(!) Przekleństwo w dopisku, wrażliwi niech nie czytają.
Akcja pod patronatem Stanleya Liebera: RUSZAMY Z ODPISYWANIEM, KOCHANI. Ci, którym nadal zależy na Marvel Universe mają zagwarantowany wątek z Tony'm (o ile już go nie prowadzą), który chętnie zacznę. Wystarczy się zgłosić. Nie możemy pozwolić blogowi upaść, prawda? Dlatego wraz z autorką Wdowy przygotowałyśmy małe opowiadanie coby bloga rozruszać. Możecie prócz komentowania naszych wypocin, ewentualnie zasugerować co chcielibyście zmienić, zorganizować na blogu. Wszelkie uwagi mile widziane. Ah, no i niektórzy mogą się zastanawiać - skąd ten tytuł? Bo Slayer, kurwa!
Akcja pod patronatem Stanleya Liebera: RUSZAMY Z ODPISYWANIEM, KOCHANI. Ci, którym nadal zależy na Marvel Universe mają zagwarantowany wątek z Tony'm (o ile już go nie prowadzą), który chętnie zacznę. Wystarczy się zgłosić. Nie możemy pozwolić blogowi upaść, prawda? Dlatego wraz z autorką Wdowy przygotowałyśmy małe opowiadanie coby bloga rozruszać. Możecie prócz komentowania naszych wypocin, ewentualnie zasugerować co chcielibyście zmienić, zorganizować na blogu. Wszelkie uwagi mile widziane. Ah, no i niektórzy mogą się zastanawiać - skąd ten tytuł? Bo Slayer, kurwa!
***
Na niebie, które przybrało
różowo-pomarańczowy kolor, zawisło już słońce oślepiające od
samego rana swą jasnością. Jego promienie wpadały przez zasłony
do pokoju, który był dziś cichy i spokojny, choć jeszcze
wczorajszego wieczora wypełniała go muzyka, śmiech i różne inne
tajemnicze odgłosy, które teraz już stały się tylko
wspomnieniami przeszłości. To samo światło spływało po szarej
kołdrze, którą okryty był dryblując na granicy między jawą, a
snem Tony Stark. Wystarczył jeden krótki ruch i dźwięk, by
machinalnie wyciągnął rękę przed siebie. Opuszki jego palców
nie zarejestrowały faktury innej, dobrze znanej mu skóry. Zmuszony
był więc otworzyć oczy, by zaspanym wzrokiem odprowadzić kobiecą
sylwetkę do drzwi, za którymi zniknęła.
Zapinając w
przelocie zamek sukienki i podnosząc porozrzucane po pomieszczeniu
buty, była pewna, że Tony jeszcze śpi, zmęczony wrażeniami
poprzedniej nocy. Co prawda usłyszała zgrzytanie przemęczonego
materaca, kiedy jego ciało przewróciło się na bok i
zarejestrowała zmianę w jego oddechu, ale nie zamierzała się
zatrzymywać. Bez słowa zamknęła za sobą drzwi, chcąc wydostać
się z jego apartamentu jak najszybciej. Natasha Romanoff miała
dziwne przeczucie, że im prędzej opuści to miejsce, tym lepiej dla
niej.
Tony odczekał kilka
minut, podczas których bezcelowo wpatrywał się w sufit, by
następnie podnieść się i przeczesać palcami ciemne włosy.
Ostatnio coraz częściej zdarzało mu się łamać wyznawaną od
wieków zasadę – nie wstawać przed południem. Jeśli zegarek nie
wskazywał jeszcze dwunastej lepiej było nie zbliżać się do
Tony'ego Starka bez kija lub karabinu wyborowego. Można było też w
ewentualności zdać się na swoje umiejętności sztuk walki (czego
najwyraźniej świadoma była Natasha decydując się na pozostanie w
salonie). Stark obrzucił ją nieco zdziwionym spojrzeniem i nie
mówiąc niczego, chwycił kubek z kawą. Jarvis, przyzwyczajony już
do porannych humorów swojego twórcy, parzył ją codziennie.
- Dlaczego bez mleka? - zapytał Tony
upijając łyk i krzywiąc się. - Chcesz żebym cię rozmontował?
Ze wstrętem odstawił kubek na blat
dopiero po chwili uświadamiając sobie, że Natasha oraz komputer
żywo o czymś dyskutują, całkiem skutecznie go ignorując.
Wpatrzony w holograficzną mapę jednej z dzielnic Nowego Jorku,
uniósł brew ku górze w geście zaciekawienia.
- Myślę, że dziś wypije pan kawę
na Brooklynie – wtrącił Jarvis.
Ten moment był idealny na
błyskotliwą uwagę Starka, która i tak zakończyłaby się
wymownym pytaniem, o co tak naprawdę chodzi. Natasha nie czekała na
jego reakcję i odwracając się prawie automatycznie, odstawiła
kubek zrobionej własnoręcznie kawy. Tony zapewne nie miał nic
przeciwko skorzystania z jego ulubionego kubka, a nawet jeśli tak,
jego pancerz był i tak za daleko, a ona zaś była już dosyć
rozciągnięta.
- Mamy mały problem z nim – czerpiąc
wyraźną przyjemność z używania technologii Tony’ego, zbliżyła
obraz wielkiego mięśniaka ubranego w bordową pelerynę, z
zarzuconym kapturem na głowie. – Twierdzi, że nazywa się
Devil-Slayer… Nie znamy jeszcze jego prawdziwego nazwiska, ale
ewidentnie nie ma pokojowych zamiarów…
To było widać na
pierwszy rzut oka. Wojsko, które otaczało zakapturzonego osobnika,
nie miało szans w starciu z dziwakiem, który teleportował się i
miotał wszystkimi jednym ruchem ręki, jakby ważyli zaledwie tyle
co nic.
- Nie wiemy, czy to mutant. Równie
dobrze, może być przybyszem z innej planety. Nie takie cuda
widywaliśmy – podsumowała, dopijając kawę. Miała dobre
przeczucie, żeby wymknąć się, zanim Jarvis oznajmi jej, że
Brooklyn właśnie przeżywa apokalipsę.
– Wiemy za to, czego chce, sir. A
dokładniej kogo: Hulka. To jakiś łowca potworów, przynajmniej tak
się sam określił. Będzie potrzebna państwa interwencja, jeśli
dobrze wnioskuję z próbującego się z panem połączyć Nicolasem
Furym, sir.
Błądząc wzrokiem między ekranem, a
drzwiami, zaklął pod nosem. Nie zdąży uciec, za mało czasu.
- Tu poczta głosowa Tony'ego, zostaw
krótką wiadomość po sygnale, a może później oddzwonię jeśli
zainteresuje mnie to co masz do powiedzenia – odezwał się Tony w
momencie, w którym Jarivs wyświetlił twarz Nicka na monitorze.
- Stark, ja cię widzę i... Agentko
Romanoff, ciebie o dziwo też tam widzę – zaczął, obrzucając
ich czujnym spojrzeniem. Przez chwilę nie mówił niczego tak jakby
ten widok odebrał mu mowę, po chwili jednak westchnął wznawiając
swój monolog. - Jak już wiecie Eric Payne pod pseudonimem
Devil-Slayer, atakuje Brooklyn. Jego celem jest Bruce, który na całe
szczęście jest z nami. Załatwcie to szybko, zanim Banner dowie się
o wszystkim, a Hulk zacznie interweniować. - zakończył Fury, a
ekran ponownie zamigotał na niebiesko, ukazując atakowaną
dzielnicę.
Nie chciała wykazywać
się brakiem wyczucia powagi sytuacji, ale z drugiej strony
przebywanie tyle czasu ze Starkiem, ubranym teraz zaledwie w zalążek
piżamy, uczy nowego podejścia do życia. Dlatego słodko
uśmiechnęła się do Nicka, którego na pewno dosyć mocno zdziwił
widok bosej Natashy w źle zapiętej sukience. Nie skomentował
jednak nijak niedwuznacznego widoku o tej porze, więc mogła
odetchnąć w duchu z ulgą i ponownie zająć się sprawą
Devil-Slayera.
- Oczywiście Bruce jest najlepiej
poinformowany – rzuciła wymownie. Nie podobał jej się fakt, że
okłamywali Bannera, który w każdym momencie mógł domyśleć się,
co się święci i stracić panowanie nad Zielonym, ponownie
rozwalając pół Nowego Jorku w dzikim szale. Spojrzała na Tony’ego
zachęcająco– Podaj mi z łaski swojej torbę, powinnam mieć tam
kombinezon…
Tony niechętnie wyciągnął
rękę z torbą w stronę Natashy, samemu podchodząc do szafki, z
której wyciągnął dwie elektromagnetyczne opaski. Mark VII mimo
tego, że jest jeszcze w fazie testowej, będzie idealny na tę
misję. Stark miał bowiem paskudne podejrzenie, że walka z
Devil-Slayerem nie pójdzie tak łatwo jak można by się spodziewać.
Samo owinięcie wariata w kaftan zapewne nie wystarczy.
- Podwieźć cię, czy pobiegniesz? -
zapytał z uśmiechem, gdy wyszedł na taras, a maska zakryła już
jego twarz. Brooklyn był na drugim końcu miasta, i szczerze
powiedziawszy prócz mostu, Stark nie dostrzegł tam póki co niczego
ciekawego. Dlaczego więc Eric wybrał sobie akurat tę lokację?
- Myślisz, że to może być pułapka?
Nie wiem czy Payne będzie na tyle głupi myśląc, że zjawimy się
z Hulkiem, ale... chociaż samo to, że atakuje Nowy Jork jest
przejawem idiotyzmu – zaczął i zamilknął zastanawiając się
nad czymś.
Nie usłyszał odpowiedzi
od razu. Oczywistym było, że Natasha skorzysta z podwózki, jaką
zaproponował jej wyrozumiale Tony. Upewniła się, że wszystko jest
na swoim miejscu, zaczesując odruchowo kosmyk rudych włosów za
ucho i złapała się go mocno, gotowa do startu.
- Zobaczymy, co nam zafunduje.
Sprężajmy się, Stark – zwróciła się do niego tak, jakby
kompletnie nic prócz zawodowych relacji ich nie łączyło.
Brooklyn wyglądał jeszcze
gorzej niż zazwyczaj. Tony rozejrzał się dookoła, szacując
straty i odstawił Natashę na ziemię. W pobliżu nie było żadnych
mieszkańców, wszyscy uciekli, a nieliczni, który zostali,
prawdopodobnie zginęli. Mogli przybyć wcześniej, wtedy podobna
sytuacji nie miałaby miejsca. Stark zaklął pod nosem, dając upust
emocjom i pokręcił głową. Zdziwiła go przy tym panująca dookoła
cisza, prócz ich kroków nie było słychać żadnego dźwięku. A
przynajmniej do czasu kiedy szyba jednego z budynków nie wypadła z
hukiem omal nie raniąc Natashy.
- No, to zabawa się zaczyna –
powiedział Tony wznosząc się na wysokość piętra, z którego
wyleciały odłamki szkła. W środku nie dostrzegł jednak niczego
podejrzanego. Budynek wyglądał na opuszczony, przynajmniej na
pierwszy rzut oka. Nie stali jednak tak bezczynnie zbyt długo.
Przed ich oczami pojawiła się
mieszanka antyterrorystów i żołnierzy. Nie mieli oni najwyraźniej
pokojowych zamiarów, o dziwo, gdy wycelowali bronią prosto w dwójkę
Mścicieli, bez żadnego ostrzeżenia rozpoczynając bezsensowne
wyładowywanie amunicji.
Czarna Wdowa przeskoczyła
zwinnie ponad maską opuszczonego samochodu, jednego z wielu
stojących w niedawnym korku, których właściciele stwierdzili, że
szybciej ocalą swoje tyłki uciekając na nogach.
- Kontroluje umysły – wrzasnęła,
przeciskając się tak, by nic ją nie trafiło. Póki nie mają
bazooki, mogłaby nawet bezpiecznie przeczekać tutaj całą zabawę,
dając wolną rękę Starkowi. Ten, chroniony przez zbroję, dwoił
się i troił, ale mundurowych przybywało, a czas naglił. –
Leć, ja się rozerwę.
Nie czekając na żadną
odpowiedź ze strony Starka, która i tak zostałaby zagłuszona
przez strzały, zaczęła nerwowo grzebać za pasem. Kiedy kula
przeleciała jej nad ramieniem, przebijając zardzewiały fragment
starego auta, złapała za pierwszy lepszy ładunek i cisnęła nim w
tył. Jak mogła wnioskować po serii krótkich wybuchów, trafiła
akurat na jakieś mini bomby. Nie do końca zadowolona ze swojego
wyboru, przeskoczyła w szaleńczym tempie samochody, wpadając w sam
środek grupy mundurowych.
- Leć! – powtórzyła głośniej,
nie zdając sobie sprawy, że Stark już pomknął dalej. Będą
musieli się rozdzielić na jakiś czas. Powalając póki co bez
użycia broni siódmego z kolei dryblasa, zerknęła za siebie.
Poczuła się jakoś dziwnie, kiedy została sama w tej walce. Którą,
nota bene, wygrywała w pojedynkę.
Iron Man zaglądał przez okna
opuszczonego budynku, nie znajdując wewnątrz jednak niczego
podejrzanego. Dopiero unoszący się w powietrzu kurz dał mu do
myślenia, że ktoś musiał przed chwilą tutaj być. Świeże ślady
palców na jednej z biurowych szafek również na to wskazywały.
- Nie mógł uciec daleko, sir. Jednak
nie wyczuwam żadnego człowieka znajdującego się w tej kamienicy –
powiedział Jarvis, a Tony chyba pierwszy raz w życiu usłyszał
nutkę wahania w głosie swojego komputerowego przyjaciela. - W
powietrzu wykryłem jednak jakąś podejrzaną materię. Coś
magicznego.
- Magia to bzdury, J. A teraz powiedz
mi, czy kobieta w bikini, która stoi przede mną, jest prawdziwa? -
Tony nie zdążył otrzymać odpowiedzi, albowiem obraz po chwili
rozpłynął się. Stark gwałtownie odwrócił się i dostrzegł
przed sobą mężczyznę w fioletowo-czerwonym stroju, który
uśmiechał się czarująco niczym Machiavelli. Nim Tony zdążył
podnieść rękę, tamten już zniknął, machając do niego z okna
sąsiedniego budynku.
Nieco zdezorientowany
ruszył za nim, choć gdy znalazł się dosłownie o krok od
przestępcy, ten znikał ponownie. Mocno zirytowany Iron Man odpuścił
sobie tę dziecinną zabawę i powrócił do swej towarzyszki, by móc
podzielić się z nią swymi spostrzeżeniami. Ciężko było mówić
i jednocześnie walczyć, starając się nie robić nikomu krzywdy,
aczkolwiek nie było to niemożliwe.
- Musisz mi pomóc. Eric rzeczywiście
potrafi się teleportować, choć moim zdaniem nie jest to zasługa
genu X. On ma jakieś urządzenie, które mu w tym pomaga... Trzeba
tylko odkryć, gdzie on je trzyma.
Zerknęła na niego przez
ramię, uderzając z kolana w brzuch ostatniego mężczyznę który
zgiął się w pół. Łokieć Wdowy celnie trafił w jego kark, przy
czym żołnierz zwalił się na ziemię z hukiem. Zaczesała ów
niesforny kosmyk włosów, który w szale walki znalazł się na
nieswoim miejscu i westchnęła. Szło im nieco mozolnie, z
niewiadomego powodu.
- Skąd ta pewność, że to nie
mutant, a posiadacz fikuśnej zabawki, która go teleportuje? –
zainteresowała się, podnosząc z ziemi jeden z upuszczonych przez
siebie pistoletów. – Masz jak…
Nie dane jej było dokończyć
zdania. Wielka, metalowa szafka na dokumenty, wyleciała z biurowca
pod którym stali, roztrzaskując jedną z niewielu nietkniętych
szyb.
Odskoczyła w bok, mrucząc
coś w ojczystym języku pod nosem. Cieszyła się, że Tony słabo
znał rosyjskie przekleństwa, inaczej mogłaby stracić wiele w jego
oczach. Nie nad tym jednak powinna się skoncentrować, o czym
przypomniał jej kolejny huk, z jakim przez szybę wyleciał omdlały
mężczyzna w garniturze.
- To proste. Wystarczy mieć Jarvisa. -
powiedział i wzruszył ramionami nie zagłębiając się dalej w ten
temat. - Może to te jego dziwne rękawice pozwalają mu na
teleportację?
Tony'emu jednak nie dane było
dłużej się nad tym zastanowić. Obserwował spadającą metalową
szafkę, a następnie człowieka, który wyleciał dokładnie przez
to samo okno. Stark niepewny, czy jest to kolejna iluzja, czy
prawdziwa osoba wzniósł się i chwycił mężczyznę zanim ten
zdążył choćby musnąć ziemię. Na oko trzydziestolatek
gwałtownie otworzył oczy, mamrocząc coś pod nosem. Coś, czego
Stark nie mógł dosłyszeć.
- Znasz Erica Payne'a? – zapytał,
uznając, że jego zdrowiem psychicznym i fizycznym zajmą się
dopiero za chwilę.
- On... pracował tutaj... niedawno,
ale ukradł... p-projekt i... i zwolnili go – odpowiedział
mężczyzna jąkając się i chwiejnym krokiem wstał opierając się
o ścianę budynku. Stark chciał zapytać o jaki projekt chodziło,
jednak ich informator obrzucił ich jedynie żałosnym spojrzeniem,
zakasłał kilkukrotnie, szepcząc coś i osunął się na ziemię.
- Przeżyje – oznajmiła ze stoickim
spokojem Natasha, sprawdzając jego puls.
Nie zastanawiając się zbyt
wiele nad tym, kto tak naprawdę dowodzi w tej akcji, ruszyła przed
siebie do budynku, z bronią w ręku, gotowa na wszystko. Stark
dołączył do niej tuż po przetransportowaniu omdlałego mężczyzny
w jakieś bezpieczniejsze miejsce. Nie musieli za długo czekać,
widać Devil-Slayer był dosyć niecierpliwy. Z dziwnym, głuchym
łomotem pojawił się znikąd przed nimi. Działając odruchowo,
Natasha wypaliła w niego trzy kule. Osłonił się przed nimi,
zmieniając kierunek ich lotu. Wskoczyła natychmiastowo za metalową
zbroję Iron Mana, przed którego wiązką promieni Eric ponownie
uciekł.
Uniosła brwi wysoko, jak
dziecko, które właśnie doszło do rozwiązania zagadki
matematycznej przy tablicy, pod którą spędziło pół lekcji.
- Peleryna! – zawołała, jakby
krzyczała słynne „Eureka!”. Rzeczywiście, przy teleportacji
Payne zarzucał w nienaturalny sposób bordowym okryciem. –
Trzeba…
Urwała, choć z jej gardła
wydobywały się jeszcze pojedyncze dźwięki. Mogła spodziewać się
tak naprawdę wszystkiego, ale w życiu nie przyszłoby jej na myśl,
że za nią, gdy obróci głowę, stanie Aleksiej.
Sekundy zaczęły automatycznie
płynąć wolniej. Natashy zdawało się, że Stark coś do niej
mówi, ale jego głos brzmiał jak przez mgłę. Shostakov wyglądał
tak, jakby nigdy nie zniknął z tego świata. Uśmiechał się
promiennie, jego oczy zdawały się być żywe i radosne. Wyciągnął
dłoń w kierunku Wdowy, próbując złapać ją za rękę. Cofnęła
się szybko, kręcąc głową.
- Nie ze mną te numery – warknęła,
obserwując jak zjawa Aleksieja rozwiewa się na nieistniejącym
wietrze. – Pilnuj się, Stark.
- Jest dobry. Ale za chwilę i tak trafi w ręce agencji...
Swoją drogą, może im się spodobać nabytek z taką mocą… –
rzucił Stark w kierunku Natashy i skoncentrował się na płaszczu.
Czy to możliwe by skrawek tkaniny pozwalał na teleportację?
- Odwrócę jego uwagę, a ty zakradnij
się od tyłu i spróbuj ściągnąć z niego to cacko. Wtedy będzie
bezbronny – powiedział modląc się w duchu, by tak właśnie
brzmiała prawda. Byli jednak zdani wyłącznie na siebie, każdy
plan w tej sytuacji był dobry jeśli brzmiał choć trochę
racjonalnie. Tony postąpił kilka kroków na przód, próbując
wymijać szafki, biurka oraz inne rzeczy jakimi telekinetycznie
celował w niego Eric.
- To jedyna okazja, stoi na dachu i
póki co chyba nie ma zamiaru się ruszać, masz szansę – odezwał
się w stronę komunikatora i schylił się, by nie oberwać mknącym
z niewyobrażalną prędkością zszywaczem.
Unikanie go było o wiele
prostszym zadaniem, szczególnie gdy miało się na sobie zbroję
Iron Mana. Całą swoją uwagę Devil-Slayer skupił jednak na
Starku, więc nawet nie zdążył spostrzec, że z wyjścia
ewakuacyjnego wymyka się Romanoff. Przyparła plecami do murku,
przeładowując broń i zastanawiając się, jak najlepiej uderzyć
na wroga. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że Tony nie może
wiecznie rżnąć z siebie głupa, więc rzuciła się w przód,
próbując bezszelestnie zakraść się i zrzucić pelerynę z
mężczyzny.
Nie udało jej się.
Usłyszał ją widać parę sekund wcześniej, bo rzucił całą masą
gratów na Iron Mana i dłonią w tej samej chwili zatrzymał
Nataszę. Nie mogła ruszyć ciałem, dopóki nie opuścił ręki.
Była na tyle blisko jego twarzy, że widziała swojego odbicie w
oczach mężczyzny. Które ewidentnie próbowały zapanować nad
umysłem Czarnej Wdowy.
- Zabij się – usłyszała
jego głos we wnętrzu swojej głowy. Jego wargi były nieruchome.
Bacznie przyglądał jej się, usilnie próbując zmusić kobietę do
samobójstwa.
Uniosła pistolet,
przykładając zimną lufę do skroni. Wstrzymała oddech, w pełni
świadoma, co się dzieje. Zobaczyła uśmiech na twarzy
Devil-Slayera.
- Naciśnij spust – powiedział, tym
razem na głos. Jego pewność siebie od razu znikła, kiedy Wdowa
pokręciła prędko głową.
- Mówiłam, nie ze mną te numery.
Lata praktyki, Payne – warknęła, mocnym szarpnięciem zrywając z
niego pelerynę. Rzuciła się w bok, oddając na oślep kilka
strzałów, które pewnie i tak zablokował. – TERAZ! – wrzasnęła
w stronę Iron Mana.
Błysnęło niebieskim
światłem.
Jedyne co Tony zdążył
dostrzec to zaskoczenie wymalowane na twarzy Erica. Do ich uszu
dotarło kilka siarczystych przekleństw skierowanych w stronę
dwójki Mścicieli. Stark z trudem powstrzymał się by nie przyłożyć
mu jeszcze zszywaczem.
- Reavengers tak tego nie zostawią!
Zobaczycie jeszcze! - krzyczał zirytowany Devil-Slayer zza drzwi
opancerzonej, policyjnej furgonetki, gdy w końcu go do niej
wpakowali. Nikt nie zwracał na niego większej uwagi, a Tony był
zbyt zaabsorbowany magiczną peleryną by słuchać słów szaleńca.
A szkoda.
- Trzeba to zanieść do laboratorium…
– powiedział w końcu. Wdowa, skryta za kolumną w holu,
obserwowała ukradkiem, jak służby specjalne pakują
unieszkodliwionego Erica do środka pojazdu, jednocześnie unikając
spojrzeń policjantów. Nawyk, którego podświadomie chyba nie
chciała się pozbyć.
- Reavengers? – zignorowała słowa
Tony’ego, przerzucając wzrok na Iron Mana. Zapadła krótka cisza.
Oboje wiedzieli, że szykuje się coś paskudnego. Kolejne starcie,
które może wymagać od nich wykazania się czymś więcej niż
dotychczas. Chociaż zarówno Stark, jak i Romanoff, w głębi duszy
żywili nadzieję, że to tylko puste słowa wariata. – Zabierzemy
to do agencji, ciekawa jestem, co powiedzą. Podrzucisz nas, nie?
- To pewnie jakaś banda wariatów.
Kolejna... - powiedział nieco zmęczonym głosem w momencie, w
którym znaleźli się już przed budynkiem S.H.I.E.L.D., a on mógł
w końcu ściągnąć z siebie zbroję.
W naziemnej siedzibie
agencji jak zwykle kręciło się mnóstwo agentów. Większość
wyglądała na nieco podenerwowanych, a pojedyncze przypadki na
zupełnie rozluźnionych. Ta druga grupa to zapewne nowicjusze,
którzy już wkrótce będą zachowywać się jak ich bardziej
doświadczeni koledzy. Mściciele weszli do windy i nacisnęli
przycisk, bądź raczej całą sekwencję będącą kodem dostępu,
tak by móc zjechać na najniższe piętro. Rzadko kiedy ktoś udawał
się tam dobrowolnie.
- Ciekawe czy mają nowe nabytki –
zagaił Stark, dość ponuro zerkając na Natashę. Nie doczekał się
jednak żadnej odpowiedzi. Kiedy winda wreszcie zatrzymała się,
zimny głos oznajmił im, że są na właściwym poziomie.
- Hasło – powitał ich barczysty,
czarnoskóry osiłek z odznaką Tarczy na piersi. Postawiony tylko po
to, by prosić o potwierdzenie uprawnień dostępu do laboratorium.
Natashy wydawało się, że Tony już otwiera usta, szykując cięty
komentarz, jednak była nieco szybsza. Przed oczami agentka
zabłysnęła plakietka z nazwiskiem Czarnej Wdowy.
- Agentka Romanoff, siódmy stopień –
oznajmiła mu, od razu niezbyt elegancko odpychając go ramieniem w
bok i wchodząc w głąb korytarza razem ze Starkiem z wymowną
miną.
Tony rozejrzał się po
pomieszczeniu, zauważając, że faktycznie pojawiło się tutaj
kilka nowych twarzy. Z trudem przełknął ślinę, gdy jego wzrok
napotkał agenta, z którym jeszcze kilka dni temu nawet rozmawiał.
Zabawny gość. „Sami się na to pisali”, pomyślał odwracając
głowę w przeciwnym kierunku. Niezmienny zapach unoszący się w
powietrzu przypominał ten, który wyczuć można było w gabinecie
dentystycznym. Tutaj nie było jednak słychać wierteł, zamiast
tego do ich uszu docierało ciche łkanie, nieraz błagalne prośby
oraz szum medycznej aparatury. Nieco przerażające połączenie,
dlatego pracowali tutaj jedynie ludzie o stalowych nerwach, tacy,
których sumienie opuściło już dawno temu.
Biel przemierzanych przez
nich pokoi szybko męczyła oczy, był to kolejny powód, dla którego
Stark chciał się już stąd wynieść. Czuł się jak w zakładzie
psychiatrycznym, choć to miejsce było znacznie gorsze.
- Mamy coś co może się wam spodobać
– odezwał się w momencie, w którym John Royce, kierownik
laboratorium, powitał ich z uśmiechem.
Peleryna powędrowała
do rąk laboranta, który uniósł pytające spojrzenie na dwójkę
gości.
- Devil-Slayera, teleportował się
dzięki niej – odpowiedziała zanim zdążyła zadań pytanie
Natasha. – Ostrożnie z tym, bo jeszcze coś wam… - urwała,
kiedy z sali obok dosłyszeli przeraźliwy, prawie że nieludzki
krzyk. Ktoś upadł na podłogę, sądząc po głuchym łomocie.
Rozległy się nerwowe krzyki personelu. Wszystko dochodziło z
pomieszczenia, do którego prowadziły zabezpieczone drzwi z
przyciemnioną szybą.
Marszcząc brwi, posłała
wymowne spojrzenie Tony’emu. Jakby oczekiwała jakichkolwiek
wyjaśnień z jego strony.
Tony wpatrywał się w drzwi
dłuższą chwilę. Jego umysł, zazwyczaj pełen myśli mieszających
się ze sobą, teraz był pusty, co sprawiło, że Starka coś
załaskotało w brzuchu. Odwrócił głowę, nie obdarzając Natashy
krótkim spojrzeniem i zmusił się do uśmiechu, który skierowany
był w stronę idealnie gładkiej, białej podłogi.
- To byłoby przykre oskarżenie. Nie
wiem dlaczego tak na mnie patrzysz – powiedział dopiero wtedy
unosząc wzrok. - Wiesz, że nie mam z tym nic wspólnego.
Ktoś krzyknął coś
niewyraźnie, przerywając tym niewygodną ciszę, jaka zapadła
pomiędzy Iron Manem i Czarną Wdową. Drzwi rozsunęły się,
ukazując na moment obraz, jakiego nikt o słabych nerwach zapewne
nie chciałby oglądać. Agenci, znani Wdowie tylko z korytarza,
mdleli, wymiotowali i jęczeli, a to był zaledwie dodatek do tego,
co działo się z nimi po wstrzyknięciu serum. Tania podróbka tego,
co wzniosło ku chwale Kapitana Amerykę. Marny produkt, który miał
w działaniu naśladować substancję, która Czarnej Wdowie
umożliwiła bardziej efektywną pracę nad swoją perfekcyjnością
w zabijaniu. Tylko desperat mógłby podawać twór niedokończonego
eksperymentu naiwnym agentom, którzy nawet nie zdawali sobie sprawy,
że stają się armią królików doświadczalnych. Na szczęście,
większość cudem udawało się odratować. Chociaż słowo
„większość” powoli traciła na pierwotnym znaczeniu.
- Wiem, że maczałeś w tym palce –
odwróciła się na pięcie, starając się nie okazać ani jednej
emocji na twarzy. Pięścią uderzyła wręcz w przycisk, który z
powrotem zasunął przyciemnione drzwi. Obrzuciła niemiłym
spojrzeniem wszystkich obecnych w laboratorium. Po raz pierwszy
wiedziała, że nawet nie opłaca się wygłaszać ciętego
komentarza. Trzymanie języka za zębami było więc skutkiem
zrezygnowania. – Rusz się, nie wolno ci tutaj przebywać –
trzepnęła delikatnie ramię Starka, kiwając głową w stronę
wyjścia.
[Hje - trzymam za słowo w kwestii kontynuowania wątków, od dawien dawna nikt mi nie odpisał. Opowiadanie przypomniało mi głównie, że w swojej liście "najbardziej pretensjonalnych ksywek z Marvela" nie umieściłam Devil-Slayera, a powinnam...
OdpowiedzUsuńOgółem - przebetujcie tekst, bo widać wyraźne problemy ze spacjami i będzie naprawdę dobrze. I mam szczerą nadzieję, że nie tylko ja to skomentuję, bo naprawdę warto.]
[No właśnie, z tymi wątkami... Ja sama byłam odcięta od internetu przez parę, może nawet więcej, dni, więc odpisywanie było zwyczajnie niemożliwe. Ale teraz obiecuję, że wszystko nadrobię i uwaga, uwaga! Też jestem chętna na nowe, więc bić do mnie! I upominać się, jak kogoś przeoczyłam.
UsuńJeśli chodzi o Devil-Slayera, to właśnie zdecydowałyśmy się osadzić go w opowiadaniu właśnie z powodu pseudonimu. Uroczy, nieprawdaż?
Tekst betowałam ja. Za ewentualne błędy przepraszam, bo na pewno są. Jeśli chodzi o spację, to może być to winą kopiowania czy coś w ten deseń. I cieszę się, że "warto przeczytać". Duetowe opowiadania są naprawdę trudne, w gruncie rzeczy, więc ciszę się, że wyszło dobrze.]
[Sif też skomentuje, chociaż dawno jej tu nie było i pewnie wszyscy o niej zapomnieli, a co.
OdpowiedzUsuńNotka mi się podoba, najbardziej część, kiedy Fury zastaje ich w takiej, a nie innej sytuacji, ale część akcji też jest niczego sobie. Mam dziwne skłonności do faworyzowania romansów i... Mniejsza.
Teraz tylko mi i Thortilli zostaje dokończyć dawno zaczętą notkę i pochwalić się naszym dziełem.
P.S - Panie Stark, Sif wątkami nie pogardzi, jeśli ma się ponownie wkręcić w bloga ;)]
[Ja o Sif pamiętam, oczywiście, że pamiętam! I nie mogę się doczekać opowiadania Sif i Thora, bo to na pewno będzie coś! :) Również zapraszam do wątku, bo trzeba ożywić bloga. Można nawet powiedzieć, że mam wenę na pomysły - zobaczymy, co z tego będzie przy ustalaniu fabuły. Dziękuję za ocenę z mojej, jak i koleżanki strony :)]
Usuń[ Mes amies, właśnie uratowałyście się przed dotkliwą karą. Od kilku dni planuję wszystkim tutejszym leniom przyłożyć z grand batement po powrocie. To opowiadanie odsunęlo od was widmo mojej stopy w oku, ale nadal musicie się starać. No i skoro reprezentacja Instytutu nie była oszczędna w słowach przy opisie brudnego sekretu (w przeciwieństwie do ekipy Avengers) to może by tak zwycięstwo po naszej stronie? ]
OdpowiedzUsuń[Chciałabyś. Zobaczymy jeszcze, kto komu wetnie stopę do oka, jakkolwiek to będzie wyglądać. Ekipa Avengers była oszczędna w słowach, bo tak nam wyszło. Jeszcze jest za to masa szczegółów do opisania, jeśli ktoś chce. Nie tylko my przecież tworzymy bloga, no. Koniecznie chce wątek z szulerem. Za długo zwlekaliśmy.]
Usuń[Mnie też od dawna nie było, ale szczerze mówiąc - z powodu lenistwa. Trochę mnie przeraża wizja stopy w oku, ale co tam. Brawo, opowiadanie świetne, mi się podobało. Swoją drogą, podziwiam dobry kontakt przy pisaniu zbiorowego opowiadania. Ja się do samotnego opowiadania zebrać nie mogę, a co dopiero, jeśli miałbym pisać z kimś... No, ale wracając... opowiadanie jak najbardziej można zaliczyć do udanych!]
OdpowiedzUsuń[Ta stopa w oku to jakaś zmora, nie?]
Usuń