|| Laura Lisa Talent | Foxy | lat 19 ||
|| mutantka | potrafi zamienić się w lisa, a także posiąść jego atrybuty fizyczne i psychiczne ||
|| zamieszkała w Instytucie profesora Xaviera prawie od urodzenia | marzy o zostaniu X-manem ||
|| mutantka | potrafi zamienić się w lisa, a także posiąść jego atrybuty fizyczne i psychiczne ||
|| zamieszkała w Instytucie profesora Xaviera prawie od urodzenia | marzy o zostaniu X-manem ||
~*~
Bywa, że ludzkie oczekiwania po prostu się nie spełniają. Że zamiast
wymarzonej konsoli pod choinkę dostajemy coś, czego nie jesteśmy w
stanie w żaden sposób wykorzystać. To, co los przyniósł panu i pani
Talent, z pewnością można porównać do nietrafionego prezentu. Marzyli
bowiem o córeczce, która zapewne odziedziczy urodę matki, z pewnością i
połową genów ojca nie gardząc. Nie dostali do końca tego, czego tak
bardzo pragnęli i oczekiwali przez dziewięć miesięcy. Ich dziecko nie
było takie, jakie chcieliby, by było. Już przy narodzinach, jak przy
otworzeniu prezentu ich miny ze szczęśliwych, zmieniały się na wyraźnie
zaskoczone, a wręcz i zszokowane kiedy pielęgniarka, która nie takie
rzeczy widziała, przyniosła w zawiniątku dzieciątko z parą sterczących
na głowie trójkątnych puchatych uszu, wtulające się we własny lisi ogon.
Mutacja
u Laury nie była czymś, co odpowiadało jej rodzicom. Nie wychodzili z
nią nigdzie, trzymali w domu, mimo wszystko się nią zajmując, choć
szukając nieustannie sposobu, żeby wyplewić z dziewczynki demona. Kiedy
usłyszeli Instytucie Charlesa Xaviera, pojawiła się iskierka nadziei, że
ich córka będzie normalna. I tym razem się zawiedli. Charles Xavier
uznał mutację za wyjątkowy dar, a nie przekleństwo, nie coś nieudanego,
co po prostu miało być odłożone w kąt. Taki dar, jak mutacja u dziecka,
powinna być pielęgnowana, nie tępiona. Może właśnie dlatego, pan i pani
Talent, postanowili ją tam zostawić. W końcu to było miejsce dla niej,
czułaby się tam, jak wśród swoich, takich jak ona. Właściwie i na
miejscu.
Niechciana przez rodziców, została oddana w opiekę Instytutu. Wychowywana przez nich, przez mutantów, nigdy nie poznała rodziców, a wszyscy byli dla niej jak rodzina. Tak ich traktowała, a Xavier był dla niej jak ojciec. Dorastała, zapatrzona w x-menów, szlifując swoje umiejętności, ale i czasem doprowadzająca ich do poirytowania, kiedy nie opuszczała ich na krok, zadając masę złożonych pytań, dotyczących niemalże wszystkiego. To właśnie tam, spędziła dziewiętnaście lat. Właśnie tam, była sobą i zyskała przydomek Foxy. A wszyscy znali jej największe marzenie.
Od małego, rudowłosa powtarzała wszystkim z przekonaniem, że kiedyś zostanie jednym z ludzi x, że zostanie x-manem, cokolwiek się stanie, cokolwiek będą jej mówić i nie ważne jak będą ja do tego zniechęcać. Nawet jeśli nie do końca potrafiła opanować lisie atrybuty, nie poddawała się, dążąc do swego. I nadal to robi, przebywając tam, w Instytucie. Bo spełnienie tej jednej rzeczy miało być jak prezent. Najwspanialszy prezent, po którego otworzeniu, iskierki stanęłyby w jej ciemnych, granatowych oczach, a na bladych policzkach pojawiłyby się rumieńce. Wargi rozchyliłyby się w zdziwieniu, a kąciki ust uniosły ku górze z radością.
Niechciana przez rodziców, została oddana w opiekę Instytutu. Wychowywana przez nich, przez mutantów, nigdy nie poznała rodziców, a wszyscy byli dla niej jak rodzina. Tak ich traktowała, a Xavier był dla niej jak ojciec. Dorastała, zapatrzona w x-menów, szlifując swoje umiejętności, ale i czasem doprowadzająca ich do poirytowania, kiedy nie opuszczała ich na krok, zadając masę złożonych pytań, dotyczących niemalże wszystkiego. To właśnie tam, spędziła dziewiętnaście lat. Właśnie tam, była sobą i zyskała przydomek Foxy. A wszyscy znali jej największe marzenie.
Od małego, rudowłosa powtarzała wszystkim z przekonaniem, że kiedyś zostanie jednym z ludzi x, że zostanie x-manem, cokolwiek się stanie, cokolwiek będą jej mówić i nie ważne jak będą ja do tego zniechęcać. Nawet jeśli nie do końca potrafiła opanować lisie atrybuty, nie poddawała się, dążąc do swego. I nadal to robi, przebywając tam, w Instytucie. Bo spełnienie tej jednej rzeczy miało być jak prezent. Najwspanialszy prezent, po którego otworzeniu, iskierki stanęłyby w jej ciemnych, granatowych oczach, a na bladych policzkach pojawiłyby się rumieńce. Wargi rozchyliłyby się w zdziwieniu, a kąciki ust uniosły ku górze z radością.
W końcu, tak jak każdy, zwłaszcza obdarzony mutacją, jest wyjątkowa. Jej
dar, jak zwykła wdzięcznie określać polega na tej wrodzonej zdolności
całkowitej fizycznej zmiany w lisa, ale także może przyjąć dowolną formę
pośrednią. Może dlatego właśnie, często widzimy ją jako zwaną przez
Japończyków kitsune. W każdym stadium przejściowym zmianie ulegają także
jej atrybuty fizyczne – siła, szybkość, zwinność i refleks. Przy tym,
zmianie ulega także wygląd Foxy- przyrost rudawej sierści, wydłużenie
się kłów, pojawienie się pazurów i ogona. Całkowita, jak i pośrednia
przemiana wyostrzają jej zmysły i instynkt. Posiada także pewien rodzaj
czynnika regeneracyjnego, o bliżej nieokreślonej sile działania, lecz
jednoznaczne jest tu to, ze rany, szybciej się jej goją.
Mimo tego, jak rozpoczęła się historia tego lisa, uchodzi za stworzenie
pogodne i wesołe. Nieustannie uśmiechnięte, z ambicjami. Szczególnie kochające budyń, rzecz jasna. Zawsze
twierdziła, że musi być najlepsza i wypychała się przed szeregi, nie
ważne jak trudne i zdające się być niewykonalnym zadanie było.
Szczególnie zawzięta, jeśli chodzi o posiadanie racji, co nie odbija się
dobrze na jej zdolnościach skupiania się. Chociażby na tym, by choć
przez kwadrans nie paradować z lisim ogonem, wystającym przez wyciętą w
materiale spodni dziurze i lisimi uszami burzącymi kompozycję rudych
pukli.
W końcu każdy ma marzenia i nadzieje, co do spełnienia oczekiwań, po podniesieniu wieczka pudełka, w którym kryje się odpowiedź na pytanie „Czy się spełni?”.
W końcu każdy ma marzenia i nadzieje, co do spełnienia oczekiwań, po podniesieniu wieczka pudełka, w którym kryje się odpowiedź na pytanie „Czy się spełni?”.
|| Foxy aktualnie przebywa w Instytucie, starając się wtargnąć w zainteresowanie otoczenia. ||
~*~
~*~
oki doki loki...
Witam z moim papierem toaletowym! O wątki nie pytam, bo wszystko w tej sprawie jest ważne. Po prostu piszcie, zaczynajcie, cokolwiek... :3
Pozostawiam kontakt - GG: 38372002 .
[ Cześć, Lisie. Tęskniłam, wiesz? I teraz - wymagam wątku. Od zaraz. *burza mózgów* ]
OdpowiedzUsuń[Witamy ponownie!]
OdpowiedzUsuń[Pamiętam, Lisku, że miałyśmy wątek ;3]
OdpowiedzUsuń[Jasne, że jest taka sposobność :) Powiedz mi tylko jaki to był wątek ;)]
OdpowiedzUsuńJack nie lubił mieć problemów.
OdpowiedzUsuńNie przepadał też za faktem, że kiedy te się pojawiały musiał zwracać się do kogoś po pomoc - dlatego też nie robił tego za często, a w praktyce nie robił wcale. Starał się załatwiać wszystko na własną rękę, a do innych zwracał się tylko w ostateczności. Może i nie miałby nawet wielkiego problemu ze zwróceniem się do przyjaciela, jednak w tym przypadku przyszło mu wyruszyć akurat do Instytutu. Proszenie Xaviera o radę wydawało mu się, w gruncie rzeczy, zupełnie bezsensowne, ale była to chyba ostatnia deska ratunku. Miał nadzieję, że nie spotka zbyt wielu starych znajomych, a ktoś w miarę szybko wytłumaczy mu, o co właściwie chodzi i czy jego problem ma faktyczny związek z mutacją.
On sam był pewien, że ma.
Nie sprawiał wrażenia, jakoby zbytnio spieszyło mu się do spotkania z Profesorem - wręcz przeciwnie, marnował czas spacerując po trawnikach otaczających budynek i rozglądał się po przestrzeni, którą niegdyś znał na wylot. Dopadły go wspomnienia i przepadł, gubiąc się nieco we własnych myślach.
Był z resztą przekonany, że Charles jest niezwykle zajęty i najpewniej nie znajdzie dla niego czasu...
Zbliżał się zmrok, czym jednak nie przejmował się za bardzo. To miejsce było piękne za dnia tak samo, jak nocą. Wmawiał sobie, że wcale za nim nie tęskni, była to jednak kompletna bzdura. Opadające z drzew liście i zbliżająca się zima jeszcze nadawały mu uroku.
Kiedy usłyszał głos jakiejś młodej dziewczyny, najwyraźniej skierowany w jego stronę, wyrwał się z zamyślenia i spojrzał na nią, uśmiechając się nawet nieco.
- Dzień dobry - odpowiedział, skłaniając głowę i zamierzając szybko ją minąć, jednak kiedy napotkał spojrzenie jej zielonych oczu, dopadło go przekonanie, że już wcześniej musieli się gdzieś spotkać. Zdawało mu się, że kojarzy rysy jej twarzy, rude włosy... Jednak była ona zbyt młoda, by mogła uczyć się w Instytucie za jego czasów, prawda?
Z resztą, tu zawsze było pełno dzieciaków. Zapewne coś mu się pomyliło... Zatrzymał się mimo to, a po chwili uświadomił sobie, z kim ma do czynienia.
- Laura? - wymamrotał tylko, przyglądając się jej falującemu ogonowi.
[ Cholera. Strasznie nieskładnie wyszło, wybacz. ]
[Uznajmy, że tamten wątek, który nawet nie zdążył się dobrze rozwinąć, zakończył się sukcesem i Talent wróciła do swojej normalnej postaci, obdarzając Paige ogromną sympatią i od czasu do czasu może ją nawiedzać z przyczyn nikomu nie znanych xD]
OdpowiedzUsuń[Jeśli Ci to odpowiada, to byłoby miło :D]
OdpowiedzUsuń[Damy radę z tym wątkiem :)]
OdpowiedzUsuńKolejna nieprzespana spokojnie noc. Im więcej Profesor X wyciągał wspomnienia z głowy Logana tym gorsze stawały się koszmary, których już ma powoli dość. Ileż można w kółko przerabiać scenariusz bycia w podziemiu, w zbiorniku wodnych i czyhającymi na Was naukowcami z dziwnymi narzędziami? No właśnie. Nerwicy można dostać, a u Wolverine'a to raczej nie wskazane.
W końcu nastał dzień a Loganowi niezbyt chciało się z wyra wyskakiwać jak oparzony, ale jednak ruszył cztery litery z łóżka, kierując się do łazienki.
Po jakimś czasie wyszedł już przebrany w swoje charakterystyczne ciuchy, po czym narzucił na siebie skórzaną kurtkę i odwracając się na pięcie ruszył do wyjścia z pokoju.
Znalazłszy się na korytarzu usłyszał czyjeś kroki, a potem poczuł zapach. Uśmiechnął się jednym kącikiem ust gdy zamykał pokój na klucz.
- Czego tym razem chcesz, Chytrusku? - zagadnął rudowłosą, unosząc brew do góry, gdy spoglądał w jej stronę.
[Mieszkanie Paige na Manhattanie, uczelnia, tamtejsza biblioteka, ewentualnie jakaś kawiarnia. Jak Tobie wygodniej :3]
OdpowiedzUsuń[Zaraz to naprawimy ;3 A ona ma na imię Lisa czy Laura?]
OdpowiedzUsuńPanna Guthrie miała dziwną tendencję do znajdowania się w dziwnych sytuacjach i tworzenia dziwnych znajomości. Od zawsze wyglądało to trochę inaczej, niż u normalnych ludzi, czego dowodem była sama Foxy. Żaden normalny człowiek, dorosły do tego, nie pozwalałby bezkarnie podkradać swoich kanapek. Paige posiadała jednak wrodzoną opiekuńczość wobec młodych osób, które nie potrafiły sobie poradzić z niespodziankami losu. Jako najstarsza siostra licznego rodzeństwa miała to po prostu wyuczone. Więc Foxy była przez nią postrzegana właśnie, jak taka młodsza siostra, która ma swoje problemy.
W kawiarni pojawiła się, bo do mieszkania bała się pójść, po tym jak cały dzień przebywał tam Jack. Wiedziała, że jak będzie nawet najmniejszy bałagan, to wszelkie próby podjęcia nauki skończą się sprzątaniem. A ona chciała dokończyć tę nieszczęsną historię literatury. Nie wiedziała kiedy pojawiła się Foxy, może gdzieś w romantyźmie. Albo dopiero na jego końcówce.
- Gdybyś kiedyś chciała iść na anglistykę... - zaczęła, ściągając okulary w grubych oprawkach, by dać odpocząć oczom. - Wybierz matematykę, albo fizykę nuklearną. - mruknęła, zamykając grubą książkę i odstawiła ją na stolik. Zaczepiła przechodzącą obok nich kelnerkę i zamówiła kawę i ciasto z truskawkami. Musiała coś zjeść, od rana wypiła herbatę i pokusiła się na batonika, to wszystko.
- Albo coś innego, po czym będziesz mogła pracować w innym miejscu, niż szkoła czy gazeta.
Właśnie przed chwilą stwierdziła, że kończy filologię i idzie na coś mniej pospolitego i ciekawszego. Będzie musiała się zastanowić na co, ale to później.
Nosiciel kawy. Albo szczytna posada PrzynieśPodajPozamiataj. Zawsze też można było biegać dla samego biegania, jak Forest Gump. Byleby nie pokusić się o magistra z anglistyki.
OdpowiedzUsuń- Lepiej pomyśl. - mruknęła wyjątkowo cynicznie, przecierając lekko oczy. - Dwudzieste urodziny to przełom w życiu każdego, nagle stajesz się dorosła i okazuje się, że nie wiesz, czego chcesz i popełniasz głupie błędy. Idziesz na filologię angielską, na przykład. - burknęła. Ona chciała świętego spokoju i myślała, że taki pospolity kierunek jej to zapewni, a przynajmniej nie zakłóci. Potem jednak wyskoczyła praca dorywcza i inne rzeczy, które nie chciały dać jej tego, czego chciała. Obecnie nazywały się Nick Fury, Jebediah i Tarcza.
- Potem jesteś już tylko stara. - westchnęła z teatralną nostalgią. - Nie rozmawiasz z rodziną od kilku lat, aż w końcu dostajesz telefon od matki za zapytaniem, gdzie są wnuki. - to ją akurat rozbawiło. Wyobrażała sobie zawziętą minę niezadowolonej matki, która chwilę wcześniej prawdopodobnie dzwoniła do najstarszego syna, który również nie spełnił jej oczekiwań. Problem z Paige był taki, że miała instynkt macierzyński, może nawet czasem myślała o dziecku, ale wolała tatusia-niemutanta. Jednak tacy nie utrzymywali z nią bliższych kontaktów. Więc Husk zostanie starą i bezdzietną panną.
- Powinnam Ci jeszcze teraz wyskoczyć z nadwagą i innymi powszechnymi problemami normalnych ludzi, nie?