1.04.2012

Zwyczajna.

     


   
   Lorna Dane, 26 lat. Magnetyzm. 
   Dekadentka, samotniczka, ambasadorka Genoshy.

    Lorna Dane jest problematyczną osobą, więc kłopotów i dylematów nie może jej zabraknąć, bo zacznie się niebywale nudzić. W tym momencie doszła do wniosku, że jest nieco rozdarta, chociaż przyznanie tego wymagało od niej wiele godzin walki samej ze sobą. Nikt nie przypuszczałby bowiem, że u boku Magneto poczuje się jak w domu i chwilowo porzuci chęć roztrzaskania mu najbliższego wazonu na głowie. Mogłoby się zdawać, że to najwyższy czas na stabilizację i znalezienie swojego miejsca na świecie, jednak owa sytuacja zaczyna ją nieco przerażać. Bądź co bądź jest dziką zwierzyną, która nie została jeszcze udomowiona. Z racji tego zaś, że ma na karku kilku wrogów, ma do wyboru - udomowienie lub ustrzelenie. Może w końcu wykaże się rozsądkiem i minimalną ilością inteligencji.
    W wolnych chwilach jeździ konno, zaczyna jeść. 

106 komentarzy:

  1. [ To może w ramach powitania na staro-nowych śmieciach, odpiszę na zaległy wątek. Chyba że wolałabyś ustalić coś zupełnie nowego, czego nie omawiałyśmy na Onetowskiej odsłonie bloga? ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Ano widzisz, teraz jak przenieśliśmy stronę na inny adres to moje odpowiedzi łaskawie się dodały. Nie, już nic nie będę zmieniać - możesz śmiało odpisywać ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  3. Zwykle Rogue przejawiała poważne problemy, gdy przychodziło jej zamknąć niewyparzoną jadaczkę – dlatego chwile, w których kompletnie milkła były niezwykle rzadkie. Jak na złość, owy wiekopomny moment musiał nadejść właśnie teraz, gdy umysł ciemnowłosej kobiety zalała fala wyjątkowo naiwnych, jednakże szczerych zarazem pytań. Widok tak dobrze znajomego oblicza panny Dane wytrącił Anne Marie z równowagi. Nie zamierzała ukrywać, iż obecność Lorny w Instytucie wprawił ją w niemałe zakłopotanie, delikatnie mówiąc. Mimo, iż od jakiegoś czasu wolała podróżować po kraju, niż siedzieć na tyłku z rozwydrzonymi uczniami Xaviera, to jednak strzępki informacji o poczynaniach bliskich jej osób zawsze jakoś do niej docierały. Tak samo było z tymi, odnoszącymi się do odejścia Lorny z Instytutu. Rogue była wtedy nieobecna, żałowała, iż akurat tamtego dnia była tak daleko od swych przyjaciół. Nie łudziła się, iż mogłaby ją wtedy powstrzymać, aczkolwiek może byłaby w stanie lepiej zrozumieć podjętą przez nią decyzję. Obecnie przychodziło jej to z ogromnym trudem.
    -Stęskniłaś się za domem? –Pytanie dość infantylne, niemniej jednak akurat teraz nie potrafiła zdobyć się na nic bardziej konkretnego. Zresztą nie tylko ona wyglądała na nieobecną. Wyraz twarzy obydwu pań sugerował, iż owe spotkanie jest im wyjątkowo nie na rękę. A przynajmniej tak to wyglądało na pierwszy rzut oka.

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witam. Pamiętam, pamiętam. Z chęcią ów wątek bym pociągnął, ale nie wiem na czym stanęło, więc chyba pozostaje nam zacząć od nowa. Jakieś pomysły?]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Czyli nie tylko ja jestem tutaj fanem pana Law'a? Cudownie, wreszcie jakaś bratnia dusza ;>
    Na wątek oczywiście mam chęć, i to wielką. Trzeba tylko jeszcze ustalić konkrety i do przodu :D ]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Relację już mamy. Pięknie. Zakładamy więc, że spotkali się już po dołączeniu Polaris do Brotherhood of Evil Mutants? Ciekawie...]

    OdpowiedzUsuń
  7. Lorna już dobrze wiedziała, co też Anna Marie miała na myśli. To, że wolała trochę sobie poironizować to już całkiem inna para kaloszy. Nie szkodzi. Rogue z natury nie grzeszyła cierpliwością, aczkolwiek ta sytuacja wymagała od niej zupełnie innego podejścia. W końcu nie napotkała na swej drodze pierwszego lepszego popychadła Magneto (a przynajmniej takie żywiła nadzieje), a dawną znajomą, która jeszcze parę tygodni temu mieszkała z nią pod jednym dachem. Swoją drogą, jakie to życie bywa przewrotne, prawda?
    -Profesora Xaviera nie ma w Instytucie. –Stwierdziła w końcu dość stanowczym tonem głosu, starając się jednak nie brzmieć nazbyt szorstko. Było to dość trudne zadanie, zważywszy na buzujące w jej wnętrzu emocje, aczkolwiek lekkie przygryzienie warg zahamowało ewentualny potok niepotrzebnych słów. –To dla niego, postanowiłaś nas odwiedzić? –Być może była odrobinę wścibska, niemniej jednak w jej przypadku nie było to już nic nowego. Mogła nie rozumieć tak nagłego odejścia Lorny, mogła nie tego nie akceptować, ale mimo wszystko nie była naiwną dziewczynką. Jeśli panna Dane miałaby ponownie wkroczyć na teren Instytutu, na pewno nie uczyniłaby tego dla towarzyskich pogawędek ze starymi przyjaciółmi lub uczniami.

    OdpowiedzUsuń
  8. [Hm... na to wygląda. Miło byłoby pozyskać dla odmiany jakiegoś sojusznika, a nie wroga, bo i tak znaczna część bohaterów zapewne życzy Kłamcy jedynie szybkiej i możliwie jak najbardziej bolesnej śmierci. ;) W takim razie pozostaje tylko ustalić miejsce i okoliczności spotkania, a chętnie zacznę wątek.]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Kwestia gustu :) Tutaj Wanda posiada cechy z Ewolucji, a wzorowana jest na Ultimate Scarlet Witch bez żadnych, dziwnych, kazirodczych związków. Oczywiście, że Pietro jest w Bractwie :) W Avengers nie wytrzymał nawet pół roku, Wanda jest w grupie od trzech. Odszedł, gdy w Avengers Mansion odwiedził ich Magneto z cudowną nowiną, że jest ich ojcem - czyli tutaj trzymam się kanonu. Co to demonicznej wersji, za dwie-trzy notki Wanda zacznie się powoli zmieniać - ale nie zdradzam szczegółów, dopowiedzieć mogę tylko to, że to również wydarzenie kanoniczne. A ja mam problem dziwnej natury, bo muszę postarzeć Wandę o 12 lat, żeby wszystko ładnie się zgadzało. No nic. Pozostaje mi się również przywitać. Poczekam na Twoją notkę, dostosuję kartę, a później możemy zacząć jakiś wątek. Co siostrzyczka na to? :) ]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Okay. Kasyno, Jack przy kościach, czy najchętniej kartach... Pięknie :D
    Zaczniesz, czy zacząć? ]

    OdpowiedzUsuń
  11. [O, ja również się stęskniłam. <3 Kontynuujemy stary wątek, czy może coś nowego?]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Wspaniale, Tony nie będzie zadowolony, hah. I Ty zaczynasz, czy ja?]

    OdpowiedzUsuń
  13. [Kłaniam się nisko, dziękując za zaczęcie. ]

    Zastanówmy się teraz wszyscy razem - czemu mężczyzna z nieułożonymi włosami, siedzący przy stole z piętnastoma kartami w ręku, sprawiał wrażenie zrezygnowanego?
    Ostatni raz rzucił okiem na sporą sumę, która zebrała się na środku stołu. Omiótł wzrokiem rywali, wszystkich pewnych swego szczęścia. Zerknął na krupiera, który z pokerową miną tasował następną talię. I wyłożył karty na stół.
    Czysty sekwens, wściekły wzrok przeciwników, rozbawione spojrzenie barmana i całkiem spora sumka. Codzienność, można by rzec.
    -Panowie, serdecznie dziękuję za grę - uśmiechnął się pięknie, chowając swoją wygraną do portfela. - Może tak poker?
    Z wesołością omiótł wzrokiem salę w poszukiwaniu łatwego celu. Kogoś nowego, kogoś, kto by go nie znał...
    Coś mu chyba nie wyszło, bo natrafił na całkiem znajomą twarz. Co prawda, nie okalały jej już zielone włosy, jej obecność w kasynie była dla niego jednak zaskoczeniem. Podszedł do kobiety pewnie, chcąc się chociażby przywitać.
    -Kłaniam się do stóp - odezwał się, siadając obok Lorny Dane. - Trochę minęło od naszego ostatniego spotkania.

    OdpowiedzUsuń
  14. [O ja pierniczę! Przysięgłabym, że dodałam komentarz! No więc z grubsza moja odpowiedź brzmiała tak: W komiksach które posiadam, z 87' raczej nie było wzmianki o Wandzie, ale jestem pasjonatką ;) Wątek oczywiście możemy zacząć, ale tak czy inaczej notkę czekam z niecierpliwością. Co do reszty rodzinki, możemy ewentualnie konsultować ze sobą jakieś większe zmiany, dopóki ktoś nie zajmie Pietra bądź Erika. Podzielimy się po równo ;) No i oczywiście wątek. Jakieś szersze zapatrywania na miejsce spotkania? Ewentualnie wiem co nie co o powiązaniach Lorny i Wandy z serii Exiles, choć oczywiście możemy zacząć od zera :) W powijakach mam zakładkę o powiązaniach, więc to by się ładnie złożyło. A problem już zażegnany.]

    OdpowiedzUsuń
  15. [A to jest naprawdę dobry pomysł. Lorna może chcieć odstawić Starkowi samochód bo będzie myślała, że nie ma go w domu, a tu taki zaskok bo Tony wyjdzie sprawdzić co się dzieje. Możemy też wymyślić nieco inne okoliczności : Tony może wręcz nagabywać Hanka by powiedział mu nieco więcej o Alice. Ten zdradzi mu, iż Alice to Lorna (bądź Stark sam w końcu do takich wniosków dojdzie) i zacznie jej szukać. Mogą spotkać się wtedy w miejscu, gdzie Dane lubi przebywać. Istnieje też taka opcja, że Tony wiedząc, że kumpluje się ona z Bestią, czyli przyjacielem Xaviera, będzie chciał zdobyć od niej jakieś informacje na temat X-Menów, które mogą być pomocne w wojnie. Tylko na tyle mnie stać, wybacz moja droga ;)]

    OdpowiedzUsuń
  16. [No więc jak najbardziej z zaczęciem wszystkiego od zera się zgadzam. Proponuję aczkolwiek, żeby wykorzystać naszego nieokrzesanego braciszka (a propos, może po prostu Magneto jest postacią o tak wielkim polu rażenia, że nikt nie chce go zepsuć? A Pietro... no cóż, duży dzieciak ;) ). Czyli mniej więcej, że zarówno Lorna jak i Wanda będą wiedziały trochę o sobie ze skąpych wzmianek przekazywanych przez nasze Żywe Srebro... ale kompletnie nic o swoim wyglądzie? *chichot chochlika* Maximoff bliźniaki, bo bliźniaki, ale są podobni do siebie jak por i cebula. A willa mi odpowiada. Z nazwy wnioskuję, że Wanda chyba jest nawet współwłaścicielką ;) Dajmy na to, że dom jest prawie pusty i mamy zaczęty wątek. Decyzję co do tego, czy przed czy po wyprawą zostawiam tobie. A reszta Bractwa mogła ewentualnie pojechać coś rozwalić, jak zwykle]

    Dzień był niezwykle słoneczny, szczególnie jak na ponure przedmieścia. Przerwać mógł go jedynie odgłos tratowania drewnianych bram średniowiecznego zamku... pukania do drzwi. Wanda w ciemnych okularach i stosunkowo mało czerwonym odzieniu, forsowała bra... nabrała ochoty na wizytę u brata. Ostatnimi czasy naprawdę się niepokoiła. Głównym zajęciem Pietra, jak jej się zawsze zdawało, było zawracanie jej głowy w każdym możliwym miejscu w mieście, które leżało wystarczająco daleko od Avengers Mansion. Naprawdę też nie lubiła przychodzić w to miejsce.
    - PIEEEEETROOO! - zawołała z werwą harpii.
    Dlaczego to ona musiała zawsze dowiadywać się o ważnych rzeczach ostatnia?

    OdpowiedzUsuń
  17. [Wybacz, że tak późno. Obowiązki mnie przywaliły xd.]

    -A widzisz, ja jednak postanowię pozostać szczery i powiem Ci, że zupełnie się Ciebie tutaj nie spodziewałem - powiedział ze swym zwyczajowym, pewnym siebie uśmiechem.
    -W zasadzie, mógłbym spodziewać się każdego, ostatnio wiele osób się tu przewija, ale... - zmierzwił i tak już nieułożone włosy, nie przeszkadzające jednak w dostrzeżeniu tajemniczego, jak zawsze, spojrzenia.
    - Hm. Co Cię tu sprowadza? - Zlustrował wzrokiem swoją starą znajomą. Nie widzieli się jakiś czas. Kierowany czystą ciekawością, chciałby zapytać, co działo się u niej przez ten czas. Postanowił jednak nie dociekać, przynajmniej nie od razu.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Nic się nie stało :) Nadal jesteś zainteresowana notką?]

    Wanda spojrzała w górę, na postać w oknie i zmierzyła ją niechętnym wzrokiem. Mystique w jakiejś nowej formie? Nie, Raven nie paradowała zazwyczaj pod ludzką postacią. No i raczej rzadko tu bywała. Nowa kobieta w Bractwie? Zapewne. Jak wiele ją ominęło? Zdjęła okulary przeciwsłoneczne, złożyła je i włożyła do kieszeni.
    - Przepraszam - powiedziała, przybierając na twarz jeden ze swoich markowych, bezbarwnych, aczkolwiek skutecznych w konfrontacji uśmiechów. - Sądziłam, że Pietro znowu mnie ignoruje.
    Szczerość była bezcenna w niektórych rozmowach. Wanda za starych czasów wiecznie miała problemy z wejściem do domu, gdy drodzy Bracia mieli lenia.
    - Mogę wejść? - zapytała ze spokojem graniczącym ze znużeniem.
    Trzeba to przyznać wiedźmie, że zazwyczaj wyglądała bardzo mizernie - i na bardzo poirytowaną. Teraz doszło do tego zniecierpliwienie. Naprawdę nie chciała ubrać się znowu jak niepokorna nastolatka i paradować ulicą w przebraniu, żeby tylko nikt się nie zorientował, że tak - oto Scarlet Witch i oto idzie do prawie-tajnej kryjówki Bractwa, żeby spotkać się z prawie-kochanym, prawie-niewinnym braciszkiem. Jeden czerwony akcent i zapewne Fury wiedziałby gdzie się znajduje i jak marnuje urlop. A teraz? Równie dobrze mogłaby być jakąś informatorką Quicksilvera, czy nawet w skrajnym przypadku jego dziewczyną. Zero podobieństwa do eleganckiej pani w czerwieni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [A - i dziękuję, bym zapomniała. Zdjęcie też mi się bardziej podoba, tylko jest mało-Wandowe ;) U ciebie za to podobają mi się te gify. Ze środkowym ruchomym mają cudny efekt ^^]

      Usuń
  19. [Nie ma sprawy, daj znać, kiedy męcząca część się skończy i zabierzemy się do pracy ;)]

    Wanda miała doprawdy, cierpliwości od groma. Jeżeli ta kobieta nie otworzyłaby jej drzwi, prawdopodobnie sama by to zrobiła, mniej konwencjonalnymi metodami. Aczkolwiek coś w jej postawie nakazywało czarownicy spokój. Poza tym, jej moce pojawiały się ostatnio i znikały kiedy im się żywnie podobało. Była dość dobrą akrobatką, nie lubiła jednak przemocy.
    Wiedźma weszła do przedpokoju, zamykając za sobą drzwi. Pierwsze, co dostrzegła, to dziura w ścianie. Podobna ziała w każdej poprzedniej bazie operacyjnej Bractwa, jeżeli Blob akurat był wściekły. Przywoływało to aż wspomnienia.
    Drugą rzeczą była koszulka, którą nosiła kobieta. Od razu w głowie Scarlet Witch pojawiła się jasna, choć nie całkiem rzeczywista wizja, kim ona jest.
    - Przepraszam, że przeszkadzam - rzekła, dość życzliwie jak na siebie. - Jeżeli Pietra nie ma, zabiorę tylko kilka rzeczy i uciekam.
    Od razu się rozgościła. Wyszła z przedpokoju, rzuciła płaszcz na zmizerniałą kanapę, odwróciła się na pięcie i poszła w kierunku schodów. Nagle jednak stanęła, spojrzała w tył i omiotła wzrokiem jeszcze raz jej sylwetkę.
    - Wybacz, na imię mi Ana - rzekła gładko. - Pietro coś o mnie mówił?
    Oczywiście, to imię było półprawdą. Wanda nazywała się Ana Maximoff do dziesiątego roku życia i tylko nieliczni o tym wiedzieli, w tym jej brat. Tym sposobem chciała wybadać wiedzę kobiety, która kogoś jej przypominała.

    OdpowiedzUsuń
  20. - Ładne imię - stwierdziła Wanda, wzruszając ramionami. - Jeżeli Quicksilver nie rozpowiada o mnie na prawo i lewo, tym lepiej dla niego.
    Pod tymi słowami znajdowała się drobna sugestia, być może Wanda już zdążyła rozgryźć tożsamość Alice... ale kto by się przyznał? Uniosła delikatnie kąciki ust, w zastanowieniu. O tajemniczej Alice nie było mowy w gazetach, co znaczyłoby, że nie uczestniczy w głośnych akcjach Bractwa. Dodatkowo Mystique była dotychczas jedyną kobietą w tej drużynie pierścienia, a ona również rzadko tu przyjeżdżała. Wiedźma się nie wliczała, była na właściwej ścieżce już od trzech-czterech lat. Magneto z rzadka interesował się Bractwem. Służyło ono zazwyczaj do kompletnej rozwałki, czyli odwracania uwagi od jego prywatnych planów. Nie umieszczał tu nowych członków, chyba, że byli zbędni, bądź chciał ich ukryć. Idąc tym torem myślenia, zauważyć kim jest Alice jest dość prosto. Szczególnie kiedy X-Meni byli na celowniku Avengers, pod ciągłą obserwacją. Wiadomo było, kiedy i jak któryś z członków grupki Profesora odchodzi. A Wanda? Wanda za rozrywkę uważała odpowiedzi na proste, przyjemne pytania.
    - Jestem dla "Maximoffa" tym samym, kim jesteś ty dla Bractwa - odpowiedziała wciąż z uśmieszkiem grającym na ustach.
    Lubiła dawać wskazówki. Sama wiedźma kiedyś była siostrą nie tylko dla Pietra. Tak ją tutaj tytułowano za starych czasów, to był po prostu środek zastępczy dla "brata".
    - Nie krępuj się, zapewne odpowiem na następne pytania - dodała, zapraszając kobietę do swojej osobliwej gry. - Chociaż na twoim miejscu, pierwsze pytanie jakie bym zadało brzmiałoby "Kim jesteś dla Bractwa, skoro znasz naszą kryjówkę"?. - pokręciła w myślach głową, z rozbawieniem. - Jestem mutantką, skoro tu stoję. Wiem też, gdzie chowacie zapasowe klucze i znam rozkład domu. Na samej górze jest pokój Pietra i jeszcze jeden, zakluczony. Pozwól, że na chwilę do niego zajrzę.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Uhm, aktualnie nie przychodzi mi nic do głowy niestety. :< Dam znać, jak coś się zrodzi i na to samo liczę z Twej strony. :) Może już jakiś pomysł się pojawił...?]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Perfekcyjny plan. Wybacz, że odpisuję dopiero teraz, ale wena mnie opuściła i jakoś nie chce wrócić. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  23. [Świetny pomysł. Daniel niewątpliwie nie będzie miał ochoty przystać na propozycję, więc mogłoby dojść między nimi do jakiejś ostrzejszej wymiany zdań albo i nawet walki, jakby ich poniosło. No, ale zobaczymy. ^^ Zaczniesz, czy wolisz, żebym to ja się na początek produkowała? :)]

    OdpowiedzUsuń
  24. [ Ale zdążyli z autostradami na Euro. Pamiętasz, ja mówiłam, że po naszym skończonym wątku zdążą z autostradami, a zakopianka się odkorkuje? Pięćdziesiąt procent proroctwa się spełniło. Bo na jedno oko jestem krótkowidzem.
    W każdym razie: mamy jakiś pomysł na wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  25. Tony nigdy nie był rannym ptaszkiem. Zazwyczaj spał do południa, później wstawał, robił sobie kawę, a następnie pracował dwie, ewentualnie trzy godziny by następnie uciąć sobie półgodzinną drzemkę. Uprzedzając pytania – nie, nie ma tak od zawsze. Dopiero niedawno jego dzienny harmonogram uległ tak wielkiej zmianie i prawdę mówiąc wcale mu się to nie podobało. Sterta zaproszeń na przeróżne bankiety jedynie zajmowała mu miejsce w koszu obok, którego przechodził codziennie wzdychając przy tym ciężko. Bardzo chętnie wyrwałby się z domu, ba, powinien to zrobić. W końcu niezjawienie się na gali, którą co rok organizuje jego firma było zwyczajnie niekulturalne. Wszyscy do ostatniej chwili sądzili, że Tony się tam zjawi, nawet on sam ubrany w garnitur i trzymający w dłoniach kluczyki do auta miał wrażenie, że za chwilę zawita pod teatrem, gdzie miała miejsce ta impreza. Nic z tych rzeczy, wrócił do środka i zszedł do warsztatu dalej kontynuując swoją robotę. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie jest prosta i jednocześnie o tyle skomplikowana, że potrzeba by więcej czasu by to wszystko wyjaśnić. Wystarczy jednak jedno spojrzenie w jego zmęczone oblicze by domyśleć się, że coś jest nie tak.
    Stark ponownie przebrawszy się w robocze ubrania wszedł do kuchni tak by przygotować sobie coś do picia, nie, nie alkohol, a zwyczajną wodę z cytryną. Coś mu w tym jednak przeszkodziło... Mianowicie dźwięk silnika dochodzący z ogrodu. Nieco zaciekawiony wyszedł przed dom będąc świadkiem naprawdę dziwnej sceny.
    - Już się bałem, że nigdy go nie odzyskam. To edycja limitowana, te siedzenia sprowadzali dla mnie specjalnie z Indii – powiedział z uśmiechem na widok Alice, która właśnie otworzyła drzwi auta.

    [Zaczęłam. W ramach przeprosin za tak długie oczekiwanie. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  26. [Jak będziesz mówiła, że coś, co napisałaś jest bezsensowne, to z naszej notki wyjdzie niezły mętlik, bo moje komentarze są trudne i rozmiękłe jak mleko z drożdżami... Chyba zdziałałam cuda, znalazłam punkt na Genoshy i w Avengers Mansion, gdy spotyka się całe rodzeństwo Lehnsherrów ;)
    http://i46.photobucket.com/albums/f132/jmc247/Austen/uncanny_x-men_442_p15-2.jpg
    http://media.comicvine.com/uploads/1/10789/1362687-lornapietrowanda_super.png
    http://media.comicvine.com/uploads/1/10789/1362688-lornapietrowanda2_super.png
    http://media.comicvine.com/uploads/1/10789/1362689-lornapietrowanda3_super.png
    Lorna jest jak wcielenie siedmiu piekieł XD]

    Wanda westchnęła z rezygnacją, odwróciła się do kobiety i starła z twarzy grymas typu "ależ ten świat jest piękny".
    - Tak, jakby twoim życiowym celem było przerywanie komuś dobrej zabawy, droga Alice - stwierdziła bezbarwnie, po czym szybko się nad czymś zastanowiła. - Może za dużo wskazówek, co? - zapytała, bardziej siebie samą niż Polaris. - A może... - tu nastąpiła przerwa. - Zabawa się jeszcze nie skończyła. Tak, jakbyś zostawiła półprzymknięte drzwi.
    Ostatnio rzadko kto potrafił stwierdzić, o czym tak naprawdę mówi Wanda. Może chodziło tu o to, że kobieta znów zadała następne pytanie, na które wiedźma faktycznie wcale nie musiała odpowiadać. Albo chodziło tu o coś kompletnie innego, co od dłuższego czasu krążyło jej po głowie.
    - Pietro - powiedziała to tak sucho, jakby znajdowała się na Saharze. - Zapomniał zapewne kompletnie o mojej, zapowiedzianej z resztą, wizycie. Po półtorej roku kontaktowania się telefonicznie. Wyjątkowy z niego sklerotyk. Ale cóż, to nie tylko mój brat.
    Zabrzmiało to mniej więcej jak "to nie tylko mój problem", co faktycznie bardziej pasowało do rzeczywistości. Quicksilver potrafił myśleć i wypowiadać słowa trzykrotnie szybciej od zwykłego człowieka. Był dla Wandy osobą najbliższą, więc coś jej mówiło, że zrobił to specjalnie.
    - Nie mam złych zamiarów - dodała, a ton jej głosu odrobinę zelżał. - Po pierwsze dlatego, że nie mam mocy. Po drugie dlatego, że gdybym nawet planowała cię zaatakować z jakiegokolwiek powodu, nie powiedziałabym, że jestem bezbronna, prawda? Choć więc ze mną, to zobaczysz po co tu przyszłam - zaoferowała Wanda, po czym nie cackając się z czekaniem na odpowiedź, zaczęła wchodzić do góry, aż na trzecie piętro.

    OdpowiedzUsuń
  27. [Angelina <3 Święta Trójca w komplecie ;) Brakuje jeszcze Magneto ;)]

    OdpowiedzUsuń
  28. [Mój tok rozumowania podpowiada mi, że nikt nie chce ojczulka, bo starego musieliby stworzyć a nie młodego xD
    Tak na stałe to trzyma z Bractwem Mutantów, z tą "bandą obiboków" jak ich określił, z Avengersami też trzyma ze względu na Wandę ;)]

    OdpowiedzUsuń
  29. [No dokładnie, te dzisiejsze rozumowanie w stylu "jak fajnie komuś wskoczyć do łóżka"... ;)
    Cieszę się niezmiernie i dziękuję z góry za zaczęcie, dobra duszyczko x3]

    OdpowiedzUsuń
  30. [Qsilver sobie jakoś poradzi :D]

    Bractwo Mutantów. Banda obiboków, rozwydrzone nolife'y, rozpieszczone bachory, grupa pod wezwaniem "Matki Boskiej od Białej Gorączki". To tylko niektóre określenia jakie używał Quicksilver względem Bractwa i jego członków. Pomyśleć, że panu Maximoff brakuje piątej klepki, ale tak naprawdę to tym mutantom jej brakuje. Jak on ma ich wszystkich utrzymać skoro nie potrafią uspokoić się?
    Qsilver wkroczył do pomieszczenia, w którym roznosił się dźwięk słów wypowiedzianych przez Avalanache'a na temat samochodów. Ten też nie miał o czym gadać.
    - Co tam, obiboki? - wtrącił się Pietro, przerywając wywód mutanta. - Znowu pierdzielicie o samochodach? Jakbyśmy nie mieli lepszych powodów do zmartwień.

    OdpowiedzUsuń
  31. Wanda uśmiechnęła się pod nosem, mrużąc oczy i pokonując kolejne stopnie.
    - On jest bratem bardziej dla samego siebie, niż dla kogokolwiek innego. Okropny, bezczelny prostak, a w dodatku cham... nigdy nie czuje się samotny, bo wystarcza mu jego własne, przerośnięte ego - odrzekła pogodnie, tak, jakby opisywanie Pietra kilkoma epitetami minimum raz dziennie było dla niej odruchem bezwarunkowym. - Poza tym, mogę Ci powiedzieć, że trzy osoby z całą pewnością zasługiwały z moich ust na tytuł ojca. Żadną z nich nie był Magneto.
    Trzecie piętro - wreszcie. Minęła pierwsze drzwi po prawej, strych i przeszła odrobinę dalej - do tych z ciemnego drewna. Odruchowo spojrzała za siebie, upewniając się, czy Lorna tam stoi. Posłała jej dość pokrzepiający uśmiech - nawet wiedźma mogła dostrzec wystające obojczyki i wycieńczenie Polaris. Poniekąd również jej współczuła - przebywania w tym wariatkowie. Jakikolwiek miała ku temu powód, nie zadawała tego typu pytań. Takich, na które ktoś może nie odpowiedzieć. Sprzeczność polegała na tym, że sama lubiła je niezmiernie.
    - Nie bardzo - zgodziła się, po czym zaczęła pilnie czegoś szukać w swoich kieszeniach. - Czy w dzisiejszych czasach bardziej liczy się spryt, czy mądrość, Alice? Inteligencja zaczyna mieć się nijak do władzy, a jednocześnie by władać, trzeba być inteligentnym. Bądź posiadać mądrość, doświadczenie. Ale często też inteligencja zwraca się przeciwko władzy i ten cykl można powielać i zapętlać... właściwie inteligencja może kolidować z mądrością... ale to jak rozdrapywanie sobie ran, bo swędzą - wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, między westchnięciem a suchym śmiechem. - Życiowe, co?
    Wreszcie zza bluzki wyciągnęła niewielki woreczek, zawieszony na rzemyku na jej szyi. W duchu zaśmiała się zwycięsko, po czym wyjęła z niego niewielki klucz.
    Przekręciła go w zamku i po cichym zgrzycie drzwi stały przed nimi otworem.
    Pierwsze, co można było dostrzec, to cienka warstwa kurzu, którą pokryte były jeszcze sprawne meble - stół, krzesło, kanapa, regał na książki i szafa. Pomieszczenie było pomalowane na bordo, dlatego w połączeniu z grubymi, czarnymi zasłonami zakrywającymi okno było tu okropnie ciemno. Wanda spróbowała wprawdzie zapalić światło, ale żarówka była zepsuta. Na jednej ze ścian widniała dziura wielkości ludzkiej pięści - wiedźma kiedyś miała charakter adekwatny do tytułu.
    Zakaszlała dwukrotnie z duchoty, weszła do środka i pierwszym, co zrobiła, było otworzenie okna.
    - Wygląda na to, że nikt nie próbował się tu włamać - rzekła czarownica, przez chwilę delektując się świeżym powietrzem. - Wyśmienicie.
    Zatarła dłonie, przeszukując pospiesznie wzrokiem swój dawny pokój.
    - Dawniej musiałam się niemalże barykadować, żeby nikt tu nie wchodził... A teraz do rzeczy.
    Spoważniała nagle, podeszła do regału i zaczęła pospiesznie ściągać kolejne książki z półek.
    - Jeżeli chcesz pomóc, to choć - dodała, przypominając sobie nagle o Lornie. - Jeżeli nie, usiądź, ewentualnie obserwuj, czy czasem nie podkładam tu gdzieś C4.
    Zrobiła przy tym gest w stronę kanapy i powróciła do pracy. Najwyraźniej była to bardzo pilna sprawa, sądząc po pospiesznym przeczesywaniu przez wiedźmę okładek kolejnych tomów. Gdzieś w tle śmignęły wiersze Edgara Allana Poe, później "Boska Komedia" Dantego...

    [Strona mi nie działa :) Szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia dlaczego tego nie rozwijali (bo faktycznie tego nie robili, relacje Wanda-Lorna najwyraźniej ograniczały się do dwóch spotkań o.O), ale skoro oni tego nie zrobili, to grunt, że my właśnie zaczęłyśmy]

    OdpowiedzUsuń
  32. [Owszem, przyznaję się do winy xP Ale jak widać on nie przyznaje się do mnie xPP
    Cieszę się, że karta się podobała. Zgodzę się, że odrobinę mnie poniosło, jak pisałam, ale tak to czasem u mnie bywa, jak mam wenę. Po za tym, Domino zasłużyła na porządną robotę. Mam nadzieję, że jej nie zniszczę ^ ^]

    OdpowiedzUsuń
  33. [ Ja prawdę mówiąc nie wiem, jaki jest dalszy pomysł na pociągnięcie sprawy z Mistique. I w sumie to jest bardzo dobra myśl, żeby coś w tym kierunku. Zrobić. Już sobie nawet wykminiłam, jak to może wyglądać.
    Gambit nigdy specjalnie nie lubił Mistique. A skoro ona leży bezbronna w Instytucie, to zawsze można udać, że zabiło ją spięcie w urządzeniach medycznych. Można nawet to spięcie spowodować, co zamierza zrobić szuler. Dlatego czeka na moment, w którym nikt nie zwróci na niego uwagi i odwiedza Raven. Całkiem przypadkiem trafia na Lornę i sprawy się komplikują...]

    OdpowiedzUsuń
  34. - Najpierw kradniesz mój samochód po drodze nieco go... niszcząc, a teraz jeszcze próbujesz mnie obrazić? - zapytał podchodząc bliżej i z westchnieniem przyglądając się karoserii. - Na szczęście dla ciebie mam dzisiaj dobry humor i nie zamierzam wyciągać żadnych konsekwencji. Choć w sumie powinienem, więc niech nikt mi nie mówi, że nie mam serca – powiedział z wyraźnie słyszalnym politowaniem w głosie wpatrując się w ładną twarzyczkę Alice. Wcale nie było mu jej żal, odechciało mu się nawet wypytywać kim jest tak naprawdę i czemu dziwnym trafem tak nagle pojawiła się w jego życiu i w jeszcze szybszym tempie znika. Tyle pytań krążących po umyśle miało zostać pozbawionych odpowiedzi, jakoś się to przełknie.
    - Masz ochotę odpocząć po podróży, czy przyszłaś wymienić pojazd na inny? - zagaił trzymając się tego ironicznego tonu, z którego był znany. - Tamten ostatni ma ładną zawieszkę przy kluczach, ale opony nadal są zimowe, także nie polecam – kontynuował i zamilknął na chwilę. Jego twarz w ułamku kilku sekund przybrała nieco poważniejszy wyraz, a kpiący wydźwięk jego słów zniknął tak szybko jak się pojawił. - Widzę, że... lepiej wyglądasz. Jak się czujesz? Nic ci nie dokucza?

    // Tony Stark

    [Przepraszam za tę ogromną zwłokę w odpisywaniu, ale moja wena znika nagle i na długo. Na szczęście czasem wraca.]

    OdpowiedzUsuń
  35. – Jesteś istną tajemnicą, panno Alice – zaczął podążając za nią, gdy zauważył, że zdecydowała się przyjąć jego jakże kuszącą propozycję. – Zakładając, że tak właśnie brzmi twoje prawdziwe imię – dodał nadal z tym samym rozbawieniem w głosie i wzruszył ramionami. Nawet nie pytał, on po prostu stwierdzał fakt, gdyż przywykł do tego, że sekrety, które sam nie wiedział, czy chce poznać, są najprawdopodobniej nieodzowną częścią tej dziewczyny.
    Nigdy nie przemawiał do nikogo głosem wypełnionym litością. Dobrze pamiętał dzień, gdy zmarli jego rodzice, a dokładniej pogrzeb, na którym usłyszał tyle słów pełnych nieszczerego współczucia, że dziwił się samemu sobie, że po powrocie do domu nie zwrócił śniadania. Litość była zbędna, ona jedynie psuła nastrój zamiast go poprawiać, poza tym przez to człowiek czuł się jeszcze bardziej żałosny i słaby niż miał być w pierwotnym założeniu.
    – Jaką pijesz? Czarna może być? Niestety, nie posiadam w domu mleka... Cukru też chyba nie. Rzadko kiedy ktoś z moich gości pije coś co nie zawiera w sobie alkoholu – przyznał wyciągając z szafki dwa, białe kubki. Na śniadanie też nikt u niego nie zostawał, więc nie widział potrzeby kupowania jakichkolwiek produktów. Jego lodówka była zupełnie pusta, Starbucks był piętnaście minut drogi autem stąd, a numer do pizzerii miał powieszony na lodówce. Wbrew pozorom Tony nie widział dla siebie lepszego trybu życia, taki był dla niego wręcz stworzony.

    [Bardzo się z tego powodu cieszę :D]

    OdpowiedzUsuń
  36. [W ramach akcji "róbmy resuscytację blogowi" zapraszam do mnie na jakiegoś wątka :)]

    OdpowiedzUsuń
  37. [Możemy ruszyć coś w kwestii wojny pomiędzy x-menami a avengersami, albo wykorzystać fakt, że Scarlett kiedyś przetrzymywał Magneto, któremu udało się tymczasowo odebrać jej moc... Tylko nie jestem pewna, jak zawiązać akcję.]

    OdpowiedzUsuń
  38. [O, dobry pomysł. Mogłabym jednak prosić o zaczęcie? Odpiszę, jak mi internet wróci w lapku...
    Aha - Twój komentarz pokazuje mi się tylko na maila a pod kartą nie, to jakiś błąd? O__o]

    OdpowiedzUsuń
  39. [Wanda mi się poniekąd przejadła ;) Szczególnie, że potem byłam zawalona wątkami na czterech blogach (co ograniczyłam i znów jestem tu, jako niedoszła Hela) i doskwierał mi okropny brak weny, więc zawiesiłam działalność... cóż, na tydzień, może więcej. W każdym bądź razie, mam pytanie z którego będziesz się śmiała jeszcze długo, bo nie ogarniam blogspota: jak dodaje się zdjęcia w jednej linii, poziomej, szeregiem - czy jak to się zwie? Bo nigdy mi się nie udaje... Jeżeli możesz, napisz w odpowiedzi do tego komentarza, bo zauważyłam, że to ogarnęłaś, kiedy miałaś poprzednie zdjęcia Angeliny :)]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma się z czego śmiać, bo jeśli mam być szczera to bladego pojęcia nie mam - mi też to niestety nie wychodzi na blogspocie, bo one się dziwnie rozjeżdżają, rozkraczają. Ja po prostu weszłam na stare konto na onecie, zrobiłam to tam, poustawiałam jak chciałam i dopiero tam zaznaczyłam wszystko i skopiowałam jak tekst. Normalnie mi to właśnie nie wychodziło w ogóle;)

      I trudno - nie ma Wandy, ale ty jesteś, wątek musimy poprowadzić, bo zbieram siły, aby dalej ruszyć Lornę, bo stanęłam w miejscu.

      Usuń
    2. Hmmm... to teraz muszę pomyśleć, czy mam jeszcze jakiegoś bloga na onecie X.x Dzięki! :) A rozruszać Lornę... właśnie w głowie pojawił mi się ciekawy pomysł. Ale to jak opublikuję kartę :)

      Usuń
    3. To czekam z niecierpliwością i od razu przypominam o mojej nieznajomości komiksu ;D

      Usuń
  40. [Gratulacje za przejście przez Saharę ;D Z tą drugą stroną jakoś się nie dziwię, bo pierwsza jest uzupełnieniem drugiej, z tym że na opak, ku zaskoczeniu czytelnika, który jednak właściwie się nie zdziwi, bo klika na "Hela" w linkach XD
    Kojarzysz akapit z zawieraniem umów przez Helę? Bo mam nawet pomysł na wątek z Lorną, który wynika głównie z tego, że biedna pluje krwią, a ja nie lubię jak ktoś pluje krwią (X.x). Tylko zastanawiam się, czy to pomysł na wątek, czy to pomysł na wątek z Gambitką zawarty w naszej notce, bo gdyby druga opcja, to właściwie: a. autorka Gambita dalej pisałaby cudowne, indywidualne notki, czyli fabuła by jej nie przeszkadzała, b. Hela miałaby jakąś zaczepkę w Instytucie i zostałaby dość dobrze powiązana z Lorną, c. Lorna tak posunęłaby się fabularnie, że nawet nie wiedziałabyś jak uaktualnić kartę (nieee, wiedziałabyś, bo znam twoje możliwości, to tylko taki sprytny chwyt marketingowy). Ale wtedy za to wątek poprowadziłybyśmy dopiero po notce. Czojs is jors, jak mówi moja matula :) Mam diabelskie plany, które z komiksem nie mają nic wspólnego, bo Lorna i Hela nigdy się nie spotkały w Marvelu... z drugiej strony Hela nigdy nie była śmiertelna, więc czuję się poniekąd jak lalkarz :)]

    OdpowiedzUsuń
  41. Scarlett nie usłyszała gwizdu. Gdyby go usłyszała, świadczyłoby to o czymś stanowczo niezbyt normalnym, ponieważ od bramy dzieliły ją w tej chwili cztery piętra. Gwizd jednak, rzecz jasna, zaalarmował ochronę.
    - Jeśli to Paul, wpuść go i poinformuj, do czego służy domofon. Jeśli Stark, kopnij w dupsko - poleciła Scarlett przez telefon. Właśnie była zajęta. Bardzo zajęta. Czytaniem książki, czego nie robiła od wieków, w dodatku w jej sypialni, zwykle pedantycznie czystej, panował chaos - na wszelkich dostępnych fotelach porozkładane były suknie ślubne, których nie miała czasu i ochoty przejrzeć.
    Po chwili jednak ochroniarz zadzwonił ponownie.
    - To kobieta, proszę pani. Wyświetlić jej twarz na monitorze?
    Scarlett powstrzymała się od westchnienia.
    - Nie. Nie spodziewam się dzisiaj gości.

    OdpowiedzUsuń
  42. [Dobra, nie mogę się powstrzymać, więc po prostu powiem ci jaki mam pomysł. Otóż, Hela usłyszawszy o Lornie i jej mocach (do Magneto by nie wbijała ot tak, wiadomo) zaproponuje mutantce układ. Umówią się na spotkanie w strategicznym miejscu, którym będzie pub. Ten, którego współwłaścicielem jest Wolverine, na razie na szczęście nieobecny. Otóż, Hela zaproponuje wzmocnienie elementu Lorny, który jest najbardziej dla Dane ograniczający: ciała. Podaruje jej kawałek swojej boskiej, nieograniczającej wytrzymałości i metabolizmu, w zamian za pomoc w... i tu uwaga... schwytaniu Lokiego. Jak myślisz, jakoś się zgra? Później możemy pokombinować z konsekwencjami Cyrografu, następnie - tylko ciii, jeszcze raz Wanda pojawi się na blogu, a epilogiem całej umowy będzie w przyszłości niewielka notka... Ale, ot tak, sobie kombinuję i gdybam. Muszę jeszcze poznać twoje zdanie. Poza tym, Lorna pewnie będzie chciała wiedzieć, kim właściwie jest Imogen, że proponuje jej taką umowę i Hela będzie musiała się jej ujawnić, co spowoduje, że mutantka znajdzie się w posiadaniu strategicznych informacji...]

    OdpowiedzUsuń
  43. [Myślę, że tradycyjnie Hela dałaby Lornie czas do namysłu, rzecz jasna zaznaczając, że dla niej ów czas się nie liczy, a dla mutantki jest mocno ograniczający. Ma taki bajeczny charakter.
    No i może miałyby przechlapane ze strony Mephisto, który uznałby, że tylko on sam może nawiązywać kontrakty ze śmiertelnikami, czyli Ghost Rider na tyłku.
    O, a Hela jakoś sprytnie by rozegrała umowę. Na przykład, zamiast "w zamian za pomoc w schwytaniu Lokiego", na papierze widniałoby "w zamian za pomoc", taki mały kruczek, który bogini zapewne by wykorzystała ;) Dodam, że wkręcam właśnie w jeszcze jedną umowę z Helą von Dooma i naszą czcigodną administratorkę ;) Czyli Lorna nie dość, że paktowałaby z Helą, pracowałaby na trzy fronty (Lehnsherr, Instytut, Team Hela) z dziwnym typem XD Co ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  44. Spojrzał na nią tak jakby zapytała go o to jak wysoką drabinę powinna mieć by dostać się na księżyc. Uśmiechnął się jedynie starając się przy tym by litość mimowolnie nie wsiąknęła w ten grymas.
    - Naprawdę myślisz, że to zrobię? - zapytał zastanawiając się, czy Alice naprawdę uważa go za skończonego kretyna. Naprawdę wiele różnych i dziwnych rzeczy Tony zrobił już w swoim życiu, ale na tak szalony pomysł jak udostępnienie jednego z najcenniejszych metali na świecie nieznajomej jeszcze się nie porwał. Widział, że była zdeterminowana by ponowić próbę zabiegu, tym razem z kimś kompetentniejszym, ale u niego więcej pomocy już nie uzyska. Wątpił także by na świecie znalazł się równie ekscentryczny wariat co on by choćby wysłuchać jej prośby do końca. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że szansa na powodzenie operacji jest bliska zeru, ale Tony i tak musiał to sprawdzić.
    - Jedyne co możesz ode mnie w tej chwili otrzymać to rachunek za zniszczenie samochodu, promocyjny długopis z logiem mojej firmy i tę kawę – zaczął stawiając przed nią kubek, a jego uśmiech nieco zbladł. - Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym by nikt nie zaglądał do twojej głowy? Czy to ma jakiś związek z twoją mocą? - zapytał niby od niechcenia i oparł się o jedną z szafek nie spuszczając z niej wzroku. Wiedział, że była mutantką, ale nie doszedł jeszcze do etapu odkrycia na czym jej moc polega. Podejrzewał, że było to coś potężnego, ale póki co nie wychylał się za bardzo ze swymi spostrzeżeniami. Czasem lepiej było po prostu nie wiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  45. [ Założę się, że państwo Simonson, czyli 'właściciele' Rica chętnie by mnie powiesili za to, jak to go 'upocieszyłam', ogólnie zrobiłam z niego wolnego strzelca, a nie sztandarowego X-mena, ale cóż... Nie umiem prowadzić takich grzecznych chłopaczków :)
    A i ciesze się, że się podoba, o!]

    OdpowiedzUsuń
  46. Alarm rozwył się niemalże natychmiast, ostry i przenikliwy. Od czasu pierwszego ataku Scarlett nie przebierała w środkach i zmieniła swój dom w małą fortecę, ze szczególnym uwzględnieniem piętra, na którym mieszkała jej babcia. Zatrudniła też małą armię komandosów w ramach ochrony, którzy mieli za zadanie strzelać do wszystkiego, co spróbuje tu wleźć w momencie, gdy Scarlett nie będzie chciała, aby tu właziło.
    Szef ochrony nazywał się Victor Laskowsky, był pułkownikiem i telepatą. I niezbyt przyjemnym typem.
    "Właśnie znalazłaś się na muszce trzydziestu ludzi, cofnij się" - przekazał telepatycznie. Było to kłamstwo - Lorna znalazłam się na celowniku automatycznego systemu obrony, ale na jedno wychodziło. Nadajnik w uchu Laskowsky'ego ożył i przez chwilę mężczyzna słuchał nowych rozkazów. "Dobra, szefowa chce z tobą gadać. Przeze mnie. Jak się nazywasz i po co tu przychodzisz?"

    OdpowiedzUsuń
  47. Westchnął ciężko i pokręcił głową tak jakby ponownie usłyszał najbardziej niedorzeczne słowa na świecie. Wprawdzie po części tak było... Nie spodziewał się, że Alice będzie na tyle lekkomyślna by chociażby próbować mu grozić, a co dopiero faktycznie to robić. Poza tym latami udoskonalał zabezpieczenia w swym warsztacie tak, że nawet Hope Summers miałaby problemy z wejściem do środka. Wbrew pozorom on też naprawdę lubił i cenił swoją prywatność, byle dziewczę o nieznanej mu mocy, zjawiające się znikąd nie mogło tak po prost tam sobie wejść.
    - Powodzenia, kod do pierwszych drzwi to data śmierci mojej złotej rybki. Nienawidziłem flądry, ale ojciec miał uczulenie na sierść i nie chciał kupić mi kota – powiedział z uśmiechem i sięgnął po szklankę, do której następnie nalał sobie Coca-Coli. Nie preferował żadnych soków, czy innych napojów o ograniczonej ilości cukru. Im słodsze i bardziej kaloryczne tym lepsze, taką dewizę wyznawał podczas przechadzek po supermarketach. Ostatnio naprawdę zdarzało mu się robić zakupy, ale i tak na obiady zamawiał pizzę bądź chińszczyznę.
    - Nie chcę żeby stała ci się krzywda! Raz o mało cię nie zabiłem, ktoś inny może być mniej ostrożny i przygotowany! Oczywiście, są lepsi ode mnie, ale nie mam zamiaru ryzykować i mieć cię potem na sumieniu! - zaczął nie zważając na to, że podniósł głos. - Przykro mi, że najwyraźniej niszczę twoje cudowne plany, ale nie pomogę ci w tej sprawie. Możesz nawet zrobić striptiz połączony z połykaniem noży, ale póki jestem żywy, płytki nie dostaniesz. - zakończył i zmierzył ją wzrokiem kręcąc przy tym głową. Nie miał pojęcia za kogo ta dziewczyna się ma, ale najwyraźniej głowę zawsze trzyma wysoko podniesioną do góry. Jest też uparta więc Stark wątpił by poddała się teraz, po jego wybuchowym komentarzu. Co gorsza, mogła się nawet bardziej nakręcić.

    OdpowiedzUsuń
  48. - Nie lubię mieć krwi na rękach – powiedział zwięźle. Dlaczego nie potrafiła tego zrozumieć? Nie mógł tego pojąć, ale pytać nie chciał. Każdy miał przecież zupełnie inny system wartości, który powinien pozostać sferą zupełnie prywatną. A skoro Alice nie chciała podzielić się z nim nawet najbanalniejszymi informacjami na swój temat nie mógł wymagać, że opowie mu coś o swoich wartościach. Chociaż chciałby usłyszeć co ma do powiedzenia na ten temat.
    - Drzwi to ostatni przystanek. Pierwszym jest identyfikacja linii papilarnych i siatkówki oka, jeśli nie przejdziesz tego poziomu uruchamia się dwanaście następnych – zaczął wypowiadając to takim tonem jakby mówił o pogodzie. Nie to żeby usłyszał jej słowa, on i tak miał zamiar wypowiedzieć to zdanie na głos. Jedynie w celach informacyjnych, a nie po to by zabić jej pewność siebie, czy wiarę w swoje umiejętności. Gdyby chodziło tylko o drzwi... wtedy Alice nie miałaby z nimi problemu, ale Stark trzymał tam zbyt cenne rzeczy by móc tak łatwo się z nimi rozstać. Nadal istniało duże prawdopodobieństwo tego, że jego sprytnie zastawione pułapki nie zatrzymają intruza, ale to była szansa jedna na bardzo wiele. Oby dziś nie było takiego przypadku.
    - Jesteś jakąś kryminalistką poszukiwaną w całej galaktyce, że tak ci zależy na zachowaniu prywatności? Czy może to po prostu bezsensowny kaprys, który może się dla ciebie źle skończyć? Albo istnieje trzecia opcja, o której oczywiście mi nie powiesz, bo twoja prywatność to rzecz najświętsza! - mówił nieco zgryźliwie i pokręcił przy tym głową niemal z niedowierzaniem.

    OdpowiedzUsuń
  49. [ No tak. Ogólnie to drażni mnie zawsze Scott, supersłodkie bycie Jean, o Rudej z Evolucji nie wspominając. Julio zawsze wydawał mi się taki.. Ludzki? Taki prawdopodobny do realnego istnienia, szczerze mówiąc...
    Bardzo lubię Lornę w wersji z Wolverine and The X-men. Genialna. :)]

    OdpowiedzUsuń
  50. [Polaris *,* co powie na jakiś wątek. Jakieś powiązanie bądź ciekawe zapoznanie sie postaci?]

    OdpowiedzUsuń
  51. [ Chodziło mi co prawda o jej wygląd, ułożenie kreski na jej osobie ale cóż.. W sumie tak- zbyt naiwna. Ale jaka urocza!

    Co do Scotta... Nie wiem, jakoś go nie trawię. Jean za to jest zbyt... Wiecznie pierwszoplanową? Drażni mnie to, że każdy wie kto to jest, a nie mają pojęcia o takiej Wandzie na przykład. Ludzka niesprawiedliwość.

    Tak, wątek musi być- tylko nie wiem w co by tu ich wkręcić jeżeli mam być szczera.
    Swoją drogą początkowo chciałam zrobić Alexa Summersa, albo Nathaniela, ale stwierdziłam, że za bardzo bym namieszała w kanonie :D]

    OdpowiedzUsuń
  52. [A to znowu rzucę pomysłem, siostro: załóżmy, że poprzednio Wanda wyciągnęła papiery ze swojego pokoju - ale nie ustalajmy szczegółów. Powiedzmy też, że miały ze sobą jeszcze kilka razy do czynienia - bo Wanda się przymierza do opuszczenia Mścicieli na rzecz Acolytes. Ułożyłam też już powiązania Wandzie, są w zakładce. No więc tak: chodzi o Mesmero. Polaris ma go we wrogach, Wanda w tym momencie robi na niego nagonkę... powiedz, czy ci odpowiada (żeby wiedźma z braku lepszego wyjścia poprosiła "kochaną siostrzyczkę" o pomoc, z tym, że ostrzegam, jest mniej łagodna niż w poprzedniej odsłonie). Zacznę z radością]

    OdpowiedzUsuń
  53. [ Wiesz.. Nie wiem czy by mi kto rąk nie urwał za zrobienie takiego Alexa gejem, więc wolałam nie ryzykować. Ręce są mi jeszcze potrzebne :D

    Współczuję grypy- wiem jaki to ból. Mam obecnie w głowie koreańską muzykę, dużo pozytywnej energii i caaaały wolny dzień, więc mogę pisać. Internet się w końcu zlitował i działa jak należy :D Trzeba to wykorzystać :D]

    OdpowiedzUsuń
  54. [ Niestety nie mam pomysłu, ale jak coś podrzucisz to zacznę.
    W sumie Julio to taki dość elastyczny postaciek, więc jest czym się bawić :D]

    OdpowiedzUsuń
  55. - Wiesz, że nie chcąc zdradzić mi o sobie niczego sprawiasz, że zaczynam wierzyć w to, że ukrywasz coś... coś złego? - zapytał i uśmiechnął się pod nosem, choć słowa te nie były ani zabawne, ani ironiczne. On po prostu musiał przywołać ten grymas by podkreślić, że mimo tego iż Alice faktycznie może być międzygalaktyczną kryminalistką to nie wzbudza w nim strachu. Doskonale wiedział, że pozory mylą i być może ta drobna dziewuszka potrafiłaby zabić go w ciągu sekundy, ale jakoś nie przejmował się tym za bardzo. Co oczywiście nie oznacza, że stał się nagle jakimś masochistą! Tony po prostu wątpił w to by dziewczyna chciała mu coś zrobić, inaczej już byłoby po fakcie... Choć zawsze jest szansa, że Stark wkrótce po prostu wyprowadzi ją z równowagi. To nie byłby pierwszy raz, powinien się już więc czegoś nauczyć.
    - I nie palę się do tego by prasa o mnie pisała. To pociągało mnie dawniej, teraz robi się uciążliwe – przyznał i wzruszył ramionami. - Ale z drugiej strony wcale mi to nie przeszkadza. Jestem alkoholikiem, superbohaterem, playboyem i wcale nie boję się tego przyznać. Nikt nie zna moich tajemnic bo potrafię je ukrywać. - powiedział nie spuszczając wzroku z Alice. Ostatnie słowa nie były do końca prawdą, ale postanowił przemilczeć dalszą część. On po prostu nie mógł zrozumieć dziewczyny, której nawet nazwisko zostało uznane za sekret. Imię prawdopodobnie też bo, gdy na nią patrzył Alice wcale mu nie pasowało. Prywatność jest dobra, ale najwyraźniej i z tym ludzie potrafią przesadzać. Bądź mutanci, bo wiedział, że kobieta posiada gen X.
    - Trzymasz stronę Xaviera, czy jesteś neutralna? - zapytał nagle i uniósł brew ku górze. Uznał, że to może być naprawdę dobre pytanie, szczególnie, że był ciekaw odpowiedzi. Nie wiedział jakiej powinien się spodziewać, ale do tego zdążył już przywyknąć.

    OdpowiedzUsuń
  56. [Z miłą chęcią, ale... dzisiaj po prostu psychicznie nie dam rady. Padam na twarz, taki dzień, gdzie "Nic mi się nie chce". Możesz sama zacząć, a ja postaram się odpisać w najbliższym czasie. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  57. Prawdę mówiąc, nie wiedziała, co robić. Ta sytuacja śmierdziała jej pułapką, ale z drugiej strony, Scarlett ewidentnie nie była mistrzynią w rozpoznawaniu pułapek. Z drugiej strony, jeśli ktoś do ciebie przychodzi i mówi, że może ci pomóc, zdrowy rozsądek desperata nakazuje chociaż tę osobę wysłuchać.
    - Proszę, zaprowadź panią do sali konferencyjnej - powiedziała w końcu do odbiornika, a ochroniarz natychmiast wycofał się w głowy Lorny. - Tylko pod obstawą - dodała, zakładając kamizelkę kuloodporną pod żakiet. Ostrożności nigdy za wiele. - Zaraz zejdę.
    Poczuła rosnący z każdą chwilą niepokój, ale wzięła się w garść. Była dorosłą kobietą, nie powinna się mazać.

    OdpowiedzUsuń
  58. - Jeśli pozwolisz telepacie tak łatwo zajrzeć do swego umysłu i pozwolić mu na wydarcie każdej informacji na swój temat... Cóż, niektórzy mają na to swoje sposoby – powiedział, gdy jego szklanka wypełniona do połowy colą z donośnym dźwiękiem dotknęła stołu. - Nawet dla Charlesa Xaviera istnieją przeszkody nie do pokonania. I wcale nie trzeba kroić swojego mózgu by jedną z nich stworzyć. Prawie zginęłaś podczas tej operacji, czy naprawdę chcesz umrzeć tylko po to by nikt nie mógł grzebać w twoich myślach? - zapytał choć nie do końca wiedział po co. Obojętnie jakimi posłużyłby się argumentami nie zdołałby przekonać dziewczyny do swoich racji. Chciał to zrobić, ale jak skoro ona w głowie miała już własny, głęboko zakorzeniony plan tego co chce uczynić? Jak mógł więc cokolwiek w tej sprawie uczynić, zdziałać? To było niemożliwe, z góry skazany został na porażkę.
    - Nie twierdzę, że twoje słowa są zupełnie pozbawione sensu. Ale myślę, że to nie jest warte swojej ceny. Najwyższej ceny – dodał i usiadł na krześle postawionym tuż naprzeciw dziewczyny. Następnie wyciągnął rękę i chwycił butelkę whiskey, która stała na stole. Kilka kropel alkoholu, bądź więcej, wylądowało w napoju, choć Stark najpewniej jutro będzie tego gorzko żałować. Obiecał sobie, że przestanie pić, ale najzwyczajniej na świecie mu to nie wychodziło.
    - Powiesz mi chociaż jak naprawdę masz na imię?

    OdpowiedzUsuń
  59. [Moja? Zgrabnie napisana? Ja cię proszę, dobrze się czujesz? :P. No właśnie, wszyscy normalni. Czyli napewno nie tacy jak ja, bo kartę właśnie o takiej porze napisałam i moim zdaniem nawet na papier toaletowy się nie nadaje, no ale cóż. Dzięki, mimo wszystko ;)]

    OdpowiedzUsuń
  60. [Ah, no cóż, ja coś o tym wiem xD. Wróciłam niedawno z koncertu, na którym prawie mnie stratowali, bo pałeczki które rzucili poleciały w moją stronę ._.
    chcesz taki papier, to ci zrobię, o. :3 w takim razie może wątek jakiś? Nie mówię że teraz, bo jakoś nie wydaje mi się, żeby pomysły nas odwiedziły o takiej godzinie xd]

    OdpowiedzUsuń
  61. [Nie tylko twoja. Ja jakoś kompletnie jestem wyprana, nie wiem co mi jest, o.]

    OdpowiedzUsuń
  62. [No właśnie nie bardzo wiem. Zero pomysłów z mojej strony.]

    OdpowiedzUsuń
  63. [O, widzę, że ktoś tu lubi Meyers'a tak jak ja :P]

    OdpowiedzUsuń
  64. [Hah, coś o tym wiem :P No, wątek chętnie. Jakoś się w klimat wczuć muszę ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  65. [Okej. Mnie w to graj. Więc niech wpada do warsztatu i zaczniemy znajomość. Zaczniesz? :P]

    OdpowiedzUsuń
  66. Skończył naprawiać kolejne auto, znów coś z zawieszeniem. Wyglądał koszmarnie, ubrudzony w smarze i kurzu, a do tego spocony jakby stoczył najgorszą bitwę w dziejach świata. Wytarł ręce w jakąś ścierką brudniejszą niż on sam i rzucił ją na krzesełko. Rozprostował kości i przyglądając się sobie w szybie uśmiechnął się głupkowato. Był tak umorusany, że wyglądał prawie jak pod postacią Venoma, tylko nieco przystojniej i mniej odrażająco.
    - Travis, masz kurs i to spory kawałek stąd - zawołał szef ze swojej kanciapy, gdy odłożył słuchawkę - Jakaś dama, czeka na naprawę. Coś się zepsuło, a ty musisz jej pomóc. Nie chcę słyszeć sprzeciwu. Weź wóz i ruszaj.
    - Cholera, zawsze ja. Właśnie miałem skończyć... - przewrócił oczami, jakby chciał coś zasugerować - a, z resztą. Pomogę jej, a potem spadam do domu.
    Skierował się do pick-upa, jednego z tych bardziej dopracowanych, by szybciej być na miejscu. Wrzucił narzędzia i wszystko co mogło być potrzebne i ruszył. W drodze pozwolił by Venom przejął nad nim kontrolę. Szybka jazda, wyprzedanie na trzeciego, wiele niebezpiecznych manewrów. I był na miejscu.
    Czekała na niego wysoka kobieta ze zdecydowanie niezadowoloną miną. Venom musiał się uciszyć, wysiadł z auta. Pokręcił głową, samochód wyglądał na całkiem sprawny i jeden tych lepszych, a jednak zawiódł. Uśmiechnął się.
    - Travis jestem. Więc co się stało? - podwinął rękawy koszuli.

    OdpowiedzUsuń
  67. - Podnieś maskę i zaraz powiem, czy da się coś zrobić. Czy konieczne będzie holowanie. - zbliżył się do auta i nie patrzył nawet na kobietę, które już nie raz bywała w warsztacie. Zawsze milcząca - kasa i kluczyki, tak wyglądała współpraca z nią. Gdy uniósł maskę spod niej wydostały się opary dymu.
    - Świetnie, trochę się przegrzał. Dwa kable stopione i do wymiany. Daj mi jakieś 20 minut i spróbuję coś z tym zrobić. - spojrzał fachowym okiem na wszystkie elementy silnika - A właściwie auto powinno wjechać na warsztat, ale rozumiem, że nie wchodzi to w grę?
    Zapowiadała się ciężka współpraca. Poszedł po narzędzia i postawił skrzynkę z przodu auta. Czekała go niezła zabawa.
    - Odnośnie zmęczenia, jak chcesz to usiądź sobie w moim aucie, na siedzeniu leży także woda. - Travis próbował być miły, choć nieco irytowało go zachowanie "paniusi potrzebującej pomocy" - Z resztą zrób cokolwiek tylko nie stój za mną. - musiał to powiedzieć, Venom by oszalał. Nie znosił, gdy ktoś za nim stoi i obserwuje jego poczynania.
    Cała sytuacja była chora, a do szczęścia nie był potrzebny powalony symbiot, który wszystko by skomplikował.

    OdpowiedzUsuń
  68. - Możliwe, że 20 minut, ale nie jestem przekonany na ile to pomoże. Cudotwórcą w terenie nie jestem, więc jeśli nawet coś wymyślę to co najwyżej pomoże ci to przejechać maksymalnie z 20 km, by coś więcej zdziałać potrzeba warsztatu - bez przejawiania jakichkolwiek emocji zwrócił się bezpośrednio do niej. Znów stała i patrzyła mu na ręce. Prawie się w nim zagotowało. Zagryzł usta i wymieniał kable dalej. Głęboki wdech i wydech zanim się na nią rzuci - na szczęście panował nad sobą.
    - Rower jeszcze gorszy. Jak złapiesz gumę to z buta wszędzie, a nikt ci nie pomoże. Problemy z chamskimi kierowcami i złośliwymi pieszymi. Do tego wkurzająca pogoda i wiele innych wad jazdy na rowerze. - odpowiedział na słowa z lekką złością w głosie, gdyż naprawdę nie miał chęci tutaj być. W tej chwili mógł już spijać piwo w domu przed telewizorem, a obecnie musiał naprawiać auto i walczyć z Venomem. Czy mogło być gorzej?

    OdpowiedzUsuń
  69. - Dzięki, skorzystam z tego przy innej okazji. - zauważył jej odgarnianie włosów i zamyślenie - Ładnie wyglądasz, a teraz wsiadaj za kółko i spróbuj odpalić. Okaże się, czy moje starania coś dały. - liczył na to, że to już koniec. Będzie mógł odjechać i spotkają się dopiero dnia następnego w warsztacie, o ile wybierze ich warsztat. Zmęczenie dawało o sobie znać. Z kluczem w dłoni, rękoma brudnymi jak po walce z puszką smaru i kilkoma kablami w kieszeni obserwował mechanizmy znajdujące się pod maską, była nadzieja, niestety niewielka.
    Próbował naprawić, robił co do niego należy, ale myślami był już w swoim mieszkaniu i odpoczywał w wygodnym, choć zniszczonym fotelu. Prysznic i paczka chipsów - bardzo "wygórowane" marzenia, jak na takiego faceta.
    Silnik nie załapał. Pudło. Coś innego musiało się jeszcze schrzanić.
    - Mamy dwie opcje: pierwsza holujemy auto do warsztatu za godzinę będziesz wolna, opcja druga: wezwę kumpla do holowania auta na warsztat, a ciebie podrzucę gdzie trzeba. Tak czy inaczej auto będzie do odbioru jutro koło południa.

    OdpowiedzUsuń
  70. Wytarł ręce o całkowicie brudne spodnie i wyciągnął telefon z kieszeni wybierając numer kumpla od holownika. W ciągu dwóch minut sprawa była załatwiona.
    - Zamknij auto, kumpel mój sobie poradzi, a będziesz miała pewność, że nic z środka nie zginie. Kluczyki weź ze sobą. I chodź, jedziemy, bo pustkowia to straszne cholerstwo.
    Wsiadł za kierownicę pickupa i uruchomił silnik.
    - Pecha czasem miewa każdy. Mniejszego lub większego, a teraz zamiast rozpraw filozoficznych i przeżywania zastałej sutyacji... powiedz gdzie cię podrzucić, bym potem nie musiał zmieniać kierunku jazdy od mojego własnego celu.
    Uśmiechnął się z ulgą, już niedługo będzie w domu. Odpocznie i w końcu rozważy wzięcie urlopu. Praca może być bardzo męcząca, w dodatku w takich warunkach. Jednak jeszcze przynajmniej kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt minut w aucie z kobietą, która nawet się nie przedstawiła.

    OdpowiedzUsuń
  71. [Bardzo chętnie damy się z Lokim pokochać, pójdę na (prawie) wszystko, więc jeśli wpadniesz na pomysł - daj znać i zacznę :)]

    OdpowiedzUsuń
  72. [ Zgłaszam się, z nikłą obawą, że pogryziesz. ]

    OdpowiedzUsuń
  73. - Domyślam się, że dasz sobie radę - odparł z odrobiną złośliwości w głosie, nie miał siły wysilać się na przyjazne i ciepłe odpowiedzi - Grasz silną i pewną siebie, chyba że faktycznie taka jesteś - dodał po chwili.
    Ruszyli z miejsca. Silnik auta cicho pracował, jechali pustą drogą, kilkanaście kilometrów przed nimi.
    - A nie będziesz miała nic przeciwko, jak zamiast na obrzeża podrzucę Cię do centrum? Zdecydowanie mnie bardziej pasuje. - spytał z kultury, choć właściwie on prowadził auto więc od niego zależało gdzie się zatrzyma. W końcu i tak ma zamiar jechać drogą prowadzącą do centrum.
    On sam na sam z kobietą w aucie. Venoma prawie szlag trafiał. Miałby taka okazję kogoś rozdrażnić, zaszczuć, czy zabić, a Travis bezczelnie dawał sobie z nim radę. Panował nad jego napadami. I dlatego unikał kobiet, jak ognia.

    [Cholernie krótkie, sorry. Coś mi dziś nie idzie pisanie x.x]

    OdpowiedzUsuń
  74. Syknął pod nosem "Cholera". Venom naprawdę był uciążliwy, po raz pierwszy od dawna szalał. Travis musiał się zatrzymać. Zahamował nagle i zjechał na pobocze. Nie spodziewał się, że droga do miasta może być tak trudna.
    - Wybacz, muszę chwilowo odetchnąć, poza autem. - nie tłumacząc wiele zeskoczył z siedzenia i kilka zatrzymał się kilkanaście kroków za autem siadając na krawężniku. Ból w karku zelżał, ale nie zniknął całkowicie. Złapał się za głowę i opuszczając ją tak, że brodę trzymał przy klatce piersiowej zaczął mówić sam do siebie "Odpuść, cholera, odpuść". Nienawidził pojedynków z symbiotem, nigdy nie miał pewności, że wygra. Chwilowo zapomniał o towarzyszce, zignorował nawet to, że zostawił ja w aucie z kluczykami w stacyjce, mogła odjechać i zostawić go tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  75. [ Zaiste dobry pomysł. Ustalamy miejsce spotkania, mam zacząć, czy też będziesz łaskawa to zrobić? ] //Jack

    OdpowiedzUsuń
  76. Przecież nie mógł jej powiedzieć "Wiesz, kumpluję się z Venomem i użyczyłem mu swojego ciała" brzmiało by to zabawnie, a w dodatku paranoicznie, do tego stopnia, że biały kaftan, albo uśmiercenie na miejscy byłoby najlepszą opcją.
    - Nagły atak, bóle karku - sam nie wiedział co powiedzieć, ciężko było wymyślić coś logicznego - Od czasu do czasu tak mam. - odparł spokojnie i wstał. Nie powinien był dłużej zwlekać, z czasem mogło by się to nasilić dwukrotnie, albo jeszcze bardziej. Podszedł do auta i usiadł na siedzeniu kierowcy. Musiał przez najbliższe 30 minut przyzwyczaić symbiota do obecności drugiej osoby, która dziwnym trafem irytowała go bardziej niż wszystkie inne, z którymi spędza co dzień o wiele więcej czasu. Było w tym coś podejrzanego.
    - Przepraszam. Ruszamy dalej.
    I znów ruszyli. Travis liczył, że już reszta drogi przebiegnie bez zakłóceń.

    OdpowiedzUsuń
  77. - Mało co w dzisiejszych czasach jest normalne, bo czy Ci wszyscy superbohaterowie na przykład są czymś normalnym? - odpowiedział na jej pytanie, sam nie wiedział skąd w ogóle takie mądrości przyszły mu do głowy, ale podejrzewał, że Venom dążył do czegoś konkretnego poprzez wpływanie na jego słowa, które wypowiadał. Od razu jednak przeszedł na inny tamat.
    - Sądziłem, że kobietom idzie znacznie sprawniej zajmowanie się własnymi włosami - nie mógł sobie darować uwagi, widząc jak towarzyszka męczy się z upięciem ich w kucyk. Nieznacznie się uśmiechnął.

    OdpowiedzUsuń
  78. [ Dobrze więc. Mogliby spotkać się w kasynie, restauracji (spotkanie równie dobrze mogłoby być w końcu umówione) albo, skoro Lorna chce prosić Jack'a o informacje, mogłaby go odwiedzić xd. ]

    OdpowiedzUsuń
  79. - Wybacz, ale ja nie z tych. Tu nie trafiłaś. Kobieta musi być przede wszystkim sobą, inteligentną osobą. - odpowiedział Travis bez większego zastanowienia. W końcu dlaczego miałby ukrywać się ze swoją opinią. Fakt, większość osób uważała go za takiego co zmienia panny jak rękawiczki, ale jednak nie było w tym ani odrobiny prawdy - I co do tej kobiecości, czy to najważniejsze? Jak nie umie gotować, to może chociaż zna się na elektronice. Coś za coś, czyż nie? - dodał po chwili analizy wcześniejszej wypowiedzi towarzyszki.
    - A w końcu może się przedstawisz, skoro i tak jesteśmy na siebie skazani? - uśmiechnął się, tym razem już naprawdę sympatycznie. Venom zamilkł całkowicie, by zapewne dać o sobie znać w najmniej spodziewanym momencie.

    [Wybacz, jeśli uznasz to za kiepską odp, ale dopiero co ogarniam się po strażackich obowiązkach.]

    OdpowiedzUsuń
  80. Po swoich wcześniejszych słowach poczuł, że atmosfera w aucie stała się nieco luźniejsza, już nie było tylu negatywnych emocji w powietrzu. Pokręcił głową.
    Zdziwiła go ta wyciągnięta dłoń w jego stroną, ale uścisnął ją przedstawiając się raz jeszcze - Travis Wolfie - powiedział, jakby wcześniej nie miał okazji podać swoich danych. Nie spodziewał się, że jednak kobieta, która wydawała się jak skała okaże się na tyle otwarta by przedstawić się, a nawet uścisnąć jego dłoń. Plus w tym wszystkim taki, że odkąd Venom towarzyszył Travisowi nie musiał pilnować zbytnio drogi, nawet jakby zamknął oczy jego symbiot dopilnowałby, by dojechali bezpiecznie. Przeżycie było naprawdę istotne.

    [Tak, co jak co... ale przyznaje się, jestem strażakiem, choć tylko ochotnikiem. :)]

    OdpowiedzUsuń
  81. [ Mimo wszystkich moich prawdopodobnych skrzywień na psychice, jestem pewna, że nie mam w sobie nic z ludożercy. Clint też nie wygląda na takiego, więc chyba przy nas jesteś bezpieczna. Względnie bezpieczna.
    Jeśli chodzi o wątek, to tradycyjnie mam tylko zarys. Nie umiem szybko myśleć niestety. Zarys wygląda następująco: znają się bardzo ogólnie, bo kilka razy mieli ze sobą do czynienia przy okazji różnych zamieszań, które Avengers naprawiali czy coś. Chodzi mi głównie o to, że kilka razy Clint zamiast pozbawić Lornę przytomności pozwalałby (no, wydawałoby mu się, że jej pozwala) jej uciec. Aż tu nagle dochodzi do spotkania w takich okolicznościach, w której on naprawdę nie powinien jej darować i się waha. A ona to jakoś wykorzystuje...
    Prawie zapomniałam... Dziękuję za tak miłe słowa odnośnie karty. Naprawdę się bałam, czy uda mi się dopasować do tutejszego poziomu.]

    OdpowiedzUsuń
  82. [Nie da się tak, by wszyscy się kochali. Logiczne :P Czasem ktoś musi kogoś nienawidzić i to tak 'z zasady']

    OdpowiedzUsuń
  83. [Wszystko gra. To jest bardzo prawdopodobne i możliwe, w końcu Profesor w zwyczaju ma czasem pominąć pewne fakty "dla czyjegoś dobra", albo po prostu pozwolić by ktoś sam do tego dotarł, ale to już ciężka i pokrętna droga typowo bardziej kształcąca z 'profesorskiego' punktu widzenia.]

    OdpowiedzUsuń
  84. [Stary, dobry Mangeto. Wiadomo, przyjaciele. Ale cieszę się, że o tym mówisz... jest przynajmniej jasność na czym to stoimy. I Lorna jednak dobra kobitka jest :D]

    OdpowiedzUsuń
  85. [Gruntownie przemyślałam sprawę łuku i wydaje mi się, że tam nie będzie metalu podatnego na magnetyzm. I bez tego to straszliwie ciężkie draństwo. Ale mam za to rekompensatę: grot strzały może być ze wszystkiego. Podejrzewam, że Hawkeye nie byłby już taki radosny, gdyby Lorna zmieniła mu strzałę w obrączkę.]

    OdpowiedzUsuń
  86. Jak bardzo Loki by się nie starał i jak bardzo nie wyrzucał sobie nieudanego przedsięwzięcia z werbunkiem Lorny do królewskiego orszaku zła, wspomnienia, w których występowała, były dla niego naprawdę przyjemne. Bynajmniej nie dlatego, że jako wcielony w ośmiolatka bardzo znacząco dorosły chłop mógł bawić się z małą dziewczynką, co byłoby naprawdę dziwne i niepokojące, nawet jak na możliwości Lokiego, ale z powodu faktycznego powrotu do sielskich czasów wielkiej beztroski. A raczej chwilowego oderwania się od teraźniejszości i powtórnego zapomnienia w owej beztrosce. To głupie i nie pasuje do wyniosłej i podłej kreatury, którą zdecydowanie był. Do tego lądowanie z powrotem w rzeczywistości okazało się naprawdę twarde, ale to wcale nie przeszkadzało wspomnieniom być zdecydowanie sympatycznymi, jak na możliwości boga kłamstwa. A i swoją odwieczną misję i właściwość spełnił, w końcu zawodowo zrobił w konia ośmioletnią Lornę swoją przemianą i przyjaźnią. Aż dziwne, że przyjaźń była prawdziwa.
    Po tylu latach przypomniał sobie o niej, ich wspólnych zabawach, huśtawkach i całej reszcie, a następnie roztrzaskał malowniczo wazon na ścianie. Wstępnie miała to być własna głowa, skończyło się jednak na tym nieprzeciętnej urody bibelocie. Chwilowy powrót do czasów sprzed lat niemalże dwudziestu wzbudził w nim wściekłość, której nie potrafił opanować przez dłuższą chwilę. Nawet krótka i ostateczna rozprawa z wazonem nie pomogła. Nie Lorna była powodem ataku szału, ale jego własne myśli, które zatoczyły zgrabne koło i wróciły do punktu wyjścia całej jego egzystencji - choć popołudnia z Lorną były wspaniałe, kiedy bezgranicznie i naiwnie uwierzył w swoje ośmioletnie alter-ego, teraz miał w głowie jedynie to, co w ogóle spowodowało owo zatopienie się w fałszu, który miał być przecież tylko jednym z punktów nigdy niezrealizowanego planu. Chciał znowu być dzieckiem, bo wtedy rozczarowanie nie powodowało dzikiej nienawiści, zazdrości i wściekłości, ale wolę dążenia do spełnienia nierealnego zadania i usatysfakcjonowania ojca na tyle, żeby w końcu zostać docenionym.
    Kiedy emocje opadły do końca, postanowił złożyć jej wizytę, właściwie nie mając pojęcia po co. Na pewno nie chciał się mścić, nie był kretynem, nie miał zamiaru karać dorosłej już Lorny za to, że najpierw dała mu radość, a później przypomniała o Wielkim Niedocenieniu. Po prostu poczuł potrzebę zakomunikowania, że to właśnie on był tym gówniarzem od huśtawek i piaskownicy. Zapewne jego osoba była jej znana z najróżniejszych dokumentów i ustnych przekazów, a po rozmowie z Sigyn nagle zapragnął odkręcić wszystkie nieciekawe sprawy z tą niewielką grupą, którą mógł nazwać bliskimi. Lorna zapewne nie była w ogóle świadoma, że jest mu bliska, więc należało jej to zakomunikować. Odnalazł więc jej miejsce zamieszkania w archiwum, do którego bez problemu się włamał i zawitał pod budynek, w którym znajdowało się jej mieszkanie.
    Tym razem wybrał swój standardowy sposób składania wizyt i po prostu pojawił się na krześle naprzeciwko niej. Subtelnie.

    OdpowiedzUsuń
  87. Nie wiedział co ma mówić, ciężko nawet było znaleźć mu odpowiednie zachowania, gesty. Lorna wydawała mu się nie całkiem taka, za jaką uznał ją w pierwszej chwili. Nie była bezbronna. Venom już o tym wiedział, niby taki głupi symbiot, a wszystko wiedział wcześniej i dawał o tym znać. "Cholerny, ból karku" przeszło przez myśl Travisa.
    - Przepełnione ironią zdanie, czy po prostu fakt, który powinienem zapamiętać? - nawiązał do jej słów, "wiedza ponad wszystko" ciężko było zinterpretować tą wypowiedź, zwłaszcza w całym kontekście. Wzruszył ramionami. Dopiero teraz dostrzegł, że na wierzchu prawej dłoni pojawiła się część materialna Venoma, może niezbyt widoczna pomiędzy ubrudzeniami smarów, ale musiał się cholerstwa pozbyć. I znów musiał walczyć wysilając wszystkie zmysł i napinając mięśnie. Prowadzenie auta stało się nieco trudne, ale do opanowania - w końcu to już nie pierwszy raz.

    OdpowiedzUsuń
  88. Za takie rzeczy, jak wojna z X-menami powinien dostać podwyżkę. Nigdy nie narzekał na nadmiar pieniędzy. I nie lubił wojen. A już na pewno nie tej, kiedy strzały łamały się na skórze jakichś niezniszczalnych mutantów. Albo rany goiły się im w pół minuty. Jaki sens miała walka z kimś takim? Grali na punkty? Może to z winy tego, że jedynym przedrostkiem przed homo w nazwie gatunku Clinta było sapiens, nie żadne superior. Pewnie brakowało mu jakiejś płytki w mózgu, która znalazłaby sens tego wszystkiego. Ale póki kazali strzelać - strzelał.
    Z wysokości znacznie łatwiej wszystko obserwować i wybierać kolejne cele, o których przynajmniej miał pewność, że zdoła im zaszkodzić strzałą.
    Zabawne, że dopiero po piątym starciu zorientowali się, gdzie znaleźć Bartona. Trochę to skomplikowało sprawę, ale tak miało być od początku. Między walczącymi też dało się znaleźć dobre stanowisko do strzelania. Po prostu robił to, czego od niego wymagano.
    Zauważył znajomą mutantkę, biegnącą w stronę Steve'a. Szubko uznał, że Kapitan i bez jej wkładu jest wystarczająco zajęty. Hawkeye zabiegł drogę kobiecie, zmuszając ją, by się zatrzymała. Zanim jednak zdążył cokolwiek zrobić, ziemia zatrzęsła się się pod wpływem kolejnej eksplozji albo uderzenia czegoś ciężkiego. Ugiął nogi, żeby się nie przewrócić.
    Kiedy pół minuty później wstrząsy ustały, miał niejasne przeczucie, że coś jest bardzo nie tak. Mimo wszystko napiął cięciwę. Strzała wiła się między jego palcami jak wąż. To nie był dobry znak.

    OdpowiedzUsuń
  89. Pytanie go zaskoczyło. Nie spodziewał się, że Lorna mogłaby coś podejrzewać, chyba że wiedziała więcej niż mu się wydawało.
    - Właściwie nie, bynajmniej rzadko bywam przerażający i groźny - próbował zbagatelizować sprawę, choć nie był pewien czy jego odpowiedź to załatwi.
    Venoma nie dopuszczał już do władzy, musiał zatrzymać go w sobie. Teraz sprawa mogłaby się pogorszyć. Symbiot potrafił być naprawdę wściekły, gdy ktoś wiedział po nim za dużo i podejrzewał zbyt wiele.
    - Już niedługo dojedziemy. - próbował zmienić temat widząc zastanawiającą miną towarzyszki. Za chwilę mogła zacząć się dziwna rozmowa, choć najbardziej na świecie właśnie tego nie chciał.

    OdpowiedzUsuń
  90. Spojrzał przez ramię, żeby zbadać się na obecność niebieskiego, zakończonego w szpic diabelskiego ogona. Nie było z nim jeszcze tak źle, nie znalazł go po wstępnych i dalszych oględzinach. Lorna byłą zbyt zaskoczona, żeby odgryźć mu głowę w tym jednym momencie, kiedy spuścił z niej swój czujny wzrok, więc mógł bezpiecznie upewnić się, czy na pewno żaden diabelski ogon w dowolnym kolorze mu nie wyrósł.
    Kiedy układał sobie w głowie to spotkanie, było jakoś bardziej normalnie, miło, przyjemnie i sympatycznie. Może nie zaplanował dla nich rzucenia się sobie w ramiona i łzawego powitania po latach (co byłoby dziwne, bo nie wyglądał raczej jak dorosła wersja rudego i piegowatego ośmiolatka), ale podczas wstępnych rozmyślań na wskazany temat przynajmniej mniej więcej wiedział co powiedzieć. Teraz tak nie było, a to już kiepsko wróżyło, bo Loki zasadniczo zawsze wiedział, co powiedzieć. Zupełnie inna sprawa, że najczęściej wychodziły z tego takie mądrości, które skwitować można było jedynie stwierdzeniem 'powiedział, co wiedział'.
    - Jestem Loki. - To było najmądrzejsze, co mógł z siebie w tej chwili wypchnąć, chociaż wyraz twarzy pełen pewności siebie pozostał na swoim miejscu i nigdzie się nie ruszał. - Nie bądź taka zdziwiona, świetnie się znamy.

    OdpowiedzUsuń
  91. Clint nie czuł się szanowany przez społeczeństwo. Był jedynym stuprocentowym człowiekiem w Avengers. I jako jedyny miał wszystkie miękkie części ciała praktycznie niezabezpieczone, jeśli nie liczyć cienkiego munduru. Nie, żeby specjalnie narzekał. Był dość żwawy, a do takiego celu trudniej trafić. No i znacznie prościej unikać setek pocisków, jakie mieli w zanadrzu X-meni i ich kamraci. Fajerwerki, lasery, lód, wybuchające karty... Chyba wszystko.
    Celowanie jeszcze nikogo nie zabiło. Dopiero to, co następuje po wycelowaniu może narobić nieco szkód. Właściwie całkiem sporo szkód. Ale nie samo celowanie. Ludzie jednak mili dziwną tendencję do panikowania, gdy strzała mierzyła prosto w nich. Jakby znali tylko jeden rodzaj zastosowania łuku. Serio, tu nie zawsze chodziło o zabijanie.
    - Nie wiesz, jaki ładunek jest na tej strzale - powiedział, starając się utrzymać napiętą cięciwę. Żywy metal mocno to utrudniał. - Polaris, posłuchaj... Albo lepiej przestań się bawić mocą i uciekaj!
    Ton jego głosu znacznie się zmienił. Nie potrzeba sokolego wzroku, by zauważyć chwiejący się budynek za plecami rozmówcy. Sam zdążyłby uskoczyć, ale skrupuły powstrzymywały Clinta przed zostawieniem Polaris. Nawet jeśli oficjalnie byli wrogami. Puścił strzałę i jednym ruchem złożył łuk. A potem pociągnął ich oboje w stronę stacji metra. Pierwsze odłamki gruzu już sypały się na ziemię.
    Stanęli na pustym peronie dokładnie w chwili, gdy wejście zostało zasypane.

    OdpowiedzUsuń

  92. Black Jack, słysząc łomot do drzwi, wypuścił z rąk wszystkie dokumenty, które akurat usiłował uporządkować, i zostawił rozsypane na biurku. Wstał, zdziwiony, i ruszył by sprawdzić, kto tym razem raczył go odwiedzić. Starka się raczej nie spodziewał, w końcu Tony raczej nigdy do niego się nie fatygował, ale komu mogło się tak spieszyć, albo zależeć na spotkaniu z Jack'iem?...
    Otworzył drzwi, przecierając oczy. Bądźmy szczerzy, czego nie mówić o spędzeniu popołudnia z dokumentami, było to nużące.
    Szybko jednak ocknął się, widząc nieco zniecierpliwioną twarz swego gościa i z uniesioną brwią zaprosił go do środka. O cokolwiek by nie chodziło, zawsze lepiej porozmawiać, siedząc.
    A czym zasłużył na odwiedziny Lorny Dane? Było to nieco zastanawiające, zwłaszcza zważywszy na wojnę i ogólnie rzecz biorąc, obecną sytuację.
    - Napijesz się czegoś? - odezwał się mimochodem, szybko zgarniając wszystkie dokumenty z biurka i chowając do szuflady. Ktoś kiedyś tłumaczył mu zasady tajemnic państwowych, ale chyba jednak nadal nic z tego nie wiedział.

    OdpowiedzUsuń
  93. Żaden tam żarcik na poziomie podstawówki. Nawet jak na żarcik na poziomie Lokiego to było zdecydowanie zbyt słabe, tak bardzo słabe. Pozostawała więc, wyrażona już zresztą pośrednio, chęć odnowienia starej znajomości. Mógł zapukać do jej drzwi jako dorosła wersja jego ośmioletniego wcielenia, nie miał przecież większych problemów z odtwarzaniem takich elementów jak zmiana wyglądu w czasie w przypadku dowolnie wybranej osoby, jednak to wciąż byłaby zabawa w poszukiwanie przyjaciół, tylko w tej bardziej żałosnej wersji. O ile dziecko wchodzące bezceremonialnie w życie rówieśnika nie jest niczym szczególnie dziwnym, to w przypadku niemalże trzydziestolatka ciężko byłoby tę praktykę zaakceptować. Poza tym trwałby w kłamstwie, a tym razem Lokiemu zależało na wyjawieniu swojej tożsamości. Sam nie wiedział, co chciał w ten sposób osiągnąć.
    Rzucił okiem na smutną zawartość talerza.
    - Serwujesz spaloną jajecznicę najlepszemu przyjacielowi z dzieciństwa? - Zapytał, przywdziewając swój standardowy Uśmiech Lokiego. Czyli mieszankę kpiny i podłości.
    To nie tak miało wyglądać, debilu.

    OdpowiedzUsuń
  94. Hawkeye nie należał do ludzi, którzy często jeżdżą metrem. Miał samochód, ale ten głównie stał w garażu i zbierał kurz. Nic tak dobrze nie zbiera kurzu, jak granatowa blacha. Z reguły zawsze znalazł się jakiś sposób na podróż z punktu A do punktu B i uniknięcie przy tym metra. Nie lubił przebywania pod ziemią. Może dlatego, że z zawodem agenta wiąże się jakiś dziwny rodzaj paranoi. Po kilku miesiącach tej roboty każdy zaczyna myśleć o tym, czy jest dobrym celem. I robić wszystko, by nim nie być. Dlatego unikali wind, zaparkowanych samochodów i budek telefonicznych. W windzie i zaparkowanym samochodzie już do niego strzelano. Budka telefoniczna była tylko kwestią czasu.
    Metro też było złym miejscem. Wąskie stacje, mało miejsca do walki, niewiele dróg ucieczki. I żadnego wysokiego punktu, z którego można by strzelać.
    Tutaj przynajmniej było pusto. Marne szanse, że nagle zostaną zaatakowani. Jedyny plus całej tej sytuacji. Grunt, że zawsze jakiś...
    Zasypane wyjście i jeden z tuneli nie były pocieszającymi widokami. Ale przynajmniej mieli już tylko jedną możliwość.
    - Tak łatwo nie ma - powiedział, składając łuk. Schował broń do kołczanu i jeszcze raz obrzucił spojrzeniem stację. - Chodź, na końcu każdego tunelu jest światło. A jak będziesz szła środkiem torów, może przejedzie cię jakiś pociąg-widmo.
    Widząc jedyny automat ze słodyczami, który ostał się po lawinie gruzu, odruchowo sięgnął do kieszeni po drobne. Po chwili z maszyny wypadł pakowany hermetycznie rogal z czekoladą.
    Hawkeye zeskoczył na tory i ruszył wgłąb ciemnego tunelu. Nigdy nie bał się ciemności. Ani klaunów, co było zaletą dorastania w cyrku. Oprócz tego był jak każde inne dziecko i niektóre lęki mu zostały. Dobrze, że tutaj raczej nie spotkają dentysty.

    OdpowiedzUsuń
  95. Od niechcenia uchylił się przed lecącym przedmiotem.
    To nie tak miało być. Zdecydowanie nie tak. Chociaż gorącego powitania nie oczekiwał, to sam również nie pojawił się tutaj, żeby jej dowalić, a tymczasem dokładnie tak to wyglądało. Jakby szanowny Kłamca zmaterializował się w mieszkaniu Lorny tylko po to, żeby zniszczyć jeden z nielicznych przyjemnych lub chociaż emocjonalnie obojętnych elementów jej życia. Jakby cała ta sprawa była misternie uknutym przeciwko niej spiskiem. A przecież zapomniał się w swojej dziecięcej formie, przez to mrugnięcie okiem w perspektywie wieczności stał się jej przyjacielem naprawdę, kiedy odpłynęły z niego nawet chęci uczynienia z niej kolejnej wspólniczki. To nie było dla niego neutralne doświadczenie, chociaż takie w założeniu być miało. Dał się ponieść emocjom, których nie potrafił wyrazić, kiedy wszystko stało się jasne w kwestii prawdziwej tożsamości jego wytworu. Loki jako Loki nie potrafił być czyimkolwiek przyjacielem, a to jeszcze podsycało wszystkie te żale i pretensje, które kwitły w nim od stuleci.
    Dodatkowo Lorna słabo chroniła swoje myśli, skoro wręcz krzyczały do Kłamcy bez inicjatywy z jego strony. To nieszczególnie pomagało mu w chociażby próbie wyjaśnienia, czego tak naprawdę od niej chce tego wieczoru.
    - Twoja moc istniała jeszcze przed manifestacją. Chciałem cię zwerbować, dopóki ktoś mi w tym nie przeszkodził.

    OdpowiedzUsuń
  96. [SPAM] Pomyśl, jak bardzo życie jest ulotne. Jednego dnia mamy pieniądze, rodzinę, spokojne życia drugiego dnia możemy zostać z niczym. Las Vegas często funduje taką niespodziankę nieznającym tego świata przybyszom. To tutaj milionerzy stają się biedakami, a biedacy milionerami. To tutaj kochające żony są porzucane na rzecz krótkich spódniczek i dekoltów. To tu, w jeden dzień może się odmienić całe Twoje życie. Wódka, seks, dragi. Seks, dragi, wóda. Wóda, dragi, seks. To nie jednego może zgubić. Ale przecież lubimy takie życie na krawędzi. Zawitaj do jednego z największych kasyn na świecie, przekrocz próg Bellagio i poczuj klimat pięknych kobiet, umięśnionych mężczyzn i mnóstwa pieniędzy. Tylko pamiętaj, bądź ostrożny! Ani nie zauważysz, kiedy wpadniesz w sidła hazardu...
    http://the-bellagio.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  97. [Najmocniej przepraszam, że dopiero teraz. Ale powróciłem do żywych, niczym syn marnotrawny do domu i mówią Twojej konkretnej propozycji na wątek: stanowcze tak. Mam nadzieję, że najdzie Cię szybko wena i coś skrobniemy.]

    OdpowiedzUsuń
  98. [Jestem, oczywiście, że jestem. I nadal mam chęć na wątek. Masz już jakieś pomysły?]

    OdpowiedzUsuń
  99. [Dobra, myślałam, myślałam i myślałam, ale nic z tego nie wynikło. Jakoś niefortunnie umiejscowiłyśmy ten wątek podczas wojny i nam się przedawnił. Jeśli życzysz, mogę odpisać, to nie jest problem. Osobiście jednak wolałabym coś aktualniejszego. Bo, nie będę ukrywać, marzy mi się wizja Clinta i Lorny zmuszonych do współpracy.]

    OdpowiedzUsuń
  100. - Na początku chodziło tylko o twoją moc. - Odpowiedział, siląc się na spokój. Kłamca czuł się jak ryba w wodzie, kiedy szalał po meandrach tkanych z niezwykłą zręcznością oszustw. Mówienie prawdy przysparzało mu więcej problemów, pojawiały się niechciane, ledwo słyszalne drżenia w pewnym głosie, dziwny stres, tak bardzo niepasujący do emanującej chłodem postaci. Lokiego prawda przerażała, był przytłoczony faktem wypowiadania tych słów i dla własnego bezpieczeństwa pozostał w komfortowej sferze. Ukradkiem przemycał prawdziwe informacje, mimochodem mówił to, co serce kazało mu powiedzieć, a wszystko dokładnie woalował beznamiętności i frustracją w odpowiednich proporcjach. Usilnie próbował sprawiać wrażenie wściekłego na Lornę za to, że w ogóle istnieje, chociaż to był czysty irracjonalizm. Szczerze wierzył, że ona już wszystko wie i potrzebuje tylko potwierdzenia w postaci kilku oschłych zdań, żeby zamknąć raz na zawsze ten rozdział swojego życia. A przecież nie o to mu chodziło. Nie to męczyło go od dłuższego czasu i nie to chciał osiągnąć swoim pojawieniem się. Połączenie tych wszystkich niekorzystnych okoliczności zrodziło frustrację, zwłaszcza że Loki nie miał zielonego pojęcia, czy kiedykolwiek będzie w stanie wyjść poza aktualną postawę i otworzyć się na wszystkie pokłady żalu, które poprowadziły go do zmiany taktyki. Chciał cofnąć się do momentu, kiedy moc Lorny przestała mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie i zatopił się w cudownych chwilach, jakie mu wtedy dawało samo przebywanie z nią. Jednocześnie chciał to zrobić i niemiłosiernie obawiał się tego momentu, blokując sobie przy okazji jakikolwiek dostęp do tamtych przeżyć. Sytuacja bez wyjścia, tym razem trochę bardziej osobista, niż Kłamca by sobie życzył.

    OdpowiedzUsuń
  101. [ale mi też sie tak zawsze wydawało xD Serio! :) Mimo że też zdaje sobie sprawe z tego ze 'urocza' to nie odpowiednie słowo xd a co do wątku to bardzo bardzo BARDZO chętnie! :) Miałabyś jakiś pomysł? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  102. Świetnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.

    OdpowiedzUsuń