8.11.2012

Relacje


SUSAN MORSE
…jaka matka, taka z pewnością NIE córka

Kochana Su. Wieczna marzycielka, romantyczka o wrażliwej duszy i sercu pełnym ciepła oraz szczerej empatii. Niektóre kobiety rodzą się stworzone do roli matki, żony, piastunki i taką kobietą urodziła się Susan Morse – śniła o założeniu rodziny już jako kilkulatka, rysując kredkami swój wymarzony domek z białym płotem, kolorowymi rabatkami oraz wiernym psem. Gdy osiągnęła odpowiedni wiek, zabrała się za realizację wszystkich swych dziecięcych fantazji. Co wcale nie okazało się być takie trudne, gdyż od paru lat trwał przy jej boku niejaki Daniel, nastoletnia miłość jeszcze z czasów szkoły średniej. Szybko się pobrali, a jeszcze szybciej na świat przyszły ich kochane pociechy. Susan czuła się szczęśliwa, zadowolona ze sprzątania, z gotowania, z prania, z dbania o rodzinę, o dom. Gdy Ben i Bobbi nieco podrośli, wróciła do pracy, jako pielęgniarka w miejskim szpitalu. Niegdyś myślała, iż jej największym zmartwieniem jest niechęć córki do sukienek czy też niebezpieczne wspinaczki syna po drzewach sąsiadów. Wszystko uległo zmianie, gdy Daniel niespodziewanie odszedł. Jego śmierć wstrząsnęła Susan, dobrodusznie wierzącą, iż ludzi tak dobrych jak jej mąż nie ma prawa spotkać nic złego. A jednak. Wkrótce zaprzestała sprzątania, gotowania, prania, dbania o rodzinę i o dom – pogrążyła się w depresji, z której mozolne wychodzenie trwało długimi latami. Widząc matkę w takim stanie, Bobbi zaprzestała swych nastoletnich buntów. Relacje między nimi, wcześniej napięte oraz nakierowane głównie na wzajemne pretensje, przerodziły się w coś znacznie stabilniejszego. Barbara od zawsze była przywiązana do matki, aczkolwiek dopiero po śmierci ojca zbliżyła się do niej na tyle, aby bez skrępowania dzielić się z nią własnymi uczuciami oraz wspierać jak najskuteczniej potrafiła. Dziś nadal utrzymują serdeczne kontakty. Susan znów się uśmiecha, choć nie tak promiennie jak dawniej. Nadal mieszka w San Diego, nadal pracuje w szpitalu i nadal usilnie namawia córkę na wnuczka. Bardzo się kochają, choć daleko im do siebie pod względem temperamentu.

BENJAMIN MORSE
… o tym jak brat ma w nosie swą siostrę (i nie tylko)

Niemal przez dwa lata była na niego śmiertelnie obrażona, gdy wróciwszy pewnego dnia z przedszkola, zastała brata aportującego ich psu Funky’emu nie zwykłym patykiem, a jedną z jej ukochanych lalek. Nieznośny Ben. Od zawsze uwielbiał jej dokuczać – czy to wyjadając ukochane płatki, gdy miała zaledwie osiem lat, czy to odstraszając potencjalnych kandydatów do roli ‘księcia z bajki’, gdy miała tych lat już piętnaście. Od zawsze pakował się w kłopoty, których konsekwencji nie potrafił, lub nie starał się, przewidzieć. To głównie o nim krążyły słuchy, gdy podejrzewano bandę nastolatków o podpalenie pobliskiego magazynu w porcie. Susan załamywała ręce z bezsilności, gdyż nawet stanowczy Daniel nie potrafił utemperować wybryków nieokrzesanego syna, a po jego śmierci, Benjamin stał się jeszcze gorszy niż przedtem (choć już nawet wtedy Bobbi uważała, iż to zwyczajnie wbrew prawom jakiejkolwiek fizyki). Z biegiem lat nie wiele się zmienił. Być może dorósł, niemniej jednak nigdy nie zmądrzał. Nadal oscyluje na granicy dojrzałości emocjonalnej szesnastolatka. Właściwie, nawet Barbara nie wie, co też obecnie porabia – gdy tylko osiągnął osiemnaście lat, wyniósł się z domu, a kontakt z nim stał się niebywale ograniczony. Z czego żyje? Gdzie mieszka? Nikt nie wie, gdyż trudno za nim nadążyć. Łapie się wszystkiego po trochu, nigdy niczego nie doprowadzając do końca. Tak było z firmą ochroniarską w Chicago, własną restauracją w Miami, czy też lombardem we wschodnim Waszyngtonie. Tylko jednego Bobbi może być pewna. Ben macza palce w wielu nielegalnych inwestycjach, obraca się w kręgach ludzi wpływowych, lecz wyjątkowo niebezpiecznych, których nawet sama t a r c z a ma na oku. Ani prośby, ani groźby, aby z tym skończył nie skutkują, tak więc Barbara już dawien dawno darowała sobie ingerencje w życie starszego brata. Widuje się z nim głównie tylko wtedy, gdy ma do niej jakiś interes, lub po prostu potrzebuje pieniędzy na spłacenie jednego ze swych licznych długów. Nie ma, co, bardzo zdrowa relacja.

CLINTON BARTON
…czyli o istocie (byłego)małżeństwa słów kilka

To było dawno temu, i tak w ogóle nieprawda… Nie, chwila. Inaczej. W istocie to był jeden z tych paskudnie skwarnych poranków, gdy niczego nieświadoma Bobbi utknęła w korku między Piątą Aleją i 57 ulicą. Lekceważąc kolejne wezwanie Fury’ego, spóźniona stawiła się u niego na dywanik z nadgryzionym bajglem w dłoni. To miała być następna rutynowa misja, jakich posiadała na swym koncie aż nazbyt wiele i jaką Nick pragnął jej za wszelką cenę wcisnąć. Jak się okazało, nie tylko ją. Otrzymała partnera, z którym wspólnymi siłami miała rozgryźć twardy orzech w postaci nielegalnej Korporacji Cross… Ale coś poszło nie tak, i skończyli na ślubnym kobiercu. Jakim cudem? Nie pytajcie. To wszystko potoczyło się niebywale szybko, nim Barbara zdążyła wcisnąć hamulec bezpieczeństwa i podziękować za dalszą jazdę. Powiadają, iż miłość od nienawiści dzieli zaledwie jeden, niewinny kroczek – udało im się go postawić, po miesiącach wyzwisk, wzajemnej rywalizacji oraz prób skręcenia karku. I jeśli ktoś pomyślałby, iż po ślubie ich stosunki uległy znacznej poprawie, to naczytał się on za dużo harlequinów. Coś się zmieniło, aczkolwiek ich porywcze charakterki pozostały na swym dawnym miejscu, gwarantując im płomienną namiętność na przemian z żądzą mordu. Wytrzymali ze sobą trzy lata – 1095 dni, które jak na ich możliwości, Bobbi uważa za całkiem szczęśliwe. Ale prędzej czy później to wszystko i tak by się rozpadło. Niespodziewanie zniknęła na długie miesiące, oficjalnie oddając swe życie w służbie narodu, aby pewnego dnia powrócić do zgliszczy dawnego związku – i wtem nadszedł czas bolesnego rozwodu. Miłość uciekła tylnymi drzwiami, pozostawiając za sobą jedynie niechęć oraz wzajemne pretensje (jeden Bóg wie, o co). Pożegnali się, poszli we własne strony. Bobbi wyjechała, tracąc z Clintem jakikolwiek kontakt. Teraz, po dwóch latach milczenia znów muszą podjąć współpracę, w związku z powrotem Barbary do NY. t a r c z a, która raz ich połączyła, aby później ponownie rozdzielić, zapewne znów namiesza. Morse już czuje to w kościach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz