"I don't love you anymore.
Goodbye."
Grzeczny wobec pięknych
dam,
rzekomo bezwzględny wobec swoich wrogów.
rzekomo bezwzględny wobec swoich wrogów.
Ktoś taki jak on może mieć wrogów?
Najwyraźniej.
A wydawałoby się, że jego nie można nie kochać.
Wysoki, przystojny
brunet o nienagannych manierach, acz niechlujnym, zazwyczaj, stroju.
Zależy, jak rozumieć słowo ‘’niechlujny’’.
Wiecznie rozczochrane
włosy, głębokie oczy, szarmancki uśmiech. Cóż, czarujący, chciałoby się
powiedzieć.
Hazardzista, wielki
kanciarz. Do kantowania też trzeba mieć talent, wierzcie mi.
W dwóch słowach: Black Jack.
Mutant, obecnie jeden z agentów S.H.I.E.L.D. Podobno. Posiada zdolności psychokinetyczne. Brytyjczyk, jeśli wnioskować z akcentu, sposobu wysławiania, a także podawanych przez niego informacji. Bogaty, bardzo bogaty…
Black Jack, którego prawdziwego nazwiska nikt właściwie nie
zna. Pewien osobnik nazwał go kiedyś ‘’Jacksonem’’, więc o takie imię można by
go podejrzewać.
''Pewien osobnik'' nie przeżył jednak następnego dnia.
Mutant, potrafiący lewitować, unosić i przesuwać przedmioty
za pomocą myśli. Mocy nie umie używać tylko na ludziach. Skutki bywają bowiem…
Opłakane.
Miły, grzeczny, uczynny, wspaniałomyślny… Zaraz, zaraz. O
kim my tu rozmawiamy? Ah, tak. Jack.
Poprawka. Miły, owszem. Dla kobiet. Grzeczny, owszem. Dla
kobiet. Uczynny, wspaniałomyślny? Zdarza się, powiedzmy.
Możesz być jego przyjacielem, albo wrogiem. Nie władujesz
się na środek stołu, rozwalając karty. Nie, nie. Nie w tej grze.
Jeśli więc usiądziesz po odpowiedniej stronie, możesz
spodziewać się pomocy w każdej sytuacji. Zyskasz lojalnego, wspaniałego wręcz
przyjaciela. Miłego, grzecznego i uczynnego. Powiedzmy.
A na pewno takiego, z którym możesz się napić.
I liczyć na jego pomoc. Zawsze, wszędzie. O każdej porze dnia i nocy.
A na pewno takiego, z którym możesz się napić.
I liczyć na jego pomoc. Zawsze, wszędzie. O każdej porze dnia i nocy.
Zdecydujesz się zasiąść
po przeciwnej stronie stołu?
Nie spodziewaj się więc specjalnej uczciwości.
Tyle Ci powiem, traktuj to jako przestrogę.
Nie spodziewaj się więc specjalnej uczciwości.
Tyle Ci powiem, traktuj to jako przestrogę.
Zdarzają się też
obserwatorzy. Zastanawiający się, czy dołączyć do gry, czy nie.
Spotykają oni tajemniczego osobnika, nie dającego się poznać. Z początku.
Oceniającego sytuację, niczym pokerzysta niedysponujący wcale wielką sumą.
Posługującego się ostrym sarkazmem.
Sprawdza on, czy ludzie za szybko się do niego nie zrażą.
Tylko, jeśli przejdą tę próbę, okażą się w jego mniemaniu godni zaufania.
Spotykają oni tajemniczego osobnika, nie dającego się poznać. Z początku.
Oceniającego sytuację, niczym pokerzysta niedysponujący wcale wielką sumą.
Posługującego się ostrym sarkazmem.
Sprawdza on, czy ludzie za szybko się do niego nie zrażą.
Tylko, jeśli przejdą tę próbę, okażą się w jego mniemaniu godni zaufania.
Właściwie, to, jeśli od razu go
do siebie nie zrazisz, da się on polubić. Wydaje się człowiekiem z innej epoki.
Wysławiającym się pięknie, uśmiechającym szarmancko. Kłaniającym kobietom,
przepuszczającym je w drzwiach.
Wielu próbowało, udało się nielicznym. Nikt jednak nie będzie w stanie o tym opowiedzieć.
Lepiej sobie z nim nie pogrywać. Jest człowiekiem o stoistym spokoju. Możesz rozbić jego samochód - uśmiechnie się tylko i stwierdzi, że i tak miał kupić nowy. Ale jego cierpliwość też kiedyś się kończy. A wtedy, nie ma co liczyć na irytację, zdenerwowanie, dopiero potem wściekłość... U niego, od razu jest furia.
A jego mutacja też potrafi być niebezpieczna, jeśli masz oberwać rozpędzonym znakiem drogowym...
Jack Black / Black
Jack
Mieszka w małej rezydencji, na obrzeżach Nowego Yorku, wraz z psem, Jokerem.
Poza kartami, jego wielką miłością jest właśnie bilard. Grywa też w kości i ruletkę.
Wszędzie jeździ czarnym Maserati. Ewentualnie taksówką. Taksówkarze są świetnymi rozmówcami.
Pali.
Jako nastolatek, został pięknie wyszkolony w Instytucie profesora X. Potem jednak postanowił opowiedzieć się po przeciwnej stronie…
A teraz zgadujcie, z kim trzyma. Pracuje dla Tarczy, szpieguje dla X-menów, a może... Trzyma z Lokim?
Mieszka w małej rezydencji, na obrzeżach Nowego Yorku, wraz z psem, Jokerem.
Poza kartami, jego wielką miłością jest właśnie bilard. Grywa też w kości i ruletkę.
Wszędzie jeździ czarnym Maserati. Ewentualnie taksówką. Taksówkarze są świetnymi rozmówcami.
Pali.
Jako nastolatek, został pięknie wyszkolony w Instytucie profesora X. Potem jednak postanowił opowiedzieć się po przeciwnej stronie…
A teraz zgadujcie, z kim trzyma. Pracuje dla Tarczy, szpieguje dla X-menów, a może... Trzyma z Lokim?
[Pięknie witam na naszym blogu. Wąteczek?]
OdpowiedzUsuń[Bienvenue chez nous. Tak sobie myślę, że gdyby Black Jack nadal trzymał z Xavierem, on i Remy byliby rywalami i coś jakby przyjaciółmi. A skoro nastąpiło przemieszczenie jednego bieguna, to znaczy, że teraz są rywalami i coś jakby wrogami?]
OdpowiedzUsuń[Chcę wątku.
OdpowiedzUsuńTym jakże prostym przekazem witam na blogu i zaznaczam, że nie daruję, bo choć nie mam czasu, to czuję głęboką potrzebę pisania czegoś, najlepiej z kimś. Zastanawiam się, czy się znają - i stwierdzam, że muszą, choć nie mam jeszcze wyklarowanego pomysłu na relacje. Tessa bywała bowiem człowiekiem Xaviera, nie nauczycielką (broń Panie Boże), ale w Instytucie się przewijała, jako młodziutka kobieta także.
Kurcze, ciągnie mnie i odpycha od Jacka jednocześnie...]
[ Na wstępie MUSZĘ zaznaczyć jaką niezwykła miłością darzę Jude'a Lawa. Ja nie wiem co on w sobie ma, ale coś na pewno.
OdpowiedzUsuńI też chciałabym wątku, jeśli to byłoby możliwe. Panna Dane też była kiedyś jednym z popleczników Xawiera, więc można uznać że się stamtąd znają. Co prawda nie wiem ile pan Jack Black ma lat, jednak Polaris była w Instytucie dosyć spory czas, więc możliwe, że na siebie natrafili. ]
[ Zastanawiałam się czy nie mieliby oni dość przyjaznych stosunków względem siebie, kiedy oboje byli "gówniarzami" w szeregach Charlesa Xawiera. Mogliby też utrzymywać relacje po tym jak Pan Black, przeniósł się do S.H.I.E.L.D, a Panna Dane jeszcze siedziałaby cicho w Instytucie. Wszystko poleciałoby jednak na łeb na szyję w chwili dołączenia Lorny do Brotherhood of Evil Mutants, organizacji która ma zupełnie inną ideologię niż inne. Wiesz, gdy była w Instytucie to zasadniczo nadal siedzieli po tej samej stronie - stronie obrony ludzkości. A teraz Polaris stała się zawadą na drodze S.H.I.E.L.D. To byłby taki nagły zwrot akcji w ich relacjach. ]
OdpowiedzUsuń[Może tak - Tessa teoretycznie urwała wszelkie kontakty z Xavierem, w praktyce zbiera dla niego informacje, w rzeczywistości dużo myśli i analizuje sama dla siebie. I nie chcę się narzucać, ale niech będą między nimi relacje dość luźne, ale w miarę bliskie, jakkolwiek dziwnie to brzmi, hm? I ciekawa jestem dlaczego Jack opowiedział się po drugiej stronie...
OdpowiedzUsuńOch, i wpadł mi do głowy pomysł na wątek, ale trochę on z grubej rury jest. Jak się nie podoba to zrozumiem, późna pora, dziwne myśli przychodzą mi do głowy.]
Wśród wielu rzeczy, które lubiła, szczególną przyjemność sprawiały jej trzy: medytacje, hot dogi z podejrzanie wyglądających budek i odrobina świętego spokoju.
Zadziwiające jest to, jak wiele wojen - mniejszych i większych - mogło się toczyć w ciągu ostatnich trzydziestu lat na świecie i w jak wielu z nich brała udział Sage. Tym razem, kiedy miała tylko stać na uboczu i udawać, że nie istnieje, stało się tak, że oberwała. Właściwie zupełnie przypadkowo, przez złą konstelację gwiazd albo zwykłą ironię losu. Pojawiła się w złym miejscu, nieodpowiednia osoba skojarzyła tatuaże na jej twarzy z jedną ze stron odpowiedzialną za całe to podłe zamieszanie, które mogło się odbić na wszystkich mutantach, nie tylko na tych ze Szkoły Xaviera...
Nigdy nie sądziła, że przyjdzie jej się kiedyś topić. Szczerze mówiąc, spodziewała się prędzej oderwania któregoś z członków niźli zwykłego topienia się. I to gdzie! W parku! W stawie! Późnią wiosną w zamarzającym jeziorze. Nie było jej zimno. Prawdę powiedziawszy, uderzanie w coraz grubszą warstwę lodu skutecznie nie pozwalało jej czuć zimna. Jeszcze.
Czy znała tego zbzikowanego mutanta, który ją zaatakował? Pomijając to, że spotykała na swojej drodze naprawdę wielu zbzikowanych mutantów - nie mogła zapomnieć żadnego z nich. Ten nie był ani przyjacielem ludzkości, ani przyjacielem mutantów, ani nawet honorowym graczem. Właściwie dawno temu powinna już odstrzelić mu łeb...
Tymczasem zdała sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie przebić lodu.
[Nie lubię mięć blogowych zaległości, bo jak się trafia nowa postać, to tak dziwnie witać z opóźnieniem. Nie mniej jednak, w tym przypadku nie mogę sobie tego odmówić, bo co tu długo tłumaczyć - Jack od razu skradł sobie moje względy, ot co. Aż nie mogę powstrzymać się od takiej wieeeeelkiej prośby o jakiś wątek. Co ty na to?]
OdpowiedzUsuń[ Panna Dane w kręgach Bractwa jest już kilka miesięcy. Można uznać, że od tego czasu dopiero teraz dane było im stanąć sobie na drodze.
OdpowiedzUsuńI mam chyba pomysł na miejsce - wyczytałam, że Black Jack to hazardzista, więc mogą natrafić na siebie w kasynie ;D ]
[Cóż, przyznam szczerze, że coś tam w mojej chorej głowie zamajaczyło... o ile nie jest to jeden z tych poronionych pomysłów, mogłoby coś z tego nawet wyjść. Otóż - karta ów pana stworzona została w taki cudny sposób, że nikt nie wie czy w końcu odpowiada się po stronie Tarczy, mutantów, czy bóg jeden wie raczyć czyjej. A Pepper, jako głowa Stark Industries miała pewne niemiłe doświadczenie (w istocie) ktoś majstrował przy "jej" sprawach swoimi brudnymi łapkami, co skutkowało ogólną (acz kontrolowaną) paniką i chociaż z firmy nie zniknęła nawet jedna kopia któregoś z dokumentów, "kariera" panny Potts chyli się niechybnie ku końcowi (głównie z inicjatywy samego zainteresowanego. czyt. Starka) Nie mam pojęcia jak, ale można sprytnie połączyć te postacie tymi okolicznościami, co oczywiście nie przesądza o niczym definitywnie bo:
OdpowiedzUsuńa) wątek potoczyć może się w jakimkolwiek kierunku (również zupełnie innym)
b) możesz mieć przecież odmienny, a znacznie bardziej intrygujący pomysł
[Pewnie, że zacznę - ostatnio nabrałam w tym chyba wprawy, ale ostrzegam lojalnie, że gdyby coś było nie tak, to krzycz ;)]
OdpowiedzUsuńTik, tak... tik, tak. Kto pomyślałby, że rytmiczne drgania wskazówki sekundowej zegara może stać się do tego stopnia irytujące, że myślą przewodnią w głowie postronnego słuchacza ów "melodii", staje się przemożna chęć roztrzaskania tego małego narzędzia tortur w drobny mak. Kuszące, ale Pepper podejrzewała, że demolując cokolwiek w jednej z siedzib operacyjnych Tarczy, mogłaby tylko i wyłącznie przysporzyć sobie większej ilości kłopotów, których i tak miała już w nadmiarze.
Zapierając się dłońmi o jedną z balustrad na nieprzyjemnie pustym i surowym korytarzu, wracała co chwilę myślami do wydarzeń sprzed kilkunastu minut. Nigdy wcześniej nie przypuszczałaby, czy nawet nie śniła, że potrafi krzyczeć tak głośno, by w samym środku dyskusji wyproszono ją pod pretekstem potrzeby szybkiego ukojenia zszarganych nerwów. Zebranie głównych zainteresowanych zwołano zbyt pospiesznie, by zdążyła się do niego w jakikolwiek sposób przygotować. Nie mogła uwierzyć, że próbowano wmówić jej nieudolność zorganizowania ochrony firmy, podczas gdy sama chciała przedstawić własny punkt widzenia i to, do czego udało jej się dotrzeć. Krótkowzroczność ludzi, którym ufała (a już w szczególności jednego z nich) była czymś, co przelało czarę goryczy. Zarywała noce, porzucała życie osobiste... po to, by na końcu usłyszeć, że najwyraźniej nie radzi sobie w roli prezesa. W taki oto sposób resztki wiary w rzecz zwaną sprawiedliwością, wyparowały ze świadomości panny Potts i póki co nie zanosiło się na szczególną poprawę.
- Do diabła z tym wszystkim - warknęła pod nosem i krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej, odwróciła się w stronę ogromnego okna, zajmującego niemal całą powierzchnię przeciwległej ściany. Przynajmniej widok mieli niczego sobie...
Wzdrygnęła się mimowolnie, kiedy ni stąd ni zowąd zorientowała się, że nie jest już sama... Może nigdy wcale nie była... Nie chciała zaprzątać sobie tym jednak głowy. Zmartwień miała aż w nadmiarze.
OdpowiedzUsuńNie trzeba było być geniuszem, by zorientować się, że człowiek, z obecności którego zdała sobie właśnie sprawę, najwyraźniej był zaangażowany w cały ten cyrk, z którym właśnie została zaznajomiona. Sprawy szpiegowskie nie były czymś, w co chciała się zagłębiać. Znacznie bardziej odpowiadało jej zwyczajne życie niewyróżniającej się z tłumu kobiety po trzydziestce.
Westchnęła pod nosem, uspokajając chaotyczne myśli, coby przypadkiem nie wyładować nagromadzonej w sobie złości na ów przypadkowym mężczyźnie.
Pragnęła tylko jednego. Uciec, zniknąć... oddalić się stąd jak najdalej, by w spokoju przemyśleć wszystko, z czym miała ostatnimi czasy do czynienia. Najwyraźniej to zbyt wiele.
- Czy w dwudziestym pierwszym wieku nie ma już miejsca dla ludzi, którzy chcieliby w spokoju spędzić chociaż minutę? - zapytała retorycznie, odruchowo unosząc lekko lewę brew.
- Boże, tracę zmysły...
- Nie wszystko się układa? - powtórzyła dokładnie słowa nieznajomego rozmówcy i pokręciła w zamyśleniu głową - To duże niedopowiedzenie. Ostatnimi czasy moje życie przypomina kolejkę w wesołym miasteczku...
OdpowiedzUsuńW istocie całe to zamieszanie z organizacjami szpiegowskimi, mutantami i zagrożeniami czyhającymi dosłownie na każdym kroku, w które nagle i całkowicie mimo woli została wplątana, przyprawiało ją o niekontrolowany, ćmiący ból w głowie. Gdzieś przez myśl przemknęła jej wizja nawrotu ataków migreny, ale prędko odgoniła od siebie te rewelację.
Pepper otrząsnęła się po chwili z ów dziwnego zamyślenia i zorientowała się, że nie wszystko toczy się tak, jakby sobie tego życzyła.
Jej pojawienie się w kasynie zakrawało na jakąś abstrakcję. Nie należała do tych kobiet, które wszystkie wolne wieczory spędzały w klubach i pubach, popijając leniwie martini i przyglądając się mężczyznom, które ich mijały. Nie należała też do kobiet, które uwielbiały hazard i dawały się wciągnąć w ten świat pełen wielkich wybranych i jeszcze większych porażek. Właśnie dlatego jej pojawienie się tutaj było dziwne. Naprawdę dziwne. A jednak, mimo iż osobie, która mogła ją znać, ta sytuacja zakrawałaby na jakiś spisek, nic z intrygi w tym nie było - najzwyczajniej w świecie postanowiła chociaż raz zmienić swój grafik i znaleźć chwilę na odpoczynek w kasynie, jeśli wieczór wśród tak głośnej muzyce można byłoby uznać za jakąkolwiek formę wypoczynku.
OdpowiedzUsuńMożliwe, że się wyróżniała. Już nie zielonymi włosami, które kiedyś były dla niej charakterystyczne, ale tym, że w tłumie kobiet, odzianych w suknie wieczorowe, bardziej lub mniej eleganckie, jej sprawne dżinsy, z kilkoma przetarciami na kolanach, wydawały się być czymś dziwnym i awangardowym. Zresztą skórzana kurtka tylko dopełniała wrażenie, że ciemnowłosa całkowicie przez przypadek znalazła się w tym, a nie innym klubie.
Unosząc delikatnie dłoń, starając się zwrócić na siebie uwagę barmana, przysiadła na jednym ze stołów barowych, tuż przy samej ladzie. Jej wzrok przetoczył się przez salę, zatrzymując się na dłużej przy jednym ze stołów, gdzie namiętnie grano w karty. Czy to był poker czy zupełnie inna gra karciana - nie wiedziała, nie znała się na tym ani trochę.
[Jude Law, Jude Law, JUDE LAW! Okej, opanowałam się już, a teraz powiem, że na wątek mam chęć przeogromną. Na pewno spotkali się już w siedzibie Tarczy co może być punktem zaczepnym.]
OdpowiedzUsuńPepper przegrała już dawno temu... Niektórzy stwierdziliby oczywiście, że stało się to dopiero na przełomie kilku ostatnich dni... jeszcze inni obsadziliby w tej roli tygodnie, czy miesiące, ale sama zainteresowana miała na ten temat całkowicie odmienne zdanie. W jej mniemaniu była skazana na kompletną porażkę już od samego początku.
OdpowiedzUsuńTa myśl, mimo tego, że zaistniała w jej głowie dosłownie przez sekundę, zdążyła uczynić tam istne spustoszenie. Virginia wyprostowała się gwałtownie. Może aż nazbyt, sądząc po nagłym, acz chwilowym zawrocie głowy.
Odruchowo przymknęła oczy i potarła dłońmi skronie, jakby wierzyła, że w ten sposób pozbędzie się nieproszonych myśli. Pepper prawdopodobnie zwariuje, jeśli zaraz stąd nie wyjdzie.
- Pracuje pan tutaj, prawda? - zapytała, choć wcale nie oczekiwała odpowiedzi. To była jedna z bardziej oczywistych rzeczy. - Jak najszybciej można stąd wyjść tak, by nikt nie zdążył się nawet zorientować?
Nie dbała o to, że powinna poczekać na koniec zebrania, czy uspokoić się i wrócić na salę. Nie da wciągnąć się w coś, co jej nie dotyczyło i tej myśli zamierzała się teraz trzymać.
[Również jestem zdania, że Heath idealnie pasuje do postaci Storma ;)]
OdpowiedzUsuń[ Ja już mówiłam- karta świetna, wątek zaczynam. Nie ma bata na Snow'a! Choć czuję się multi dostawcą kawy...]
OdpowiedzUsuńJak nie Stark Industries, to jakaś rezydencja, w której, jak po wyglądzie miejsca zamieszkania można stwierdzić, mieszka ktoś z wypchaną banknotami kieszenią. Snow nie pogardziłby choć częścią grosza jakim Black Jack musiał dysponować, ale przez myśl mu nie przeszło, żeby ktoś musiał mu kawę dowozić, dostarczać.
-I ty koleś z takim domem nie masz nikogo od kawy?-Mruknął pod nosem, wchodząc przez drzwi frontowe oczywiście bez pukania, czy używania jakiegokolwiek dzwonka. Nie uważał tego za przesadnie potrzebne. W końcu, długo go szukać nie musiał, choć poirytowany był rozmiarem rezydencji, jaką musiał ''zwiedzić'', by odnaleźć jej właściciela. Powiewało chłodem, bo ani dobrych, ani złych przeczuć chłopak nie miał, a humor mu nie dopisywał, więc w najgorszym przypadku mógłby mu coś zrobić.
Chyba.
Sam zmierzył go bacznym spojrzeniem, choć po jego słowach miał ogromną ochotę wepchnąć mu do gardła tę kawę razem z kubkiem, zabierając opłatę, za sam przejazd, bo sam widok tak urobionego mężczyzny byłby należytą zapłatą. Zaraz jednak podszedł bliżej, zaciskając wolną rękę w pięść, ale wcisnął na twarz grzecznościowy uśmiech,żeby nie wypaść z roli dostawcy kawy i wyciągnął rękę z kubkiem w jego stronę.
OdpowiedzUsuń- Nie nazwałbym Ciebie ''bratnią duszą''.- Stwierdził pod nosem.
- Wyjdę, zapukam i wrócę, co? Będzie lepiej?- Spytał delikatnie mówiąc piorytowany. Uśmiechnął się do niego pięknie, wręcz promieniejąc z tej radości. Zdenerwowany, to on jeszcze nie był, ale mógł być. Może był jednym z tych, którzy go wywalali, bo nie zapukał, a potem Snow wracał, ponownie bez pukania, by zrobić im z domu miejsce, które wygląda jak pokój Jeydon'a Wale'a z dopiskiem ''everything is everywhere''. Jednak jeszcze był opanowany.
OdpowiedzUsuńNo w miarę.
-Słuchaj, za kawę mi nie płać, bo szczerze mówiąc nie chcę już tych pieniędzy. Poza tym, chyba to nie jest Twoje zamówienie, a jak Ci nie odpowiada to co w kubku masz, to podgrzej w mikrofali, będzie jak znalazł.-Powiedział w miarę spokojnie, choć dało się wyczuć jad w jego słowach. Wspomniano wam może, że płynna, jeszcze parująca zawartość kubka, zamieniła się w bryłkę lodu, o smaku tym samym jaki powinna mieć? Nie? To widzicie, już wam wspomniano. A plan Snow'a, dotyczący wepchnięcia mu tego do gardła, nadal był aktualny, a jakby nie wyszło, to zawsze może mu do gardła wepchnąć krawat. Tak, to dobry pomysł.
Tylko dlaczego Leonardo był dzisiaj w takim humorze?
Prawdopodobnie jej zachowanie nie mogło uchodzić teraz za odpowiedzialne. Nawet w najmniejszym stopniu, taka była prawda. Nie żeby zamierzała się tym zbytnio przejmować, co to, to nie. Miała znacznie większe zmartwienia na głowie, a to jak wyglądała teraz w oczach innych, postronnych obserwatorów, z całą pewnością było jedną z tych rzeczy, którymi przejmować się nie powinna.
OdpowiedzUsuń- Nie, nie czekam - odpowiedziała po chwili milczenia, uważnie przyglądając się ów mężczyźnie. Może nie powinna pokładać zbyt dużej wiary w kimś, kogo widziała pierwszy raz w życiu, ale nie miała innego wyjścia, jeśli nie chciała zabłądzić w sieci najróżniejszych korytarzy. - Byłabym niezmiernie wdzięczna za pomoc. Niespecjalnie orientuję się w planach tego budynku - dodała jeszcze, instynktownie rozglądając się dookoła.
W istocie cały budynek przypominał misternie utkany labirynt, w którym ludzie ze słabą orientacją w terenie (czytaj: Pepper), przechodzili istne katusze, ot co.
Spojrzał na niego kipiąc już prawie że ze złości. Był prawie jak ten kocioł bałkański, tylko po tym wielu wojen nie będzie, a conajmniej jedna, zwłaszcza, że do końca nie wiedział z kim ma do czynienia. Raz jeszcze zmierzył go wzrokiem, już chcąc podać mu kwotę jaką miał zapłacić, ale ten wspomniał o Stark'u.
OdpowiedzUsuńKto jak kto,ale on mu pracy nie będzie wypominał. Była to dobra przykrywka, choć teraz wydał się.
-Miłego poranka z kawą życzę.- Powiedział przez zaciśnięte zęby, wychodząc na korytarz, wcześniej zamykając za sobą drzwi, które wraz z zatrzaśnięciem się, pokryły się grubą warstwą lodu, by zaraz rozlecieć się na setki kawałków.
Człowiek musi wcześniej wstać, otworzyć wcześniej lokal, bo jednemu takiemu zachciało się kawy. Nie może pozwolić sobie na chwilę wytchnienia, tylko od razu pędzi takiemu na rozkazy. Mniam.
Spojrzał na niego, mrużąc oczy, jakby tak upragnione papierosy były czymś nierealnym. Już chciał mu zrobić przemeblowanie w rezydencji, na sam koniec być może zrównawszy ją z ziemią, ale wyciągnął rękę i skradł jedną sztukę z paczki opisanej Marlboro i bez czekania aż ten znajdzie zapalniczkę, wyciągnął swoją, na której sam wygrawerował płatek śniegu.
OdpowiedzUsuń-Dzięki.- Rzucił, zapominając o sprawie z drzwiami, zamrożoną kawą i tym, że pewną rzecz mu wypomniał. Usiadł na schodach, zaciągając się tytoniowym dymem. Uspokoił się trochę, w końcu należycie zaczynając dzień.
- Jedenasta trzydzieści.-Odpowiedział wypuszczając z ust obłok dymu tytoniowego, który mimo woli bruneta przysłonił ekran jego telefonu. Niedopałek ugasił zamrażając go doszczętnie, tak, że rozprysł się od razu, rozsypał w pył nie drobniejszy od innych. Rozejrzał się dookoła, a swe spojrzenie zawiesił na właścicielu. Odetchnął, z koniecznością wstania, by być na równi z nim.
OdpowiedzUsuń-Możesz być zły, rozumiem,ale w ramach...rekompensaty, mogę zrobić Ci drugą kawę. Ale pierw te niepotrzebne formalności. Jestem Dante. Po prostu Snow.- Przedstawił się, wzruszając ramionami, jakby mało zainteresowany czymkolwiek, zupełnie inaczej nastawiony niżeli przed chwilą.
[Ha, możemy zrobić z tego dziwnie skomplikowaną przyjaźń (bo ja uuuuwieeelbiam Downeya-Law'a, non stop oglądam ich wspólne wywiady, haha, także bratnia dusza jest tutaj niewykluczona). I Tony może poprosić Black Jacka o pomoc w odnalezieniu sprawców kradzieży w Stark Industries, bo on sądzi, że Agenci S.H.I.E.L.D. potrafią wszystko. Fury może także zlecić im wykonanie wspólnie jakiegoś zadania w terenie. :D]
OdpowiedzUsuń- Spoko. To jakbyś chciał mi kiedyś...grzmotnąć za te drzwi, czy coś, to daj znać. Ta dostawa była jednorazowa, przecież sam wiesz, dla kogo pracuję. No. Poza tym, nie widziałeś co zrobiłem, uwierz mi, nie chcesz nikomu mówić.-Spojrzał na niego znacząco, skodząc po schodach w dół, tą samą drogą, którą tutaj przyszedł. Uśmiechał się do siebie. Kto by pomyślał. Nie wybiło południe , a on musiał grozić komuś, by nie wpaść przypadkiem w kłopoty, bo jak wiadomo trwała wojna, a on strony nie obrał, jakby kto go pytał.
OdpowiedzUsuń-Wiedziałam, żeby słuchać przeczucia. Mogłam się domyślić, że właśnie Ciebie spotkam, Black - jej kąciki ust nieznacznie się poruszyły, jednak jej wyraz twarzy nie zmienił się. Nadal pozostawała uprzejmie znudzona całym otoczeniem, nie pokazując zaskoczenia na widok swojego dawnego znaczenia. Jej słowa to była tylko niewybredna zaczepka, bowiem żadne przeczucie nie pojawiło się przy niej dzisiejszego wieczoru. I chociaż Jack Black znany był już wcześniej ze swojego umiłowania do hazardu, to jednak nie przypuszczała, że mogłaby natrafić akurat na niego. W NY było wiele kasyn.
OdpowiedzUsuń-Sherry - rzuciła w stronę zbliżającej się barmanki, po czym na powrót obróciła się na obrotowym stołku w kierunku swojego dawnego znajomego. Właściwie nie powinna pić nic, nawet lampki, jednak Dane była znana z tego, że wszystko robi na przekór. Im bardziej czegoś nie mogła, im bardziej coś było niemożliwe dla niej, tym bardziej tego chciała. A dzisiejszego wieczoru chciała się napić. Niewiele, tylko po to, aby delektować się smakiem.
Co prawda jej organizm na pewno nie był z tego zadowolony, no ale...
[No właśnie, bo nawet nie wiem czy wątek prowadzić na płaszczyźnie przypadkowego spotkania, czy może raczej jakiejś celowej akcji. Postaram się nad czymś pomyśleć, chyba że wcześniej wpadniesz na pomysł. Mogę zawsze zacząć.]
OdpowiedzUsuń[Cóż, Jonathon niestety nie jest duszą towarzystwa, najczęściej bywa w barach i to takich znajdujących się blisko jego domu. Z kolei może lepiej nie mieszać w to jeszcze Rider'a. Szczerze jestem wypłukana z pomysłów...]
OdpowiedzUsuń[Dzięki wielkie. Jedyne, co mi przychodzi do głowy w kwestii powiazania to wspólne interesy MiB i Tarczy... nie wiem, przemyt broni "bardzo z zagranicy"?]
OdpowiedzUsuńJonathon spojrzał na zegarek wiszący na ścianie, minęły dwie godziny. Dwie pełne godziny katorgi, bólu i rozdarcia własnego poczucia dobra oraz zła z ogromną ochotą otrzymania wreszcie ulgi. Otóż zbliżała się niebezpieczna, nieprzyjemna i dość uciążliwa dla niego nocna pora, kiedy to nie mógł zrobić nic poza trzymaniem się w kupie. Robił to głównie dlatego, że pewnie szlag by go trafił, gdyby nowe łóżko stanęło mu teraz w płomieniach. Ogólnie byłby nieźle wkurzony, gdyby przez własną głupotę puścił całe mieszkanie z dymem. Tylko, że taki stan nie mógł trwać wiecznie i w końcu kiedyś będzie musiał uwolnić tego potwora siedzącego w środku.
OdpowiedzUsuńNo ale jeszcze nie dzisiaj, dzisiaj mógł tylko wyjść z domu i modlić się, że uda mu się w jakikolwiek sposób nie zmienić, nie wystraszyć połowy społeczeństwa. Lekarstwo było jedno i znajdowało się tuż za rogiem, bar pełen alkoholu. Mężczyzna szybko podniósł się z łóżka, przeszedł przez mieszkanie ściągając kurtkę z wieszaka i wychodząc zamknął za sobą drzwi nie przejmując się złodziejami. Ktokolwiek miałby ochotę włamać się do jego mieszkania, cóż… nie skończyłby za dobrze. Poza tym był to pewien sposób na prowokacje. Takiego złodziejaszka nie musiałby oszczędzać, głównie z własnych pobudek, a wtedy Rider mógłby pożywić się takim typkiem. Blaze szedł po schodach, minął swój motocykl w zamyśleniu. Ostatecznie stwierdził, że branie go to jakaś pomyłka i ruszył przed siebie. Prawdopodobnie będzie wracał do domu na czworaka, potknie się z pięć razy na schodach, przywali głową o rynnę i zaśnie na wycieraczce swojego mieszkania zapominając, że wcale nie zamknął drzwi na klucz.
W każdym razie wreszcie trafił do baru, czuł się niedobrze. Od tego wstrzymywania Ridera chciało mu się wymiotować, więc poczuł się lepiej kiedy barman widząc go w drzwiach zaczął zabierać się za przygotowywanie „tego co zwykle”. Kiedy Johnny usiadł przy barze, czekała na niego butelka wódki, samotny kieliszek i grube kubańskie cygaro. Modlił się nad pełnym szkłem o spokojny wieczór i pewnie by się on udał, gdyby nie dwóch mężczyzn którzy postanowili sobie zrobić w barze ring i rwali się sobie do gardeł.
[W takim razie wstawiam to i opcja rozwinięcia jest dowolna, więc może nie będzie tak źle.]
[Właśnie siedzę sobie i się dziwię, że jeszcze nie poprosiłam o wątek]
OdpowiedzUsuń[A bardzo się obrazisz, jeżeli poproszę Cię o zaczęcie?]
OdpowiedzUsuńZed prawdopodobnie oszalał. Przydzielał mu głównie misje w terenie i to takie polegające na współpracy z ludźmi spoza Departamentu. A to tylko dlatego, że K zachorował. J podejrzewał, że niedługo będzie bliski włamania się do Kaya i wyciągnięcia go do roboty - tylko po to, aby nie musieć znowu zadawać się z SHIELDEM.
OdpowiedzUsuńTa prawa była dość skomplikowana. Ktoś szmuglował broń, jednak nie było pewne, czy to broń ziemska, czy "bardzo zza granicy". Miał się więc temu przyjrzeć z bliska razem z jakimś kolesiem.
Nie mógł się wymigać, wobec czego pojechał szukać typa. Miał jego zdjęcie zapisane w pamięci telefonu (nazywał urządzenie telefonem tylko dlatego, że nie umiał wypowiedzieć uypz'!mattorj. Nie miało funkcji dzwonienia). W końcu jednak namierzył typa i jego furgonetkę. Dzięki Bogu za satelitę. Zawył klaksonem i dał znać, że to o niego chodzi.
[Witam na blogu :) Przepraszam, że dopiero teraz, ale byłam ostatnio bardzo zapracowana. Masz może ochotę na wątek?]
OdpowiedzUsuń[Może spotkają się na jakimś przyjęciu, np. charytatywnym lub urządzonym przez burmistrza? Vardalia udała się na takowe, bo otrzymała rozkaz wyśledzenia i obserwowania jakiegoś naukowca, ale by wtopić się w otoczenie, dołączyła do gry, w której brał udział Jack i m.in. ten naukowiec :)]
OdpowiedzUsuń[Muszę w końcu zacząć, w końcu na wątek zawsze jestem chętna, aczkolwiek usłużnie ostrzegam o syndromie przeciążenia-lenia, który zdarza się, kiedy nie mam pomysłu na odpisania, a trwa średnio dzień, bo muszę się porządnie zastanowić.
OdpowiedzUsuńSkoro Jack jest agentem, to trzeba od razu uznać, że zna Wandę, skoro do Avengers dołączyła trzy lata temu. Dodam tylko, że tu akurat postawiłabym na konkretną relację, nie misz-masz a bardzo precyzyjnie ustalona przyjaźń/niechęć/chęć. Wanda uchodzi za wariatkę, więc w świecie Marvela nie da się jej nie lubić - od razu odrzuciłabym niechęć.
Miejsce? Byle z dala od Avengers, bo mam odrobinę za dużo wątków z tym związanych ;) Jestem otwarta na propozycje, może być nawet jakaś misja, z tym, że w takiej sytuacji wiedźma nie pała chęcią do odgórnych rozkazów Fury'ego i będzie się buntować. Może coś prostszego na początek?]
[Jakim cudem ja nie mam wątku jeszcze z tym człowiekiem? Nie dość, że kocham pana na zdjęciach, to jeszcze agent Tarczy. Mea culpa. Masz ochotę?]
OdpowiedzUsuń[Jejku, dziękuję, bardzo, bardzo dziękuję. :) ]
OdpowiedzUsuńLondyn czeka właśnie na Ciebie. Zapraszamy Cię do tworzenia historii o ludziach ich marzeniach, planach i szarej rzeczywistości, z którą muszą się zmierzyć! http://try-in-london.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń[A masz może jakiś pomysł, myśl, sugestię?]
OdpowiedzUsuń[Może być, aczkolwiek nie sądzę, żeby Louise pałała do niego nadzwyczajną sympatią. Może toleruje go przez wzgląd na akcent, ale wydaje mi się, że... że czułaby się przy nim nieswojo. Jakby zaraz miała...wybuchnąć.]
OdpowiedzUsuń[Może bardziej czegoś. Chodzi mi o taką sytuację, że przywieziono do Louise zabitego...kogoś. Ona robi mu sekcję, a Jack próbuje dobrać się do prywatnych rzeczy truposza. Problem w tym, że prywatne rzeczy są w tym samym pomieszczeniu co otwarty umarlak i Louise. Hm?]
OdpowiedzUsuń[Może być to przyjaźń trudna. Szczególnie dlatego, że dla Wandy dżentelmeni to dziwna sprzeczność na szarym świecie. Bądź zauroczenie, ale jeżeli, to proponuję przesunąć to na później, może wypłynie w wątku :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się co do łatwego rozpoczęcia. Jakieś pomysły na miejsce spotkania?]
[Byłabym naprawdę wdzięczna za rozpoczęcie.]
OdpowiedzUsuńJohnathon nie specjalnie przepadał za tymi momentami, kiedy w barze znajdowało się tych dwóch cwaniaczków i zaczynało się robić nieprzyjemnie. Atmosfera miłej imprezy zdecydowanie bardziej mu odpowiadała. Słowa wypowiedziane przez kolesia siedzącego po drugiej stronie pomieszczenia w sumie powinny uspokoić nastroje Blaze’a ale nie wiedząc czemu stało się zupełnie odwrotnie. Johnny niechętnie poderwał się od baru i podszedł do dwóch mężczyzn, wojujących między sobą. Złapał ich obu za karki, a że byli pijani odsunięcie ich od siebie nie było zbyt trudne.
OdpowiedzUsuńPotem stojąc na środku baru, trzymając panów naprzeciwko siebie zrobił coś mniej lub bardziej dyskretnego.
- Macie zakończyć te kłótnie – warknął, a jego spojrzenie celowo rozjaśniło się od eterycznych płomyków, które się w nich pojawiły. Zupełnie jakby jego gniew przemawiał wzrokiem, pijacy natychmiast zaprzestali dyskutowania. Ich spojrzenia były wystraszone, a gdy Blaze ich puścił obaj wyszli z baru w szybkim tempie. On za to poprawił tylko cygaro ledwo trzymające się w jego ustach i przeniósł wzrok na młodego mężczyznę siedzącego w kącie z półpełnym kieliszkiem.
- Nowi nie często przychodzą w to miejsce…
Ruda, wybierając sobie pracę u zegarmistrza, nie przypuszczała, że będzie brała nadgodziny, które do tego spędzi poza zakładem. Sądziła, ze będzie siedzieć przy stole i dłubać w mechanizmach do znudzenia. Całymi dniami, wsłuchując się w tykanie zegarów, które kiedyś doprowadzi ją do szału. Siedziała tylko pół dnia, tykał tylko jeden zegar i jedyne co mogło irytować, to kukułka, która z niego wyskakiwała. Drugie pół dnia szukała miejsc do których musiała dotrzeć w ramach życzliwości wobec pana O'Riley. Zawoziła naprawione chronometry do ich zapracowanych właścicieli, odbierała zepsute... Nie narzekała, był to praktyczny sposób, by poznać miasto w którym się mieszka, nawet jeśli następnego dnia spotka się z koniecznością wyprowadzki.
OdpowiedzUsuńPrzedmiot, który miała w torebce musiał należeć do pracownika jakiejś korporacji. Stwierdziła tak po zobaczeniu wielkiego biurowca, do którego wchodziła i cenie, której wart był owy zegarek. Za tani dla dyrektora i karteczka z adresem i wskazówkami nie mówiła o ostatnim piętrze. A przecież to tam znajdowały się biura szefów. Szacowała, że klient nie jest też na jakimś banalnym stanowisku, w końcu musiała udać się i tak dosyć wysoko. Główny powód dla którego korzystała z windy. No i jeszcze buty na obcasie.
Drzwi windy już miały się zasunąć, gdy ktoś wbiegł, pozbawiając dziewczynę samotności. Rzuciła na mężczyznę krótkie spojrzenie, które pozwalało ocenić powierzchownie, czy nie ma doczynienia z kimś, kto przypadkiem nie miałby ochoty ją złapać i wywieźć do Rosji. Tak, miała lekką paranoję, ale kto by nie miał?
Nie przejechali nawet pięciu pięter, jak winda stanęła gwałtownie i równie gwałtownie poleciała trochę na dół, stanęła, trochę posgrzytała i dała jasno do zrozumienia, że teraz może tylko spadać. Nie omieszkała również wytrącić z równowagi swoich pasażerów, kompletnie nie przejmując się, że jeden z nich to kobieta na obcasach.
Ana znalazła się najpierw na podłodze, a potem zaraz w kącie, uspakajając oddech. Nie krzyczała panicznie, ale mięsień zwany sercem bił jak szalony. Pierwsze co przeszło jej przez myśl, to wizja uderzenia windy i podłoże, a potem zniknęło i pozostawiło tylko przerażenie. Zajcew przywykła, zaraz jej przejdzie. Mężczyzną się na razie nie przejmowała.
[Mi odpowiada! Biorę się za zaczęcie. Oby dobrze wyszło.]
OdpowiedzUsuń"Co? Nie, wybacz, nie mogę dzisiaj idę do..." albo "Dlaczego ja, a nie on/ona?" - tak reagował każdy Mściciel na zaproszenia na różne imprezy. Wanda to rozumiała. Nie byli przecież celebrytami, tylko projektem rządowym. No, może prócz Tony'ego, który to wyjątkowo dobrze się wymigał - "Nie mogę, mam... spotkanie. Idź sama, pokażesz nogi, będziesz nas godnie reprezentowała. Pogadaj trochę, a może przez następne dwadzieścia lat na świecie nie będzie wojen, to byłoby genialne, wierzę w ciebie". Pech chciał, że to akurat wiedźma musiała odebrać rano pocztę. Zawsze na kogoś trafiało.
Mogłaby, owszem, po prostu odmówić, jednak ta akcja dotyczyła czegoś, na czym jej zależało.
Fundacja Jedności Wśród Podziałów wspomagała uchodźców z krajów bałkańskich takich jak Latveria, ogarniętych niebezpieczeństwem konfliktów zbrojnych. Wanda, która już niejednokrotnie miała do czynienia z dyktatorstwem, wybrała się więc na bal charytatywny bez zbędnego narzekania. Sama pochodziła z Bałkanów, przez dwa lata mieszkała w Albanii. Wiedziała jak trudna jest tam sytuacja.
Z tym, że już żałowała. Impreza była tak nudna, że wiedźma zaczynała liczyć sekundy, żeby czymś się zająć. Pokazała nogi, przy sukni z rozcięciem na boku. Przekazała kilka oświadczeń typu "Jako mścicielka otwarcie sprzeciwiam się... Wspieram... Nieznaczna suma, jaką przekazałam...". Oczywiście, mówiła za siebie, nie za drużynę. Jeszcze czego.
Teraz odeszła na bok, nie mając ochoty na żadną nudną pogawędkę z nieopodal stojącym senatorem Kellym i jego znajomą, słynną aktorką, napompowaną silikonem. Stanęła przy stole i zaczęła leniwie popijać poncz.
Wtedy właśnie dostrzegła, obok kogo stoi.
- Zrywamy się? - zapytała dyskretnie i stanowczo, jakby to było pytanie retoryczne.
Nie zawracała sobie głowy powitaniem - nie zamierzała wcale, ale to wcale spędzać całego wieczoru tutaj, kiedy już odwaliła swoją robotę. Nikt z resztą nie zwracał na nią już uwagi.
Zamknęła oczy i zagryzła dolną wargę. Spokój był podstawą przeżycia, przynajmniej w tej chwili. Jednym muśnięciem mogła pogorszyć sytuację, a tego bardzo nie chciała. Jakoś nie uśmiechała jej się śmierć czy pobyty w szpitalach.
OdpowiedzUsuńSłysząc pytanie, odruchowo otworzyła oczy, kierując wzrok na panel, gdzie było napisane ile dźwig jest w stanie unieść i po chwili mając przybliżoną odpowiedź.
- Ponad dwie tony. Taki materiał, wymagana wypadkowa, która zgadzałaby się z informacją przy panelu i model typowy dla takich miejsc. - Powiedziała, jakby czytała coś z książki. Gdy się denerwowała, gadała od rzeczy. Wyskakiwała z różnymi teoriami czy obliczeniami, które akurat jakoś się miały do zaistniałych sytuacji.
Podniosła się, przechodząc ostrożnie na drugą stronę, by przycisnąć guziczek z dzwonkiem, tak na wszelki wypadek. Znała prawdopodobieństwo tego, że to zadziała, ale nigdy nie zaszkodzi.I prędzej czy później ktoś się chyba zorientuje, że winda nie działa.
- Chyba się zaklinowała. - Mruknęła, oceniając sytuacje i widząc alternatywny przebieg wydarzenia. Mogła być tutaj sama i wtedy jakoś by sobie poradziła. Straciłaby trochę energii, ale to wszystko. Teraz jednak nie chciała ryzykować, nie wiedziała z kim ma do czynienia.
Ach, no proszę została dokładnie rozpoznana. Myślała już, że grzecznie się zapyta, kim jest, bo w końcu czerwona wiedźma w czarnej sukience to dość dziwny ewenement. Chociaż, w przypadku Jacka nie spodziewała się niczego innego.
OdpowiedzUsuńDopiła spokojnie do końca poncz i postawiła szklankę na stole. Ostatnimi dniami zauważyła u siebie dziwnie zwiększoną siłę. Miała jednak szczęście, gdyż szkło nie popękało, a stół się nie zatrząsł.
- Przy całym szacunku dla moich Bałkańskich braci, Romów - odrzekła znużona. - Tak, to właśnie mam na myśli.
Pochyliła się przy tym wolno, uważając, by nie zwrócić na siebie zbytniej uwagi i zdjęła ze stóp szpilki. Miała do nich sentyment, były w jej ulubionym kolorze, ale można było usłyszeć je na kilometr.
Gdy już stanęła w pionie z butami w jednej ręce, rozejrzała się wokół, w poszukiwaniu bocznego wyjścia. Drzwi były naprzeciw stołu, nie było przy nich wielu ludzi. Ostatecznie mogliby się wymigać, że idą zapalić na świeże powietrze, by nie zanieczyszczać atmosfery.
- Droga czysta - stwierdziła spokojnie. - Idziemy?
Nie przejmowała się zbytnio płaszczem w szatni. Noc była chłodna, jednak przyjemnie otrzeźwiała umysł. Jutro go odbierze, portfel i kartę dostępu Avengers miała przy sobie. Telefon był niepotrzebny, w końcu wzięła urlop i nikt się nie przejmował, kiedy wychodziła z Mansion.
Dokumenty był czymś, co zarejestrowała, ale nie zwróciła uwagi. Nie obchodziło ją to i tym bardziej nie podejrzewała, że są to papiery powiązane z jakąś tajną organizacją. Miała swoje problemy na głowie, które tutaj nie sięgały. Powstawały tylko nowe.
OdpowiedzUsuń- Przypuszczam, że trochę to zajmie, za nim nas wyciągną... - Westchnęła ciężko i usiadła z powrotem na ziemi. Drogą dedukcji doszła do wniosku, że ma teraz kontakt z mutantem. Zauważyła już dawno, że w Nowym Jorku nie kryli się oni tak jak w Eurazji, a wypowiedziane słowa nakierowały ją na ten tor. Ale nie chciała pytać, wolała to puścić mimo uszy. Pytania rodziły inne pytania i tak dalej, a że Ana wolała się póki co nie ujawniać i nie pokazywać swoich możliwości, tym samym skazując ich na bezczynne siedzenie, to zignorowała wzmiankę o podnoszeniu.
- Pan tu pracuje czy w jakiejś innej sprawie? - Spytała, woląc podjąć byle jaką rozmowę niż zadręczać się błogą ciszą.
[Daniel wzorowany na pewnej filmowej postaci, więc może się jakoś kojarzyć. Dziękuję za miłe powitanie. :)]
OdpowiedzUsuń[Mam chęć, mam, wszak po to do bloga dołączyłam, by wątki pisać. :D]
OdpowiedzUsuń[Może Jack wyratuje Daniela z opresji? Napadną Milkiego w jakieś ponurej alejce i on sam nie odważy się użyć swej mocy w obronie własnej, bo nie jest w stanie się dobrze kontrolować. Hm, nie wiem, chyba trochę to naciągane. ._.]
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się kącikami ust, dostrzegając pewną niepewność co do doboru słów. Wyjątkowo czuła się pewnie. Nie była tutaj w niczym innym jak w sprawie służbowej, bardzo wysokiej wagi. Przecież bez zegarka to jak bez ręki, więc trzeba go ładnie dostarczyć.
OdpowiedzUsuń- Też jakby w interesach... - Wzruszyła ramionami, odpowiadając nieco tajemniczo i zdawkowo. - Odnoszę zegarek z serwisu. - Dodała jednak po chwili, wyobrażając sobie jak banalnie i głupio musi to brzmieć. Nie mogła nic na to poradzić, trudno. Praca u zegarmistrza była na tyle spokojna i ciekawa, że mogła od czasu do czasu się poświęcić i mówić głupie, banalne rzeczy. No i szef był przyjemną osobą. Starszy pan z przyjaznym wyrazem twarzy, o nic nie pytał, a jeśli już to tylko o samopoczucie. Miłośnik spokoju i za to go wielbiła.
- Ana. - Przedstawiła się imieniem, nie przyzwyczajona do zwrotu "pani". Zdążyła się upewnić, że nie była jedyną Aną na świecie, więc bez problemów mogła tego imienia używać.
[Miło mi, że Wdowa jest jako tako lubiana. Cóż, myślę, że oczywistą rzeczą jest powiązanie ich poprzez SHIELD. Wiemy, jak Black Jack pracuje z Tarczą, ale pracuje i to można wykorzystać. Jedynie to mam... O, ewentualnie jeszcze pomysł, żeby Wdowa starała się na jakiejś kolacji wyciągnąć coś z Jacka.]
OdpowiedzUsuń[Tak będzie okej. :) Jeśli ja mam zacząć, to niestety dopiero jutro. Wygnano mnie już od kompa, a z telefonu nie wyklikam wiele. :/ Jednakże jeśli Ty masz siłę, by zacząć, to śmiało. ^^]
OdpowiedzUsuń[W takim razie mamy już jakąś podstawę. A co powiesz właśnie na tę rozmowę, na pozór dwójki ludzi na kolacji czy jakimś bankiecie, kompletnie niby nie związana z pracą, a jednak Natasha jakoś nie może zaufać do końca swojemu rozmówcy? To tylko taka luźna propozycja, dziwny wymysł i tak dalej. Zawsze można zmienić.]
OdpowiedzUsuń[Byłabym wdzięczna, jeśli możesz zacząć, ale spokojnie mogę tez coś naskrobać jutro.]
OdpowiedzUsuń[Na razie jeszcze nie odpiszę póki co, ale za to mam pytanie. Tworzymy tego bloga? :) Trzeba by tylko pomyśleć o szablonie, bo zakładki potrafię robić w tempie ekspresowym]
OdpowiedzUsuń[*nie odpiszę, bo jestem na komórce ;)]
Usuń[Całe uniwersum, z tym, że Liga zawsze będze największą organizacją. Musimy mieć punkt zaczepienia ;) Justice League Unlimited - kiedyś była kreskówka ;) Trzeba wypłoszyć Batmana jakoś z Gotham, więc tak będzie najlepiej... Przynajmniej tak sądzę]
OdpowiedzUsuń[ Byłoby najłatwiej. Gdzieś w tle siedziba Ligi i jedziemy :)]
OdpowiedzUsuń[Właśnie się zajmuję, niech żyje laptop. Robię właśnie fabułę... Potem regulamin, reszta pójdzie jak z płatka]
OdpowiedzUsuń[Proponuję zrobić wszystko twardo na kreskówce, z tym, że siedziba Ligi znajdowałaby się w Hell's Kitchen w Nowym Jorku. Inaczej byłyby trudności z kreowaniem postaci, bo DC lubi mieszać bardziej niż Marvel. Załamałam się, gdy przeczytałam wszystko o Sokolicy]
OdpowiedzUsuńChłodne wieczory najlepiej spędzać w domu w towarzystwie bliskich albo z dobrą książką czy filmem. Nie powinno się pchać w miejsca słynące z różnorakich, zwykle nieprzyjemnych opowieści. Trzeba mieć swój rozum i go przede wszystkim używać. Cóż, być może tego dnia Daniel zapomniał zapakować do kieszeni rozsądek...
OdpowiedzUsuńWracał z pracy i poszedł trochę inną drogą. Skrótem w zasadzie, by jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu. Był to błąd, który mógł go sporo kosztować.
W jednej z tych szemranych alejek przyczepiło się do niego dwóch rosłych mężczyzn. Na pierwszy rzut oka widać było, że coś brali czy pili. Posypały się wulgarne i prowokujące komentarze. Milky tylko szedł przed siebie, by jak najprędzej znaleźć się bardziej oświetlonym i zatłoczonym miejscu. Chyba po raz pierwszy tak mocno pragnął jakiegoś towarzystwa.
Popchnięto go silnie. Wylądował na brudnej ścianie jakiegoś budynku. Nie zdążył się osłonić przed kilkunastoma ciosami i już po chwili zwijał się z bólu. Zagryzł wargi, czując jak napełnia go nieokiełznana złość, paląca i szukająca ujścia. Nie mógł dopuścić do aktywowania się jego mocy. Nie mógł tych ludzi tak po porostu zabić.
Pociągnęli go za sobą jak szmacianą lalkę gdzieś między obdrapane bloki. Ledwie trzymając się na nogach, krwawiąc z rozciętego łuku brwiowego, Daniel starał się odnaleźć wzrokiem kogokolwiek, kto mógłby mu pomóc. Natrafił na jakichś typów grających w karty. Wątpliwe by któryś z nich rwał się do potyczki z tymi bandziorami...
"Jack" brzmiało pospolicie, może nie tak jak "John", ale wystarczyło, by ruda nie zastanawiała się nad tym czy to imię prawdziwe czy nie. Mogło być i takie i takie, za dużo możliwości i rozwiązań by teraz do tego dochodzić. Nawet nie miała ochoty, przypuszczając, że ta znajomość urwie się wraz wydostaniem z windy.
OdpowiedzUsuń- Ah, sentymenty... - Pokiwała głową, jakby ze zrozumieniem. - Możesz mi go dać i za kilka dni przyjść po odbiór. - Rzuciła mimochodem. Pan O'Riley co prawda nie cierpiał na brak klientów i chyba głównie dlatego ją zatrudnił, bo sam się nie wyrabiał, ale jeden zegarek w tą czy w tamtą nie robiłby różnicy.
- Takie trafiają najczęściej i w sumie nie ma się co dziwić. Mają coś czego nie ma roczny Rolex, który po zepsuciu czy choćby wyładowanej baterii jest zastąpiony innym. - Powiedziała z lekkim, ale nieco gorzkim rozbawieniem. Miała krytyczny stosunek do takich zachowań, za dużo straciła, by móc takie coś tolerować. Nawet jeśli chodziło o głupi zegarek.
- Ale ten też nie jest, z drugiej strony, byle jaki. - Skomentowała, gdy pochyliła się lekko w stronę mężczyzny. Trochę się już ich naoglądała i może nie była specem pod względem marek, ale na jakości się znała.
[40332650 - moje gg, zapraszam ;) Jestem aktualnie na nie przeszkadzać/niewidocznym.]
OdpowiedzUsuńNa pozór Tarcza działa dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, bez uszczerbek, cały czas na posterunku. Może i tak było, bo zdawało się, że Nick w ogóle nie zasypia i nie zamyka oka, wiecznie czuwającego nad całym bezpieczeństwem i agentami, którzy zdawali się w kółko wymieniać dyżurami.
OdpowiedzUsuńNa pozór. S.H.I.E.L.D. działało sprawnie, ale każdemu przydawała się chwila ulgi, podczas której można trochę sobie świętować. Akurat stypa po pogrzebie jednego ze straconych agentów była słabą okazją do cieszenia się, ale niektórzy wykorzystywali moment, żeby kulturalnie upić się drogim szampanem.
Nie znała tego agentka, nazwisko parokrotnie tego dnia wylatywało jej z głowy, przywracanego dopiero wtedy, gdy ktoś raczył wspomnieć go prawie ze łzami w oczach. Szkoda jej było człowieka, bo podobno był jednym z lepszych.
Kiedy emocje opadły i stypa przerodziła się w bankiet, Czarna Wdowa w czarnej jak noc sukience podeszła do baru, za którym siedziała już grupa osób. Poprosiła o kieliszek szampana, a kiedy prawie automatycznie podsunięto jej zamówienie, uniosła go delikatnie do przystojnego mężczyzny siedzącego bezpośrednio obok, delikatnie mrugając, po czym zamoczyła usta w trunku.
Wanda zaśmiała się, wdychając świeże powietrze. Ostatnio nawet uśmiech był u niej rzadkością. Teraz poczuła niewysłowioną ulgę. Taka ilość nudów potrafiła zwalić człowieka z nóg. Od razu dostrzegła fontannę i boso poszła w jej stronę.
OdpowiedzUsuńUsiadła na krawędzi i ubrała buty.
Rozejrzała się dookoła, rozważając wszystkie opcje.
- Podobno to miasto nie śpi - rzekła. - Mi to odpowiada, cierpię na bezsenność.
Wzrokiem przejechała po okolicznych budynkach. Sklep spożywczy, wypożyczalnia płyt - zapewne pirackich, podejrzane kasyno, burdel, basen i hale sportowe.
- Gdzie teraz? - zapytała z uśmiechem.
Spojrzał na niego przekręcając zabawnie głowę na bok. Miał dziwne wrażenie, że ten typ nie jest zwykłym nowym bywalcem.
OdpowiedzUsuń- Rzeczywiście masz zamiar się tutaj wtłoczyć ? – rozejrzał się dookoła. Bar nie przyciągał nowych ludzi, raczej stali bywalcy przychodzili tutaj. Alkohol był tani i nigdy nie było tu przesadnych tłumów, a sytuacje podobnych to tego co się stało wcześniej zdarzały się, ale łatwo dało się je rozwiązać. Krótko mówiąc, był dość nieatrakcyjny. Zwłaszcza nie dla przeciętnych nowojorczyków, którzy przeważnie wybierali bankiety, klimatyczne knajpki. Zdecydowanie nie bary takie jak te.
- Jill ! – Johnny krzyknął do barmana dolewającego mu whisky do szkła stojącego przy barze – Daj mu piwa, wódka mu chyba nie wchodzi – stwierdził nieco rozbawiony.
[ znam ból obowiązków niestety ;< ]
OdpowiedzUsuńZachowywała dystans do wszystkich ludzi, z jakimi rozmawiała, zwłaszcza z osobami, które niegdyś były z nią dość dobrych kontaktach. Uważaj na wrogów, ale szczególną uwagą otaczaj starych przyjaciół. Znają oni Ciebie zbyt dobrze, a informacje mogą wykorzystać przeciwko Tobie, w każdym momencie Twojego rozkojarzenia. Może dlatego dosyć nieufnie przyglądała się Jackowi, każdemu jego gestowi, każdej zmianie na twarzy czy błysku w oczach.
-Sherry, która mam nadzieję będzie lepsza niż ta w moim skromnym barku. Właściwie to nie wiem jakie licho mnie tutaj przywiodło i dziwię się, że przyszłam tu prawie dobrowolnie, a nie trzeba było mnie ciągnąc za kłaki - rzuciła całkowicie beztrosko, starając się wyglądać na rozluźnioną, co dalekie było od prawdy. Była sztywna na co dzień, od kiedy opuściła szeregi X-Menów, a w momencie spotykania starych znajomych wszystkie jej mięśnie niebezpiecznie się napinały, gotowe do szybkiej reakcji w przypadku chęci ucieczki.
Co jak co, ale ona we wszelkich ucieczkach była mistrzynią...
- Możemy pojechać na basen, jeżeli nie jest zamknięty... albo nad staw w Central Park - zaproponowała Wanda z błyskiem w oku. - Mam w końcu urlop, no nie? Muszę choć raz się wyszumieć.
OdpowiedzUsuńW jej głowie jawił się odrobinę ryzykowny pomysł, który od razu wcieliła w życie.
- Albo po prostu popływasz - dodała po chwili.
Złapała Jack'a za ramię i popchnęła, wkładając w to tyle siły, by znalazł się w fontannie. Zaczęła się śmiać. Tak, jak za dawnych dobrych czasów przy wygłupach z Pietrem.
[póki woda się do wanny leje, a germanbook ciśnięty w kąt poleciał, z ogromną chęcią wychodzę na przeciw wątkowi! powiązanie jest mi obojętne: Ben zadłużony u Blacka, okradł Blacka, zdemolował mu może samochód albo zrzygał się na buty? zużytym kondomem w twarz rzucił? naprawdę - ma otwartość nie zna granic! :D i wielbić będę do końca świata, jeżeli uda Ci się sklecić początek *_*]
OdpowiedzUsuńPrychnęła, wypluwając trochę wody z ust i odsuwając mokre kosmyki z czoła. Upadła chyba bardziej nieszczęśliwie niż Jack, jej suknia była przemoczona.
OdpowiedzUsuń- T-ty-ty-t-t-y... - przerwała próbę wypowiedzenia słowa i zaczęła szczękać zębami, gdy poczuła niezbyt letni powiew wietrzyku.
Chyba zanosiło się na deszcz - jeszcze czego.
- C-c-cwaniak z c-ciebie - powiedziała w końcu, widząc, że jest ubrany bardziej grubo od niej.
Wyszła z fontanny i spróbowała włożyć mokre stopy w szpilki. Niestety, buty przeznaczone były bardziej do celów ozdobnych niż na warunki basenowe. Aż zaczęła tęsknić za ciepłym płaszczem w szatni. Cofnęłaby się? Nie, za żadne skarby. Jeszcze zostałaby namierzona przez tego spikera radiowego o wzroku pedofila, którego głos w tym momencie echem odbijał się od ścian budynku.
- T-teraz mam serdecznie dość jakichkolwiek z-zbiorników wo-w-wodnych - dodała po chwili, stając, mniej więcej w pionie. - Ty wybierasz miejsce docelowe.
[ Czekam i czekam.. smutam :< ]
OdpowiedzUsuńSen potrzebny był chyba każdemu człowiekowi, nawet komuś kto potrafił nie zmrużyć oka trzy dni pod rząd. Zdecydowanie źle wpływało to na stan fizyczny i psychiczny Tony'ego, ale ten uznał, że znajdzie jeszcze czas na to by odespać. Prawda była też taka, że ilekroć zamykał oczy, sen nie nadchodził. Bezsenność? A może miało to głębsze podłoże? Nękająca przed czymś obawa...?
OdpowiedzUsuńOd dłuższego czasu nie opuszczał swojego apartamentu ulokowanego na szczycie Stark Tower zastanawiając się jak rozwiązać choć jeden z problemów jakie napotkał na swojej drodze. Tabloidy oraz telewizja zaczęły zastanawiać się co stało się z Iron Manem, który nie pojawia się już na wszystkich akcjach Avengers. Nie miał zamiaru udzielać na ten temat żadnego komentarza.
Nie jeden, ani nie dwa razy był już o krok od uzyskania odpowiedzi na nurtujące go pytania. Coś zawsze musiało mu w tym jednak przeszkodzić. Szukał przyczyny, szukał sposobu, który pozwoliłby mu zapobiec powtórzeniu się takiej sytuacji. I być może, po dwóch godzinach wpatrywania się w sufit, wymyślił plan. Nic nie udawało mu się, gdy działał w pojedynkę, nie wychodziło ponieważ miał zbyt wiele myśli w swej głowie by móc porządnie skupić się na tylko jednej. I zrozumiał, że jest ktoś kto mógłby pomóc mu w uratowaniu firmy zanim ta popadnie w kompletną ruinę. Odkąd bowiem pokłócił się z Pepper nie mógł mieć w niej już żadnego oparcia, musiał szukać więc dalej.
- Masz czas po południu? Jeśli tak, to czekam, przygotuję herbatę i ciastka, poplotkujemy. – powiedział w momencie, w którym Jack Black odebrał wreszcie telefon i rozłączył się nie czekając na odpowiedź. Nie przyjmował do wiadomości odmowy, a sprawę z tego zdawała sobie chyba nawet sama królowa Anglii, która miała już nawet nieprzyjemność czegoś podobnego doświadczyć. Teraz chodziło jednak o sprawę wagi wyższej niż ta państwowa! Ba, chodziło o dziedzictwo Starków! Dla Tony'ego było to więc być, albo nie być i potrzebował pomocy. Teraz pozostawało mu jedynie czekać na gościa z nadzieją, że przyjął zaproszenie.
[Przeglądając wątki Gromowładnego zorientowałam się, że fatalny z niego kobieciarz. Z samymi babami rozmawia. Co to za facet. I piszę, bo tak mi wpadł pomysł na wątek, potrzebuję tylko Twojej zgody, lub niezgody. Tak sobie pomyślałam, że skoro Jack jest w Tarczy, to na pewno zna Thora i może niech lubi się wyśmiewać z tej całej gadki, że jest bogiem itd. Co Ty na to? Nie chcę Ci oczywiście narzucać zachowania Twojej postaci :3]
OdpowiedzUsuń[Witam pana z Tarczy! Agent do agenta ciągnie i pani Marvelka już tutaj kłoni się nisko o wątek ;)]
OdpowiedzUsuń