Mutacja
Podstawową zdolnością Tarot było
widzenie przyszłości, do pewnego stopnia również przeszłości. Trzeba też
przyznać, że na początku miała problem z opanowaniem wizji, które potrafiły
manifestować się zarówno w postaci niejasnych snów, jak i serii déjà vu na
jawie. W sensie fizycznym nic strasznego, ale psychicznie wyczerpuje, więc
przeszła kilka faz zaczynając od łapaczy snów, przez runy, a kończąc na
osławionych kartach tarota. Trudno powiedzieć, dlaczego poskutkowało to, a nie
coś innego, dla Marie-Ange najważniejsze było, że zadziałało i ją odciążyło.
Obecnie nawet nie bardzo ich potrzebuje, żeby zobaczyć przyszłość, ale też
warto zaznaczyć, że nic, co może przepowiedzieć nie jest pewne, wyłącznie
prawdopodobne. No i cóż nie lubi tego robić, każdy ma swoje widzimisie.
W pewnym
momencie pojawiła się druga, mutacyjna umiejętność, dzięki której Colbert mogła
materializować obrazy dwuwymiarowe w rzeczywiste obiekty złożone z, bliżej nieokreślonej,
energii psioniczej. Należy dodać, że wbrew pozorom nie muszą to być karty
tarota, wręcz obojętnym jest czy używa do tego właśnie ich, rysunków czy zdjęć,
jedynie musi mieć z tym kontakt.
Umiejętności
Skończyła neurobiologię na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku i oficjalnie pracuje w niezależnym ośrodku badawczym, który w rzeczywistości podlega Tarczy.
Zna postawy walki wręcz, praktycznie woli nie znać się na broni palnej, ale niezwykle dobrze opanowała szermierkę oraz posługiwanie się ofensywne kosą.
Historia
Można by zacząć od czternastego
stycznia roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego piątego, czyli samego
początku, jednak nie ma to większego sensu, bo do opuszczenia Lyonu Marie-Ange
większych dramatów, niż inni nie doświadczyła. Doznania dzieciństwa,
dorastania, manifestacji zdolności przeszła całkowicie suchą stopą, głownie
dlatego, że mutacja rozwijała się stopniowo i spokojnie. Dopiero, kiedy
wyjechała na studia, a ubzdurała sobie Stany Zjednoczone (a dokładniej Nowy
Jork), zaczęły się schody. Wówczas problemy z kontrolą mocy wiązała z
przeprowadzką do metropolii, a błyskawiczne i nagłe pojawienie niezwykle
pomocnych, nowych znajomych uznała za dar od losu. Na usprawiedliwienie należy
dodać, że dziewiętnastoletnie nerdowskie dziewczynki są raczej jeszcze dość
naiwne – szczęśliwie z wiekiem to przechodzi.
W Akademii Massachusetts spędziła
przeszło kolejne cztery lata, które wypełniały jej nauka, treningi i takie tam
potyczki z mutantami spod znaku X, prawie norma. Jednak ostatni rok spędziła
bardziej obok szkoły Emmy Frost, ponieważ w momencie gdy ktoś wmanewrowuje
ciebie w bagno, o którego istnienia nie ma się pojęcia, najlepszym (najlepszym
według Colbert, bo zachowawczość zawsze jej dobrze wychodziła) rozwiązaniem
jest dystans. Rozważała nawet przejście pod skrzydła profesora Xaviera, jednak
przeszkodziło jej w tym wydarzenie obrazowo nazwane masakrą Hellfire Clubu.
Choć Trevorowi Fitzroyowi przede wszystkim chodziło o White Queen, to wszystko
skończyło się tragicznie głownie dla Hellions i tylko dziwnym zrządzeniem losu
Tarot udało się przeżyć, co prawda ledwo, ale wystarczająco, aby X-meni
cierpiący na syndrom przygarniania każdego nieszczęśnika, zdążyli ją uratować.
Przebudzenie się po trzech tygodniach śpiączki w podziemiach Instytutu nie
należało do najprzyjemniejszych, ale lepsze takie, niż żadne. Po przejściu
długiego procesu rekonwalescencji okazało się, że Marie-Ange raczej nie pasuje
do X-menów, a i oni też nie bardzo byli skłonni widzieć w swoich szeregach osoby
o niepewnych zdolnościach, przeszłości i nastawieniu. Opuściła Szkołę Xaviera
bez większego żalu. Jak wiadomo nie ma tego złego, co by bokiem nie wyszło,
więc jakoś tak szybko została zwerbowana przez agentów Tarczy. W końcu, dlaczego
nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz