Czarna Wdowa Чёрна явдова
Natasha Romanoff alias Natalie Rushman
- 1313 Avenue B, apartament 13 - niegdyś Rosjanka - szpieg doskonały - Mścicielka -
Superbohaterowie - desperaci, którzy z absurdalnych powodów rzucają się w wir wojny między tym co złe i tym, co kiedyś nazywano dobrem, a dziś określa się podświadomie mniejszym złem. Wszechobecny patos, okrzyki podniecenia z ust szarych obywateli, strach i kpina ze strony złoczyńców. Wszyscy kochają superbohaterów, wszyscy plotkują o superbohaterach. Czy stojącą pośród tego całego rozgardiaszu rudowłosą kobietę można nazwać heroiną? Czy można porównać ją do innych uwielbianych przez szaraków kobiet o nadludzkich zdolnościach i nieprzeciętnych kształtach?
Zamiast wypasionego stroju nosi zwyczajny, niezbyt wyszukany czarny kombinezon. Na jej twarzy nie ma żadnej maski, która ukrywałaby jej tożsamość - tę chroni innymi zabiegami, a na ty napotkasz jedynie groźne, skupione spojrzenie. Nie posiada żadnych nadludzkich zdolności, które budziłyby powszechny zachwyt - całkiem nieźle daje sobie radę nawet z jednym pistoletem. I przede wszystkim: zdecydowana większość herosów świeci przykładem. Ona należy wyłącznie do tej mniejszości.
Rosja. Wielkie, potężne, rozciągające się na dwóch kontynentach państwo o bogatej i krwawej historii. Zanim totalitarny kolos zamienił się w proch, zanim burzliwe zmiany nawiedziły Związek Radziecki, w Wołgogradzie, osiemnaście lat przed zburzeniem Muru Berlińskiego, zdążyła urodzić się dziewczynka, którą pewien działacz partii komunistycznej postanowił wychować jak własną córkę. Mała Nataszka miała być idealną kandydatką na wybawicielkę całej partii i sekretarza.
Red Room oficjalnie miał przygotować szereg najzdolniejszych baletnic na Wschodzie. Nieoficjalnie każda z tych dziewczynek jako dorosła kobieta po serii morderczych treningów miała ubiegać się o prestiżowe miano Czarnej Wdowy - szpiega kluczowej dla Związku operacji. Zafundowano jej wykształcenie na najwyższym poziomie. Nauczono każdej możliwej sztuki walki. Od małego była strzelcem wyborowym. To musiała być ona. Natasza Romanova stała się nadzieją upadającego ZSRR. Nafaszerowaną substancjami, które miały poprawić jej metabolizm i sprawność fizyczną. Wyzbytą ze wszelkich skrupułów i uczuć, gotową do wielkich rzeczy i ogromnych poświęceń. Wszystko byłoby idealne, gdyby nie zasadniczy problem ze zmianą ustroju i stopniowym zamykaniu członków Czerwonej Komnaty.
Była zdana na samą siebie, opuszczona przez jedyną osobę, której do tej pory ufała i która zrujnowała jej życie w sposób nieodwracalny. Człowiek, który podawał się za jej ojca siedzi do tej pory za kratkami. Wkrótce cały przestępczy światek usłyszy o Czarnej Wdowie, najlepszej w swoim fachu, sowicie opłacanej przez zleceniodawców i zabójczo skutecznej. Trochę za bardzo się rozhulała i przez głupi błąd zwróciła na siebie uwagę organizacji Nicka Fury'ego. Minęło trochę czasu, zanim wytropili ją na granicy Europy Wschodniej i wysłali agenta najlepszego z najlepszych.
W obliczu śmierci całe życie może przelecieć ofierze przed oczami. Czuła zimny grot strzały przy swojej pulsującej skroni. Skulona pod ścianą, szeptała coś niepewnie i płakała, pozwalając by ciężkie od win łzy spływały po jej policzku. Dostała drugą szansę, równie niespodziewanie, co robotę w Tarczy. Fury miał chyba słabość do szpiegów z mroczną przeszłością, nikt inny nie zatrudniłby osoby takiej jak ona. Przyszedł czas na rehabilitację.
W ramach ochrony używa różnych nazwisk. Dla tych, których określa swoimi bliskimi jest Natashą Romanoff, doświadczoną zabójczynią w ciele młodej kobiety. By wtopić się w tłum musiała odjąć sobie parę lat, więc Natalie Rushman oficjalnie nie ma nawet ćwierć setki. Spłacanie długu zamieniło się w zaangażowanie, a przymusowa współpraca z Tarczą jest teraz czymś podbiegającym pod hobby. Jako jedna z nielicznych posiada najwyższy stopień uprawnień, zaraz po Furym, który obdarzył ją (zbyt) dużym zaufaniem.
Mścicielką została całkiem przypadkowo. Początkowo grupa dziwaków wydawała jej się bombą atomową, zrzuconą na ludzkość w celach pozornej obrony przed złem. Kiedy to wszystko zaczęło funkcjonować, dostrzegła w tym coś na kształt rodziny. Więź, która wykształciła się między nią i kluczowymi Mścicielami nie pozwoliła jej odciąć się od drużyny tak łatwo. Ktoś w końcu musi łagodzić spory Starka i Rogersa.
Dokumenty rządzą obecnie całym światem, na równi z technologią. Wszystko jest nagrywane, spisywane i przechowywane w archiwach. Wydawałoby się, że nie da się już nigdzie ukryć. Warto było spróbować. W papierach figuruje jako Natalie Rushman, tak też przedstawia się większości. Wyzbyła się akcentu rosyjskiego tylko po to, by móc wmawiać ludziom, że zaledwie dwadzieścia cztery lata temu urodziła się na Zachodnim Wybrzeżu.
Życie nauczyło ją przede wszystkim tego, że szpieg nie powinien się spoufalać. Nie przeczy, że złamała tę zasadę. Podobnie jak nie odcina się od swojej przeszłości - to ona ją ukształtowała i doświadczyła. Nie można jej tak po prostu zapomnieć. Można ewentualnie spłacić dług, który zaciągnęło się u wszystkich dokoła: u szefa, przyjaciół, świata. Romanoff niektórym wydaje się cyniczna, zimna, niedostępna. To tylko jedna z wielu masek, które przywdziewa. W rzeczywistości potrzebuje bliskości i poczucia bezpieczeństwa, którego mimo wszystko nie zapewni sobie sama. To profesjonalistka i manipulantka. Gdyby nie wciągnięto jej w to cuchnące szpiegowskie bagno, prawdopodobnie zostałaby aktorką.
Jej ciało zostało poddane tak wymagającym treningom, że praktycznie stało się odporne na zmęczenie, gorąc czy mróz. Substancje, które podawano jej jako nastolatce sprawiły, że metabolizm Natashy przyspieszył. Dlatego nigdy nie będzie mogła się upić (i to nie ze względu na bycie Rosjanką), a jej ciało wygląda o wiele młodziej niż powinno. Wszystko to kosztem nieodwracalnej bezpłodności.
Potrafi używać każdego rodzaju broni, chociaż preferuje zwyczajne pistolety z niewielkim kalibrem. Mówi biegle w pięciu językach używanych i jednym martwym. Zdaje się na swoje nieprzeciętne umiejętności walki wręcz i mały arsenał gadżetów. Najbardziej lubi zgrabne bransolety na nadgarstku, zawierające parę strzałek i linek. Dosyć przydatne w akcji.
Stara się żyć normalnie. Tak, jak robią to inne kobiety w tym mieście. Wstaje rano, je śniadanie, wypija kawę i idzie do firmy. Ma swój ulubiony drink (Piña colada), książkę ("Mistrz i Małgorzata") oraz film ("Dawno temu w trawie"). Wdaje się w przelotne związki, choć serce należy od zawsze do tylko jednej osoby. Udaje, że szuka swojego miejsca, którego tak naprawdę nigdy nie znajdzie. Ktoś taki jak ona nie ma domu.
Żyje tak, jakby nigdy nie straciła ukochanej osoby. Jakby nigdy nie wpisano w rubrykę "status prawny" słów "notowana z ułaskawieniem". Jakby zaledwie wczoraj dostała drugą szansę. Jakby dług, który zaciągnęła, nigdy nie został spłacony.
A jeśli naprawdę jest superbohaterką? Jeśli należy do grona tych osób, które nie potrafią poradzić sobie z własnym życiem, a inwazję kosmitów odpierają w kilka godzin? Jeśli naprawdę miłość jest dla dzieci, a jej pozostały tylko dławiące sekrety?
W takim razie nie jest w tym teraz sama. A tak naprawdę jedyne, czego zawsze się bała to samotność.
P O W I Ą Z A N I A || O P O W I A D A N I A
Jest i nowa karta. Nie wiem sama, co o niej myśleć. Raz wydaje mi się, że jest w porządku, za drugim czytaniem aż chce się napisać wszystko od nowa. W każdym bądź razie: wątki tak, najlepiej takie wywalone w kosmos. Powiązania i zakładka z opowiadaniami nieco urozmaicone. Spasiba.
[To mój będzie pierwszy komentarz na piątej odsłonie bloga pod patronatem Stana Lee. Witaj, Wdowo! Bardzo chcę wątek, ale na kartę musisz trochę poczekać.]
OdpowiedzUsuń[A ja również się odezwe, a jak! :) czy z Mayą zostawiamy takie kontakty jakie były? :) I oczywiście, co z Sif? :))))]
OdpowiedzUsuń[Trzeci.
OdpowiedzUsuńTrójka, to moja szczęśliwa liczba :D Ja Wdówko pamiętam o naszym wątku, ale trochę hamował mi rozwijanie historii postaci. Chciałam się tylko dowiedzieć, czy mogę go wykorzystać do postu, ale już jakby pomijając to, co razem napisałyśmy i zacząć już od rozwiązania całej sprawy. Chyba, że masz jakieś propozycje ;3]
[ Dzikuję bardzo – karta jest z rodzaju tych skromnych, ale jak na pierwsze kroki po dłuuugiej przerwie w blogowaniu śmiem twierdzić, iż nie jest tragicznie. Czy mogę liczyć na wspólny wątek między Bobbi a Natashą? Nie ukrywam, iż wprost przepadam za postacią Czarnej Wdowy… ]
OdpowiedzUsuń[ Wydaję mi się, iż nie tylko znajomość z Clintem łączy obydwie panie, ale także i niektóre cechy charakteru mogą mieć wspólne. No i w dodatku pracują dla tej samej organizacji, nie ma bata, żeby nigdy nie miały ze sobą styczności. Zastanawiam się jedynie jakie mogą łączyć je relacje? Zapewne odrobinę skomplikowane, chociażby biorąc pod uwagę fakt, jaka Bobbi potrafiła być zazdrosna o swego byłego męża… ]
OdpowiedzUsuńWiedeń liczył sobie około dwa miliony mieszkańców. Miasto o każdej porze roku odwiedzane było także przez rzesze turystów spragnionych spotkania z kulturą, choć na to mogli sobie pozwolić jedynie ci nieco zamożniejsi, bo bilet do rozsławionej na całym świecie opery nie był tani. Kilkanaście lat temu znany francuski krytyk wyraził swoje oburzenie na ten temat, podkreślając, że każdy powinien mieć prawo do obejrzenia spektaklu. W swojej recenzji Dziadka Do Orzechów skupił się bardziej na skomentowaniu kosztów biletu niż na subiektywnej opinii dotyczącej sztuki. Tony, mimo tego, iż nie był częstym gościem w Austrii, musiał przyznać mu rację. Przedstawienia, które tutaj obejrzał zasługiwały na to by zobaczyło je znacznie szersze i bardziej zróżnicowane grono odbiorców. On i francuski krytyk zawiedli się jednak po raz kolejny – na początku listopada Stark otrzymał beżową kopertę z ręcznie wykaligrafowanym jego imieniem i nazwiskiem. W środku znajdowało się zaproszenie na premierę nowej adaptacji opery Czajkowskiego, a staranność z jaką napisano ten krótki i zwięzły zlepek informacji mógł świadczyć o tym, że lista gości była wybitnie starannie ułożona. Tony nie był do końca pewien dlaczego się na niej znalazł, ostatnie wydarzenia stawiały go w negatywnym świetle, choć może organizatorzy od dawna nie trzymali w rękach gazet. Głównie kierowany ciekawością tego kto jeszcze znalazł się na liście zaproszonych postanowił skorzystać z tej niezaprzeczalnie niepowtarzalnej okazji i dzień przed premierą wsiadł w samolot do Austrii. Żmudna i nudna to była podróż, podczas której miał czas na kilka drobnych przemyśleń. Stewardessy co jakiś czas zaglądały do niego zdziwione, że szef tym razem nie ucina sobie smacznej drzemki. Poza cichą prośbą o zaparzenie kawy nie poświęcił im więcej uwagi.
OdpowiedzUsuńPoczątkowo miał plan wejścia przez tylne drzwi, jednak później uświadomił sobie, że byłoby to z jego strony wielce... desperackie. Dlatego z trudem zniósł błysk tych wszystkich fleszy próbując ignorować pojedyncze niemieckie słówka, które zdołał zrozumieć. Nie spodobało mu się ich znaczenie, ale czego się spodziewał? Że dziennikarze nie czytają zagranicznej prasy? Choć może wcale nie chodziło o tę całą wojnę, której rozdział był zamknięty. Tony miał podejrzenie, że negowali jego nowatorski pokaz urządzeń, który zapowiedział na przyszły tydzień w Szwajcarii. Nie wszystkim podobało się to co planował tam pokazać, a już w szczególności rządowi. Dlatego właśnie robił to na targach w Szwajcarii.
W środku było znacznie przyjemniej. Nikt nie patrzył na niego z pogardą, wszyscy byli uśmiechnięci i pełni nienaturalnej pychy. Wiedzieli, że znajdując się w tym towarzystwie są kimś ważnym, kimś o wysokim statusie społecznym. Przynajmniej kobiety, bo mężczyźni z większym dystansem podchodzili do spraw obnażania się majątkiem. No, pomijając tego rosyjskiego mafioza w rogu, który polerował swój złoty sygnet serwetką. I skoro mowa o Rosjanach... Stark zmrużył nieco oczy i przekrzywił głowę tak by przekonać się, czy aby kobieta stojąca przy barku nie jest złudzeniem wywołanym przez grę światła.
[ciesze się że z Majką zostanie to co było :) A co do Sif, to co powiesz na to żeby Czarna Wdowa wprowadzała niejako Sif w działalność Avengersów? ;>]
OdpowiedzUsuń[Okej, to dobrze ;3
OdpowiedzUsuńCoś nowego z pewnością. Tylko jakie chcesz utrzymać między nimi relacje? Z tym będzie łatwiej coś wymyślić, by było fajne :D]
[być moze dlatego że Thora zna zbyt długo i wolała by pokazał jej to ktoś, z kim nie spędzała aż tak duzo czasu. No wiesz, świeże spojrzenie na wszystko i te sprawy xD]
OdpowiedzUsuń[ Ach, informatyka… Współczuję, sama jestem technicznym tłumokiem, więc doskonale rozumiem Twój ból. Co do relacji naszych pań – nie wiem, czy musimy je od razu zmuszać do jakiejś zaciętej rywalizacji (zwłaszcza, że teraz Barbara nie ma prawa odczuwać jakiejkolwiek zazdrości), ale pewnie nie chadzają razem na kawki i zakupy (choć przyznaję, iż byłby to ucieszny widok). Domyślam się, iż wzajemnie się szanują, potrafią współpracować bo w końcu są profesjonalistkami, ale do tej pory mogły traktować się z dystansem, a przynajmniej traktowały się tak jeszcze dwa lata temu, nim Bobbi wyjechała. ]
OdpowiedzUsuń[Prawda, może być śmiesznie. Chociaż Scarry wcale dobrą matką nie jest... To co, Wdówka znowu wpadnie do Scarlett na damskie pogaduchy, lub robić inne rzeczy, które robią normalni ludzie?]
OdpowiedzUsuń[Jak dokładnie niepospolite miejsce masz na myśli? Bo mi przychodzi do głowy tylko taka sytuacja: Scarlett z mężem i dzieckiem uczestniczy w jakimś hiperkoszmarnym eksluzywnym spotkaniu brytyjskiej śmietanki towarzyskiej, plując sobie w brodę, że zamiast brać ślub nie przeprowadziła się na Kamczatkę hodować jaki, a Natasha uczestniczy w tym samym spotkaniu celem śledzenia/zabicia/wyciągnięcia informacji od kogoś. I jakoś dalej pójdzie...]
OdpowiedzUsuń[ Dobsz, czyli mnie pozostaje oczekiwać olśnienia w związku z wątkiem… Ale postaram się coś (mądrego) zaproponować. Wspólna misja wydaje mi się zbyt oczywista… ale z drugiej strony, nic tak nie pobudza jak wspólne kłopoty. Może, więc wpakować je w jakiś przypadkowy napad? Albo nawet cały atak terrorystyczny? Ha, dobre. Rozróba na dzień dobry. ]
OdpowiedzUsuń[Więc czekam i idę męczyć się z farfoclem, o.]
OdpowiedzUsuń[powiązanie poczytałam i jak najbardziej mi pasuje :) a co do błędów i błędzików to ja wiem i boję się w pierś! Ale poprawię! :)))]
OdpowiedzUsuń[w zasadzie to chyba mam :) Do Pepper mogłyby dojść słuchy, ze Stark planuje zakup 'czegoś dużego i czegoś bardzo drogiego', do firmy,. Nic potwierdzonego bo sam Stark milczy jak zaklęty i Pepper chciałaby wypytać Nataszę czy może wie coś, cokolwiek na ten temat :) Jeśli nie, to będę myslała dalej :)]
OdpowiedzUsuń[ Pamiętam, pamiętam. Najmocniej przepraszam, że poprzedni wątek utknął w martwym punkcie, ale... Huh, co mogę powiedzieć.
OdpowiedzUsuńA jako, iż wiszę wątek, od razu pytam o powiązanie. Chyba, że zostajemy przy tym starym i ja zabieram się za odpisywanie. Albo wymyślanie nowej misji. Jak wolisz. ]
[tamtego nawet dobrze nie zaczęłyśmy, więc może po prostu powtórka z rozrywki, której nie było! :)]
OdpowiedzUsuńHawkeye nigdy nie czuł w sobie powołania pedagoga. Jakoś nie widział się w roli nauczyciela, takiego belfra w koszuli w kratę wciągniętą w spodnie i rękawami białymi od kredy. Nawet nie mógł sobie wyobrazić siebie przy tablicy. Chyba, że w roli gnębionego ucznia, co nadal pamiętał dość dokładnie. Zwłaszcza tamtą jędzę od geografii, która uparła się, żeby pokazać młodemu Bartonowi, jakim jest kretynem. Przyznał jędzy rację, ale ciężko dwunastolatkowi odpowiadać z politycznej mapy dolnego Uzbekistanu. Nawet teraz czasami nachodziła go ochota, żeby odszukać jędzę (o ile jeszcze żyje)i udowodnić jej, że nie wyrósł na kryminalistę ani nie zgubił się w dolnym Uzbekistanie. Chociaż nadal nie lubił nauczycieli, mimo że Kate już tysiąc razy próbowała pokazać mu jaśniejszą stronę oświaty.
OdpowiedzUsuńCo innego, kiedy chodziło o bycie instruktorem. już samo to słowo znacznie lepiej brzmiało. No i wiązało się ze znacznie ciekawszym zajęciem. Chociaż i tak nic nie mogło równać się z naprawdę interesującymi misjami. Na przykład pogonią za duńskim szpiegiem. Co najmniej trzy razy dziennie Hawkeye zaczepiał agenta Rodneya i pytał go, czy namierzyli już Duńczyka. Ale bycie instruktorem naprawdę nie było źle. Zwłaszcza, że Ameryka Południowa nawet w listopadzie mieniła się tysiącem kolorów. Oraz owadów.
Młodzi agenci byli już przygotowani. No, wydawało im się, że byli przygotowani. Należeli do tych szczęśliwców, którym dwa razy przesuwano termin sprawdzianu z survivalu. Dlatego niespecjalnie wierzyli, że agent Barton stosuje system oceniania "żyjesz - zdałeś, nie żyjesz - nie zdałeś". Zresztą akurat Hawkeye wyglądał znacznie mniej groźnie niż Czarna Wdowa, kiedy postawiło się ich obok siebie.
Tak, jak chociażby teraz. Pojawili się w śluzie, bacznie obserwując agentów i ich wypchane plecaki.
- A teraz wywalacie wszystko, co zabraliście. Mamy dwadzieścia minut do lądowania, pewnie załatwimy sprawę w pięć.
Agenci nie poruszyli się. Barton nie wyglądał na specjalnie zaskoczonego. Bezpardonowo chwycił najbliższy plecak i wyrzucił na podłogę. Już od razu w oczy rzuciła mu się sterta rzeczy, których kategorycznie zabronił zabierać.
[Jak jest pomysł i chęć to nie ma problemu, droga wolna do zaczęcia wątku :)]
OdpowiedzUsuńKate to zupełnie inny kawałek chleba. Ta dziewczyna była absolutnie wyjątkowa. Po pierwsze: sama przychodziła, żeby ją uczył. W dodatku miała talent, jakiego jeszcze nigdy u nikogo nie widział. O niej mógł bez żalu mówić, że kiedyś dorówna mu umiejętnościami. W końcu nie bez powodu pozwolił jej na używanie swojego pseudonimu. Zapewne jej radość z tego nie byłaby taka wielka, gdyby wiedziała, że to nic więcej niż pseudonim cyrkowca, który obrósł niezłą legendą. Mało chlubna historia. Wręcz śmieszna w porównaniu z tymi, jakie wiązały się z pseudonimami innych Mścicieli. Hawkeye miało po prostu robić dobre wrażenie. Wyszło na to, że rezultat znacznie przerósł wszystkie oczekiwania. Nie mógł powiedzieć, że mu się to nie podoba. Lubił być podziwiany. Zresztą chyba każdy lubi takie mentalne gilgotanie.
OdpowiedzUsuńNie był zwolennikiem torturowania młodych agentów. I naprawdę nie rozumiał metod niektórych instruktorów. W tym własnych, którzy nauczyli go stosu zupełnie niepotrzebnych rzeczy. Nadal nie wiedział, na co potrzebna mu umiejętność plecenia lin z włókien roślinnych. Ale nawet to zaliczył. Po trzecim egzaminie poprawkowym.
Mógł trącić rzeczy dziewczyny butem, ale aż tak niewychowany nie był. Przyklęknął i metodycznie oddzielił rzeczy regulaminowe od tych nieregulaminowych. Przymknął oko na Wdowę i jej podejście do makijażu. I tak po trzech dniach cała piątka będzie wyglądała jak ofiary Katriny. Clint przyjrzał się zapalniczce. Była duża, nieporęczna i bardzo złej jakości. Mimo wszystko odłożył ją na bok, żeby później zastanowić się, czy oddać to właścicielce. Na pewno był to jakiś przejaw samodzielnego myślenia.
- Teraz ty - wskazał na wyjątkowo pryszczatego chłopaka. Już kilka razy miał do czynienia z Chesterem i wiedział, że to całkiem porządny kandydat. Chyba najlepszy z tej grupy, choć Clint nie mógł mieć pewności, wszystkich nie znał.
Chester zerwał się z miejsca i rozsznurował plecak, który następnie podsunął niemal pod sam nos Bartona.
- Zdaje się, że trzy dni temu osiem razy wam powtórzyłem, że ten scenariusz zakłada, że macie przy sobie JAK NAJMNIEJ sprzętu. Zabawki SHIELD są fajne, ale mogę was zapewnić, że nie należy się do nich za bardzo przyzwyczajać - powiedział twardo, wyjmując z plecaka Chestera minikomputer, walkie-talkie i mały generator prądotwórczy. Clint znał ten model. Jak dotąd w pięciu na osiem prób użycia zwyczajnie wybuchł.
- Reszta jest w porządku, moje gratulacje. - Oddał plecak chłopakowi, po czym do spółki z Natashą sprawdzili wszystkie pozostałe bagaże. Wyjęli to, co nieregulaminowe, chociaż czasami robili drobne wyjątki w tych sytuacjach, kiedy kursanci wykazali się pomysłowością. Za to z każdego plecaka wyjęli dwie-trzy potrzebne rzeczy i przełożyli do własnych. Należało im utrudniać życia, ale tak, żeby nie było to kuszenie losu. I tak odkażenie wody sprawi im dużo problemów, co Hawkeye u nikogo nie zauważył wybielacza.
- Zasady są proste - oznajmił, gdy wysiedli już z samolotu. Przed nimi malowała się ściana dżungli. - Musicie pozostać żywi przez trzy dni, a potem wydostać się stąd. Ja i agentka Romanoff patrzymy i oceniamy, ale nie ingerujemy. Chyba, że sytuacja będzie kryzysowa.
Dani była tak cudownym dzieckiem, jak tylko cudowne może być niemal półtoramiesięczne dziecko. Przede wszystkim miała kamienny sen. Jess pamiętała swojego młodszego brata, którego budziły nawet samochody przejeżdżające dwie ulice dalej. Natomiast Dani cały czas spała jak zabita. Jej matka nie miała żadnych złudzeń co do tego, po kim mała odziedziczyła tę cechę. Tylko jeden człowiek, jakiego znała, mógł spać przy głośnym trzaskaniu szafkami, oglądaniu filmów z telewizorem pogłośnionym na maximum albo w pobliżu dyskoteki dla ludzi z wadą słuchu. O ile Dani doświadczyła tylko tego pierwszego i to i tak przypadkiem, Jess miała pewność, że żadne z pozostałych rzeczy nie obudzą jej córeczki. To jedna z licznych rzeczy, jakich dowiedziała się od czasu pojawienia się Danielle. Wiedziała też na przykład, że kiedy ma się dziecko, to czasami zapomina się kupić sobie obiadu, ale za to zawsze trzyma się zapas mleka w proszku. Nie licząc tych drobiazgów, życie Jones prawie się nie zmieniło. Jedynie powróciło do dawnego stanu. Plus dość częste odwiedziny znajomych, którzy najwidoczniej nie bali się ryzyka obecności płaczącego dziecka. Dlatego Jess nie zdziwiła się, słysząc pukanie do drzwi. Odłożyła zabawkę Dani na bok, na co ta zareagowała głośnym, aczkolwiek krótkotrwałym protestem. Najwidoczniej zdążyła już załapać, że służąca do trzymania zabawek mama nie może tych zabawek trzymać w nieskończoność.
OdpowiedzUsuń- Tasha, ciebie tutaj jeszcze nie było - powiedziała całkiem serdecznie Jessica. Co prawda wystarczyło jedno spojrzenie na Wdowę, żeby uświadomiła sobie, jak ona sama źle wygląda. Nie malowała się, włosy jedynie rozczesywała, porzucając zamiar związania ich, bo akurat córka chciała jeść. No trudno, skoro dotychczas nikt nie powiedział "Jones, wyglądasz koszmarnie", to teraz już może być ten pierwszy raz.
[Dziękuję bardzo i cieszę się niezmiernie, że tak sądzisz. Zawsze jak biorę jakąś postać kanoniczną to boję się, że ją zepsuje, ale to chyba każdy tak ma. Hm... Skoro już nawiązałyśmy jakiś tam kontakt to może pomyślimy nad jakimś wątkiem?]
OdpowiedzUsuń[Zero pomysłów. Chociaż teraz się tak zastanawiam... Jeżeli Wdowa i Gambit mieli ten krótki romans przed lub w trakcie wojny między mutantami a Mścicielami, Rogue mogła się o tym dowiedzieć i od tamtej pory Natasha mogłaby być jej celem, bo faktycznie, Anna potrafi być zazdrosna. Teraz wojna się skończyła, a ona ma związane ręce, więc poprzestała na strojeniu fochów. Jeżeli wszystko działo się po owej wojnie, można uznać, że pod wpływem emocji Rogue uderzyła Wdowę, odwróciła się na pięcie i odeszła, a od tamtej chwili panuje między nimi napięta atmosfera. To chyba tyle z mojej strony. Może ty masz jakieś ciekawsze propozycje?]
OdpowiedzUsuńDziś znów miał wolne. Zdarzały się dni, że miał na sobie zamiast czarnego stroju całkiem zwykłą koszulkę i dżinsy, właśnie wtedy mówił, że ma dzień wolny. Czyścił broń, porządkował dokumenty, próbował żyć całkiem przeciętnie. Też musiał odpoczywać, jeść i spać. Raz w tygodniu jednak zawsze szedł na cmentarz, tam gdzie spoczywała jego rodzina, cała jego miłość i uczucia, wszystko co dobre zostało pochowane wraz z nimi.
OdpowiedzUsuńSprzątnął uschnięte róże by na ich miejscu złożyć lilie. Trzy białe kwiaty. Kolor biały kojarzył się z niewinnością. I tacy byli jego bliscy. Przymknął oczy na chwilę, by zobaczyć ich obraz we wspomnieniach. Odegnał szybko myśli z przeszłości. Skinął głową, jakby żegnał się z tym miejscem i ruszył przed siebie.
Odwrócił się powoli na dźwięk słowa "Przepraszam". Nie spodziewał się, że ktokolwiek odezwie się, z resztą nikt nigdy nie nawiązywał z nim żadnego kontaktu. Stała przed nim jakaś żałobnica, nie wyglądała podejrzanie. Paniusia prosto z pogrzebu. Przyglądał jej się, uważnie, jednak była spokojna i całkiem naturalna. Jego podejrzliwość zmalała, zwłaszcza po małym potknięciu.
- Wszystko w porządku? - spytał widząc otrzepującą się z kurzu i pyłu - A właściwie to słucham? - schował ręce do kieszeni - Czegoś Pani ode mnie chciała? - jego język czasem wydawał się prostacki.
Właściwie spodziewał się zobaczyć tutaj każdego, tylko nie Czarną Wdowę. Ich relacje nie układały się ostatnio zbyt pomyślnie, a Stark wciąż żywił lekką urazę. Mimo wszystko... nie wiedział dlaczego, przecież ich związek nawet nie był związkiem, jedynie przelotnym romansem, który miał niczego nie znaczyć. Angaż emocjonalny? Powinien w ogóle wybić sobie coś takiego z głowy już podczas pierwszego pocałunku, nie są nastolatkami, żeby bawić się w coś takiego. Nie są też zwyczajnymi ludźmi żeby móc bawić się w nastolatków. Tony czasem zastanawiał się „co by było, gdyby...”, ale nigdy nie doszedł do żadnych racjonalnych wniosków. Ostateczny rozrachunek i tak jednoznacznie wskazywał na to, że ta relacja sama w sobie prowadziła do rozpadu. Nie potrafił znaleźć tego przyczyny, ale może odpowiedniej byłoby powiedzieć, że nie chciał tego robić. Dlatego spojrzał na Natashę i uśmiechnął się przy tym nieco wymuszenie, a następnie chwycił jej dłoń, na której zawieszony był zegarek na cienkim łańcuszku. Przytaknął.
OdpowiedzUsuń- Dwie minuty do przodu. - powiedział, gdy sięgnął do pokrętła. - Ale poza tym zrobiła to pani bardzo dobrze, panno...? Przepraszam, ale chyba nie pamiętam nazwiska. - dodał, gdy sięgnął z tacy kelnera kieliszek szampana i upił z niego łyk. Nie lubił szampana, ale wiedział, że i tak nie może pozwolić sobie na więcej niż jeden kieliszek, ostatnio starał się ograniczać spożywanie napojów wysokoprocentowych.
Zerknął na Natashę, która w tej sukience wyglądała doprawdy olśniewająco, nie miał jednak zamiaru prawić jej żadnych komplementów. Domyślał się, że doskonale wiedziała, iż tego dnia Stark pojawi się na premierze, miała dostęp do znacznie dziwniejszych danych, więc lista gości nie stanowiła dla niej żadnego problemu. Mogła go jednak chociaż uprzedzić... Ale właściwie po co? Czy to by cokolwiek zmieniło? Może z dobroci serca znalazłby dla niej trochę miejsca w swoim prywatnym samolocie. Miał jednak dziwne podejrzenie, że Natasha Romanoff nie przybyła tego dnia by podziwiać głos znanej, austriackiej śpiewaczki operowej, właściwie stawiał na to, że pojawiła się tutaj w pracy.
[доброе утро, koleżanko!]
OdpowiedzUsuń[Kumpela od piwa! Ja tu nie wiem, czy dam radę czekać, bo przecież to Czarna Wdowa, ale z drugiej strony z pomysłami cienko, ale możemy na razie spróbować wątku treningowego, a po ludzku: mają trening, a potem rozwinie się coś ciekawego.]
OdpowiedzUsuńAvengers Mansion może i nie było jej ulubionym miejscem do spędzania wolnego czasu, ale od czasu do czasu lubiła się tutaj pokazać, głównie wtedy kiedy znowu coś zepsuła i chciała udawać, że to wcale nie ona (Co? Ja? Mnie wtedy nawet w domu nie było!). Tak jak i tego dnia: zalała sąsiadkę wodą, uśmiechnęła się przepraszająco i uciekła wprost do siedziby Avengersów, by uniknąć dalszych konwersacji z niezbyt miłą staruszką. Cóż, Sif miała problem z brakiem cierpliwości do tego typu ludzi. Raz spędziła ponad godzinę na klatce schodowej, tylko dlatego że ów starszuka chciała jej opowiedzieć o swoich wnukach. Problem w tym, że miała ich siedmioro i o każdym miała przygotowaną ciekawą historyjkę.
OdpowiedzUsuńDzisiejszego dnia spędziła więc dwie, spokojne godziny w Avengers Mansion aż w końcu czyjeś krzyki i pukanie do drzwi przerwały jej 'błogą chwilę ciszy'. Otworzyła drzwi i zobaczyła za nimi zdziwioną twarz Czarnej Wdowy
- O... Cześć..? Mnie również miło? - uśmiechnęła się lekko pod nosem wpuszczając ja do środka - Wszyscy gdzieś wybyli. - skonkretyzowała odkładając książkę na bok.
[Paige bawi się teraz z Fury'm, oczywiście z wielkim entuzjazmem i radością. Do Wdówki nic nie ma, lubi ją nawet. Za pomoc bardzo wdzięczna jest, ale i tak wpadła w inne kłopoty, żeby było ciekawiej. Także mogą się lubić, a że Husk została spowinowacona z Tarczą, to chyba nawet będzie łatwiej o jakiś kontakt :)]
OdpowiedzUsuń[ A co powiesz, aby uczestniczyły w wystawnym bankiecie jakiegoś niebywale wpływowego oraz obrzydliwie bogatego polityka, który wynajął je do ochrony swego imponującego przyjęcia? Naturalnie, miałyby udawać zwykłych gości, tak, więc makijaż, fryzura oraz suknia pierwsza klasa – nikt nie miał by prawa podejrzewać, iż pilnują tam porządku. No a znając zabawne koleje losu, możemy przypuszczać, iż owy bankiet zostanie bestialsko zakłócony przez jakieś po zęby uzbrojone ugrupowanie terrorystyczne. A co do zaczynania, to ustaliłyśmy, że to Ty coś skrobniesz. ]
OdpowiedzUsuń[Hmm... Nic ambitnego, ale może Ruda wpadnie do swojej koleżanki, która będzie sąsiadką Natashy? I kiedy będzie od niej wychodzić późnym wieczorem, spotka na chodniku Czarną Wdowę. Na nic lepszego mnie nie stać, wybacz.]
OdpowiedzUsuń& Matt Murdock
OdpowiedzUsuń[Ja i za chwilę to zrobię :) Przy okazji jakiś wątek z Lokim tym razem na pewno chcę! :)]
[W zasadzie byłabym wdzięczna, gdybym mogła zacząć. A co do pomysłu na powiązanie, albo wątek oddaje w Twoje ręce, bo jestem już trochę pozbawiona pomysłów. Ale ciesze się, że karta i Kate się podobają]
OdpowiedzUsuń[To tajemnica jeszcze, dlaczego bawi się w Tarczy i pozwala Nickowi, by ją najmował xD
OdpowiedzUsuńTo czekam z niecierpliwością :D]
- Nie.. Nie, nie.. - zaprzeczyła szybkim ruchem głowy - Ja się po prostu ukrywam. - przyznała szczerze i dopiero po chwili dotarło do niej jak bardzo głupio to zabrzmiało. Oto jedna z najlepszych wojowniczek Asgardu ukrywała się przed staruszką, której jedyną bronią mogłabyć czerwona parasolka albo drewniana laska. Uśmiechnęła się pod nosem na widok miny Czarnej Wdowy po czym usiadła na kanapie - Bo wiesz... U mnie w klatce mieszka taka starsza pani, która uwielbia zwierzać mi się z wszelkich tajemnic swojej rodziny... Dziś ją zalałam wodą, co jest kolejnym pretekstem do rozmowy, a naprawdę nie miałam siły. Szwendałam się troche po mieście ale dzisiaj jest dość chłodno, więc postanowiłam wstąpić tutaj. Ot i cała historia - wzruszyła ramionami - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam czy coś...
OdpowiedzUsuń[Jestem głupsza niż sądziłam, skasowałam starą kartę, więc nie mogę dokładnie sprawdzić, co było w twojej odpowiedzi, ale spróbuję coś sklecić z tego, co pamiętam. Powtarzam się, ale pamiętam, że coś w tym stylu pisałam, więc tu zaczniemy :)]
OdpowiedzUsuńPosiadanie radaru zamiast mózgu było przyjemną cechą, również w kontaktach międzyludzkich. Mógł nie narażać Natashy na zniecierpliwienie i następujące bezpośrednio po nim poirytowanie, a Matt definitywnie wyczerpał swój życiowy limit na wkurzanie Czarnej Wdowy podczas ich imponująco długiej współpracy. Skoro chciała go jeszcze od czasu do czasu widywać i nie udawała, że jest elementem wystroju wnętrza w Avengers Mansion, kiedy akurat przechodził obok, nie było jeszcze tak źle. I Murdockowi nie zależało, żeby zachodzić jej za skórę jeszcze bardziej, niż zdarzało mu się w przeszłości. Chyba dorósł. Chyba.
Zjawił się na miejscu spotkania zaledwie pięć minut po czasie, chociaż zanosiło się na bardziej spektakularne spóźnienie, i usiadł na ławce obok Natashy.
- Witam panią po tak porażająco długiej rozłące. - Uderzył w oficjalne tony, które szybko jednak porzucił, całując ją w policzek. - Jak leci?
Nie rozumiała dlaczego musiała pokazywać się w bazie Tarczy tyle razy, skoro niczego tak naprawdę od niej nie chciano. Pojawiała się, najczęściej wyrwana z zajęć, siadała na fotelu do którego zdążyła już przywyknąć i nie musiała już nawet udawać zainteresowania. Słuchała pobieżnie słów Fury'ego, wyłapując tylko kluczowe słowa i odpowiadała zdawkowo na pytania. Czy bawiła się komputerami jakiejś firmy, jedząc przy tym pączki u siebie w mieszkaniu? Jasne, dostała za to zamieszanie na cztery czynsze. Czy przyczyniła się do upadku jakiejś drobnej organizacji terrorystycznej? Możliwe, nie zwracała na takie rzeczy uwagi.
OdpowiedzUsuńZdziwiła się, gdy zaczął pytać o Warrena Worthingtona III i jednocześnie zastanawiała się, czy miała odpowiadać tak bardziej prywatnie, czy formalnie. Z Angelem nie widziała się od sześciu lat, przynajmniej. Nawet podczas wojny uniknęła jego widoku w telewizji. Dziwnie było rozmawiać o byłym z człowiekiem, który z powodzeniem dostałby rolę pirata. Zaczęła coś podejrzewać, gdy usłyszała imię swojego nieżyjącego już brata, ale w tej chwili weszła Wdowa i Nick nagle przerwał. Guthrie nie miała stu procent pewności, że pytanie miało dotyczyć Icarusa, ale ucieszyła się podświadomie, że ktoś przeszkodził.
Uśmiechnęła się w stronę kobiety, obracając lekko fotel i popatrzyła na czarnoskórego, który przeniósł swoje zainteresowanie na teczkę od Wdowy.
- Coś jeszcze, czy mogę wrócić do pospolitej egzystencji studenta? - spytała, wstając i przeciągając się lekko. Na uczelnie nie miała co wracać, ale w domu czekało ją tomisko o historii literatury.
[Pomysły sensowne, przypadły mi do gustu. ]
OdpowiedzUsuńKate nie raz robiła za gołębia pocztowego. W zasadzie biegała tak między jednym miejscem, a drugim i często zdarzało jej się załatwiać jakieś sprawy za Burtona. Nie było to dla niej nigdy problemem, wręcz przeciwnie. Kiedy nie miała nic lepszego do roboty zawsze ciekawiej było pojechać tu lub tam i coś pozałatwiać. Tym razem przyszło jej zajechać do rezydencji Avengersów, z racji tego, że musiała coś stamtąd zabrać. Coś było opisane dokładniej jako niewielkie pudełko znajdujące się w bliżej nieokreślonym miejscu. Cóż, nikt nie mówił, że te wszystkie sprawy, które załatwiała były proste. Czasem się zastanawiała, czy to nie są jakieś próby wyprowadzenia jej z równowagi.
Bishop pojawiła się na miejscu starała się pozostać niezauważona. Przynajmniej na tyle, na ile to możliwe w miejscu, gdzie większość przebywających nie należała do gatunku zwykłych ludzi. Weszła na drugie piętro, gdzie znajdowały się kwatery i energicznym krokiem zbliżała się do tej, która ją interesowała. W momencie, kiedy miała już nacisnąć klamkę zobaczyła w zasięgu swojego wzroku kobietę, Wdowę. Znała ją, nie wiedziała o niej wiele, ale Barton wspominał o niej, poza tym ona i Bishop miały okazję się już poznać.
[ Twe urozmaicenie jest cudne wręcz. Oczywista oczywistość, iż mówię TAK. ]
OdpowiedzUsuńStark coś kombinował. Dałaby sobie za to rekę uciąć. Kiedy pytała go o co chodzi, tylko zbywał ją ładnym usmiechem i zmieniał temat w mniej niż trzy sekundy. Ot cwaniak! Pepper nie zamierzała jednak rezygnować z dowiedzenia się o co właściwie chodzi. Okej, bała się zwyczajnie że nagle w sercu firmy stanie coś maksymalnie dużego i drogiego. I co najważniejsze kompletnie nie potrzebnego. Równie dobrze Tony mógł postanowić nagle wybudować sobie dom na środku Paryża. Mylił się, jeśli sądził że Virginia pozwoli mu wyjechać do Paryża. Kiedy straciła już własne możliwości dościa do tego co się dzieje, postawiła na telefon do Natalii - jedynej osoby, która poza nią miała wpływ na to co dzieje sie z Tony'm. Umówiły sie więc na spotkanie w gabinecie Pepper.
OdpowiedzUsuń- Cześć, przepraszam że zawracam ci głowę ale mam ważne pytanie. - rzuciła szybko ak tylko Natalia stanęła w drzwiach jej gabinetu - Co kombinuje Tony? - spojrzała na nią pytająco.
[Zacznę, czemu nie. Aczkolwiek przepraszam za to, co stworzę.]
OdpowiedzUsuńDzień powoli chylił się ku zachodowi, choć na zegarkach nie było jeszcze godziny siedemnastej. Mimo to, w Nowym Jorku było jasno jak w dzień. Cóż, uroki mieszkania w wielkim mieście, gdzie na każdym kroku świecą latarnie, bilbordy czy inne kolorowe światełka, które rozpraszają mrok. I tylko w podejrzanych uliczkach oraz ślepych zaułkach było na tyle ciemno, aby móc załatwiać tam brudne i śmierdzące na kilometr interesy. Ruda jednak najczęściej omijała te rejony szerokim łukiem i tylko czasami, przeważnie z nudy, wałęsała się tam bez celu, jakby specjalnie szukając jakichś kłopotów, by choć trochę wprowadzić w swe monotonne życie trochę zabawy. Tak, dla niej było to nic innego jak zabawa. Wiedziała, że nic złego nie może jej się stać, a zwodzenie za nos wszelkich morderców i gwałcicieli, którzy tylko czekali na jakąś bezbronną gąskę, niezmiernie ją bawiła. Dzisiejszego wieczora nie miała jednak ochoty na takie gierki. Poza tym, obiecała Elis, że wpadnie do niej chociażby na herbatę. Co prawda, nie przepadała za tą dziewczyną, ale skoro dała słowo to musiała obietnicy dotrzymać, aczkolwiek nie miała zamiaru siedzieć tam Bóg wie ile. Godzina najdłużej, a później się zmywa.
Właśnie z takim przekonaniem weszła do mieszkania znajomej, kiedy ta otworzyła przed nią drzwi swojego gniazdka. I choć trudno było się od niej uwolnić, gdyż była chyba jeszcze większą gadułą od naszej drogiej Anny, w końcu zdołała się jakoś wymknąć z jej mieszkania, uprzednio obiecując, że jeszcze kiedyś do niej wpadnie. Dobrze, że nie określiła kiedy to owo 'kiedyś' nastąpi, bo Ruda wiedziała, że nieprędko pojawi się ponownie u Elis. Ten bachor był doprawdy niezmiernie ciekawski i potrafił wyciągnąć z człowieka wszystko, co chciał wiedzieć. I tym razem nie obyło się bez podchwytliwych pytań, jednakże Rogue na tyle dobrze znała to dziewczę, aby nie wpaść w jej sidła. Aczkolwiek wolała dmuchać na zimne i ulotnić się dopóty, dopóki Elis nie zdążyła niczego z niej wyciągnąć. A Bóg wie co ten bachor chciałby od niej wiedzieć.
Nie przepadała chodzić schodami. Teraz jednak była do tego zmuszona, gdyż wina w budynku była niestety zepsuta. Najgorsze jednak było to, że musiała schodzić z najwyższego piętra, a tych było sporo, toteż minęło kilka minut nim zwlekła się na dół. I jeżeli myślała, że szczęśliwie wróci do Instytutu, gdzie wciąż jeszcze mieszkała, bardzo się pomyliła! Bowiem prze budynkiem doszło do niespodziewanego spotkania. Ileż to czasu już minęło odkąd ostatni raz się widziały? Anna nie miała zielonego pojęcia. Pamiętała jednak bardzo dobrze jak ich ostatnie spotkanie się potoczyło, co wywołało u niej z jednej strony złość, a także zazdrość, z drugiej zaś strony miała ochotę uśmiechnąć się złośliwie do stojącej przed nią kobiety.
-Natasha - wymruczała do imię z niechęcią, aczkolwiek jej twarz pozostała beznamiętna, choć w głębi duszy miała ochotę się skrzywić i rzucić kilka nieprzyjemnych słów w jej kierunku.
[Witam. Całkiem możliwe, że mają dużo wspólnego.]
OdpowiedzUsuńDziady część trzecia pozdrawiają w swej zajebistości! Wdowaaa, teraz jest strefa podlizu - piękne gify i bardzo podoba mi się twoja karta!
OdpowiedzUsuńJak Bruce/Hulk mógł by nie mieć z tobą wątku.. pisz od razu kobieto, ja się dostosuję :]
[Już, oczywiście zmienione:d Nie jaka tam zła, mój błąd, no to może watek, na dobry początek? :D]
OdpowiedzUsuń[Akurat ten ból znam:d Więc, jak coś to nie będę się upominała czy cóś:d Tak, się tylko zastanawiam, jak tu by ich powiązać, lub zapoznać? Masz pomysł?]
OdpowiedzUsuń[Jak zwykle, wątek obowiązkowy. Na razie tylko się upominam, jak będzie pomysł to się zgłoszę :3]
OdpowiedzUsuńAkurat wydarzenia z drogi powrotnej do "domu" w pamięci Clinta nie wyglądały szczególnie źle. Może po części dlatego, że nie mógł widzieć, jak dwóch lekarzy z przejęciem dłubie mu w ranie na brzuchu. A nawet gdyby widział... To się już zdarzało. Przy niektórych cięższych misjach było wręcz nieodzowne. Po tylu latach pracy w Tarczy zdążyło mu zobojętnieć, kto akurat grzebie w jego bebechach. Tym bardziej, że dysponowali naprawdę dobrymi środkami przeciwbólowymi. Zresztą, o ile to nie było (jak chciałaby tego Mockingbird) złudzenie, Clint już raz dostał potwierdzenie na to, że ludziom bardziej zależy na jego życiu, gdy ma w żyłę wbity wenflon i płytko oddycha na szpitalnym łóżku.
OdpowiedzUsuń- Złota rada? - powtórzył, jakby w zamyśleniu. - Dobra, dostaniecie jedną w ramach przedświątecznego prezentu. Tam - wskazał dłonią wschodnią część dżungli - roślinność jest zieleńsza. Dziękuję za uwagę.
Mimo wszystko czasami pomagał kursantom. Na pierwszym survivalowym wypadzie nikt nie martwi się o pudełko z wybielaczem albo butelkę jodyny w bagażu. O ile mają coś do rozpalania ognia i załapali aluzję, będą mogli gotować wodę. Chociaż chlor byłby pewniejszy i za to posypałyby się punkty, gdyby tylko Clint jakieś stawiał.
Przez chwilę młodzi agenci stali w miejscu, naradzając się półgłosem. Może nazywanie ich młodymi było odrobinę na wyrost. Mandy i Chester mieli jakieś dwadzieścia trzy, cztery lata. Ale pozostałych trzech rekrutów było już pod trzydziestkę. Co robili wcześniej? Czym się zajmowali? I dlaczego dopiero teraz S.H.I.E.L.D złożył im propozycję. Takie sytuacje zawsze wydawały się dziwaczne Bartonowi, który pracował dla rządu od prawie dwunastu lat. Był wtedy najmłodszym rekrutem. A później okazało się, że najlepszym.
Najwidoczniej już wybrali spośród siebie przywódcę. Został nim niski, żylasty mężczyzna o dziwnej, jakby podchodzącej pod granat, barwie włosów. Poprawił plecak na ramionach i żwawym krokiem ruszył przed siebie, nie rozglądając się na boki. Za to też posypałyby się punkty. Zresztą to będzie do udowodnienia. Tamta piątka tego nie wie, ale znajdują się na terenie szkoleniowym. Co nie znaczy, że tutaj nie można zginąć. Wręcz przeciwnie - tutaj umiera się zaskakująco łatwo.
Nie wszędzie widział zło, wrogów i przeciwników. Był podejrzliwy, ale czasem po prostu odpuszczał. Nie można węszyć wszędzie i wokół każdego, a właściwie można, ale w niektórych miejscach nie miał do tego serca. Cmentarz był dla niego miejscem pewnego rodzaju sacrum. Tutaj znikała jego wrogość i podejrzliwość.
OdpowiedzUsuń- A jak się znajoma nazywała, może Pani coś przeoczyła? - odezwał się sympatycznie, w końcu znał dobrze ten cmentarz i sporo nagrobków pamiętał, znał ich rozmieszczenie, a i nazwiska nie raz w pamięć zapadały - Ale jeśli już wszystko sprawdzone to mogę do wyjścia odprowadzić, też właściwie już zmierzałem do bramy wyjściowej, ze strony zachodniej - dodał po chwili, jakby chciał anulować wypowiedziane chwilę wcześniej zdanie o pomocy.
[Tu miał być komentarz, ale się skasował. Cholera, odpiszę później :/]
OdpowiedzUsuńW bazie było dzisiaj niesamowicie pusto. Nie przeszkadzałoby mu to, gdyby miał jakieś zajęcie, ale dzisiaj nadszedł kolejny dzień, kiedy to siedział bezczynnie i nic nie robił. Takie funkcjonowanie było złe, więc musiał jakoś aktywnie spędzić czas. Siłownia? Czemu nie, w końcu jeszcze tam nie przebywał. Zawsze uważał, że nie potrzebuje ćwiczeń, bo większy już nie będzie, a kondycję jak to na boga przystało i tak miał niezłą. W drodze na dół zaskoczyła go Carol, prawie wbiegając na niego z jakimiś papierzyskami. Uśmiechnęła się do niego przelotnie i popędziła do gabinetu Fury'ego.
OdpowiedzUsuńW siłowni nie było nikogo, jak można było się tego spodziewać, więc podebrał ciężarki od sąsiednich stanowisk i przysiadł na brzegu siedziska. Rozejrzał się po pomieszczeniu wypełnionym najróżniejszymi sprzętami do ćwiczeń, oczywiście wszystkie były najlepszej jakości, jak przystało na miejsce treningowe Mścicieli. Zrzucił z ramion ręcznik i położył go na drążku z boku. Spędził pół godziny bez przerwy na ćwiczeniach nim drzwi do siłowni otworzyły się, a do pokoju zgrabnym krokiem weszło Natasha. Thor odłożył na uchwyty ciężarek i podniósł się z uśmiechem do Romanoff.
- A co sprowadza agentkę Romanoff tak wcześnie? - rzucił, powracając do przerwanej przed chwilą czynności.
- Minęłam się z Thorem... Zamieniliśmy dosłownie dwa słowa, po czym on gdzieś wybyła ja zostałam tutaj sama. - uśmiechnęła się blado rozglądając się po wnętrzu. Być moze Thor nie powinien jej tu zostawiać, być może ona sama nie powinna tu przychodzić, ale było to zdecydowanie jedno z niewielu miejsc w Nowym Jorku, w których czuła się 'sobą'. Mimo tego, że próbowała zaklimatyzować się w miejscu, ostatnio szło jej to coraz gorzej. Chciała być potrzebna, chciała robić coś poza czytaniem kolejnych książek i piciu kolejnych kaw. Chciała choć przez chwilę poczuć że nie jest 'zbędna', bo ptzecvież nigdy zbędna nie była. Cóż, być może po prostu za dużo wymagała? Od siebie, innych i generalnie od Midgardu - Ym.. Słuchaj... - zaczęła niepewnie poprawiając włosy - Może... Mogłabyś jakoś mnie wprowadzić we wszystko? Miałam się przyglądać, obserwować i tak dalej, ale z Thora marny nauczyciel i wciąż niewiele wiem. I o was, o misjach i o wszystkim... I.. Ja wiem, że o wielu rzeczach nie będę mogła się dowiedzieć, ale jednak... Chciałabym 'czuć się potrzebna' w czymkolwiek - mruknęła.
OdpowiedzUsuń- Paige. - mruknęła machninalnie, słysząc zwrot pani. Bardzo go nie lubiła, nawet jeśli wymagały tego wszelkie formalności. W jej uszach brzmiało to okropnie, nawet gorzej, niż najnudniejsze wykłady o pochodzeniach różnych wyrazów.
OdpowiedzUsuńMutantka dałaby sporo za normalną, dobrą pracę. Nawet jako bibliotekarka, czy choćby sekretarka. Wystarczyłoby tylko orobinę szczęścia i zachęty, to by się nawet przyłożyła, by niczego nie zepsuć. Niestety, każda normalna praca kończyła się najcześciej po trzech dniach i zwolnieniem. A każda inna, zaczęła pakować ją w kłopoty, jakby życie chciało powiedzieć, że ma przestać bawić się samotnie i zacząć dzielić swoimi zabawkami. Z założenia musiała robić odwrotnie, bo doświadczenie mówiło, że wszelkie ugrupowania nie zapewniają świętego spokoju, o czym przekonała się kilka lat temu.
- Wyjątkowo Ci podziękuję, że mu przerwałaś. - odparła, gdy wyszły z gabinetu Fury'ego. Podświadomość podpowiadała, że rozmowa weszłaby na niecałkiem wygodny dla Husk temat. Nie była przygotowana na pytania tego typu, a nie chciała powiedzieć za dużo, a później czegoś żałować. Musiała się najpierw zastanowić dlaczego ktoś taki, jak Nick fury, mógł się interesować mutantami pokroju Angela. Nie sądziła, by w grę wchodził temat jego pieniędzy.
- Zawsze przynudza, a dzisiaj dodatkowo wyrwali mnie z ważnego zakładu... - mruknęła z nutą irytacji. Ona w końcu chciała zdać te studia, najlepiej z wyróżnieniem, a do tego przyspieszyła sobie tok nauczania. Wszystko jakoś złożyło się na jej niekorzyść.
Mały zapieprz miała zdecydowana większość agentów Tarczy, więc i również Matt, który ostatnimi czasy musiał się sporo nagimnastykować, żeby po mniej lub bardziej oficjalnych obowiązkach znaleźć trochę czasu na sen, nie mówiąc już o zażywaniu innego rodzaju rozkoszy. Niebawem zacznie na tym cierpieć małżeństwo, bo choć Maya była przyzwyczajona do dziwnego trybu życia i pracy swojego męża i jego wielkiej skłonności do oddawania się obsesji pracoholizmu, nawet taka oaza cierpliwości miewała czasem momenty, w których nakazywała mu natychmiast stać się członkiem tej rodziny, nawet jeśli to doprowadzi do zagłady całej ludzkości. Okres wielkiego Tarczowego armagedonu przeżywał właśnie regres, więc Matt mógł sobie pozwolić na tak cudowne przyjemności jak dziki seks przed ekskluzywnie długim, sześciogodzinnym snem lub chociażby spędzenie całego wieczoru w towarzystwie jedynie Vivaldiego i skrzypiec. Był tak zajęty tryskaniem radością z posiadania wolnego czasu, że nie marnował go na zastanawianie się, kiedy znów będzie mu dane wrócić do sprawdzonej metody z dwudziestoma godzinami pracy dziennie. I ile kolejny rzut zawodowego kociokwiku potrwa.
OdpowiedzUsuń- Jak wszyscy, nawet twój ulubiony prawnik do niedawna nie wiedział, jak się nazywa. - Odpowiedział, początkowo nie zwracając nawet uwagi na to, że nazwała go prawnikiem. Dopiero uświadomienie sobie tego, co powiedział, przyniosło lekkie zdziwienie. Mógłby przyporządkować sobie wiele różnych tytułów, od taty, przez muzyka, aż po agenta, ale nigdy nie myślał o sobie jako o prawniku. Zdobyta na studiach wiedza żyła własnym życiem w jego pamięci i przydawała się na tyle rzadko, że chociaż nawet jedna informacja nie uciekła z pokaźnych zasobów, to główny archiwista zapomniał, że to archiwum w ogóle istnieje. - Mam się obrazić? Jestem takim słabym skrzypkiem, że wolisz nazywać mnie prawnikiem, chociaż nigdy nie poprowadziłem samodzielnie sprawy? Będzie foch. Mały, puszysty, biały i z melodyjką. - Zapewnił, uśmiechając się szeroko.
[Droga młoda Panno, ależ oczywiście! Co proponujesz?]
OdpowiedzUsuńZdał sobie sprawę z tego, że pierwszy raz słyszy rosyjski akcent z ust Natashy... a przecież ona była Rosjanką. Zupełnie zapomniał o tak istotnym fakcie, co jedynie poświadczało jak niesamowicie dobrym agentem jest ta kobieta. Ciekawe ile razy zmieniała twarz posługując się różnymi nazwiskami, dokumentami, językami... Zapewne niezliczoną ilość, bo czy jest jakiś agent, który tego nie robi? W każdym razie on ją znał, znał nawet lepiej niż powinien i lepiej niż każdy inny człowiek przebywający w te wielkiej, pięknej sali. Bo nie podejrzewał ją o współpracę z mafią, stawiał raczej, że to właśnie z ich powodu pojawiła się na tym przyjęciu. Miał tylko nadzieję, że poczeka z pracą do końca spektaklu. Naprawdę chciał go obejrzeć.
OdpowiedzUsuń- Bardzo mi miło, panno Shostakov. - powiedział w końcu wznosząc nieco swój kieliszek z szampanem na potwierdzenie słów. - O ile nie określają mnie jako przyjaznego, nieszkodliwego czterdziestolatka lubującego się w długich spacerach po plaży to proszę nie wierzyć mediom. - dodał jeszcze i uśmiechnął się przy tym kącikiem ust. Media ostatnimi czasy wyolbrzymiały, i jednocześnie zacierały, niektóre z jego poczynań. Nie podobała mu się żadna z tych opcji, nie rozumiał dlaczego nie mogli po prostu napisać prawdy. Choć wątpił, by którykolwiek z tabloidów wiedział co zdarzyło się naprawdę. To zabawne, bo podobno Nowy Jork miał najlepszych dziennikarzy na całym świecie.
- Mam słabość do wszystkiego co rosyjskie, panno Shostakov. - powiedział w końcu. - Najlepsza wódka, najlepszy kawior, najlepsze kobiety. Sama pani widzi, jak to nie kochać Rosji? - zapytał zapewne retorycznie i uśmiechnął się.
[Już kiedyś miałam z Panią wątek i tkwi we mnie chęć ponowienia tejże zabawy. Tym razem z inną postacią i (miejmy) nadzieję w nieco innych okolicznościach. Yuna raczej nie lubi gdy czapek, czy to niewidek, czy też tłumiących telepatyczne zdolności ;)
OdpowiedzUsuńZatem pytam - chęć jest? Bo jak jest to i pewnie pomysł się jakiś znajdzie. :d]
Yuna Anuya
[Hmm, czy szanowna Wdowa ma ochotę, aby znajoma tancerka trochę ją podręczyła, bo coś czuję, że wypadałoby spytać...]
OdpowiedzUsuńDziwnym trafem nie spodziewała się spotkać Wdowy. Jej plan zakładał, że nie spotka po drodze nikogo, a jednak w pewnym sensie coś poszło nie po jej myśli. Czasem Kate tak miała, że najprostsze czynności urozmaicała sobie narzucaniem jakichś zasad. Niekoniecznie były to sensowne reguły, nie chodziło też o zabawę w jaką bawią się dzieci, kiedy przemykają między drzewami w lesie, grając w chowanego. Chodziło raczej o przyzwyczajenie do przebywania w sytuacji pełnego skupienia nawet podczas wykonywania prozaicznych czynności. Taki mentalny trening, który fundowała sobie nie raz na siłę. Właśnie dlatego jej reakcja na osobę Natashy była dość … specyficzna. Kate po prostu zamarła. Nie jakby bała się reakcji, tylko jakby została przyłapana na robieniu czegoś niedozwolonego i musiała szybko zatuszować pozory. Z resztą marnie.
OdpowiedzUsuń- Sama – potwierdziła skinieniem głowy widząc jak wzrok Wdowy wybiega daleko poza jej osobę – Przyszłam tylko coś zabrać – wyjaśniła spokojnie spoglądając na drzwi klitki Clinta. Sama nawet nie wiedziała co konkretnie miała zabrać. Oczywiście nie mogła się nawet domyślić, bo dostała raczej opis przetrzymywania przedmiotu, niż wytyczne. Ciężko wiedzieć po co się przychodzi, kiedy jest to „to coś” znajdujące się „koło tej szafki”.
[Anu, ładny, a Dempseya biorą pod uwagę do filmu, zresztą podobnie jak Aragorna... znaczy, Mortensena. Chodzą ploty, że ma być w Thorze 2, zobaczymy, dla mnie Dempsey byłby lepszym Doctorem... No to też się witam i czekam na kogoś, z kim mogłabym popisać.]
OdpowiedzUsuń[Ano, wątku z Czarną Wdową nie mogę sobie odpuścić. Ale nie musimy się z nim śpieszyć, do 4 lutego prawdopodobnie i tak będę mało aktywna, więc... zero presji. Zacząć na pewno musimy - ale kiedy? Bez spiny. Zdążymy ^^]
OdpowiedzUsuń