DANIEL MORSE
…dość łez młoda damo – tata się tym zajmie
…jaka matka, taka z pewnością NIE córka
Kochana Su.
Wieczna marzycielka, romantyczka o wrażliwej duszy i sercu pełnym ciepła oraz szczerej
empatii. Niektóre kobiety rodzą się stworzone do roli matki, żony, piastunki i
taką kobietą urodziła się Susan Morse – śniła o założeniu rodziny już jako
kilkulatka, rysując kredkami swój wymarzony domek z białym płotem, kolorowymi
rabatkami oraz wiernym psem. Gdy osiągnęła odpowiedni wiek, zabrała się za
realizację wszystkich swych dziecięcych fantazji. Co wcale nie okazało się być
takie trudne, gdyż od paru lat trwał przy jej boku niejaki Daniel, nastoletnia
miłość jeszcze z czasów szkoły średniej. Szybko się pobrali, a jeszcze szybciej
na świat przyszły ich kochane pociechy. Susan czuła się szczęśliwa, zadowolona
ze sprzątania, z gotowania, z prania, z dbania o rodzinę, o dom. Gdy Ben i
Bobbi nieco podrośli, wróciła do pracy, jako pielęgniarka w miejskim szpitalu.
Niegdyś myślała, iż jej największym zmartwieniem jest niechęć córki do sukienek
czy też niebezpieczne wspinaczki syna po drzewach sąsiadów. Wszystko uległo
zmianie, gdy Daniel niespodziewanie odszedł. Jego śmierć wstrząsnęła Susan,
dobrodusznie wierzącą, iż ludzi tak dobrych jak jej mąż nie ma prawa spotkać
nic złego. A jednak. Wkrótce zaprzestała sprzątania, gotowania, prania, dbania
o rodzinę i o dom – pogrążyła się w depresji, z której mozolne wychodzenie
trwało długimi latami. Widząc matkę w takim stanie, Bobbi zaprzestała swych nastoletnich
buntów. Relacje między nimi, wcześniej napięte oraz nakierowane głównie na
wzajemne pretensje, przerodziły się w coś znacznie stabilniejszego. Barbara od
zawsze była przywiązana do matki, aczkolwiek dopiero po śmierci ojca zbliżyła
się do niej na tyle, aby bez skrępowania dzielić się z nią własnymi uczuciami
oraz wspierać jak najskuteczniej potrafiła. Dziś nadal utrzymują serdeczne
kontakty. Susan znów się uśmiecha, choć nie tak promiennie jak dawniej. Nadal
mieszka w San Diego, nadal pracuje w szpitalu i nadal usilnie namawia córkę na
wnuczka. Bardzo się kochają, choć
daleko im do siebie pod względem temperamentu.
BENJAMIN MORSE
… o tym jak brat ma w nosie swą siostrę (i nie
tylko)
Niemal przez dwa lata była na niego śmiertelnie obrażona,
gdy wróciwszy pewnego dnia z przedszkola, zastała brata aportującego ich psu
Funky’emu nie zwykłym patykiem, a jedną z jej ukochanych lalek. Nieznośny Ben. Od zawsze uwielbiał jej dokuczać –
czy to wyjadając ukochane płatki, gdy miała zaledwie osiem lat, czy to
odstraszając potencjalnych kandydatów do roli ‘księcia z bajki’, gdy miała tych
lat już piętnaście. Od zawsze pakował się w kłopoty, których konsekwencji nie
potrafił, lub nie starał się, przewidzieć. To głównie o nim krążyły słuchy, gdy
podejrzewano bandę nastolatków o podpalenie pobliskiego magazynu w porcie.
Susan załamywała ręce z bezsilności, gdyż nawet stanowczy Daniel nie potrafił
utemperować wybryków nieokrzesanego syna, a po jego śmierci, Benjamin stał się
jeszcze gorszy niż przedtem (choć już nawet wtedy Bobbi uważała, iż to
zwyczajnie wbrew prawom jakiejkolwiek fizyki). Z biegiem lat nie wiele się
zmienił. Być może dorósł, niemniej jednak nigdy nie zmądrzał. Nadal oscyluje na
granicy dojrzałości emocjonalnej szesnastolatka. Właściwie, nawet Barbara nie
wie, co też obecnie porabia – gdy tylko osiągnął osiemnaście lat, wyniósł się z
domu, a kontakt z nim stał się niebywale ograniczony. Z czego żyje? Gdzie
mieszka? Nikt nie wie, gdyż trudno za nim nadążyć. Łapie się wszystkiego po
trochu, nigdy niczego nie doprowadzając do końca. Tak było z firmą ochroniarską
w Chicago, własną restauracją w Miami, czy też lombardem we wschodnim
Waszyngtonie. Tylko jednego Bobbi może być pewna. Ben macza palce w wielu
nielegalnych inwestycjach, obraca się w kręgach ludzi wpływowych, lecz
wyjątkowo niebezpiecznych, których nawet sama t a r c z a ma na oku. Ani
prośby, ani groźby, aby z tym skończył nie skutkują, tak więc Barbara już
dawien dawno darowała sobie ingerencje w życie starszego brata. Widuje się z
nim głównie tylko wtedy, gdy ma do niej jakiś interes, lub po prostu potrzebuje
pieniędzy na spłacenie jednego ze swych licznych długów.
CLINTON BARTON
…czyli o istocie (byłego)małżeństwa słów kilka
To było dawno temu, i
tak w ogóle nieprawda… Nie, chwila. Inaczej. W istocie to był jeden z tych paskudnie skwarnych
poranków, gdy niczego nieświadoma Bobbi utknęła w korku między Piątą Aleją i 57
ulicą. Lekceważąc kolejne wezwanie Fury’ego, spóźniona stawiła się u niego na
dywanik z nadgryzionym bajglem w dłoni. To miała być następna rutynowa misja,
jakich posiadała na swym koncie aż nazbyt wiele i jaką Nick pragnął jej za
wszelką cenę wcisnąć. Jak się okazało, nie tylko ją. Otrzymała partnera, z
którym wspólnymi siłami miała rozgryźć twardy orzech w postaci nielegalnej
Korporacji Cross… Ale coś poszło nie tak, i skończyli na ślubnym kobiercu. Jakim cudem? Nie pytajcie. To wszystko
potoczyło się niebywale szybko, nim Barbara zdążyła wcisnąć hamulec
bezpieczeństwa i podziękować za dalszą jazdę. Powiadają, iż miłość od
nienawiści dzieli zaledwie jeden, niewinny kroczek – udało im się go postawić,
po miesiącach wyzwisk, wzajemnej rywalizacji oraz prób skręcenia karku. I jeśli
ktoś pomyślałby, iż po ślubie ich stosunki uległy znacznej poprawie, to
naczytał się on za dużo harlequinów. Coś
się zmieniło, aczkolwiek ich porywcze charakterki pozostały na swym dawnym
miejscu, gwarantując im płomienną namiętność na przemian z żądzą mordu.
Wytrzymali ze sobą trzy lata – 1095 dni,
które jak na ich możliwości, Bobbi uważa za całkiem szczęśliwe. Ale prędzej czy
później to wszystko i tak by się rozpadło. Niespodziewanie zniknęła na długie
miesiące, oficjalnie oddając swe życie w służbie narodu, aby pewnego dnia
powrócić do zgliszczy dawnego związku – i wtem nadszedł czas bolesnego rozwodu.
Miłość uciekła tylnymi drzwiami, pozostawiając za sobą jedynie niechęć oraz
wzajemne pretensje (jeden Bóg wie, o co). Pożegnali się, poszli we własne
strony. Bobbi wyjechała, tracąc z Clintem jakikolwiek kontakt. Teraz, po dwóch
latach milczenia znów muszą podjąć współpracę, w związku z powrotem Barbary do
NY. t a r c z a, która raz ich
połączyła, aby później ponownie rozdzielić, zapewne znów namiesza. Morse już
czuje to w kościach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz