Pepper
Virginia
Potts
23 sierpnia 1976
Virginia nie urodziła się w bogatej rodzinie, która dawała już na starcie genialne perspektywy na przyszłość. Trzeba przyznać, że swego czasu jej rodzice ledwo wiązali koniec z końcem, co nie przeszkodziło im odkładać na dobre studia dla jedynej córki. To dzięki ich zdeterminowaniu i pomocy, Pepper ukończyła prestiżowe studia na wydziale ekonomii i zarządzania - było to co prawda opłacone zarwanymi nocami i stresem przed każdym egzaminem, ale Virginia dała radę. Ba! Już na pierwszym roku zdobyła stypendium, a na ostatnim miała propozycję stażu w świetnie rozwijającym się Stark Industries. Na uczelni zazdrościło jej większość osób, ona jednak wiedziała, że dopiero teraz zacznie się prawdziwa nauka.
Wiele się nie pomyliła. Początkowo latała do ksero i kopiowała miliony papierków. Potem latała z kawą za tysiącem pracowników. Później zbierała odpowiednie podpisy w odpowiednich rubryczkach. Rano zawsze była pierwsza, przygotowywała odpowiednie napoje dla odpowiednich osób i odbierała paczki, które kierowała do poszczególnych pokoi. Później szykowała pocztę i dbała by kurierzy nie pomylili adresatów. Wieczorem wychodziła ostatnia, dopiero wtedy gdy wiedziała że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Jej pracowitość i zaangażowanie zostało docenione i staż zamienił się w pracę na pełen etat. Przestała zajmować się kawą, za to musiała jakimś cudem nakłaniać samego Tony'ego Starka do podpisywania dokumentów w terminie. Nie było to proste, czasem zdzierała sobie obcasy żeby go dogonić na korytarzu, ale w efekcie zawsze osiągała to co chciała. Wkrótce dostała swoje własne biuro, z jej nazwiskiem na drzwiach i odtąd skupiała się jedynie na pilnowaniu samego Starka. Było to najczęściej ekstremalnie trudne zadanie, już w pierwszym tygodniu panna Potts zauważyła, że praca w Stark Industries to nie tylko dokumenty i umowy, ale przede wszystkim dwudziestoczterogodzinne zamiartwianie się, czy Tony Stark nie wpadnie na genialny pomysł i nie kupi nagle Statuy Wolności, która stanie w samym sercu firmy.
Ich współpraca przebiegała różnie. Czasem mieli ochotę się pozabijać, innym razem testowali granice wzajemnej cierpliości, z czasem jednak naprawdę się zaprzyjaźnili a Pepper zaczęła przymykać oko na niektóre poczytania Starka. Nie, oczywiście że nie szła mu na rękę we wszystkim, ale zauważyła że jest z nim trochę jak z małym dzieckiem - odpowiednie kompromisy potrafiły zdziałać cuda.
Virginia poświęciła dla tej firmy wszystko. Starała się zawsze trzymać rękę na pulsie i zawsze czuwała, by nikt (a szczególnie Tony) nie popełnił jakiejś głupoty, niwecząc w ten sposób renome, na którą firma pracowała latami. Tony jej zaufał i to właśnie ją mianował nowym CEO Stark Industries.
Początkowo Pepper miała ochotę się rozpłakać, spakować walizki i wyjechać do Honolulu ale powoli przyzwyczaiła się do nowej roli i dziś dumnie kroczy korytarzami zarządzanej przez niej firmy.
Pepper jest silną i pewną siebie kobietą, która potrafi zarządzać ludźmi. Co prawda wiele razy usłyszała, że jako kobieta zapewne nie podoła prowadzeniu tak wielkiej firmy, ale nigdy nie przejmowała się takimi komentarzami. Ma zbyt wiele na głowie, by słuchać komu podoba się jej nowe wcielenie a komu nie. Tak jak dawniej stara się samemu dopilnować najdrobniejszych szczegółów w firmie. Zdarza się, że sprawdza listy z paczkami i korespondencją, by mieć pewność że wszystko jest tam gdzie być powinno. Pracoholiczka jakich mało, w gabinecie ma nawet szafę w której trzyma kilka sukienek i garsonek, na wypadek gdyby nie zdążyła wrócić do domu, a musiałaby pójść na kolejne ważne spotkanie. Ten typ tak po prostu ma - nie uznaje wakacji i nie uważa że praca po godzinach to coś złego, przynajmniej w jej przypadku.
Jej życie osobiste sprowadza się do.. Chwila, moment. Jakie życie osobiste? Ostatni raz na randce była na początku studów, potem wyszła z mąż za Stark Industry i tak trwa w tym związku, który czasem nie daje nic w zamian. Czy jest szczęśliwa? Czasem wydaje jej się, że nie umie odpowiedzieć na to pytanie. Z drugiej jednak strony, to ona wybrała taką ścieżkę w swoim życiu i tylko sobie może za nią podziękować (w dowolnym tego słowa znaczeniu). Mimo wszystko jest dumna, że zaszła tak wysoko.
Uśmiecha się wesoło do ludzi, trzyma w gabinecie kilka kwiatków, które dodają miejscu nieco ciepła i jest gotowa pomóc każdemu, kto będzie potrzebował jej wsparcia. Co prawda, nowo poznanych trzyma na dystans, ale rzadko zdarza jej się być niemiłą czy niesympatyczną. Wierzy w to, że nasze zachowanie ma wpływ na otaczających nas ludzi, więc woli pracować w przyjaznej atmosferze, niż narażać początkujących na to, co czasem ona musiała przeżywać będąc na początku swojej pracy w Stark Industries.
Doskonale orientuje się we wszystkim co robi Tony Stark i z boku kontroluje by przypadkiem nie zabił siebie albo kogoś, kto stanie na jego drodze. Wie, że musi twardo stąpać po ziemi, bo inaczej świat się rozpadnie na pół a wszystko pochłonie piekło, czasem zdarza jej się histeryzować ale wystarczy że weźmie kilka głębokich oddechów i wszystko wraca do normy.
---
Pepper zaprasza na wątki :)
Karta być może z czasem ulegnie niewielkim zmianom :)
[Witam szanowną Pepper! Karta zwięzła i bardzo fajna, podoba mi się w ogóle. (Za dużo recenzji Klocucha12 rzuca się na mózg, wybacz.) Proponuję wątek, oczywiście. Jeśli masz jakiś pomysł, wal śmiało, jeśli nie, spróbuję coś wymyślić...]
OdpowiedzUsuń[Miło powitać postać, która kojarzy mi się bardziej ze Starkiem, niż sam Stark. :) Mam nadzieję, że ta Pepper pobędzie z nami dłużej.]
OdpowiedzUsuń[Bardzo sympatyczne przedstawienie Pepper. U mnie w karcie znajdziesz powiązanie z Potts, zachęcam. I jedyne, do czego się przyczepię to jakieś małe błędy (błędziki, błędunie) interpunkcyjne - a tu brak przecinka przed "ale", a tu zamiast trzech dwie kropki w wielokropku... Ale to tam nieważne. Miłej zabawy!]
OdpowiedzUsuń[Witam! Pozłacana ramka (Tony jakiś skąpy jest, nie chciał kupić takiej z prawdziwego złota) ze zdjęciem znajdzie się wkrótce na biurku panny Potts. No, bardzo się cieszę, że się pojawiłaś, bo ja tu już nerki chciałam sprzedawać za chętną na tę postać. Podoba mi się karta i ostatni gif, bo pochodzi z jednej z moich ulubionych scen. Ale do rzeczy - poczekaj trochę, nie za długo, a zacznę wątek!]
OdpowiedzUsuń[ Pepper! Witam serdecznie, jako iż uwielbiam tą postać, i od razu zapraszam na wątek.
OdpowiedzUsuńKartę przeczytam za moment albo jutro - moja głowa już niestety słabo pracuje, za co przepraszam. ]
[W takim razie, skoro pasuje, to zapytam, czy masz pomysł na wątek.]
OdpowiedzUsuń[Więc tak - Scarlett w zasadzie Starka zna, także w sensie biblijnym, you know what I mean, i generalnie faceta lubi z czymś w rodzaju wzajemności. Ostatnio (znaczy, w ostatnim wątku) Tony podarował jej kota, ale jako że Scarlett ma już jednego (paskudnego persa) może postanowić odnieść prezent i tak trafi na Pepper. A później zobaczymy.]
OdpowiedzUsuń[OK, zaczynam więc.]
OdpowiedzUsuńScarlett nie lubiła prezentów. Były niepraktyczne. W końcu, jeśli czegoś potrzebowała, kupowała to sobie sama, a jeśli nie kupiła, to znaczy, że nie potrzebuje. Nie trzymała w domu żadnych bibelotów, które podobno powinno się trzymać tylko dlatego, że ktoś je podarował. Nawet, jeśli taki bibelotem było żywe stworzenie.
Kot był ładny i rasowy, w przeciwieństwie do Dona, który był tylko rasowy. Miał też miłe usposobienie, podczas gdy Don miał usposobienie kociej wersji Hannibala Lectera doprawione subtelnością ruskiego czołgu. Mimo tego nie chciała go zatrzymać. Dzień, w którym w jej domu zamieszka stworzenie jednoznacznie miłe będzie dniem apokalipsy.
Zabrała więc kota w transporter i wybrała się w odwiedziny do Tony'ego Starka, aby wytłuszczyć mu, że bardzo miło, że coś jej dał, ale mógłby zrobić dla niej coś lepszego. Na przykład nie dawać jej prezentów. Nigdy wcześniej nie przyszło jej do głowy, że może go odwiedzić i stojąc przed bramą zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle ktoś ją wpuści. Zadzwoniła jednak, jedną ręką przytrzymując transporter, a drugą próbując sprawić, aby seledynowa torebka nie spadała jej z ramion.
Scarlett uśmiechnęła się.
OdpowiedzUsuń- Przesyłka dla pana Starka. Tylko do rąk własnych - zastrzegła, a kot w transporterze zamiauczał potępieńczo. - A w zasadzie zwrot przesyłki. Nie będzie potrzebne pokwitowanie.
Nie miała pojęcia, kim jest ta kobieta i w zasadzie było jej to obojętne, pod warunkiem, że wiedziała, gdzie jest Stark. Nic innego jej nie interesowało... no może prócz tego, że biedne stworzenie siedziało sobie już dwie godziny i najprawdopodobniej bardzo chętnie poszłoby załatwić swoje kocie sprawy w jakiejś kuwecie. Miała szczerą nadzieję, że Tony trzyma gdzieś tu żwir. Albo jakieś stare gazety.
Stanowczo cofnęła ręce.
OdpowiedzUsuń- Niestety, w tym wypadku to niemożliwe. Bardzo chciałabym być przy tym, jak ją odbiera. Aby wiedzieć, co z nią później zrobi.
Scarlett nie powierzyłaby Starkowi nawet rzeżuchy do hodowania na wacie, a co dopiero zostawiła kota bez opieki. Ten osobnik nie wydawał się tak... asertywny, jak Don, więc brak odpowiedniego rozgarnięcia mógł zwierzaka kosztować nawet życie. - Jeśli to konieczne, poczekam.
Właściwie Tony nigdy nie zastanawiał się na czym polega praca reprezentanta. Brzmiało to zabawnie, nieco żałośnie, a przede wszystkim... cóż, wymuszenie. Tak jakby dostał taką robotę we własnej firmie ponieważ nic innego nie mogli wymyślić. Nie grzeszyli kreatywnością, to prawda, ale na litość boską! Stark nie bez powodu oddał swoją firmę w ręce Pepper! On nie chciał pełnić żadnej funkcji w tym miejscu, a już na pewno nie zgodziłby się na założenie plakietki z napisem „właściciel/reprezentant”. Proponowali mu taką, wyśmiał ich. Zaproponowali dopisanie łamane przez Iron Man. Zwolnił ich i kazał powołać zupełnie nową kadrę grafików, choć nie spodobało się to Potts. Nie miała za wiele do gadania, zastrzegł sobie w kontrakcie, że nadal może zwalniać ludzi i każdy ma mówić do niego szefie, bo lubi dźwięk tego słowa kierowanego w jego stronę. Nie warto mówić tutaj o braku jakiegokolwiek sensu, to przecież pomysł Tony'ego Starka. Tego samego, który w szlafroku przemierzał korytarze budynku zwracając uwagę wszystkich pracowników. Być może nie był to widok mogący zostać uznany za codzienność, ale niektórzy z nich widywali już znacznie dziwniejsze sceny, ta nie wprawiła ich w zbytnie osłupienie. Tony i tak nie zwróciłby na to uwagi, był zbyt zdeterminowany by spojrzeć na cokolwiek innego niż szklane, podwójne drzwi prowadzące do gabinetu Pepper Potts. Wręcz wbiegł do środka nie zawracając sobie głowy tym, czy aby kobieta nie ma teraz ważnego spotkania – na całe szczęście nie miała – i oparł się o drzwi.
OdpowiedzUsuń- Musisz ją stąd zabrać. Widzisz, która jest godzina?! Obudziła mnie o tej porze i kazała iść do pracy! - zaczął oburzony i pokręcił głową. Od kilku miesięcy trwało poszukiwanie nowej asystentki odkąd Pepper odeszła, a Natasha vel Natalie została wcielona do rady nadzorczej. Żadna powoływana przez Potts nie spełniała kryteriów Tony'ego. - Ona mówi do mnie jak do dziecka i umówiła mnie już mnie na milion spotkań z Anonimowymi Alkoholikami i ambasadorem Urugwaju! Wiem, że przyszła dopiero wczoraj, ale musisz ją zabrać! Nie wytrzymam kolejnego dnia.
[Zaczęłam. Tak trochę... zabawnie wyszło.]
- Scarlett Kastner i codziennie dziękuję wszystkim bogom, że tylko tyle. - W zasadzie, nie była to prawda. Jej pełne nazwisko brzmiało Scarlett Kastner-Chesterfield, ale ciągle o tym zapominała, głównie dlatego, że nie używała nazwiska męża praktycznie nigdzie. Co nie przeszkadzało wszystkim znajomym Rena tytułować ją "panią Chesterfield". - Jeśli można, prosiłabym o szlankę wody.
OdpowiedzUsuńNie chciało jej się pić, ale taka była zasada dobrego wychowania - nie odmawiaj poczęstunku, nawet gdyby cię karmili termitami polanymi sosem z pleśni.
- Przychodzę, aby oddać niezbyt trafiony prezent. - Popukała w wieko transporterka. - Znaczy, nasz wspólny znajomy gdzieś usłyszał, że lubię koty. Niestety, nie pomyślał, co powie na temat nowego współlokatora mój dotychczasowy pieszczoch. Wobec tego wolę oddać prezent, niż znaleźć pewnego dnia kocie zwłoki na progu.
OdpowiedzUsuńNie była to przesada. Don był naprawdę paskudną, morderczą bestią.
- W zasadzie, raczej nie ma w tym nic osobistego - skłamała. Chociaż trzeba było przyznać, że nie było to jakieś niezwykle ciężkie kłamstwo.
[ Ustalamy najpierw jakieś konkretne powiązanie? Wydaje mi się, że muszą się znać. Jack dość często bywa w Stark Industries, a i spotykając się z Tony'm musiał kiedyś natknąć się na Pepper. ]
OdpowiedzUsuń[ Dobrze więc :)
OdpowiedzUsuńMasz jakiś pomysł na okoliczności ich spotkania? ]
Przemyślała to rozwiązanie i odrzuciła je jako niekompatybilne z rzeczywistością.
OdpowiedzUsuń- W zasadzie wolałabym, aby po prostu znalazł kotkowi jakiegoś innego właściciela. Ja bynajmniej się nie nadaję do opieki nad kolejnym... stworzeniem.
Mówiła w tej chwili głównie o swoim mężu i dziecku. Scarlett ciężko godziła się i z małżeństwem, i z macierzyństwem. Chociaż nie mogła powiedzieć, że nie wiedziała co robi...
[ To ja zaczynam :) ]
OdpowiedzUsuńOd czasu do czasu dobrze było wypić porządne espresso. A do takich z pewnością nie zaliczała się kawa z własnego ekspresu, którą Jack pijał w środku nocy, żeby tylko nie zasnąć. Dawno nie był w żadnej kawiarni, czy to z braku czasu, czy towarzystwa. Rano stwierdził jednak, że posiedzenie samotnie nad filiżanką dobrej kawy też nie byłoby takie złe. Tuż przed wyruszeniem do biura Tarczy sierował się więc do jakiejś kawiarenki na rogu, która była najbliżej.
Z pewnością nie spodziewał się, że wszystkie stoliki będą zajęte, a dla niego nie znajdzie się nawet miejsca przy barze. Nie podejrzewał ludzi o takie zamiłowanie do porannej kawy, jak i o kompletną niechęć do własnego ekspresu. Poza tym, wydawało mu się, że rano ludzie spieszą się do pracy, że raczej biorą papierowy kubek i ciepły napój do biura...
Nieco zawiedziony, postanowił zamówić coś na wynos. Dać przykład tym wszystkim, którzy zamiast ciężko pracować zajmują stoliki w kawiarni - pomyślał z żalem.
Rozejrzał się jednak jeszcze raz, a przy jednym z miejsc pod oknem zobaczył znajomą twarz. Podszedł do kobiety siedzącej samotnie nad filiżanką kawy, ciesząc się z nikłej nadziei na towarzystwo.
- Witam serdecznie panią Pepper. Można się dosiąść? - zapytał z uśmiechem.
Zawahała się. Wciśnięcie kota pierwszej napotkanej osobie nie wydawało jej się zbyt rozsądnym posunięciem. Z drugiej strony coś musiała z nim zrobić.
OdpowiedzUsuń- Nazywa się Ragnarok i jest na mnie zarejestrowany, ale to akurat da się przeprawić... - Wyjęła z torebki komplet dokumentów. Nawet zwierzaki swoje mają, w końcu trzeba je rejestrować i leczyć. - Karta szczepień, książeczka rodowodowa, status hodowlanych... jest rejestracja. A pan Stark najwyżej się obrazi. Koniec świata to raczej nie jest.
Zastanowiła się. Sama praktycznie wychowywała się ze zwierzętami, niektóre rzeczy były więc dla niej oczywiste.
OdpowiedzUsuń— Trzeba go czesać dwa razy w tygodniu. Zabezpieczyć okna. Pod żadnym pozorem nie wypuszczać samego na zewnątrz. Gdzieś tam powinien być kalendarz dodatkowych szczepień. Lubi gotowana rybę, nie lubi innych kotów. Ale jeśli ma pani dzieci, na pewno ho polubią, jest bardzo spokojny...
Jack w zasadzie noc spędził przed komputerem, planując kolejną misję - co prawda był wielkim fanem i specem od improwizacji, ale nie potrafił siedzieć bezczynnie kiedy miasto spało, a i nie zamierzał pałętać się po barach. Zdobył więc plan budynku, w którym miałby znaleźć się jego cel, biografię mężczyzny, który miał przekazać mu cenne informacje, podstawowe dane swojego partnera, czy szyfry i kody do drzwi laboratorium. Wszystko teoretycznie miało odbyć się dopiero za tydzień, podczas uroczystości mającej inicjować jakieś badania, jednak on wszystko doskonale już wiedział. Co prawda zupełnie nie znał się na biologii, jednak najwyraźniej towarzyszący mu agent będzie miał o tym jakieś pojęcie. Mieli tylko dowiedzieć się, co kryje się za bliżej nieokreślonym tematem badań i czy nic podejrzanego nie będzie się działo za drzwiami laboratorium.
OdpowiedzUsuńStandard. Ale bezczynność, tak samo jak bezsenność, była strasznie frustrująca. Starał się co prawda wyglądać normalnie i udawać, że wszystko z nim w porządku, jednak nie był mistrzem makijażu i nawet nie podejmował się kamuflowania worów pod oczami. Oczy z pewnością miał nieco przygaszone, a i uśmiechał się dużo rzadziej, co zauważali nawet ludzie nie znający go za dobrze.
Można więc było spokojnie powiedzieć, że był zmęczony. Uśmiechnął się do kobiety, zupełnie ją rozumiejąc.
- Ciężka noc? - zapytał tylko, zerkając na tytuł czytanej przez nią książki.
Scarlett zastanowiła się, czy ma jeszcze coś do przekazania. W zasadzie jednak było to tyle, chów kotów nie był wbrew pozorom sztuką tajemną.
OdpowiedzUsuń- Aha, jeszcze jedno. Koty nie piją mleka. Większość ma na nie uczulenie. I w zasadzie tyle. Sierściuch jest twój.
Jakby na potwierdzenie jej słów kot zamiauczał cicho i zaczął ugniatać łapami koc w transporterze.
[Aż mi się milutko na sercu zrobiło :D
OdpowiedzUsuńWątek należałoby chyba zacząć od SI? Chyba, że przejdziemy od razu nieco dalej, do jakichś powiązań... Swoją drogą, po ponownym przeczytaniu karty Pepper nie trudno mi zauważyć, że Grace jest przy niej serio, serio małą, pokręconą dzikuską.]
[Mogą się zaciąć w jakiejś pracowniczej widzie, ale to będzie hardcore. Na chwilę obecną nie przychodzi mi nic innego do głowy, bo przecież Potts od spraw pracowniczych ma ludzi... Chyba, że coś w głównych gabinetach zacznie się walić/palić/wybuchać/działać samoistnie. Wtedy ktoś mógłby wysłać tam Grace, ona lubi się bawić z niepokornymi urządzeniami.]
OdpowiedzUsuń[Ja się dziś zgadzam na wszystko, ale pomnij na me słowa, G. na wszelkie małe pomieszczenia reaguje...źle.]
OdpowiedzUsuń[Jaka ja jestem ślepa... Co źle wróży, jeśli mam prowadzić postać o sokolim wzroku. No trudno. Mam jak najbardziej ochotę na wątek z Pepper. Tylko trochę nie bardzo wiem, jak go załatwić. Bo Clint ma niewiele wspólnego ze Stark Industries, a tam byłoby najłatwiej spotkać Pepper. Możemy zrobić tak, że ona sama poprosiła Clinta, żeby towarzyszył jej na premierze [tu wstaw czego] w charakterze ochroniarza. Ja nie wiem, już nie myślę, mój mózg pożarły zombie.]
OdpowiedzUsuńNie, Grace się nie spieszyła. W jej słowniku nie istniały słowa "pośpiech", "nawał pracy", "brak czasu". Czas ciągnął się wokół niej jak rozlazłe spaghetti, jak przeżuta zbyt wiele razy guma do żucia. Grace bała się pośpiechu, a pośpiech trzymał się z dala od niej.
OdpowiedzUsuńMruknęła coś pod nosem. Coś między "dzień dobry", a "racja", takie uniwersalne krótkie odpowiedzi, które pozwalają zaszyć się w tym kącie i zniknąć, przekształcić w dobrze opracowaną nicość. Oparta o ścianę windy miała już dość problemów, a głównym (i jedynym) z nich była...winda.
Czuła, że świat się kurczy, dusi ją i spycha na sam koniec. Mogłaby wchodzić po schodach, prawda. Przecież jej słodka sztuczna noga nie była aż tak beznadziejna.
Mimo wszystko windy opanowały świat i musiała co jakiś czas przeżywać tę gehennę.
Gdyby mogła skurczyć się jeszcze bardziej, skurczyłaby się. Żaden jednak ludzki organizm nie był w stanie jeszcze bardziej zmniejszyć swojej objętości, zostało jej więc ciche jęknięcie, przypominające krótki skowyt zranionego zwierzęcia. Dłonie samoistnie zacisnęły się w pięści, a oddech po prostu na chwilę zrobił sobie wolne.
OdpowiedzUsuńPrzeklęła, nic więcej nie miała do powiedzenia. Nie wglądała jak człowiek, który spanikował – wyglądała jak zwierzę, które zaraz zacznie szamotać się po klatce, która jest dla niego stanowczo za mała.
- Kwestia dziesięciu minut, jeśli ktoś jest akurat w dyżurce, ale dziś mają ukrop. Wszyscy mają – mruknęła. Dziwne, ale znów czuła drżenie lewej stopy. Akurat tej, której nie miała doczepionej do ciała.
Właściwie to sam nie był pewien, czy ma coś pod szlafrokiem. Najprawdopodobniej tak, bo gdy spojrzał w dół zobaczył wystające nogawki szarego dresu, który służył mu jako piżama. Zerwał się z łóżka w takim tempie, że nie pamiętał nawet tego, który wypada dzisiaj dzień miesiąca. I to może być doskonały dowód na to, że Tony'ego Starka kategorycznie nie powinno budzić się przed dwunastą. Zegar naścienny wskazywał kilka minut po ósmej, co sprawiło, że Tony przyłożył sobie rękę do czoła pocierając przy tym płat skroniowy. Musiał przyznać, że było to zajęcie doprawdy uspokajające. Wiedział, że negując każdy wybór Pepper może w końcu wyprowadzić ją z równowagi, ale on z całej dobroci swego serca uważał, że ma rację, że wybory, które podejmuje są bardziej niż błędne. Nie mógł także przyswoić do wiadomości dlaczego odrzuciła jego propozycję zatrudnienia Sonii, bułgarskiej super modelki, która zadeklarowała wielką chęć przyjęcia tej roboty. Tony byłby wniebowzięty posiadając taką asystentkę, Pepper i Helgi (tej aktualnej) nie dało się namówić na niepodpisanie jakiegoś dokumentu, czy odpuszczenie sobie pójścia na jakiś bardzo istotny bankiet „Ratujmy delfiny, czy inne wieloryby”. Stark mógł po prostu wypisać czek i go wysłać żeby tylko dali mu zasłużony spokój, ale o dziwo, ani Potts, ani Helga nie były przychylne takiemu nastawieniu. Będzie się powtarzać, ale – nie po to zrezygnował z funkcji, żeby teraz pracować!
OdpowiedzUsuń- Wybacz, Pep, ale każda kolejna jest gorsza od poprzedniej. - powiedział w końcu odchodząc od drzwi, które wcześniej przymknął. Miał nadzieję, że Helga jakimś cudem go nie wytropi i nie zaciągnie z powrotem do apartamentu. Jeszcze każe mu zjeść śniadanie i umyć zęby, a jedyne na co aktualnie miał ochotę to na zakup biletu w jedną stronę do Malibu. Tony coraz częściej łapał się na tym, że tęsknił za swoim domem. Za takowy wcale nie uważał Nowego Jorku, Stark Tower było jego miejscem pracy, nie domem. - Znajdź mi w końcu kogoś kto przypadnie mi do gustu. Kogoś... jak ty, ale mniej zrzędzącego. - dodał i zerknął na papiery, które leżały na jej biurku. Wydawało mu się, że było ich tam przynajmniej tysiąc. Szerzej otworzył oczy w geście zdziwienia i uniósł przy tym brew. - Nie przepracowujesz się trochę? Czy ty w ogóle wyszłaś wczoraj do domu, czy siedzisz tutaj od wieczora? - zapytał żartobliwie choć w przypadku Pepper to wcale nie musiało być takie nieprawdopodobne. Ta kobieta brała na siebie zdecydowanie zbyt dużo, ale Tony nie raz i nie dwa już jej o tym przypominał. Za każdym razem zbywała go uśmiechem, ale pogłębiające się cienie pod jej oczami były jednoznacznym znakiem. Potrzebny jest jej długi urlop, na który jednak w żadnym wypadku się nie zgodzi.
- Grace, ale nie bawimy się w tanie sztuczki psychologiczne i nie rozmawiamy po to, żeby nie spanikować - rzuciła, szybko i niedbale, jak ktoś nieprzyzwyczajony do dłuższej wymiany zdań. Lekko zgarbiona, biła się ze skurczem w kikucie, choć pogodzona była już zupełnie z tym, że strach objawiał się u niej właśnie w ten sposób.
OdpowiedzUsuńNacisnęła przycisk alarmu, może o parę razy za dużo. Po chwili z żalem pomyślała o pasku z narzędziami, który leżał niewinnie na biurku w zupełnie innej części budynku. Była teraz w stanie rozbroić nawet bombę, byle ją stąd wypuścili.
Jej dłonie drżały, ale nawet tego nie zauważyła.
- Telewizja kłamie – mruknęła pod nosem i można było to wziąć nawet za jakąś formę jej dowcipu, bo nie mówiła tego ze złośliwym przekąsem, ale tonem obojętnej pewności.
OdpowiedzUsuńNa kolejne pytanie nie odpowiedziała i coraz bardziej pewne stawało się podejrzenie, że tak już ma – pewne pytania ignoruje, jakby milczenie było wystarczająco potwierdzającą odpowiedzią.
Oparła się o ścianę, z dziwnym rozżaleniem, bo przecież i tak uwolnić ich z windy mogły osoby z zewnątrz. Czuła się jak w klatce, jak w przeklętej klatce i nie była teraz pewna, czy bardziej nienawidzi wind, czy protezy, która sprawiała, że wejście po schodach mimo wszystko trwało o wiele za długo.
I właśnie wtedy pojawił się przed oczyma G. telefon.
Na błagalny wzrok Potts odpowiedziała wzrokiem mówiącym „mogę?”, jakby większość komunikacji między ludźmi załatwiała właśnie w ten niewerbalny sposób. Nie czekała na odpowiedź, po prostu wyjęła z rąk swojej szefowej telefon i wykręcił numer, który znała doskonale na pamięć. Bo miała parę takich numerów, których nauczyła się na pamięć, jakby były jej „plecakiem przetrwania”.
Rozmowa była krótka, z dwoma siarczystymi przekleństwami, ale w pewnych kręgach nie można mówić inaczej. Tak mówią do siebie pracownicy fizyczni, albo ludzie z rodzaju „jedni z wielu”.
Wpatrywał się w nią z mocno widocznym zaskoczeniem nie wiedząc co powinien teraz zrobić. Właściwie spodziewał się wszystkiego, ale nie takiego potoku słów, który wprawdzie wyprowadził go z równowagi. Usiadł na fotelu przy biurku i spojrzał w okno, tuż za głową Pepper by zobaczyć, czy panorama Nowego Jorku widziana z tego gabinetu nadal jet tak urzekająca. Choć nie to było jego głównym zamiarem, musiał przemyśleć odpowiedź jaką chciał jej zafundować. Sonia nie byłaby dobrą asystentką, oboje doskonale o tym wiedzieli, ale z drugiej strony wymagająca Helga też nie sprawdzałaby się na tym stanowisku. Najlepszym wyjściem byłby powrót Pepper, ale on wolał mieć ją tutaj, na fotelu prezesa, gdzie każdy odwiedzający wiedziałby, że ma do czynienia z kompetentną osobą. Stark jako szef nie mógł tego nikomu zagwarantować, ludzie robili z nim interesy, ale zawsze trochę się tego bali, co bardzo łatwo było dostrzec. O dziwo, bo żadna transakcja, którą dokonał nie przebiegła źle, wszystkie były wręcz wzorowe o czym poinformował go jeden z chińskich kupców. On też wyraził swoje szczere zdumienie dotyczące paskudnego stereotypu, że Tony był okropnym szefem. Pepper jest lepszym, tutaj nie było żadnych wątpliwości, poza tym jako superbohater... cóż, latając w zbroi i łapiąc najgroźniejsze kanalie świata można było martwić się o swoje życie. To był główny powód, dla którego Potts została wybrana nowym CEO... Pamiętał, gdy prawie umierał przez reaktor, który jednocześnie utrzymywał go przy życiu. Wtedy zupełnie poważnie myślał o tym, że niebawem pożegna się ze światem, aczkolwiek z perspektywy czasu zauważył już jak pesymistyczne i beznadziejne były to spekulacje. W końcu Howard nawet zza grobu troszczy się o swojego syna... Choć może tylko zza grobu.
OdpowiedzUsuń- W takim razie... postaram się wytrzymać z Helgą jeszcze kilka dni. - powiedział w końcu i przytknął rękę do czoła by oprzeć na niej głowę. Nie miał na to ochoty, ale wywód Pepper pełen niespodziewanego zmartwienia skierowanego w stronę jego osoby sprawił, że nie potrafił dalej zrzędzić. Musiało wydać się jej to dziwne, bo Tony zawsze zrzędził, ale wydarzenia ostatnich tygodni odcisnęły na nim wyraźne piętno, które sprawiło, że stał się znacznie dojrzalszy. Trudno w to uwierzyć, prawda? - Ale jak mi się nie spodoba, wybierzemy kogoś wspólnie. Sonię odpuśćmy, słyszałem, że dostała propozycję pracy jako aktorka w filmach dla dorosłych, a ja potrzebuję kogoś porządnego, prawda? - dodał jeszcze i uśmiechnął się przy tym nieco wymuszenie. Oboje byli zmęczeni, rozeźleni, ale nie mogli sobie pozwolić na tak bezsensowne kłótnie.
- Już się zajmują. Chłopcy szybko biorą się do roboty – rzuciła, tępo wpatrując się w wyświetlacz, na którym – gdy winda działała – wyświetlał się numer piętra. Teraz jednak ekran był pusty, zawieszony gdzieś pomiędzy.
OdpowiedzUsuńDopiero po chwili, parę długich sekund po pytaniu Potts, G. spojrzała na kobietę. Nagle zdała sobie sprawę, że Pepper zwyczajnie i bez przymusu chce być miła. Tak po prostu. Z łatwością i lekkością, jaka G. przechodziła przez gardło…zbyt dawno temu.
- Pracuję przy taśmie produkcyjnej. Zazwyczaj nocna zmiana – odpowiedziała. Jej głos złagodniał, a zdanie jakby składniej ubierało się w jej wargach.
[Witaj, dziewczyno od Starka. Tak jeszcze wątku Thor z Pepper nie miał i wypadałoby to nadrobić. Jakieś pomysły?]
OdpowiedzUsuńZawód wyuczony: cyrkowiec. W przypadku Clinta Bartona to oznaczało, że cyrku (w sensie dosłownym) nie widział od wielu lat. Nie mówiąc już o występowaniu. Cała jego kariera cyrkowa skończyła się chwilę po tym, jak się zaczęła. Co było w zasadzie dość dołujące. Paradowanie w niepraktycznym fioletowym kostiumie i codzienne mycie włosów z resztek waty cukrowej było zdecydowanie weselsze niż praca agenta. Przynajmniej nadal mógł strzelać z łuku. Właściwie to musiał to robić. Oprócz bycia agentem i cyrkowcem robił jeszcze mnóstwo innych rzeczy. Niektóre tylko przez dwa-trzy dni, góra tydzień. Ale mógł sobie spokojnie do biografii dopisać między innymi pracę elektryka, sapera i ochroniarza. Nawet szefa firmy ochroniarskiej, czym zajmował się kiedyś na pełen etat. Wtedy poznał jednego z najgenialniejszych wynalazców dzisiejszych czasów, Jorhe'a.
OdpowiedzUsuńGeneralnie rzecz biorąc - lubił pracę w stopniu zakrawającym o pracoholizm, więc chętnie podejmował się każdej.
Co innego, jeśli chodziło o przysługi. Nigdy nie był w tym dobry. Co oznaczało, że zawsze się zgadzał, by potem nie wiedzieć, jak się zachować. Póki jeszcze przysługa polegała na odwożeniu na lotnisko, sprawa była jasna. Gorzej, kiedy miał towarzyszyć Pepper Potts w Bardzo Ważnej Sprawie. Zgodził się, bo tak wypadało. Nawet założył wyprasowaną marynarkę, bo tak wypadało.
- Przypomnij mi jeszcze raz, panno Potts. W którym momencie mam zacząć strzelać? - zapytał, kiedy kierowca wysadził ich przed wieżowcem. No tak, nic nie nadaje się lepiej na konferencję na temat broni niż siedziba ONZ.
[Tak będzie chyba najlogiczniej, bo co innego może łączyć Thora z Pepper. Czy masz może ochotę zacząć? Tak bardzo nieładnie Cię wykorzystam, ale mam już dzisiaj do zaczęcia z milion wątków i nie daję rady]
OdpowiedzUsuńOczywiście nie czekał w kawiarni, dziewczyna Starka była perfekcyjnie punktualna i ledwo zdążył usiąść ona już stała przed nim z jakimś małym pudełeczkiem od blaszaka. Męczący był fakt, że dzisiaj nic, a nic nie miał do roboty, a wszyscy inni nagle jakby ich trafił piorun pracowitości i żadna ludzka istota nie miała ochoty wyjść z nim na piwo, tudzież nauczyć go obsługi komputera, żeby nie musiał tak potwornie się nudzić. Odebrał od niej paczkę, śmiejąc się gardłowo.
OdpowiedzUsuń- Czy szanowny "Tony" nie mógł mi wysłać tego pocztą? A i ta cała - machnął w powietrzu ręką, zataczając wielkie koło - formułka nie brzmi mi jakoś do Starka podobnie. Raczej byłoby to: "Bierz to, facet ja nie mam czasu na spotkania z kimś kto nie ma diamentowego garnituru ani nie jest kobietą." Czy jest inaczej, Virginio, a ja po prostu się go czepiam? - chyba już tak pragnął skończyć z nudą, że nawet rozmowa z dziewczyną Starka jest nader interesująca.
[Pasuje mi. Skoro to Pepper chce czegoś od Nat, to dasz radę zacząć wkrótce? :) Bardzo bym prosiła.]
OdpowiedzUsuńPokiwał głową ze zrozumieniem. Noce z dokumentami kiedyś zdarzały mu się niezwykle często, dlatego był sobie w stanie wyobrazić stan kobiety. Widząc kelnerkę, poprosił ją o mocne espresso, po czym powrócił wzrokiem do swojej rozmówczyni.
OdpowiedzUsuń- Proszę mówić mi Jack - wyciągnął w jej stronę rękę, uśmiechając się słabo. Wyjątkowo nie lubił określenia pan, dlatego też unikał go jak tylko się dało. Nie czuł się wcale staro, jeszcze niedawno też nie wyglądał staro, nigdy nie zachowywał się, jakby był stary ani nie poczuwał się do bycia panem - to określenie kojarzyło mu się bowiem głównie ze starością. Tego określenia sam też nie używał za często - czasem żartobliwie nazywał tak brata, czasem nazwał tak partnera biznesowego. Bywało, że do przełożonego mówił po prostu po imieniu, nie rozumiejąc, dlaczego niby miałby używać tak podniosłego określenia jak pan.
Ot, Jack był specyficznym człowiekiem.
[Na wątek chętna zawsze. Trochę gorzej z ewentualnymi pomysłami. :D Z góry uprzedzam - kawiarnie nie dla mnie.]
OdpowiedzUsuńMiała ochotę się uśmiechnąć. Nie tak ładnie, tak, jak człowiek uśmiecha się do człowieka, ale tak, jakby ktoś ukuł ją w tyłek i teraz żaliła się losowi; jakby zjadła cytrynę. W jej przypadku nocne zmiany były złem koniecznym. Choć po tych paru latach przestała to nocne życie nazywać złem. W gruncie rzeczy było to doświadczenie ciekawe. A może po prostu mutacja płynęła nie tylko na jej czułość na światło słoneczne, ale także na podejście do życia. Choć akurat to zmieniło się chyba dopiero po...
OdpowiedzUsuń- Lubię nocne zmiany. Jest spokojniej. I windy się nie zawieszają - odpowiedziała.
Dobrze, musiała zmienić zdanie. Rozmowy pomagały, zwłaszcza z tą kobietą. Winda nadal była małą, cholerną klatką, ale G. czuła, że zaczyna oddychać normalniej i nawet jej knykcie nie są już pobielałe od ściskania.
[O. Pepper. Mam powiązanie. Z wątkiem będzie gorzej, ale powiązanie jest! Otóż, Stark jakiś czas temu zatrudnił Jubs do Stark Industries, bo znał Howard znał jej rodziców i tak jakoś wyszło. Aktualnie siedzi na dziale reklamy pewnie, czy czymś innym. Pepper mogła mieć za zadanie oprowadzać ją, naprowadzać itp. I tak jakoś wyszło, że Jubilee jada z nią lunch i coś w tym stylu. Może być?]
OdpowiedzUsuńScarlett wiedziała, że wypuszczenie kota będzie raczej średnio trafionym pomysłem. Z drugiej strony próby powstrzymywania go zakrawały na tortury, więc beznamiętnie patrzyła, jak kotek wyraźnie niespokojnie obwąchuje meble, aby później ulżyć sobie przy nodze sofy.
OdpowiedzUsuń- Ups. Koty tak robią, niestety. - Powstrzymała odruch natychmiastowego usunięcia nieczystości, pomimo że ręce ją świeżbiły. - Żwirek powinien załatwić sprawę, polecam silikonowy.
S.
Był szczerze zdziwiony otwartością Pepper. Ciągle słyszał jakieś wywody matołów ze Stark Idustries jaka to straszna była Potts, że niby niemiła, arogancka i mało towarzyska. No to macie, swoją złą i wredną Virginie, kretyni. Uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
OdpowiedzUsuń- Szczerze? Spędzam ze Starkiem jak najmniej czasu, bo po prostu nie możemy się dogadać. - uśmiechnął się krzywo do kelnera, któremu wcale to nie pomogło i znowu odskoczył od stolika. Co było strasznego w dwu i pół metrowym wikingu? Poza faktem wzrostu, no i tego, że był wikingiem. Zastanawiał się, co zawierała paczka, ale też, czy może ją sobie tak po prostu otworzyć w miejscu publicznym. Kto wie, co Stark nagle wymyśli. Może szybko wybuchająca bomba, która miała sprawdzić jego wytrzymałość w ekstremalnych warunkach? - Blaszak daje ci nawet odpocząć? Jestem pod wrażeniem jego dobroci. - mruknął sarkastycznie i pomachał na znowu na kelnera.
[Wiiitam. Szukam ofiary do wątku. Choć jak pomyśleć, to może być też oprawca. Najważniejsze, żeby gdzieś po środku znajdowało się słowo "wątek", albo "pomysł".
OdpowiedzUsuńBo dołączyłam, a właściwie wróciłam i zamiast zacząć z kim pisać, to naiwnie łudzę się, że ktoś zacznie za mnie. Skoro jednak tak się nie da, to proszę ładnie o jakąś współpracę, to zacznę z miłą chęcią. Można tak, prawda?]
O Boziu, jaki chaos tam na górze...