Life is short... and it doesn't matter how good your grades are -- or
how many hours you put in at the soup kitchen... you're not safe. Bad things
happen. Things you can't control. Things that have nothing to do with you. And
they will destroy you if you let them. Or you can try to learn from them... so
that next time, you'll be prepared. So that -- even if you never feel safe
again -- you can do your best to make sure that what happned to you never
happens to anyone else. And
if you're very lucky... you won't have to do it alone.
Katherine Elizabeth Bishop
Hawkeye
*
Strach. Cecha
zakorzeniona w naszych organizmach, silnie powiązana z instynktem przetrwania.
Uczucie, które w sytuacji realnego zagrożenia życia zaczyna decydować za nas,
jak się zachowamy, co zrobimy. Czy uda nam się wygrać, przeżyć, to już zależy
tylko od nas. Strach powoduje, że czujemy się zmotywowany do działania. Nie
tylko w chwili owego zagrożenia, ale także jakiś czas po nim. Determinacja
często sprawia, że dostrzegamy swoje błędy i chcemy je usilnie naprawić. Tak
właśnie stało się w przypadku Kate. Jako młoda osoba została zaatakowana w
Central Parku, miejscu które było dla niej nowojorską ostoją bezpieczeństwa.
Nie potrafiła pogodzić się z faktem, że swoje dalsze życie zawdzięcza losowi. Zaczęła
więc działać. Zaczęła trenować i nie było to proste. Dalej nie jest. Człowiek
nigdy przecież nie przestaje się uczyć, ale nie jedna osoba na miejscu Kate już
dawno stwierdziłaby, że pewnych granic się nie przekracza.
***
Kate zawsze była
ambitna, jako dziecko bogatego przedsiębiorcy musiała spełniać pewne wymagania,
jakie przed małą dziewczynką stawiał wielki świat dorosłych. Jako córka
typowego snoba, musiała uprawiać jakiś snobistyczny sport i padło na
szermierkę, która wydawała się dość ekskluzywna w oczach współpracowników jej
ojca. Oczywiście jakiś tam sport to za mało, więc po pewnym czasie doszła do
tego nauka w szkole muzycznej. Dzięki temu Kate potrafi dziś grać na wiolonczeli,
co jest niebywale przydatną umiejętnością. Co się stało, że Bishop została Hawkeye?
Nie była to noc,
można powiedzieć raczej, że dość późny wieczór. Taka pora, gdy ludzie na ostatni
dzwonek wracają do domu zanim na ulicę wyjdzie hołota z miejscowych klubów i
barów. No i Bishop właśnie tam była. Szła przez Central Park, miejsce które
zawsze kojarzyło jej się raczej z jakimś spokojem, bezpieczeństwem, rozrywką i
letnimi bankietami ojca. Z pewnością nie sądziła, że może jej się coś stać. Tym
bardziej nie spodziewała się, że zostanie napadnięta. Sprawa nie zakończyła się
niczym strasznym. Pozostało kilka siniaków, rozcięta warga i konieczność
zablokowania tymczasowo dwóch kont bankowych oraz jednej karty debetowej.
Straty finansowe miały się nijak do tych moralnych, które sprawiły, że Kate
zaczęła zupełnie inaczej myśleć o swoim życiu. Nigdy wcześniej nie była na
siebie tak wściekła, za własną słabość i bezradność w tamtej sytuacji. Jak już
mówiłam wcześniej, ambitna była z niej bestia. Poza tym zawsze stawiała na
niezależność i parę innych cech, które dodatkowo podburzyły fundamenty jej
osobowości. Co zrobiła? Podwinęła rękawy, zdecydowała się wprowadzić parę
zmian. Okazało się, że szermierka nie do końca może uratować jej skórę podczas
takiej sytuacji. Owszem, parę zwinnych ruchów sprawiło, że nie ucierpiała
fizycznie tak jakby mogła ucierpieć, ale przecież w ostatecznym rozrachunku
wyszło na to, że zawiodła. No i to był klucz do rozwiązania sytuacji. Bo nie
można być przecież do końca życia bezradną kobietą, która chodząc nocą po
mieście trzyma kluczowo w ręce gaz pieprzowy. Uczucie, że jest za słaba nieco
ją przerosło. Najpierw zaczęła uczyć się samoobrony. Ponieważ dużo wcześniej
trenowała także gimnastykę artystyczną, nieco łatwiej niż innym przychodziło
jej opanowanie własnego ciała. Nie dało jej to jednak dość dużej satysfakcji i
właśnie wtedy zaczęła się jej przygoda z nieco innymi środkami samoobrony.
Hawkeye nie
posiada żadnych nadnaturalnych zdolności, ale na obecnym etapie jest
wytrenowana w samoobronie, szermierce oraz łucznictwie. Posiada fotograficzną
pamięć. Umie obchodzić się z bronią palną.
***
Bycie naturalnym
przywódcą jest nieco bolesne, kiedy wciąż pozostaje się na etapie ucznia. Kate lepiej
niż ktokolwiek inny zna ten ból, bo wciąż pozostaje pod baczną obserwacją swojego
mentora Clinta Bartona. Jaka jest? Typowa socjolożka, która twardo stąpa po
ziemi i nie ogląda się za siebie. Skupia się tylko na tym, co rzeczywiście
wydaje jej się istotne. W życiu nie lubi niezdecydowania i zmienności, nie
przepada za niespodziankami. Ma spory bagaż doświadczeń niemal w każdej
dziedzinie. Wciąż jednak nie wie co tak naprawdę czyni ją szczęśliwą. Właśnie
dlatego w gruncie rzeczy jest zupełnie zagubiona. Oczywiście nie ma szansy, aby
pozwoliła komuś dostrzec tą stronę samej siebie. Wszyscy, którzy ją znają,
wiedzą, że jest stateczną i porządną osobą. Kieruje się własnym kodeksem
moralnym i robi tylko to, na co akurat ma ochotę. Podąża własnymi ścieżkami,
nawet jeśli prowadzą one do nikąd. Nie pozwoli się zmanipulować, nie teraz.
Kiedyś była na tą sztukę o wiele bardziej podatna, teraz sama zaczyna bawić się
w małą manipulantkę. Wychodzi jej to całkiem nieźle.
Stara się nie
krzywdzić ludzi, zwłaszcza tych, na których szczególnie jej zależy. Jest wierna
i troskliwa, poza tym to świetny materiał na przyjaciółkę. Dla swoich bliskich
gotowa zrobić wszystko, nawet zabić. Czasami jednak robi rzeczy, które ranią i
należy wyraźnie jej o tym powiedzieć, bo Kate może nie zdać sobie z tego
sprawy. Jest trochę mniej wyczulona jeśli chodzi o emocje innych, może dlatego,
że zawsze uczono ją, by nie przywiązywała do tego wagi. Nikt nie trenował jej
po to, aby się nad sobą rozczulała.
Jest jednak wiele
rzeczy, które wciąż sprawiają, że Kate wciąż czuje się słaba. Na przykład fakt,
że cały czas pozostaje zależna od swojego mentora. Z jednej strony chciałaby
móc w reszcie być dość dobra, by zakończyć swój trening pod jego skrzydłami, a z
drugiej strony czuje się nieco przywiązana do osoby Clinta, bo przecież odegrał
w jej życiu niemałą rolę. Tu się pojawia przy okazji kolejna denerwująca ją
rzecz. Przecież jako silna kobieta, nie powinna się do nikogo przywiązywać. W
dodatku jak widać Katherine ma ogromny problem z zaakceptowaniem swoich słabości
i jest to coś, co tak naprawdę charakteryzuje ją od zawsze. Prawdopodobnie
związane jest to z syndromem ambitnego dziecka, którym była.
***
Skrót
ur. 20 października 1990r. w Nowym Jorku | uczennica Clinta Bartona | córka zamożnego biznesmena| incydent w Central Parku | gimnastyczka, socjolożka, łuczniczka | syndrom ambitnego dziecka | tarcza
[Witam się serdecznie. Mam ogromną nadzieje, że karta jest do ogólnego zniesienia i przyjmie się. Brakuje jej jeszcze paru rzeczy, ale te będę uzupełniać na bieżąco. Na gifach Crystal Reed. Tytuł to cytat z komiksu. Zapraszam do wątkowania. ]
[Boru zielony i szumiący, jestem dzisiaj najszczęśliwszym człowiekiem świata! Takiej Kate nie widziałam nawet w najśmielszych snach. Zgodnie z obietnicą - masz dożywotnią wdzięczność moją i Clinta.]
OdpowiedzUsuń[To jest tak zajebista (wybacz określenie, musiałam, silniejsze ode mnie) Kate i tak mocno uszczęśliwiłaś naszą Hawky, że w nagrodę możesz wybrać sobie dowolne powiązanie z Nat. Ukłony, biję ukłony, bardzo fajna karta.]
OdpowiedzUsuń[ Cudna karta, z przyjemnością i ja ustawię się w kolejce po wątek. Swoją drogą, doskonale wykorzystałaś wizerunek panny Reed. ]
OdpowiedzUsuń[Witam szanowną Katie - moi poprzednicy już napisali, że wspaniała karta, wiec tylko od siebie potwierdzam. I również chcę wątek.]
OdpowiedzUsuń[I ja nie będę się powtarzać dlatego zgodzę się z moimi przedmówcami. No i Crystal na gifach, a ją wręcz uwielbiam. W każdym razie, Ruda wita i zaprasza do wątkowania, jeżeli masz jakiś pomysł.]
OdpowiedzUsuń[ Z podrzuceniem pomysłu nie powinno być dużego problemu… na dobry początek, aby za bardzo nie przekombinować, zawsze możemy rozpocząć wątkowanie od czegoś na rozgrzewkę. Chociażby od wizyty Kate w laboratorium Barbary, do którego przymusił ją jej drogi mentor, aby samemu nie musieć obcować z byłą żoną i osobiście przekazywać jej jakiś podejrzanych próbek do zbadania. Panna Bishop nie byłaby tym pomysłem specjalnie zachwycona, gdyż nikt nie lubi robić za posłańca, ani ingerować w sprawy prywatne dwójki dorosłych zachowujących się względem siebie niczym małe dzieci. Ale mam nadzieję, że same panie darzą się chociażby odrobiną sympatii. W końcu Bobbi mogłaby niegdyś z przyjemnością wysłuchiwać narzekań Kate na swego męża, a teraz, skoro jest już byłym mężem i ma z nim sporo na pieńku, tym chętniej robiłaby dla Kate za wsparcie i doradzała, jak może utrzeć mu nosa. ]
OdpowiedzUsuń[Lubię ludzi, którzy mi zaczynają wątki. W zasadzie mam pomysł, nawet dwa. I z obu jestem dumna.
OdpowiedzUsuńPierwszy wygląda tak: Kate i Clint wkręcają się na przyjęcie do jednego z przedsiębiorczo-mafijnych tytanów. Po czym impreza przeistacza się w bójkę, a rezydencja w dom latających noży.
Pomysł drugi: Kate dostaje od Clinta telefon pod hasłem "Jesteś piękna, mądra, wspaniała i bogata, czy możesz po mnie przyjechać? Teraz uważaj, bo będę podawał współrzędne. A, i od razu przywieź ze sobą jakąś moją koszulę".]
[No więc pomysły moje są takie:
OdpowiedzUsuńNumer jeden. Jeśli chodzi o powiązanie, to ja widzę Wdowę jako lekko zazdrosną o Kate. Natasha, jak zapewne wiesz, coś tam kiedyś czuła d Clinta, a ostatnio wspólna misja dała jej do myślenia. Clint dużo czasu poświęca Kate, więc może mieć jakieś absurdalne, typowo kobiecie podejrzenia. To jest bardziej skomplikowane, niż umiem to wytłumaczyć, hah. Reasumując: nie ma do Kate nic, jedynie niepokoi ją tak wielka więź ze swoim mentorem. To tyle. No, możemy jeszcze dodać, że panie nie spotykały się zbyt wiele razy.
Numer dwa. Tu pomysł z fabułą i będzie ciężej. Stawiałabym na coś spokojnego. Co powiesz na to - Clint zostawił coś w Avengers Mansion, a że Kate miała być przejazdem, poprosił ją o wzięcie tego. A tam akurat będzie tego wieczora siedzieć Wdowa. I nawiąże się mała rozmowa.]
[Hm... Tak myślę, że raczej nie będą w dobrych stosunkach, skoro Ruda i Clinton za sobą nie przepadają. Chociaż... Może Ruda będzie specjalnie chciała się zaprzyjaźnić z Kate, aby tym oto sposobem dręczyć Clintona?]
OdpowiedzUsuń[ Co prawda dopiero teraz, ale muszę to powiedzieć: Kate wyszła Ci cudownie. Jestem pod wrażeniem, zwłaszcza, że lubię tą postać. No, i witam. ]
OdpowiedzUsuńBarbara nigdy nie przypuszczała, iż biedna panna Bishop będzie zmuszona służyć swemu szanownemu mentorowi, jako doręczycielka. Choć z drugiej strony… chyba nie mogła narzekać na podobny obrót sprawy. Szczerze powiedziawszy, jeśli kazano by jej zdecydować, czy woli widywać częściej swego byłego męża, czy też jego młodą uczennicę, to z pewnością każda rozsądna osoba, choć odrobinę orientująca się w skomplikowanym temperamencie panny Morse, mogłaby spokojnie stwierdzić, iż wybrałaby opcję drugą. Bobbi wychodziła z założenia (być może odrobinę na wyrost), iż im mniej kontaktów z panem Bartonem, tym lepiej dla niego samego oraz jej biednej psychiki. No bo po co się niepotrzebnie denerwować? A już zwłaszcza w miejscu pracy, gdzie szczególnie dbała o to, aby skupiać się jedynie na tym, co jest istotne, a nie na własnych prywatnych dyrdymałach. Laboratorium rządziło się swymi własnymi prawami. Prawami ustanowionymi przez pannę Morse, naturalnie. Tak też nic dziwnego, iż w chwili, gdy niczego nieświadoma Katherine zapukała do drzwi prowadzących do królestwa Barbary, wyleciał przez nie jeden z praktykantów, którego włosy jarzyły się na czerwono oraz niebiesko.
OdpowiedzUsuń-Tak się kończy niesubordynacja Mitch…! –Dało się usłyszeć gromki krzyk Bobbi, która siedząc przy jednym ze stanowisk badawczych, stukała zdenerwowana paznokciami w blat szklanego stołu. –Następnym razem zakładaj ten cholerny czepek…! –Wrzasnęła jeszcze, przybierając na swym obliczu wyjątkowo pobłażliwy grymas znużenia. Doprawdy, ci praktykanci z roku na rok byli co raz bardziej pozbawieni choćby odrobiny wyobraźni, już w ogóle nie wspominając o jakiejkolwiek podstawowej wiedzy. Gdy Barbara mówiła NIE DOTYKAJ, to chyba jasne co chciała prze to powiedzieć, nieprawdaż? No, najwyraźniej nie dla biednego Micha, który koniecznie pragnął przetestować płynną, jarzącą się ciecz na własnej skórze. A właściwie to na włosach. Bobbi z westchnieniem podniosła się z miejsca, mając zamiar wykręcić numer do recepcji oraz ostrzec krążących po korytarzach ochroniarzy, aby nie obawiali się święcącego chłystka, gdyż to jej podopieczny, i gdyby byli na tyle mili, aby go capnąć i z powrotem do niej przyprowadzić, aby mogła to jakoś wszystko naprawić, byłaby im bardzo wdzięczna. Niemniej jednak, w tej samej chwili dostrzegła znajomą sobie sylwetkę, której nie miała okazji widzieć przez ostatnie dwa lata, w związku ze swą wyprowadzką z Nowego Jorku. Na wargach panny Morse odmalował się niebywale pogodny uśmiech. No proszę, cóż to miła niespodzianka.
-Gdyby nie ten charakterystyczny błysk w oku, chyba miałabym trudności, aby cię rozpoznać Kate. –Oświadczyła na dzień dobry, zapraszając ją gestem dłoni do środka przestronnego laboratorium. –To miło widzieć cię całą i zdrową.
Czasami Clint naprawdę chciał znienawidzić swoją pracę. Najczęściej wtedy, kiedy wymagali od niego rzeczy kompletnie abstrakcyjnych. Zupełnie tak, jakby chcieli powiedzieć "Nie wiemy, jak to zrobisz, ale masz to zrobić. Wierzymy w ciebie". Znacznie bardziej przekonująco wypadała w podobnych kwestiach wokalistka zespołu Skunk Anasie. Chociaż nawet ona osobiście nie byłaby w stanie przekonać Clinta, że kombinowanie, jak załatwić najemną szajkę ludzi z dziwnymi zdolnościami jest fajne. Nie było fajne.
OdpowiedzUsuńA jeszcze mniej przyjemna i zabawna okazała się jedyna metoda prowadząca do celu. Naprawdę, ale to naprawdę nie cierpiał grać ofiary. Z niewyjaśnionych przyczyn myśl, że właśnie załatwili prawie dwumetrowego faceta, który miał przy sobie broń, skutecznie obniżała czujność. Hawkeye chętnie wymieniłby to na inną zależność. Przynajmniej nie przyszło im do głowy, żeby ogłuszyć go łopatą. AŻ tak tępi nie byli.
Nie lubił jeszcze jednej rzeczy. Mianowicie tracenia górnej części garderoby. Nawet Osborne był fanem pozbawiania przeciwników odzieży. I o ile spodnie i Berettę zawsze udawało się jakoś odzyskać, o tyle koszule przepadały. Przynajmniej telefon był cały. Jedyny na świecie smartphone, który dał radę wytrzymać bez jednej rysy trzy miesiące służenia agentowi tajnych służb wywiadowczych.
Numer Kate miał w szybkim wybieraniu.
- Zapisz to sobie, bo nie będę dwa razy powtarzał - ostrzegł, kiedy wreszcie zdała mu naprawdę sensowne pytanie. - Na State Island jest ciężarówka przewalona przez huragan. Tuż obok tego centrum handlowego, gdzie już w październiku mieli choinkę. Miniesz ciężarówkę, druga ulica w prawo, jakieś trzysta metrów prosto, po lewej będziesz miała wjazd na osiedle. Szlaban jest wyłamany, postaraj się nie zepsuć zawieszenia. Na zewnątrz jest zimno, poczekam sobie w środku. Tylko się pośpiesz, bo zmarznę.
Wszystkie te wskazówki wypowiedział bez większego namysłu. Może i nie miał jej genialnej pamięci, ale przez lata był już niemal w każdym miejscu w Nowym Jorku i potrafił tam trafić z dowolnego punktu w mieście i poza jego okręgiem.
-Tylko w sytuacjach, gdy dany praktykant sam się o to prosi. –Barbara uśmiechnęła się nieznacznie, zaczesując za lewe ucho parę niesfornych, jasnych kosmyków włosów, które wymknęły się z pod pieczy związanego dziś rano na szybko koka. –Uwierz mi, gdyby parę minut temu raczył przyjąć do wiadomości me najszczersze ostrzeżenia, teraz nie biegałby po instytucie z flarą zamiast włosów. –Panna Morse nie wyglądała na specjalnie przejętą zaistniałą okolicznością. Może gdyby tak jak Kate odwiedziła laboratorium po raz pierwszy, mogłaby mieć drobne problemy z połapaniem się w bieżących wydarzeniach. Niemniej jednak, doskonale znała teren, na którym przeprowadzała badania, a zatem bardzo trudno było ją czymś zaskoczyć. Choć kręcący się pod jej nogami praktykanci, co rusz starali się temu zaprzeczyć…
OdpowiedzUsuń-Chodź, miałam właśnie zamiar zaparzyć sobie kawę. Reflektujesz…? –subtelnym gestem dłoni nakazała pannie Bishop ruszyć w ślad za sobą. Barbara nie lubiła prowadzić prywatnych konwersacji pośród grona ciekawskich studenciaków. Wizyta Kate z pewnością nie była przypadkowa, a więc miała prawo spodziewać się, iż to co chciała jej przekazać, z pewnością powinno powędrować jedynie do jej własnych uszu. Poprzez zamieszanie związane z Mitchem i jego fluorescencyjnymi włosami, nie zwróciła uwagi na pakunek, który dzierżyła w swych dłoniach panna Bishop. Z pewnością zauważy go dopiero za chwilę, gdy już po dotarciu do swego oszklonego gabinetu na pierwszym piętrze, z którego roztaczał się widok na całą pracownię, nakaże swemu ekspresowi wydanie dwóch porcji aromatycznej kawki.
[Wybierałam drogą eliminacji. Cieszę się, że trafiłam i się ludziom podoba. Nad pomysłem na wątek to nagłowić się trochę trzeba w tym przypadku.]
OdpowiedzUsuń[Całkiem prosty i w porządku wątek, tylko co Kate chciałaby w zamian za duszę, bo Meph lubi spełniać zachcianki. I wątek mogę spróbować zacząć, choć niekoniecznie dziś.]
OdpowiedzUsuńZaparzyła kawę, podając filiżankę pannie Bishop. Ostrożnie, aby nie wylać na nią wrzątku… co było nie lada wyzwaniem, gdy Katherine wspomniała na głos imię swego drogiego mentora. Dłoń Bobbi delikatnie zadrżała. Cholera jasna. Mogła się tego spodziewać. Zatuszowała naturalny grymas rozdrażnienia subtelnym uśmiechem, po czym z rozwagą zasiadła za biurkiem, spoglądając na leżący przed nią, niewielki pakuneczek. Dodatkowe nadgodziny. Może to i dobrze? W końcu lubiła przesiadywać w laboratorium. Szkoda tylko, iż osobą, dla której poświęci następnych parę godzin będzie jej były mąż… Hm… Zamiast ekspresu do kawy przydałaby się jej niewielka beczułka czerwonego wina… Od razu przyjemniej by się jej pracowało. Choć z drugiej strony… czy to przypadkiem nie zakrawało o jakieś uzależnienie…?
OdpowiedzUsuń-… że też zmarnowałaś tyle okazji, aby wepchnąć mu swój łuk tam, gdzie słońce nie dochodzi… -Na wargach panny Morse uformował się niebywale subtelny uśmiech, niemniej jednak w połączeniu z chmurnym wyrazem błękitnych ślepi, efekt był dość upiorny. Tchórz. Bał się jej spojrzeć w oczy? Dobre sobie. Lepiej wysłużyć się własną uczennicą, niż przyznać na głos, iż możesz czegoś potrzebować od swej byłej żony. Bobbi westchnęła cicho, skupiając zdegustowane spojrzenie na przesyłce. –Co jest w środku? Wolałabym, aby nie okazało się to być związane z jakimkolwiek ładunkiem wybuchowym. –Cóż, przezorny zawsze ubezpieczony, nieprawdaż…?
Sytuacja była trudna. Przynajmniej dla Bobbi. Nigdy nie ukrywała, iż do niektórych spraw podchodziła przesadnie emocjonalnie. Gdy oglądając horror widziała jak biuściasta bohaterka schodzi do ciemnej piwnicy zapominając o zapaleniu światła, szlag ją trafiał. Tak samo, gdy stoi w korku, będąc pozbawiona możliwości przydepnięcia pedału gazu. Albo, gdy misja nie układa się po jej myśli. Albo były mąż zakłóca spokojną egzystencję… Zdecydowanie lubiła sobie podramatyzować, ale tylko od czasu do czasu. Inaczej byłby to nawyk niebywale szkodliwy, a jak wiadomo odrobina melodramatu jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Bobbi znała umiar, niemniej jednak przy Kate mogła sobie odrobinę pomarudzić. W końcu, kto, jak kto, aczkolwiek panna Bishop powinna doskonale zdawać sobie sprawę z uroków długotrwałego przebywania w towarzystwie pana Bartona.
OdpowiedzUsuń-Możesz przekazać swemu mentorowi, iż postaram się tym zająć. Nie wiem dokładnie jak długo mi to zajmie … więc lepiej niech uzbroi się w cierpliwość. –Oświadczyła po krótkiej chwili namysłu, obracając delikatnie w dłoni starannie zawinięty pakunek. Nie próbowała zaglądać do środka. Wyczuwała, iż wewnątrz znajduje się parę probówek zapełnionych bliżej niezidentyfikowaną cieczą. Prędzej czy później i tak będzie się musiała im bliżej przyjrzeć. -… a jak idą ci postępy w treningach…? –Bobbi zgrabnie zmieniła temat. W końcu nadarzyła się odpowiednia okazja, aby nadrobić zaległości w dawnych kontaktach towarzyskich. Szkoda byłoby ją ot tak zmarnować.
Widok półnagiego mężczyzny wychodzącego z piwnicy nie był tym, czego mogła się spodziewać starsza pani wracająca właśnie z popołudniowego spaceru. Kobieta miała blond włosy z niemal niewidocznymi siwymi odrostami, grube okulary na nosie i najwidoczniej dobre ukrwienie. Widząc Clinta jedną ręką poprawiła włosy, drugą okulary, a przy tym jej policzki zapłonęły jak piwonie, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że jest niemal dwa razy od niego starsza. Hawkeye uśmiechnął się do niej, skłonił się staromodnie i wyszedł na zewnątrz. Tak bez koszuli, prosto na listopadowy chłód. Zdecydowanie jesień była jedyną porą, kiedy w tym mieście dało się oddychać. Zimą w powietrzu dało się czuć tylko spaliny.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, zima. Przydałoby się już myśleć o prezentach gwiazdkowych. Bo chyba wypada coś załatwić kumplom z drużyny. No i Jess, chociaż ona od nich odeszła. Co jakoś nie przeszkadzało Clintowi w już dwukrotnych odwiedzinach. Tym samym zobowiązał się do kupna czegoś dla Danielle. Czym bawią się trzymiesięczne dzieci?
Zgodnie z jego przewidywaniami, Kate bez problemu znalazła odpowiednie miejsce. Usiadł na siedzeniu pasażera, jednocześnie wkładając na siebie koszulę. Znacznie lepiej.
- Wspominałem już, że jesteś piękna i mądra? - zapytał, zapinając guziki. Doskonale wiedział, że akurat te słowa powtarzał jej mnóstwo razy. Czyli jakieś mnóstwo razy częściej niż chwalił dziewczynę na treningach. - A nawet jeśli tak, to mówię jeszcze raz. I wiesz co, jeśli zapowiedziałem ci ostatnio dodatkowy trening, to cofam go. W przypływie dobroduszności.
I światła. Jedne z wielu, jakie ich czekają w drodze do domu. Pięknie. Nowy Jork o tej porze wracał z pracy. Też pięknie.
- Na święta wybierasz się do rodziny, czy mam myśleć o prezencie dla ciebie?
[Powiadasz umowa z Mephisto by jej odpowiadała? Właściwie...]
OdpowiedzUsuń-Wolę zapytać o zdanie u samego źródła. –Barbara uśmiechnęła się nieznacznie, upijając łyk wystudzonej kawy. Clint był jej mentorem, niemniej jednak nie oznaczało to, iż tylko on miał prawo doglądać postępów panny Bishop. Przez dwa lata mogło się sporo pozmieniać. Zwłaszcza, jeśli bierzemy pod uwagę to, iż mówimy o przyszłej, pełnoetatowej agentce t a r c z y. Życie takich ludzi nigdy nie było nudne. Niestety.
OdpowiedzUsuń-Chyba cię zawiodę. Ostatnimi czasy odrobinę się obijałam. –To trochę dziwne, ale właśnie taka była prawda. Bobbi zrobiła sobie wolne. No, nie zupełnie, ale odmawiała przyjęcia, co najmniej osiemdziesięciu procent podtykanych jej pod nos misji. Wolała skupić się na pracy badawczej, na pracy w zaciszu laboratorium. Nie miała bladego pojęcia, iż tak bardzo potrzebowała przerwy od swego dawnego życia. Teraz wdrażała się od nowa, i nie było to najłatwiejsze zajęcie, zwłaszcza, iż funkcjonowanie w dynamicznym Nowym Jorku od zawsze wymagało mnóstwo precyzji oraz energii. No, ale małymi kroczkami, nie śpiesząc się, i nikomu nic nie udowadniając, powróci do przerwanego rytmu. W końcu tacy ludzie jak ona nigdy nie potrafili zbyt długo wysiedzieć w jednym miejscu. To chyba było jej małe przekleństwo.
Człowiek przez osiem godzin łazi krok w krok za snobistycznymi, zadufanymi w sobie bogaczami, których wynagrodzenie ma być zapłatą za podnoszenie ręką przy uchwalaniu decyzji przewodniczącego rady zarządzającej w firmie Starka. Tego z kolei ewidentnie niektórzy chcą wykiwać, sprzedając Stark Industries jakimś konkurencyjnym spółką, które niestety nie mogą się wybić tak jak ich z prostej przyczyny - nie mają tak sensownej i skutecznej reklamy jak sam szef. Iron Man był przecież ulubieńcem. Który niejednokrotnie razem z Czarną Wdową kopał tyłki tym, którzy od tak chcieli sobie wysadzać cały Nowy Jork.
OdpowiedzUsuńWywróciła oczami. To nie było sprawiedliwe, że po kilkunastu godzinach zapieprzania jak nakręcany zabawkowy samochodzik, wraca do Avengers Mansion (bo do domu ma za daleko, a i tak siedziba drużyny musi być pilnowana, odkąd nie ma tutaj pani domu), a cholerna pralka odmawia jej posłuszeństwa, kiedy chce uprać własną bluzkę i te cholerne jeansy, które jeden z panów wcisnął całkiem przypadkiem do pralki nieuprane. W oczekiwaniu, aż jakaś kobieta zejdzie do pralni, upora się z przyciskami w pralce i odwali tę robotę za niego. Stawiała na Starka. Kiedyś mu to wypomni.
Wspięła się po schodach na górę, na piętro, gdzie zamierzała dzisiaj spać. Każdy Mściciel miał własny pokój, z czego większość wolała mieszkać we własnych klitkach niż z pałacu, gdzie wszystko skrzypi, kroki niosą się echem, a w powietrzu czuć atmosferę nie tak dawno zakończonej nawalanki z X-Menami.
- Kate? - Na początku była gotowa do upuszczenia kosza z praniem i rzucenia się na tajemniczą kobietę, która aż nadto ostrożnie przemykała korytarzem. Dopiero później rozpoznała w dziewczynie ukochaną uczennicę Clinta. - Co tu... Jesteś sama?
Zbliżyła się o parę kroków do Hawkette, rozglądając się w poszukiwaniu Bartona. Nie miała teraz pojęcia, czy lepiej byłoby, gdyby tu był czy też nie.