1.04.2012

"I don't love you anymore. Goodbye."


Mów mi Black.

Albo i nie. Jak chcesz.
Tylko, brońcie bogowie, nie nazywaj zdrajcą.
Dlaczego?

Bo możesz tego pożałować.

 
Kim jesteś?
Czemu pytam? Bo nie wiem, jak mam się przedstawić.

Jesteś może kolejnym pieprzonym reporterem, zamierzającym zrobić mi kompromitujące zdjęcie na pierwszą stronę?
Jesteś może agentem, zamierzającym oskarżyć mnie o zdradę?
Jesteś może kobietą, zamierzającą wytknąć mi brak jakichkolwiek manier?

Oczywiście, że nie.

Dziś na pierwszej stronie – kolejna charytatywna akcja, gdzie oczywiście muszę dorzucić swoje dwa grosze.
W bazie – agenci powitają mnie z uśmiechem. Przynajmniej w większości.
Kobiecie – ukłonię się, przepuszczę w drzwiach, uśmiechnę się pięknie.

Jeśli zaś chodzi o zdradę, lepiej nie wypowiadaj na głos swoich podejrzeń.




Spójrz na tego człowieka.  Czy jesteś w stanie coś o nim powiedzieć?
Przystojny.
Elegancki.
...Kłótliwy?

Nie, nie, nie. W takim razie, chcesz może coś o nim usłyszeć?

Czemu nie?

Pali. W zasadzie, wypala papierosa za papierosem.
Sprzedał samochód, czasem korzysta z taksówek, naprawił jednak wreszcie swój stary środek transportu.
Mieszka w dużej rezydencji na obrzeżach Nowego Yorku.
Jest hazardzistą, poza tym grywa w bilarda.
Ma dwa psy – Jokera i Asa, które kocha nawet bardziej od brata.

To on ma brata?
Owszem. Jedynego członka swojej rodziny, do którego się przyznaje. Teoretycznie. 

Jeśli bowiem włamiesz się do jego mieszkania, zobaczysz kilka zdjęć przedstawiających dwóch mężczyzn… Jeśli ukradniesz mu telefon, znajdziesz w kontaktach numer opisany ‘’Adam’’… Jeśli jednak spróbujesz się czegoś dowiedzieć o tym człowieku, z pewnością nie skończy się to dla Ciebie dobrze.
Jedno możesz wiedzieć na pewno. Obaj są niebezpieczni. 

Ale, w zasadzie, podaję Ci tylko suche fakty. Informacje względnie łatwe do zdobycia.
Chcesz usłyszeć coś więcej?
 
Widzę, że kiwasz głową.

Po pierwsze, jest mutantem. I to dość niebezpiecznym, w końcu najniebezpieczniejsi ją Ci, którzy nie znają swoich ograniczeń. Jedyna umiejętność jaką do końca opanował to telekineza. Potrafi unieść całkiem sporo za pomocą myśli, nie ma jednak świadomości limitu. Teleportować zwyczajnie się boi, chociaż w trudnych sytuacjach zdarza mu się to robić. Najdłuższa odległość, jaką jest w stanie pokonać, równa się mniej więcej z przemierzeniem Nowego Jorku wszerz.
Kiedy jest wściekły, zdarza się, że jakiś przedmiot z jego otoczenia wybucha płomieniem. Nie jest w stanie tego opanować, a już na pewno nie wykorzystać do własnych celów.

Obecnie jest jednym z agentów Tarczy. Innymi słowy, bierze czynny udział w tej cholernej wojnie. W zasadzie chciałby, żeby już się skończyła.

Możesz spotkać go właściwie wszędzie. Możesz spotkać go w kasynie, gdzie będzie w towarzystwie wysoko postawionych osób. Możesz spotkać go w restauracji z jakąś piękną kobietą. Możesz też jednak zobaczyć go na ulicy, grającego w karty z jakąś grupką frajerów. Wtedy jednak pewnie go nie poznasz, bo zadba o kamuflaż. Możesz spotkać go w metrze, w parku- zwłaszcza w środku nocy, w siedzibie Tarczy, gdzie często przesiaduje, w jakimś barze o kiepskiej reputacji czy też po prostu na ulicy. Nigdy jednak nie możesz się niczego po nim spodziewać. Podobno bowiem, jest nieprzewidywalny.

Ufasz mu. Patrzysz mu w oczy i wiesz, że możesz mu zaufać. Jeśli tylko nie robisz sobie z niego wroga, możesz liczyć na pomocną dłoń. Widzisz, że jest dżentelmenem. Czujesz, że ukrywa przed Tobą wiele faktów. Jest czarujący. Wiesz to.
Jest bezwzględny. Jeśli jednak doszedłeś już do powyższych wniosków, tego nigdy się nie dowiesz.

Pewien człowiek zarzucił mu kiedyś zdradę. W zasadzie, może i miał rację.
On spędził bowiem jakiś czas w Instytucie Xaviera. Biegun zmienił prawie od razu po wyjściu stamtąd. Nadal jednak utrzymuje kontakt z tamtymi ludźmi, pomimo trwania wojny. Kryje się z tym, więc pewnie tego nie wiesz. Jest szpiegiem?

Nie jest porywczy. Wyprowadzić go z równowagi jest naprawdę trudno.
Rozbijesz mu samochód – kupi sobie nowy.
Obrazisz go – odgryzie się z uśmiechem. 

Jeśli jednak spróbujesz tknąć jego przyjaciela, będziesz miał problem.
Jeśli poznasz chociażby jeden z jego sekretów, nie zobaczysz wschodu słońca.
Możesz być tego pewien.
 
A teraz, spójrz na mnie. Co widzisz?

Jestem Black Jack. A Ty, przyjacielu, wiesz odrobinę za dużo.


 Opowiadania - POWIĄZANIA - Aktualnie


[Black Jack wraca, i to w wersji 2.0!
 W zasadzie, to karta jest nieskończona i niedopracowana, ale to może poczekać, czyż nie? Po prostu chcę tu już wrócić. I tyle.

No, i jest ten chrzaniony gif. Psuje mi reputację...
Z pozdrowieniami dla nikogo i wszystkich hejterów. ]


[Podaję swój numer GG, gdyby ktoś miał do mnie jakąś sprawę, skargę, chęć na wspólną notkę, czy też po prostu na rozmowę ;) Zazwyczaj siedzę na niewidoku, z czystym sumieniem dobijać się w dzień i w nocy; 38055504. ]

94 komentarze:

  1. [Ow yeah. Ten nikt się w oczy rzuca! To ja chcę wątek, absolutnie. Wanda na urlopie, Hela wolna, ale feel free <3 I musimy dokończyć notkę... ale najpierw wątek i koniec!]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Om, nom, tego... Witaj z powrotem, ojej... Uh... Hej, świetna karta, ale zapatrzyłam się, bo tego... Cześć, Jude.
    http://24.media.tumblr.com/tumblr_ly1e8qDsQC1rnnd42o1_500.gif]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Nie, nie, nie, absolutnie! Karta mi się naprawdę podobała. Ale ten wizerunek, rozumiesz... Koniecznie wątek. Może nie dziś, ale koniecznie jutro. Kiedykolwiek.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Yaay... Jak ja kocham tego gifa *-* Dobra, ludku. Wątek, prawda? Bo wcześniej był, ale potem osoba miała urlop, a druga osoba zmieniła postać i w ogóle. I wątek i może powiązanie, jak chcesz :D]

    OdpowiedzUsuń
  5. [To co, realizujemy pomysł z poprzedniej wersji karty? Tylko jakoś nie mam pomysłu na zaczęcie.]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Jasne, jasne :3 I nie marudź! Tekstu mało, a sam gif może wyrażać bardzo dużo x) I jest boski, no... Nie możesz go usuwać - pamiętaj xD
    O, wiem!
    Teskt bez tego gifa nie byłby taki sam, a ten gif bez tego tekstu, też wyrażałby co innego ^.^]

    OdpowiedzUsuń
  7. [No to skoro masz pomysły, to słucham :D A ja potem zacznę :3]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Husk się nie opowiada za żadną ze stron i raczej obojętne jej kto, gdzie jest, więc z Jackiem byłoby podobnie :3 mogą się lubić, być neutralni.
    Bardzo podoba mi się to z zagranicą, ale muszę pomyśleć po co, dla kogo itd. miałaby się gdzieś zjawić.
    A masz też B? :D
    I na razie korzystam z telefonu, jkbc .-.]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Dobra, powiązanie mam takie... Znają się. Znają się dobrze, bo siedzą razem w Tarczy, to proste. Nie chcę bardziej komplikować, bo wyjdzie nam to w praniu, w wątku. Chociaż z góry mówię, że to Jude Law, a Juda Law nie da się nie lubić, jeśli wiesz, co mam na myśli. Co do wątku... Może być wspólna misja? Tylko nie mam pojęcia, jaka dokładnie.]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Hej, hej, sorka za zasłonienie karty i w ogóle. W zamian za to proponuję wątek/powiązanie/łotewa.]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Nie wiem czemu, ale Szwecja od pewnego czasu mnie kręci xD]

    Europa. Całkiem miły kontynent, gdzieniegdzie zawiewa trochę konserwatyzmem i w ogóle, ale tak, to nie ma co narzekać. Europa zawsze jej podobała, szczególnie jej południowa i wschodnia część. Morza, ocean, trochę plaż i te sprawy. Głupio więc było kupować bilet do Szwecji, w dodatku pod koniec lata, by spędzić tam trochę mniej niż tydzień. Nie wspominając, że była to północna Szwecja, a nocleg zapewniał jej jakiś hotel czy kurort. Stacjonował on w górach, miał pięć gwiazdek i za kilka dni miał się tam odbyć pewien bankiet, na którym znaleźć się miał zawodowy włamywacz komputerowy, którego nazwisko chciała pozyskać. Z przyczyn sobie tylko znanych, musiała je zdobyć bezpośrednio u źródła.
    Szwecja nie była Hiszpanią, czy Grecją. Zdecydowanie nie. Bo inaczej nie siedziałaby w klimatycznym holu, pełnym zwierzęcych szczątków i tym podobnych, które miały chyba dekorować ten obszar. Nie miałaby na sobie grubego, czerwonego swetra w gwiazdki, nie piłaby gorącej czekolady i nie trzęsła jak osika. Duży fotel, który wyglądał na taki, w który trzymało się w górskich chatach, by jakiś rosły dziadek mógł sobie wygodnie usiąść przy kominku. Paige nie była dziadkiem, tak samo jak Szwecja nie była Hiszpanią, ale ciepłem kominka nie gardziła. Była tu w roli turystki. Całkowicie nie przykładała się, by grać tę rolę dobrze, bowiem od początku pobytu nie wyszła ani razu na narty, ani nic w tym stylu. Dwa dni przesiedziała w swoim pokoju, albo w holu i pomimo domniemanego ogrzewania, marzła w obu tych miejscach.
    A teraz zapadała się w wielkim fotelu, ogrzewając sobie ręce gorącym kubkiem i obserwowała z nudów fascynujące życie holu, przez który dziennie przechodziło dziesiątki osób, głównie po to, by się zameldować lub wymeldować z hotelu. Jeszcze trzy dni, które mogłyby zostać jakoś urozmaicone, jeśli nie było konieczności wychodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  12. Siedząc i patrząc się w głąb, tylko zarejestrowała, że mignęła gdzieś tutaj znajoma sylwetka. Nie wzięła natomiast tego pod większą lupę uwagi, zbyt zajęta robieniem niczego, nie licząc marznięcia i trzymania kubka czekolady. Dopiero wymówienie jej imienia, wybudziło ją z letargu. Paige... Ostatnio była Husk, jeśli była w pracy, albo Panną Guthrie, jeśli przebywała na uczelni. A tu Paige. To prawie, jakby wołała ją mama. Z tą różnicą, że mama nie miała męskiego głosu.
    Skierowała spojrzenie w jego stronę, kuląc się trochę bardziej na fotelu, bo ruch ciała wywołał falę dreszczy. Od razu napiła się parującej zawartości kubka, z ulgą odbierając odrobinę ciepła.
    - Dzień dobry, Jack. - mruknęła, chowając nos w obszernym kołnierzu swetra. - Piękny klimat, prawda? Podobno to najpiękniejsze miejsce w okolicach Kiruny, gdzie łatwo można dostać się na szczyt Kebnekaise. - dodała, całkowicie od rzeczy. Za zimno, by myśleć logicznie i sensownie i tylko dlatego przytoczyła kawałek tekstu z broszury, którą znalazła w biurze turystycznym. Za zimno na zdziwienie obecnością człowieka... Mutanta, którego nie widziała tak samo dawno, jak rodziny.
    Dopiero po chwili pojawiło się jakieś przejaśnienie, a właściwie odtopienie mózgu, bo blondynka wyprostowała się w fotelu i zamrugała kilkakrotnie, patrząc zdecydowanie trzeźwiej na mężczyznę.
    - Co tu robisz? - spytała, nie dbając zbytnio o uprzejmość i ton tych słów. Teraz było jej już tylko trochę zimno i mogła być zaskoczona.

    OdpowiedzUsuń
  13. [Niestety, ja w tej chwili jestem wyprana z pomysłów, więc liczę na ciebie. Na pewno odwdzięczę się zaczęciem za pomysł. //Scarlett]

    OdpowiedzUsuń
  14. To miał szczęście, bo ona zjawiła się tutaj w ramach pracy. Co prawda, teraz nawet się do niej nie przygotowywała, ale również nie odpoczywała. Zamarzała, z każdym dniem coraz bardziej, tylko od czasu do czasu, przybierając postać bardziej odporną na zimno. Metamorfoza w ogień była wykluczona, w pokojach były alarmy.
    - Dwa dni. Bardzo zimne, dwa dni. - skwitowała, odstawiając na chwilę kubek na stół i wyciągnęła rękawy swetra na różowe od mrozu dłonie. Uspokoiła się trochę na wzmiankę, że jest tylko na wakacjach. Nawet jeśli wakacje w ogóle nie kojarzyły jej się z takim miejscem.
    - A Ty? Na długo zostajesz? - uniosła lekko brew, biorąc kubek z powrotem. Również uważała jego obecność raczej za pozytywne zdarzenie. Nie będzie się tak bardzo nudzić, a nawet jeśli, to nuda z kimś jest mniej nudna. Tylko już się obawiała, że ktoś go tu nasłała, chociaż sama nie wiedziała czemu. Była ostatnio nieco przewrażliwiona na tym punkcie.
    I zabawne, że zastanawiał się nad taką kwestią, czy metamorf bardzo się zmienił. Było to w pewien sposób śmieszne.

    OdpowiedzUsuń
  15. - Wakacje... - pokiwała głową, ściskając usta w wąską linię. Brzmiało to we właściwy sposób, sugerujący, że nie za bardzo mu wierzy, głównie dlatego, że wiadomości wyciągał z jakiś papierów. Więc skoro on był na takich "wakacjach", to ona też była, tylko nie cieszyła się z nich tak bardzo, jak można by przypuszczać.
    - Widziałam. - odwzajemniła uśmiech, który został przysłonięty kubkiem i dłońmi owiniętymi rękawami swetra w śnieżynki. - Tylko było mi zimno i nie zauważyłam, że widziałam. - dodała, mówiąc całkowicie szczerze, nawet jeśli brzmiało to dziwnie. Miała coś z Cannonballa i trochę ją to zaniepokoiło, gdy uświadomiła sobie takie podobieństwo w stosunku do starszego brata.
    - A co porabiasz, tak poza tymi... wakacjami? - była strasznie inteligentną osóbką, która do tego wykorzystywała do bycia odrobinę złośliwą. Na pewno robił dla ciekawych osób, skoro dostawał teczki z papierami na wakacje. I na pewno nie było go w Instytucie, zajrzała tam pół roku temu i nigdzie go nie wyłapała. Nie szukała, ale to nieważne.

    OdpowiedzUsuń
  16. Pokiwała lekko głową, całkowicie rozumiejąc jakiego typu są to rezerwacje. Ale nie wnikała, przynajmniej nie w dostępnym dla każdego miejscu. Z resztą, nie była wścibska, nie aż tak, by zaraz chcieć przekopać te papierki, które na niewiele by jej się przydały.
    - Piję czekoladę i staram się nie poznać losu kostki lodu. - uniosła lekko kubek, który dostała od bardzo sympatycznej babci, która częstowała tutaj prawie każdego, kto wydał jej się tak samo sympatyczny, jak ona. Gdzieś chodziła, tutaj, po tym hotelu z wózeczkiem pełnym podobnych kubków i baniakiem gorącego kakao. Może znowu tu przyjdzie, a może już nie. W razie czego Husk pójdzie do recepcji i naskarży na kiepskie ogrzewanie.
    - I ma się tu odbyć bankiet. - powiedziała rzeczowo, z lekkim wzruszeniem ramion. Nic ciekawego. Miała już bardziej interesujące zadania, ale po ostatnim postanowiła nie marudzić, bo skończyło się ono wybuchem i przeciążeniem organizmu. Dlatego bankiet, nieważne jak bardzo nudny i jak bardzo zimno miało na nim być, był jej celem.
    - Przyzwyczaisz się. - uśmiechnęła się miluchnie i z lekką wyższością, bo ona miała zimowe buty, rajstopy i, co najważniejsze, czekoladę, która bardzo powoli traciła swoje gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  17. Parsknęła cichym śmiechem. Byli naprawdę kiepskimi aktorami, aż dziw, że ktoś ich brał do prac, gdzie wręcz wymagane były umiejętności udawania. Chociaż z drugiej strony, pewnie poczuli się przy sobie na tyle pewnie i bezpiecznie, że nie czuli potrzeby trzymania się na baczności.
    - Chodzi tutaj taka babcia... - rozejrzała się, jakby właśnie szukała jej wzrokiem. Gdzieś przemknęła pomiędzy azjatyckim turystami, ale była za daleko. I chyba nie wypadało jej tak wołać... Blondynka wzruszyła ramionami i skuliła się, podciągając nogi. Tak było zdecydowanie cieplej.
    - I co? Twoje rezerwacje obejmując tę atrakację? - dokończyła swoją czekoladę, zerkając z ukosa na Jacka. - Bo jeśli tak, to mi też możesz skombinować jeszcze jedną porcję. - posłała mu uroczy uśmiech. Nie chciało jej ruszać, bo obawiała się, że to by spowodowało kolejną falę nieprzyjemnych dreszczy.
    - W zamian mogę zaprosić Cię na obiad. - dodała, widząc jego minę i chociaż nie było jej to zbytnio na korzyść, to czekolada miała wielką moc przekonywania. I w hotelowej restauracji mogło być też cieplej... Szkoda, że wcześniej nie pomyślała o tym.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Thor to ogólnie ma do ludzi podejście "Jestem Bogiem, a ty tylko człowiekiem, ale mam jakiś defekt i strasznie mnie ciągnie do ludzi, więc ty sobie żyj a ja będę cię obserwować."
    Więc możemy uznać, że Thor go po prostu zlewa, ale w pewnym momencie nie wytrzymuje. ]

    OdpowiedzUsuń
  19. [Stwierdziłam, że szczegóły misji też wyjdą w praniu. Tak będzie najlepiej, a już nie mogłam się doczekać ich akcji, więc zaczynam, jak obiecywałam. Jest jednakże późno, a ja odmóżdżyłam się komedią romantyczną, więc może być średnio. Ale nie żebym narzekała. To złe podejście, toteż już się zamykam i cisnę rozpoczęcie.]

    W pewnych kręgach chodzą mało znane powiedzonka, że agent Tarczy ma tyle życia prywatnego, co Wasp po przemianie w swoją mniejszą formę. Dosyć suchy dowcip, ale coś w tym było. Agenci Fury'ego, jakkolwiek by nie byli zajęci, musieli jak najszybciej odpowiadać na jego zawołanie i stawiać się w siedzibie S.H.I.E.L.D., ogłaszając pełną gotowość do działania. Czasem przychodziło mu rozbrajać terrorystów przed jakimiś mistrzostwami świata w piłce nożnej, czasem chodziło o zrobienie porządku w papierach, ale zazwyczaj, gdy Fury się niecierpliwił, chodziło o agentów, którzy za nic mieli jego ostrzeżenia i groźby.
    Natasha stawiła się przed jednookim szefem piętnaście minut po tym, jak Nick stwierdził wszem i wobec, że jeszcze pięć minut i wyjdzie z siebie. Ochłonął po paru sekundach i wręczył plik dokumentów, do przejrzenia w wolnej chwili. Tą wolną chwilą miała być zdaje się podróż, bo usłyszała jedynie słowa "Las Vegas" i "Black Jack". Słysząc to drugie, uśmiechnęła się nieznacznie. Już z daleka zapachniało jej to ciekawą zabawą.
    Skinęła delikatnie głową i pomaszerowała tam, gdzie ostatni raz widziano uroczego szpiega. W sali treningowej. Każdy agent, nawet szpieg, zobowiązany był ją kiedyś odwiedzić, więc pewnie teraz Jack korzystał z chwili, żeby się gdzieś zaszyć.
    Nie dbała o to, że może czuć się delikatnie skrępowany. Zastawała różnych agentów, często bez koszulek, czasem nawet z agentkami, które "pomagały innym w ćwiczenia". Tym razem jednak nie zaskoczył ją niczym specjalnym.
    - Cześć, słodki - rzuciła, zamykając za sobą drzwi i czując w powietrzu unoszący się zapach zmęczenia maskowanego niezbyt efektownie dezodorantami. - Wiesz, że mamy razem misję, hm?

    OdpowiedzUsuń
  20. [Lubię sprawy wagi państwowej, więc bardzo chętnie zgodzę się na jakąkolwiek, byleby była zadyma :)]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Afryka bardzo Scarlett nie pod drodze - nie dość, że trzeba by się było szczepić, to jeszcze latanie z brzuchem za jakimś pokemonem by nie natchnęło ją pozytywnie. Niezidentyfikowany Obiekt Pożądania może być, tak samo Thor bijący dzieci, więc po prostu wybierz to, co ci się bardziej podoba, a ja zacznę.]

    OdpowiedzUsuń
  22. Scarlett niezbyt lubiła robić za pielęgniarkę i ciocię dobrą radę dla agentów i innych pomiotów Fury'ego, ale z drugiej strony miała do wyboru to, aby użeranie się ze Scottem Summersem i rodzinką. Z dwojga złego wolała już robić zastrzyki tutaj, niż znosić rzeczy dużo gorsze niż okazjonalne ploty z powodu jej stanu (kiedyś myślała, że tajni agenci nie plotkują, ale rzeczywistość skorygowała jej oczekiwania). Miała nawet własne laboratorium z przestarzałym sprzętem, w którym teraz siedziała i czytała książkę, mając szczerą nadzieję, że wygląda na bardzo zajętą i że nikt nie będzie jej przeszkadzał w najbliższym czasie... a przynajmniej do chwili, gdy dojdzie do dwudziestego rozdziału. Ostatnio uwijała się pomiędzy przygotowaniami do ślubu, pracami nad Projektem M i Avengers Mansion, więc brakowało jej chociaż chwili wytchnienia, a nade wszystko - czasu, gdy nikt nie zawraca jej co chwila głowy rzeczami tak błahymi jak kolor czcionki na zaproszeniach czy innym straszliwym i nieuniknionym końcem cywilizacji.

    OdpowiedzUsuń
  23. Machnęła niedbale ręką, na uwagę, kto powinien kogo zaprosić na obiad. Od pewnego czasu nie miało to dla niej większego znaczenia. Powodem mogła być też niska temperatura.
    Wykorzystała jego chwilową nieobecność i sama zawinęła do swojego pokoju, by przeszukać hotelową szafę i uzyskać koc. Zielony, przyjemny w dotyku i trochę już zużyty, ale spełniał cel do którego go stworzono. Ogrzewał i zmniejszał prawdopodobieństwo zamarznięcia.
    Po całej tej zabawie wykombinuje sobie lot do Południowej Afryki, na jakieś przyjemne odludzie. Zdecydowanie tam nie będzie jej zimno.
    - To nie wakacje... - pokręciła głową, bo było to zbyt ogólne, nawet jak na osobę działającą incognito. - To randka w ciemno. Pewna znajoma mnie umówiła. - uniosła leniwie kąciki ust, bo rozbawił ją fakt, że osoba której szuka, nic o spotkaniu pewnie nie wie i nie musi być nawet facetem.

    OdpowiedzUsuń
  24. Cóż, jeśli myślała o tym, że sobie odpocznie, to prawdopodobnie była to naiwność granicząca z głupotą. Słowa "sprawa wagi państwowej" wcale nie zabrzmiały w jej uszach miło. Za bardzo przypominały "Uwaga, niebezpieczeństwo, uciekaj bo zginiesz!". Podejrzewała, że Fury wysyłał ją na misję tylko z czystej złośliwości, jakby za karę za to, co zrobiła. Gdyby go dorwała, ukręciłaby mu łeb przy samym zadku, ale niestety ostatnio nie pojawiał się tutaj osobiście.
    - Myślę, że ktoś, kto nie ma spuchniętych kostek zareagowałby bardziej entuzjastycznie - powiedziała do zaczepiającego ją mężczyzny, wskazując na swój brzuch. To była połowa szóstego miesiąca, ale wyglądało na zaawansowany ósmy. Niedługo będzie wagą i kształtem przypominać ciężarówkę, bo dzieciak nie dość, że za szybko rósł, że jeszcze próbował boksować w jej ciele.

    OdpowiedzUsuń
  25. - Ale i tak nie będzie to nawet jednonocna znajomość. Tak myślę... - zmarszczyła lekko brwi, właśnie sobie uświadamiając, że nie za bardzo wie, jak podejść hakera w taki sposób, by szybko pozyskać informacje i zniknąć z pola widzenia. Nie lubiła planować, strasznie czasochłonne i często bezsensowne, bo los nie lubi działać według czyiś planów.
    - Nie wiem... - wzruszyła ramionami, z nieco złośliwym uśmiechem poprawiając sobie koc. Ciężko było jej się przestawić z powodu różnicy czasowej i już pierwszego dnia stwierdziła, że nie będzie się sugerować zegarkiem.
    - Ale jak się ogrzeję, to możemy iść na obiad. Może pożyczę Ci koc. - cmoknęła cicho, upijając trochę ze swojego kubka. - To opowiedz o swoim nudnym życiu towarzyskim. Coś na to poradzimy, a jeśli nie, to przynajmniej będę miała powód, by mówić sobie, że są tacy, co mają gorzej. - usadowiła się wygodnie, zupełnie jak dziecko, które namawia rodzica, by opowiedziało mu bajkę na dobranoc.
    W rzeczywistości, Husk miała jedną koleżankę z uczelni, dwie z kawiarni z której wywalili ją miesiąc temu (próba zarabiania na siebie jak normalny człowiek) i jedną, która była jednocześnie jej sprzątaczką i chyba nie wiedziała, że jest też zaliczana jako koleżanka. Faceci, nie licząc mutantów, jakoś nie rwali do jej towarzystwa.

    OdpowiedzUsuń
  26. Rzeczywiście, Jack nie wydawał się zbytnio zmęczony treningiem. Czasami, wchodząc tutaj, zastawało się agentów kompletnie zalanych potem, wycieńczonych, czerwonych od zmęczenia i wysiłku, jaki włożyli w samo rozciąganie, nie mówiąc już o jakichś konkretniejszych ćwiczeniach. Black Jack był kompletnie przeciwieństwem tego: jak zawsze uroczy, jak zawsze wyglądający tak, że kobiecie nogi uginały się same w kolanach. Czarna Wdowa, uważając siebie za profesjonalistkę w swoim fachu, czasem żałowała, że poddana jest urokowi mężczyzny. Mimo tego, że był niezbyt skromny jeśli chodzi o swoją aparycję, ale racji miał dużo i to trzeba było mu przyznać. Niejednokrotnie agentki podkochiwały się dla przykładu w nim. Na szczęście jej to jeszcze nie spotkało.
    - Byłeś widać zbyt zajęty swoim wizerunkiem, skarbie - puściła mu totalnie teatralnie oko, podając papiery. - Ja sama nie wiem, z czym mamy do czynienia. Wygląda na to, że czeka nas lot do Las Vegas. Ponoć hotel już czeka. A chyba nie przepuścimy takiej okazji, co nie?

    OdpowiedzUsuń
  27. Wzruszyła ramionami. To nie jej będzie zimno, a przynajmniej zimniej. Chociaż, gdyby się dobrze zastanowić, to pewnie w swoim pokoju też by znalazł koc, albo przynajmniej coś, co mogłoby za niego posłużyć.
    Cóż, mogła się pochwalić tym, że w jej pracy papierów się unikało, jak ognia. Nie licząc tych zielonych z wysokimi nominałami. Takie się trzymało i czasem niechętnie oddawało w ręce Paige, która jakoś musiała utrzymywać swoje sześć mieszkań, płacić podatki, jeść i myć się. Takie tam przyziemne sprawy, które bardzo lubiła, bo dawały namiastkę normalności.
    - Nudno masz. - skwitowała, chociaż było to tak tylko dla zasady, by zachować te pozory.
    Husk nawet nie chodziła na takie ustawione randki z dwóch powodów. Nie miała jakoś ochoty i nie było potrzeby. To wystarczyło. Poza tym miała na jakiś czas awersje do związków, jeśli nie były konieczne.
    - Załapałeś do jakiegoś biura, rozumiem. Chociaż nie wyobrażam sobie Ciebie w roli księgowego. - przyznała z delikatnym uśmiechem, zauważając że nad jego wargami pozostał ślad po kakao, ale nic nie powiedziała. Jakoś bardzo zainteresował ją fakt, kiedy się sam zorientuje, albo ktoś zwróci mu uwagę.
    - Fajnie, obiad ze mną chyba pierwszy raz w życiu będzie dla kogoś urozmaiceniem. - przekrzywiła głowę lekko na bok, nie przestając się uśmiechać. Śmieszne te wąsiki...

    OdpowiedzUsuń
  28. Było to zrozumiałe, w końcu w tak nudnej i monotonnej pracy nie trudno o rozkojarzenie, a że pracy poświęca się dużo czasu, to nieraz wpada to w nawyk. Sama też czasami kładła się na kanapie w domu jakiś ludzi u których przyszła, dajmy na to, zgrać jakie dane z komputera i zaczynała rozmyślać o tym dlaczego nie poszła do kina, albo czemu nie je śniadań.
    Roześmiała się krótko i przeciągnęła się z cichym mruknięciem, gdy zapytał o obiad.
    - Aż tak głodny jesteś? - udała zaskoczoną. Wstała, niechętnie ściągając z siebie koc i zerknęła przelotnie na Blacka.
    - Tylko pójdę do siebie odnieść koc i... - zamyśliła się, nie będąc pewną czy w restauracji będzie rzeczywiście cieplej. - Zrzucę co nieco. - dokończyła, dochodząc do wniosku, że na jakiś czas może zmienić tkankę ciała w miejscach zasłoniętych przez ubrania, na jakąś nie przepuszczającą zimna.

    OdpowiedzUsuń
  29. [No... Myślę, że tak by wypadało .-.]

    OdpowiedzUsuń
  30. [Ojeju, bo się rumienić zacznę, bo powtarzasz to i powtarzasz :3
    To ja wątek proponuję, tak przy okazji. Pomysły?]

    OdpowiedzUsuń
  31. [Nie ma sprawy, sama nie piszę epopei.]

    Zastanowiła się. Rozsądek podpowiadał, że nie ma na świecie rzeczy, która by nakłoniła ją do wstania z fotela, ale z drugiej strony rzucenie gromkim "Spadaj, ćwokasie" głosem urażonej hydry nie byłoby zbyt uprzejme.
    - Na czym konkretnie opiera się ta propozycja? - zapytała więc, prostując się, chociaż to ostatnie wymagało od niej niezłego samozaparcia. Ostatnio trochę za bardzo czuła się, jakby ktoś przyczepił jej do brzucha siedmiokilowy ciężarek, który musiała cały czas dźwigać. Niby nic, ale po pierwszych ośmiu godzinach człowiek ma dość. - Czy zawiera w sobie okazję do ratowania świata, szalone niebezpieczeństwo i marne szanse przeżycia? Tak wyglądały do tej pory wszystkie misje, na których byłam, a zdjęcia z nich są bardzo przydatne w rolach środków wymiotnych, więc wolę się upewnić.

    OdpowiedzUsuń
  32. Teoretycznie mogła zmieniać tylko swój wygląd, bo na to wskazywała nazwa "metamorf". W praktyce mogła się dostosować niemalże do każdej sytuacji, a tego nazwa nie obejmowała.
    W pokoju poszła do łazienki, ściągając na chwilę górną część garderoby. W ciągu kilku sekund na wybranych obszarach jej ciała, cienka warstwa skóry zaczęła odrywać się, ukazując diamentową strukturę. Nieorganiczne, więc i zimna nie odczuje. Przemiana obejmowała głównie tułów u ramiona, jednak Paige nie mogła ze stuprocentową dokładnością dokonać zmian w wybiórczy sposób. Jeśli nie chciała całkowitej metamorfozy, tylko częściowej, to pojawiała się ona w tych konkretnych miejscach, ale również na mniejszych obszarach. W tym przypadku obejmowało to jeszcze potrawą dłoń, na której widniała diamentowa plama, koniuszki palców i zapewne nogi.
    - Nieładnie się popisywać. - uśmiechnęła się, gdy wróciła i widziała jego zabawę i całkiem niewinnie mu pomagała pomachała, błyskając palcami.
    Dla niej zawsze był Black Jackiem. Nie była nawet pewna, czy kiedykolwiek chociaż ktoś przy niej wspomniał o jego prawdziwym nazwisku. I chyba zawsze będzie go podświadomie łączyła z Profesorem i Instytutem, tylko dlatego, że tam się poznali. Nie była też pewna, czy miałaby ochotę poznać jego historię. Sama miała raczej taką niewyjątkową, pozbawioną tajemnic i tym podobnych i do takich przywykła.

    OdpowiedzUsuń
  33. Niektórzy zastanawiali się do czego potrzebny jest Tony'emu Starkowi taki sprzęt, skoro nigdy nie odbiera, gdy ktoś do niego telefonuje. Bardzo interesujące spostrzeżenie, ale komórka nie jest tylko i wyłącznie do tego by odbierać. Z niej się przecież także dzwoni! I właśnie z powodu częstego wykonywania tej czynności Tony potrzebował telefonu. Co prawda wybierał numery jedynie tych ludzi, od których czegoś w danym momencie potrzebował lub chciał, ale to już temat poruszający zupełnie inną kwestię. A najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że Tony wybierał te momenty na proszenie o pomoc, które ludziom pasowały najmniej. Robił to rzecz jasna nieświadomie, ale... Dziwny był to zbieg okoliczności, który psuł właścicielowi Stark Industries reputację.
    Wracając jednak do jego problemu – był on poważny. Na tyle poważny, że zadecydował iż w ostateczności pokusi się nawet o użycie słowa „proszę” jeśli będzie to konieczne. Ludzie mieli czasem opory w tym by pomagać mu jedynie z takiej przyczyny, że on chce. A ostatnio dla przyjaciół, tych którzy mu zostali, starał się być o tyle miły, że zwroty grzecznościowe powoli przestawały być dla niego czarną magią. Choć, gdy Black Jack przestąpił wreszcie próg jego apartamentu z głowy wyleciały mu wszystkie miłe, czy uprzejme formułki jakie przygotował. Zamiast tego postanowił uraczyć go prostym:
    - Dlaczego tak długo?! Ja tu przechodzę kryzys!
    A potem położył sobie rękę na głowę i uśmiechnął się nieco wymuszenie.
    - Uniosłem się, wybacz – dodał po chwili i westchnął ciężko. - Napijesz się czegoś? Sprowadziłem whiskey ze Szkocji, podobno najlepsza, ale wypiłem jej tyle, że już nie czuję smaku. I pewnie zastanawiasz się o czym będziemy dzisiaj plotkować? Ktoś w mojej firmie próbuje doprowadzić do jej upadku, a robi to na tyle niesubtelnie, że codziennie dostaję informacje o wysyłanych na lewo towarach, ale jednak na tyle otwarcie, że nie da się tego przeoczyć.

    OdpowiedzUsuń
  34. Husk nie pijała kawy, głównie dlatego, że spała wtedy, kiedy miała na to ochotę. Brak stałej pracy i niekonieczność przebywania na wszystkich zajęciach, były wielką wygodą. Aczkolwiek nie uważała, by to były w stu procentach brednie.
    Uśmiechnęła się promiennie, będąc myślami w menu, które dostaną w restauracji. O pracy będzie myśleć, gdy się zacznie, szczególnie dlatego, że bankiety uważała za jedną z większych nud. Myślenie o nich nie mogło być ciekawsze, chyba, że planowało się zrobić jakieś zamieszanie na takim bankiecie.
    - Niepokojące, że się tak zamykasz w swoich myślach... - odparła, niby od niechcenia, gdy już znaleźli się w restauracji i usiedli przy stoliku. - Zacznę przypuszczać, że masz jakieś problemy w rodzinie, na wakacjach, albo co gorsza, moje towarzystwo Cię nudzi i zastanawiasz się, jak zwiać.
    Oparła się o stół, układając brodę na dłoni i przechyliła głowę lekko na bok. Nie przestała się uśmiechać. Nie potrafiła sobie przypomnieć, by w Instytucie Jack chodził zamyślony, nawet jeśli nie utrzymywali specjalnie bliskich kontaktów. Chyba będzie musiała zapamiętać ten widok na dłużej.
    - Dobrą wymówką powinna być grypa żołądkowa. Widok wymiocin doskonale mnie odstrasza. - dodała żartobliwie, krzywiąc się delikatnie na samą myśl o rewolucjach żołądka. Otworzyła nieśpiesznie kartę dań i zmarszczyła brwi.
    - Po krótkim przemyśleniu sytuacji, doszłam do wniosku, że przebywanie w moim towarzystwie nie może być nudne. Więc musisz przestać myśleć, albo zacznę Cię molestować pytaniami. - wyszczerzyła się bardzo diabolicznie.

    OdpowiedzUsuń
  35. Fury musiał mieć dzisiaj bardzo dobry dzień. Wanda pojawiła się na dywaniku legendarnego agenta i nawet nie dostała ostrej reprymendy za to, że nie uczestniczy w misjach Mścicieli.
    Wiedźma nie lubiła rządowych gadek.
    W każdym bądź razie, Nick wtajemniczył ją w to, co kamera zarejestrowała na wieży ciśnień.
    - I mam zapewne to sprawdzić? - zapytała, z urokiem uprzejmej magokratki.
    Uprzejmi magokraci mieli to do siebie, że wyglądali zwykle na nieuczciwych, zaczytanych, a ponadto bardzo buczeli przy każdym zdaniu, jakie wypowiadał do nich zwierzchnik. Bywało, że i Wdowa stawała się nagle magiem.
    Otóż, miała sprawdzić. Szef ponadto powiedział, tu chętnie by zacytowała: "weź moje kluczyki, samochód się przyda". Mustang na parkingu był niczym lew w klatce. Prawa jazdy Wandy były niczym kiepska sztuczka magika - bum! - i nie ma.
    Ta misja była dla Wandy niczym płachta dla byka - a raczej ta osoba zarejestrowana na filmie z kamery, która otworzyła portal. Była nią Czarodziejka - jedyna osoba, której trupa Wanda wrzuciłaby najchętniej w dużą kałużę, a potem zaczęła po nim skakać.
    - Dwie przecznice dalej czeka na ciebie jeden z agentów. Tylko jedź ostrożnie - dodał Nick, do wybiegającej radośnie Wandy.
    Jeżeli się pospieszy, zastanie może jeszcze Amorę.
    Mustang, w jednym kawałku jeszcze, powoli sunął po Piątej Alei, dopóki nie zatrzymał się na środku ruchliwej jezdni, a jego kierowca nie zawołał damskim głosem do grupki osób grających w karty pod dachem u wejścia dziwnego hotelu:
    - Wsiadaj, Jack!

    OdpowiedzUsuń
  36. [Ślicznie dziękuję za powitanie. No, mam szczerą nadzieję, że dobrze się będę przy pomocy Danny'ego bawić :)]

    OdpowiedzUsuń
  37. Paige studiowała anglistykę, co wiązało się z zadawaniem mnóstwa pytań. Co było dla kogoś inspiracją? Dlaczego uśmiercił tego, a nie tego? Czy to przypowieść, czy mit? I ulubione, czyli co autor miał na myśli?
    Dodajmy do tego ciekawość na zawołanie i wychodzi, że nie mógł trafić na nikogo lepszego, jeśli miał ochotę na szczerą odpytywankę.
    - Serio? - uniosła lekko brwi. - Ludzie częściej wybierają pierwszą opcję, ale skoro wolisz odpowiadać na najbardziej wścibskie pytania... - wzruszyła ramionami, zastanawiając się czemu sto gram tuńczyka z listkiem sałaty na przystawkę jest takie drogie. Na szczęście nie lubiła ryb, a te zawsze były drogie.
    - Wiek, panie Black... Czy jest pan tak stary, że zaczyna się martwić o swoje zdrowie? Albo charakter, bo podobno na starość ludzie robią się strasznie zrzędliwi. - na jej twarzy rozbłysł uśmiech rozbawienia. To było łatwe. Na początku zawsze jest łatwo, by potem było trudniej.
    Sama nie musiała dobrze kłamać. W sumie rzadko to robiła, bo sytuacje tego nie wymagały. Dzisiaj też nie skłamała, w końcu randka miała być, tylko niekoniecznie taka, jak na filmach.
    - I czy Twoje menu też ma takie drogie ryby? - mruknęła, z lekkim oburzeniem, przewracając kartkę na dania z innej padliny niż morskiej.

    OdpowiedzUsuń
  38. Nie oceniała po wyglądzie z przyczyn oczywistych. Jako zmiennokształtna wiedziała najlepiej jak aparycja może być myląca. Dlatego po krótkiej chwili przypatrywania się mężczyźnie, doszła do wniosku, że trudno jej stwierdzić czy wygląda staro, czy nie. Po nieco dłuższej chwili uznała, że przypomina jej dojrzałego klauna czy komika. Całkiem miły widok.
    - To o co pokłóciłeś się z dziewczyną, czy mamą? - przesunęła diamentowymi opuszkami po śliskich kartach.
    - Ewentualnie chłopakiem, bo zajęty hetero tak łatwo by się nie dał wyciągnąć na obiad, a taki mieszkający z mamą dostałby na wyjazd cały zapas jedzenia. - zrobiła zagadkową minę, która sugerowała, że ma w zanadrzu jeszcze kilka innych możliwości.
    Zamknęła kartę, z zamiarem zamówienia najbardziej pospolitego posiłku, jak przystało na Amerykańską turystkę.
    Zagryzła lekko wargę i skupiła uwagę na kieliszku po którego krawędzi zaczęła przesuwać palcem.
    - Ale raczej mieszkasz sam i masz pustą lodówkę, co? - kącik ust powędrował do góry w nieokreślonym geście. Takim, który pojawiłby się u osoby zawiedzionej czy zdegustowanej odpowiedzią, której nota bene jeszcze nie usłyszała.

    OdpowiedzUsuń
  39. Rzeczywiście udało mu się ją zaskoczyć, co jednak nie było czymś dziwnym. Miała raczej pospolite standardy rzeczy, które mogły zadziwiać. Ot, nadzwyczajna nie była w wielu przypadkach. Właściwie na mutacji i pracy kończyła się wyjątkowość Paige.
    - Jest lepszy niż ja. - roześmiała się krótko. - Swojego zamutancionego rodzeństwa nie widziałam od bardzo dawna, a na co dzień nie mam się z kim kłócić. - przyznała się do tej smutnej rzeczy bardzo pogodnie. Nie było jej źle z powodu samotnego życia, pozbawionego nawet zwierzaków, ale za to pełnego wrażeń. Takich jak zwłoki sprzątaczki znalezione w apartamencie.
    A o licznej rodzince Guthrie'ich chyba każdy w Instytucie słyszał, w końcu Cannonball dbał o reputacje.
    - Wyrodny synu swej matki... - zaczęła ta, która wysyła raz na kilka miesięcy list do Kentucky z pieniędzmi. - Nie uważasz, że nie zdrowo jest jeść psie żarcie, a zwierzaki poić alkoholem? - popatrzyła na niego z naganą i zaraz uśmiechnęła się lekko do kelnera, który przyszedł ich obsłużyć. Zamówiła smażoną pierś kurczaka z pieczonymi ziemniakami i jakimś zielskiem. Ziemniaki były zamiast frytek, bo one były za mało eleganckie jak na drogą, hotelową restaurację.
    - Czemu nie utrzymujesz z nią kontaktów? - spytała, całkowicie serio i na poważnie. Były różne przyczyny takiego postępowania, a Husk była ciekawa co kierowało jej kolegą. Nie miała zamiaru oceniać, nic z tych rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  40. Doszły ją już nieraz słuchy, że uchodzi za osobę szorstką, niemiłą, wredną i Bóg jeden wie co jeszcze. Czasami była z tego bardzo zadowolona, taki obrót sprawy wychodził jej na dobre. Szczególnie, kiedy widziała, że innym agentom o wyższym stopniu zawracają tyłki, a jej nie. Niektórzy podobno bali się z nią współpracować, bo była niemiła. Wtedy już nawet momentami miała wrażenie, że zrobi się jej zaraz przykro. Ale nigdy się nie robiło. W końcu to agencja do zadań specjalnych, a nie jakieś zasmarkane przedszkole.
    Black Jack miał to do siebie, że jego nie było sposób nie lubić. Akcent, urok, styl, żart... Takie rzeczy działały na każdą agentkę Tarczy, bez wątpienia.
    Odwzajemniła krótko uśmiech, odbierając z jego rąk papiery. Sama przeglądała je równie szybko jak on. Wiedziała tyle, ile było jej potrzeba.
    - Twierdzę, że jak zwykle umiesz docenić swój urok, o - mruknęła półszeptem, przyglądając mu się wyzywająco. - Zdążysz skoczyć do kasyna, a nawet będziesz miał dość przesiadywania tam. Zanosi się na to, że mamy jakiegoś arcygeniusza do rozpracowania - uniosła zawadiacko brew, podając mu ręcznik z podłogi. - I weź prysznic, lecimy pierwszą klasą. Po cywilu. Ja też muszę wskoczyć w jakieś ładniejsze ciuszki. Broń będziemy mieć na miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  41. [Głupio powiedzieć "nawzajem", ale mi się podoba karta Black Jacka bardzo. Przeczytana przeze mnie była już dużo wcześniej. Oczywiście, że mam ochotę na wątek. Nie można sobie tego odmówić. :)]

    OdpowiedzUsuń
  42. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  43. - Oczywiście, że będę prowadzić! - zapewniła niezaprzeczalnie gorliwym tonem Wanda, który to zapowiadał zazwyczaj jakieś nieszczęście.
    Na swoje własne - lubiła wyzwania. Dosłownie pięć minut temu zorientowała się, że hamulec to nie pedał gazu, a pedał gazu to nie hamulec - jednak nadal w niektórych momentach jej się myliły. Opanowała przynajmniej zakręty, ale zapewne najciekawiej zacznie być przy parkowaniu.
    Gdy kierowcy Piątej Alei wraz z radiowozem gdzieś z tyłu zaczęli niecierpliwie trąbić, wiedźma ruszyła z kopyta, wciskając mocno pedał gazu. Lubiła wiatr we włosach, co oznaczało mniej więcej, że wiatr zaczął huczeć w stuningowanym samochodzie.
    Zapomniała o otwartej szybie.
    - Wiesz co?! - zapytała, przytrzymując przyciemniane okulary przy twarzy i przekrzykując wrzawę, która aż wduszała w fotel przy niezważaniu na znaki o ograniczeniu prędkości. - Zastanawiam się, którą rękę uciąłby mi twój szef najpierw, gdybym zajrzała do schowka! Ale chyba nie chcę wiedzieć, dlaczego z niego tak...!
    Skręciła gwałtownie w lewo i niezauważalnie zwolniła, operując kierownicą niczym profesjonalny pirat drogowy. Zależało jej głównie na szybkim schwytaniu Amory - najlepiej martwej Amory.
    - Widziałeś to nagranie z wieży?! - zakrzyknęła wiedźma, a widząc wyraz twarzy Black Jack'a, zamiast tego spytała z identycznym, wyzywającym błyskiem w oczach:
    - Coś nie tak?!
    Oprócz tego, że gałki oczne były w tym tempie narażone na wyschnięcie - nie mówiąc już o zgodności z przepisami (Wanda za starych czasów w Bractwie była specjalistką w prowadzeniu samochodu podczas ucieczki z miejsca zdarzenia), jeździe pod prąd i zirytowaniu ze strony mijających mustanga kierowców.
    Wiedźma brała to za zazdrość - nie każdy nowojorczyk mógłby pochwalić się mustangiem.

    OdpowiedzUsuń
  44. [A ja powiem, że nie lubię, kiedy pozostawia się decyzję mi, dając mi wolną rękę. Z tego mogą wyniknąć potem dziwne rzeczy. Ale nie chcę robić zamieszania, więc się zastanawiam od razu nad powiązaniem...
    Cóż, Iron Fist nie jest agentem Tarczy, niezależnie od tego, co sobie twierdzą, a i Avengers pomaga tylko ze względu na parę osób z drużyny. Mścicielem jednak się go określa, więc do tego możemy nawiązać. Może też być afiliacja (że też użyję tego fikuśnego słowa), gdzie Black Jack dawniej miał za zadanie przyjrzeć się Fistowi, on się tego domyślił i od tamtej pory są dosyć dobrze sobie znani... Nie wiem, nie wiem. Liczę na Twoją pomoc, mimo wszystko. Nie chcę nic zepsuć.]

    OdpowiedzUsuń
  45. Większość Mścicieli, owszem była teraz na jakiejś misji, ale on nie miał tego obowiązku. Gdy Fury próbował na niego naciskać, że musi iść Thor groził, że spakuje manatki i wyniesie się z powrotem do Asgardu, a wtedy będą musieli radzić sobie sami.
    - Nie bardzo. - rzucił po prostu jakby nie zauważając, że Black z niego drwi. W sumie jakoś mało go to obchodziło, a on akurat uwielbiał nabijać się z jego pochodzenia. Biedny, nic nie znaczący człowieczek. Thor pokiwał wolno głową i uśmiechnął się sztucznie. - Podobno miałeś być na urlopie, aż tak samotny i zdesperowany jesteś, że przesiadujesz w pracy w wolne, Black? - odgryzł się, co było do niego nie podobne, bo zazwyczaj tylko ze stoickim spokojem przyjmował drwiny Jacka, ale coś się zmieniło. Zapewne kłótnia z Sif źle na niego wpływa i jest trochę poddenerwowany. Te kobiety, tylko z nimi problemy.

    OdpowiedzUsuń
  46. - Wobec tego gdzie jest haczyk? - spytała, mimowolnie zaciekawiona. Tak wpływał na nią wyraz "badania". Niemniej jednak miała dziwne przeczucie, że coś nieciekawego wisi w powietrzu i bynajmniej nie była to wina bardzo kiepskiej przepustowości w laboratorium. - Rozumiem, że mam powiedzieć, co to jest? I w jakim sensie "nie daje się zbadać"? Gryzie, gdy ktoś spróbuje?
    Według Scarlett nie było rzeczy nie do zbadania - byli tylko kiepscy naukowcy. Nie miała pojęcia, jakich Fury tu zatrudnia, ale jeśli robi to na takich samych warunkach, jakimi wysługuje się nią... Cóż, nic dziwnego, że nie przynosi to zbytnio optymistycznych prognoz na najbliższą przyszłość.
    Kawałek o Thorze trochę ją zafrasował, jednak nie zdziwił.
    - Thor ciągle na kogoś wrzeszczy. Myślę, że to asgardzki sposób na wyrażanie uczuć. W zasadzie nic do niego nie mam, oczywiście, o ile kultywuję tę tradycję z dala ode mnie.

    OdpowiedzUsuń
  47. Uniosła brew.
    - Rozumiem więc że ciało obce... było kiedyś żywe, tak? Cóż, mam tylko nadzieję, że nikt nie wypatroszył mi kota.
    Według niej sprawa była prosta - miała do wyboru albo siedzenie tutaj i zajmowanie się kolejnymi przypadkami Wielkiego Straszliwego Wirusa, który dopadał ludzi znienacka w lecie, kiedy akurat był sezon urlopów (preferował tych, którzy tychże urlopów nie dostali), albo zająć się czym, co może - choć nie musi - być ciekawe. Z dwojga złego lepiej w tę stronę.
    - Nie wiem jak agenci, ale ja bardziej boję się żywych potworów niż martwych - stwierdziła poważnie, wstając "na raty" (najpierw napiąć uda, podźwignąć brzuch, dopiero potem wyprostować się). - W porządku, niech pan prowadzi, panie...? - zawiesiła głos. Nie pamiętała, czy mężczyzna jej się przedstawił, co prawdopodobnie oznaczało, że jest naprawdę pieruńsko zmęczona.

    OdpowiedzUsuń
  48. Odprowadziła go do wyjścia spojrzeniem, stojąc ze skrzyżowanymi rękami i towarzyszącym jej uśmiechem, jaki dopiero kilka sekund po jego zniknięciu za drzwiami do męskiej szatni z prysznicami, spełzł z twarzy Natashy Romanoff. Coś było w tym gościu, że nie nazywało się go żadnym kanciarzem i spryciarzem, ale zwyczajnie uroczym łobuzem, zapewne przez ten jego uśmiech.
    Zamknęła za sobą drzwi do szatni i podążyła do swojego pokoju. Nie mogła tego nazwać przytulnym gniazdkiem, bo wyglądał dosyć surowo, ale był zarezerwowany dla niej, duży jak na standardy takich organizacji, miał dosyć wygodną pryczę (nie można tego było nazwać łóżkiem, bo to nie mieszkanie, przynajmniej nie w jej mniemaniu) i spory zapas ubrań, w tym stój Czarnej Wdowy. Musiała go porzucić, podobnie jak broń.
    - Nie możemy wzbudzać podejrzeń, Jack - mruknęła, widząc jego niezadowoloną minę, kiedy wychodził ze swojego kącika, zostawiając broń. - Ale chyba damy sobie radę i bez pukawek, prawda? Z tego co wiem, w Las Vegas już ktoś od nas jest,a na pokład samolotu nie wpuszczą nas z bronią. Jedziemy jako para z Upper East Side, w podróż poślubną. - Zaśmiała się pod nosem. Brzmiało to nawet zabawnie. - Tylko nie bierz tego do siebie.
    Była teraz ubrana już w czarną mini, pasującą całkowicie do opisu kobiety z Manhattanu, no i przede wszystkim do garnituru jej dzisiejszego partnera. Będzie zabawnie, to mogła stwierdzić już teraz.

    OdpowiedzUsuń
  49. [Tam po prawej, koło shoutboxa napisano, że jesteś na urlopie. Mimo wszystko, czekam na wątek i ustalanie jego fabuły po powrocie BJ. Podoba mi się pomysł, więc uzbroję się w cierpliwość.]

    OdpowiedzUsuń
  50. [Nie było mnie. I właściwie dalej mnie nie ma, ale wątek chętnie. Może dzięki temu szybciej powrócę tutaj. ;>]

    OdpowiedzUsuń
  51. [O, ktoś tęskni, jak miło :D Pomysł z barem jest okej, Logan bywa tam systematycznie i oczywiście bywalców kojarzy, a w dodatku Black Jacka kojarzyłby jako zdrajcę Xaviera. Więc coś da się z tego wykombinować. Propozycje mi przypasowały.]

    OdpowiedzUsuń
  52. [Jak tylko masz chęć to zaczynaj :3 Z mojej strony żadnych zastrzeżeń.]

    OdpowiedzUsuń
  53. [ Dzisiaj nie gryzę, dzisiaj jedynie mogę połykać w całości, ale to nie boli, hihiihihi. Kiedyś tam ustalaliśmy, że oboje znają się ze starych czasów. Teraz jest wojna - BJ po stronie S.H.I.E.L.D, panna Dane wraz z ojcem łaskawie wspierają x-menów. Ale mniejsza o wojnę, mniejsza o to, że są po przeciwnych barykadach. Panna Dane może okazać się niezłą arogancją i głupotą przy tym, ale zwróci się o pomoc do BJ, aby pomógł zdobyć jej akta z archiwum Tarczy. Chce tylko mieć wgląd w to ile o niej wiedzą jej wrogowie ;) To taki luźny pomysł - Polaris wyjdzie z tą propozycją, a BJ zgodzi się lub nie, to jego sprawa :D ]

    OdpowiedzUsuń
  54. [ Właściwie nie mam pomysłu na miejsce spotkania, ale jak coś wymyślisz to powinnam zacząć ;D ]

    OdpowiedzUsuń
  55. Nie należała do osób, które zapowiadają swoje przybycie, które umawiają się w konkretnym lokalu o konkretnej porze i przychodzą pięć minut wcześniej, zająć swoje miejsce i wypatrując towarzysza. Była osobą niestałą w swoich uczuciach i postanowieniach, kierującą się nie rozsądkiem, a impulsem, która zadziwiająco przypominała burzę. Burzę, która przychodzi nagle i nagle znika, która przynosi ze sobą duszącą ciszę, aby nagle zmienić całkowicie sytuację.
    Właściwie spotkanie z Black Jackiem rozważała już wcześniej, jednak ostatecznie zawsze z niego rezygnowała, nie wprowadzając swoich planów w życie. Niby coś układała w swojej głowie, ale było to niezwykle niestałe i zanikało w ułamku sekundy. Usprawiedliwiała się brakiem czasu i natłokiem zajęć, słabym zdrowiem fizycznym czy chęcią wypoczynku, jednak sama wiedziała, że są to marne wymówki, które często mijają się z prawdą. Konieczność poznania informacji, w których posiadaniu była Tarcza przyszła nagle, gwałtownie i nie dawała jej spokoju, utrudniając codzienne czynności.
    W końcu się pojawiła. Cicho i niespostrzeżenie niczym kot, wspinając się na schody z gracją, tracąc ją wraz z zatrzymaniem się przy odpowiednich drzwiach. Załomotała w drzwi z taką siłą, tak głośno jak gdyby co najmniej paliło się i waliło, jakby za parę minut miał nastąpić Armageddon. Zero subtelności, która mogłaby spowodować, że zanim Black Jack doczłapałby się do drzwi, umknęłaby w popłochu, rezygnując z zamiaru spotkania się z nim. owe walenie m8iało zmusić go do szybszej reakcji.
    Nie była do końca pewna czy to właśnie na nim chce polegać, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że aktualnie to było jej jedyne wyjście, jedyny łącznik z S.H.I.E.L.D, który zdawał się być niepewny dla otoczenia, niewiedzącego po której stronie on właściwie się postawi. Reszta agentów tarczy była niezłymi zapaleńcami, więc wśród nich pomocy raczej szukać nie mogła, a naprawdę nie na rękę było jej uciekanie się do szantażu, aby uzyskać pomoc w tak drobnej sprawie.

    OdpowiedzUsuń
  56. [Spokojnie, spokojnie. Ogarnąć osobę Xaviera to horror, ale wiadomo wątek da się jakiś skombinować :)]

    OdpowiedzUsuń
  57. [Tak, bar to najbardziej neutralne i prawdopodobne miejsce spotkania :)Jeszcze zawsze mogą być jakieś dziwne zaułki NY]

    OdpowiedzUsuń
  58. Kłopoty w szkole spędzały jej sen z powiek. Do tej pory lokalne władze bez słowa zająknięcia finansowały jej wszelkie projekty i nagle, tak z dnia na dzień postanowili o połowe obciąć jej fundusze. Problem w tym, że dzieci ciągle przybywało a jej kończy sie pieniądze. Przecież nie mogła podwyższyć czesnego bo wtedy rodzice tych biednych dzieciaków nie mieliby za co finansować ich nauki. Patowa sytuacja. Maya postanowiła jednak działać. Dostała kilka nazwisk wpływowych ludzi i niczym mały domokrążca chodziła od miejsca do miejsca i próbowała namówić wpływowych ludzi na pomoc. Black Jack kolejną postacią na jej liście. Tajemniczą postacią, trzeba dodać. Kilkakrotnie widziała gdzieś jego twarz, kilku ludzi coś tam o nim wspominało i tyle. Nie wiedziała gdzie go spotkać ani jak sie z nim umówić. Kiedy więc zobaczyła go w parku, tak po prostu siedzącego na ławce myślała że umrze ze szczęścia. Niewiele myśląc podeszła i usiadła obok niego. - To pewnie zabrzmi dość kretyńsko bo Pan mnie nie zna a ja w zasadzie nie znam pana, ale jest pan jedną z niewielu osób które mogą mi pomóc. - dramatyczny apel i wzrok smutnego spaniela, działało w 80%.

    OdpowiedzUsuń
  59. Zabrzmiało to dziwnie, przynajmniej bardzo nietypowo. Która matka nie chciała mieć kontaktu ze swoim dzieckiem? Było to trochę spaczone zachowanie, przynajmniej według Paige, która wychowała się z wśród dziesiątki rodzeństwa, gdzie jeden brat był adoptowany (ale znany dużo wcześniej) i która straciła ojca. W takich chwilach matka staje się osobą najważniejszą na świecie, a cała reszta rodziny zaraz po niej. Czy Pani Guthrie chciałaby zerwać kontakt z którymś ze swoich dzieci? Czy w ogóle by potrafiła?
    - Przykre... - odparła po krótkiej chwili ciszy, analizując na wszelki wypadek wszystkie zachowania swojej matki. Nieistotne, że to Paige zaniedbywała te więzi, to co innego, gdy dorastające dziecko odrywa się, a potem za bardzo przywyka do samodzielności. Może być tak samo dotkliwe.
    - Ja na Twoim miejscu byłabym tak upierdliwa, jak to tylko możliwe, chociażby dla samej upierdliwości. - skwitowała pewnie, ale starając się, by nie zabrzmiało to zbyt serio. Mimo wszystko, jej to chyba nie groziło. Pani Guthrie pewnie nawet nie zauważyła, że mogła zgubić kilka dzieciaków.
    - Może to przez to, że nie masz dziewczyny? Pamiętam, jak byłam w Kentucky na Świętach i przyjechał też Sam... Nasza mama nie dała mu żyć, że nie ma synowej i prawie się obraziła, jak jej powiedział, że życie nie za bardzo mu na to pozwala. - przyznała z rozbawieniem. W farmerskiej rodzinę z predyspozycjami do górnictwa, jakoś leżało w tradycji, że najstarszemu synowi wypada się ożenić jako pierwszemu.
    - Mi odpuściła, jak skłamałam o pracy w administracji czegoś tam. - dodała ze śmiechem, zasłaniając usta dłonią. - Także radziłabym Ci odwiedzić mamę z jakąś narzeczoną, która by się jej spodobała, albo znaleźć pracę inną, niż przeglądanie rezerwacji i jeżdżenie na wakacje.

    OdpowiedzUsuń
  60. Godzina do zamknięcia i można wrócić do Instytutu, opcjonalnie wpaść do własnego mieszkania i choć na chwilę zmrużyć oczy. Odrobina snu by się przydała. Logan siedział przy barze i popijał drink za drinkiem w międzyczasie zaciągając się cygarem. Za barem stała jedna z dziewczyn, które pracowały tu od niedawna. Musiały się przyzwyczaić, że właściciel jakiś czas przed zamknięciem sam zaczyna pić. Pił, czasem bez opamiętania, jednak nigdy się nie upił. Alkohol nie działał na jego organizm tak jak działa na organizm przeciętnego człowieka, a czasem chciałby upić się w trupa i zasnąć, by nie męczyły go koszmary. Odgasił resztę cygara, by po chwili odpalić kolejne. Szklanka stojąca przed nim była w połowie pusta. Lokal powoli się wyludniał, właściwie nie ma się co dziwić. Zbliżał się ranek i mało kto przychodził tutaj o tej porze. Bar zaczynał żyć dopiero wieczorem.

    OdpowiedzUsuń
  61. - A kto mówi o zmianie pracy? Jedyna admnistracja w której byłam, to taka na uczelni, gdy brałam od nich papierek. Tak to mam randki w ciemno i chyba mama by się ucieszyła, że o nich nie wiedziała... - uniosła spojrzenie do góry, w charakterystyczny sposób, jakby z obawą, ale zaraz znowu się roześmiała. - Poza tym są różne biura, jakieś serwisy, wścibskie koleżanki. - mruknęła, od razu nawiązując do swoich znajomych, którzy lubowali się w swataniu Husk.
    Byłaby hipokrytką, gdyby miała go znienawidzić za opuszczenie Instytu. A hipokryzja to było coś, czego naprawdę nie znosiła. Działała trochę jak zapalnik do bomby.
    Zamrugała kilka razy, akurat bawiąc się kieliszkiem o który postukiwała diamentowymi opuszkami. Pewnie wyplułaby w bardzo elegancki sposób zwartość swoich ust, gdyby była taka sposobność.
    Hej, kelner? Szklankę wody...?
    - Sam? - powiedziała, jakby musiała się upewnić, czy chodzi im o tą samą osobę. - Myślę, że żyje. Raczej by dali znać, gdyby ktoś zdjął z tego świata kolejnego Guthriego. - mruknęła gorzko. Nie widziała się z nikim z rodziny prawie od czterech lat, co naprawdę było wyczynem, mając tyle rodzeństwa. Serio, to tak jak z mrówkami, jest ich tak dużo, że trudno zauważyć, czy któreś nie zniknęło czy sobie nie umarła.
    Na korzyść Blacka było nie poruszać tematu Icarusa. Tak będąc przy umieraniu.
    - A tak, to nie wiem... Może odwala coś w uniformie od Xaviera, może przyciągnie ziemskie zwiększyło swoją siłę i teraz jest już tylko Ballem? Kij go wie, a pies trącał. - wzruszyła ramionami, odwracając spojrzenie gdzieś w bok.
    Nie martwiła się za bardzo. To Sam był od nadopiekuńczości, którą obdarza się rodzeństwo. I był starszy. Najstarszy, to na pewno miało coś do rzeczy, skoro zawsze było największym argumentem, gdy brat zrzucał jakieś swoje obowiązki czy próbował udowodnić racje.

    OdpowiedzUsuń
  62. [W takim razie będę czekać na pomysł, chyba, że pójdziemy na żywioł i po prostu spotkają się na molo przy żaglówce, aby odbębnić trening w terenie zlecony przez Fury'ego. Hm?]

    OdpowiedzUsuń
  63. Bar zawsze był otwarty do ostatniego klienta i najwyraźniej ten dopiero co wszedł. Logan podniósł wzrok na osobnika płci męskiej, który właśnie usiadł obok niego zamawiając whiskey. Coś znajomego było w tej twarzy, jednak niekoniecznie musiało być to prawdą, w końcu po tylu godzinach bez snu bardzo łatwo było się pomylić.
    - Nie za późno, bądź za wcześnie na odwiedziny baru? - odezwał się nie patrząc wcale na faceta do którego skierował te słowa, właściwie nie miał zamiaru się odzywać, ale widział minę dziewczyny, która też była już wyraźnie zmęczona. Nie liczył, że gość wyjdzie, ale może chociaż w miarę określi się, bo przecież nie będą tu siedzieć do południa.

    OdpowiedzUsuń
  64. [Dziękuję bardzo za uwagi, zaraz wszystko postaram doprowadzić do porządku. Warto najpierw ustalić, czy obie postacie mają się znać czy też nie. Oczywiście mogę zacząć, jednak ustalenie kilku spraw ułatwi mi to.

    Nike]

    OdpowiedzUsuń
  65. [Owszem współpracuje, od dwóch lat przebywa w Instytucie. Tzn. jak dla mnie to nie jest przeszkoda, chociażby dlatego, że Nemesis ma specyficzne podejście do problemu... dla niej cały ten konflikt nie jest osobisty, więc nie bierze niczego do siebie i może robić co chce i kiedy chce, ponieważ nigdy nie wyzbyła się całej niezależności. Osobiście wolałabym aby się znali, bo wtedy łatwiej prowadzi się wątek.
    Nike]

    OdpowiedzUsuń
  66. Musieli wyglądać naprawdę jak bogate małżeństwo z wyższych sfer Nowego Jorku. Nie mogli więc pojechać na lotnisko taksówką, to nie wchodziło w grę. Mogli od razu lecieć też prywatnym odrzutowcem, a ten przykuwał za dużo uwagi. Wyjście było jedno: lecieli samolotem z pierwszą klasą, a na lotnisko zawiezie ich szofer.
    Pod siedzibę Tarczy nie podstawiono żadnej limuzyny, byłaby znów zbyt nowobogacka. Natasha wynegocjowała u Nicka dosyć szybko całkiem porządnego mercedesa. Bagaże dwójki agentów wylądowały w bagażniku, a Natasha i Jack znaleźli się na tylnych siedzeniach, od kierowcy oddzieleni przyciemnianą szybką.
    - Półtorej miesiąca po ślubie, twój ojciec prowadzi kancelarię w Londynie, sam dostałeś filię w Nowym Jorku, która powoli się rozwija. Podawania nazwy unikaj, chyba, że cię zmuszą, wtedy wykombinuj coś brytyjskiego, jesteś w tym specjalistą. James Matthers, lat dwadzieścia dziewięć - podała mu wizytówkę oraz dokumenty, które przedstawiały dokładnie taką osobę, jaką opisała Jackowi Natasha. Z jego zdjęciem.
    Jednocześnie wysunęła swój dowód.
    - Na mnie mówisz Natalie, przejęłam twoje nazwisko po ślubie, wcześniej nazywałam się Rushman. Nie pracuję, wcześniej robiłam jako asystentka w dziale prawnym. Lat dwadzieścia pięć. Reszta improwizacja. Ale z umiarem.

    OdpowiedzUsuń
  67. [ Dzień dobry. Ha, czaiłam się żeby stworzyć cyborga od jakiegoś czasu booom i jestem, do niedawna dumna że jako jedyna przedstawiam ten gatunek no ale się skończyło. Szybko się czyta twoją kartę, ciekawa postać, a może z czasem wyniknie między nami jakieś powiązanie. teraz postaram się wypisać coś w miarę zadowalającego. ]

    Opuściłam instytut Xaviera około północy. Mimo że nie potrzebowałam tyle snu co przeciętny człowiek po 20 godzinach nieustannej pracy mój organizm zaczynał protestować. Stojąc już za bramą przymknęłam oczy i zaciągnęłam się chłodnym nocnym powietrzem. Starzeję się. Odruchowo przeczesałam palcami krótkie falowane włosy po czym zdjęłam ze stóp buty na nieprzyzwoicie wysokim obcasie i wrzuciłam je niedbale to pojemnej torby. Odpięłam ostatni guzik białej, jedwabnej koszuli po czym dość szybkim krokiem typową polną drogą ruszyłam w stronę miasta. Czarna ołówkowa spódnica napinała się niebezpiecznie gdy stawiałam długie kroki. Odkąd opuściłam mury szkoły czułam na sobie czyjś wzrok i chodź nie należałam do bojaźliwych kobiet to miałam ochotę rzucić się biegiem aby dotrzeć do miasta jak najszybciej. Całą drogę towarzyszył mi dosyć znajomy zapach tytoniu. Odetchnęłam z ulgą gdy znalazłam się wśród ludzi gdzie mimo późnej godziny ruch był niemal jak za dnia. Wsunęłam na nogi buty po czym wskoczyłam do całodobowego sklepu. Kupiłam solidny kawał krwistej wołowiny i po dwudziestu minutach byłam już w swoim domu na obrzeżach miasta gdzie w progu z wielką radością powitał mnie duży czarny mieszaniec owczarka i doga niemieckiego. Jednak nawet tu wyczuwałam woń dymu, rozejrzałam się nerwowo po pokoju ciągle starałam sobie przypomnieć skąd go znam.
    - Sami do kuchni, masz jedzonko.
    Zrzuciłam w progu buty, żakiet wylądował na kanapie.
    Mięso nałożyłam do dużej blaszanej miski, pies od razu rzucił się na nie łapczywie. Pogładziłam go czule po grzbiecie po czym wyjęłam z kuchennej szafki butelkę pół wytrawnego wina i nie bawiąc się w ceregiele pociągnęłam solidnego łyka prosto z gwinta. Czułam czyjąś obecność a może to jedynie mania prześladowcza?

    OdpowiedzUsuń
  68. [Dziękuję ślicznie :) na wątek jestem oczywiście chętna i to jak najbardziej, ale przyznam, że nawet po przeczytaniu karty postaci, nijak nie wiem, jak tych naszych bohaterów połączyć...]

    OdpowiedzUsuń
  69. [ Dziękuję za powitanie. A tak przy okazji, postać skądś niejasno kojarzę, jakiś blog (lub kilka) na Onecie?...]

    OdpowiedzUsuń
  70. [SPAM] Pomyśl, jak bardzo życie jest ulotne. Jednego dnia mamy pieniądze, rodzinę, spokojne życia drugiego dnia możemy zostać z niczym. Las Vegas często funduje taką niespodziankę nieznającym tego świata przybyszom. To tutaj milionerzy stają się biedakami, a biedacy milionerami. To tutaj kochające żony są porzucane na rzecz krótkich spódniczek i dekoltów. To tu, w jeden dzień może się odmienić całe Twoje życie. Wódka, seks, dragi. Seks, dragi, wóda. Wóda, dragi, seks. To nie jednego może zgubić. Ale przecież lubimy takie życie na krawędzi. Zawitaj do jednego z największych kasyn na świecie, przekrocz próg Bellagio i poczuj klimat pięknych kobiet, umięśnionych mężczyzn i mnóstwa pieniędzy. Tylko pamiętaj, bądź ostrożny! Ani nie zauważysz, kiedy wpadniesz w sidła hazardu...
    http://the-bellagio.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  71. [Kurcze, musimy w końcu napisać ten wątek. Albo Ty jesteś na urlopie, albo ja i tak się mijamy. Koniec, piszmy coś. Wracam na bloga, a tutaj pustki. I nie mówię o porze dnia, tylko o aktywności całodziennej, ot co. Jeśli nadal masz ochotę na wątkowanie, zapraszam.]

    OdpowiedzUsuń
  72. [Pusto, rzeczywiście. Miejmy nadzieję, że szybko się to zmieni, w końcu studenci nadal mają wolne, a rok szkolny trwa od dwóch tygodni (dobrze ja to liczę? chyba tak...), więc powinniśmy się wszyscy już dostosować. No cóż, na pewno niedługo znów będzie tu jak w ulu.
    Masz rację, coś tam ustalone było... Nie sądzisz, że wypada jednak to odświeżyć, bo trochę czasu minęło? Pamiętam, że Black Jack miał mieć na oku działalność Fista na polecenie zarządu Tarczy. Chyba coś w tym stylu...]

    OdpowiedzUsuń
  73. [ Huh, może źle się wyraziłam - nie postać sensu stricte jest mi znajoma, tylko nick :>
    I tak teraz stwierdzam, że w sumie trzydzieści zadań z matematyki to nie taka zła rzecz... ]

    OdpowiedzUsuń
  74. [Fist nie jest człowiekiem, który ma dużo wrogów, przynajmniej tak mi się wydaje i chyba tak postaram się go oddać. Sądzę, że będą dobrymi kolegami, w ten sposób. W wątku mogą natknąć się na siebie gdzieś... Byleby tylko nie w siedzibie Avengers, bo to już nudne. Może gdzieś w Helicarrierze? Fist mógłby tam odstawić jakiegoś złoczyńce, odebrać zapłatę i natknie się na Black Jacka...]

    OdpowiedzUsuń
  75. [ Perfidne to.
    W każdym razie, jeśli o wątek idzie, to przypuszczam, że raczej taki od kompletnych podstaw, bez żadnych powiązań? Pomijam nawet to, że Hela jest cokolwiek aspołeczna; dopiero zaczynam odżywać, jeśli chodzi o pisanie, więc jej sytuacja - stopniowe wdrażanie się w świat - stoi w miejscu niemal tym samym, co wtedy, gdy opublikowałam KP. No, ale - jedyne, co mi do głowy przychodzi, to nie sam wątek, ale miejsce spotkania - jakiś zapyziały bar. To zawsze dobra lokacja jest.
    Chyba, że mnie wybawisz i masz jakieś pomysły?]

    OdpowiedzUsuń
  76. Popatrzyła na swoje odbicie w lustrze, marszcząc lekko brwi, za co zaraz dostała w plecy od koleżanki, która nakładała jej maseczkę o zielonej barwie.
    - Nie ruszaj twarzą, bo utrwali Ci zmarszczki!
    Dziwne, Paige nie miała zmarszczek... Nigdy też nie paćkała sobie twarzy zielonym czymś. Nie było potrzeby, bo ewentualne niedoskonałości redukowała, gdy tylko je zauważyła. Czyli nie zbyt często. Jednak główną ideą studentek, tudzież niedawnych studentek, było używanie masy kremów, toników czy żeli podczas pidżama party, które teoretycznie w ogóle nie było zaplanowane.
    Sześć dziewczyn w nowym mieszkaniu Husk właśnie kończyło proces upiększania się. Twarze, dłonie, stopy, brzuchy, dekolty... Wszystko zostało odpowiednio wypielęgnowane, przez co w całym mieszkaniu roznosił się zapach lakieru do paznokci, owoców, mięty, ogórków czy delikatnych perfum, a panna Guthrie mogła się cieszyć nowym pedicurem, manicurem i fryzurą, którą robiły sobie gwiazdy porno za nim wyszły przed kamery.
    - Obejrzymy jakiś romans!
    - Porno... - mruknęła cicho, chociaż koleżanki i tak nie zwróciłyby na nią uwagi. Wybór filmu był rzeczą pozbawioną udziału gospodarza, któremu nie pochodziły żadne tytuły przyniesione przez gości.
    - Może komedie...?
    - Dzwonek do drzwi, ktoś otworzy? - spytała leniwie, bardzo nie chcąc przerywać swojego nic nie robienia. - Chyba ja... - jęknęła, zwlekając się z wygodnej sofy i zostawiając koleżanki, ruszyła do drzwi. Po drodze chwyciła krótki szlafroczek, którego nie chciało jej się wiązać i otworzyła komuś, kto przed chwilą dzwonił.
    Husk bez minimalnego makijażu, w piżamie... Widok ekstremalnie niespotykany.

    OdpowiedzUsuń
  77. Niestety o niej nie można było powiedzieć tego samego. Nie dość, że bez trudu zapominała wiele rzeczy, to jeszcze wychodziła z założenia, że też nie potrzebuje czegoś takiego, jak kalendarzyk czy pager. Dlatego była w piżamie i straszyła wyglądem.
    Miała zamiar odpowiedzieć, ale zawahała się przez moment, przypominając sobie, że za poruszenie twarzą grozi jej kara z rąk Giny. Jednak groźba nie była najwyraźniej specjalnie niebezpieczna, by brać ją na poważnie.
    - Jack... - zaczęła, szybko kojarząc, że powinna teraz ubierać buty, a nie mogła tego zrobić, bo Annie byłaby zła, gdyby jej starannie wykonany czarny pedicure z drobnymi białymi kwiatkami, zostałby zniszczony przez coś tak niepraktycznego, jak kryte obuwie.
    - Zapomniałam i nawet nie wiedziałam, że przyjdą i bardzo przepraszam. - spróbowała się uśmiechnąć, ale szybko schnąca maź zamieniała się powoli w coś twardego i sztywnego, więc taki ruch spowodował, że zaczynała odpadać. Efekt podobny do zrzucania skóry, z tymże trochę głośniejszy, bo z cichym plaskiem substancja poznawała bliżej podłogę.
    Na dodatek Paige stała zdecydowanie za dużo przy drzwiach. Według logiki koleżanek, które bez Twojej wiedzy organizują u Ciebie imprezy, gospodarz nie powinien poświęcać zbyt wiele czasu przed otwartymi drzwiami, jeśli nie chodzi o danie drobnych dostawcy pizzy, który jest zbyt przystojny na taką pracę. Ta opcja jednak nie pasowała pięciu studentkom, które zaczynały przypuszczać, że Paige to jakiś gatunek wyjątkowo rozwiniętej ameby. Nie wiadomio czemu, ale wyjaśniałoby to brak faceta. W końcu nikt nie chce umawiać się z amebami. Nie głupia teoria.
    Skutkiem stało się przyciągnięcie niechcianej uwagi w stronę drzwi, za które została wypchnięta, przez robiące sobie miejsce dziewczyny.
    - Miałyśmy nie przyprowadzać facetów przecież! - zauważyła Gina, która nie wydawała się zła ani zadowolona. Na razie myślała, jak zareagować.
    - Gdyby było inaczej, to chyba tylko Ty nie miałabyś kogo zaprosić, dlatego miało być bez nich. - ruda dziewczyna uśmiechnęła się niewinnie, obrzucając Jacka ciekawskim spojrzeniem, jakby szukając w nim czegoś, co tłumaczyłoby jego obecność. Przecież do Guthrie nie przychodzą faceci...
    - Ale jak już przyszedł, to nie wypada go wyganiać, prawda? - rzuciła Gina po krótkim zastanowieniu i posłała reszcie porozumiewawczy uśmiech.
    - Co? - bąknęła mutantka, pozbywając się z twarzy tego czegoś, tylko dlatego, że przez półtorej minuty nie miała nic ciekawszego do roboty. Nie zdążyła jednak zareagować, gdy stojący obok niej Black został złapany za ręce i podkoszulek, a następnie wciągnięty do środka przez pięć zdeterminowanych kobiet. Takiej mocy nie należy się sprzeciwiać i blondynka doskonale o tym wiedziała, nawet jeśli zrobiło jej się żal przyjaciela.
    - Biedny Black... - mruknęła, zastanawiając się czy przez to będzie więcej bałaganu.
    Z drugiej strony, krzywdą byłoby zabrać im kogoś z takim urokiem osobistym.
    - Paige! Gdzie trzymasz swoje horrory? - usłyszała z salonu, wywracając oczami. Odkrzyknęła, że w szafce pod telewizorem, zamknęła drzwi i poszła do łazienki umyć twarz i wziąć szmatkę do wytarcia podłogi. Była pedantką, co Jack powinien zrozumieć. Z resztą nie miała strasznych koleżanek, były bardzo miłe i ciekawskie. I ładnie pachniały.
    - Chodzisz z Paige? - zapytał rudzielec z figlarnym uśmieszkiem. Violetta, najmłodsza z nich wszystkich, przypominała czasem chochlika...
    - Skąd się znacie?
    - Jak długo?
    - Dlaczego tu przyszedłeś?
    - Nie uważasz, że jest trochę za... Za bardzo sobą, by umawiać się z kimkolwiek?
    Do obowiązkowego przesłuchania przyłączyły się Annie i Marie, które razem z rudą posadziły mutanta na kanapie i z bardzo ładnymi uśmiechami otoczyły.
    Gina i Maya szybko zajmowały się przygotowaniem popcornu i całą resztą, a Paige znów poszła w krótkie zapomnienie i mogła spokojnie posprzątać...

    OdpowiedzUsuń
  78. Gdyby przyszedł z kwiatami i w garniturze, zapewne padłoby pytanie dotyczące tego, czy się nie zgubił, bo nawet pomyłka w tym przypadku była mało prawdopodobna. Tutaj przychodzą tylko grube, złote rączki, gdy toaleta się zapcha czy lodówka wysiądzie.
    - Szkoła, no tak, ten kujon z takich miejsc zna większość ludzi. - rudy chochlik roześmiał się serdecznie, nie zostawiając Jacka ani na chwilę.
    - Kiedyś z nudów siedziała na wykładach informatyki i tak się wczuła, że napisała zadaną pracę. - rzuciła z rozbawieniem Marie, gdy mężczyzna zabrał od niej miskę. Dziewczyny wymieniły jeszcze kilka żartobliwych uwag na temat wspólnej przyjaciółki, w między czasie przedstawiły się, chociaż nie było to takie typowe, z podaniem ręki i tak dalej. W końcu nie tylko o Paige można było żartować.
    Dla nich była właśnie taką amebą, która robi to co ma robić, stara się nikomu nie przeszkadzać, ale z drugiej strony wyglądała na taką, co wychowali faceci, bo brakowało jej odrobiny taktu czy czegoś w tym stylu.
    Stanęła w wejściu do salonu, bez wymazanej twarzy i szlafroka, który zostawiła w łazience. Zwinęła po drodze do kuchni po butelkę czegoś gazowanego.
    - Masz tylko te o psycholach i rzeźniach? - mruknęła rozżalona Maya, obrzucając blondynkę wymownym spojrzeniem. Właśnie w tej chwili spostrzegła, że jest tu jedyną blondynką. Maya była brunetką, Annie i Gina miały brązowe włosy, Viol rude, a Marie kasztanowe... Dziwne uczucie.
    - Nie wiem, nie oglądam telewizji. - wzruszyła ramionami, poszukując wzrokiem Jacka i parsknęła cicho śmiechem. Wczuł się w sytuacje, nie ma co. Ale mogła się spodziewać, że nie wyjdzie, a nawet z chęcią zostanie. Kto by na jego miejscu nie został? Pięć dziewczyn w piżamach, plus pseudo ameba, która na szczęście nie miała w zwyczaju narzucać się zbyt często.
    - Lubisz gnijących zombie, czy wolisz Hanibala? - uwaga znów przeniosła się na Jacka, który na powrót został osaczony, tym razem na podłodze wyłożonej miłym dywanem, tak, że spokojnie mógł się opierać o kanapę. Westchnęła cicho, widząc już trochę okruszków pomiędzy czerwonymi włóknami i jako jedyna wyłożyła się na skórzanej kanapie. Skorzystała, że ma ją całą dla siebie, bo koleżanki raczej nie miały zamiaru zostawiać Blacka samego, i położyła się wygodnie.
    - I tak będzie z tego porno... - mruknęła, przykładając do ust butelkę. Mało filmów było pozbawionych tego elementu. Na szczęście cyniczne komentarze Paige były skutecznie zagłuszane przez szczebiotliwe pytania i chichoty nie-ameb.

    OdpowiedzUsuń
  79. Cóż, mężczyzna, który nie zajmował się naprawami domowymi, a przyszedł do Paige, prędzej czy później stałby się sporą atrakcją i sensacją. W ciągu tygodnia ta wieść obejdzie wszystkich na uczelni, przez jeden dzień będzie głównym tematem plotek, a na koniec jedna z głównych zainteresowanych znów będzie słynąć z bycia inteligentą amebą, czy innym jednokomórkowcem,.którego wysyła się na nudne akcje charytatywne, by uczelnia brała w ratowaniu świata.
    - Masz rację, ona ich przebiła! - mruknęła ironicznie Maya, wkładając odpowiednią płytę do odtwarzacza. - Czasem myślę, Paige, że nie masz co robić w domu i przerabiasz materiał do przodu. - przysunęła się pod kanapę, zajmując miejsce przy nogach Violetty, która jasno dawała do zrozumienia, że miejsce obok Jacka jest zdecydowanie zajęte.
    - Cieszę się, że myślisz. - odparła mutantka ze słodkim uśmiechem, za co dostała w twarz popcornem, czemu towarzyszyły rozbawione śmiechy. Z Mayą była na kierunku i wszyscy wiedzieli, że jej ambicje nie dorównują umiejętnością, głównie z banalnych powodów...
    Husk podniosła się, stawiając butelkę na podłodze i zebrała z kanapy rozsypany popcorn. Ograniczajmy szkody, a wyjdziemy na dobre!
    - Serio? A czym się zajmujesz? - zainteresowała się Marie, obserwując kątem oka na ekran telewizora, by niczego nie przegapić.
    Nie miał szans uniknąć wielu pytań, nie wspominając o wyjściu. Koleżanki Panny Guthrie miały przewagę i były bardzo podatne na wykorzystywanie okazji. Nieważne jakich, wszystkie się nadawały.
    - Ma tak nudną pracę, że wszystkie wolałybyście siedzieć na wykładzie Griffina, niż robić to co Jack. - skomentowała blondynka, ucinając temat. Spodziewała się, że sam odpowiedziałby tak, żeby nie wzbudzać podejrzeń, ale wspomniany profesor działał też jako straszak. Dziewczyny już w ogóle nie wejdą na temat pracy i tym samym obejdzie bez poruszania kwestii o zajęciach Husk, żartach o jej beznadziejnej kawie i o tym jak kiedyś komuś posoliła herbatę.
    - Cicho bądźcie, zaczyna się. - powiedziała zdecydowanie Gina, która zajmowała drugie miejsce obok mężczyzny i wzięła trochę prażonej kukurydzy. Paige wzruszyła ramionami, biorąc swoją butelkę z colą i udała, że bardzo interesuje ją film. Serie o Lecterze obejrzała już kilka razy, raz z Viol, która i tak będzie przesadnie reagować, by mieć powód do przyciskania do siebie ramienia Jacka.

    OdpowiedzUsuń
  80. Nie można było powiedzieć, że jest w najlepszym nastroju, jednak udało jej się powstrzymać warknięcie i kilka słów, które miały układać się w zdanie "nie przyszłam tutaj nic pić". Zamiast tego pokręciła delikatnie głową, czując jak gula w gardle, która uniemożliwiała jej jedzenie, chwilowo daje o sobie znać i irytująco drażni w gardło, zdając się z każdym momentem powiększać. Odgoniła jednak myśli od owego problemu, skupiając wzrok na szufladzie biurka do której Black Jack tak szybko wsunął dokumenty, ostatecznie jednak wzruszyła jedynie ramionami, dochodząc do wniosku, że to nie jest jej problem. A owe stwierdzenie było czymś nadzwyczajnym w życiu Lorny Dane, która może i udawała niczym nie zainteresowaną, jednak gdy przychodziło do zbierania informacji, które mogłyby jej pomóc w dalszym egzystowaniu, stawała się nieznośnie wścibska.
    - Potrzebuję Twojej pomocy. - Chociaż wypowiedziała te słowa dosyć niechętnie, zmagając się cały ranek z myślą, że będzie musiała poprosić kogokolwiek o pomoc i przestanie być tak bardzo samowystarczalna, w jej głosie nie można było dosłyszeć rozżalenia ową sytuacją. Wypowiedziała to nad wyraz spokojnie, w międzyczasie szukając wzrokiem miejsca, gdzie mogłaby zasiąść. ostatecznie wybrała krzesło przy biurku, ówcześnie obracając je tak, aby oparcie znajdowało się tyłem do szuflad, którym wcześniej z takim zainteresowaniem się wpatrywała. Nie chciała wzbudzać w mężczyźnie nieufności, chociaż samo jej pojawienie się mogło wydawać mu nieco dziwne i nietypowe. Bądź co bądź nigdy nie zagościła w jego murach, a i na ich spotkania na mieście reagowała bez zbytniego entuzjazmu.
    Dwukrotnie podczas jej krótkiego pobytu w jego mieszkaniu, zerknęła na zegarek, umieszczony na przegubie ręki. Zdawała się być nieco zniecierpliwiona, jak gdyby każda sekunda była cennym czasem, który upływał i przybliżał ją coraz bardziej do nieuniknionego.

    OdpowiedzUsuń
  81. Takich miejsc jak to powinien unikać jak ognia, zdecydowanie. Tutaj aż roiło się od osób, które krzywo patrzą na każdą możliwą zamaskowaną osobę. O ile mógłby na spokojnie znieść jeszcze rozmowę z Clintem i Natashą, to nie uśmiechało mu się użerać ani z Furym, ani z jego śliczną asystentką, na którą wszyscy wołali Agentka Hill. Dla niego piastowała tutaj niezbyt jasną funkcję, zupełnie tak samo tajemniczą jak jej podejście do superbohaterów.
    Nie znosił dźwigać na ramieniu nieprzytomnych mutantów, których zdarzyło mu się przypadkiem obezwładnić na ulicy. Ten tutaj, strzelający metalowymi pociskami spod skóry, nie zauważył Fista, gdy skradał się za jego plecami na uboczu piątej alei na Manhattanie. Był jednak cholernie ciężki i kiedy dowiedział się, że Stark może go jedynie tutaj podrzucić (chyba i on unikał Nicka przez ostatnie dni), mina mu delikatnie zrzedła.
    Nieprzytomny złoczyńca upadł na podłogę, zrzucony w gabinecie Fury'ego. Nick spojrzał na Danny'ego swoim zdrowym okiem pytająco.
    - Tyle, ile zawsze - wzruszył ramionami Iron Fist, jakby Dyrektor Fury dzień w dzień płacił mu za takie akcje. Nick wywrócił okiem i nacisnął słuchawkę przymocowaną do ucha.
    - Jack, przyjdź tutaj natychmiast.
    Kąciki warg Danny'ego nieznacznie i niejasno drgnęły.

    OdpowiedzUsuń
  82. Ona widziała to w jeden sposób, bardzo prosty i bardzo podkoloryzowany sposób. W wolnym czasie wszyscy pracownicy podkładali małe urządzenia pod każde krzesło, nawet te domowe, by w razie czego móc każdemu w każdej chwili pogrozić porażeniem elektrycznym. A gdy nie mieli wolnego czasu, to wciskali się we wszystko, co groziło zniszczeniu świata, tudzież jego opanowaniu przez jakąś psychiczną jednostkę. Czasem też skakali z helikopterów i wypełniali raporty.
    Film leciał i przez pierwsze cztery sceny Paige nawet udawało się utrzymywać swoje zainteresowanie, ale kolejna reakcja Viol utrwaliła ją w przekonaniu, że nie jest jednak w stanie oglądać tego filmu do końca po raz kolejny. Wolała już chyba serie o Żywych Trupach...
    - Idę po picie, jak nie wrócę w ciągu pięciu minut, to znaczy, że wciągnęła mnie instrukcja lodówki. - powiedziała cicho, przechodząc przez oparcie kanapy, by nikomu nie zasłaniać. Przeciągnęła się i rzuciła przelotne spojrzenie na swoich gości. Pewnie za chwilę będą chcieli więcej popcornu. A Jack lekarza, bo może mu się coś wkrótce stać przez efektywne przerażenie rudzielca, który bez większych oporów przyciskał się do mutanta.
    Wyglądało to śmiesznie. Sześć przyciśniętych do siebie ciał, oświetlonych tylko ekranem telewizora i maniakalnie pochłaniany popcorn. Paige wolała kukurydzę w pierwotnej, ugotowanej postaci, także nigdy nie toczyła wojen o tą prażoną. Za to bardzo często kłóciła się o to, kto ma się chować w studni, albo zjeść ostatnie ciastko. Ciężka sprawa, mając tyle rodzeństwa.
    Zatrzymała się w kuchni na trochę dłużej, niż potrzeba, by wziąć sobie butelkę coli. Ale zabawa cukierniczką była bardzo wciągająca, do tego co kilka sekund próbowała bardzo niezdarnie otworzyć paczkę z kukurydzą, którą potem będzie trzeba wrzucić do mikrofalówki, której nie umiała obsługiwać. Może zdąży przed końcem drugiego filmu. Może nawet przed karetką dla Blacka!

    OdpowiedzUsuń
  83. Może i by otworzyła tę paczkę szybciej, gdyby znalazła w sobie odrobinę chęci i zapału. I najlepiej wzięła ją do ręki. Życie jednak stanęło w tym nudnym miejscu, gdy człowiek (czy też mutant) ma ochotę zrobić coś ciekawego, ale nie może, bo przyszli znajomi i tylko czeka się na następny dzień.
    Widok byłby naprawdę typowy dla takich odczuć, gdyby latający napój, który prawie z drwiną przesuwał się w powietrzu tuż przed nią. Blondynka uniosła lekko brew, przez chwilę buszując w ścieżkach swojego umysłu w poszukiwaniu wyjaśnienia tego zdarzenia. O dziwo Jack znajdował się gdzieś na końcu długiej drogi. Pierwsze było zmęczenie i przypadkowe zażycie narkotyków. Dla pewności wstała i stanęła przed uciekającą butelką, przyglądając się jej uważnie. Gdy już chciała chwycić za szyjkę, bo butelka była zdecydowanie za blisko, nawet jak na prawdopodobny wymysł mózgu, straciła swoją zdolność latania, chwilę drżąc, a potem przechylając się i spadła na ziemię, kończąc swą egzystencje.
    Guthrie w tej samej chwili poczuła dreszcz i chłód rozchodzący się po ciele. Nie musiała nawet patrzeć, by domyślać się, że cola wylała się nie tylko na podłogę.
    - Jack! - krzyknęła, napinając mięśnie ramion. Lepiący się do niej materiał bluzki nie był ważny. Miała potłuczone szkło na posadzce w kuchni i rozlany, słodki napój. Do tego ktoś bawił się mocą w jej domu!
    Brzmienie głosu Paigeu było tak szokująco groźne i zdenerwowane, że przypomniało reszcie o istnieniu gospodarza. Violetta odskoczyła gwałtownie od Blacka, dając mu tym samym szansę na ucieczkę, a Maya powróciła do oglądania telewizji, wzruszając niedbale ramionami. Gina przez chwilę patrzyła w stronę wyjścia z salonu, tak samo jak Marie. Annie była gotowa wstać i zobaczyć co się stało, ale klimat filmu za bardzo na nią przeszedł.
    - Wiesz, ona się nie denerwuje, ale jeśli już to zrobiła, to lepiej idź... - szepnęła tylko, zagryzając dolną wargę i poganiając Jacka zaniepokojonym spojrzeniem. Brzmiało to tak, jakby właśnie wysłała go do jaskini lwa.
    On jednak powinien pamiętać, jak Paige czasami reagowała w Instytucie, gdy ktoś przez przypadek robił bałagan, bo nie wyszło z mocami czy coś takiego. Może był świadkiem, gdy młodszy brat, Jeb, strzelał tym swoim prądem z oczu i przez to rozsadziło komputer Husk.
    Przecież mógł zawołać, to by mu przyniosła coś do picia... Kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  84. - Nazywam się Maya.. Maya Murdock. - wyciągnęła w jego stronę rękę - To zabrzmi dośc brutalnie, ale ostatnio nie mam czasu na grzecznościowe przedstawianie całej sytuacji.. Proszę mi wybaczyć - uśmiechnęła się przepraszająco - Chodzi szkołę. Dla dzieci wybitnie uzdolnionych... Wie pan jak to jest prawda? Lokalna władza początkowo chwali pomysł, potem coś przestaje im się podobać i dyrektor.. W tym wypadku ja, ma małe.. Okej.. Duże problemy. Chodzi o dzieciaki, jeżeli szkoła zostanie zamknięta, to one nie będą miały żadnych szans na dobrą przyszłość. Wiem, że dysponuje pan sporą sumą pieniędzy, więc zapytam wprost. Zechciałby pan nas wspomóc finansowo? - spojrzała na niego niemal błagalnie, zdając sobie jednocześnie sprawę z tego jak bardzo 'źle' rozegrała całą sytuację.

    OdpowiedzUsuń
  85. [Jak najbardziej zapraszam na wątek :) Rzuć pomysł, a chętnie zacznę :)]

    OdpowiedzUsuń
  86. [oczywiscie ze mozesz :) slucham uwaznie! :)]

    OdpowiedzUsuń
  87. [proponuje tak zwaną 'chłodną przyjaźń' Xd ]

    OdpowiedzUsuń
  88. [ano, nokt nie wita :) widać, zapracowani! :) co do wątku - chętnie :)]

    OdpowiedzUsuń
  89. [mógłby nauczyć ją obsługi kawiarki xD będze za kawą wręcz przepadać i nawet zakupi ekspres, ktorego się boi xD]

    OdpowiedzUsuń