make counter accusations
Coraz bardziej zdaje mi się, że opowiadanie tej samej historii po raz kolejny nie ma sensu.
Nawet, jeśli opowiada się ją zupełnie innymi słowami, nie zmienia ona swej puenty i przekazu. Może czasem lepiej opowiedzieć coś nowego?
Dochodzę do wniosku, że powiedzenie prawdy mogłoby wyjść mi na dobre. Podobno prawdziwe historie są najbardziej fascynujące.
Nie odmówimy sobie jednak lekkiego nagięcia znaczenia słowa „prawda”, czyż nie?
Tak… Dla nadania odrobiny tajemniczości.
Nawet, jeśli opowiada się ją zupełnie innymi słowami, nie zmienia ona swej puenty i przekazu. Może czasem lepiej opowiedzieć coś nowego?
Dochodzę do wniosku, że powiedzenie prawdy mogłoby wyjść mi na dobre. Podobno prawdziwe historie są najbardziej fascynujące.
Nie odmówimy sobie jednak lekkiego nagięcia znaczenia słowa „prawda”, czyż nie?
Tak… Dla nadania odrobiny tajemniczości.
Mirror, mirror on the wall…
Niektórym ludziom porównanie życia do
hazardu wydaje się bezsensowne. Ale prawda jest taka, że co chwila podejmujemy
jakieś decyzje, stawiając na szali mniejsze
lub większe sumy. Czasem zdarza nam się wycofać, czasem pozornie tracimy
wszystko, by po jakimś czasie znów powrócić do gry. Z hazardem trudno jest
skończyć. Z życiem też. Niektórzy tylko stoją z boku, obserwując przebieg gry i
zaglądając wszystkim w karty. Niektórzy pochopnie stwierdzają, że wygrali
rozdanie i przestają być tak ostrożni. Zapominają, że nie wszyscy zawodnicy
grają fair. Nie mają świadomości, że ktoś może przejrzeć ich taktykę. Najgorzej
jest być wziętym z zaskoczenia. Dlatego często gracze do końca nie są pewni
własnych kart.
Wyjątkiem są oszuści. Ich domeną jest ryzyko, muszą więc w zupełności wierzyć własnej intuicji. Strach powinien być im obcy.
Oszustem trzeba się urodzić.
Wyjątkiem są oszuści. Ich domeną jest ryzyko, muszą więc w zupełności wierzyć własnej intuicji. Strach powinien być im obcy.
Oszustem trzeba się urodzić.
…Who's the fairest of them all?...
Niewielu
graczy potrafi rozpoznać na ulicy oszusta. W zasadzie, umieją to w większości
tylko sami oszuści i zwykli
obserwatorzy. Mimo, że każdy oszust ma swoją własną taktykę, oni sami zazwyczaj
rozpoznają charakterystyczną pewność siebie i cyniczny uśmieszek widniejący na
twarzy przeciwnika. Obserwatorzy są natomiast po prostu obiektywni.
Jak wyglądałby wzorowy oszust?
Zapewne byłby ubrany stosownie do miejsca gry. Umiałby wmieszać się w tłum. Nie wyróżniałby się, chyba że taki byłby jego cel. Potrafiłby się przystosować, prowadzić luźną rozmowę, podczas której wychwytywałby pożądane informacje. Nie odczuwałby strachu, a jego negatywne emocje byłyby nie do zauważenia. Przynajmniej do pewnego stopnia – podobno każdego da się w końcu wyprowadzić z równowagi.
Jak wyglądałby wzorowy oszust?
Zapewne byłby ubrany stosownie do miejsca gry. Umiałby wmieszać się w tłum. Nie wyróżniałby się, chyba że taki byłby jego cel. Potrafiłby się przystosować, prowadzić luźną rozmowę, podczas której wychwytywałby pożądane informacje. Nie odczuwałby strachu, a jego negatywne emocje byłyby nie do zauważenia. Przynajmniej do pewnego stopnia – podobno każdego da się w końcu wyprowadzić z równowagi.
Nie powinien być impulsywny, choć
niektórzy bywają. Kalkulowałby w głowie prawdopodobieństwo, stopień ryzyka…
Niektórzy ryzykują mimo wszystko. Wierzą we własne umiejętności, los, czy
zwykłe szczęście. Niektórym się udaje.
Tylko tym najlepszym.
Tylko tym najlepszym.
…The Good, The Bad, The
Ugly Or The Powerful?
Ale tego już nikt nie pamięta.
Ludzie natomiast, w zasadzie całkiem niedawno, uwierzyli w mutantów. Podejrzanych typów, którzy to nie wiadomo co potrafią, nie wiadomo to co mogą. Oni sami jednak raczej wiedzą, na czym polega ich inność. Opanowywania mocy uczą się z resztą w jakiejś szkole, nie wiadomo gdzie, nie wiadomo po co.
...Nikt przecież nie podejrzewał, że jakiś dzieciak zrezygnuje z nauki, nie umiejąc nic. Albo, że spróbuje sam się wszystkiego nauczyć, przy okazji rujnując okolicę.
Nie wszystko da się przewidzieć.
Ale podobno wszystko da się opanować.
Dezerter, nie będący już wcale dzieciakiem, opanował swoją moc na całkiem wysokim poziomie. Podnoszenie przedmiotów za pomocą myśli czy unoszenie się nad ziemią okazuje się całkiem przydatne.
On też jednak czegoś nie przewidział - że kiedy się wścieknie, przedmioty na około zaczną płonąć, a w nocy będzie budził się zlany potem, bo przez sen widział cudzymi oczami.
Nie, żeby był przerażony. Po prostu zastanawia się, czy jeszcze nie zwariował.
Black Jack.
Niezwykle utalentowany szpieg, hazardzista.
Oficjalnie-nieoficjalnie członek organizacji S.H.I.E.L.D.
Cholera wie, czy nie robi czegoś na boku.
Rodowity Brytyjczyk, jak to głoszą plotki.
Swego czasu - całkiem bogaty.
Niezwykle utalentowany szpieg, hazardzista.
Oficjalnie-nieoficjalnie członek organizacji S.H.I.E.L.D.
Cholera wie, czy nie robi czegoś na boku.
Rodowity Brytyjczyk, jak to głoszą plotki.
Swego czasu - całkiem bogaty.
Swego czasu - prawie-X-man.
Mutant.
Mutant.
[ Dobra, to nie jest zadowalające. Ale to też jeszcze nie jest wszystko. A, i mutacja Jack'a się zmieniła. W imię projektu ''A co by się stało, jakby napisać to tak, jak miało być pierwotnie?'' Więc wszystko jest zupełnie pomieszane. Standardowo, nie podoba mi się.
Jestem chętna na wątki, które zawsze mogę przedyskutować na GG- 38055504. bonusowo: boom.]
Jestem chętna na wątki, które zawsze mogę przedyskutować na GG- 38055504. bonusowo: boom.]
[Lustereczo powiedz przecie... Czy jakiś wątek z Sif moze chcecie? ;>]
OdpowiedzUsuń[ O Ty zła! Ten fajny gifek tylko w linku> ><" Masz rację, karta mi się nie podoba *foch4ever*.]
OdpowiedzUsuń[o no tak, jej sie nie odmawia xD! Zaczęłyśmy, zaczęłyśmy ale zabij mnie - zupełnie nie pamiętam czy w końcu coś ustaliłyśmy. Może ty pamiętasz? :))))]
OdpowiedzUsuń[To nie ma nic do rzeczy xD Wątek musi być, bez niego stanie się tyle zła i wgl... Wymyślać, czy również się wysilasz? :D]
OdpowiedzUsuń[nie, nie! zostańmy przy tym :) to jest fajne! :) A bez ekspresu do kawy to co ona biedna zrobi?! :<]
OdpowiedzUsuń[spotkanie prywatne? ;> może mu się 'wyżalić' pewnego dnia w bazie Tarczy, żezbankrutuje przez tą ciągłą kawę na wynos, jeśli nie nauczy się obsługiwać ekspresu.. xD]
OdpowiedzUsuń[Przed, by Ci szpiegujący mogli się połapać xD]
OdpowiedzUsuń[Jak dla mnie wątek musi być bo... Jude i Robert. *.* No, koniec mojego fangirlingu. Powiedz, że masz na niego jakiś pomysł, a ja wtedy chętnie zacznę!
OdpowiedzUsuń+ Dziękuję, Twoja karta też jest świetna!]
[Szpiegujący to nie mit, ale tego nie poruszajmy :D
OdpowiedzUsuńOkej, to najpierw wysłucham Ciebie, a potem ewentualnie przyćmię Cię swoimi pomysłami :D]
[Nieee, to Jack jej wisi kolację xD
OdpowiedzUsuńA oni? Jeszcze żyją, Fury się nimi zajmuje. Najął ją, ale na razie niczego jej nie zlecił, wiec skoro masz ochotę na coś większego... Możemy z tego skorzystać :D Chcesz ich gdzieś wysłać, czy posadzić przy komputerach? .-.]
Sif miała wrażenie, że zaraz zwariuje. Głównie dlatego że co rano musiała wstawać dobre pół godziny wcześniej, żeby zdążyć pójść po kawę do ulubionej kawiarenki. Nie musiałaby tego robić gdyby umiała obsługiwać własny ekspres do kawy, albo gdyby po prostu tej kawy nie lubiła. Niestety i jedno i drugie działało na jej niekorzyść. Ekspres kupiła zaraz po tym jak wprowadziła się do mieszkania, niestety po dziś dzień stoi w kuchni i nic nie robi, bo Sif ucieka z krzykiem za każdym razem gdy ekpres zabugocze wrogo. I co? Z mieczem na niego wyskoczy? Siedziała więc w siedzibie Tarczy i wzdychała pod nosem na swój starszy los, pochylając się przy tym nad kubkiem wciąż ciepłej kawy (wybitnie nie z domowego ekpresu)
OdpowiedzUsuń[ Historia zapewne jest jeszcze o wiele ciekawsza (a co za tym idzie o wiele dłuższa) niż ta przedstawiona, i po części wykreowana przeze mnie. Ale zgadzam się, iż Bobbi w większości wzbudza sympatię. Mówię to z własnego doświadczenia, bo jeszcze nie dawno nie miałam bladego pojęcia o istnieniu owej postaci. A na wątek zawsze jestem chętna. No i muszę się uzewnętrznić ze swym zachwytem… Jude Law *.* ]
OdpowiedzUsuń[ Wybacz, ale jak ma się tak ogromną fiksację na punkcie tego aktora, to wpierw wyzwala się u mnie bezwarunkowy odruch ślinienia się do jego fotografii, a dopiero po pięciu minutach ogarniam się do takiego stopnia, aby zainteresować się treścią karty. Będę się starała panować nad tą ułomnością, ale warto było Cię o niej uprzedzić. Co do wątku – jestem ciekawa co wpadnie Ci do głowy, więc poczekam, aż podzielisz się ze mną swoimi pomysłami. A jak na nic nie wpadniesz, to postaram się pomóc. ]
OdpowiedzUsuń[Kochaś wisi mi wątek.]
OdpowiedzUsuń[Wątek chętnie :) A jak zaczniesz to będzie cudnie! :)]
OdpowiedzUsuńRozłożona na kanapie postać, ubrana w coś, co przypominało kiedyś strój na oficjalne okazje, bardzo nie pasowała do czystego i uporządkowanego wnętrza. Włosy przypominały jakieś sterczące strąki, które z niewiadomych przyczyn ktoś, kiedyś spiął, by wyglądały jak kok. Zapach też raczej nie był interesujący, bo Panna Guthrie zostawiła swoje zwłoki w takim stanie jakieś trzy dni temu. Gdzieś niedaleko powinna stać tabliczka z napisem Student, odsypia. Nie przeszkadzać. Gdyby miała na cokolwiek siły, byłaby dumna ze zdanego egzaminu ustnego, do którego przygotowała referat o... Nie chciała już nawet myśleć. Za niedługo czeka ją kolejne zadanie tego typu.
OdpowiedzUsuń- Że słucham...? - wymruczała niewyraźnie do słuchawki, wycierając przy tym zaśliniony policzek. Mruknęła coś jeszcze i odrzuciła telefon na ziemię, opadając ponownie na kanapę. Zasnęła na kolejne parę godzin i dopiero brutalny dzwonek do drzwi sprawił, że zerwała się, wstała i poszła otworzyć. Ten, kto do niej przyszedł, musiał być odważny...
- Gdzieś miałam przyjechać, czy to był tylko sen, a Ty przyszedłeś, bo nie masz co robić? - spytała zaspanym głosem, widząc w drzwiach Jacka. Nie kojarzyła jeszcze za bardzo, co działo się naprawdę, a co nie. Ale jej stan chyba wszystko tłumaczył, wliczając w to rozpiętą koszulę, dziwnie podwiniętą, ołówkową spódnicę i ogólne wrażenie skrajnego zaniedbania.
- Zbankrutuje... - mruknęła pod nosem wbijając ponownie spojrzenie w kubek kawy. Prawda była taka, że musiała nauczyć się żyć z wizją bankructwa ciagnącej się za nią przez resztę życia. Nie było szans na to, żeby obyło się bez rozlewu krwi. A niby co? Miała nagle rzucić się z mieczem na coś co nie było wyższe niż trzydzieści centymetrów - Wciąż gniewamy się na siebie z tym całym ekspresem do kawy... I wciąż próbuje go zrozumieć, ale to wcale nie jest takie proste. Gdyby było tak jak mówiłeś, czyli: wsyp, wciśnij, pij, sprawa byłaby zupełnie inna... Ale wybrałam jakiś dziwny i trudny moment i muszę się liczyć z tym, że zbankrutuje na codziennych kawach - dodała z niezadowoleniem zerkając od czasu do czasu na mężczyznę.
OdpowiedzUsuń[wiec z pewnością, na bank znają się z widzenia, a i mogli kiedys zamienić kilka zdań na korytarzu :)]
OdpowiedzUsuń[ O,o,o! Właśnie, skłaniałabym się ku możliwości powiązania ich z CBER – ta opcja bardzo mi się podoba. Bobbi spędza w tamtejszych laboratoriach mnóstwo czasu, a na pewno o wiele więcej niż kiedyś na czynnych misjach tarczy. Ostatnio stwierdziła, iż żonglowanie probówkami bardzo ją relaksuje. Tak, więc w mej głowie pojawiła się pewna konkretna opcja: wybieram wyjście numer jeden – znają się i nawet potrafią dogadać, a po raz pierwszy spotkali się dopiero niedawno, w jej laboratorium, gdy szefostwo tarczy ‘zasugerowało’ BJ, iż może wypadałoby dociec powodów tych jego niepokojących snów? Mogło paść na Bobbi, i teraz to ona stara się odkryć prawdę, podłączając biedaczka do dziwnych maszyn i przeprowadzając na nim szereg testów? A później to już powinno jakoś się potoczyć. ]
OdpowiedzUsuń[a w sumie.. To proponowalabym jakąś kawiarenkę jeśli to nie problem czy coś.. :) jeden jedyny wolny stolik w środku xD]
OdpowiedzUsuńPepper spędziła noc w pracy siedząc zakopana nad milionem papierów. Kiedy w końcu z nich wybrnęła, okazału się że to dopiero sam początek pracy. Żeby nie wybuchnąłć głośnym płaczem nad swoim losem, zabrała rzeczy i wyszła z firmy. Potrzebowała kawy, chwili spokoju i zdecydowanie innego otoczenia niż przeszklone biuro. Skierowała się więc w stronę przytulnej kawiarenki na rogu, do której wpadała zawsze jak miała chwilę czasu. Wyciągnęła z torebki ksiązke, usiadła przy stoliku i zamówiła kawę, kompletnie zatracając się w lekturze. Po pół godziny ktoś wyrwał ją jednak z książkowego letargu - Och... Oczywiście proszę... - wskazała na miejsce na przeciwko siebie rozglądając się wokół - Nawet nie zauważyłam kiedy zrobił się tu taki tłum. - dodała z lekkim uśmiechem odkładając książkę na bok.
OdpowiedzUsuń[ Byłabym wdzięczna za rozpoczęcie. Dzięki temu mogłabyś mnie odrobinę wtajemniczyć w sedno problemów BJ, tak abym czegoś nie przekolorowała albo źle nie zinterpretowała – no i wiadomo, że obydwoje są zaledwie na starcie wspólnych badań, bo Barbara dopiero od niedawna pracuje i żyje w Nowym Jorku. ]
OdpowiedzUsuń[ja bym bardzo bardzo chętnie kontynuowała tamten :) bo w zasadzie chyba tylko zaczęłyśmy i nic więcej tam się nie działo, hm? :) A po tym początku tak w ogóle, proponowałabym jakąś dobrą znajomość, co myslisz? ;>]
OdpowiedzUsuń[też mi się tak wydaje :)))]
OdpowiedzUsuń- A bo ja wiem? - wzruszyła ramionami biorąc łyk kawy. - Bo on tak złowrogo bulgocze... - mruknęła pod nosem niczym mała, zniechęcona do działania dziewczynka. Nie umiała jasno określić dlaczego tak bardzo nie rozumie tych wszystkich sprzętów elektronicznych. W Asgardzie poruszała się Tęczowym Mostem, widziała niestworzone rzeczy takie jak artefakty z niestworzoną mocą, a na Ziemi bała się ekspresu - A jak ma schowany gdzieś ten taki straszny, kawowy miecz? - zerknęła na niego niepewnie. Jack naprawdę bardzo starał się nie wybuchnąć nagłym śmiechem - A i kupiłam to.. - sięgnęła po białą reklamówkę i podała ją mężczyźnie. W środku znajdował się nowiuteńki telefon komórkowy, do którego zakupu namawiał ją dobre dwa tyggodnie.
OdpowiedzUsuń- Oj zdecydowanie ciężka... Już dawno nie spędziłam upojnej nocy z dokumentami, które na pierwszy rzut oka wydają się zamaskowaną wiadomością prosto z Chin.. - mruknęła pod nosem i spojrzała na niego z rozawieniem - A u Pana..? Widzę że podobnie... - przekrzywiła nieco głowę żeby przyjrzeć mu się uważnie. Ciężkie noce nie były niczym szczególnym w ic 'zawodach', jednak w przypadku Pepper ostatnimi czasy nie zdarzały się aż tak często. Była wręcz zdziwiona że mogła wracać do domu o, w miarę, przyzwoitej porze. Pewnie dlatego zarwana noc była dla jej organizmu niezłym szokiem, przez który miała ochotę pozabijać wszystkich wokół siebie. Bezpieczniej więc było wyjść z firmy i oddalić się na tyle, by nie dosięgał jej wzrok potencjalnych ofiar virginiowego mordu.
OdpowiedzUsuń- Konkretną? - spojrzała na niego na moment po czym odwróciła wzrok starając sobie przpomnieć ile właściwie potrzebuje. Nie chciała rzcać nagle milionami, bo nie była pewna czy mężczyzna nie przypomni sobie nagle o czajniku na gazie albo czymś takim. Stopniowo, powoli i do celu: to było podstawą. Wolała podać mniejszą sumę i mieć pewność, że Jack ją wspomoże niż zrażac go już na samym początku. - Znaczy to jest tak, że ile pan by nie dał to i tak wiele by to dla nas znaczyło. Przyznam, że potrzebujemy dużej sumy... Nie umiem przewidzieć czy miasto zmieni swoją decyzję a co za tym idzie, nie wiem czy nie będę musiała liczyć na wsparcie 'prywatnych inwestorów' przez resztę jej istnienia.. - mruknęła pod nosem patrząc na niego niepewnie.
OdpowiedzUsuń[Powiązanie, wątek, jak najbardziej. :) Masz jakiś konkretny pomysł?]
OdpowiedzUsuńMockingbird z ogromną przyjemnością określała się mianem prawdziwej ‘szczęściary’ – nigdy, ale to przenigdy, nie przejawiała żadnych oznak jakiejkolwiek genetycznej mutacji, co w dużej mierze oszczędziło jej masę niepotrzebnych komplikacji. Była najzwyklejszym człowiekiem, pozbawionym cech superherosów takich jak członkowie elitarnych Avengersów czy też zróżnicowanych X-Menów. Wszystko, co osiągnęła, cały trud włożony w to, aby dziś być tym, kim jest, zawdzięczała jedynie sobie samej, a co za tym idzie, wyłącznie własnym, świadomym (w większości) wyborom. Nie oznaczało to jednak, iż kwestia odmienności strukturalnej DNA była jej całkowicie obca. Obracała się wśród przeróżnych ludzi. Jedni pochodzili stricte od Bogów, drudzy zrodzili się w szklanych probówkach, trzeci przeżyli coś, czego żaden zwykły człowiek nie byłby w stanie przezwyciężyć… musiała się dostosować, musiała wiedzieć, z kim lub z czym ma do czynienia. Gdyby nie zainteresowanie biologią, oraz jej licznymi rozgałęziam, zapewne nie potrafiłaby z taką swobodą obracać się wśród grona ludzi, podobnych chociażby do Profesora Bruce’a Bannera. Tak czy inaczej, Barbara żyła w przekonaniu, iż mimo swego zamiłowania do panującej dookoła różnorodności, jej samej żyje się dobrze w swym zwykłym, pozbawionym jakichkolwiek supermocy ciele. Choć naturalnie, gdyby posiadała zdolność niwelowania ulicznych korków za sprawą zaledwie jednego mrugnięcia okiem, nie miałaby nic przeciwko. Jedyny problem polegał na tym, iż nawet tak przydatna umiejętność jak rozstawianie trąbiących samochodów po kątach, z czasem mogłaby okazać się kłopotliwa – w końcu nigdy nie można było mieć pewności, iż pewnego dnia, nie zacznie się tak czynić z innymi obiektami, na przykład z niewinnymi ludźmi. Barbara starała się dogłębnie badać przypadki podobnych, niekontrolowanych rozrostów mutacji, ale im więcej czasu poświęcała na rozwikłanie owych genetycznych zagadek, tym usilniej utwierdzała się w przekonaniu, iż w większości przypadków nie da się nad tym zapanować. I do podobnego wniosku doszła zaraz po otrzymaniu raportu na temat stanu zdrowia jednego z agentów t a r c z y. Po zapoznaniu się z zamieszczoną w nim opinią oraz rozkazem zbadania przyczyn tych dziwnych anomalii, Barbara zaczęła nastawiać się psychicznie na długą i żmudną pracę. Na szczęście, jej królikiem doświadczalnym był ktoś, kogo już niegdyś poznała, tak, więc przynajmniej wypatrzenie konkretnego, rosłego mężczyzny na zatłoczonych korytarzach CBERu nie sprawiło jej żadnej trudności.
OdpowiedzUsuń-Wcale nie wyglądasz tak tragicznie, jak przedstawiał cię poruszony Fury… -Uśmiechnęła się na widok znajomej twarzy, poprawiając wygnieciony kołnierz białego kitla. Nie lubiła tego stroju, niemniej jednak w każdym laboratorium obowiązywały pewne nienaruszalne zasady BHP. Musiała pogodzić się z tym, iż wyglądała jak rasowa lekarka, choć tak naprawdę daleko jej było do podobnego powołania.
Ale Paige być może pamiętałaby o tym, że ma pojechać na lotnisko, spakowana i gotowa do jakiegoś zadania. Tylko skąd miała wiedzieć, że morderczy referat będzie w takim terminie? Oczywiste było chyba to, że nie mogła go przygotować na słabą, czy nawet dobrą ocenę. Musiała mieć najlepszą, a to wymagało ciężkiej, nieprzerwanej pracy, z przerwami na wykłady i inne zajęcia, które konieczne były do ukończenia studiów z wymarzonym wynikiem. Także ona całe siedemdziesiąt cztery godziny poświęciła na rzeczy związane z anglistyką i przedstawienie wyników swojej pracy, żywiąc się przy tym słodyczami.
OdpowiedzUsuń- Wyglądam aż tak strasznie...? - spytała, ziewając przy tym. Skoro przychodziło do niej delirium, to może jednak nie przespała tych ostatnich trzech dni? Może dorwała się do jakiejś skrzyneczki z alkoholem i... Nie, nie czuła nigdzie zapachu trunków, także to było mało prawdopodobne. Z pewnością spała. Za to czuła dużo innych rzeczy. Odruchowo rozejrzała się po salonie, do którego zabrał ją Jack. Tutaj było czysto, to dobrze.
Wzięła kopertę, lustrując ją tępym wzrokiem i jednocześnie odgarniając włosy z twarzy. Patrzyła na nią, jak na jakieś dziwne zwierzę, które przez przypadek trafiło w jej ręce. Co ona miała niby teraz zrobić i dlaczego? Zmrużyła delikatnie oczy, oblizując spierzchnięte wargi. Za szybko, by nieprzytomna Paige zrozumiała, co się dzieje. Zarejestrowała tylko to, że Jack coś mówił. W trakcie jego wywodu o jakimś samolocie i Turcji, jak zombie poszła do kuchni, potykając się o próg, by następnie wrócić do salonu z paczką M&Msów. Popatrzyła na mutanta, mrugając kilkakrotnie. Miała wrażenie, że właśnie teraz czegoś od niej chciał. Trochę niepewnie wsadziła sobie garstkę kolorowych czekoladek do buzi i pokiwała głową.
- Jackie, spokojnie. - mruknęła, zachrypniętym głosem, czując, że właśnie to teraz powinna powiedzieć. Odłożyła paczkę na szklany stół i przeciągnęła się mocno, by kości wróciły na swoje miejsce. To, że Husk mówiła spokojnie, wcale nie znaczyło, że właśnie tak powinno być. Ona zawsze tak mówiła i niekoniecznie słusznie. Nie lubiła się stresować, ani denerwować. Jej podejście do życia niektórych potrafiło wyprowadzić z równowagi zaledwie po jednym zdaniu, ale miała nadzieję, że Jack, pomimo swojej irytacji, się wyluzuje.
- Jestem wykończona, odwodniona i brakuje mi podstawowych składników odżywczych. Także w ogóle Cię nie słuchałam, nie wiem czego chcesz. Domyślam się tylko, że za długo spałam i teraz coś się dzieje. - odparła cicho, biorąc kolejną garstkę M&Msów i obróciła się w stronę szafy. Sięgnęła po żółty sweter i zwężane dżinsy, drugą ręką wyplątując z włosów spinkę, która trzy dni temu trzymała kok na prezentacji przed kadrą. Wszystkie ruchy wykonywała nadzwyczaj powoli, bez pośpiechu, jakby w ogóle nic się nie działo.
Czekoladki rozkładały się na czynniki pierwsze, oddając swoje cukry do obiegu, więc i Husk powoli odzyskiwała przytomność, wracając do świata żywych. Nie zmieniało to faktu, że i tak będzie musiała zjeść coś normalnego i zaopatrzyć się w coś do picia. Kolorowe cukierki działały na nią, jak amfetamina na narkomana. Dawały chwilowe uczucie siły i energii, która szybko się wyczerpywała i miała krótkotrwałe działanie.
- Wystarczy mi pięć minut, by się ogarnąć. - uśmiechnęła się lekko, patrząc na Blacka w miarę przytomnie, jakby chciała go uspokoić. Mógł wierzyć lub nie, ale ona nie potrzebowała prysznica, by być czystą. Zwinęła ze stołu paczkę i poszła do łazienki, trzymając w drugiej ręce wyjęte wcześniej rzeczy. Kilka czekoladek dawało wystarczająco dużo kalorii, by spokojnie zrzucić zatęchłą warstwę skóry, oczyszczając tym samym całe ciało ze szkodliwym enzymów i brudów.
- Rozpuścić mi w szklance wody dwie tabletki multiwitaminowe! – krzyknęła, wcześniej przepłukując usta i zaczęła myć zęby. W trakcie analizowała to, co kilka minut temu mówił Jack, a co wtedy tylko przelatywało przez jej głowę, jak ciecz przez sito. Popatrzyła na siebie krytycznie, przypominając sobie cztery telefony od Fury’ego i to, że w ogóle ich wcześniej nie skojarzyła.
Zima była już bardzo blisko, choć na razie panowała jeszcze ruda Jesień, zalewając niegdyś zielone i pełne życia trawniki miedzianych odcieni liśćmi, czasem wpadających zarówno w czerwień jak i w koloru dziecięcego słońca plamy. Zawsze bowiem na papierze, żółtą świecówką, w górnym rogu kartki, dzieci kreśliły kółko, z którego wystawały pojedyncze kreski, dookoła. Z dnia na dzień, robiło się coraz chłodniej, a błękit, którym malowało się niebo, szybciej przeistaczał się w granat, czasem muśnięty szarością, zasłaniając białe, świecące punkciki, nazywane gwiazdami. Dlatego postanowiła chwytać dzień, póki jeszcze miała go w garści, gdyż wybijało zaledwie południe, a bynajmniej jedna z popołudniowych, pełnych godzin, blisko niej, przed kątem prostym.
OdpowiedzUsuńTereny wokół Instytutu, tworzące coś na wzór parku, były jej znane na wylot - znała każdą norę, kryjówkę, wiedziała gdzie można się schować, na jakie drzewo wejść, by nie spaść i jak najszybciej dotrzeć do budynku, a zwłaszcza do kuchni, nim wszyscy dorwą się do czekoladowego budyniu. Teraz, przechadzała się, kierując się najwolniej jak potrafiła, w stronę ciepłych pomieszczeń, wyciągając ostatki liści z rudych pukli, od czasu do czasu strzygąc puchatymi, trójkątnymi uszkami, albowiem ostatnia czapka, jaką posiadała, wyniszczyła się podczas ostatniej zabawy w lesie i została bez niczego. Pozostała jej ciepła, zielona bluza z kapturem, podobnego koloru co trampki, którymi z lekkością stąpała po ziemi. Ogon falował spokojnie, lecz zatrzymał się w miejscu, kiedy i Laura tak zrobiła.
Sylwetka, którą dostrzegała już z daleka, teraz była o wiele bliżej. Przyjrzała się mężczyźnie, nieznacznie przekrzywiając łepek, tak, że część włosów zsunęła się jej z ramienia i opadła bezwładnie, a spomiędzy nich na ziemię uleciały drobiny jesiennych liści.
Zielone oczy spotkały się z tymi jego, a na twarz dziewczyny wpełznął wesoły uśmiech, kiedy zatrzymała się, by rzucić pogodne "Dzień dobry."
[Dobra, to co powiesz na bankiet, na którym przypadkiem oboje się znaleźli, a na którym wybuchnie afera (jakiś terrorysta może zamknąć wszystkie wejścia budynku i więzić tych wszystkich ludzi dla okupu itd.). Tony i BJ będą próbować go znaleźć!]
OdpowiedzUsuń[Witam serdecznie! Nie mam nic przeciwko kontynuowaniu naszego poprzedniego wątka, chociaż w zakamarkach pamięci jest dosyć mocno ukryty. Ale to można zawsze naprawić, przypomnę sobie wszyściutko, jak tylko dostanę odpowiedź. Także czekam cierpliwie :)]
OdpowiedzUsuń[O, z tej strony również pojawia się ogromna chęć na wątek. Co do pomysłów... Hela od czasu do czasu szlaja się po spelunach i podrzędnych barach, a więc w końcu mogłaby natrafić na BJ. Myślisz, że przeszłoby tu coś w rodzaju mniej lub bardziej poważnego zakładu?]
OdpowiedzUsuń[Możemy tak założyć, gdyż Hela nie należy do stworzeń zbytnio kontaktowych.]
OdpowiedzUsuń[Witam. Możliwe, choć ja nic nie pamiętam. A nawet, jeśli był, to wolałbym zacząć od nowa. Jeśli masz jakiś pomysł na rozpoczęcie - wal śmiało.]
OdpowiedzUsuń[Już chciałam powiedzieć, że nie będzie wątku dopóki nie zobaczę TEGO GIFA, ale na końcu karty ujrzałam i już nie powiem. No to wątek oczywiście będzie, tylko pomysły, pomysły, kochana.]
OdpowiedzUsuń-… ale poprosił mnie o konsultację. To oznacza, iż czuwa nad agencją oraz doskonale wie, co dzieje się u jej członków. –Odparła z pełną dozą stanowczości, nieświadomie przyznając drobny komplement swemu jątrzącemu szefowi. Należało oznaczyć dzisiejszą datę w kalendarzyku, i to jakimś niebywale kolorowym flamastrem. Barbara prawie nigdy nie wyrażała pozytywnych opinii o Nicholasie, tak więc zadziwiła nawet samą siebie. –Wczoraj wieczorem otrzymałam obszerny raport, w którym zawarte zostały obserwacje pracujących z tobą agentów Jack. Chyba nie wyrażę się ogólnikowo, mówiąc, iż lektura tych wszystkich sprawozdań bardzo mnie zafascynowała…? –Uniosła jedną, jasną brew delikatnie do góry, wkładając drobne dłonie do kieszeni bielusieńkiego kitla. Musiała zadrzeć odrobinę swą starannie przygładzoną czuprynę, aby móc spojrzeć w oczy stojącemu naprzeciwko niej mężczyźnie. Z początku, zamiast słówka ‘obserwacje’, zamierzała użyć sformułowania ‘konsternacja’, niemniej jednak zdążyła ugryźć się w język. Widząc, w jakim obecnie stanie znajduje się Jack, nie przysporzyłaby mu ulgi, odnosząc się do drobnej paniki jaką wywołał, gdy nagle przestał panować nad swymi umiejętnościami. Agenci t a r c z y byli znani ze swego szeroko zakrojonego profesjonalizmu. Historie, takie jak ta, która przytrafiła się Jackowi, nie były częstym zjawiskiem. Właściwie, Barbara nie pamiętała, aby kiedykolwiek miała okazję pomagać agentowi, który niespodziewanie utracił możność prawidłowego odczytywania swych umiejętności.
OdpowiedzUsuń-Pomogę ci. W zamian zawsze chętnie przyjmę dobrą kawę… -Uśmiechnęła się w końcu, chcąc jakoś rozjaśnić przychmurzone oblicze swego znajomego. Jacka znała stosunkowo krótko, niemniej jednak ze względu na swą niebywale barwną osobowość, bardzo szybko zyskał jej sympatię. Dziś Bobbi czuła się trochę dziwnie, obserwując, iż bardziej przypomina swój własny cień, niż tamtego dynamicznego kombinatora, z którym miała niegdyś okazję współpracować. Raport co prawda wspominał, iż ostatnimi czasy w życiu Jacka nie jest różowo, niemniej jednak… panna Morse i tak była zaskoczona, iż może być aż tak nieciekawie.
Właściwie to sam zastanawiał się nad tym, czemu nie wyruszył dzisiaj na misję. Nawet dostał ze dwie propozycję, ale jednak obie odrzucił dokładając do tego długą przemowę, że przecież nie będzie chodzić na wszystkie, a tym bardziej takie na których poradzą sobie doskonale sami.
OdpowiedzUsuń- Za ładna dziś pogoda, żeby ją psuć moimi piorunami, nie sądzisz? - w sumie próbował wymyślić jakąś arcydobrą wymówkę na swoje lenistwo i niechęć do za prostych zadań, ale jakby się nie starał to tłumaczenie niezbyt dobrze ucierało nosa Jackowi. - Właściwie to mam dzisiaj randkę, Black. - wymsknęło mu się, co do końca kłamstwem nie było, ale sądził, że osoba z którą miał się spotkać, stanowczo by zaprzeczyła. - Pamiętasz jeszcze, co to znaczy?
Mimo tego, ze dziewczyna spędziła w Instytucie całe swoje życie, nie pamiętała zbytnio mężczyzny, choć kiedy wypowiedział jej imię, zdawał się jej być nieznacznie znajomym, jakby niewyraźna zjawa wspomnienia sprzed lat przemknęła przez jej umysł. Niebywałe uczucie, pomyślała, a jej uszy ponownie zastrzygły. To było dokładnie jej imię, może dlatego stała tam, niedaleko mężczyzny, nie ruszając się z miejsca, tak jak spojrzenia nie odrywając z punktu, w którym ono spoczęło.
OdpowiedzUsuń-Hm?- wydusiła z siebie, niebywale pogodnie, mimo problemu, jakim było przypomnienie sobie, a raczej uświadomienie kim, już teraz nie tylko nieznajomy, ale i rozmówca jest.- Proszę wybaczyć, ale nie za bardzo wiem, kim pan jest.- zdołała dodać, przyciągając do siebie puszysty, miękki ogon, jak to miała w zwyczaju, kiedy niepewność zaczęła wchodzić w grę.
Właśnie. Ten charakterystyczny gest - chwytanie się ogona, falującego, czasem i spokojnego, ukazującego emocje. Ta jedna szczególna rzecz towarzyszyła jej do kiedy tylko sięgała pamięcią. Robiła to, kiedy siedziała sama w pokoju i nie wiedziała co począć, kiedy zbytnio się bała, lub czuła niepewnie. Wtulała się w rude futro, z namiastką bieli, kiedy kładła się spać, kiedy siadała w fotelu, czy chowała w kącie kanapy, oglądając telewizję. Po prostu.
Zamrugała kilkukrotnie. Była ciekawa, skąd mężczyzna zna jej imię.
[Tamten wątek nie był zły, możemy kontynuować, rozwinie się przecież dopiero. Powiązanie, pytasz? Nie jestem zbyt kreatywna w tym momencie... Masz jakieś propozycje?]
OdpowiedzUsuń[Bardzo dziękuję :)
OdpowiedzUsuńMam jeszcze w sumie jedną kwestię, która mogłaby sprawić, że wyjdzie mieszanka wybuchowa - czy oni wiedzą, że są mutantami? Można by poprowadzić wątek w tę stronę, że się dowiedzą.
G. nie lubi tego tematu.]
[Może być dach. Patrzenie na miasto z góry daje jej cień poczucia panowania nad czymkolwiek. Może być dach na budynku, w którym mieszka. Często tam chodzi, a nawet nie będąc mieszkańcem ten kamienicy łatwo jest się tam dostać schodami przeciwpożarowymi.
OdpowiedzUsuńKto zaczyna?
Grace H.]
[Hm... A ja bym była chętna na wątek, co ty na to? Tylko masz może jakieś pomysły? Czy robimy burzę mózgów?]
OdpowiedzUsuń[Dziękuje :D Czuje się zawstydzona :D Postaram się nie zawieść nikogo.]
OdpowiedzUsuń[Skoro BJ niewiele brakowało do X-Mena to skądinąd muszą się znać zapewne. W takim razie istnieją dwie opcje, albo zakładamy, że poznali się któregoś razu, zamienili ze sobą tylko kilka słów i są teraz na neutralnym gruncie, albo wymyślamy coś bardziej ambitniejszego i pokręconego.]
OdpowiedzUsuń[Chęci są. Gorzej z pomysłami xD]
OdpowiedzUsuń- Virginia.. Chociaż i tak wszyscy mówią do mnie Pepper, więc będzie mi miło jeśli i ty tak będziesz sie do mnie zwracał. - uścisnęła mu rękę z lekkim uśmiechem. Ten cały 'Jack' był całkiem miłą odmianą. Przez ostatnie dwa tygodnie swój czas dzieliła pomiędzy klientów, partnerów biznesowych i Tony'ego, który zaskakiwał ją coraz to nowszymi pomysłami. Jack zdawał się być sympatycznym facetem, z którym miło będzie spędzić chwilkę na porannej kawie - Więc, Jack... Czym ty się właściwie zajmujesz, hm? Co prawda widziałam cie kilkukrotnie ale na dobrą sprawę nie mam zielonego pojęcia... Chyba że to tajemnica, wtedy mogę ustąpić w dalszym 'dochodzeniu prawdy' - uniosła ręce w geście ewentualnego poddania się i uśmiechnęła się przy tym uroczo.
OdpowiedzUsuń(To też zależy jaki typ tych konkretniejszych powiązań masz na myśli, bo Ira to taka kotka chodząca swymi drogami. Taka istota samotna w każdym sensie z własnego wyboru.)
OdpowiedzUsuńIrina Yavlinskaya
[Ja też jestem ich wielką fanką, aczkolwiek czasami trudno coś wymyślić. Jednak mam pewien pomysł. Otóż jacyś uczeni mogliby pracować nad projektem, który pewnego dnia by im uciekł. Błąkałoby się biedactwo pod osłoną nocy po Nowym Jorku, zagrażając mieszkańcom, dlatego ktoś tam postanowiłby wysłać kogoś, aby go złapano, a tym kimś okazałby się Black Jack i Rogue. Jeżeli zaś chodzi o relacje, mogliby się lubić w ten specyficzny sposób, gdyż Ruda ma już chyba za dużo osób, z którymi się kłóci.]
OdpowiedzUsuń[Jestem złą dziewczynką, ale po prostu poczekam, aż będziesz mieć czas i zaczniesz ;) ]
OdpowiedzUsuń[Jakaś partyjka pokera w odpicowanym kasynie? ;>]
OdpowiedzUsuń[No cześć.
OdpowiedzUsuńSkoro mówisz, że są pomysły, to je przedstawiaj, żeby można było sklecić wątek ;D]
[No baa, tak coś przewidywałam XD No to ładnie uzgadniamy, co? Coś w stylu Wanda + Kierownica = Facepalm? Powiązanie już mamy, rzecz jasna. I Jack figuruje u mnie w aktualnościach ^^]
OdpowiedzUsuńDo niej przychodzono spontanicznie, bez zapowiedzi najczęściej. Przychodziły różne osoby, najczęściej takie, które szybko znikały gdzieś w pamięci mutantki i rzadko kiedy wychodziły na wierzch. Nie miała żadnych dokumentów, bo wszystko sobie skomputeryzowała, większość książek też zamieniła na elektryczne wersje. W jej mieszkaniu panował elegancki, ale chłodny minimalizm. Nie miała nigdzie dywanu, figurek, małych rzeźb, tylko zdjęcia na komodzie w sypialni. Wszędzie kafelki lub panele, można by powiedzieć, że wszędzie był twardy idealizm, pozbawiony wielu drobiazgów, które można by znaleźć chociażby w jej starym pokoju w Cumberland. To wszystko ułatwiało spokój i nie wprowadzało chaosu.
OdpowiedzUsuńNie umiała żyć w chaosie i często o tym zapominała.
Przez moment widziała się w lustrze, nim jeszcze zrzuciła skórę. Podarowała sobie spojrzenie litości, bo wyglądała naprawdę okropnie. Nie był to szczyt, ale zdecydowanie ten stan był za daleko od ideału. Pozbawiając się starego naskórka, usuwała ze swojego ciała wszelkie toksyny i brudy. Nie nazywała tego czystością, bo czystość była tylko wtedy, jeśli wzięło się prysznic, a neutralizmem, bowiem przez pewien czas nie będzie wydzielać ze swojego ciała ani odrobiny potu, łoju i innych substancji, które wpływały na stan higieny człowieka.
Sześć minut, garść M&M'sów i Paige była gotowa. Co prawda bez makijażu czy ciągnącego się za nią zapachu, który można by sklasyfikować jako przyjemny ludzki zapach, ale wyglądała zdecydowanie lepiej. Nie było śladu po zmęczeniu, które zdusiła w sobie na pewien czas, na jej twarzy panował ten sam swobodny wyraz.
Przystanęła w progu drzwi do kuchni, przez moment przyglądając się mężczyźnie, a konkretniej jego plecom. Zmrużyła delikatnie oczy, ściskając usta w wąską linię i cicho na palcach podeszła do blatu po swoją szklankę, w której jeszcze musowały tabletki.
- Dziękuję. - mruknęła łagodnie, zdradzając swoją obecność i uśmiechnęła się, ale nie można powiedzieć, żeby był to uśmiech skierowany do kogokolwiek. Wzięła szklankę w szczupłe palce i już miała zrobić krok w stronę korytarza. Zatrzymała się na moment zatrzymując na czymś swoje baczne spojrzenie i ruszyła ponownie.
- Wytrzyj spodek ekspresu i dokręć kurek zlewu, jak skończysz. - powiedziała spokojnie, wręcz obojętnie, jakby to było oczywiste. Nie chciała się wdawać w głębsze rozmowy, przynajmniej nie teraz. Unikała skomplikowanych sytuacji, wprowadzały chaos. Teraz było to i tak niepotrzebne, domyślała się, że Jack'owi zależy na czasie, który przez nią i tak został mocno zmarnowany.
Sypialnia Husk też by mu się raczej nie spodobała. Zero śladów użycia, jakby ktoś wszystko przygotowano do zdjęcia na okładkę magazynu jakiegoś sklepu meblowego. Biel i czerń, bo kontrast to ona lubiła. Tylko komoda ze zdjęciami była pewnego rodzaju odłamem minimalizmu całego mieszkania. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz patrzyła na nie, chociaż przedstawiały te najbliższe osoby. Dwa zdjęcia rodzinne, jedno tylko z Icarusem i nią, jeszcze inne przedstawiało pierwotny skład Generetion X... Sama przeszłość.
Teraz też nie spojrzała, chociaż stała przy nich i wyciągała z komody potrzebne do wyjazdu rzeczy. Jej przeszłość była chaotyczna, za bardzo pomieszana i nie miała siły, by ją poukładać, więc do niej nie wracała, a jeśli już to robiła to bardzo powierzchownie. Dlatego nie wiedziała, co obecnie robi Sam, czy przypadkiem któremuś z rodzeństwa nie uaktywniła się mutacja, czy Monet dalej jest tak nonszalancko francuska. Ale najgorzej by się poczuła, gdyby jednak spojrzała na te zdjęcia i uprzytomniła sobie, że na grobie Jaya była tylko raz - podczas pogrzebu.
Sprawiała wrażenie znudzonej całym życiem, ale to była tylko ucieczka, by się nie przejmować. A przynajmniej sprawiać takie wrażenie.
Jedyną rzeczą, którą nie dzieliła się z nikim, była informacja o jej mutacji. Rozsądek zakazywał, by dzielić się tym ze znajomymi z uczelni. Wtedy mogłoby ją spotkać zbyt wiele nieprzyjemności, głównie związanych z zazdrością i jej perfekcyjnymi wynikami. Była nieraz świadkiem, jak każdego kto był mutantem i był odrobinę lepszy w czymś, z czym jego moce nie miały tak naprawdę nic wspólnego, od razu wszystko było przypisywane temu jednemu genowi. Nie chciała, by ktoś miał wątpliwości, a była pewna, że wszystko, co osiągnęła na studiach było tylko o wyłącznie jej zasługą i nie potrzebowała do tego mutacji.
OdpowiedzUsuńNie licząc tej drobnej rzeczy, wystarczyło zadawać odpowiednie pytania, by się czegoś dowiedzieć o Paige. Miała niewiele tajemnic, była prosta i nie owijała w bawełnę. Nawet nie próbowała stwarzać w okół siebie jakiejś tajemniczej atmosfery, wiedząc, że to tylko przyciągnie niepożądane kłopoty. Może umiała stwarzać pozory normalnego życia bez żadnych plam, może rzeczywiście nie musiała się niczego obawiać, to nigdy nie było ważne w jej przypadku. Dlatego wszyscy wiedzieli, że urodziła się w Kentucky, że ma sporą rodzinę, że uczyła się w Massachusetts i że jeśli byłaby potrzeba, to wkułaby nawet słownik, czy nauczyłaby się języka Majów. Do niedawna była tylko Paige, Panną Guthrie, a teraz ktoś dał jej nowe zabawki i pseudonim Husk powrócił oficjalnie do życia.
- Pierwszy raz widzę, że nad czymś rozmyślasz. - rzuciła, chociaż wydawało się, że nie spojrzała na Jack'a ani przez chwilę, a nawet go nie zauważyła. Nie chodziło o to, że według niej nie myślał, Paige żyła w przekonaniu, że Black należy do tego rodzaju ludzi, którzy nie zdradzają swoich rzeczywistych odczuć odruchowo. Nigdy bowiem nie umiała stwierdzić na podstawie jego mimiki, co mu się tworzy w tej głowie. Teraz natomiast po prostu widziała, że coś jest inaczej i ma na niego jakiś wpływ, niekoniecznie dobry.
- Widok wyjątkowo przygnębiający. - oparła rękę na biodrze, drugą sięgając po szklankę z witaminowym roztworem. Uśmiechnęła się z rozbawieniem w oczach i wypiła większość płynu, by następnie przyjrzeć się wyciągniętym rzeczom.
- Nie wiem, czy w takim stanie ze mną wytrzymasz, Jackie. - odparła całkowicie poważnie, podchodząc do szafy, by wyciągnąć walizkę. Była to kwestia sporna, zważając na przysposobienie Husk. Mogła irytować i wzbudzać sympatię jednocześnie.
Ułożyła w walizce rzeczy w odpowiednim systemie porządkowym, który najwyraźniej miała już wyćwiczony i wyuczony, co również było nieco przerażające, zważając, że nie wyjeżdżała za często za granicę i w ogóle dużo czasu spędzała w Nowym Jorku. Skierowała się w stronę mutanta, a właściwie drzwi w których stał, rozglądając się jeszcze, czy czegoś nie zapomniała, a było w tym pokoju.
Teraźniejszość też miała chaotyczną i też nie chciałaby o niej myśleć, ale jakimś sposobem ona zawsze się gdzieś pchała i wskakiwała na pierwsze miejsce. Czy to pod postacią upierdliwego profesora, czy nieprzewidywalnego Fury'ego, czy Jack'a, który chcąc czy nie, wplątał się i w tą teraźniejszość.
[A, ktoś zauważył Logana. Jupi! A na poważnie to chętnie jakiś wątek można by zacząć, co do powiązań... kiedyś 'prawie' związany z X-men, więc to jakiś punkt zaczepienia.]
OdpowiedzUsuń[Dziękuję za miłe powitanie. Faktycznie jest zbieżność w biografiach naszych postaci, od razu krzyczę, że nie zamierzona, choć nie ukrywam, że jestem stałą bywalczynią/czytelniczką Uniwersum Marvela, więc BJ znać znam. Co do powiązania zależy, jeszcze od nastawienia Black Jack'a do Hellions, szkoły Emmy Frost, itd. - czy będąc związanym z Xavierem miał z nimi kontakt, czy po prostu kojarzy Tarot albo mógł ją poznać dopiero w Tarczy. Oczywiście mogli już współpracować w ramach jakiś akcji S.H.I.E.L.D., w końcu Marie-Ange mogła zabezpieczać akcję, dezinformacja lub prowokacja przeciwników lub coś w tym stylu.
OdpowiedzUsuńTak w ogóle gratuluję awansu Pani Admin :)]
Od kiedy pan St. Croix został wdowcem, na większość przyjęć zabierał Monet i tylko ją. Było to oczywiste dla pozostałej trójki i nikt nigdy nie zgłaszał sprzeciwu. M szła i tyle, czarowała innych gości, umiała prowadzić interesujące konwersacje i po prostu błyszczała, sprawiając, że sam ambasador zyskiwał więcej sympatii. Zmieniło się to, gdy wyjechała i wtedy widywała się z rodziną sporadycznie. Dlatego nie mogła odmówić, gdy ojciec przyjechał z delegacją do Nowego Jorku i zaprosił ją na jakiś bankiet. Właściwie to nawet gdyby miała jakieś inne zajęcia i z ojcem utrzymywałaby więcej kontaktu, to i tak by się zgodziła. Dobrze się czuła w takich miejscach.
OdpowiedzUsuńPod hotel, w którym zatrzymał się jej ojciec i w którym odbywał się bankiet, przywiozła ją limuzyna. Przy drzwiach jakiś mężczyzna wziął od niej płaszcz i zaprowadził na salę, by następnie wskazać gdzie znajdzie ojca.
Przeszła przez salę swobodnym krokiem, odgarniając czarne włosy na plecy. Czerwona suknia z długim rozcięciem na udzie zdecydowanie podkreślała jej zgrabną sylwetkę, a szpilki dodawały dotkowych centymetrów wzrostu. Spojrzenia innych wywołały na jej twarzy subtelny uśmiech i błysk w oku. Właśnie dlatego dobrze się czuła na różnych przyjęciach. Umiała robić odpowiednie wrażenie, tym samym zyskując pożądane zainteresowanie. Podeszła do ojca, stając za jego plecami i pocałowała go w policzek na przywitanie.
- Dobry wieczór. - odparła subtelnie przyciszonym głosem i objęła spojrzeniem dwóch mężczyzn z którymi rozmawiał ambasador St. Croix. Przedstawił ją z szerokim uśmiechem na twarzy, nie szczędząc kilku drobnych pochlebstw.
- Nie dosłyszałam pana nazwiska. - odparła, gdy jeden z nich uścisnął jej rękę. Posłała mu jeden ze swoich czarujących uśmiechów, delikatnie przekrzywiając głowę. Właściwie to słyszała bardzo dobrze i to nie tylko nazwisko, które podał, ale też kilka innych rozmów, które przebiegały niedaleko. Po prostu kompletnie nie interesował ją temat, o którym mówili i jego kontynuację chciała odciągać najdłużej, jak się dało.
Trochę jej się nie podobało, że ojciec przyjmuje zaproszenia od ludzi, którzy są za wszelkimi spisami mutantów i w ogóle ich dyskryminują. Jednak nie mogła nic poradzić na to, że tego wymagała jego pozycja. Jemu zapewne też się to za bardzo nie podobało, chodził na wiele takich imprez i zapewne czuł się okropnie, bo cała czwórka jego dzieci była mutantami. Nieważne, że Marius terroryzował wszystko i wszędzie, skoro M i bliźniaczki były kochane. Nie każdy mutantów był zły czy niebezpieczny.
[Dobra, jakoś muszę Logana obudzić, a jednocześnie siebie. Więc niech będzie i coś skomplikowanego... może podołam. ^^"]
OdpowiedzUsuń[A to mi się podoba, że jest na czym się oprzeć, więc jeżeli BJ był swego czasu powiązany z White Queen, to oni znać się powinni, nie myślę, żeby to była przyjaźń, ale taka tam znajomość. Z kolei obecnie oboje przeszli podobne doświadczenia, więc może być między nimi coś na kształt porozumienia, nawet ze strony Tarot taka cicha lojalność - w sensie ma u niej pewną dozę zaufania, niczego nie podważa i do pewnego stopnia może liczyć na nią, żadne tam braterstwo dusz, ale takie coś.
OdpowiedzUsuńA jak z wątkiem (o ile jest chęć): akcja, jakaś papierkowa robota, zdawanie raportu dla Marii Hill (o zgrozo) lub nie wiem co.]
Popełnianie błędów nie leżało w naturze brunetki. Takie rzeczy do niej nie pasowały, sprzeczały się z wyidealizowanym wyobrażeniem innych ludzi, którzy mieli z nią styczność. Mogła być na sto procent pewna, że większość osób na tej sali już miała w głowie całą jej biografią, którą sobie sami ułożyli. Zawsze tak robili, gdy widzieli kogoś innego, wyróżniającego się - i nieważne wtedy było, czy jest to pozytywna inność, czy nie. Liczyło się przekonanie, że ten ktoś jest inny i od razu człowiek myślał, dlaczego tak jest?
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się nieco bardziej, słysząc jego słowa. Rzadko brała do siebie fałszywe zabarwienie wypowiedzianych zdań, chociaż nie słyszała ich dokładnie tak, jak można to sobie wyobrazić.. Czasami M po prostu wiedziała pewne rzeczy i tyle. Ale nieraz i nie dwa spotkała się z czymś takim na różnych przyjęciach. Nie brała tego do siebie, jakby była całkowicie przekonana o swoje wartości i żadne czułe słówka nie mogły tego zmienić. Często ludzi doprowadzało to do szewskiej pasji, ta odporność Monet na różne dogryzki.
Podążyła wzrokiem za James'em, tracąc pogodny wyraz twarzy i zmrużyła lekko oczy. Zrobiła krok do przodu w stronę urzędnika z zatroskaną miną i uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Proszę nie denerwować, panie Darrow. Ostatnie zarządzenie, które pan wydał w związku z zamieszkami w Lansing było jak najbardziej słuszne. Słyszałam, że gubernator LePage podziela to zdanie i zainspirowało go to do planowania innych działań, takich na szerszą skalę. - odparła spokojnie, tak, jakby rzeczywiście wiedziała o co chodzi. - Myślę, że powinien pan zamienić z nim kilka słów. Tak na wszelki wypadek, wie pan, by upewnić go w przekonaniu, że to pana pomysł. - dodała szeptem, zachęcająco wskazując ruchem głowy, gdzie gubernator stanu Maine obecnie przebywa.
Znała się na zagraniach politycznych, tutaj chodziło o to, komu najlepiej się podlizać. O zarządzeniu Darrow'a wiedziała tylko tyle, że w Michigan w hrabstwie Ingham pewna grupa mutantów od dłuższego czasu prowadziła jubilera. Jeden z nich wytwarzał platynowe włókna czy coś w tym stylu, więc jeden z lepszych surowców mieli całkowicie za darmo. Urzędnikowi się to nie spodobało i wydał jakieś tam zarządzenie ograniczające mutantów przy tworzeniu własnych działalności. A gubernator LePage po prostu nienawidził nadludzi, więc z pewnością się dogadają.
- Monet, nie wiedziałem, że orientujesz się w tych sprawach. - powiedział z zadowoleniem ojciec, gdy Darrow pospiesznie ich opuścił i objął córkę, pocierając troskliwie jej ramię. W taki, albo podobny sposób pokazywał, że jest z niej dumny. Ogólnie robił to bardzo często. - Widzi pan, panie Hook, ona zawsze czymś zaskakuje. Nigdy nie wiem, jak to robi, ale zawsze ma to pozytywny skutek. Na przykład teraz nie będziemy musieli się słuchać już piskliwego głosu pana Darrow'a. - dodał wesoło. Ambasador St. Croix był bardzo sympatycznym człowiekiem, szczególnie jeśli chodziło o jego córkę. Wtedy stawał się wyjątkowo pogodny o skłonny do żartów.
- A pan co sądzi o planach amerykańskiego rządu w związku z klasyfikacją mutantów i całej reszty? - skierowała pytanie w stronę pana Hook'a, unosząc przy tym z zaciekawieniem brwi. Ojciec uśmiechał się teraz delikatnie, czekając na rozwój rozmowy, bo jego również interesowało zdanie innych na ten temat.
Monet była tylko córką ambasadora, konkretnie mówiąc nikim ważnym. Umiała jednak stwarzać odpowiednie pozory, a ludzie byli dosyć naiwni i często przeceniali wpływy tejże dziewczyny. W rzeczywistości nie miała nic do gadania w większości sprawach, o które kłócił się świat.
OdpowiedzUsuń- Och, ciężko mi to określić. Są tacy, których człowiek zabiłby od razu - przerwała na moment, sięgając po jednej z kieliszków szampana, które niósł mężczyzna z wynajętej firmy kateringowej - A inni mogliby zrobić bardzo dużo dobrego. Tak samo, jak ze zwykłymi ludźmi. Są tacy i tacy. - wzruszyła smukłymi, odkrytymi ramionami. Czerwona kreacja nie przywidywała materiału na plecach i ramionach, aż ciężko było stwierdzić, dlaczego w ogóle utrzymywała się na ciele.
- Wielu z nich się zapewne nie ujawnia, chociaż mogłoby wiele zdziałać w świecie polityki. Może gdyby się zebrali i zawarli głos, wszystko wyglądałoby inaczej - skomentował ambasador, z zastanowieniem przyglądając się córce.
Posłała mu znaczące spojrzenie znad kieliszka, którego trzymała przy ustach. Mężczyzna musiał być zdziwiony, że M odważyła się poruszyć ten temat. W końcu oboje mieli wiele wspólnego z mutantami, działali incognito i tak jak jej było to praktycznie obojętne, czy świat się dowie, tak ambasadorowi niekoniecznie. Nie obawiał się, że padną nieodpowiednie słowa, musiał tylko uważać na to co mówi.
Uśmiechnął się do dziewczyny, trochę pobłażliwie, ale charakterystycznie dla ojców. Czasami za nią nie nadążał i ciężko było mu zrozumieć niektóre jej postępowania. Ale nigdy nie wątpił w ich słuszność. Wiedział, że nieraz działała ryzkowanie, jednak doświadczenie i zaufanie do córki sprawiały, że przestawał się tym przejmować. Kto jak to, ale Monet nigdy nie wychodziła na czymś źle.
- Boją się. Każdy się boi, dlatego nie podjęto żadnych działań politycznych - powiedziała spokojnie, jakby zadowolona z tak trafnego spostrzeżenia. Taka była prawda, obie strony bały się cokolwiek zrobić i powiedzieć. Problem leżał w tym, kiedy ktoś się przestanie bać i zacznie coś z tym robić.
- Tata na przykład boi się pogorszenia stosunków Monako z Tajlandią - mruknęła żartobliwie, patrząc wesoło na ojca. - Pan się czegoś obawia?