1.04.2012

My one regret in life is that I am not someone else. - Woody Allen

[Uprzedzam, wartkiej i żywej akcji nie ma tu wcale, nie wprowadza to też za dużo do życia Any. Za wcześnie trochę na takie coś, przynajmniej moim zdaniem, szczególnie, że żaden wątek nawet się nie rozkręcił. Krytykować, krytykować i jeszcze raz krytykować, jeśli odczuwać będziecie taką potrzebę. Przepraszam również, jeśli okaże się to bezsensowne czy niezrozumiałe. Osobiście jestem z tego zadowolona, pomimo tego, że rzadko piszę w takich klimatach, gdzie nic szczególnego prócz refleksji nie ma :)]
 _______________________________________
    Samotna gałązka, oderwana nagle od swoich. Otoczona delikatnymi kwiatkami, stała, zanurzona w wodzie, podtrzymywana przez krawędź szklanki. Nie jest wstanie stać sama. Wcześniej nie musiała tego robić, wystarczyła reszta drzewa i mogła pełnić swoje zadanie. Być i rozwijać się dalej, by drzewo również mogło to robić. Być i rozwijać się. Oderwana od drzewa, ograniczona szkłem przestaje być użyteczna. Zaczyna gubić swoją ozdobę. Drobne kwiaty puszczają delikatnie płatki przy nawet najdrobniejszym ruchu, pozwalając im pływać na powierzchni przejrzystej wody, czy też opaść na biały blat. W końcu przestaje się różnić od innych gałązek, ale nie jest podobna do swoich. I tak stoi w tej szklance, bezużyteczna, samotna i pozbawiona odzienia.
    Od dłuższego czasu drzewo wiśni za oknem, w parku, przykuwało jej uwagę dużo bardziej niż inne rzeczy, które ją otaczały. Aż w końcu wracając z pracy, podeszła i urwała jedną, małą gałązkę. Pomyślała, że ożywi to jakoś niewielkie mieszkanie w którym przyszło jej żyć, jednak zamiast tego zauważyła, że krótka egzystencja i pozostałości w formie ogołoconych kwiatków, jakby odebrały resztki życia, które jeszcze w tej kawalerce pozostały. Spostrzegła to, gdy gałązka nie przypominała już gałązki drzewa wiśni. Wpadła w dziwne przygnębienie, szczególnie jak w pamięci odnotowała pojedyncze cykle tej ciągnącej się śmierci.
    Rzuciła torebkę na ziemię, siadając przy białym stole na niezbyt wygodnym taborecie bez oparcia. Niebieskie spojrzenie jej oczu wydawało się zachłannie pochłaniać obraz nagiej gałązki, którą wręcz brutalnie zagarnęła dla siebie. Czuła się, jakby patrzyła na ostatnie chwile konającego, a metalowe otoczenie konstrukcji tylko to potęgowało. Uparcie tworzyła złudne repliki zwierzęce, dając niektórym życie, a niektóre zostawiając na etapie projektu, dając sobie głupią nadzieję, że nie jest tylko niszczycielem, że potrafi tworzyć. Ale gałązka jasno dawała jej do zrozumienia, że to tylko iluzja, którą tworzyła sama dla siebie. Żaden jej twór nie był i nie będzie organiczny, prawdziwie żywy.
    Los był okrutny, dając Anie taką, a nie inną moc, obdarzając jednocześnie dodatkowym genem. Był również okrutny, pozwalając jej utożsamiać się z gałązką wiśni, która stała na stole w pseudo salonie. Zobaczyła jakąś wyimaginowaną więź, widząc pewne podobieństwa. Nie dosłowne i jednoznaczne. Były to bardzo poetyckie skojarzenia, charakterystyczne dla epoki romantyzmu, pełnej namiętności jak i bólu.
    Czuła się krucha i delikatna, jak te płatki, którym wystarczy zwykłe dmuchnięcie, by upaść, potknąć się i już nigdy nie wstać. Czuła się jak w szklance, niby wszystko przez nią widać, ale nie można przejść, zupełnie jak te kilka kroków, które dzieliły ją od normalnego życia, którego tak bardzo pragnęła, a które codziennie mijała na ulicy. Czuła się gwałtownie wyrwana ze swojego życia, które trwało tylko krótkie piętnaście lat. Czas, którego już nie odzyska, zupełnie jak gałązka wiśni. Czuje, że pomimo wiecznej ucieczki, tak naprawdę stoi w miejscu, ograniczona przez przejrzystą szklankę. Czuje się samotna, bez bratniej duszy, której nawet nie mogłaby stuprocentowo zaufać. Czuje, że dawno coś zgubiła, zatraciła sens i zabrała sobie coś pięknego, być może swoją największą ozdobę, która leży gdzieś na ziemi, jak płatki, jeden po drugim, aż w końcu została sama gałązka. Zerwana przez kogoś, przez kogoś zatrzymana w szklance, przez kogoś pozbawiona swojej wyjątkowości i ozdoby.
    Tak, kochany tatusiu, bardzo Ci dziękuję, że ułatwiasz nienawidzenie Cię.
    Porzuciła romantyczne metafory na rzecz powrotu do monotonii pełnej żelastwa i mechanizmów, które towarzyszyły jej w pracy jak i w domu. Monotonia ułatwiała życie. Zauważała to bardzo często, głównie w czasie, gdy była wyjątkowo zestresowana czy zaniepokojona. Nie musiała myśleć o tym, co trzeb zrobić w danej chwili. Wszystko działo się w ramach odruchów i przyzwyczajeń, których nabrała przez dziesięć lat. Warunki były bardzo sprzyjające, stres i niepokój zastała na miejscu.
    Gałązka wylądowała w śmieciach podczas regularnych porządków. Sucha, naga i bezużyteczna trafiła tam, gdzie było miejsce na takie rzeczy. Miejsce pełne innych wyrzutków, które nie były w ogóle przydatne. Dopiero wieczorem doszło do Any, co zrobiła i znów poczuła się źle. Leżąc na łóżku, w ciemnym pokoju, dokonywała wbrew wcześniejszemu postanowieniu, kolejnych porównań, coraz bardziej dostrzegając w gałązce siebie. Czuła się trochę jak dziecko, które zaczyna powoli mieć swoje zdanie i dokonuje przemyśleń na różne i często nieistotne tematy. Nie zwróciła uwagi na niewielką chmarę metalowych świetlików, które uaktywniły się o określonej porze i już po chwili latały powoli po pokoju. W ciemności wyglądały jak prawdziwe świetliki, które były żywe, które łapało się do słoików i które potem wypuszczało jednocześnie i oglądało. Jej świetliki były tylko dla niej, działając dzięki prostym mechanizmom.
    Dziękuję, mamusiu, że pozwoliłaś mi uciec z tego śmietnika...
    - Proszę bardzo, córeczko.
    Ruda zerwała się gwałtownie, będąc pewną, że ktoś jest w domu, przy jej łóżku. Świetliki rozproszyły się i na chwilę zaczęły cicho burczeć. Niedopracowane dźwięki... Rozejrzała się dosyć nerwowo, wstała, zapaliła światło, przeszła przez całą kawalerkę i westchnęła. Westchnięcie było mieszaniną ulgi jak i zawiedzenia. Była pewna, że to Katja, głos był tak wyraźny i podobny do jej.
__________________________________________

[Dziękuję za uwagę.]

5 komentarzy:

  1. [I zobacz, poradziłaś sobie beze mnie xD]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Mi się podoba. Uwielbiam tego rodzaju przemyślenia - nie są łatwe do przetrawienia, ale za to ten melancholijny nastrój... Świetnie!]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Cieszę się, że komuś przypadło do gustu, bo już zaczynałam myśleć, że wyszło strasznie i dlatego nikt nawet nie komentuje. Ale dziękuję za opinię :)]

      Usuń
  3. [I ja myślę, że to jest całkiem nieźle napisane, naprawdę Ci wyszło. Długością nie powala, ale też nie czepiam się, nie liczy się ilość, ale jakość :) Ot, przyjemny tekst.]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Sadzę, że jakby było dłuższe to stałoby się czymś na rodzaj "flaków z olejem", bo w końcu ile można czytać tekst pełen ckliwych metafor i się w niczym nie pogubić :) Aczkolwiek bardzo mi miło, że się podoba :3]

      Usuń