Loki, jak na boga kłamstwa przystało, przede wszystkim jest... właśnie kłamcą. Wierzącym, praktykującym, wykształconym, idealnie predysponowanym do czynienia swej powinności kłamcą. Oczywiście doskonale odnajduje się w świecie swoich krętactw, tworząc sieci połączonych ze sobą półprawd i wierutnych oszustw, które odpowiednio wplecione w fakty i poparte odpowiednimi argumentami nie pozwalają oddzielić jednej substancji od drugiej. Po tych sieciach poruszać potrafi się tylko sam twórca, cała reszta grzęźnie z każdym ruchem coraz głębiej, gubiąc się pomiędzy dokładnie splecionymi nitkami. Kłamstwo, owszem, ma krótkie nogi, jednak nie to stworzone przez samego ojczulka, on jest w stanie powołać do życia kłamstwo doskonałe, króla wszelkiej nieprawdy, w które z radością uwierzą wszyscy obecni, nawet ci najbardziej sceptyczni i węszący podstęp w każdym słowie. A to nie może się nigdy znudzić i nie sprawiać już więcej przyjemności.
Tytuł zobowiązuje do siania niezgody. Pośród wszechobecnego zamieszkania Loki czuje się jak ryba w wodzie i na pewno nie pozostanie biernym obserwatorem, kiedy w powietrzu zawiśnie konflikt. Wręcz przeciwnie - spowoduje jego wybuch i z radością doleje oliwy do ognia, ograniczając do minimum szanse na pojednanie. A później otrzepie swój zielony kubraczek z bitewnego pyłu i przekona wszystkich, że to wszystko nie jego wina. Oczywiście nie poczuje nawet przez ułamek sekundy jakiegokolwiek, choćby mikroskopijnego, wyrzutu sumienia. Trwają dyskusje, czy posiada w ogóle coś, co sumieniem można by było nazwać. Sam Loki nie spieszy się z wyjaśnianiem, że jest w takowe wyposażony i miewa czasem spore problemy z bezbolesnym okiełznaniem go i powtórnym zakopaniem głęboko pod wszystkimi możliwymi warstwami szaleństwa, wściekłości, nienawiści i pewności swoich racji. Te nieliczne sytuacje dotyczą jedynie tych, których Kłamca może nazwać bliskimi (czyli lista możnych nie będzie obszerna). W tym przypadku wyrzuty sumienia, jeśli już postanowią się pojawić, uderzają z taką siłą, że sam zainteresowany ląduje na ścianie i zbiera się z niej przez czas nieproporcjonalnie długi do popełnionego czynu. A pozbawienie życia tysięcy istot bez znaczenia w jego życiu nie obciąża w żaden sposób mechanizmów odpowiedzialności za swoje decyzje. Przecież nikt nie powiedział, że patron zła i niezgody będzie płakał za każdą niewinną duszyczką, którą posłał do Stwórcy.
I remember a shadow,
living in the shade of your greatness.
Jednak nawet Loki nie urodził się jako wcielenie zła i od najmłodszych lat nie przejawiał tendencji do podążania wytrwale ku osiągnięciu skurwysyństwa absolutnego. Lata spędzone jako dodatek do Thora i ciągłe upewnianie się, że nigdy nie wyjdzie z cienia brata, odcisnęły swoje piętno na jego osobowości i dodały do niej sporo paskudnych cech. Jako dziecko Loki był jeszcze na tyle naiwny, żeby wieczne niedocenienie przekuwać na dążenie do doskonałości i dotrzeć w końcu do tego momentu, w którym nie tylko jego wysiłki, ale również ich wspaniałe efekty zostaną zauważone. Z każdą kolejną próbą zaimponowania ojcu przekonywał się coraz bardziej dotkliwie, że próbuje dokonać niemożliwego. Nigdy nie miał szansy na stanie się ulubieńcem Odyna, jednak nie był w stanie sobie tego uświadomić, przeżyć i pójść dalej swoją drogą. Do tej pory, po wielu stuleciach, wciąż tkwi w tym samym miejscu - w środku jest małym chłopcem, który nie dostał odpowiedniej ilości uwagi i wciąż usiłuje ją na siebie zwrócić. Porzucił jedynie dziecięce sposoby, a ich dorosłe odpowiedniki to czyste okrucieństwo i obsesyjna chęć posiadania władzy nad ludźmi i całą resztą myślącej zgrai. Chociaż ojciec sumiennie rozczarowywał swojego młodszego syna, ten wciąż nie potrafił zrezygnować z ogromnej miłości, którą obdarzał swój ideał i autorytet. Odyn był ucieleśnieniem wszystkiego, co zapatrzony w niego Loki uważał za odpowiednie i wspaniałe. Tym większa była jego rozpacz, kiedy w końcu uświadomił sobie swoją ustaloną raz na zawsze pozycję - pozycję drugiego w kolejności po starszym bracie. To odrzucenie spowodowało, że jego chore pojmowanie miłości zapuściło korzenie aż tak głęboko. Kochanie według Lokiego to nie przede wszystkim troska i akceptacja, ale obsesja imponowania, skutkująca nieprzerwanym cierpieniem.
Właśnie w ten magiczny sposób stał się nieczułym skurwysynem, niemalże niezdolnym do prawdziwej, szczerej i wyrozumiałej miłości. Przez całe wieki pielęgnował w sobie te wszystkie przekonania i dbał, żeby stare rany na pewno pozostały otwarte. Mógł wybrać tę trudniejszą drogę przez życie, która zakładała wytrwałe i wymagające konfrontowanie się z samym sobą, co po jakimś czasie pozwoliłoby mu zapomnieć o bólu, który sprawiał mu ojciec. Jednak Kłamca poszedł ścieżką nienawiści i gniewu, podsycanego wciąż żywymi wspomnieniami. Odpowiada mu opinia psychopaty o sercu z kamienia, to ułatwia tak wiele spraw i minimalizuje możliwość wystąpienia komplikacji pokroju prawdziwej przyjaźni lub chęci wywalenia w końcu na wierzch wszystkich swoich pretensji i bycia wysłuchanym. Nie, zdecydowanie prościej wygłaszać mowy pełne jadu i udowadniać wszystkim dookoła, że nie jest się tym, w którym należy pokładać nadzieję.
I am the monster parents tell their children about at night?
Loki to bestia wyrachowana i myśląca bardzo logicznie, jak na możliwości owładniętego szałem psychopaty z boską mocą. Prowadzi chłodne kalkulacje i wyliczenia wszystkich zysków i strat, podejmuje się natomiast realizacji jedynie tych planów, które przyniosą jemu samemu więcej pożytku niż szkody. Właśnie - plan. Plan to nieodzowny element jakiegokolwiek działania Kłamcy, który jest niemalże niezdolny do całkowicie spontanicznego działania pod wpływem impulsów. Wszystko musi być dokładnie przemyślane i dostatecznie skomplikowane, żeby w razie nieprzewidzianych wydarzeń druga strona nie była w stanie domyślić się całej konstrukcji. Kiedy coś pójdzie niezgodnie z planem, Loki robi dobrą minę do złej gry i udając, że tak właśnie miało być, odnajduje w tempie ekspresowym inną ścieżkę do wyznaczonego wcześniej celu. A sam cel jest kolejnym bardzo istotnym elementem. Kłamca nie potrafi robić nic bez celu, jest zupełnie pozbawiony umiejętności bezproduktywnego marnowania czasu, które sporej części zarówno ludzkości, jak i Asgardczyków przynosi wiele radości. Loki nie bardzo pamięta co to takiego ta tajemnicza 'radość'; mściwa satysfakcja - owszem. Nie śmieje się beztrosko tylko i wyłącznie z powodu wspaniałej teraźniejszości, która mogłaby trwać w nieskończoność, którą przecież ma do dyspozycji. I nigdy nie ma dość, ciągle chce więcej i więcej, im więcej tym lepiej. Więcej władzy, więcej mocy, więcej strachu w oczach aktualnie terroryzowanych.
W gruncie rzeczy jest kurewsko bardzo niespełniony, bo spełnienie jest niemożliwością, jeśli jest się tak zajadłym, i nieszczęśliwy, chociaż nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. Przecież nie zaznał tak wiele szczęścia, żeby wiedzieć chociażby, za czym ma tęsknić. Dlatego tęskni za niezidentyfikowanym czymś, podkładając pod synonim szczęścia władzę, wzbudzanie bladego strachu czy destrukcję. Tak naprawdę żaden z tych zamienników nie będzie w stanie go uszczęśliwić, najwyżej chwilowo zadowolić, żeby zaraz potem rozczarować. Bo żaden substytut nigdy nie zastąpi tego, czego Kłamca pragnie, bardzo usilnie przekonując samego siebie, że nigdy tego akurat bogactwa nie potrzebował.
Nie potrzebował najbardziej prozaicznego zrozumienia, tego prawdziwego.
Genialny opis Lokiego! :D
OdpowiedzUsuń