Powiedz mi Boże, odpowiedz mi,
Od lat pytam Cię - dlaczego?
Dlaczego niewinni umierają, a winni żyją?
Dlaczego niewinni umierają, a winni żyją?
Gdzie jest sprawiedliwość? Gdzie jest kara?
A Ty już odpowiedziałeś. Ty już powiedziałeś całemu światu.
Tu jest sprawiedliwość. Tu jest kara. We mnie.
Punisher
Pan bohater, cholerny dupek, Frank Castle. Dziecko (nie)szczęścia z Queens (NY), ukochany synek rodziców, który obecnie zapomniał, że kiedykolwiek był małym chłopcem, który miał wokół siebie bliskich ludzi i chwile spokoju. Były żołnierz Marines, weteran Wietnamu. Przeszłość jak z filmu sensacyjnego połączonego z bajką. Wdowiec, który wcześniej miał wspaniałą rodzinę, dobrą pracę i przytulny dom. Miał kochaną żonę Marię, syna Franka jr i córkę Lisę. Miał. Wszyscy zostali zabici w trakcie wielkiej masakry, a właściwie porachunków mafii. Podczas pikniku w nowojorskim Central Parku, który odwiedzali co dzień. Przypadkowo stali się świadkami wydarzenia, którego najlepiej nie widzieć. Znaleźli się w złym miejscu i złym czasie. Nie zdążyli uciec. Przestępcy chcąc pozbyć się świadków zastrzelili całą rodzinę Franka, a także, jak sądzili, jego samego. Niestety nie powiodło im się to, nie dał się zabić, miał siłę by żyć dalej. Spędził wiele dni w szpitalu. Po odzyskaniu świadomości i powrocie do formy Frank przestał być bohaterem amerykańskim, jako zasłużony w służbie państwu. Wziął sprawy we własne ręce. I nie czekając na wymiar sprawiedliwości, przeistoczył się w Punishera, mściciela, który interpretuje prawo według własnych zasad.
Wykorzystuje nabyte w Wietnamie umiejętności posługiwania się różnymi rodzajami broni, walki wręcz i cichego przenikania na teren wroga, porwania, tortury, wymuszenia i inne formy przemocy to jego metody działania, jednak nie zdradza wszystkiego, zawsze ma coś w zanadrzu. Sam jest zdecydowanie bardziej odporny na ból niż przeciętny człowiek, co udowodnił nie raz przeżywając wiele tortur, postrzeleń, cięć i dźgnięć. Nosi charakterystyczny czarny strój z białą czaszką na piersi, koszulkę z takim wzorem dostał od syna w prezencie na urodziny, dwa dni przed śmiercią rodziny. Jest to jego znak rozpoznawczy.
Nie ukrywa się po kątach. Żyje samotnie w jednym z obskurnych mieszkań w nieciekawej dzielnicy. Nie mówi "Dzień dobry". Nie ma przyjaciół. Z nikim nie współpracuje, unika szpitali i wspomnień z przeszłości. Raz w tygodniu odwiedza grób swojej żony i dzieci, zawsze kładzie tam 3 kwiaty, najczęściej białe lilie lub róże. Mówi nie wiele, często używa ironii i sarkazmu, do tego sporo bluźni. Zabija swoich przeciwników, wrogów i wszystkich, którzy na to zasłużyli. Nie zna słowa wybaczenie, a jego 'sprawiedliwość' ma zupełnie inną definicję niż słownikowa. Bardzo nie lubi się z dobrodusznymi bohaterami, z Daredevilem najchętniej by się zagryźli, a Spider-Mana wykopałby w kosmos, o reszcie lepiej nie wspominać.
Frank nie posiada żadnych nadludzkich zdolności. Starzeje się, może zostać zraniony, a nawet zabity. Całkiem (nie)zwykły, śmiertelny facet. Jest wysoce wyszkolonym żołnierzem sił specjalnych, gotowym operować w każdym teatrze działań, od pustyni po dżunglę. Jest ekspertem w dziedzinie broni palnej oraz sprawnie posługuje się materiałami wybuchowymi. Jego akta przepełnione są informacjami z gruntownych szkoleń i kursów, a sam posiadł umiejętności, które obecnie bardzo mu się przydają
Arsenał Punishera jest szeroki i dobiera on broń zależnie od okoliczności, lecz najczęściej korzysta z dwóch pistoletów Colt M1911, karabinu M4 z granatnikiem M203, strzelb Spas-12 oraz Remington 870, a w chwilach, gdy trzeba zasypać wroga ołowianym gradem – karabinu maszynowego M60. Jednak nie ogranicza się tylko do wyżej wymienionych, w końcu świat pełen jest wspaniałej broni palnej, białej i każdej innej.
- Jak nazwiesz sto dwadzieścia pięć morderstw popełnionych w ciągu pięciu lat?!
- Pracą w toku.
Aktualnie: Chwilowo odpoczywa, albo raczej orientuje się w terenie i sytuacji na mieście.
___________________________
Wizerunek: Thomas Jane
- Pracą w toku.
>>Powiązania<<
>>Notki<<
Aktualnie: Chwilowo odpoczywa, albo raczej orientuje się w terenie i sytuacji na mieście.
___________________________
Wizerunek: Thomas Jane
Karta taka nijaka, ale spróbuję z czasem nad nią popracować. Nie znam zbyt dobrze Castle'a. Jednak próbuję się wczuć w tego gościa. Mam problem z rozpisywaniem się.
Kiedyś autorka Wolverina, a obecnie Punishera.
[Ok. Punisher to ten z bohaterów Marvela, którego zawsze zauważałam gdzieś w tle, ale komiksami o którym nigdy się tak naprawdę nie zainteresowałam, więc wybacz brak obeznania. W ramach zadośćuczynienia proponuję wątek, oczywiście, jeśli chcesz.]
OdpowiedzUsuń[Rezerwuję sobie wątek, mam pomysł, mogę zacząć. :)]
OdpowiedzUsuń[No właśnie ja, jako koszmarnie nieobyta z Punisherem, nie mam pojęcia, jak naciągnąć go na wątek. Bo to nie klimaty Scarlett, mimo wszystko...]
OdpowiedzUsuń[ Również muszę dołączyć do wianuszka osób (a na razie samych pań) chętnych na wątek. Bobbi mogłaby się z nim dogadać, skoro obydwoje posługują się płynną umiejętnością bluzgania na wszystko i wszystkich. No, zawsze to jakiś interesujący start. ]
OdpowiedzUsuń[bo Pepper to taka wręcz kwintesensja samego Starka! :) Ja również mam nadzieję, że zostanę tu dłużej xD]
OdpowiedzUsuń[To ja przełamię ten żeński nalot. Mam w zasadzie dość konkretną propozycję: Avengers bardzo nie lubią sposobu, w jaki Frank wymierza sprawiedliwość. Dlatego ciągnęli słomki. Clint trafił najkrótszą, ale po niedługim namyśle zdecydował się pogadać z Frankiem jak człowiek z człowiekiem. Czyli najpierw zadają pytania, a potem strzelają.]
OdpowiedzUsuń[Postaram się zacząć jak najszybciej, chociaż zaraz zmykam i wrócę późno.]
OdpowiedzUsuń[był bardzo pozytywny! :))) Oczywiscie ze czas na coś z Frankiem, on niby taki 'zły i groźny i w ogóle lepiej trzymaj się z daleka' ale jakoś mam głupie wrażenie, że chętnie spotkałby sie od czasu do czasu z majką xD]
OdpowiedzUsuń[wiec tym bardziej! XD moze 'urocze się hamować' by nie rzcić jakimś niewybrednym komentarzem na temat Matta xD]
OdpowiedzUsuń[ Zwykle mam pewne opory przed rozpoczynaniem każdej znajomości od przysłowiowego zera, aczkolwiek w przypadku naszej dwójki mogłoby się to sprawdzić, a wszystko za sprawą pomysłu na wątek, który wpadł mi dzisiaj rano do głowy. Otóż co powiesz na podobny scenariusz: Frank od tygodni rozpracowuje szajkę zamachowców, która już dwukrotnie dopuściła się podłożenia ładunków wybuchowych w najbardziej zatłoczonych miejscach NY. W końcu wpada na ich trop i urządza na nich zasadzkę. Niemniej jednak, nie spodziewa się, iż dokładnie w tym samym czasie będzie chciała dopaść ich agentka tarczy, którą to będzie moja Bobbi. Przypadkowe spotkanie, jeden cel, różne metody działania, a przede wszystkim różna taktyka. No i należy pamiętać o silnych charakterach obydwojga. Może wyjść coś ciekawego. ]
OdpowiedzUsuń[ Szkoda tylko, że z tym wizerunkiem Jolie jest tak mało zdjęć i gifów, całkowite pominięcie tej roli. Wzdycham zniesmaczona i rozgoryczona, ale muszę do tego przywyknąć. A propo wątku to może nawet świta mi jakiś pomysł w tej łepetynie. Punisher i Polaris mogli współpracować, kiedy ta jeszcze ostatkami siłami trzymała się x-menów. Oczywiście na zasadzie "pomogę Ci, ty mi, ale mam ochotę rozwalić Ci głowę o najbliższy krawężnik". Sytuacja zmieniła się, kiedy Panna Dane wstąpiła do Bractwa, które z zasady bawi się w różne zamachy, aby było głośno, brudno, zabawnie. Chcąc czy nie chcąc, nawet jeśli dziewczyna nie bierze udziału w owych podchodach, jest oficjalnym członkiem Bractwa, co jest potwierdzone w wielu bazach danych. Punisher mógłby nie być na tyle wyrozumiały, aby domagać się jakichkolwiek wyjaśnień czy przymykać oko na to, że jego dawna "partnerka" bierze udział jedynie w 10% akcji przeprowadzanych przez Brootherhood.
OdpowiedzUsuńJeśli zaś ty masz jakiś pomysł to wal, ja jestem otwarta na wszystko! ;) ]
[coś trzeba z tym zrobić ;>]
OdpowiedzUsuń[Czekam więc.]
OdpowiedzUsuń[Witam xD Skoro współpracowali kiedyś to możemy zrobić tak, że Frank przyjdzie do Wolviego by pomógł w czymś tam :)]
OdpowiedzUsuńJeśli był jakiś aspekt pracy, który naprawdę nie pasował Bartonowi, to ten aspekt dział się właśnie teraz i zaczynał się od równania na liczbę wrogów Avengers. Zasadniczo była trzy razy dłuższa niż lista prywatnych wrogów Clinta. A miał ich naprawdę sporo, w końcu zdobywaniem nieprzyjaciół zajmował się już od lat szkolnych, kiedy podpadł (do dziś nie wiedział czym) najbardziej jędzowatej geograficy stanu Yowa. Drugi problem polegał na tym, że Mściciele jakoś nadużywali słowa "wróg". Wrogiem nazywali niemal każdego, kto działaniem zakłócał idealną harmonię świata. Tak, tę legendarną harmonię, której jeszcze nikt nigdy nie widział, ale wszyscy za to wierzą, że ona kiedyś nadejdzie. Lub też powróci, zależnie od wyznawanej religii.
OdpowiedzUsuńFrank Castle według avengersowej skali był dość poważnym zagrożeniem. W zasadzie słusznie. Hawkeye jakoś nigdy nie mógł się przekonać do ludzi z dużymi pistoletami, którzy mówili, że stwarzają świat lepszym. Dlatego należało z Punisherem zrobić porządek i to jeszcze w taki sposób, żeby udowodnić mu swoją wyższość moralną.
Stark był zbyt porywczy, Banner zbyt zielony, Thor miał wyczucie australopiteka, Captain America wręcz przeciwnie, Wdowa jakoś nie czuła powołania moralizatorskiego... Czasami Hawkeye miał wrażenie, że w tej organizacji to nie Fury, ale on jest Murzynem.
Przynajmniej dali mu namiary na Castle'a.
- Nie strzelaj, moi kumple to specjaliści od zemsty - powiedział, zeskakując z rusztowania opuszczonej hali fabrycznej. Wolał nie myśleć, jak dobry plan musieli wykoncypować ludzie z Tarczy, żeby Punishera zaprowadzić tak daleko od miasta.
Pseudonim Punishera przewijał się wśród Avengers od czasu do czasu, podobnie zresztą jak temat małych sporów pomiędzy Furym a bohaterami do wynajęcia czy zieloną szafą, która ni w ząb nie pasowała do pokoju Thora w Avengers Mansion. Natasha musi w końcu zlecić komuś przeniesienie jej gdzieś do jednego z mnóstwa nieużywanych pokoi (ten dom miał ich naprawdę wiele, a przecież każdy Mściciel dostał własny kąt). Wcześniej zrobiłaby to Jessica, ale teraz z przyczyn naturalnych (czyt. dziecka) siedziba Avengers nie miała swoistej pani domu. Ona do tej roli się nie nadawała, niestety.
OdpowiedzUsuńZa to nadawała się do roli skrzydłowego. Nie dostała oficjalnego polecenia konfrontacji z Punisherem. To Clint miał się ruszyć i coś z nim zrobić. Ona miała jedynie pomóc. Na swój sposób, bez ewentualnych sporów. I nie jako Wdowa.
Na początek musiała sprawdzić harmonogram pogrzebów, które odbędą się na cmentarzu w ten sam dzień, gdy Castle odwiedza grób żony. Obstawiała, że unika tłumu ludzi, więc zasięgając paru informacji, ustawiła się tak, by nie wyglądać podejrzanie.
Czarna, obcisła sukienka. Woalka, zakrywająca pół twarzy. Płaszczyk i rękawiczki godne mieszkanki Upper East Side, która właśnie wraca z ostatniego pożegnania szefa męża siostry. Na obcasach, przez niewygodne tereny cmentarza. Od tyłu.
Zobaczyła go, gdy odchodził z grobowca żony. Kątem oka uchwyciła wymienione kwiaty i popędziła skrótem w stronę Franka. Zacisnęła usta, zatrzepotała na próbę rzęsami i znalazła się o wiele bliżej celu.
- Przepraszam... - słodki głosik Natalie Rushman wywabił Franka z zamyśleń. A jeśli to nie poskutkowało, to niezdarne potknięcie się eleganckiej młodej kobiety na pewno. Runęła jak długa przed nim, powoli się podnosząc. - O, tak mi głupio, przepraszam... Ja... Och... - otrzepała się z kurzu, kątem oka spod woalki obserwując Franka.
[zwykłe spotkanie w dziwnym miejscu jest dobrym pomysłem na początek :) co powiesz na cmentarz? ;> Frank mógłby uratować Mayę przed niechybnym złamaniem nogi na liściach. Poślizgnęłaby się a on w porę znalazłby się gdzieś w pobliżu? ;>]
OdpowiedzUsuń[jak najbardziej mi to pasuje, tylko byłabym wdzięczna za zaczęcie, bo ja na sprzęcie nadającym się do odpisywania będę dopiero wieczorem :)]
OdpowiedzUsuń[Mam ochotę na wątek, nie ukrywam. Nie wiem jednak co Ty powiesz w tym temacie. Widzisz jakąś możliwość wątku Tessa-Frank?]
OdpowiedzUsuń[ Rozpoczęłaś! Chwała Ci za to. ]
OdpowiedzUsuńZdewastowana, stara kamienica, osadzona w jednej z najgorszych dzielnic Nowego Jorku – dlaczego kryjówki współczesnych rzezimieszków niemal zawsze musiały prezentować się analogicznie? Być może ludzi pokroju terrorystów-amatorów, montujących bomby w piwnicach własnego domu, zawsze pociągały rozklekotane rudery? Być może dzięki parszywemu otoczeniu czuli się zdolni do czynienia gorszych okrucieństw, równocześnie napawając się złą energią pod wdzięcznym tytułem: ‘Patrz, jaką mamy paskudną bazę! Jesteśmy Geniuszami Zła, nikt nam nie podskoczy!’. A być może były to jedynie domysły panny Morse, która odwiedziła już mnóstwo podobnych do tej kryjówek, dzięki czemu miała wiele sposobności, aby pobawić się w małą psychoanalizę wyłapywanych przez nią przestępców. Dzisiejszego dnia ponownie zyskała szansę, aby utwierdzić się w swych wcześniejszych założeniach. Stojąc na rogu 16 alei, w najdalszych zakamarkach dzielnicy Queens, kupowała poranny dziennik w kiosku, kątem oka obserwując budynek, w którym ponoć anonimowi informatorzy t a r c z y mieli widzieć szajkę poszukiwanych od miesiąca zamachowców-bombowców. Zwykle rzezimieszków ich pokroju S.H.I.E.L.D’s pozostawiało Nowojorskiej policji, niemniej jednak tym razem, krążyły słuchy, iż chcieli oni doprowadzić do zamachu na jedno z tajnych centrów badawczych organizacji, na co Nick Fury nie zamierzał wydać zgody. Tym oto sposobem Barbara została posłana na potajemny rekonesans – musiała upewnić się, czy rzekome wtyki nie próbowały wpuścić t a r c z ę w maliny. A jeśli okaże się, iż faktycznie natrafiła na lęgowisko karaluchów… powinna przeprowadzić natychmiastową dezynsekcją. Plan wydawał się prosty, nieprawdaż? Wyśledzić, wejść, dyskretnie obezwładnić i zniknąć niezauważenie, powiadamiając organy ścigania. Taki właśnie zamiar miała Bobbi, gdy dostrzegła członków gangu, odpowiadających rysopisowi informatorów. W chwili, gdy zniknęli oni za frontowymi drzwiami rozklekotanego budynku, panna Morse upiła łyk kupionej w kawiarence nieopodal kawy, po czym wetknąwszy sobie gazetę pod pachę, ruszyła wolnym krokiem wprost na tyły budynku. W śmierdzącej alejce przyśpieszyła tempa, wiedząc, iż obecnie nikt jej nie obserwuje. Tam napotkała pierwszą przeszkodę, w postaci rosłego, łysego wartownika, pilnującego tylnego wejścia do kamienicy. Nim jednak zdążył dokończyć przyjazne ‘Co ty tu do kurwy nędzy robisz…?!’, Barbara płynnym ruchem wylała mu na twarz całą zawartość papierowego kubka, po czym sekundę później zadała mu cios prosto w krtań, tym samym zagłuszając jego wrzask bólu, gdy wrząca kawa pokryła jego całe oblicze. Kolejnym sprawnym uderzeniem w kark wysłała go do słodkiej krainy Morfeusza. Otrzepała dłonie, rozejrzawszy się dookoła. Spokój i cisza. Wywaliła gazetę do pobliskiego śmietnika, rozpinając pierwsze guziki ciemnego płaszcza. W środku było co najmniej dziesięciu podejrzanych. Miała broń, niemniej jednak wolała zachować ją na później. Była przekonana, iż nawet bez pukawki położy ich wszystkich bez większego trudu. Szkoda tylko, iż gdy przekraczała próg wejścia, nie miała bladego pojęcia o ciemnowłosym mężczyźnie, szykującym swą własną, prywatną krucjatę dosłownie parę ścian obok.
Nie bywała na cmentarzu zbyt często. Nie lubiła tego miejsca, źle jej się kojarzyło i niczym mała dziewczynka omijała je szerokim łukiem. Jednak dziś było inaczej, wstała z myślą że koniecznie musi odwiedzić grób ojca. Pozałatwiała więc kilka rzeczy, kupiła znicz i świeże kwiaty i ruszyła w stronę jego grobu. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie poślizgnęła się na kupce liści. Pewnie straciłaby zęby albo pomałama nogi, gdyby nie wysoki mężczyzna, który złapał ją po rękę dosłownie w ostatnim momencie - Oj... - mocniej chwyciła kwiaty, jeszcze tego by brakowało, gdyby wszystko wylądowało na ziemi - Przepraszam, zagapiłam się i... No widzi pan.. I dziękuje, pewnie gdyby nie pan to popołudnie spędziłabym na smarowaniu siniaków maściami, albo na składaniu nogi w szpitalu - uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.
OdpowiedzUsuń- Nie, nie.. Żyje. Chyba... - rozejrzała się wokół zastanawiając czy nie pogubiła czegoś po drodze - Dziękuje jeszcze raz i w zasadzie już koło niego jestem. - wskazała głową na nagrobek stojący dosłownie trzy metry od nieznajomego. Uśmiechnęła się blado pod nosem zerkając na pozłacane litery na marmurowej tablicy po czym spojrzała znowu na mężczyznę - Przepraszam, czy my się nie znamy? Pańska twarz wydaje mi sie znajoma, choć oczywiście mogę sie mylić. - dodała uśmiechając sie przepraszająco. Na co dzień mijała przecież setki ludzi, więc mogła go z kims pomylić.
OdpowiedzUsuńStrasznie tu śmierdziało. Chyba jeszcze gorzej, niż w tej nieszczęsnej alejce. Bobbi wyczuwała w powietrzu woń niestrawionego alkoholu, dymu tytoniowego, potu, zgnilizny a nawet i moczu – czyli innymi słowy, trafiła w odpowiednie miejsce. Zmarszczyła nieznacznie nos, przystając w progu podupadłej kamienicy. Doszły ją odgłosy czyjejś głośnej wymiany zdań, a po chwili na pobliskiej klatce schodowej usłyszała charakterystyczne szuranie ciężkich buciorów. W tej sytuacji miała do wyboru jedynie dwie opcje. Mogła skryć się za pobliskim filarem, przeczekać pojawienie się, co najmniej dwóch, uzbrojonych po zęby rzezimieszków oraz zgodnie z założeniami przyświecającymi każdej TAJNEJ agentce, pozbyć się ich płynnie i po cichu. Lub mogła darować sobie poszukiwanie jakiejkolwiek kryjówki, zostać tam gdzie stała oraz poznać owych miłych panów osobiście, od razu przechodząc do sedna swej obecności. Naturalnie wybrała opcję numer dwa. Ujrzała w ich oczach szczere zdumienie, gdy po zejściu na parter dwójka rosłych mężczyzn stanęła twarzą w twarz z drobną, jasnowłosą przedstawicielką płci pięknej, która jak gdyby nigdy nic posyłała w ich kierunku pogodny uśmiech. Byli jeszcze bardziej zdumieni wówczas, gdy owa złotowłosa niewiasta, jednym płynnym ruchem wystrzeliła do przodu, wymierzając cios kolanem w brzuch zdezorientowanego łotrzyka, natomiast drugiemu wykręcając boleśnie rękę, oraz powalając na ziemię kombinacją skomplikowanych chwytów, których nauka zajęła Barbarze mniej niż półtora roku. Ten pierwszy, który dostał w brzuch, zamierzał jeszcze wycelować w nią swą bronią. Bobbi odskoczyła zwinnie na bok, w chwili, gdy z lufy wydobył się pierwszy strzał. Doskoczyła do przeciwnika, odpierając jego niedźwiedzi atak. Złapawszy go za palec wskazujący, po prostu mu go złamała, a wraz z odgłosem upadającej na ziemi broni, dało się usłyszeć wrzask bólu poszkodowanego. Prawy sierpowy załatwił sprawę. Bobbi rozbroiła rzezimieszków w mniej niż minutę. I spodziewała się, iż w mniej niż minutę zaraz zrobi się tu niezły raban, podniesiony za sprawą pojedynczego wystrzału z pukawki. Mimo to, jedyne, co zrobiła, to wyciągnęła swój własny pistolet, błyskawicznie celując w nim w filar w sąsiednim pomieszczeniu. Miała jeszcze parę dodatkowych sekund w zapasie. Na pewno zdąży…
OdpowiedzUsuń-To kiepska pora na zabawę w kotka i myszkę… -Stwierdziła stanowczo. Ktoś tam był, Barbara dostrzegła go zaledwie kątem oka, niemniej jednak była pewna, iż ktoś ją obserwował. Pytanie tylko, kto i po co, skoro nie zamierzał się na nią rzucić tak jak tamci dwaj…?
Nie leżała przed nim trupem, z kulką w czaszce. To już o czymś dobrze świadczyło, jakoś jej się udało przełamać pierwszą podstawową i chyba mimo wszystko najtrudniejszą barierę. Weźmy przykład, w którym spryciarz Punisher domyśla się, że to jakaś podstawiona osóbka i na dzień dobry, dokładnie tak, jak go opisują inni, wyjmuje jakiś pistolet i ładuje w Natashę parę pocisków.
OdpowiedzUsuńTymczasem nie wydawał jej się tak bezduszny. Właściwie, kiedy jej spojrzenie skrzyżowało się z jego wzrokiem, nie mogła się nie uśmiechnąć. I to nie Natalie, ale Natasha dostrzegła przyjemną iskrę w oczach człowieka, który budził postrach.
- Ja, tak... - odchrząknęła, otrzepała raz ostatni kurz z kolan i wyprostowała się w zupełności. - Chciałam spytać, gdzie jest wyjście. Szłam naokoło, żeby znaleźć grób mojej dawnej znajomej, ale chyba nie leży tutaj i... Cóż, zbłądziłam.
[Przepraszam, że tak dosyć krótko i mało konkretnie, ale nie wiedziałam, co jeszcze napisać, żeby nie było zbędne :)]
OdpowiedzUsuńDlaczego akurat on musiał się tu znaleźć? Dlaczego nie ktokolwiek inny z całej bandy? Przecież to mógł być dowolny agent Tarczy, dowolny niezrzeszony, ktokolwiek. Ale nie, Matt nie mógł mieć dzisiaj tego nieopisanego szczęścia przeprowadzenia akcji w pojedynkę lub z kimś, kto nie działał mu na nerwy. Punisher w działaniu mu na wszystko był niekwestionowanym mistrzem, chociaż Daredevil nie mógł stwierdzić, że oto są wrogami i powinni się pozabijać, bo ten świat jest za mały dla nich dwóch.
OdpowiedzUsuń- Ten żart już przestał mnie bawić, szczególnie w twoim wykonaniu. - Rzucił bez jakiegokolwiek zaangażowania, bardziej zajęty właśnie wspomnianym przez Punishera rekonesansem w sytuacji. Wbrew pozorom, wychodziło mu to całkiem nieźle. - Dwóch, może trzech na górze, przynajmniej pięciu bawi się w chowanego po bramach, a cała zabawa zaczęła się od gangsterskich porachunków. Nic... - Pewnie kontynuowałby swoją przemowę, gdyby nie musiał pociągnąć swojego ulubieńca niemalże za łeb głębiej w bramę, w której stali, żeby żaden z nich nie skończył z kulą w czaszce, a że panowie zostali zauważeni i otworzono do nich ogień, było blisko tego właśnie scenariusza.
[ To zdaję się w Twoje ręce i cierpliwie poczekam na rozpoczęcie wątka ;) ]
OdpowiedzUsuń[Punisher! :D Mogę wącisza, mogę wącisza? :D]
OdpowiedzUsuńPuste budynki. Przedmieścia były ich pełne, a Clint nigdy nie wiedział, dlaczego. Większość z nich wyglądała, jakby ekipa budowlana w połowie roboty zmieniła zdanie, zebrała sprzęt i się wyniosła. Wszystkie rusztowania stały jednak tak, jakby robotnicy mieli wkrótce wrócić i wszystko dokończyć. Co było jeszcze bardziej absurdalne. Zwłaszcza, że od dłuższego czasu te wszystkie zabudowania były jedynie miejscem, gdzie dzieci łamały sobie karki (albo ktoś im je łamał, co zdarzało się równie często), narkomani zostawiali zużyte strzykawki, półświatek robił swoje interesy, a młodzieżowe zespoły co jakiś czas dawały dziwaczne koncerty, co w zasadzie łączyło w sobie wszystkie poprzednie rzeczy. A te niezgrabne magazyny wciąż stały, jakby czekając na taki zarząd miasta, który sobie o nich przypomni i coś z nimi zrobi. Mało prawdopodobne, zważywszy na to, że daleki wzrok zarządu nie sięgał aż tutaj.
OdpowiedzUsuń- Avengers, może kojarzysz. Naprawiamy świat - o ile akurat nie rozwalamy miasta. - Robimy porządek ze zbuntowanymi bogami i takie tam. Pilnujemy porządku i naprawdę nie lubimy, jak ktoś nam ten porządek zakłóca. Dlatego mamy oficjalną prośbę to Punishera: niech Punisher nie zakłóca nam porządku. Zrozumiałe?
Oparł się plecami o ścianę, jednak ręce trzymał opuszczone wzdłuż tułowia. Tak, by w każdej chwili móc zareagować. Sięgnąć po łuk albo podciągnąć się na rusztowanie.
Nie miała bladego pojęcia, co też się tu wyprawia – podobno misja unieszkodliwienia tych wybuchowych typków w pełni należała do niej, a zatem kim był ten mężczyzna. Bobbi go nie znała. A przynajmniej nie potrafiła skojarzyć sobie jego twarzy. Nie dostrzegła ją na tyle wyraźnie, aby być w stanie wysnuwać jakiekolwiek wnioski. Tak czy inaczej, nie zamierzała go ignorować. Coś było na rzeczy, a Barbara nie lubiła, gdy ktoś wtykał w nosa w jej sprawy. Potrafiła sobie poradzić, nieprawdaż? Była już dużą dziewczynką, co zresztą udowodniła parę chwil temu, w zaledwie minutę rozbrajając trzech o wiele silniejszych od siebie mężczyzn. Tak, więc gdy dostrzegła, iż tajemniczy osobnik znika jej z oczu, natychmiast za nim podążyła. Odbezpieczyła broń, będąc niemal głuchą na to, iż z klatki schodowej sypały się iskry śmiercionośnych kul. To dawało jej odrobinę nadprogramowego czasu, aby zorientować się w sytuacji.
OdpowiedzUsuń-Coś ty za jeden i dlaczego włazisz w paradę akurat mnie…? –Była grzeczna, naprawdę. Mówiła całkiem spokojnym tonem głosu. Co z tego, iż celowała mu w plecy ze swego Colta? Przezorny zawsze ubezpieczony, nieprawdaż…?
- Oj, to w takim razie bardzo przepraszam... I jeszcze raz dziękuje za pomoc- uśmiechnęła się wesoło i ruszyła w stronę grobu ojca. Posiedziała przy nim chwilę, uprzątnęła puste znicze i kilka liści z nagrobka i postawiła świeże kwiaty. Nie była tam dłużej niż godzinę, przynajmniej tak jej się wydawało. Biorąc jednak pod uwagę jej 'poczucie czasu', równie dobrze mogła siedzieć zaledwie pięć minut albo cztery godziny. Tak, Maya cierpniała na chroniczny brak poczucia czasu, pewnie dlatego nigdy nie umiała dobrzeć na spotkanie 'na czas'. Zawsze była za późno, albo zbyt wcześnie. Idąc na parking przypadkiem potrąciła mężczyzne, jak się okazało po chwili, tego samego który uratował ją od złamania nogi
OdpowiedzUsuń- No tak, pięknie się odwdzięczam za brak złamanej nogi... - zaśmiała się wesoło patrząc na nieznajomego - Teraz śmiało mogę powiedzieć, że gdzieś już pana widziałam. - dodała.