1.04.2012

Raining Blood

(!) Przekleństwo w dopisku, wrażliwi niech nie czytają.

Akcja pod patronatem Stanleya Liebera: RUSZAMY Z ODPISYWANIEM, KOCHANI. Ci, którym nadal zależy na Marvel Universe mają zagwarantowany wątek z Tony'm (o ile już go nie prowadzą), który chętnie zacznę. Wystarczy się zgłosić. Nie możemy pozwolić blogowi upaść, prawda? Dlatego wraz z autorką Wdowy przygotowałyśmy małe opowiadanie coby bloga rozruszać. Możecie prócz komentowania naszych wypocin, ewentualnie zasugerować co chcielibyście zmienić, zorganizować na blogu. Wszelkie uwagi mile widziane. Ah, no i niektórzy mogą się zastanawiać - skąd ten tytuł? Bo Slayer, kurwa!


***

  Na niebie, które przybrało różowo-pomarańczowy kolor, zawisło już słońce oślepiające od samego rana swą jasnością. Jego promienie wpadały przez zasłony do pokoju, który był dziś cichy i spokojny, choć jeszcze wczorajszego wieczora wypełniała go muzyka, śmiech i różne inne tajemnicze odgłosy, które teraz już stały się tylko wspomnieniami przeszłości. To samo światło spływało po szarej kołdrze, którą okryty był dryblując na granicy między jawą, a snem Tony Stark. Wystarczył jeden krótki ruch i dźwięk, by machinalnie wyciągnął rękę przed siebie. Opuszki jego palców nie zarejestrowały faktury innej, dobrze znanej mu skóry. Zmuszony był więc otworzyć oczy, by zaspanym wzrokiem odprowadzić kobiecą sylwetkę do drzwi, za którymi zniknęła. 
    Zapinając w przelocie zamek sukienki i podnosząc porozrzucane po pomieszczeniu buty, była pewna, że Tony jeszcze śpi, zmęczony wrażeniami poprzedniej nocy. Co prawda usłyszała zgrzytanie przemęczonego materaca, kiedy jego ciało przewróciło się na bok i zarejestrowała zmianę w jego oddechu, ale nie zamierzała się zatrzymywać. Bez słowa zamknęła za sobą drzwi, chcąc wydostać się z jego apartamentu jak najszybciej. Natasha Romanoff miała dziwne przeczucie, że im prędzej opuści to miejsce, tym lepiej dla niej. 
   Tony odczekał kilka minut, podczas których bezcelowo wpatrywał się w sufit, by następnie podnieść się i przeczesać palcami ciemne włosy. Ostatnio coraz częściej zdarzało mu się łamać wyznawaną od wieków zasadę – nie wstawać przed południem. Jeśli zegarek nie wskazywał jeszcze dwunastej lepiej było nie zbliżać się do Tony'ego Starka bez kija lub karabinu wyborowego. Można było też w ewentualności zdać się na swoje umiejętności sztuk walki (czego najwyraźniej świadoma była Natasha decydując się na pozostanie w salonie). Stark obrzucił ją nieco zdziwionym spojrzeniem i nie mówiąc niczego, chwycił kubek z kawą. Jarvis, przyzwyczajony już do porannych humorów swojego twórcy, parzył ją codziennie.
- Dlaczego bez mleka? - zapytał Tony upijając łyk i krzywiąc się. - Chcesz żebym cię rozmontował? 
Ze wstrętem odstawił kubek na blat dopiero po chwili uświadamiając sobie, że Natasha oraz komputer żywo o czymś dyskutują, całkiem skutecznie go ignorując. Wpatrzony w holograficzną mapę jednej z dzielnic Nowego Jorku, uniósł brew ku górze w geście zaciekawienia.
- Myślę, że dziś wypije pan kawę na Brooklynie – wtrącił Jarvis. 
   Ten moment był idealny na błyskotliwą uwagę Starka, która i tak zakończyłaby się wymownym pytaniem, o co tak naprawdę chodzi. Natasha nie czekała na jego reakcję i odwracając się prawie automatycznie, odstawiła kubek zrobionej własnoręcznie kawy. Tony zapewne nie miał nic przeciwko skorzystania z jego ulubionego kubka, a nawet jeśli tak, jego pancerz był i tak za daleko, a ona zaś była już dosyć rozciągnięta. 
- Mamy mały problem z nim – czerpiąc wyraźną przyjemność z używania technologii Tony’ego, zbliżyła obraz wielkiego mięśniaka ubranego w bordową pelerynę, z zarzuconym kapturem na głowie. – Twierdzi, że nazywa się Devil-Slayer… Nie znamy jeszcze jego prawdziwego nazwiska, ale ewidentnie nie ma pokojowych zamiarów… 
   To było widać na pierwszy rzut oka. Wojsko, które otaczało zakapturzonego osobnika, nie miało szans w starciu z dziwakiem, który teleportował się i miotał wszystkimi jednym ruchem ręki, jakby ważyli zaledwie tyle co nic. 
- Nie wiemy, czy to mutant. Równie dobrze, może być przybyszem z innej planety. Nie takie cuda widywaliśmy – podsumowała, dopijając kawę. Miała dobre przeczucie, żeby wymknąć się, zanim Jarvis oznajmi jej, że Brooklyn właśnie przeżywa apokalipsę.
– Wiemy za to, czego chce, sir. A dokładniej kogo: Hulka. To jakiś łowca potworów, przynajmniej tak się sam określił. Będzie potrzebna państwa interwencja, jeśli dobrze wnioskuję z próbującego się z panem połączyć Nicolasem Furym, sir.  
Błądząc wzrokiem między ekranem, a drzwiami, zaklął pod nosem. Nie zdąży uciec, za mało czasu.
- Tu poczta głosowa Tony'ego, zostaw krótką wiadomość po sygnale, a może później oddzwonię jeśli zainteresuje mnie to co masz do powiedzenia – odezwał się Tony w momencie, w którym Jarivs wyświetlił twarz Nicka na monitorze.
- Stark, ja cię widzę i... Agentko Romanoff, ciebie o dziwo też tam widzę – zaczął, obrzucając ich czujnym spojrzeniem. Przez chwilę nie mówił niczego tak jakby ten widok odebrał mu mowę, po chwili jednak westchnął wznawiając swój monolog. - Jak już wiecie Eric Payne pod pseudonimem Devil-Slayer, atakuje Brooklyn. Jego celem jest Bruce, który na całe szczęście jest z nami. Załatwcie to szybko, zanim Banner dowie się o wszystkim, a Hulk zacznie interweniować. - zakończył Fury, a ekran ponownie zamigotał na niebiesko, ukazując atakowaną dzielnicę. 
   Nie chciała wykazywać się brakiem wyczucia powagi sytuacji, ale z drugiej strony przebywanie tyle czasu ze Starkiem, ubranym teraz zaledwie w zalążek piżamy, uczy nowego podejścia do życia. Dlatego słodko uśmiechnęła się do Nicka, którego na pewno dosyć mocno zdziwił widok bosej Natashy w źle zapiętej sukience. Nie skomentował jednak nijak niedwuznacznego widoku o tej porze, więc mogła odetchnąć w duchu z ulgą i ponownie zająć się sprawą Devil-Slayera.
- Oczywiście Bruce jest najlepiej poinformowany – rzuciła wymownie. Nie podobał jej się fakt, że okłamywali Bannera, który w każdym momencie mógł domyśleć się, co się święci i stracić panowanie nad Zielonym, ponownie rozwalając pół Nowego Jorku w dzikim szale. Spojrzała na Tony’ego zachęcająco– Podaj mi z łaski swojej torbę, powinnam mieć tam kombinezon…  
   Tony niechętnie wyciągnął rękę z torbą w stronę Natashy, samemu podchodząc do szafki, z której wyciągnął dwie elektromagnetyczne opaski. Mark VII mimo tego, że jest jeszcze w fazie testowej, będzie idealny na tę misję. Stark miał bowiem paskudne podejrzenie, że walka z Devil-Slayerem nie pójdzie tak łatwo jak można by się spodziewać. Samo owinięcie wariata w kaftan zapewne nie wystarczy.
- Podwieźć cię, czy pobiegniesz? - zapytał z uśmiechem, gdy wyszedł na taras, a maska zakryła już jego twarz. Brooklyn był na drugim końcu miasta, i szczerze powiedziawszy prócz mostu, Stark nie dostrzegł tam póki co niczego ciekawego. Dlaczego więc Eric wybrał sobie akurat tę lokację? 
- Myślisz, że to może być pułapka? Nie wiem czy Payne będzie na tyle głupi myśląc, że zjawimy się z Hulkiem, ale... chociaż samo to, że atakuje Nowy Jork jest przejawem idiotyzmu – zaczął i zamilknął zastanawiając się nad czymś. 
   Nie usłyszał odpowiedzi od razu. Oczywistym było, że Natasha skorzysta z podwózki, jaką zaproponował jej wyrozumiale Tony. Upewniła się, że wszystko jest na swoim miejscu, zaczesując odruchowo kosmyk rudych włosów za ucho i złapała się go mocno, gotowa do startu. 
- Zobaczymy, co nam zafunduje. Sprężajmy się, Stark – zwróciła się do niego tak, jakby kompletnie nic prócz zawodowych relacji ich nie łączyło. 
  Brooklyn wyglądał jeszcze gorzej niż zazwyczaj. Tony rozejrzał się dookoła, szacując straty i odstawił Natashę na ziemię. W pobliżu nie było żadnych mieszkańców, wszyscy uciekli, a nieliczni, który zostali, prawdopodobnie zginęli. Mogli przybyć wcześniej, wtedy podobna sytuacji nie miałaby miejsca. Stark zaklął pod nosem, dając upust emocjom i pokręcił głową. Zdziwiła go przy tym panująca dookoła cisza, prócz ich kroków nie było słychać żadnego dźwięku. A przynajmniej do czasu kiedy szyba jednego z budynków nie wypadła z hukiem omal nie raniąc Natashy.
- No, to zabawa się zaczyna – powiedział Tony wznosząc się na wysokość piętra, z którego wyleciały odłamki szkła. W środku nie dostrzegł jednak niczego podejrzanego. Budynek wyglądał na opuszczony, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Nie stali jednak tak bezczynnie zbyt długo. 
  Przed ich oczami pojawiła się mieszanka antyterrorystów i żołnierzy. Nie mieli oni najwyraźniej pokojowych zamiarów, o dziwo, gdy wycelowali bronią prosto w dwójkę Mścicieli, bez żadnego ostrzeżenia rozpoczynając bezsensowne wyładowywanie amunicji. 
  Czarna Wdowa przeskoczyła zwinnie ponad maską opuszczonego samochodu, jednego z wielu stojących w niedawnym korku, których właściciele stwierdzili, że szybciej ocalą swoje tyłki uciekając na nogach. 
- Kontroluje umysły – wrzasnęła, przeciskając się tak, by nic ją nie trafiło. Póki nie mają bazooki, mogłaby nawet bezpiecznie przeczekać tutaj całą zabawę, dając wolną rękę Starkowi. Ten, chroniony przez zbroję, dwoił się i troił, ale mundurowych przybywało, a czas  naglił. – Leć, ja się rozerwę. 
  Nie czekając na żadną odpowiedź ze strony Starka, która i tak zostałaby zagłuszona przez strzały, zaczęła nerwowo grzebać za pasem. Kiedy kula przeleciała jej nad ramieniem, przebijając zardzewiały fragment starego auta, złapała za pierwszy lepszy ładunek i cisnęła nim w tył. Jak mogła wnioskować po serii krótkich wybuchów, trafiła akurat na jakieś mini bomby. Nie do końca zadowolona ze swojego wyboru, przeskoczyła w szaleńczym tempie samochody, wpadając w sam środek grupy mundurowych. 
- Leć! – powtórzyła głośniej, nie zdając sobie sprawy, że Stark już pomknął dalej. Będą musieli się rozdzielić na jakiś czas. Powalając póki co bez użycia broni siódmego z kolei dryblasa, zerknęła za siebie. Poczuła się jakoś dziwnie, kiedy została sama w tej walce. Którą, nota bene, wygrywała w pojedynkę. 
  Iron Man zaglądał przez okna opuszczonego budynku, nie znajdując wewnątrz jednak niczego podejrzanego. Dopiero unoszący się w powietrzu kurz dał mu do myślenia, że ktoś musiał przed chwilą tutaj być. Świeże ślady palców na jednej z biurowych szafek również na to wskazywały.
- Nie mógł uciec daleko, sir. Jednak nie wyczuwam żadnego człowieka znajdującego się w tej kamienicy – powiedział Jarvis, a Tony chyba pierwszy raz w życiu usłyszał nutkę wahania w głosie swojego komputerowego przyjaciela. - W powietrzu wykryłem jednak jakąś podejrzaną materię. Coś magicznego.
- Magia to bzdury, J. A teraz powiedz mi, czy kobieta w bikini, która stoi przede mną, jest prawdziwa? - Tony nie zdążył otrzymać odpowiedzi, albowiem obraz po chwili rozpłynął się. Stark gwałtownie odwrócił się i dostrzegł przed sobą mężczyznę w fioletowo-czerwonym stroju, który uśmiechał się czarująco niczym Machiavelli. Nim Tony zdążył podnieść rękę, tamten już zniknął, machając do niego z okna sąsiedniego budynku.
   Nieco zdezorientowany ruszył za nim, choć gdy znalazł się dosłownie o krok od przestępcy, ten znikał ponownie. Mocno zirytowany Iron Man odpuścił sobie tę dziecinną zabawę i powrócił do swej towarzyszki, by móc podzielić się z nią swymi spostrzeżeniami. Ciężko było mówić i jednocześnie walczyć, starając się nie robić nikomu krzywdy, aczkolwiek nie było to niemożliwe.
- Musisz mi pomóc. Eric rzeczywiście potrafi się teleportować, choć moim zdaniem nie jest to zasługa genu X. On ma jakieś urządzenie, które mu w tym pomaga... Trzeba tylko odkryć, gdzie on je trzyma.
   Zerknęła na niego przez ramię, uderzając z kolana w brzuch ostatniego mężczyznę który zgiął się w pół. Łokieć Wdowy celnie trafił w jego kark, przy czym żołnierz zwalił się na ziemię z hukiem. Zaczesała ów niesforny kosmyk włosów, który w szale walki znalazł się na nieswoim miejscu i westchnęła. Szło im nieco mozolnie, z niewiadomego powodu. 
- Skąd ta pewność, że to nie mutant, a posiadacz fikuśnej zabawki, która go teleportuje? – zainteresowała się, podnosząc z ziemi jeden z upuszczonych przez siebie pistoletów. – Masz jak…
  Nie dane jej było dokończyć zdania. Wielka, metalowa szafka na dokumenty, wyleciała z biurowca pod którym stali, roztrzaskując jedną z niewielu nietkniętych szyb. 
   Odskoczyła w bok, mrucząc coś w ojczystym języku pod nosem. Cieszyła się, że Tony słabo znał rosyjskie przekleństwa, inaczej mogłaby stracić wiele w jego oczach. Nie nad tym jednak powinna się skoncentrować, o czym przypomniał jej kolejny huk, z jakim przez szybę wyleciał omdlały mężczyzna w garniturze. 
- To proste. Wystarczy mieć Jarvisa. - powiedział i wzruszył ramionami nie zagłębiając się dalej w ten temat. - Może to te jego dziwne rękawice pozwalają mu na teleportację? 
  Tony'emu jednak nie dane było dłużej się nad tym zastanowić. Obserwował spadającą metalową szafkę, a następnie człowieka, który wyleciał dokładnie przez to samo okno. Stark niepewny, czy jest to kolejna iluzja, czy prawdziwa osoba wzniósł się i chwycił mężczyznę zanim ten zdążył choćby musnąć ziemię. Na oko trzydziestolatek gwałtownie otworzył oczy, mamrocząc coś pod nosem. Coś, czego Stark nie mógł dosłyszeć.
- Znasz Erica Payne'a? – zapytał, uznając, że jego zdrowiem psychicznym i fizycznym zajmą się dopiero za chwilę.
- On... pracował tutaj... niedawno, ale ukradł... p-projekt i... i zwolnili go – odpowiedział mężczyzna jąkając się i chwiejnym krokiem wstał opierając się o ścianę budynku. Stark chciał zapytać o jaki projekt chodziło, jednak ich informator obrzucił ich jedynie żałosnym spojrzeniem, zakasłał kilkukrotnie, szepcząc coś i osunął się na ziemię.  
- Przeżyje – oznajmiła ze stoickim spokojem Natasha, sprawdzając jego puls.
  Nie zastanawiając się zbyt wiele nad tym, kto tak naprawdę dowodzi w tej akcji, ruszyła przed siebie do budynku, z bronią w ręku, gotowa na wszystko. Stark dołączył do niej tuż po przetransportowaniu omdlałego mężczyzny w jakieś bezpieczniejsze miejsce. Nie musieli za długo czekać, widać Devil-Slayer był dosyć niecierpliwy. Z dziwnym, głuchym łomotem pojawił się znikąd przed nimi. Działając odruchowo, Natasha wypaliła w niego trzy kule. Osłonił się przed nimi, zmieniając kierunek ich lotu. Wskoczyła natychmiastowo za metalową zbroję Iron Mana, przed którego wiązką promieni Eric ponownie uciekł. 
  Uniosła brwi wysoko, jak dziecko, które właśnie doszło do rozwiązania zagadki matematycznej przy tablicy, pod którą spędziło pół lekcji. 
- Peleryna! – zawołała, jakby krzyczała słynne „Eureka!”. Rzeczywiście, przy teleportacji Payne zarzucał w nienaturalny sposób bordowym okryciem. – Trzeba… 
  Urwała, choć z jej gardła wydobywały się jeszcze pojedyncze dźwięki. Mogła spodziewać się tak naprawdę wszystkiego, ale w życiu nie przyszłoby jej na myśl, że za nią, gdy obróci głowę, stanie Aleksiej. 
  Sekundy zaczęły automatycznie płynąć wolniej. Natashy zdawało się, że Stark coś do niej mówi, ale jego głos brzmiał jak przez mgłę. Shostakov wyglądał tak, jakby nigdy nie zniknął z tego świata. Uśmiechał się promiennie, jego oczy zdawały się być żywe i radosne. Wyciągnął dłoń w kierunku Wdowy, próbując złapać ją za rękę. Cofnęła się szybko, kręcąc głową. 
- Nie ze mną te numery – warknęła, obserwując jak zjawa Aleksieja rozwiewa się na nieistniejącym wietrze. – Pilnuj się, Stark. 
- Jest dobry. Ale za chwilę i tak trafi w ręce agencji... Swoją drogą, może im się spodobać nabytek z taką mocą… – rzucił Stark w kierunku Natashy i skoncentrował się na płaszczu. Czy to możliwe by skrawek tkaniny pozwalał na teleportację?
- Odwrócę jego uwagę, a ty zakradnij się od tyłu i spróbuj ściągnąć z niego to cacko. Wtedy będzie bezbronny – powiedział modląc się w duchu, by tak właśnie brzmiała prawda. Byli jednak zdani wyłącznie na siebie, każdy plan w tej sytuacji był dobry jeśli brzmiał choć trochę racjonalnie. Tony postąpił kilka kroków na przód, próbując wymijać szafki, biurka oraz inne rzeczy jakimi telekinetycznie celował w niego Eric.
- To jedyna okazja, stoi na dachu i póki co chyba nie ma zamiaru się ruszać, masz szansę – odezwał się w stronę komunikatora i schylił się, by nie oberwać mknącym z niewyobrażalną prędkością zszywaczem. 
  Unikanie go było o wiele prostszym zadaniem, szczególnie gdy miało się na sobie zbroję Iron Mana. Całą swoją uwagę Devil-Slayer skupił jednak na Starku, więc nawet nie zdążył spostrzec, że z wyjścia ewakuacyjnego wymyka się Romanoff. Przyparła plecami do murku, przeładowując broń i zastanawiając się, jak najlepiej uderzyć na wroga. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że Tony nie może wiecznie rżnąć z siebie głupa, więc rzuciła się w przód, próbując bezszelestnie zakraść się i zrzucić pelerynę z mężczyzny. 
   Nie udało jej się. Usłyszał ją widać parę sekund wcześniej, bo rzucił całą masą gratów na Iron Mana i dłonią w tej samej chwili zatrzymał Nataszę. Nie mogła ruszyć ciałem, dopóki nie opuścił ręki. Była na tyle blisko jego twarzy, że widziała swojego odbicie w oczach mężczyzny. Które ewidentnie próbowały zapanować nad umysłem Czarnej Wdowy. 
- Zabij się – usłyszała jego głos we wnętrzu swojej głowy. Jego wargi były nieruchome.  Bacznie przyglądał jej się, usilnie próbując zmusić kobietę do samobójstwa. 
   Uniosła pistolet, przykładając zimną lufę do skroni. Wstrzymała oddech, w pełni świadoma, co się dzieje. Zobaczyła uśmiech na twarzy Devil-Slayera. 
- Naciśnij spust – powiedział, tym razem na głos. Jego pewność siebie od razu znikła, kiedy Wdowa pokręciła prędko głową. 
- Mówiłam, nie ze mną te numery. Lata praktyki, Payne – warknęła, mocnym szarpnięciem zrywając z niego pelerynę. Rzuciła się w bok, oddając na oślep kilka strzałów, które pewnie i tak zablokował. – TERAZ! – wrzasnęła w stronę Iron Mana. 
  Błysnęło niebieskim światłem. 
  Jedyne co Tony zdążył dostrzec to zaskoczenie wymalowane na twarzy Erica. Do ich uszu dotarło kilka siarczystych przekleństw skierowanych w stronę dwójki Mścicieli. Stark z trudem powstrzymał się by nie przyłożyć mu jeszcze zszywaczem.
- Reavengers tak tego nie zostawią! Zobaczycie jeszcze! - krzyczał zirytowany Devil-Slayer zza drzwi opancerzonej, policyjnej furgonetki, gdy w końcu go do niej wpakowali. Nikt nie zwracał na niego większej uwagi, a Tony był zbyt zaabsorbowany magiczną peleryną by słuchać słów szaleńca. A szkoda.
- Trzeba to zanieść do laboratorium… – powiedział w końcu. Wdowa, skryta za kolumną w holu, obserwowała ukradkiem, jak służby specjalne pakują unieszkodliwionego Erica do środka pojazdu, jednocześnie unikając spojrzeń policjantów. Nawyk, którego podświadomie chyba nie chciała się pozbyć. 
- Reavengers? – zignorowała słowa Tony’ego, przerzucając wzrok na Iron Mana. Zapadła krótka cisza. Oboje wiedzieli, że szykuje się coś paskudnego. Kolejne starcie, które może wymagać od nich wykazania się czymś więcej niż dotychczas. Chociaż zarówno Stark, jak i Romanoff, w głębi duszy żywili nadzieję, że to tylko puste słowa wariata. – Zabierzemy to do agencji, ciekawa jestem, co powiedzą. Podrzucisz nas, nie? 
- To pewnie jakaś banda wariatów. Kolejna... - powiedział nieco zmęczonym głosem w momencie, w którym znaleźli się już przed budynkiem S.H.I.E.L.D., a on mógł w końcu ściągnąć z siebie zbroję. 
   W naziemnej siedzibie agencji jak zwykle kręciło się mnóstwo agentów. Większość wyglądała na nieco podenerwowanych, a pojedyncze przypadki na zupełnie rozluźnionych. Ta druga grupa to zapewne nowicjusze, którzy już wkrótce będą zachowywać się jak ich bardziej doświadczeni koledzy. Mściciele weszli do windy i nacisnęli przycisk, bądź raczej całą sekwencję będącą kodem dostępu, tak by móc zjechać na najniższe piętro. Rzadko kiedy ktoś udawał się tam dobrowolnie.
- Ciekawe czy mają nowe nabytki – zagaił Stark, dość ponuro zerkając na Natashę. Nie doczekał się jednak żadnej odpowiedzi. Kiedy winda wreszcie zatrzymała się, zimny głos oznajmił im, że są na właściwym poziomie. 
- Hasło – powitał ich barczysty, czarnoskóry osiłek z odznaką Tarczy na piersi. Postawiony tylko po to, by prosić o potwierdzenie uprawnień dostępu do laboratorium. Natashy wydawało się, że Tony już otwiera usta, szykując cięty komentarz, jednak była nieco szybsza. Przed oczami agentka zabłysnęła plakietka z nazwiskiem Czarnej Wdowy. 
- Agentka Romanoff, siódmy stopień – oznajmiła mu, od razu niezbyt elegancko odpychając go ramieniem w bok i wchodząc w głąb korytarza razem ze Starkiem z wymowną miną. 
   Tony rozejrzał się po pomieszczeniu, zauważając, że faktycznie pojawiło się tutaj kilka nowych twarzy. Z trudem przełknął ślinę, gdy jego wzrok napotkał agenta, z którym jeszcze kilka dni temu nawet rozmawiał. Zabawny gość. „Sami się na to pisali”, pomyślał odwracając głowę w przeciwnym kierunku. Niezmienny zapach unoszący się w powietrzu przypominał ten, który wyczuć można było w gabinecie dentystycznym. Tutaj nie było jednak słychać wierteł, zamiast tego do ich uszu docierało ciche łkanie, nieraz błagalne prośby oraz szum medycznej aparatury. Nieco przerażające połączenie, dlatego pracowali tutaj jedynie ludzie o stalowych nerwach, tacy, których sumienie opuściło już dawno temu. 
   Biel przemierzanych przez nich pokoi szybko męczyła oczy, był to kolejny powód, dla którego Stark chciał się już stąd wynieść. Czuł się jak w zakładzie psychiatrycznym, choć to miejsce było znacznie gorsze.
- Mamy coś co może się wam spodobać – odezwał się w momencie, w którym John Royce, kierownik laboratorium, powitał ich z uśmiechem.  
   Peleryna powędrowała do rąk laboranta, który uniósł pytające spojrzenie na dwójkę gości. 
- Devil-Slayera, teleportował się dzięki niej – odpowiedziała zanim zdążyła zadań pytanie Natasha. – Ostrożnie z tym, bo jeszcze coś wam… - urwała, kiedy z sali obok dosłyszeli przeraźliwy, prawie że nieludzki krzyk. Ktoś upadł na podłogę, sądząc po głuchym łomocie. Rozległy się nerwowe krzyki personelu. Wszystko dochodziło z pomieszczenia, do którego prowadziły zabezpieczone drzwi z przyciemnioną szybą. 
  Marszcząc brwi, posłała wymowne spojrzenie Tony’emu. Jakby oczekiwała jakichkolwiek wyjaśnień z jego strony. 
  Tony wpatrywał się w drzwi dłuższą chwilę. Jego umysł, zazwyczaj pełen myśli mieszających się ze sobą, teraz był pusty, co sprawiło, że Starka coś załaskotało w brzuchu. Odwrócił głowę, nie obdarzając Natashy krótkim spojrzeniem i zmusił się do uśmiechu, który skierowany był w stronę idealnie gładkiej, białej podłogi. 
- To byłoby przykre oskarżenie. Nie wiem dlaczego tak na mnie patrzysz – powiedział dopiero wtedy unosząc wzrok. - Wiesz, że nie mam z tym nic wspólnego. 
 Ktoś krzyknął coś niewyraźnie, przerywając tym niewygodną ciszę, jaka zapadła pomiędzy Iron Manem i Czarną Wdową. Drzwi rozsunęły się, ukazując na moment obraz, jakiego nikt o słabych nerwach zapewne nie chciałby oglądać. Agenci, znani Wdowie tylko z korytarza, mdleli, wymiotowali i jęczeli, a to był zaledwie dodatek do tego, co działo się z nimi po wstrzyknięciu serum. Tania podróbka tego, co wzniosło ku chwale Kapitana Amerykę. Marny produkt, który miał w działaniu naśladować substancję, która Czarnej Wdowie umożliwiła bardziej efektywną pracę nad swoją perfekcyjnością w zabijaniu. Tylko desperat mógłby podawać twór niedokończonego eksperymentu naiwnym agentom, którzy nawet nie zdawali sobie sprawy, że stają się armią królików doświadczalnych. Na szczęście, większość cudem udawało się odratować. Chociaż słowo „większość” powoli traciła na pierwotnym znaczeniu. 
- Wiem, że maczałeś w tym palce – odwróciła się na pięcie, starając się nie okazać ani jednej emocji na twarzy. Pięścią uderzyła wręcz w przycisk, który z powrotem zasunął przyciemnione drzwi. Obrzuciła niemiłym spojrzeniem wszystkich obecnych w laboratorium. Po raz pierwszy wiedziała, że nawet nie opłaca się wygłaszać ciętego komentarza. Trzymanie języka za zębami było więc skutkiem zrezygnowania. – Rusz się, nie wolno ci tutaj przebywać – trzepnęła delikatnie ramię Starka, kiwając głową w stronę wyjścia.

8 komentarzy:

  1. [Hje - trzymam za słowo w kwestii kontynuowania wątków, od dawien dawna nikt mi nie odpisał. Opowiadanie przypomniało mi głównie, że w swojej liście "najbardziej pretensjonalnych ksywek z Marvela" nie umieściłam Devil-Slayera, a powinnam...

    Ogółem - przebetujcie tekst, bo widać wyraźne problemy ze spacjami i będzie naprawdę dobrze. I mam szczerą nadzieję, że nie tylko ja to skomentuję, bo naprawdę warto.]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [No właśnie, z tymi wątkami... Ja sama byłam odcięta od internetu przez parę, może nawet więcej, dni, więc odpisywanie było zwyczajnie niemożliwe. Ale teraz obiecuję, że wszystko nadrobię i uwaga, uwaga! Też jestem chętna na nowe, więc bić do mnie! I upominać się, jak kogoś przeoczyłam.

      Jeśli chodzi o Devil-Slayera, to właśnie zdecydowałyśmy się osadzić go w opowiadaniu właśnie z powodu pseudonimu. Uroczy, nieprawdaż?

      Tekst betowałam ja. Za ewentualne błędy przepraszam, bo na pewno są. Jeśli chodzi o spację, to może być to winą kopiowania czy coś w ten deseń. I cieszę się, że "warto przeczytać". Duetowe opowiadania są naprawdę trudne, w gruncie rzeczy, więc ciszę się, że wyszło dobrze.]

      Usuń
  2. [Sif też skomentuje, chociaż dawno jej tu nie było i pewnie wszyscy o niej zapomnieli, a co.

    Notka mi się podoba, najbardziej część, kiedy Fury zastaje ich w takiej, a nie innej sytuacji, ale część akcji też jest niczego sobie. Mam dziwne skłonności do faworyzowania romansów i... Mniejsza.

    Teraz tylko mi i Thortilli zostaje dokończyć dawno zaczętą notkę i pochwalić się naszym dziełem.

    P.S - Panie Stark, Sif wątkami nie pogardzi, jeśli ma się ponownie wkręcić w bloga ;)]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Ja o Sif pamiętam, oczywiście, że pamiętam! I nie mogę się doczekać opowiadania Sif i Thora, bo to na pewno będzie coś! :) Również zapraszam do wątku, bo trzeba ożywić bloga. Można nawet powiedzieć, że mam wenę na pomysły - zobaczymy, co z tego będzie przy ustalaniu fabuły. Dziękuję za ocenę z mojej, jak i koleżanki strony :)]

      Usuń
  3. [ Mes amies, właśnie uratowałyście się przed dotkliwą karą. Od kilku dni planuję wszystkim tutejszym leniom przyłożyć z grand batement po powrocie. To opowiadanie odsunęlo od was widmo mojej stopy w oku, ale nadal musicie się starać. No i skoro reprezentacja Instytutu nie była oszczędna w słowach przy opisie brudnego sekretu (w przeciwieństwie do ekipy Avengers) to może by tak zwycięstwo po naszej stronie? ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Chciałabyś. Zobaczymy jeszcze, kto komu wetnie stopę do oka, jakkolwiek to będzie wyglądać. Ekipa Avengers była oszczędna w słowach, bo tak nam wyszło. Jeszcze jest za to masa szczegółów do opisania, jeśli ktoś chce. Nie tylko my przecież tworzymy bloga, no. Koniecznie chce wątek z szulerem. Za długo zwlekaliśmy.]

      Usuń
  4. [Mnie też od dawna nie było, ale szczerze mówiąc - z powodu lenistwa. Trochę mnie przeraża wizja stopy w oku, ale co tam. Brawo, opowiadanie świetne, mi się podobało. Swoją drogą, podziwiam dobry kontakt przy pisaniu zbiorowego opowiadania. Ja się do samotnego opowiadania zebrać nie mogę, a co dopiero, jeśli miałbym pisać z kimś... No, ale wracając... opowiadanie jak najbardziej można zaliczyć do udanych!]

    OdpowiedzUsuń