzialność?
- To może powinnaś mu to zaproponować?

Jeszcze jeden obrót, potem uśmiech i potrząśniecie biodrami. I może jeszcze posłać ręką całusa w stronę sali? To, co robiła Volrina, raczej nie miało już większego znaczenia. Alkohol w połączeniu z hormonami tworzył wybuchową mieszankę, która zdążyła posłać świadomość większości klientów w jakiś odległy wymiar, z którego nie powracało się zbyt szybko.
Dziewczyna dla porządku ukłoniła się teatralnym gestem, po czym z gracją zeskoczyła ze sceny. Od razu skierowała się w stronę baru. Stojący za nim Jason, słusznej postury mężczyzna od dłuższego czasu noszący tylko czerń, z tatuażami na ogolonej czaszce, od razu uciekł wzrokiem gdzieś w bok. Volrina stłumiła śmiech. Niezależnie od tego, jak bardzo się starał stwarzać pozory, dziewczyna doskonale wiedziała, że podczas jej występu nie mógł oderwać od niej oczu.
Dziewczyna oparła się łokciami o blat, ale natychmiast musiała je cofnąć. Z nieskakiem spojrzała na swoje ręce, potem przeniosła spojrzenie na blat. Pod odpowiednim kątem mogła z łatwością dostrzec podejrzane plamy.
- Naprawdę uważam, że nie spadnie ci z głowy korona, jeśli weźmiesz ścierkę i to wytrzesz - mruknęła.
- A ja uważam, że skoro to nikomu nie przeszkadza, nie ma potrzeby zawracania sobie tym głowy.
- Dobra, dobra... Powiedz lepiej, jak mi dzisiaj poszło.
Jason przez chwilę się zawahał.
- Mogłoby być lepiej - powiedział w końcu. Volrina w duchu mogła sobie pogratulować. Doskonale wiedziała, co u Jasona znaczą te słowa. Że była na tyle dobra, żeby wywołać u niego gorączkę i bezsilne szaleństwo.
- No to może zgodnie ze swoim kodeksem honorowym postawisz mi drinka?
Mężczyzna westchnął, ale posłusznie odwrócił się w stronę półki i zdjął z niej butelkę. Volrina uważnie go obserwowała, kiedy napełniał przezroczystą cieczą wąską szklankę. Obawiała się, że szef napluje do środka? Niewykluczone. Takie kiepskie żarty były jak najbardziej w jego stylu.
Jason postawił naczynie przed nią, dziewczyna podziękowała mu skinieniem głowy.
- Wiesz mała - odezwał się mężczyzna po chwili milczenia - Jak tak na ciebie patrzę, marzy mi się mała sesja SM. Nie wątpię, że byłabyś w tym świetna.
- Obawiam się, że to niemożliwe. Jak mógłbyś wypłacić procent sam sobie?
Mężczyzna zarechotał, odchylając głowę w tył.
- Nie rozumiem, dlaczego mam do ciebie taką słabość - powiedział, kiedy już się opanował.
- Bo jestem bystra i inteligentna? - podsunęła Volrina z czarującym uśmiechem.
- Uważasz, że to twoje jedyne zalety?

Granatowy materiał bezgłośnie opadł na podłogę. Volrina dała krok do przodu, przechodząc nad nim i zbliżając się do lustra. Krytycznie przyjrzała się swojej twarzy, która nadal płonęła czerwienią, trochę od wysiłku, trochę od wypitego alkoholu. Dziewczyna mogłaby jeszcze długo stać w samej bieliźnie i kontemplować swoje odbicie, ale słysząc za drzwiami czyjeś kroki, jednym susem dopadła kanapy, podniosła swoją pogniecioną bluzkę i zaczęła wciągać ją przez głowę.
- Panika ogarnia? - spytała Kit zgryźliwie. Volrina uniosła głowę. W tonie głosu koleżanki usłyszała coś, co nakazywało jej zachować czujność.
- Nie wiedziałam, kto idzie - powiedziała, siląc się na obojętność. Starała się nie okazywać żadnych emocji. Zmęczenie znacznie to ułatwiało.
- Teraz masz się czego obawiać.
Volrina nadludzkim wysiłkiem zdołała zachować kamienną twarz. Doskonale wiedziała, że tamta próbuje ją sprowokować, ale postanowiła nie dać jej tej satysfakcji. Kit mogła sobie czekać na jakieś gwałtowne reakcje z jej strony do końca świata.
- Albo powiesz, o co ci chodzi, albo ja stąd spadam.
- Nie wierzę, że o tym nie wiesz - oczy Kit zalśniły - To niemożliwe, żebyś nie wiedziała. W końcu to dotyczy ciebie.
Volrina miała nadzieję, że tamta nie może zobaczyć, jak jej serce przyspiesza. A waliło co najmniej sto trzydzieści razy na minutę. Tak. Kit miała rację. To niemożliwe. Niemożliwe, żeby Kit się dowiedziała.
- Zatem spodziewam się, że dobrze wiesz o chorobie mutantów.
Niemożliwe, powtórzyła Volrina w myślach. Najchętniej powiedziałaby to na głos. Bez sensu. Ona wiedziała. Kto jeszcze?
Trisan, Becky, Jason? Jason...
Dziewczyna zachwiała się, jakby nagle straciła równowagę. Rękami oparła się o półkę, inaczej chyba upadłaby na podłogę.
Była oszołomiona, nie wierzyła, nie chciała wierzyć, powtarzała, że to nieprawda. Faza zaprzeczenia, syknął jakiś głosik w jej głowie. Volrina stanowczo i groźnie kazała mu natychmiast zamilknąć.
- Masz rację - powiedziała głucho. Cofnęła się i bezwładnie opadła na kanapę, zaplątując się w rozrzucone na siedzisku ubrania.
Czy naprawdę jej konspiracyjne starania zostały tak łatwo rozszyfrowane? Unikanie kontaktu dotykowego, zwiększenie dystansu do obcych, omijanie szerokim łukiem osób z objawami grypy albo zachowujących się podejrzanie. Zbieranie pogłosek i plotek. Zwłaszcza tych dotyczących mutantów. Unikanie współpracownic, o których dodatkowych zarobkach wiedziała... Mogła się domyślić, że pozostałe bacznie ją obserwują.
- I co teraz? - spytała - Kto jeszcze wie?
Kit prychnęła pogardliwie.
- Każdy. Gadają o tym w telewizji i piszą w gazetach. Jedna bogata facetka, wiesz, ta od firmy farmaceutycznej, ujawniła się. Jest chora.
- Boże - jęknęła Volrina, chowając twarz w dłoniach. Nie zastanawiała się nad tym, że jakoś do tej pory żadnej wiary nie wyznawała, twierdząc, że i tak z życia nie pozna prawdy, a po śmierci będzie za późno.
- Jason się boi.
Nie dziwię się, pomyślała Volrina zgryźliwie. Ludzie od zawsze bali się wszystkiego, co jest związane z mutantami. Zwłaszcza potencjalnych zagrożeń.
- I na pewno zaraz zechce z tobą porozmawiać o tym, dlaczego nic mu nie powiedziałaś.
Oczywiście. To było do przewidzenia. Czy naprawdę zawsze wszystko musiało walić się jednocześnie i do końca? Dlaczego każde nieszczęście musiało jak lawina ciągnąć za sobą kolejne komplikacje?
- Możesz mu powiedzieć, że równie dobrze może przyjść już teraz. Wolę mieć to za sobą.
Głos Volriny zabrzmiał doskonale obojętnie i tym razem wyszło jej to naturalnie. Po prostu dziewczyna poczuła, jak siły ją opuszczają. Była gotowa znieść gniew, niechęć, rozczarowanie i niezadowolenie szefa, wszystko przyjęłaby spokojnie, może nawet w milczeniu przytakując, następnie wróciłaby do domu i położyła się spać. Na kilka godzin uwolniłaby się od ciężaru myślenia, uciekłaby w inną rzeczywistość, na jakiś czas odsunęłaby od siebie wszystkie problemy. Takie kuszące a zarazem boleśnie niedostępne. Przynajmniej na razie.
Kit wzruszyła ramionami i wyszła. Volrina zrezygnowała ze zgryźliwego przypomnienia, że kultura wymaga zamykania drzwi po opuszczeniu pomieszczenia. Dziwiła się, że w ogóle coś takiego przeszło jej przez myśl w obecnej sytuacji.
Skuliła się, jakby w przebieralni nagle zrobiło się zimno. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła się całkowicie bezbronna. Zdążyła już zapomnieć, jak bardzo nieprzyjemne jest to uczucie.
I to wszystko zapewne przez kolejnego fanatyka, łowcę potworów, obrońcę ludzkiej rasy czy kogoś podobnego. Kogoś, kto zdecydował się stworzyć tę śmiercionośną broń aby "oczyścić" świat. I nie zawahał się jej użyć. Gdyby Volrina dostała go w swoje ręce, ten człowiek pożałowałby, że w ogóle się urodził. Nie zabiłaby go. Sprawiłaby, żeby błagał ją o śmierć.
- Volrina?
Dziewczyna niechętnie uniosła głowę. Jason stał w drzwiach przebieralni. W innej sytuacji Volrina już rzuciłaby stosowny komentarz.
- Zapewne słyszałaś już o chorobie dotykającej tylko mutantów?
Jasne, pomyślała Volrina ze złością. Moglibyście już darować sobie te podchody. Dalej, objedź mnie, powiedz, jak bardzo zawiodłam twoje zaufanie nic ci nie mówiąc i na jakie nieprzyjemności cię narażam. I daj mi wreszcie iść do domu.
- Tak, wiem o tym od kilku dni - powiedziała spokojnie. Sama była zdziwiona swoim opanowaniem.
- I zdajesz sobie sprawę z tego, jakie to wszystko jest niejasne?
Dziewczyna skinęła głową.
- Niczego nie mówią wprost. Domyślasz się pewnie, że nie jest to dla mnie wygodna sytuacja.
- To chyba oczywste - odparła Volrina - Zwłaszcza, że nie uwierzysz mi na słowo, że nie jestem zarażona. Naprawdę staram się jak mogę.
Jason ciężko westchnął i zrobił kilka kroków.
- Tu nie o to chodzi - powiedział po chwili - Prawda akurat najmniej się liczy. Chodzi tu o ludzi. Panika, psychologia tłumu, te sprawy... Sama rozumiesz.
Volrina rozumiała doskonale. Co wcale nie poprawiało jej nastroju.
- Co wobec tego zamierzasz zrobić?
Zmusiła się, żeby wstać, kiedy siedziała, mężczyzna górował nad nią, zyskując dodatkową przewagę.
- Zdecydowałem się na rozwiązanie, które zadowoli wszystkich - odparł Jason - Nie sądzisz, że przydałoby ci się trochę urlopu?
Dziewczyna spojrzała na niego zdumiona. Nie wiedziała, czego ma się spodziewać, ale raczej nie tego. Myślała, żeby poprosić o urlop, kiedy uzna, że jej życie jest bezpośrednio zagrożone. Zawsze jednak traktowała to jako ostateczność i rozpatrywała w kontekście abstrakcyjnej przyszłości. Nie przypuszczała, żeby to nastąpiło tak szybko.
Ale nauczyła się rozpoznawać sytuacje, w których szefowi nie należało odmawiać i ta właśnie się do nich zaliczała. Volrina musiała teraz uważać na każde słowo.
- Przydałby mi się - zgodziła się - Chciałam poprosić o to już dawno, ale wiadomo jak jest... Życie nie jest łatwe, trzeba jakoś przetrwać...
Jason na chwilę się zamyślił. Zmarszczył czoło i przymkął oczy, jego twarz wyglądała w tym momencie co najmniej dziwnie, ale tym razem Volrina nie rzuciła jednego ze swoich zwyczajnych komentarzy.
- Co powiesz na dwadzieścia pięć procent?
Dziewczyna uniosła brwi. Zawsze uważała, że Jasona nie da się zrozumieć, ale teraz facet naprawdę ją zaskakiwał.
- Brzmi kusząco - zmusiła się do uśmiechu.
Błagam, nie bądź taki miły, pomyślała rozpaczliwie. Nie zamierzam żywić do ciebie żadnych ciepłych uczuć, bo jesteś zwyczajnym dupkiem. I tak powinno być.
- Zatem umowa stoi? - Jason wyszczerzył w uśmiechu zaskakująco zdrowe zęby - W razie potrzeby zadzwonię, nie musisz się niczym martwić. Teraz powinnaś myśleć tylko o tym, jak przeżyć ten trudny okres.
Dziewczyna pokiwała głową. Mężczyzna, nadal się uśmiechając, wyciągnął do niej rękę. Znów ją zaskoczył. Volrina szybko uścisnęła jego dłoń i pozwoliła sobie na porozumiewawcze mrugnięcie.
- Wiem, że tak łatwo nie dasz się zarazić. Zawsze byłaś rozsądna.
Volrina rzuciła jeszcze jedno spojrzenie w lustro. Teraz jej twarz odzyskała swój normalny wygląd. Może właśnie w ten sposób ujawniało się stopniowe odzyskiwanie kontroli nad sytuacją...
W gruncie rzeczy tak właśnie było lepiej. Dziewczyna zyskiwała to, czego potrzebowała najbardziej. Czas do namysłu. Żeby podjąć decyzję, co robić. Bo zdecydowanie coś zrobić należało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz