1.04.2012

Just Husk

<!--Główny obrazek
|| Paige E. Guthrie ||
|| Husk ||
|| Mutant, Omnimorf ||
|| studentka, najemnik ||
|| poszukiwacz przygód ||
|| kiedyś X-Men ||
|| Amerykanka || Panna ||
|| Nie notowana ||
Aktualności


*Życie przestało być piękne i w spokojną egzystencje wkradły się kłopoty. Podczas wykonywania jednego ze zleceń na drodze stanęła jej niejaka Czarna Wdowa. Doszło do nic nieznaczącej konfrontacji, potem pojawił się ktoś trzeci i było wielkie bum. W efekcie żadna nie dostała tego, co chciała, a Paige do tego ma na głowie niezadowolonego klienta, który śmiertelnie ją znielubił. Dosłownie. Potwierdził to już dwa razy, próbując zabić mutantkę, przez co życie straciły na razie aż trzy osoby...*

*Z powodów wyżej wymienionych nie pokazuje się w żadnym ze swoich sześciu mieszkań (swoją drogą, których liczbę ograniczyć chce do dwóch), ogranicza swoje pobyty na uczelni, ale przyjmuje co mniejsze zlecenia.*

*Liczy na trochę spokoju, ale jakoś niespecjalnie się go spodziewa*
Aktualizacja: 22 września 2012
-->

199 komentarzy:

  1. [Miło powitać nową postać i udanej zabawy życzę. A karta nie najgorsza ;)]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Karta jest dobra, nie ma co narzekać! Cieszę się, że jest nowa postać i to w rękach znanej nam już autorki! :) Zapraszam do wątku, chociaż mam nawał spraw do przemyślenia i załatwienia, więc może być ciężko z pisaniem konkretnej historii. Ale myśleć możemy już teraz.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Yeah, wreszcie ktoś z Instytutu! Jak ja lubię ludzi, którzy wiedzą, że bycie X-menem do dobra rzecz. Witam ponownie a notre monde. Nie wiem w ogóle, skąd obiekcje do karty, mi się tam ona podoba, jakby kto mnie pytał o zdanie.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witam i bardzo się cieszę z kolejnej postaci kanonicznej :) Jak widać, blog nie umarł i prawdopodobnie tak pozostanie. No i zapraszam na wątek.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [A mogę prosić o zaserwowanie jakiegoś pomysłu? Baaardzo proszę, odwdzięczę się w kolejnym wątku.]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Musimy tylko wziąć pod uwagę ostrożność Tarczy, która jest całym sercem w wojnie za Avengers, a skoro Husk była związana z X-Menami, to może być ciężko o współpracę.]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Kłopot w tym, że Scarlett nie jest wirusologiem i nigdy się tą tematyką nie zajmowała, poza okresem, gdy sama była chora...]

    OdpowiedzUsuń
  8. [W takim razie to ułatwia jakoś sprawę. Chociaż wątek, gdzie obie spotykają się podczas wypełniania zadań jest dobrym pomysłem, to już miałam parę takich przypadków i nie chcę realizować tego samego w przypadku Husk. Jednak nie mam lepszych pomysłów, a nigdy jakoś tych wątków specjalnie nie rozwinęłam, więc możemy spróbować... ;)]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Kurczę, to daj mi czas do jutra, coś postaram się wymyślić...]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Wiadomo, z czasem się karty dopracowuje ;) Więc, mówisz wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Jeśli sądzisz, że lepiej, żeby się znali to tak może być, a jeśli nie to i tak się poznają ;P]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Karta była w trakcie poprawek, teraz jest pełna, z drugą stroną i poprzestawianymi paroma akapitami :) A teraz zapraszam do potencjalnego wątku, chętnie z resztą zacznę, tylko muszę mieć jakąś sugestię na której się rozbuduję.]

    OdpowiedzUsuń
  13. [To może Twoja postać wpadłaby do instytutu odwiedzić starych znajomych? Tam teraz, w wakacje Kitty sobie pomieszkuje, kiedy tylko nie zwiewa i nie szuka przygód. ]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Wybacz, że dopiero teraz, ale weekend spędziłam poza domem. Jasne, że może im chodzić o to samo. Nawet tak będzie prościej.]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Teoretycznie mam już podobny wątek, a i karty zbytnio w(tych najbardziej parszywych z parszywych) kasynach Heli nie interesują - tylko mordobicia. Ja ze swojej strony, może coś zasugeruję - znacznie prościej nawiązywać akcje, kiedy w karcie jest coś w stylu "aktualności" :) Kłóci się to może z ideą nie wyjawiania wszystkiego na tacy, ale daje solidne podwaliny w wątkach, bo np. jeżeli zaznaczysz aktualnego pracodawcę Husk, znacznie łatwiej jest wpaść na cokolwiek. Luźna propozycja z mojej strony. Ostatnimi czasy na moje nieszczęście nie potrafię wydobyć z siebie jakiegoś dobrego pomysłu i padam na twarz :/]

    OdpowiedzUsuń
  16. [Dzięki za ciepłe powitanie. Na wątek jestem chętna, więc szybko ustalmy relacje ;]

    OdpowiedzUsuń
  17. Dziś zamierzał wyrwać się z Instytutu na dłużej, jednak najpierw musiał odwiedzić Profesora w gabinecie i odbyć z nim rozmowę na którą był umówiony już od dłuższego czasu. Nie lubił rozmów w cztery oczy, właściwie nie lubił żadnych rozmów, unikał wymiany zdań i zbyt zawiłych i poważnych konwersacji. Zamknął pokój na klucz i skierował się do kuchni skąd pochwycił butelkę zimnego napoju z lodówki, a potem musiał iść do korytarza głównego skąd do gabinetu Xaviera było już tylko kilka kroków.
    Spodziewał się, że spokój i względna cisza dookoła zapowiadają, że nikogo nie spotka na swojej drodze i wszystko odbędzie się dość szybko, jednak pomylił się. W korytarzu siedziała już jakaś postać. Spojrzał uważnie, by zidentyfikować osobę zasiadającą w pobliżu drzwi gabinetu. Kobieta, bynajmniej ktoś płci żeńskiej. "Świetnie, jeszcze ktoś musi być przede mną" wypowiedział w myślach, wzdychając będąc nieco zirytowanym. Spojrzał na zegarek wiszący na ścianie, gdzie nie ubłagalnie tykały wskazówki i sekundy mijały.
    - Widzę, że gościa mamy. - odezwał się znajdując się w zasięgu wzroku 'gościa'. Oparł się o ścianę po przeciwnej stronie holu.

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie ma to jak poranne przekomarzanie się z Kurtem. Jego "Złap mnie, jeśli potrafisz" działało zawsze na Kitty jak płachta na byka. W efekcie potrafili szukać się po całym instytucie godzinami. Ona bezproblemowo pokonywała wszystkie przeszkody, ale jak już była blisko, on teleportował się w inne miejsce i tak w kółko. Przyjaźnili się i można by powiedzieć, że wzajemnie siebie trenowali, kiedy większość mieszkańców się porozjeżdżała i cały instytut jakoś tak... opustoszał.
    Teraz biegała z jednego miejsca do drugiego gdzieś na strychu, nasłuchując charakterystycznego trzasku, który naprowadziłby ją na ślad chłopaka, albo tego jego okropnego, czarnego dymu. Nigdzie jednak ani śladu.
    - Pokaż się? Gdzie jesteś? - zapytała niemal krzycząc, a potem trzask i coś ją popchnęło tak, że pewnie upadłaby na podłogę, a tymczasem przez zaskoczenie nie zapanowała nad mocą i przeleciała przez wszystkie piętra, aż wylądowała na parterze zaraz pod czyimś nogami. To były nogi kobiety. Podniosła się jednak i zignorowała ją, by po chwili podnieść i głowę.
    - Ja Cię kiedyś zamorduję, wiesz?! - krzyknęła praktycznie w sufit, ale odpowiedział jej kolejny trzask, a potem Kurt pomachał jej zza najbliższego okna, wystawił język i powędrował gdzieś dalej. Pfi!
    Potem jednak spojrzała na osobę, która musiała być zdezorientowanym świadkiem zdarzenia. Ujrzała znajomą osóbkę. Słabo znajomą, ale jednak znajomą.
    - O, witaj. Co Cię do nas sprowadza? - zapytała, przyglądając się jej z zaciekawieniem. Jednocześnie próbowała jakoś doprowadzić swoje warkocze do porządku.

    OdpowiedzUsuń
  19. Bankiety było o tyle dziwną imprezą, że przy wejściu wszyscy zawsze wymagali od gości zaproszenia. Gość bez zaproszenia nie jest gościem, chyba, że gość ten jest prezydentem i zna się jego twarz. Inaczej nie wpuszczano bez wyraźnej kartki, gdyż bankiet nie był zwyczajną imprezą nastolatków, która w 99.9% wymykała się spod kontroli głównie przez tabuny niezaproszonych znajomych kolegów przyjaciół, którzy ot tak wchodzą sobie do środka.
    Ochroniarze przy drzwiach byli jedynymi ludźmi, którzy widzieli twarz każdego, kto wchodził do domu jak Pan przykazał, drzwiami. I tak zapominali gęby gości, a że nie obstawiali nigdy okien, łatwo było się wemknąć do środka. O ile ktoś umie chodzić po drzwiach i prześlizgiwać się po parapecie w nowo kupionej sukience słynnego projektanta. Takich osób było niewiele, a była nią Natasha Romanoff.
    Oficjalnie przedstawiając się wszystkim jako cioteczna siostra przyjaciela byłego współpracownika właściciela domu, szlajała się, aż nie nadarzyła jej się idealna okazja, by wspiąć się na najwyższe piętro, wcześniej jeszcze zajęte przez szykującego się organizatora bankietu. To on był jej celem. Nie, nie miała go załatwić. Miała włamać się do jego sypialni na samej górze i wykraść dokumenty, które ewidentnie udowodnią wszystkim, że gość maczał palce w kontaktach z superzłoczyńcami, finansując ich poczynania. Tyle wiedziała, reszta ją nie obchodziła. Dostała takie zlecenie, więc w przerwie między walkami z X-Menami, postanowiła zabrać się za to, za co płaci jej Nick.
    Zamek szczęknął delikatnie i sekundę później przekroczyła próg pokoju. Nie była sama, jak się okazało. Wybałuszyła oczy na dziewczynę, która swobodnie leżała sobie na kanapie, a obok z dysku zgrywały się pliki z komputera.
    - W nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie - odparła, na spokojnie wyjmując spod sukienki przyczepioną do uda broń. - Przedstawisz mi się?

    OdpowiedzUsuń
  20. [A żebyś wiedziała, że się przydało. Myślę, że może być tak: bogaty pracodawca Husk, uznawany za dobrego pisarza, potajemnie zarabia na okradaniu innych autorów i tym razem jest łasy na nową, zapowiadaną hucznie książkę Hallera - sponsora Imogen, która aktualnie znajduje się samotnie w apartamencie. Husk pod przykrywką, na ten przykład, nowej pokojówki, próbuje dostać się do laptopa Henry'iego, ale Hela jest w domu, lekko podpita, a więc nieco skora do przeszkadzania rozmową. Później może się stać, iż Husk straci cierpliwość (bo Imogen to nie grozi), a Hela, jak to Hela zacznie swoje dziwaczne, irytujące intrygi. Co ty na to? Jeżeli pomysł się podoba, to chwilowo poproszę o zaczęcie, bo padam na twarz. Ale wiszę ci następne ;)]

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie liczył na jakąkolwiek reakcję ze strony kobiety, jednak gdzieś w głębi miał nadzieję na jakąś złośliwą uwagę czy zaczepkę. Niestety przeliczył się, gdy do jego uszu dotarły słowa "dzień dobry" i jej imię. Przez chwilę, jakby nie pojął, że się przedstawiła. Przeanalizował imię, bo po chwili odezwać się spoglądając na nią z nieufnością.
    - Logan. - odparł beznamiętnie, w sumie nie zależało mu czy się przedstawi, czy nie, jednak logiczniej było odezwać się choć słowem, właściwie musiał spędzić tutaj jeszcze kilkanaście minut, albo i więcej, gdyż rozmowa w gabinecie Xaviera trwała w najlepsze. Wzrok skierował na widoki na oknem - Co cię tu sprowadza? - dorzucił po dłuższej chwili obserwowania terenów wokół szkoły.

    OdpowiedzUsuń
  22. Często spotykała się z takimi zagrywkami. Przypadkowi ludzie, którzy dostają identyczne zlecenia jak ona, z tymże pracujący dla innych stron. Zgrywający pewnych siebie, nieustraszonych, próbujący się drażnić - to nic nie dawało. Zazwyczaj Natasha, tak jak teraz, nawet nie celowała pistoletem w osobnika. I tak nie było jej to potrzebne, bo miała dosyć mocny refleks, więc wycelowałaby kulą dobrze nawet bez przymierzania się. Kwestia wprawy. Nie mogła też strzelać do ludzi na oślep. Jeśli blondwłosa dziewczyna na takie coś liczyła, to chyba nie doceniała nawet najbardziej pustego agenta. Strzelanie do obcych, którzy nie zamierzają zabić w ewidentny sposób było niedozwolone w większości państw. Chociaż Natasha już dawno była wyjęta spod prawa, a teraz miała znacznie większe możliwości niż normalni ludzie, to zastrzelenie intruza w tym momencie byłoby co najmniej niepraktyczne.
    - Pytałam, kim jesteś - mruknęła. - Nie wiem, czy stoimy po tej samej stronie, czy nie... Aha - wycelowała zaciśniętą pięścią w laptop. - Ja to wezmę.
    Niecała sekunda minęła, a z jej nadgarstka wystrzeliła mocna linka, która przyczepiła się do obudowy i wróciła wraz z laptopem do rąk Czarnej Wdowy. Wyglądało na coś cennego dla blondwłosej kobiety. - Dla kogo pracujesz?

    OdpowiedzUsuń
  23. [Pomysł jest pod każdym względem doskonały do przeprowadzenia teraźniejszego wątku. ;) Jeśli zgadasz się na kancelarię jako miejsce spotkania mogę zacząć ;]

    OdpowiedzUsuń
  24. [Wybaczysz mi, jeżeli nie będę dość długo odpisywać? Właśnie nasze negocjacje dotyczące notki dobiegły końca i podjęłam się nieoficjalnego stanowiska łącznika. No dobra, nie podjęłam się oficjalnie, ale lubię prace typu "daj-doręcz-sprzedaj" i mam trochę roboty - jeżeli mogę prosić, to daj mi czas do niedzieli. Jutro od 15:00 i przez cały piątek mnie nie ma, w sobotę piszemy końcówkę z Lorną, ale nie przerywam wątku - odpiszę na stówę :)]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Dziękuję za miłe słowa, które podnoszą moje morale ;) Nie wiem czemu, ale widzę Husk jako asystentkę w jego firmie, pomijając fakt, że jest X Menką w stanie spoczynku xD]

    OdpowiedzUsuń
  26. [Czemu nie? xD Jeśli dostatecznie zaufa pannie Guthrie to mógłby ją wysyłać na "misyjki", gdzie mogłaby wykorzystywać swoją metamorficzną zdolność xD Taaak, inspiracja jednym odcinkiem z Charmed xD]

    OdpowiedzUsuń
  27. Husk. Zapamiętane. Prawdopodobnie gdy tylko rozprawi się z tajemniczą nieznajomą, dorwie jeden z superszpiegowskich komputerów (tak naprawdę były zwykłymi dobrymi komputerami, ale nazywanie ich superszpiegowskich było dosyć zabawne, chociaż ujmowało talentu hakerom Tarczy) i zacznie poszukiwać każdej możliwej informacji o kobiecie w bazie danych i nie tylko. Dziewczyna nie powinna się łudzić, że jest nieznana nikomu. Tarcza miała już swoje sposoby na śledzenie ludzi o nadnaturalnych zdolnościach. Z tymże bez przesady, też nie ingerowała w ich życie. Zwyczajnie Nick wolał zbierać pewne informacje, by mogły mu posłużyć w rozmowach z pewnymi osobami w przyszłości. O co chodziło? Kiedy taki delikwent odmawiał współpracy, wyciągało się pewne wydarzenia z przyszłości i stawiało się pewne ultimatum. Pospolite, ale jakże skuteczne. Znała to doskonale z autopsji.
    - Nie wiem, czy stoimy po tej samej stronie, Husk - ona sama, wbrew zasadom dobrego wychowania, nie przedstawiła się jeszcze. Pseudonim dziewczyny dodała na końcu z dziwnym akcentem, jakby nie była pewna, czy rzeczywiście może ją tak nazywać. Uniosła delikatnie brew. - I te pliki wcale nie mają mi pomóc w odgadnięciu, kim jesteś - dodała, cofając się o krok. Dłoń powędrowała za nią i drzwi zamknęły się na cztery spusty. Na wypadek, gdyby ktoś im miał przeszkodzić.
    - Imponujące... - stwierdziła, dosyć szczerze zresztą. Moc Husk delikatnie ja zaskoczyła. Jednak nie zdawała się niczego utrudniać.
    Red Room oficjalnie szkolił baletnice. Nic więc dziwnego, że z wdziękiem baletnicy odparła atak, odbijając się od metalowej nogi Husk. Szczerze mówiąc, nie była pewna, co to za substancja pokrywająca jej ciało. Nadal z laptopem w dłoni, przesunęła się pomiędzy nogami mutantki, kładąc na jej udzie metalowy krążek.
    - To cię trochę rozgrzeje - mruknęła, patrząc jak krążek powoli się rozpala. Na metal powinno zadziałać. Zacznie się zażyć, więc miała głęboką nadzieję, że to trochę zaboli. I da jej szansę dna kolejny ruch.

    OdpowiedzUsuń
  28. [Aaaaaa.....i ja mam coś wymyślić :P Mogą gdzieś wpaść na siebie? Mało oryginalne, ale ja dopiero zaczynam w tej tematyce i nie jestem tak obeznany :P]

    OdpowiedzUsuń
  29. Zacmokała cicho pod nosem, niezadowolona ze swojej słabej orientacji w metalach. Kiedyś zetknęła się z takim szkoleniem, ale cholernie dawno temu i na krótko. Widocznie ktoś stwierdził, że profesjonalnemu zabójcy nie potrzebna jest chemia rozszerzona. Westchnęła cicho, cofając się w tył, w stronę wielkiego okna wychodzącego na ogród.
    - Można powiedzieć, że robię dla wymiaru sprawiedliwości, Husk - odparła, cynicznie unosząc brew ku górze. Nawet dla niej brzmiało to niedorzecznie. W gruncie rzeczy, ze sprawiedliwością miała coś jednak wspólnego. Nieraz zdarzyło jej się złapać przestępców. I nie chodziło tutaj bynajmniej o złodziejaszków, ale o tych z światka, któremu marzy się mit "władzy nad światem". Zawsze ktoś taki się znajdywał. Roboty było co nie miara.
    Osm, jako najcięższy metal, rzeczywiście mógł zabić. Problem w tym, że skoro był taki ciężki, spowalniał Husk. Nie znała się na jej mocy, która z każdą chwilą ją zadziwiała. Jeszcze przed momentem była pewna, że może zamienić się w tytan, teraz pokazuje, że w każdy metal. Nie zdziwiłaby się, gdyby okazało się, że zamienia się w każdą substancję, jaka istnieje na świecie. A z takimi ludźmi ciężko zadzierać, kiedy chce się być dyskretnym, w czymś domu, na dodatek z laptopem i dyskiem w dłoni.
    Zrobiła zwyczajny unik, tym razem nie atakując. Nie była pewna, czy się jej opłaca. Stała teraz na parapecie, oparta plecami o ścianę.
    Na pulpicie wyświetlił się wdzięczny komunikat, że pliki zostały przeniesione. Kątem oka, już wcześniej, upewniła się, że Husk i Czarnej Wdowie chodzi o te same dokumenty. Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, odłączając przenośny dysk i chowając do za pas.
    - Dla pewności... - uchyliła delikatnie okno, zamykając laptopa. - Dla kogo pracujesz? Kto Cię wynajął?

    OdpowiedzUsuń
  30. [No dobra xD Tylko do czego ona mu się może przydać?:P I co on może knuć gdzie sam by nie dał rady. Może zróbmy tak. Ona kiedyś mu pomógła z czymś przypadkiem, a teraz niespodziewanie Ty potrzebujesz pomocy z czymś i Azazel powinien spłacić dług wdzięczności]

    OdpowiedzUsuń
  31. Azazel o chęci spotkania dowiedział się w dość neutralnym momencie. Był w swoim zaciszu, a konkretniej w podziemiach swojego domu, gdzie w pracowni prowadził różne badania, które w świetle prawa na pewno uszłyby za nielegalne. O dziwo jeden z jego informatorów przyniósł mu wiadomość od niejakiej Paige Guthrie. Pamiętał tą kobietę, kiedyś mu się przydała. Z powodu, że Azazel był honorowy to zgodził się na spotkanie.
    W umówionym czasie i miejscu był dobre pół godziny wcześniej. Nie lubił się spóźniać. To był jedyny grzech dla niego. Siedział w wygodnym fotelu kiedy wyczuł obecność panny Guthrie. Z zainteresowaniem się jej przyglądał z wesołymi ognikami w oczach, które były czarne jak bezdenne tunele.
    -Masz czas do póki nie zjem obiadu - powiedział zamawiając u kelnera krwisty stek z frytkami. Mimo, że nie musiał jeść zbyt często to uwielbiał to. Chyba jedna z lepszych ziemskich uciech.

    OdpowiedzUsuń
  32. [Dobra, mam pomysła, jest dziwny, ale jest. Powiedzmy, że Scarlett będzie kogoś potrzebowała do wyśledzenia, kto się jej włamał do komputerów i rozpuścił po całym SHIELDzie plotę o jej biednym potomku i zatrudni do tego Husk, bo nikt inny nie będzie chciał...]

    OdpowiedzUsuń
  33. [ Co zabawne ten pan ze zdjęć i ten tańczący, to ten sam. No, tylko to gif z dirty dancing.
    O ja biedna, nikt nie kojarzy Julio.. Cóż, tak jakby się tego spodziewałam :)]

    OdpowiedzUsuń
  34. [Może być w biurze Scarlett? I byłabym wdzięczna za rozpoczęcie, ja męczę się z grą, ale jak przejdę lvl, to na pewno odpiszę :)]

    OdpowiedzUsuń
  35. Imogen ten wieczór spędziła samotnie, nie licząc kieliszka pełnego dziwnego, zielonego alkoholu, który przypadkiem był najsilniejszą wódką świata o bajecznej nazwie absynt. Wyjęła go z podręcznego barku tylko dlatego, że jej mały przyjaciel i pisarz kazał jej tu zostać. Nudził ją już, w dodatku zapominał, komu zawdzięczał karierę.
    Laptop Hallera spadł poprzedniej nocy gdzieś pod łóżko, nikt jednak raczej nie miał wolnej chwili ani pomysłu, żeby go podnieść. Teraz, w miarę trzeźwa (jak sądziła po trzech kieliszkach, wraz ze swoim cudacznym, nieziemskim metabolizmem) wygrzebała go spod mało eleganckiej, czerwonawej narzuty i odłożyła w bezpieczne miejsce. Pod poduszkę, znaczy się.
    Otworzyła drzwi niemalże w momencie pukania, zdziwiona dogłębnie dzwonieniem do drzwi. Absynt mile raził w oczy.
    - Och, tak, oczywiście - zgodziła się w mig. - Tylko nie zaglądaj pod poduszkę, bo jest tam ponoć bardzo ważny laptop.
    Wzruszyła przy tym ramionami i zostawiła pokojówkę w progu, chwiejnym krokiem zmierzając do kuchni. Tak naprawdę, trudno było powiedzieć, czy w tym momencie zebrało jej się na żarty i podejrzliwość, czy alkohol działał na nią tak zgubnie.
    - Kawyherbatyjakmasznaimię? - zapytała wchodząc do pomieszczenia i wstawiając wodę, zapominając też najwyraźniej o czynności zwanej wdechem. - Zazwyczaj nie przychodzą do mnie pokojówki. Sprzątam sama.
    Całkiem łatwo było się zorientować, po całym bajzlu, włącznie z przewróconą palmą w drugim pokoju. Hela była stworzona bardziej do rządzenia, niż do porządków.

    OdpowiedzUsuń
  36. [ No jakoś tak było, nie pamiętam co prawda okoliczności, ale...:)
    Wymyślmy coś razem, nie wiem co, ale coś :D Nie ma to jak być konkretnym ^^]

    OdpowiedzUsuń
  37. [Husk :) Ja zapraszam na jakiś wątek. Nie wiem czy jakieś powiązanie czy może jakieś ciekawsze zapoznanie sie postaci]

    OdpowiedzUsuń
  38. Azazel uniósł zaskoczony brew. Ta mała podobała mu się coraz bardziej. Słuchał jej, ale jego wyostrzone zmysły rejestrowały wszystko, co się dzieje w promieniu sto metrów od miejsca gdzie się znajdowali. Nigdy nie lubił być zaskakiwany.
    -Jesteś bezczelna, ale za to Cię lubię - powiedział poprawiając się na krześle, które niestety do najwygodniejszych nie należało - Czyli jednym słowem ty chcesz się wprosić do mnie do domu, bo wiesz, że nikt Cię tam nie dostanie. Sprytnie - kiwnął głową z uznaniem. Ale spójrzmy prawdzie w oczy. Azazel nigdy z nikim zbyt długo nie przebywał pod jednym dachem. Z natury był samotnikiem.

    OdpowiedzUsuń
  39. [ Na czekoladę, o!
    Nie no tak serio to możemy zrobić taki scenariusz- Julio poszukuje zaginionej dziewczynki na zlecenie jej rodziców. Mała jest prawdopodobnie mutantką, więc szuka w odpowiednich kręgach. No i gdzieś informacji szukać musi... Zakładając, że się znają Ric może ją poprosić o pomoc w formie informacji czy coś.. Może być?]

    OdpowiedzUsuń
  40. [Spider-man obserwował miasto ze szczytu kilkupiętrowego budynku. Dzięki wspaniałemu wzrokowi udało mu się dostrzec blondynkę. Migiem postanowił zapytać ową damę o wątek. Huhu, jak ja uwielbiam takie wątkowe zapytanie]

    OdpowiedzUsuń
  41. [Spidey ma kontakty bardziej z Avengers, niż X-menami, ale ja tutaj wymyśliłem takie coś, że Husk może jakoś ujawnić swoją moc na ulicach miasta - gdzieś w cichym zakątku, a jako, że Spider-man należy do ciekawskich zaczął obserwować mutantkę.Hmm...?]

    OdpowiedzUsuń
  42. Nazwanie Husk głupią czy nierozsądną byłoby prawdziwym niedocenieniem przeciwnika, a to według kodeksu Natashy prowadziło od razu do przegranej. Mniej lub bardziej bolesnej. Dlatego nigdy nie ignorowała potencjalnych zdolności żadnego przeciwnika, bo inaczej nie mogła nazwać blondwłosej mutantki. Być może i ona nie miała złych intencji. Być może w gruncie rzeczy te durne pliki są jej do niczego nie potrzebne. Być może zajmuje się tym, co robi żeby jakoś ułożyć sobie życie, a do tego wykorzystuje swoje specjalne umiejętności. Być może.
    Zanim poczuła, że traci grunt pod nogami i szybuje z zawrotną prędkością w dół, już wiedziała co się stanie. Nie mogła temu nijak zapobiec, to zdarzyło się zbyt szybko. Jedyną nadzieją na to, że niczego sobie nie połamie, było potraktowanie Husk jako swego rodzaju windy. Jej osmowa powłoka uderzyłaby o ziemię, podczas gdy Natasha nie poczułaby praktycznie nic szczególnego, stojąc na niej. Dlatego wspięła się zwinnie i prędko na plecy Husk, nadal mając zablokowany nadgarstek.
    Struktura zaczęła się zmieniać. Już nie stała na ciężkiej, osmowej powłoce, ale ledwo utrzymała się na kauczuku. Uderzyły o ziemię w tej samej chwili, kiedy zdążyła skulić nogi. I praktycznie sekundę później z nadgarstka, ściskanego przez gumową rękę Husk, wystrzelił mały pocisk ze strzałką. Wbiła się w dłoń na sekundę, uścisk poluzował się, a Natasha, sprawdzając, czy dysk nadal jest za jej pasem, skoczyła w bok, oglądając się na leżącą Husk.
    Strzałka nie usypiała, jedynie miała obezwładnić. Sprawić, że chwilowy ból uniemożliwi najmniejszy ruch. Miała jednak do czynienia z mutantem, który dostosowywał ciało do odpowiedniej sytuacji, więc nie mogła liczyć na zbyt wiele.
    - Mam przy sobie Remedium - mruknęła, zerkając instynktownie w bok. Nikt nie zwrócił uwagi na dwie kobiety spadające przed chwilą na trawnik przed rezydencją. Wszyscy bawili się w najlepsze jak widać po drugiej stronie domu. - Nie mnie decydować, którym mutantom odbieram moc. Nie wiem, kim dokładnie jesteś. Jeszcze.
    Cofnęła się parę kroków, zaciskając pięści.
    - Dla kogo pracujesz? Może być i fałszywe nazwisko. Nie martw się, poradzę sobie.

    OdpowiedzUsuń
  43. [Jeszcze jakiś podkład pod wątek i ruszam na pajęczynach.
    http://www.youtube.com/watch?v=2RmpIXRScjA&feature=relmfu <3- ah ta sentymentalność.]
    Co robi policja? Patroluje. Co robię ja? Patroluje - zdecydowanie u mnie wygląda wszystko inaczej. Oni wolą siedzieć w swoich policyjnych brykach zajadając się, tak dobrze wiecie co mam na myśli, pączusiami.Ja naturalnie przemierzam miasto na pajęczynie, daleko w górze. Z tego punktu widzenia i jeszcze z dodatkowym pajęczym wzrokiem doskonale mogę wypatrzeć czy jakieś rabusia nie podkusiło na bank albo na torebkę staruszki. Plash, plash! Sieć wylatywała z przegród niczym szybkie pociski. Jednak muszę trochę ulepszyć ten wynalazek, nie wystarczy mi 70 m sieci. Budynki w tym mieście są za wysokie!
    Wzrok spuściłem w dół mając nadzieję,że dzisiaj ktoś mi się nawinie na pajęczynę. No, no, no podejrzane blondyneczka, sama i na dodatek nocą przechadzająca się po mieście. Coś czuję,że może mieć małe kłopoty. Ruszyłem w jej stronę - cicho w ciemności przemierzałem uliczki za uliczkami. Zaraz pewnie stanie się ofiarą miejscowe bandyty. Aż tu naglę chyba zupełna zmiana mojego scenariuszy. Czy zwykła kobieta wspięła by się do szyldu jednego z budynków, wątpię. Jeszcze bardziej zaciekawione ruszyłem w jej stronę, zdecydowanie blisko. Praktycznie podkusiłem się o zejście na pajęczynie na szyldu. Zwisałem w głową w dół i w cichy obserwowałem jak kobieta zmienia się. To na pewno nie była jedna z Avengers - przecież wtedy bym ja poznał. Zrzuciła jakby stary naskórek i zmieniła się w gumę? Dziwny widok. Nie mogłem spokojnie na to wszystko patrzeć zważywszy na to,że wyglądało to wszystko podejrzanie. Wypuściłem z przeguby sieć, która plasnęła w dziewczynę - Nie ładnie tak zakradać się do miejsc prywatnych - W sumie uśmiechnąłem się, ale ona chyba nawet by tego nie zauważyła. No jak,że niby przez maskę, chyba,że ma jakiś super wzrok!

    OdpowiedzUsuń
  44. Scarlett nie należała do osoby parającej się podejrzanymi przedsięwzięciami, czy też, ściślej rzecz ujmując, nie należała do osoby parającej się podejrzanymi przedsięwzięciami w sposób mogący prowadzić do wykrycia jej udziału. W gruncie rzeczy nie bardzo przejmowała się prawem, które według niej zaczynało się i kończyło na progu jej laboratorium. A jej laboratorium było święte i wszystkich, którzy temu zaprzeczali miała spotkać sprawiedliwa kara.
    Innymi słowy - Scarlett wcale nie była szczęśliwa, że ktoś włamał jej się do wyników badań. I miała szczerą nadzieję szybko ustalić kto, kłopot w tym, że poza oczywistym faktem, że zaangażował to ktoś z SHIELDu, nie wiedziała nic. Jednak bardzo chciała ten fakt zmienić. Zebrała więc na własną rękę grupę samozwańczych superbohaterów łamane przez poszukiwaczy przygód i chociaż nie bardzo wierzyła w powodzenie tej akcji, warto był spróbować.
    - Potrzebuję nazwiska - wytłumaczyła, poprawiając kołnierz garsonki w kolorze butelkowej zieleni i otworzyła skórzaną teczkę. - Nazwiska osoby, która niecałe dwa miesiące temu włamała mi się do komputera, kradnąc sporą dawkę danych. Osoba ta prawdopodobnie pracuje na zlecenie Nicka Fury'ego, ale w zasadzie to wszystko, co w tej chwili o niej wiem.

    OdpowiedzUsuń
  45. [Husk! Co Ty na to żebyś zagłębiła się w Quenns - gdzie Carol ostrożnie patroluje ulice i pilnuje, żeby wszystko było na miejscu]

    OdpowiedzUsuń
  46. Tego właśnie spodziewała się Natasha. Krótkiego zaćmienia, trwającego tyle, by mogła wyswobodzić się z jej ucisku. Gdyby nie jej przemienienie się w gumę, prawdopodobnie niewiele by mogła teraz zdziałać po zderzeniu się osmu z podłożem. Była dzięki temu pewna, że Husk nie zależało na zlikwidowaniu Czarnej Wdowy. Tak samo, jak jej nie zależało na wystrzeleniu w jej stronę strzałki z Remedium. Już dawno temu powiedziano jej, że to nie ona wyznacza tych, którzy posiadają moc. Dodatkowo gruba afera z wirusem wśród mutantów utwierdziła ją w przekonaniu, że lek na mutację to tak naprawdę ostateczna broń, skierowana na przestępców, z którymi nie ma jak uporać się w inny sposób. Do tej pory środek był mało znany wśród ludzi i bardzo dobrze - niektóre grupy domagałyby się, by każdy mutant miał podaną jedną dawkę. Za to mutanci, szczególnie dobrze obeznani, byli doskonale świadomi tego, co może spowodować substancja. Z tymże rzadko jej używano. Istniało zbyt wielkie ryzyko nawrotu mocy. Oczywiście, że teraz blefowała. Ale zadziałało.
    - Oryginalnie - uśmiechnęła się kpiąco, słysząc nazwisko pracodawcy. Nie mogła się upewnić, czy to jej wymysł, czy naprawdę jej się tak przedstawił. Wywróciła oczami. - W takim razie, jeszcze nie zwieję z dyskiem. Który, swoją drogą, nie jest ani mój, ani twój, moja droga. Powiedz mi, kto...
    Siła odrzutu sprawiła, że obie kobiety upadły na ziemię parę metrów dalej. Budynek, z którego wyszły parę minut temu, stał w płomieniach. Ludzie wybiegali z bankietu z krzykiem i płaczem, panował chaos.
    - Nosz cholera jasna! - warknęła Natasha, patrząc na zbierającą się z podłogi Husk. Pewnie niewiele ją obchodziło to, co dzieje się w środku. Będzie musiała poradzić sobie sama.
    Przeklinając siebie i swoją głupotę, pomasowała obolałe miejsce i puściła się biegiem w stronę budynku.

    OdpowiedzUsuń
  47. [Nie jestem w tym najlepsza, ale zawsze można się postarać i coś nawymyślać :>]
    Quenns, kilka minut po północy.Czy to normalne żeby o tej porze siedzieć na skraju jakieś budynku i oglądać dzielnice? O tej porze to ja powinnam spać. Przykre, ale my mamy jednak jakiegoś obowiązki. W tych godzinach zazwyczaj niebezpieczne życie się zaczyna. Ludzie wracają z imprez po wpływem, a miejscowi złoczyńcy tylko na to czekają.Rzadko się zdarza,żeby jakiś mutant wkroczył na te tereny bądź próbował swoich sił w zmierzeniu się ze zwykłym mieszkańcem.
    Mimo ciemności,która mi towarzyszyła udało mi się spostrzec dziwną postać w jednym z zaułków. Kiedy tylko zauważyłam dziwne zmiany na ciele - coś w rodzaju odpadającej skóry, szybko stwierdziłam, dzisiejszej nocy nie będę się nudzić. Przeskoczyłam na budynek,który znajdował się bardzo blisko mutanta. Bacznie obserwowałam rozwój sytuacji.Kiedy sytuacja nabierała tępa czas najwyższy zareagować. Skoczyłam prosto przed mutantkę- tak to było kobieta - Od kiedy to tacy jak wy kręcą się w tej dzielnicy?

    OdpowiedzUsuń
  48. -No cóż, chyba normalne nie jest wchodzenie przez szyld do budynku, hmm... chyba jakieś firmy,więc albo się zakradasz albo... się zakradasz. Nie ma inne możliwości - Ze dziwieniem spoglądałem na jej kolejną zmianę - A teraz co kombinujesz? - Zapytałem udając, że nie robi to na mnie zbyt dużego wrażenia i poradzę sobie jak zawsze.
    - Nie utrudniaj mi prace, proszę. Bo tylko to wszystko przedłużamy, a oboje doskonale wiemy,że wygram ja - Jak zwykle zrywałem twardziela z poczuciem humoru.Tak na prawdę nie byłem pewny zakończenia tego starcia. Nigdy wcześniej nie miałem kontaktu z kimś takim jak dziewczyna. No,ale porównując ją też z moimi poprzednimi rywalami - nie było zbyt dużej różnicy - Także mam nadzieję,że mnie rozumiesz i pójdziesz na ugodę. Nie mam zwyczaju bić kobiet. Co najwyżej opryskać pajęczyną, za co przepraszam, ale jeśli będę zmuszony powtórzę to.

    OdpowiedzUsuń
  49. [ Okej, powiedzmy, że oboje postanowili wpaść do profesora w tym samym czasie. Husk z powódek znanych tylko sobie, Ric, bo szukał informacji. A co będzie dalej, tego nikt nie wie. Może być?]

    OdpowiedzUsuń
  50. W filmach wyglądało to prościej - płaciło się za robotę i niezadawanie pytań. Najwyraźniej jednak prawdziwe życie różniło się trochę od filmów, i to nie tylko brakiem podkładu muzycznego. Postanowiła więc dzielnie mówić prawdę i tylko prawdę.
    Nie była jednak głupia. Wyjęła zadrukowaną kartkę i podsunęła ją pannie Guthrie.
    - Oczywiście - powiedziała. - Jak tylko to pani podpisze. To klauzura o poufności, bo w tym wypadku akurat z jakiegoś powodu mi na niej zależy. Rozumie pani, nie chcę, aby te wszystkie ukradzione dane rozpełzały się dalej w nowych, ekscytujących kierunkach.
    Scarlett uznała, że skoro już ewidentnie nie są w filmie sensacyjnym, najlepiej załatwić to konkretnie, wręcz urzędowo.
    - Jakby się pani zastanawiała... nie, nie było tam nic, co łamałoby prawo, jednak szpiegostwo gospodarcze nadal jest całkiem powszechne, nawet tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  51. Rzeczywiście, tutaj zachowała się co najmniej niegrzecznie, zabierając dysk, który wcześniej należał do Husk. Niemożliwe było jednak wtedy podpięcie własnego sprzętu, skoro miała na karku tajemniczą mutantkę o nieznanych zamiarach. Być może była naprawdę jedynie najemnikiem, tak jak Czarna Wdowa dawno temu (nie liczyła tego w latach, tylko w zmianach, jakie odczuła na własnej skórze). Mogły jedynie różnić się kwalifikacjami i zdolnościami, bo Husk zważając na moc nie przeszła na pewno tylu treningów ile miała podczas szkolenia Rosjanka.
    Nie zaprzątała sobie teraz głosy dyskiem, to załatwi później. Prawdę mówiąc, nawet zamierzała wysłać go dziewczynie na adres, kiedy już dowie się wszystkiego. Czyli odkryje, kto stoi za pseudonimem "Husk".
    To na pewno nie była kuchenka gazowa, tego była pewna. Wybuch dotknął dwóch części domu, jakby podłożona dwa ładunki. Kuchnia była tutaj tylko jedna i z drugiej strony, a ewidentnie ogień rozprzestrzeniał się od strony ogrodu, gdzie jeszcze przed chwilą zmagały się ze sobą dwie kobiety.
    - Moja obstawa działa dużo dyskretniej, jeśli jest potrzebna.
    Jęknęła. Przebierając się w kombinezon do akcji, zostawiła gdzieś swoją nową sukienkę, która teraz pewnie już tliła się ogniem. Porzuciła tę myśl równie szybko, zastanawiając się, jak zabrać się do ratowania ludzi - czy szukać kogoś, kto potencjalnie mógł zaatakować, czy chronić ludzkie życie. Ogólnie ci wszyscy bogacze radzili sobie dobrze, chociaż na pewno w środku była cała masa osób.
    - Wezwijcie straż! - krzyczała pulchna kobieta z boku. Wydawała się jedyną racjonalną osobą wśród panikującego towarzystwa.
    Słychać było strzały. Ktoś kazał uciekać. Nie musiały długo czekać na wyjaśnienie. Zza rogu budynku wypadł jeden z ochroniarzy na bankiecie, postrzelony i słaby.
    - Ilu ich jest? - spytała Natasha, wymijając od razu Husk i podbiegając do czarnoskórego goryla.
    - Na oko tuzin.
    Dźwignęła się na nogi ponownie, wzdychając. Posłała blondynce za sobą krótkie spojrzenie w stylu "jeśli masz krztynę godności, ratuj ludzi". Strzały znów dały o sobie znać. Pora się rozerwać.
    Wzięła rozbieg. Nie była pewna, czy przed sobą ma wszystkich terrorystów, czy tylko jakąś grupkę. Pył, kurz i ciemność przeszkadzały jej w dokładnym ocenieniu ilości ludzi. Przypomniała jej się wizyta u Scarlett, na bankiecie której też zaatakowała jakaś grupa przestępcza. Być może niepotrzebnie to wtedy zignorowała. A co, jeśli to ta sama organizacja? Wszystko na to wskazywało. Ale Scarlett by się przydała - przynajmniej wyczułaby z iloma osobami ma do czynienia.
    W ostatniej chwili uniknęła strzału. Wyjęła pistolet, wpadając w sam środek grupy. Pierwszego załatwiła ciosem w kark. Drugi rzucił się na nią z karabinem, który pochwyciła w obie dłonie i skierowała w stronę przeciwnika. Trzeci, czwarty. Była zmuszona wskoczyć na ich barki. Dostała w brzuch, kula świsnęła jej koło ucha. Jednemu chyba wyrwała sporo włosów z głowy. Wszyscy mieli maski na twarzach, co utrudniało jej rozeznanie się wśród napastników. Ktoś postrzelił chyba kolegę z drużyny, chcąc trafić Wdowę. Zrobiła kolejny unik, podcinając jednego z nich. Znów ból, tym razem dostała z ciężkiego buta w twarz. Krwawiła, miała rozciętą wargę.

    OdpowiedzUsuń
  52. Zabawne, jak bardzo uradował ją fakt, że przez płomienie i porozwalane części kondygnacji budynku, nadal tłukąc się z grupą napastników, zobaczyła Husk. Nie była pewna, czy to rzeczywiście ona, ale mogłaby przysiąc, że niewiele osób potrafi zrzucać z siebie płaty, przemieniając swoje ciało. Chyba, że to było wskutek uderzenia w głowę, bo właśnie przed sekundą jeden z osiłków, kiedy już pozbawiła go broni, nie omieszkał nieźle przyłożyć jej w potylicę. Normalny człowiek zachwiałby się niebezpiecznie i prawdopodobnie (przy słabej odporności) runąłby nieprzytomny. Normalny człowiek miałby też wyrzuty, że podobno kobiet się nie bije. Jednak Czarna Wdowa już dawno pogodziła się z myślą, że jej ciało potrafi wytrzymać dużo więcej niż ciało takiego antyterrorysty, mimo wszystko. I już dawno pożegnała się ze stwierdzeniem, że kobiet się nie bije, bo w tej branży, każdy tłukł się z każdym jak równy z równym. I nie było żadnego ale.
    Ważną rzeczą było, żeby pozbawić ich broni. Dlatego jej kule śmigały po ich nogach, byleby ich tylko zwalić lub osłabić. Nie mogła zabijać, na to nie pozwalał jej za bardzo podpisany wyimaginowany kontrakt. Wtedy nie byłaby już superbohaterką. Chociaż nikt, kto ma złe intencje nie ratuje masy ludzi, albo nie tłucze się z terrorystami atakującymi bogaczy. Dlatego też uśmiechnęła się, kiedy przekonała się, że Husk popędziła pomóc ludziom w ucieczce i dawała z siebie prawdopodobnie wszystko. Może rzeczywiście źle oceniła dziewczynę. Musi sobie z nią poważnie porozmawiać.
    Tymczasem o mało co nie dostała kulą w brzuch. W ostatniej chwili wyczuła jej lot, robiąc unik i salto w przód. Tym samym wskoczyła na barki jakiegoś osiłka i zdobyła jego karabin. Jeszcze dwóch. Szło jej strasznie mozolnie, więc dała z siebie wszystko i przyspieszyła. Trzy kopniaki, jedno porażenie prądem, dwa uderzenia prosto w twarz. Będzie miał złamany nos jak nic.
    Była pewna, że to nie wszyscy. Nikt nie był na tyle głupi, by po ataku trzymać się grupie. Gdzieś musi być ktoś jeszcze. Wystrzeliła strzałkę na ledwo stojący dach domu, wspinając się w pocie czoła. Była cała obolała. Ci terroryści byli naprawdę dobrze wyszkoleni w walce wręcz. I było jej gorąco. Nic dziwnego, skoro pod sobą miała pożar wskutek wybuchu.
    Znalazła jednego. Tak samo ubranego. Wycelował w nią bronią, ale była szybsza i zwaliła go z dachu, uprzednio prześlizgując się od nim i uderzając zaciśniętą pięścią właśnie w potylice. No, ten był słaby. Padł nieprzytomny od razu.
    Rozejrzała się dookoła. Coś czuła, że to jeszcze nie koniec. Ludzie uciekali gdzieś na pobliską ulice lub w głąb ogrodu. Z daleka dało się słyszeć przebijające się pomiędzy krzykami odgłosy syren straży pożarnej i policji. Cholera, ci drudzy nie powinni jej tutaj widzieć.

    OdpowiedzUsuń
  53. [ Oczywiście, że chcę. Tylko ogarnę Twoją postać. No.
    Nawiasem, kolejna woląca zdjęcia od tekstu. Jak ja to kocham. Stęskniłam się. :3 ]

    OdpowiedzUsuń
  54. [ Dobra, ogarnęłam Twą postać, stwierdziłam, że jest świetnie opisana, nazachwycałam się ile wlezie, to teraz czas popracować nad wątkiem. Jakieś pomysły? Bo jeśli nie, to ja mam ich dziś w nadmiarze. ]

    OdpowiedzUsuń
  55. [ Hm. A - mogliby spokojnie znać się z Instytutu, tak myślę. Nie wiem, jakie wtedy panowałyby między nimi relacje, zważywszy, że Jack zmienił strony, ale mielibyśmy punkt zaczepny. Mogliby spotkać się gdzieś zupełnie przypadkowo - na ulicy, w restauracji, kasynie... Gdziekolwiek. Mogliby natknąć się na siebie też gdzieś za granicą, gdzie Black załatwiałby jakieś swoje sprawy, czy też działał w imię Tarczy, a Husk szukałaby czegoś, albo... ]

    OdpowiedzUsuń
  56. [ B, B, B... Za dużo wymagasz! xD Ale wiesz, mogę to przemyśleć...
    Chociaż, jeśli podoba Ci się pomysł z zagranicą, to Ty sobie przemyśliwuj, a my poczekamy, aż będziesz mieć komputer :3 ]

    OdpowiedzUsuń
  57. Cóż, to była już druga osoba, która odmówiła podpisania umowy. Czasami zastanawiała się, co ukrywają te wszystkie osoby, u których machnięcie nazwiska obok klauzury o poufności spotykało się z pełnym wyrzutów oburzeniem. Lekarze podpisywali takie dokumenty. Prawnicy. Żołnierze. Pracownicy call-center, biura obsługi klienta, sekretarze i policjanci. A jednak dla niektórych ludzi było to coś dziwnego.
    Wzięła umowę i wsunęła ją do teczki.
    - Wobec tego nie mogę udzielić pani żadnych innych informacji - powiedziała rzeczowo, nie pytając się, KTO w zasadzie ma szukać dokumentów? SHIELD? Była pewna, że Fury nie byłby zaskoczony, gdyby wyszło na jaw, że wysłała na niego prywatnego detektywa. Poza tym nie łamała prawa, co więcej, nie złamała go nigdy od czasów stażu za swoich studenckich czasów, więc jego przedstawiciele mogą się najwyżej nadąć... A przedstawicieli bezprawia zapewne oddeleguje z kwitkiem i odstrzelonymi kończynami jej ochrona. Żyć nie umierać.

    OdpowiedzUsuń
  58. Jeśli już musi jechać do Szwecji, to pojedzie sobie tam tydzień wcześniej.Będzie miał zasłużony urlop, pojeździ sobie na nartach, ogra kogoś w karty, a na sprawy służbowe przyjdzie czas.
    Zazwyczaj, kiedy jeździł do Europy, starał się być tam jak najkrócej, byle by nie zostać rozpoznanym. Był jednak pewien, że w kurorcie w górach nikt nie skojarzy go z... Dawnym środowiskiem. Siedział sobie więc spokojnie w samolocie wyglądając przez okno i usiłując otworzyć paczkę z orzeszkami. Szybciej jednak udało mu się dojrzeć lotnisko pod sobą, więc po prostu władował je do torby i wysiadł. Zostawił za sobą prywatny odrzutowiec SHIELDu i z bagażem na ramieniu dość szybko odnalazł kurort, posługując się łamanym szwedzkim. Zameldował się, zostawił torbę w pokoju, założył jakiś sweter i postanowił znaleźć sobie jakieś spokojne miejsce. Wziął teżze sobą teczkę z dokumentami dotyczącymi misji. Nawet nie do końca wiedział, co w zasadzie miał tu załatwić - wysłali go, tak po prostu, mówiąc, że wszystko ma tam gdzieś opisane. Wyszedł na korytarz, a kiedy wypatrzył tam znajomą twarz, rzucił pracę w cholerę.
    -Paige? - odezwał się niepewnie, trochę zdziwiony obecnością mutantki tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  59. - Jestem na wakacjach - poinformował spokojnie, bez pytania siadając w fotelu obok. W sumie, to był na wakacjach. Dopiero co przyjechał, zajął pokój, miał wolny tydzień i wcale nie zamierzał zajmować się pracą. - Taak, uroczy klimat... - dodał po chwili, rozcierając zmarznięte dłonie. - Długo tu już jesteś? - spytał mimochodem. Dawno jej nie widział, ale nie można powiedzieć, że nie cieszył się z tego spotkania. Stracił z nią kontakt niedługo potem, jak rozstał się z Xavierem i w zasadzie brakowało mu wielu ludzi z tamtych czasów. Zastanawiał się też, czym teraz zajmuje się Husk.
    Poza tym, nie będzie przynajmniej sam na zupełnym odludziu, na co nie mógł narzekać. Chciał oderwać się od SHIELDu, ale nie od cywilizacji...
    Przyglądał się jej chwilę, zastanawiając się, czy właściwie bardzo się zmieniła. Na pewno była zmarznięta...

    OdpowiedzUsuń
  60. - Nie wiem... - mruknął pod nosem, krzywiąc się nieznacznie, przeglądając swoje papiery. Przyjrzał się uważniej jednej stronie, po czym schował wszystko z powrotem do teczki. - Dwa tygodnie - poinformował z niejaką satysfakcją, że wie cokolwiek na temat swojej misji. Czyli, że realizowanie jej zajmie mu cały tydzień... Raany. Co on niby miał zrobić? Szukać Graala? ...Znowu?
    Pewnie i tak całą noc spędzi na przeglądaniu dokumentów. Taki tam, trochę pracocholik.
    - A przyjechałem, w sumie, przed chwilą - dodał, uśmiechając się do niej pięknie.
    Po chwili stwierdził, że jednak nie zmieniła się tak bardzo od ich ostatniego spotkania. A w zasadzie - najprawdopodobniej zmieniła się bardzo, ale już wróciła do poprzedniej postaci. Chyba nigdy nie przyzwyczai się do metamorfów...

    OdpowiedzUsuń
  61. - Takie tam, rezerwacje... Samolotu... - pomachał jej teczką, wyglądając jednak mało przekonująco. W zasadzie, całkiem świadomie. Skoro już miał szukać Graala, to chyba może mieć w tym trochę frajdy, nie?
    Tydzień na misję, bogowie, ratujcie... Tego Graala tak głęboko zakopali?
    - A ty, właściwie, co tu robisz? - uniósł brew z lekkim uśmiechem, sugerującym, że jego nie można bezkarnie wypytywać.
    Czy tu można gdzieś pożyczyć narty? Bo chyba Tarcza nie wymyśliła jeszcze tak małego modelu, żeby zmieścił się w tej jego małej torbie... Skąd ona wytrzasnęła tą swoją czekoladę?... Trzeba wykombinować sposób, żeby otworzyć te cholerne orzeszki...
    Dobra. Może i jemu przez zimno dziwne myśli pojawiały się w głowie.
    - Trochę zamarzam... - mruknął pod nosem, rozcierając ręce. Ani w Stanach, ani w Wielkiej Brytanii nie było aż tak zimno.
    W Londynie tylko czasem deszcz popadał...
    Tylko czasem, oczywiście. Wszyscy przecież znają londyński klimat.

    OdpowiedzUsuń
  62. - Bankiet? Chyba jednak muszę przejrzeć te moje rezerwacje...- mruknął, zerkając na swoją teczkę z malutkim logiem Tarczy w rogu. Ale... Przecież na bankiecie nie przesiedzi tygodnia...
    Czyli jednak będzie szukał Graala.
    A niech to...
    - Skąd ty wytrzasnęłaś to kakao? Bo ja chyba też nie nadaję się do roli góry lodowej... - W zasadzie, miał na sobie sweter, jeansy i porządne trapery, które dostał od SHIELDu z informacją, że przydadzą się na misję... Zaraz, zaraz. To Graala schowali w górach?
    W każdym razie, może i był ubrany adekwatnie, ale nie wystarczająco ciepło. Czyżby bardziej odpowiednia była tu kurtka puchowa?
    I czapka. Koniecznie. Nie dość, że idealnie zasłoni te jego rozczochrane włosy, to z pewnością trochę go ogrzeje.
    Naciągnął rękawy swetra na dłonie po stwierdzeniu, że nie da się tu wytrzymać.

    OdpowiedzUsuń
  63. Czuła, jak elementy dachu odrywają się koło jej nóg i powoli spadają na ziemię, a wysoka temperatura powietrza daje się jej powoli we znaki. Automatycznie przypominało się aż szkolenie Red Roomu, który miał zapewnić swojej agentce odporność na wysokie temperatury i mróz. Teoretycznie było to też możliwe dzięki jej kombinezonowi, specjalnie ulepszonemu na takie ekstremalne okazje jak ta. Jednak nie była jakimś cholernym mutantem, który umie się dostosować do każdej sytuacji. Zazdrościła mocy Husk, o której w tym momencie kompletnie by zapomniała, pochłonięta kopaniną z ostatnią dwójką przestępców. Jednemu w rozpędzie zerwała maskę, ale kompletnie nie rozpoznała jego rysów. Nie miała pojęcia, kim jest. Nie spotkała go wcześniej. Szybko zapamiętała jego gębę, po czym sprzedała mu ładnego, sprawdzonego kopniaka w przeponę. Zachłysnął się, runął w dół, a ona wystrzeliła jedną z linek na nadgarstku i rzuciła się w dół.
    - Szlag by to trafił - roztopiony dysk dał się zgiąć w dłoni. - A chciałam już się podzielić łupem.
    Mówiła szczerze. Gdyby nie pomoc mutantki, prawdopodobnie nie dopadłaby terrorystów, ani nie uwolniła wszystkich ludzi sama, bez predyspozycji do tego. A tak przynajmniej jedno się udało, bo szarpanina z osiłkami przekonała ją tylko, że to jakaś wyspecjalizowana grupa. Pora, żeby ktoś z rządu się nimi zainteresował, w końcu.
    Oddanie dysku (zaraz po skopiowaniu plików), miało być zadośćuczynieniem za ochoczą pomoc. Mogła sobie pójść, a skoro została, do to kanonu tych złych, którzy mają wszystko w poważaniu nie dało się zaliczyć Husk.
    - Zmykajmy. Policjanci nie lubią patyczkować się z superbohaterkami czy jak to tam nazywają tych odmieńców - mruknęła, wskazując drogę w głąb ogrodu, gdzie nikogo nie było. Wszyscy tłoczyli się już bliżej domu, bo nadjechały służby ratunkowe. - Jeszcze totalnie wpakujemy się w jakieś tarapaty.

    OdpowiedzUsuń
  64. Black oficjalnie do masy ciekawych doświadczeń w swoim życiu mógł dodać zaproszenie na obiad. I to przez nikogo innego, jak Paige Guthrie.

    - Chyba raczej to ja powinienem to zaproponować, ale skoro już zapraszasz, nie odmówię - uśmiechnął się do niej pięknie. Wstał, nieco drżąc z zimna, zostawił swoje 'rezerwacje' w pokoju i poszedł do staruszki, z nadzieją uzyskania dwóch kubków kakao. Nie można powiedzieć, że nie był sympatyczny, więc po chwili już wracał do Paige z wyrazem dumy i satysfakcji na twarzy. Podał jej ciepły napój i usiadł w swoim fotelu, grzejąc ręce o naczynie.
    -Fakt, rozgrzewające...- mruknął, po czym upił łyk. - Nawiasem, chyba jeszcze nie pytałem, co Cię tu właściwie sprowadziło? - spojrzał na nią, unosząc lekko brew. - Ale jeśli też jesteś na wakacjach, to nie będę się dopytywał - dodał szybko, uśmiechając się do niej tak, jak uśmiecha się do siebie dwójka ludzi, która wie, że żaden postronny słuchacz nie zrozumie do końca ich rozmowy.

    OdpowiedzUsuń
  65. Jack na pewno chętnie potowarzyszyłby Husk w Afryce. Nie odmówiłby urlopu, nie odmówiłby też koca, jeśli już o tym mowa.
    - Co ty nie powiesz? - spojrzał na nią wzrokiem, nie przymierzając, zaciekawionej koleżanki, oplatając palce wokół ciepłego kubka, po czym roześmiał się cicho. - Jak zwykle wszyscy mają ciekawsze życie towarzyskie ode mnie... - skwitował po chwili, upijając łyk kakao. Cóż, przesiadywanie w siedzibie agencji chyba nie sprzyjało ciekawemu życiu towarzyskiemu. Przesiadywanie w kasynach prędzej, ale nie do wszystkiego trzeba się od razu przyznawać...
    - Która godzina?- zapytał w pewnym momencie, nieco marszcząc czoło. Czyżby Tarcza wyposażyła go we wszystko poza zwyczajnym zegarkiem i składanymi nartami?
    I otwieraczem do orzeszków, jeśliby czepiać się szczegółów.
    I przenośnym kaloryferkiem...
    I kanistrem kakao...
    ...Chyba jednak Tarcza w ogóle słabo go wyposażyła. Szkoda czasu na wytykanie braków w wyposażeniu.

    OdpowiedzUsuń
  66. Spojrzał na nią z ukosa, słysząc wzmiankę o kocu.
    - Nie, dzięki. Łaski bez... - mruknął bez chwili zastanowienia, szybko jednak żałując swojej decyzji.
    W takich sytuacjach koca się nie odmawia!
    - O moim życiu towarzyskim? - Uniósł brew lekko. - Moja praca raczej nie sprzyja pasjonującemu życiu towarzyskiemu... - Nie było to tak do końca kłamstwo. Co prawda coraz rzadziej zdarzało mu się zajmować papierkową robotą - chyba że porządkował własne papiery - jednak czasem się zdarzało. A przesiadywanie w biurze czy archiwum nie było za ciekawe...
    Co prawda Jack był wykwalifikowanym szpiegiem, zajmującym się między innymi zdobywaniem informacji w trudnych warunkach, rzadko więc aktywnie ratował świat, częściej umawiał na kolację z wysoko postawioną kobietą w celu wyciągnięcia od niej - najlepiej niepostrzeżenie - informacji, nie można tego było jednak nazwać życiem towarzyskim. Miał wielu przyjaciół wśród agentów, kilku spoza branży, nigdy jednak na przykład nie był w stałym związku, a nawet w niestałym długo nie wytrzymał. Nie znalazł odpowiedniej kobiety, czy też żadna nie potrafiła z nim wytrzymać? Trudno powiedzieć. Można więc się było zastanawiać, czy wiódł ciekawe życie towarzyskie, czy nie.
    - Wiesz, papierkowa robota, takie tam... - dodał, wyrywając się z zamyślenia. Był jednym z niewielu ludzi na tym świecie, który całkiem lubił porządkowanie dokumentów. - Rezerwacjami się zajmuję, na przykład - zaśmiał się, mimo miny świadczącej o tym, że nadal całym sercem wierzy we własną ściemę, a tym bardziej Husk powinna w nią wierzyć.
    - Tak więc, jak widzisz, nie wypadałoby odmówić zaproszeniu na obiad, bo zawsze to jakieś urozmaicenie - skwitował po chwili, dopijając kakao.

    OdpowiedzUsuń
  67. -Biura... - pokiwał głową w zamyśleniu, nie wyglądając przy tym jednak zbyt przekonująco. Otrząsnął się dopiero po chwili, lustrując Paige spojrzeniem.
    -...Jestem brudny, tak?- zapytał z uniesioną brwią, ocierając twarz. Spojrzał potem na swoją rękę. - Cholera... - mruknął. - Dzięki, że mi powiedziałaś... To jak z tym naszym obiadem? - uśmiechnął się nonszalancko, zupełnie powracając do żywych. Rzadko pozwalał się porwać własnym myślom, jednak, kiedy to już się zdarzało, chwilę zajmowało mu zupełne pozbycie się dziwnego wyrazu twarzy i zdanie sobie świadomości o obecności jakiegokolwiek otoczenia.
    Cóż, nikt nie jest idealny.

    OdpowiedzUsuń
  68. [Miałam przygotowaną do Ciebie odpowiedź, nawet byłam z niej zadowolona i oczywiście musiała mi Mozilla wyciąć numer -.- Teraz to poniżej mogą być jakieś totalne bzdury, ale jestem zła, więc nic dziwnego.]

    To dobrze, że Husk najmniej w tym momencie dbała o dysk. Prawdę mówiąc, skoro nie zamierzała się o niego upominać, Wdowa go zatrzyma. Istniała iskierka nadziei, że coś jeszcze da się odratować, chociaż w tym momencie wszystkie inne dowody przeciwko temu ważniakowi zniknęły. Szkoda go nawet było, a raczej jego ładnej posiadłości. Połowa była teraz do odremontowania, druga połowa - do kompletnego odbudowania. Gość jednak chyba uwierzy wkrótce w karmę, bo nikt, kto wcześniej narobiłby sporego zamieszania w nielegalnych interesach na skalę międzynarodową i do tego posiadał niezłą sieć swoich ludzi na właściwych stanowiskach, nie uwierzyłby, że taki atak to przypadek. Kto wie, może i ci terroryści obierali sobie właśnie dlatego za cel bankiety dla bogaczy i znanych przedsiębiorców. Ona pojawiła się tutaj w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwej porze.
    - Nieważne - machnęła ręką, rezygnując w tym momencie z opowieści o tym, że takim jak ona policja ufa w dosyć dziwny sposób. Zwyczajnie mogła budzić więcej podejrzeń niż zaufania. Szczególnie, że jeszcze parę lat temu było o niej głośno wśród agentów, a na pewno oprócz zwykłych funkcjonariuszy pojawią się specjalni agenci.
    - Dziękuję - zdobyła się na gest całkiem szczerze i świadomie. Chociaż jeszcze przed chwilą była pewna, że Husk nie jest tylko najemnikiem. Ale ktoś, kto właśnie uratował ludzi od spłonięcia nie mógł mieć czysto złych intencji. Nawet na jej ustach pojawił się cień uśmiechu. - Do zobaczenia, miejmy nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
  69. [ Chcę mieć 69 komentarz. Wiesz, że Cię kocham? I chyba muszę odpisać .-. ]

    OdpowiedzUsuń
  70. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  71. Black dość często dziękował opatrzności za swoją moc, jednak w towarzystwie Husk żałował, że nie potrafi czegoś bardziej adekwatnego do sytuacji. Czegoś, czym można się było ogrzać, na przykład.
    - Poczekam... - mruknął, wstając z fotela. Oparł się o ścianę, wyjął z kieszeni kartę z jakiejś starej talii i zaczął nią obracać na wskazującym palcu, co oczywiście nie byłoby możliwe, gdyby nie jego mutacja. Kiedyś była to jego ulubiona zabawa, jedna z metod podejmowania decyzji i jeden z powodów, dla których przybrał taki, a nie inny pseudonim. Teraz jego prawdziwego nazwiska nikt już prawie nie pamiętał, z czego był niezwykle rad, bo nie kojarzono go z jego przeszłością, a coraz rzadziej nawet z panem Xavierem. W jego dowodzie osobistym widniało po prostu ''Jack Black'', tak samo w paszporcie, rzadko używanym prawie jazdy, czy nawet falsyfikacie aktu urodzenia.
    Co takiego zrobił człowiek tak skrzętnie ukrywający swą tożsamość?
    Nie wiadomo. W zasadzie, można by się zastanawiać, czy sam Black Jack to wiedział. Istniała spora szansa, że po prostu go to bawiło.

    OdpowiedzUsuń
  72. Mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Ona wolała twierdzić, że to pierwszy stopień do wiedzy. Biorąc pod uwagę to, że nie była osobą przesadnie wierzącą, a na koncie miała nieciekawe zagrania z przeszłości, do piekła tak czy siak trafi, o ile takie istnieje. Chyba, że Siła Wyższa ulituje się nad nią, biorąc pod uwagę karierę superbohaterki z przymusu, która powoli chyba zaczęła jej się podobać. A już na pewno się do niej przyzwyczaiła, chociaż nie wiedziała jeszcze, na co się piszę tak naprawdę.
    Jej ciekawość zmusiła Natashę do odnalezienie wszystkiego, co było w bazie o niejakiej Husk. Sprawdziła dosłownie wszystko, łącznie z wyglądem. Wiele tego nie było. Nawet Tarcza nie posiadała przecież informacji o każdej osobie na świecie. Jednak dokumenty, jakie ktoś kiedyś wykradł z Instytutu, pomagały im w ocenianiu, kim są jacyś mutanci.
    Siedziała w pomieszczeniu sama, przeglądając dokumenty. Obok leżał zniszczony dysk, bez dokumentów. Nick był wściekły, ale nie dostała jej się żadna reprymenda. Na szczęście, bo tego jeszcze brakowałoby do jej pełnego zdenerwowania.
    Paige Guthrie. Mutantka, przez pewien okres powiązana z Instytutem. Skoro tak, powinna stać po jakiejś stronie, a nie widziała jej na żadnych walkach. Czyli jednak jest neutralna. Studentka...
    Przewijała palcem informacje na ekranie, przyglądając się poszczególnym elementom opisu z naprawdę różnych źródeł. Nic konkretnego. Tak myślała, chociaż raz pojawiła się informacja o dosyć przebiegłym najemniku płci żeńskiej, jednak doskonale zadbano, by nic nie było wiadomo o zleceniodawcach i zleceniach.
    Wypiła kolejny łyk kawy i zorientowała się, że to już koniec. I prawdopodobnie zrezygnowałaby z przeglądania dalszych informacji, gdyby nie ostatnia.
    Morderstwo kobiety z obsługi sprzątającej w jej mieszkaniu. Parę dni temu. Zmarszczyła brwi, zaczytując się w artykuły dodane do bazy jednej ze służb federalnych. Łatwo było jej złamać ich kody.
    - No proszę - mruknęła pod nosem. To mógł być ciekawy temat. Wyłączyła sprzęt, złapała za klucze od auta i piętnaście minut później czekała przed wyjściem z uczelni Paige, ubrana całkowicie jak zwykła kobieta.
    Husk zjawiła się dwadzieścia minut później, lekko zamyślona, żegnała się z jakimś chłopakiem, który odprowadził ją do schodów. Wdowa nie zamierzała ukazywać się od razu. Dopiero kiedy Paige poszła przed siebie, ruszył za nią.
    Spodziewała się, że pogada z nią w metrze czy gdy będzie wsiadać do taksówki. Jednak ta skręciła w bok, wchodząc do kawiarni. Zajęła stolik pod oknem, po drugiej stronie lokalu. Weszła za nią, ze stoickim spokojem podchodząc do stolika blondynki i usiadła naprzeciwko niej. Tak, jakby były umówione.
    - Witaj, Paige - uśmiechnęła się delikatnie.

    OdpowiedzUsuń
  73. [ Dobry, Husk .-. Może byś tak na przykład zaczęła wątek, czy raczej nie? .-. ]

    OdpowiedzUsuń
  74. -Diament, najlepszy przyjaciel kobiety - skwitował, szybko chowając kartę do kieszeni. Dziesiątkę pik.
    - W każdym razie, prowadź. Jesteś tu dłużej więc stawiam, że znasz drogę?
    Bankiet. Teraz myślał głównie o bankiecie, o tym, gdzie się odbędzie i co on właściwie będzie miał tam do roboty. Był szpiegiem, na bankietach często pojawiały się ważne osobistości, a ważne osobistości często były szpiegowane. Często przez niego. Bankiet nie powinien być dla Jack'a niczym dziwnym, ale każde zadanie było przecież zupełnie inne i do każdego wolał się dokładnie przygotować.
    A więc, bankiet.
    Tak, teraz był pewien, że spędzi noc na przeglądaniu swoich rezerwacji. I tak nigdy nie mógł zasnąć.
    W końcu, kiedy znajdował czas na przesiadywanie w tych wszystkich kasynach?
    Nadmiar kawy rzekomo szkodzi, niedobór snu przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. Brednie.
    Brednie, przynajmniej według niego. // Jack, nikt inny.

    OdpowiedzUsuń
  75. W gruncie rzeczy nie wiedziała aż tak wiele. Żadne szczegóły nie były jej znane, nie była osobą, która dla przyjemności przeglądała sobie życiorysy (niezbyt bogate, co świadczyło o tym, że jest jeszcze coś takiego jak prywatność na tym świecie), niczym plotkara ze spożywczaka, której rozrywką jest opowiadanie bajek o innych sąsiadach. Nawet nie interesowały ją niektóre rzeczy, szczególnie to, jakiego papiery toaletowego używa. Ta część życia zazwyczaj mało kogo obchodziła i często okazywała się mało istotna, chyba, że grasował zamachowiec-mutant, który zabijał innych homo superior podmieniając ich papier. A na szczęście takiego przypadku jeszcze nie było.
    - Nie tym razem - zaśmiała się krótko pod nosem, usadawiając się wygodniej na krześle. Zza ramienia wyłoniła się postać kelnerki. - Kawę, proszę. Białą. - Szybko pozbyła się obsługi. Nigdy nie lubiła, jak zawracała im głowę w momencie, kiedy wypadało, by agentka wyjaśniła cel "przypadkowego" spotkania.
    W myślach przyznała, że pomysł z podłączeniem krzesła do prądu nie jest taki zły, trzeba pomyśleć nad jego wykonywaniem. I może się przydać.
    - Wybacz, że cię tak zaskoczyłam. Mam coś dla ciebie, tak na początek.
    Po blacie przesunął się w stronę Paige odkupiony dysk. Może nawet lepszy niż ten, który miała wcześniej, a który teraz był kompletnym śmieciem.
    - Stwierdziłam, że muszę dowiedzieć się czegoś o najemniku, który poluje na dokumenty o wielkiej wadze, a który ratuje setkę ludzi z płonącego budynku. Skądś to znam - mruknęła. A znała z autopsji. W jej wypadku było to coś w stylu poprawiania wizerunku, nadrabiania braków, odkupienia. Nie wiedziała, na jakiej zasadzie działała Husk. Być może dorabiała sobie tylko, a miała pecha do zleceniodawców. - Zdajesz sobie sprawę, że nie ma czegoś takiego jak przypadek, prawda? - Spojrzała na dziewczynę. Zapadła kilkusekundowa cisza. Natasha wypuściła powoli powietrze, powracając do rozmowy. - Sprzątaczki mutantów nie giną ot tak. - Ściszyła głos do takiego tony, by nikt inny jej nie usłyszał. - Być może jesteś w poważnym niebezpieczeństwie.

    OdpowiedzUsuń
  76. Black w zasadzie też mógł spać, kiedy chciał - Fury chyba już przyzwyczaił się do buntowniczego nastawienia Mścicieli, więc jeden agent nie robiłby mu różnicy.
    Jeden szpieg. Szpieg, jakich mało...
    Dobra, może minimalną różnicę.
    Nie miało to jednak znaczenia w przypadku mężczyzny, który cierpi od jakiegoś czasu na nieuleczalną bezsenność. Na początku zastanawiał się, czy to nie jego gen X ma jakieś zastrzeżenia, jednak stwierdził, że to niemożliwe. W końcu podstawowa mutacja ujawniła się już dawno temu...

    Jack pokiwał głową, wpatrując się w menu.
    - Problemy w rodzinie... Całkiem prawdopodobne... - mruknął, przewracając stronę. Po chwili spojrzał na Husk. - Jeśli tylko masz jakieś pytania, słucham. To może być ciekawe - uśmiechnął się pod nosem.
    Bronienie się przed krzyżem pytań miał opanowane, na wypadek przesłuchania, jednak, w zasadzie, zawsze zastanawiał się, jak to jest chociaż raz udzielić całkiem szczerego wywiadu. Kłamstwo miał prawie w genach, a rzadko ktokolwiek pytał go o cokolwiek dotyczącego jego osoby.
    Ot, byłoby to dla niego nowe doświadczenie.
    Jak zaproszenie na obiad.

    OdpowiedzUsuń
  77. [Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Był strach, że przynudzam, więc karta została skrócona. A teraz, żeby się dobrze bawić i rozkręcić Danny'ego, trzeba będzie żebrać o wątki.]

    OdpowiedzUsuń
  78. Black na wstępie roześmiał się cicho, zamykając kartę.
    -Tak, zdecydowanie, u mnie też są drogie... - pokiwał głową z niezwykłym przekonaniem. - Jeśli chodzi o wiek... Czy wyglądam aż tak staro? - spojrzał na nią z uniesioną brwią. Szybko jednak stwierdził, że wypadałoby odpowiedzieć na pytanie. - Nie, o zdrowie się nie martwię. Chyba, że o to psychiczne. Przebywam ze zbyt dużą ilością wariatów, więc można powiedzieć, że za parę lat pewnie wysiądę... - podrapał się po głowie, przypominając sobie widok rozsypujących się w pył szpilek, latającej kobiety czy chociażby boga mierzącego w niego swoim młotkiem.
    Tak, zdecydowanie, była taka szansa.
    - Jeśli chodzi o zrzędliwość... Zdaje mi się, że siedząc pod jednym dachem z największą zrzędą na świecie można się na to trwale uodpornić. - Uśmiechnął się do Paige. Miał na myśli swojego szefa, choć sporą zrzędą można by chyba też nazwać Wandę Maximoff...

    OdpowiedzUsuń
  79. Jack uśmiechnął się pod nosem, ciesząc się, że ma w rękawie tego swojego asa. Zamierzał chociaż raz powiedzieć coś, czego nikt się nie spodziewał.
    W zasadzie, uchodził za nieprzewidywalnego i rzadko mówił coś, czego można się było spodziewać, ale...
    Szczegóły, szczegóły, szczegóły.
    - Nie mieszkam sam, nie mam pustej lodówki, jestem hetero, a z mamą kontaktu nie utrzymuję - wyrecytował zgrabnie, stukając cicho palcami o kartę.
    - Mówiąc ściślej, mieszkam z dwoma psami i okazjonalnie bratem, jestem wolny, a jeśliby chodziło o rodzinę, to kłócić się mogę tylko z Adamem - dodał po chwili.
    Młodszy brat był w Instytucie Xaviera mniej więcej w tym samym czasie, co Jack, więc była szansa, że któryś z jego znajomych z tamtych czasów miał o nim jakieś mgliste pojęcie.
    - A lodówka jest wypchana alkoholem i psim żarciem... - wymamrotał, machając do kelnera i prosząc, żeby podszedł.

    OdpowiedzUsuń
  80. Seriale i filmy kryminalno-sensacyjne bardzo mocno koloryzowały niektóre środki, jakie stosowały organizacje ścigania przestępców. Jednak nie wiedziały też o sporej ilości chwytów, które stosują. Szczególnie jeden, organ ścigania superzłoczyńców, mający tak wielką siatkę szpiegowską, że prawdopodobnie nikt nie połapałby się w tym całym bagnie, jeśli nie śledził tego od samego początku. Tarcza była dosyć specyficzną organizacją. Nie zajmowała się niczym konkretnym, bo wszystko można było uznać za priorytetową sprawę, wymagającą działania służb specjalnych. A nie było lepszych niż właśnie agencja Nicka Fury'ego.
    Bynajmniej stosować teraz sztuczek nie zamierzała i nie mogła. Nie dostała rozkazu skonfrontowania się z Husk, nie miała też podstaw i ochoty. Była tu z własnej woli, podkuszona ciekawością.
    - Jestem tą sprawą zainteresowana - odpowiedziała całkiem szczerze, na moment przerywając, kiedy kawa wylądowała na stoliku. Uśmiechnęła się krótko do kelnerki, czekając aż odejdzie. - Jak mówię, ludzie tacy jak ja nie wierzą w przypadki. W coś jesteś zamieszana. Gangi mutantów? Porachunki? Pojawiłaś się w nieodpowiednim miejscu kiedyś?
    Nie chciała jej mówić wprost, że ona sama miała kiedyś na karku cały światek przestępczy, organizację szpiegowską, najlepszych asasynów i była cholernie na bakier z prawem. Wiedziała jedno - jeśli Husk ma kłopoty, sama obronną ręką z nich nie wyjdzie.

    OdpowiedzUsuń
  81. Clint nie pozwalał nikomu na ratowanie swojego życia. Nie lubił mieć długów, nie lubił być zależny od innych. Trzeba jednak przyznać, że jeśli łucznik zostaje zaatakowany od tyłu, i na dodatek kończą mu się strzały, ciężko odmówić pomocnej dłoni.
    Teraz jednak dług trzeba było spłacać. Jego wybawca wysłał go więc do Włoch. Miał pilnować jakiejś dziewczyny, a raczej upewniać się, że ta niczego nie spieprzy. W każdym razie, nie wydawało mu się, jakoby to miało być coś niezwykle ciekawego. Pomijając podróż do Europy spłaconą z własnej, prawie pustej już kieszeni i włoską mafię, oczywiście.

    Pojawił się na lotnisku jakieś trzy minuty po swojej towarzyszce, jednak przy odprawie zatrzymali go, dyskutując na temat kołczanu ze strzałami i łuku, który trzymał przy sobie. Jakieś dziesięć minut później przeszedł przez wszystkie bramki, klnąc pod nosem na upartość pracowników lotniska. Trzymał swój kołczan na plecach, przechodząc między pustymi ławkami. Powiedziano mu, że jego towarzyszka miała być blondynką, jednak nie było to do końca pewne. Nie specjalnie zrozumiał, o co właściwie chodziło, ale w okolicy wypatrzył tylko jedną kobietę, i to o blond włosach, więc podszedł do niej i zapytał:
    -Paige Guthrie?

    OdpowiedzUsuń
  82. [Cóż, jedno jest pewne: oboje są kimś w rodzaju najemników. On to raczej Hero for Hire, więc nie pała się podejrzanymi robotami, szczególnie podczas tej dziwnej wojny, w którą go wplątano. Husk pewnie nie ma takich dylematów podczas przyjmowania zleceń. Ale zawsze możemy ich jakoś przez to powiązać w wątku. Jeśli chcesz, oczywiście.]

    OdpowiedzUsuń
  83. [Dobry. Nie masz za co przepraszać, to takie małe, niepozorne dziewczę. Zamiast przepraszać, to możesz podrzucić pomysł na wątek :D]

    OdpowiedzUsuń
  84. [Byłoby cudownie, moja wdzięczność już teraz jest ogromna. Czekam cierpliwie.]

    OdpowiedzUsuń
  85. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  86. Dla Clinta nie było rzeczy niemożliwych.
    To było jego pierwsze i podstawowe motto, którego zamierzał się trzymać.
    Złapał paczkę cukierków w locie i uśmiechnął się pod nosem. Może jednak nie będzie tak nudno. Nie zamierzał od początku wrogo się nastawiać, a jeśli i jego partnerka na pierwszy rzut oka nie wydawała się drętwa, tym lepiej.
    - W takim razie, słucham - wręczył jej otwartą paczkę, uprzednio częstując się jednym M&m'sem. .
    Kto nie lubi M&M'sów?
    Sam nigdy nie twierdził, że nadaje się do swojej pracy. Prawda była taka, że może i marzył o roli superbohatera, jednak to rząd zauważył go i zatrudnił. Nie mając żadnych nadzwyczajnych zdolności, można by się zastanawiać, czy to ma sens. Clint jednak za swoją umiejętność uważał celność, więc nigdy takie myśli nie wpadały mu do głowy. Czy uważał się za kompetentnego?
    Jeśli nikomu w okolicy nie przeszkadzały głupie żarty, to owszem.

    OdpowiedzUsuń
  87. Nic dziwnego, że Nat była obeznana w tych sprawach. Jeszcze zanim zaczęła swoją stosunkowo krótką, ale aktywną karierę w Tarczy, miała już na koncie parę ciekawych i dosyć niebezpiecznych spotkań z różnymi ugrupowaniami homo superior, więc dosyć znała się na rzeczy, zanim jeszcze porzuciła kryminalną przeszłość. Teraz też przecież siedziała w bagnie spraw mutantów prawie po uszy. Nie dość, że toczyli bezsensowną wojnę o zasady, dobre imię i chore teorie, to dodatkowo sama często miała na muszce ludzi i mutantów, którzy mogą mocno zachwiać tym zmieniającym się radykalnie światem. Dodatkowo, była nawet z jednym mutantem (pomińmy, że z X-Menem, bo to teraz delikatna sprawa) w zawiłych, romansopodobnych stosunkach, nie do końca określonych i możliwych do nazwania. Więc coś wiedziała.
    - Więc o co w tym wszystkim chodzi? Zginęła, bo tak się stało? - spojrzała na Husk, znad pary unoszącej się nad kawą. Mogła spokojnie wziąć sobie mrożoną kawę, w końcu było ciepło na zewnątrz. - Coś musi być na rzeczy, Paige.

    OdpowiedzUsuń
  88. [nie mogłam się powstrzymać, żeby wizerunku Bena, który to Daredevila grał użyć, a więc jest :> Dzięki bardzo, miło mi. Twoja karta też mi się podoba, o.]

    OdpowiedzUsuń
  89. [Nie ma za co :3. Ja na wątek też jestem chętna, ale właśnie pomysłu nie mam.]

    OdpowiedzUsuń
  90. [No cóż, mi to pasuje :> i w sumie jest bez różnicy klimat wątku. Husk z Daredevilem nie mają żadnych marvelowych powiązań, więc same mogłybyśmy coś wymyśleć. I właśnie dla odmiany nic, co miałoby związek z tymi wszystkimi wybuchami ;d]

    OdpowiedzUsuń
  91. [pierwsza wersja chyba mi się najbardziej podoba xD. Matt jakoś z natury ma pecha do kobiet (Wdowa go rzuciła, Elektra mu umarła, coś zawiłego z Heather Glenn, która się chyba powiesiła). I mógłby być sam do tego wkręcony przez kogoś (kogo to już tam mało ważne). Powiedzieliby mu, że to tylko zwykłe spotkanie z klientem, czy coś.
    Co do drugiej propozycji, Matt raczej by na nią zbyt wielkiej uwagi nie zwrócił, albo skwitował to śmiechem i poszedł dalej.
    Co do trzeciej... raczej byłby to niezbyt dla Husk miłe, bo i nie lubi niekompetencji.]

    OdpowiedzUsuń
  92. [W takim razie niech będzie pierwszy pomysł, no :3. Możesz ty zacząć? Ja się jakoś nie bardzo mogę w Matta wczuć.]

    OdpowiedzUsuń
  93. [Jak najbardziej jest chęć xD Co do wątku: może Husk podczas wizyty u Profesora X natknie się na Forge'a, który akurat zmierzał do Blackbirda by go naprawić?]

    OdpowiedzUsuń
  94. [Pomysł lepszy od mojego, więc z miłą chęcią się na niego zgodzę x3 Mam zacząć czy Ty byś chciała? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  95. [Dobrze, czekam cierpliwie i dziękuję z góry za zaczęcie x3]

    OdpowiedzUsuń
  96. Matt był typem faceta, że jak już jakaś kobieta go polubiła, to coś zawsze wychodziło nie tak jak powinno. Albo coś im nie wychodziło, albo coś im przeszkadzało i nic z tego nie wychodziło. A więc po jakimś czasie Matt nawet po prostu się poddał. I żył własnym życiem, starając się nie myśleć, co spotkało ukochane osoby. Tak wiele stracił... I po prostu już miał dosyć nieudolnych prób z których i tak nic nie wychodziło.
    A więc kiedy Foggy powiedział mu, że ma się spotkać z klientem (nawet nie uprzedził go, że to kobieta jest!) w restuaracji, wcale się nie zdziwił. Zwłaszcza, że przecież Franklin był jego partnerem i często dawał mu zlecenia, których sam nie chciał wziąść, albo po prostu kiedy nie miał na nie czasu czy ochoty.
    A więc Murdock wyszedł z kancelarii, nie spodziewając się żadnych głupich żartów ze strony Nelsona.
    Spokojnie szedł ulicą, z białą laską, którą sam zmodyfikował. Mogła spokojnie słuzyć mu jako broń, specjalnie ulepszona właśnie w tym celu. Tak w zasadzie, laska nie była mu potrzeba. Ale dzięki niej o wiele łatwiej było mu iść pośród tłumu, który odsuwał mu się z drogi. A on ich widział dzięki temu swojemu całemu "radarowi". I spokojnie wykrywał ludzi w okół siebie.
    Wszedł do restauracji, nieco zdezorientowany, gdzie też powinien się skierować. Po chwili jednak przypomniał sobie, że przecież Foggy podał mu numer stolika. Tak więc po zapytaniu kelnera, ruszył w tamtą stronę i stanął obok stolika, obok dziewczyny. Zabawne, że od razu wiedział, że to dziewczyna. Mimo, że przecież nie widział.
    - Dzień dobry. Nazywam się Matthew Murdock i podobno chciała pani ze mną porozmawiać. - przedstawił się, wyciągając do niej rękę. Drugą postawił swoją laskę obok stolika i poprawił okulary zsuwające się z nosa.

    OdpowiedzUsuń
  97. [Dobrze wiedzieć, ale uważaj: nie daj się zawsze niecnie wykorzystywać xD]

    Hangar w Instytucie Xaviera dla Uzdolnionej Młodzieży. Blackbird a pod maszyną nie kto inny jak Forge. Przeklinał wszystkich X Menów, którzy sterowali jego cudeńkiem tak lekkomyślnie. Mamrotał sobie niezrozumiałe dla nikogo rzeczy, żeby wyzbyć tą frustrację z siebie, ale Blackbird koił jego nerwy gdy widział, że znowu działa. Tak, Forge jak sobie pomarudzi to robi mu się lepiej.
    Oczywiście skupiony na kabelkach nie usłyszał głosu mutantki, ale jak głośniej się odezwała to wystraszony huknął się czołem o metalową powierzchnię z charakterystycznymi słowami "Au!".
    Wyjechał spod maszyny na deskorolce, na której leżał, masując obolałe czoło.
    - Moje czoło... - mruknął i spojrzał na Husk z uniesionymi brwiami.
    - Paige? Czego duszyczka pragnie od biednego Wynalazcy? - uśmiechnął się lekko.

    OdpowiedzUsuń
  98. Matt miał doświadczenie dość spore, ale niestety nie było ono pozytywne. Związywanie się z kimś, kto wymyka się w nocy, by skakać po dachach budynków w czerwonym stroju diabła... No cóż, nie było to zbyt rozsądne. Zwłaszcza, że już kilka osób go skojarzyło z Daredevilem i jakiekolwiek bliższe związkiem z Murdockiem mogły tylko bokiem wyjść. Zaraz ktoś by to wykorzystał i proszę bardzo, Matt nie ma kolejnej ukochanej osoby, a serce już w kompletnej rozsypce. Nie, on nigdy by się na żadną "randkę w ciemno" nie wybrał. A czemu tu był? Bo jego przyjaciel był kompletnym idiotą. Ot co.
    Zabawne, że dziewczyna tak pomyślała. Może i nie widział, ale świat postrzegał w zupełnie inny sposób. I gdyby ta laska, dziewczyna nigdy nie domyśliła się, że rozmawia ze ślepcem. Zwłaszcza, że ten spokojnie mógł przeczytać kartę, po prostu dotykając słów. I dzięki swojemu wyczulonemu dotykowi spokojnie mógł to wszystko przeczytać. Gorzej, jak laminowali karty. Wtedy niestety miał problem, bo przecież aż taki super nie był, żeby przez to czuć.
    Usłyszał to delikatne wahanie w głosie, niepewność. Czyżby Foggy nie uprzedził jej, że będzie rozmawiać z niewidomym? No cóż. Ale jest przecież jednym z najlepszym. Powinna po prostu mu zaufać.
    Nie wnikał w jej wiek, czy też status. Był po prostu uprzejmy, jak do wszystkich swoich klientów.
    - Możesz mi mówić po imieniu. - powiedział spokojnie, posyłając jej delikatny uśmiech. Matt nigdy nie był jednym z tych sztywniaków i z wszystkimi starał się mieć raczej luźne kontakty, jednak czasami po prostu nie wypadało. Kiedy rozmawiał z klientem właśnie. Bo właśnie tak w tej chwili myślał, prawda?
    - A więc co dla mnie masz? Franklin jakoś nie wspominał mi nic o twojej sprawie, więc... mów śmiało.
    Dla niej może i zabrzmiało to dziwacznie, ale co miał zrobić, skoro myślał, że dziewczyna chce po prostu skorzystać z jego prawniczych usług? Nelson nie dożyje następnego dnia. Dowie się, że z Daredevilem zadzierać nie warto.

    OdpowiedzUsuń
  99. Tyle, że jej koleżanki o niczym pojęcia nie miały. To właśnie Nelsona widziały, z nim rozmawiały i myślały, że to z nim Paige jest umówiona. Chyba nikt nie wpadłby na pomysł, że Foggy będzie na tyle głupi, że przyśle swojego przyjaciela, który o całym spotkaniu nie ma najmniejszego pojęcia, a po prostu myśli że jest to spotkanie z klientem.
    Doskonale słyszał tą zmianę w biciu jej serca, które zdradzało jej oszołomienie. Matt działał niczym wykrywacz kłamstw i emocji - wszystkie były zależne od bicia serca, pocenia się, nerwowych dygów.
    Ale teraz to Matt się zdziwił i tylko zabawnie zmarszczył brwi.
    - A czego innego pa... oczekujesz, kiedy na spotkanie z prawnikiem się umawiasz? Chyba oczywiste jest to, że ma pani jakąś sprawę w sądzie, czy coś podobnego... - mruknął Murdock, z wyraźnym zdziwieniem całą tą sprawą.
    A potem usłyszał jej kolejne słowa i miał ochotę zacząć walić głową w stół. Z przeciągłym westchnieniem ściągnął z nosa okulary, które tylko go irytowały. Oczy wciąż miał tak samo ładne jak przed całym tym wypadkiem. Jasne, niebieskie. Ale patrzyły gdzieś za dziewczynę, a nie prosto na nią. Zaraz też założył je spowrotem, nie chcąc, żeby dziewczyna poczuła się nieswojo.
    - Nie. Bo Nelson jest kompletnym idiotą. Jestem prawnikiem. Mój wspólnik, Franklin właśnie, wysłał mnie tu mówiąc, że mam klienta, a on nie może się tym zająć. - westchnął, przecierając twarz dłonią.
    Nie wyglądał na kogoś kto zajmuje się niebezpiecznymi rzeczami? Ha, Paige nawet nie miała pojęcia jak bardzo się myli. Rozmawia z Daredevilem, który za kilka godzin przebierze się i po dachach miasta zacznie skakać. Ale nigdy nic na zlecenie. Jego nie można kupić. I to właśnie jego nie-sprawność działała tu na korzyść Murdocka.

    OdpowiedzUsuń
  100. - Sprawy związane z X-Men, a to ciekawe. I zapewne nie podzielisz się szczegółami? - zamruczał pod nosem, kiwając głową jakby go to interesowało, choć faktycznie miało prawo go zainteresować, w końcu sam był jednym z X-Menów- A ja, oczywiście... bardzo stary bywalec - wyraźnie zaakcentował słowo 'stary'. Po słowach, które wypowiedziała wyraźnie nie przestawał się jej przyglądać, w końcu nie wiadomo co było jej celem, choć groźnie nie wyglądała trzeba było zachować wszelką ostrożność, a przecież przezorny zawsze ubezpieczony.

    [O, odpisałam z gigantycznym opóźnieniem, ale właściwie jestem na urlopie i wpadłam (chyba) na chwilę]

    OdpowiedzUsuń
  101. [O, to tak jak ja. Widzę, że nie jestem sama z tym 'lubieniem' Jonathana. I dzięki za powitanie :P]

    OdpowiedzUsuń
  102. [Miło mi to słyszeć, gdyż - nawiasem mówiąc - wcale się podobnych słów nie spodziewałam :D. Wątku podejmę się z chęcią i już teraz myślę nad jakimś sensownym powiązaniem... Obecnie przychodzi mi do głowy tylko jedno, a mianowicie:
    Zleceniodawca Husk dostał cynk od anonima (ewentualnie sam się tego dowiedział), że po Nowym Jorku spaceruje sobie bóstwo, dlatego wysłał Guthrie na przeszpiegi.
    Uch, z moim myśleniem dzisiaj jest kiepsko. Jeżeli masz inne pomysły, podrzuć je, a wtedy ładnie i bez szemrania zacznę wątek :3.]

    OdpowiedzUsuń
  103. [A dziękuję bardzo za miłe powitanie :D. I dzięki, Storm mi najlepiej pasował, bo to przecież wariat jest, duże dziecko. Niecierpliwy. A ja będę za to cierpliwa i ładnie sobie w takim razie poczekam, aż ogarniesz :3]

    OdpowiedzUsuń
  104. [Hm, wątek powiadasz? W sumie dlaczego by nie, tylko jaki?]

    OdpowiedzUsuń
  105. [Opcje są dwie, coś pokręconego, albo na spokojnie. Tak by obie postacie miały szanse się dogadać. I wiadomo, byle by dobrze się wątkowało :D]

    OdpowiedzUsuń
  106. [To się cieszę :D. Na co mam ochotę? Sama nie wiem, mi to bez różnicy. Ale żeby coś się działo, no.]

    OdpowiedzUsuń
  107. [Niech będzie. Poobijamy się :P Więc mam zacząć?]

    OdpowiedzUsuń
  108. [Witam i dziękuję za bardzo motywujące słowa na temat KP. Napracowałam się nad nią, ale widzę, że było warto. Jak już uporasz się z innymi kartami daj znać. Bardzo chętnie zacznę jakiś wątek. Pozdrawiam.]

    OdpowiedzUsuń
  109. [Oba pomysły mi się podobają, zwłaszcza że wątka tego typu jeszcze nie miałam :3. To może druga opcja, żeby większa rozruba była? Johnny mógłby zostać tam zaproszony jako właśnie Ludzka Pochodnia, bo przecież jego moce się powszechnie znane, a i ludzie lubią spotykać superbohaterów.]

    OdpowiedzUsuń
  110. [To próbuję. Mam nadzieję, że w miarę to jakoś będzie do przetrawienia.]

    Otworzył kopertę, którą ktoś kilka minut wcześniej wsunął pod drzwiami wejściowymi. Biała kartka, a na niej nazwisko i zdjęcie osoby, która miała być celem, a także adres i kilka wskazówek. Kobieta, o intrygującym spojrzeniu. Wyglądała na nietutejszą, ale pozory mogą mylić. Przyjrzał się uważnie fotografii, by zapamiętać jak najwięcej szczegółów. "Paige Guthrie" powtarzał w myślach, by potem kilka razy powtórzyć adres. Musiał zapamiętać. Kartkę spalił, by nie pozostały żadne dowody. Jednak zastanawiał się co mogła zrobić ta kobieta, że stała się celem, właściwie kłodą, która zawadza i to zdecydowanie za bardzo, gdzyż tylko na takich dostawał zlecenia.
    Na raz wychylił szklankę whisky. I pozwolił by Venom przejął nad nim władzę, ale nie całkowitą. Nie chciał furii. Wolał załatwić to spokojnie. Wymknął się z mieszkania przez okno i przy użyciu organicznych sieci w przeciągu kilkunastu minut znalazł się na miejscu. Dach budynku, gdzie znajdowało się mieszkanie ofiary. Idąc po ścianie głową w dół odliczał piętra i numery mieszkań. "To powinno być tutaj" przeszło mu przez myśl. Wybił szybę i znalazł się w środku. Mieszkanie stylowe, eleganckie, ale i czyste, jakby nie było tutaj nikogo od dłuższego czasu. Venom wywijając językiem we wszystkie strony wyraźnie był niezadowolony. "Nie ma nikogo, czyżby wiedziała?" miał podejrzenia, że ktoś ją uprzedził, choć było to mało prawdopodobne. Wysypał zawartość kilku szuflad, przejrzał papiery ułożone na półce. Nie było nic co mogłoby wskazać mu właściwy kierunek. Chrząknął okazując niezadowolenie. Opuścił mieszkanie tak samo jak do niego wszedł. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że folder uniwersytetu mógł być tym co miało zaprowadzić go do celu. Musiał zjawić się w tamtej okolicy. Od razu ruszył w kierunku uczelni.
    Przykucnął na dachu. Szczerzył zęby i wymachiwał językiem ze zniecierpliwienia. Nie dostrzegał jej. "Przecież musi, gdzieś się kręcić, a jeśli nie tu to gdzie?" powiedział w myślach sam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  111. [Oglądam sobie właśnie "True Blood" i mogę mieć szalone pomysły, więc ostrzegam. A mój niezwykle inspirujący plan polega na tym, aby... uwaga fanfary... nasze postacie poznały się podczas wypadku drogowego. Moja Sif nie orientuje się w zmianie świateł, a Ny to duże miasto, więc może Husk by ją potrąciła?]

    OdpowiedzUsuń
  112. Forge przytknął dłoń do ust gdy ta powiedziała, że ma mówić ciszej. No tak, zapomniał o ich dyskrecji. Czasem mutant był nierozgarnięty, ale to się wytnie.
    Spojrzał na mutantkę, marszcząc brwi a potem pokiwał głową i ruchem dłoni pokazał jak "zamyka usta jak zamek błyskawiczny".
    - Nikt nic się nie dowie ode mnie. - obiecał. - Pomijając fakt, że Profesor wszystko słyszy, jeśli tego chce, ale mniejsza... Co byś chciała? - zapytał, przyglądając się dziewczynie z zainteresowaniem.

    OdpowiedzUsuń
  113. Johnny stał się ostatnio czymś w rodzaju maskotki. Ludzie po prostu zapraszali go niemalże wszędzie, bo przecież jeśli zjawi się tam Ludzka Pochodnia, to ludzi od razu więcej przyjdzei i wszystko będzie super. Mieć takiego gościa na swoim przyjęciu było mieć najzywczajniej w świecie dobrze, bo wtedy wszystko wydawało się lepsze. I skoro przychodzi tu superbohater, to czemu nie i inni?
    Storma mówiąc szczerze cholernie to nudziło i najchętniej wszystkim tym ludzią powiedziałby, żeby poszli się wypchać, albo zaprosili kogoś innego. Reeda. Bena. Albo nawet Sue. Ale nie, oni chcięli właśnie jego, bo to on robił najlepsze wrażenie, najlepiej się sprzedawał. Bo był właśnie takim niepokornym wariatem, którego lubić po prostu trzeba było. Reed był nudnym naukowcem, Ben nie dałby siebie tak traktować, a Sue przecież robiła się niewidzialna, więc to spektakularne nie było. A on - mógł po prostu sobie stać i się palić i wszyscy by się zachwycali.
    Idioci.
    Wysiadł za auta, poprawiając ten nieszczęsny krawat. Powinni zabić tego, który wymyślił, że na takich przyjęciach właśnie tak trzeba było się ubierać. Nie mogli rzucić hasłem "wszyscy przychodzą w dresach!" albo "dżinsy miło widziane!"? Najwyraźniej nie. Oj, Johnny, pocierpisz sobie dzisiaj. Zwłaszcza, że pod spodem miał jeszcze swój kostium odporny na płomienie.
    Wszedł do sali bankietowej z niezbyt mrawą miną. Tyle ludzi. Tyle cholernie sztywnych ludzi, że Storm zaraz zwymiotuje.
    Przywitał się jedynie z organizatorem całego tego przyjęcia i starał się jak najlepiej wmieszać w tłum. Szkoda, że wszyscy i tak znali jego twarz.
    Jego wzrok powędrował ku dziewczynie przy jednej z kolumn. Coś mu mówiło, że chyba ją zna, a jeśli nie - to musi ją poznać. A więc podszedł do niej z łobuzerskim uśmiechem i kieliszkiem szampana w dłoni.
    - A co taka piękna dziewczyna robi tu sama? Czyżby nudziło cię to całe... przyjęcie? - zapytał, a jego głos zabrzmiał nieco pogardliwie, kiedy tylko wypowiedział ostatni słowa. I on był znudzony. Jak cholera.

    OdpowiedzUsuń
  114. Dostrzegł ją. To musiała być ona, pomyłka nie wchodziła w grę. Gdyby zabił nie tą osobe co trzeba ośmieszył by siebie, a nie mógł do tego dopuścić. Duma, honor i fachowość. Co, jak co, ale Venom nie lubił się mylić.
    Poczekał, aż skręci w uliczkę, gdzie ludzie nie kręcą się tak często jak główną aleją. Zszedł niżej. I będąc przyczepionym do ściany na wysokości jej głowy, czekał aż zbliży się.
    - Panna Paige - powiedział metalicznym głosem, a jego język zbliżył się do niej niebezpiecznie. Mógł ją od razu zabić, ale przeczuwał, że coś w tym wszystkim nie gra.

    OdpowiedzUsuń
  115. [Bardzo lubię zaczynać, ale robiłam to już dziś cztery razy i nie dam rady piąty. Może jutro rano naskrobię coś sensownego ;]

    OdpowiedzUsuń
  116. Uniósł lekko brwi, patrząc jak to kieliszek tłucze się o ziemię. Nie bardzo rozumiał czemu dziewczyna to zrobiła, a więc po prostu patrzył na nią, raczej z żywym zainteresowaniem. Bo on się interesował każdą kobietą... Zwłaszcza tak ładną.
    - Czemu tak uważam? Bo to jest najbardziej ironiczna rzecz jaką w ogóle mogli zrobić. - westchnął, wzruszając ramionami. - Mogli te pieniądze wydane na bankiet wydać na jakiś lepszy cel. - stwierdził spokojnie, poluźniając lekko ten uporczywy krawat, którego tak bardzo nienawidził.
    - Widzę. - mruknął, uśmiechając się do niej lekko. - Jestem Johnny Storm, tak w ogóle. I na tym bankiecie potraktowali mnie trochę jak maskotkę. - powiedział, po czym wyciągnął do niej dłoń. Szczerzy. Szczery do bólu, zupełnie tak samo jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  117. Zaśmiał się cicho na jej słowa i skinął głową.
    - W takim razie bardzo miło mi cię poznać. Przynajmniej jest ktoś, kto też uważa to za idiotyzm. - stwierdził. Johnny ogólnie był cieplejszy od zwykłych ludzi, bo jego zwykła temperatura ciała to koło czterdziestu stopni celcjusza. Niektórzy usilnie twierdzili, że on po prostu ma wieczną gorączkę, przez co kiedy raz trafił do szpitala tylko pogarszali jego stan, chłodząc jego organizm.
    Nie zwrócił zbyt wielkiej uwagi na to, że ta mogła go nie kojarzyć. Nie był przecież jedynym i trudno byłoby skojarzyć ich wszystkich.
    - Nie. Ale mogliby je dać komuś, kto nie wydałby tego na coś podobnego. - stwierdził.
    - Niestety. Mogliby chociaż nam płacić, a nie. Czasem czuję się jak tania siła robocza. - westchnął, a kiedy zobaczył wzrok dziewczyny, posłał jej lekki uśmiech. - Ludzka Pochodnia się kłania.
    - W porządku. Jakoś to przeżyję. - stwierdził, puszczając do niego perskie oczko.

    OdpowiedzUsuń
  118. [Oh, bardzo się cieszę. A skoro tak to może masz jakiś pomysł na wątek? Chętnie zacznę.]

    OdpowiedzUsuń
  119. Prychnęła rozbawiona na tyle głośno, że siedzącą parka na drugim końcu sali zerknęła w ich stronę. A już myślała, że Husk zaczyna gadać mądrze, skoro już przekonała się, że nie uda jej się zbyć Natashy z tematu morderstwa.
    - Ja i moi koledzy? - nadal rozbawiona odłożyła kawę, którą jeszcze przed momentem miała ochotę wypić. Nie udałoby się jej to, bo stwierdzenie Paige wyjątkowo ją rozbawiło. Kiedy dziwna ochota na chichot została zwalczona, westchnęła delikatnie i spojrzała na dziewczynę. - Słuchaj, ja mogę naprawdę wyglądać na kogoś niemiłego, ale uwierz mi, nie uganiam się za zwykłymi najemnikami tylko dlatego, że wpadam na nich podczas rutynowego zadania - ściszyła głos. Miała wrażenie, że parka zaczyna im się coraz bardziej przyglądać.
    Urwała na chwilę, zbierając powoli myśli. Jej palce bębniły cicho o blat stolika.
    - Zdaj się na moje słowa. - Spojrzała w oczy Paige. - Wiem, że ledwo się znamy, ale ja znam sytuacje takie jak ta. Najemnik, chce sobie dorobić, jakoś się utrzymać, dać radę w życiu. Pokazać, że ma talent. A potem kończy się to źle, bo wpada w sieć, którą zatoczył dookoła siebie zupełnie niechcący. Jeśli zleceniodawca maczał palce w czymś tak paskudnym, rzeczywiście może chcieć cię zlikwidować. A wtedy tytanowa powłoka będzie picem na wodę.
    Mówiła śmiertelnie poważnie, chociaż jeszcze przed chwilą chichotała.
    - Powiedz mi, co wiesz. Może uda mi się pomóc.

    OdpowiedzUsuń
  120. Nie wyglądała na mutanta, ale oczywistym było, że jakiś tam nic nieznaczący człowiek nie panoszył by się po korytarzach Instytutu. Przyjrzał jej się uważnie, jaką mogła mieć moc, co ją wyróżniało, pierwszy raz od dawien Logan zaczął analizować postać nowej osoby, zawsze zamiast pytać, wolał robić co innego, tym razem ze spokojem przyjął jej słowa.
    - Więc będziemy mieli nową towarzyszkę w grupie X-Menów? - spytał bez ogródek, w końcu sam należał do tej ekipy i choć z reguły działał sam to byli to jego znajomi, więc nic nie zaszkodzi dowiedzieć się czegoś w tym temacie - Wydaje mi się, że jeszcze trochę poczekasz na rozmowę z Profesorem.

    OdpowiedzUsuń
  121. [Olimp RPG i jakieś tam potterowskie fora? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  122. [Zacznę więc ;)]

    Midgard był przytłaczający w swojej chaotycznej formie. Sif starała się ze wszystkich sił, aby szybko dopasować się do tutejszych standardów, jednak wciąż miała problem ze zrozumieniem w jaki sposób tutejsi mieszkańcy przemieszczają się po ogromnym mieście, które samo w sobie stanowiło swoisty labirynt. Tego wieczora asgardzka bogini, dzierżąc w dłoni zużyty plan NY, wybrała się na spacer kolejnymi przecznicami, aby poznać okolicę. W pewnej chwili, zupełnie dla Sif niespodziewanej, usłyszała dziwny, irytujący dźwięk, lecz nim zdążyła dostrzec jego źródło jakaś tajemnicza siła wypchnęła ją do przodu sprawiając, że przez moment leciała w powietrzu, aby ostatecznie uderzyć w ziemię i przeturlać się po twardej nawierzchni ulicy. W jej stronę świeciły dwa jaskrawe punkty, zaś wśród czerwonej poświaty raz po raz migały jakieś skulone postacie.

    OdpowiedzUsuń
  123. Ogień. Dla Johnny'ego był on już najpiękniejszą rzeczą na całym świecie. Przecież praktycznie to właśnie on sprawiał, że Storm był taki wyjątkowy. Kiedyś sporo pływał i był w tym nawet dobry. Ale teraz nie przepada za deszczem, a baseny omija szerokim łukiem. Bo zimno i woda niestety zbyt dobrze na niego nie wpływają. Nawet w jego zwykłej postaci. Gdyby był chory, weźmy na to chociażby głupie zimne okłady. Zwykłym ludziom pomagają, a jego powoli wyniszczają i tylko pogarszają sprawę. Co do ubrał... zawsze je spalał. Dlatego też kostium, który zrobił dla niego Reed był na nim zawsze. Nie miał zamiaru później nago po mieście paradować, bo mu się ubrania spaliły, no!
    - Możliwe. - westchnął, wzruszając ramionami. Świat jest pełen egoistów, a dobrych ludzi jest naprawdę niewiele. Do tego, przecież tak łatwo ich skorumpować.
    Śmieszne było niestety to, że na swoje własne mieszkanie Johnny musiał zarobić sam. Co prawda, należał do Fantastycznej Czwórki i mięli swoją kwaterę, ale on chciał czasem chwilę spokoju, a nie Bena, który to zaraz mu pokój zdemoluje po raz tysięczny. Więc miał też swoje mieszkanie, na które sam musiał zarobić. Do tego oczekiwali, że będzie na każde zawołanie... A przecież był tylko skromnym mechanikiem.
    - Powinna mi wystarczyć świadomość, ale gdzieś żyć muszę. Do tego, zapraszają mnie na te wszystkie denne przyjęcia i myślą, że przyjdę w najlepszym garniturze. Nie ogarniają tego, że pracuje jako mechanik. - westchnął, wzruszając ramionami. Może i Johnny mógłby być łakomy na pieniądze, ale mu chodziło o najzwyklejsze opłaty. A nie dawali mu ani grosza, ale za to zawsze musiał być na każde zawołanie. Nigdy nikt mu nie powiedział, że "musi" ale przecież ludzie ogłosiliby go zdrajcą, gdyby tego nie robił.
    Kiedy podłoga się zatrzęsła, mina Storma zmieniła się diamentarnie.
    - Chyba już wolę nudne przyjęcie. - mruknął pod nosem, kiedy poczuł jak kawałek szkła przeleciał mu kawałek od policzka, prawie go rozcinając.
    - Świetnie. - burknął pod nosem, kiedy rozległy się kolejne dwa wybuchy. Widząc jak odłamki lecą prosto na ludzi, jego dłonie zapłonęły żywym ogniem. Posłał w ich stronę płonącą kulę, która to uderzyła w odłamki i zmieniła ich trajektorię lotu.
    Zerknął jeszcze na swoją rozmówczynię i zmierzył ją wzrokiem.
    - No i co tu jeszcze stoisz?! - zapytał ze złością. - Uciekaj, zajmę się tym. - warknął. Nie lubił, kiedy ktoś chciał pokazać, jak bardzo jest odważny, a później on tą osobę ratować musiał. Bo wciąż jeszcze się nie domyślił, że ma do czynienia z mutantką, która tak właściwie to może mu się przydać.

    OdpowiedzUsuń
  124. [Wątek będzie, acz zacznę go dopiero jutro. Na chwilę obecną piszę z komórki i nie wyobrażam sobie, bym mogła z niej wysyłać początki. Nie bij :c]

    OdpowiedzUsuń
  125. [Chyba każdy lub :3. Odpiszę jutro koło 11, 12, bo wtedy powinnam być w domu. Akurat jeszcze dzisiaj zastanowię się nad tym, co Sigyn ma przeskrobać :D.]

    OdpowiedzUsuń
  126. [Nie ma problemu. Ja od razu przepraszam za swoją odp, ale może być licha, bo ogarniam się po strażackich obowiązkach.]

    - Husk, Husk - powtórzył przyglądając się dziewczynie - Jeśli to Ty, a na pewno Ty to komuś jesteś coś winna. - odparł głosem metalicznym brzmiącym, jak w koszmarze sennym. Sam wyglądał jak nie z tej bajki. - Ktoś powiedział, że twoje życie zwróci mu to czego mu brak. Dziwnie nisko Cię cenią.
    Zeskoczył ze ściany, stając po przeciwnej stronie tak by być naprzeciwko ofiary, jednak nie był w stanie uśmiercić jej od razu. Venom mógłby, jednak Travis wyczuwał coś co musiało być tutaj 'haczykiem'. "Czym ona mogła zawinić?" zapytał sam siebie i próbował trzymać w ryzach Venoma. Przyglądał się jej uważnie, bardziej niż innym, których miał już na swoim sumieniu (o ile jeszcze miał je). Wyczuwał lekką obawę i strach, jednak nie mógł pozwolić na ucieczkę. Stanął tak by zablokować drogę ucieczki.
    - Dlaczego? - spytał po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  127. "Świetnie, metamorf" pomyślał, jednak nie jako Vemom, a Travis. Pierwszy raz w życiu Venom poddawał się bez wali, by jego świadomość wydostawała się spod pragnień i wymagań symbiota. Wskoczył na ścianę by móc podążać za kobietą. Wiedział, że do momentu równej powierzchni nie ma co zaczynać ataku, mógł po prostu spudłować. I po jaką cholerę budziło się w nim poczucie litości.
    oboje zatrzymali się na dachu, przestronna płaska powierzchnia. Idealna na pojedynek, choć nie to było po jego myśli. Tutaj coś nie grało, a Venom nie wyczuwał złych emocji. Doskoczył do metaroficznej dziewczyny i znów wymachiwał językiem, jednak natychmiast przestał. Nie wiadomo, czy z głupty , czy z ciekawości porzucił postać Venoma. Był Travisem, przeciętnym facetem. Stał naprzeciw.
    - Powiedz, dlaczego dostałem na Ciebie zlecenie?

    OdpowiedzUsuń
  128. Czy obawiał się śmierci? Nie. Nawet nie podejrzewał, że będąc mordercą mógłby stać się ofiarą, a sam w końcu dał się w to wciągnąć. Jakaś dziwna słabość.
    - Nie pytam o więcej, chociaż ciekawi mnie... w słusznej sprawie, czy dla nielegalnych korzyści? - musiał zadać to pytanie, z resztą i tak nie miał nic lepszego do roboty, w końcu siedziała na nim dziewczyna. Ho, dziewczyna... od jakiego to czasu? Uśmiechnął się, choć w tej chwili mogło to wydawać się nie na miejscu i totalnie kretyńskie, ale cóż poradzić, miewał takie dziwne reakcje.
    - W słusznej sprawie nie zabijam - dodał, nie przestając się uśmiechać.

    [Co? Jak? Gdzie? Za co?]

    OdpowiedzUsuń
  129. - Faktycznie, źle to ująłem, ale jakoś nie mogę inaczej dobrać słów. Z resztą z tego co wiem każdy z nas ma nieco inny pogląd na tą 'słuszność' - przestał się uśmiechać, dotarło do niego, że oficjalnie był na przegranej pozycji. Był pod nią, z ostrzami przy twarzy, w dodatku cholerny Venom, jakoś bał się być groźnym, przecież to była paranoja. Teraz był pewien, że to jedno z tych zleceń, których nie powinien był się podejmować, ale wiadomo pieniądze, a jak są potrzebne to zrobi się wszystko.
    - To co zamierzasz mnie zabić? Odwrócone role?

    OdpowiedzUsuń
  130. [Muszę, nie muszę. Coś wykombinować się chyba da, nie? :D Myślimy nad wątkiem :P]

    OdpowiedzUsuń
  131. [Dobrze, nie ma problemu. Skoro pomysły masz to ja chętnie się z nimi zapoznam. I poczekam :) Wiem, jak to jest jak się na komie pisze.]

    OdpowiedzUsuń
  132. [Więc spokojnie. Ja nigdzie nie uciekam i na pewno na wątek się jakiś załapiemy :D]

    OdpowiedzUsuń
  133. - Rozumiem. Po prostu się broniłaś - odparł podnosząc się do pozycji siedzącej i przyglądając się teraz już całkiem przeciętniej kobiecie, tak jak na samym początku nie był pewien co tutaj robi. Wpuścił materialną część Venom na swoją dłoń, by po chwili zniknęła.
    - Nie mogę tego obiecać, ale chwilowo masz spokój. Będę cię śledzić, przyglądać się temu co robisz - wziął głęboki oddech - ale najpierw będę musiał załatwić sprawę ze zleceniodawcą, zanim oni załatwią sprawę ze mną.
    Podniósł się do pozycji pionowej. Nadal byli na dachu.
    - Pomóc Ci zejść?

    OdpowiedzUsuń
  134. [Co mam zrobić, jak wszystkie opcje mi pasują? A w sumie to pierwsza i trzecia propozycja najbardziej mi do gustu przypadły. Więc tutaj najtrudniejsza decyzja. Ale widać, że głowę pełną pomysłów masz. :)]

    OdpowiedzUsuń
  135. Walki trwały nieprzerwanie, większe i mniejsze bity toczyły się w przeróżnych miejscach. Czasem ciężko było określić, gdzie akurat nastąpi spotkanie dwóch różnych frontów. Niestety - cierpieli przy tym niewinni, przypadkowi ludzie, czy mutanci niezamieszani w całą tą awanturę.
    Zaledwie kilkanaście godzin wcześniej przez jedną z ulic przetoczyło się kilka zwaśnionych ze sobą osób, a już po wszystkim trzeba było zajmować się rannymi.
    - Gdzie podziała się wasza rozwaga? Nie możemy pozwolić by cierpieli inni. - Profesor karcił swoich podopiecznych, jak małe dzieci. Nie chciał wojen, żadne waśnie nie były dobre.
    W sali laboratoryjnej zwanej też szpitalną leżała mutantka, jedna z tych, które opuściły mury szkoły w poszukiwaniu 'lepszego dobra'. Mutantka - Paige Guthrie, nazywana Husk. Profesor przyjrzał się jej aktom leżącym na stoliku, w obecnej chwili były już prawdopodobnie mało aktualne.
    - Hank, bądź tak miły i zajmij się młodzieżą, a ja pójdę do naszego gościa, który wkrótce powinien się przebudzić.

    Sala, gdzie leżała Husk znajdowała się w podziemiach Instytutu, wstęp miało tam tylko kilka osób. Jean Grey opuściła pomieszczenie ustępując tym samym miejsca Profesorowi. Pacjentka przebudziła się.
    - Jak się czujesz? - spytał głosem spokojnym i pełnym troski.
    Nie potrafił złościć się bez powodu, choć odejście ze szkoły, niektórzy nazywali już wystarczającym powodem by kogoś znienawidzić, Charles tak nie uważał. Nie można skreślić nikogo, jeśli nie znamy pewnych faktów, a na ślepo nie wolno oceniać. Dobrze wiedział, że prawdziwe świadectwo o sobie wystawi każdy sam w chwilach spokoju i opanowania, nie pod wpływem nagłych emocji, czy sprzecznych uczuć.

    OdpowiedzUsuń
  136. Zacisnęła mocniej wargi, przenosząc wzrok na parkę po drugiej stronie sali. Denerwowało ją, że wpatrywali się na kobiety ciekawskimi spojrzeniami, jakby nigdy wcześniej nie widzieli dwóch wymieniających złośliwie uwag kobiet. Chyba, że je podsłuchali. A skoro tak, to powinni wiedzieć, że nie chcą babrać się w tym bagnie. Z czystego rozsądku powinni odwrócić wzrok, zapomnieć, wrócić do własnych spraw, całkowicie przyziemnych, jak kupowanie wózka dla dziecka, imię dla potomka, mieszkanie, kredyt. Pod jej miażdżącym spojrzeniem obrócili się. Coś zaczęli do siebie szeptać.
    - Nie jestem zbytnio wylewna - wyznała. - Przynajmniej nie za często, więc będziesz musiała zadowolić się małą namiastką informacji. Słyszałaś o Avengers? - Oczywiście, że słyszała, każdy słyszał. - Działam pośród nich. Mówią na mnie Wdowa. Czarna Wdowa, taki jest mój... pseudonim artystyczny. A pracuję dla Tarczy. Zajmują się zadaniami ekstremalnymi w dziedzinie pokoju na świecie, bohaterów i takie tam pierdoły - powiedziała to tak zawile i cicho, jak tylko mogła, by było zrozumiałe dla Paige. Husk wydawała się rozumieć, za to nikt inny jej nie słyszał. I bardzo dobrze.
    Zapadła krótka cisza, po której miała w głowie doskwierającą myśl o tym, czy Husk ma jakieś granice mocy. Wszystko przez to "oddychanie dla zasady". Kiedy tylko otworzyła usta, nabrała powietrze i drgnęła palcem (który przed momentem był diamentowy), Natasha od razu wiedziała, że chce coś powiedzieć. Skupiła na niej swoje źrenice.
    - I tu mamy jakiś trop. Podejrzewam, że nie masz żadnej próbki przy sobie?

    OdpowiedzUsuń
  137. - Zdecydowanie od dawna jest ze mną nie tak. Robienie na przekór jest naprawdę fajne - odpowiedział wzruszając ramionami. Przecież jeśli trzymałby się zasad ona by już nie żyła, on siedział z tyłkiem u siebie w domu i zmywał z siebie ślady kolejnego morderstwa, ale nie. Był tutaj, proponował jej pomoc, a sam na siebie wydał wyrok. Wiedział, że prawdopodobnie i tak zleceniodawca go znajdzie, ale Venom tak łatwo się w niczyje łapy nie oddaje, a nie ma ochoty by jego 'żywiciel' stracił życie, gdyż sam musiałby opuścić jego ciało i czekać na kolejną ofiarę, a to mogłoby trwać kolejne kilkanaście dni, a może miesięcy.
    - Potraktuj to jako złośliwą przysługę - powiedział dość szybko i zbliżył się do niej, będąc już Venomem. Chwycił ją w pasie i wystrzeliwując organiczną sieć w przeciągu chwili stał na ziemi. Była wolna, a on nie dopełnił swoich obowiązków, nie spełnił zadania, jakie postawił mu ten ktoś kto nie życzył sobie by Husk żyła.

    OdpowiedzUsuń
  138. Profesor pamiętał ją i pamiętał jej brata. Niespokojne dusze, a tak wspaniałe dzieciaki. Uśmiechnął się w duchu.
    - Znalazłaś się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Avengers i X-meni trochę nazbyt rozszaleli się w mieście, niestety ktoś trafił i w Ciebie. Moi podopieczni pamiętają cię, więc zamiast zostawić cię na pewną śmierć przynieśli cię tutaj. Ja nikomu nie pozwalam odejść na zawsze. - Profesor uśmiechnął się pogodnie - Niestety będziesz musiała spędzić tutaj jeszcze trochę czasu, oczywiście możemy przenieść cię do któregoś z wolnych pokoi, chyba... że wolisz odejść i chcesz znów radzić sobie sama?
    Mimo wszystko ten pogodny wyraz twarzy nie znikał. Siłą nie zamierzał jej zatrzymywać, a dla dobra tylko zaproponował pozostanie. Żadnych rozkazów i poleceń. Wiedział, że w głowie kłębi się jej wiele pytań.
    - Ból nie powinien utrzymywać się dłużej niż dwie doby. Wszystkie kończyny masz sprawne aczkolwiek poobijane, jak z resztą całe ciało. Wszystko na swoim miejscu poza drobnymi uszkodzeniami wewnętrznymi i zewnętrznymi. Nic poważnego się nie stało, miałaś szczęście i refleks, widać, że twoje ciało próbowało się obronić.

    OdpowiedzUsuń
  139. - Tylko 50? Ale bardziej na tak, czy na nie? - nie myśląc wiele spytał, jakby chciał drążyć temat bez końca i w dodatku z jakiejś chorej ciekawości, choć właściwie nie robiło mu to różnicy, czy ktoś powróci, czy dołączy i kto to będzie. Nie interesowały go zmiany składowe w drużynie, zawsze i tak pracował sam, działał sam, był sam.
    - Daję jakieś 15 minut, a w ogóle pukałaś do drzwi? - spytał całkiem logicznie, czasem by wejść wystarczyło zapukać, a Profesor pozwalał wejść wypraszając osobę z którą rozmawiał, zależnie od istotności sprawy.

    OdpowiedzUsuń
  140. - Spokojnie, głowę wolę mieć na karku. I nie zamierzam się z nią rozstawać - odpowiedział kiwając głową i uśmiechając się z deka kretyńsko. Travis miewał dziwne poczucie humoru.
    Właściwie mógłby już iść. Powiedzieć "na razie" i zniknąć za zakrętem, ale przecież to byłoby zbyt zwykłe jak na niego. Wtrącanie nosa w nieswoje sprawy było naprawdę ciekawe i satysfakcjonujące, choć nie zawsze bezpieczne. Ale czy ktoś tu się martwi o swoje bezpieczeństwo?
    - To ilu jeszcze ma na ciebie zlecenie? - spytał patrząc na zamyśloną minę Husk.

    OdpowiedzUsuń
  141. - Tak, dopiero niedawno zmieniłaś postać, więc twój organizm jest mocno osłabiony. - Xavier zawsze wiedział co odpowiedzieć, zawsze wiedział co się działo, w końcu nie mógł pozwolić by jakiemukolwiek mutantowi się coś stało. Dla niego wszyscy byli rodziną, a on musiał mieć rękę na pulsie.
    - Zaraz przyślę Jean, przyniesie ci coś do ubrania i poda coś na wzmocnienie - zamyślił się chwilowo, jakby analizując myśli Husk, jednak nie trwało to długo - Jeśli zachciała byś zostać, zawsze jesteś tutaj mile widziana - dodał - Wiesz, gdzie mnie szukać. - uśmiechnął się i skierował do wyjścia "Będę w swoim gabinecie, tam gdzie zawsze czekałem na Ciebie" swoje słowa skierował telepatycznie do Husk.

    OdpowiedzUsuń
  142. - Jakbym słyszał siebie. Rozdarcie pomiędzy Instytutem, a wszystkim poza nim. Naprawdę, jest w czym wybierać. - wiedział coś o tych niepewnościach, sam w końcu kilka razy odchodził i wracał do tych ludzi, których choć czasem nienawidził to kochał jak rodzinę, której nie miał. Teraz jednak postanowił pozostać w skromnych progach Xaviera, był mu dłużny wiele, a w dodatku czuł, że musi zaopiekować się dzieciakami.
    - Palisz? - wyciągnął cygaro z kieszeni, z kultury zanim odpalił odezwał się, bo może i kobiety palą cygara. - A może coś do picia? - przekręcił głowę jak zdziwiony kot, czasem był naprawdę bardzo zabawny. W gabinecie Profesora ktoś przesunął krzesełko - Chyba będziesz mogła wejść za chwilę - powiedział wsłuchując się odgłosy dochodzące zza drzwi, słuch nadal miał świetny.

    OdpowiedzUsuń
  143. - Cholera, trafiłaś w sedno - tyle odpowiedział na jej pytanie, czy czuje się samotny. Uśmiechnął się nieco ironicznie, choć w głębi wiedział, że było w tym ogromnie dużo prawdy. Nie miał z kim pogadać, co mu po kumplach z warsztatu, czy przyjacielu, z którym widzieli się naprawdę rzadko. I dopiero w takich chwilach wychodziło na jaw, że odkąd towarzyszy mu Venom, Travis nie ma z kim pogadać.
    - W takim razie już nie będę cię zatrzymywać, pójdę sobie i dam ci żyć. - ukłonił się dość teatralnie i zrobił kilka kroków w tył. Nie miał zamiaru się narzucać. Naraził się zleceniodawcy, a na nią pewni nie jeden skrytobójca czekał gdzieś. Raz jeszcze skinął głową i odwrócił się na pięcie. Uśmiech z jego twarzy nie zniknął. Raz, dwa, trzy... odliczał jakby na coś czekał.

    OdpowiedzUsuń
  144. Także uśmiechnął się do kelnera, prosząc o to samo, co jego towarzyszka. Nie zastanawiał się nawet. To była dobra restauracja, więc nie spodziewał się dostać czegoś niezjadliwego...
    - Ciężko powiedzieć - stwierdził po chwili, kiedy kelner odszedł.- Chociaż, wydaje mi się, że to raczej ona nie utrzymuje kontaktów ze mną... - mruknął pod nosem. Nie lubił myśleć o swojej rodzinie, pomijając może brata i wujka Monty'ego. Sam był skłonny powiedzieć, że nie do końca pamięta, co rozdzieliło go z rodzicami. Nie wiadomo, czy to cała prawda, ale... Podobno wspomina się tylko to, co się nie wydarzyło. Ktoś kiedyś powiedział, że większość ludzkich wspomnień jest w pełnym sensie fałszywa i Jack miewał momenty, kiedy był skłonny się z tym zgodzić. Co prawda bardzo rzadko przychodziły chwile, kiedy w ogóle się nad tym zastanawiał, ale w końcu czasem ktoś mu o przeszłości przypominał.
    Jak Paige teraz, ale wyjątkowo mu to nie przeszkadzało. W końcu wyraził zgodę.

    [ Z dedykacją dla szpiegujących, a co. ]

    OdpowiedzUsuń
  145. [Raz, komp mi szwankuje. Dwa, w głowie siedzi mi pomysł na tatuaż więc odpowiedź będzie nieco krótka. Przepraszam.]

    - Niestety wiem ile można stracić - mówiąc to przed oczami miał kilka obrazów ze swojej przeszłości. Niepotrzebną śmierć niewinnych, a zbyt mało zabitych, tych którzy na życie nie zasługiwali. Zaciągnął się cygarem. Myśli jeszcze długo kołatały by się po jego głowie, gdyby nie otwierane drzwi od gabinetu.
    - Chyba twoja kolej, a ja poczekam by przekonać się co z tym zakładem, czy miałaś rację.
    Loganowi czasem bardzo pasowały głupie zabawy i zakłady, nie raz dawał się w to wciągnąć Jubilee czy Kitty, choć potem strasznie się irytował to dla niego to była też swego rodzaju rozrywka.

    OdpowiedzUsuń
  146. [O, dobroć twa Pani nie zna granic :D]

    Gdy tylko weszła do gabinetu Logan skierował się na taras, by móc spokojnie zastanowić się nad tym co właściwie tutaj robi. Obecność mutantki, która zastanawiała się nad powrotem dała mu do myślenia. Czy on właściwie chciał tutaj być, czy musiał? Nic go tutaj nie trzymało, w ciągu kilku minut mógł spakować swoje manatki i wrócić do Kanady, albo wyjechać do Japonii. Odegnał te myśli jednak szybko, wrócił do holu, gdzie już nie chciał trapić się wątpliwościami. Usiadł na podłodze pod ścianą na przeciwko wejścia do Profesora.

    Dziwne zmiany naskórka nie umknęły jego uwadze, a jej mutacja skojarzyła mu się nieco z mutacją Colossusa, choć u niego było to rozwinięte w nieco inny sposób.
    - I jak? Herbata była? - nie wstając z podłogi od razu odezwał się jak tylko drzwi zamknęły się za jej plecami.

    OdpowiedzUsuń
  147. Zaśmiał się, splatając palce obu dłoni.
    - Tylko gdzie ja znajdę mamie narzeczoną? - zapytał z zamyślonym wyrazem twarzy. - O zmianie pracy raczej nie byłoby mowy. Wiesz, jeżdżenie na wakacje to w gruncie rzeczy całkiem przyjemne zajęcie... Spotyka się starych znajomych, na przykład. - Uśmiechnął się do niej. Miło było znowu zobaczyć Paige, mieć świadomość, że chociaż jeden człowiek niegdyś przebywający w Instytucie nie pała do niego nienawiścią.
    W pewnym momencie spojrzał na Husk, zastanawiając się, co właściwie dzieje się z jej rodzeństwem.
    - A jak się miewa Cannonball? - zapytał z zaciekawieniem. Nawet, jeśli brat Paige powinien być teraz jego wrogiem, to przecież kiedyś w Instytucie znali się i czasem zamienili słowo, czy dwa. Z resztą, nic nie szkodziło zapytać.


    OdpowiedzUsuń
  148. Tak, pamiętał ten incydent aż za dobrze toteż jego mina wyrażała niesmak gdy sobie znowu wyobraził to wywinięte płuco... Yuck.
    - Nie musisz mi o tym przypominać. - stwierdził z krzywym uśmiechem na ustach, po czym pozbierał się z ziemi, zabierając deskorolkę ze sobą pod pachę.
    - Dobrze, to przejdźmy do mojego pokoju, gdyż tam mam rzeczy potrzebne do stworzenia ubrania.
    Znienacka wyszczerzył się.
    - Pobawię się w krawca. - dodał rozbawiony.

    OdpowiedzUsuń
  149. [Pisanie tej karty to było wielkie Proszę, proszę, żeby Maryśka mi nie wyszła. Zgadłaś - na wątek jak najbardziej chętna i podejrzewam, że Paige oraz Saskia znać się będą z uczelni, gdzie moja nadal sobie przychodzi. Od razu wyskoczę jednak z zasadniczym pytaniem: Czy Husk przyjęłaby zlecenie, które polega ni mniej, ni więcej na tym, aby przekabacić Lenssen na stronę X-Menów? :D]

    OdpowiedzUsuń
  150. [No tak, cóż za kształcące zajęcie - szpanowanie zdolnościami w jakimś zakamarku uczelni *-*. Mam zacząć czy może ty chcesz to zrobić?]

    OdpowiedzUsuń
  151. Zmarszczyła brwi. Coś jej tutaj nie pasowało. Nie miała tego pajęczego instynktu Petera Parkera, ale wiedziała, że to jakby cisza przed burzą. Było tu zdecydowanie za spokojnie. Od ich przybycia nikt nie wszedł do środka. Nikt też nie wyszedł. Wypuściła powoli powietrze. Znów przesadzała, tak, na pewno to jej zboczenie zawodowe. Powróciła do wypijania kawy. Smakowała całkiem dobrze.
    Miliarder w zbroi otoczony ludźmi w lateksie. Całkiem trafne określenie, na pewno rozbawiłoby Natashę i jej kolegów, gdyby powtórzyła te słowa komuś z drużyny. Szkoda, że Paige nie wypowiedziała tego na głos. Zapadłoby to w pamięć Wdowy na naprawdę długo.
    - Wojsko? - powtórzyła po niej, do tej pory próbując w milczeniu porządkować każde kolejne jej słowo w logiczną całość. - To stanowczo zawęża krąg poszukiwań, chociaż dalej jest wielkie.... Cóż... - urwała na moment, zastanawiając się, kto z wojska może coś chcieć od Husk. Wszyscy, mogła podpaść każdemu. Wojsko nie miało broni, której nie znałoby też SHIELD. Być może Tarcza zainteresowała się najemniczką tak samo, jak kiedyś zainteresowali się niejaką Czarną Wdową. Kącik jej ust delikatnie drgnął.
    Wojsko interesowało się na przykład Hulkiem. A dokładniej jego niedoszły teść, który polował na Bannera. Ross dostał nauczkę, a świat poznał Red Hulka. Strasznie zagmatwana historia. Wojskowi to trudni ludzie pod względem rozmów i umów. Mogą być nieprzewidywalni. Znała jednego żołnierza, który był tak szlachetny jak nikt inny. Z tymże Caps niewiele miał wspólnego z obecnym wojskiem.
    - Jeśli naprawdę jesteś w stanie odtworzy... - znów urwała. Często jej się to zdarzało, ale po sekundzie dokańczała zdanie. Kątem oka dostrzegła dziwny ruch tej ciekawskiej parki pod oknem. Trzy sekundy. - Padnij!
    Sześć kul z każdego pistoletu pomknęło w ich stronę, Natasha zrobiła unik, pociągnęła ze sobą Husk. Znów przyszło się im zabawić.

    OdpowiedzUsuń
  152. - Proszę, drzwi zawsze otwarte. - Profesor odwrócił się od okna i uśmiechnął się przyjaźnie wskazując wolne miejsce przy biurku, a sam zajął miejsce z jego drugiej strony. Złożył ręce, jakby szykował się do dłuższej przemowy, jednak nic takiego nie nastąpiło.
    - Domyślam się, że spotkałaś na swojej drodze obecnych lokatorów Instytutu. - nie czytał w myślach, spojrzał na butelkę coli i minę Husk, czasem mimika mówiła wszystko, nie trzeba było uciekać się do "tanich sztuczek".
    - Przyszłaś powiedzieć, że odchodzisz, po raz kolejny? - nie był złośliwy mówiąc o tym, po prostu byłoby to całkiem logiczne zachowanie, choć czy dawałoby to satysfakcję i zapewniło ucieczkę od problemów. Niekoniecznie.

    OdpowiedzUsuń
  153. - Pójdę zanim mnie zabiją, ostatnia kawa w życiu - odpowiedział z ironią - W końcu za samo towarzyszenie Ci zapewne grozi śmierć - ciężkostrawne poczucie humoru, jak na taką porę dnia i na takie wydarzenia, jednak czasem Travis był po prostu koszmarnie nieznośny i wcale nie był zabawny.
    Uśmiechnął się w stylu "o zgrozo, czy dobrze wyglądam" i zaczął się zastanawiać, czemu ona sądziła, że miało to być coś na wzór taniego romansidła. Travis od długiego czasu nie podrywał nikogo, nie miał zamiaru, a w dodatku nawet nie do końca był pewny, czy w obecnych czasach to się jeszcze stosuje, bo ostatnio to dziewczyny same pchają się do łóżek.
    - Będę na tyle miły, że za sponsoruję kawę, tylko zaproponuj kawiarnię. I w ogóle... palisz? - wyciągnął w kierunku Husk, w połowie pustą i nieco wygniecioną, paczkę papierosów - Black Devil, pasują do Venoma - dodał kąśliwie.

    OdpowiedzUsuń
  154. [Mam ostatnie pytanie - Sigyn ma się przedstawić przybranym czy prawdziwym imieniem, jednocześnie ujawniając swoją tożsamość? Czy może najpierw skłamie, a później, kiedy Husk zacznie coś podejrzewać, wyzna prawdę? Tak, wiem. Jestem upierdliwa i dociekliwa, ale zawsze wolę mieć jasną sytuację w wątkach :D.]

    OdpowiedzUsuń
  155. To było dziwne, choć nieprzyjemne uczucie mrowienia, rozchodzące się od biodra strzeliście w każdą z czterech pozostałych kończyn. Ból. Sif wiedziała o niem wiele, ponieważ doświadczała różnych jego for m w każdej z ośmiu pozostałych krain, jednak nigdy tu, w Midgardzie. Z tego względu leżała teraz bez ruchu, starając się zapamiętać owo straszne uczucie. Mijało ono stopniowo wraz z postępem leczenia, ale bogini wojny wiedziała, że nigdy nie wymaże z pamięci tych strzępków przerażających emocji, które pojawiały się i znikały na dnie jej umysłu. Ból i strach, które dotąd był jedynie cieniem podczas walk, teraz, tutaj w tym świecie, stały się tak realne jak jeszcze nigdy wcześniej.
    Dopiero po dłuższej chwili Sif kaszlnęła po raz raz pierwszy, rozprężając ściągnięte mięśnie. Jej nogi, dotąd podkurczone, rozprostowały się, a dłonie uniosły. Mogła się poruszyć.
    - Już dobrze - odpowiedziała spokojnie jednej z mieszkanek tego niezwykłego miasta, w którym się znalazła. - Wszystko w porządku, chciałam tylko oswoić się z bólem, zanim odejdzie.
    Ciemnoniebieskie tęczówki zwróciły się w stronę rozmówczyni.
    - Czy pomogłaby mi Pani wstać?
    Najważniejsze to do końca pozostać uprzejmym, dlatego do pytania kobieta dodała jeszcze szczery półuśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  156. Powinna była zorientować się wcześniej, znacznie wcześniej. Najgorsze było to, że przygotowali zasadzkę zanim jeszcze Husk zaszła do znanej im kawiarni. Nie tylko blondyna i jej kochać ze stolika na drugim końcu mierzyli do nich ze swoich spluw (z którymi nie chodzą zwykli szaleńcy), ale także kelnerka i pozostała dwójka gości. Zaklęła mocno pod nosem, dodatkowo po raz kolejny zapuszczając w myślach wiązankę o głupocie pod swoim adresem.
    Nie usłyszała nawet co mówiła do niej Husk. Zaczęła zastanawiać się, co się stało z prawdziwą kelnerką. Mierzyła do nich dziewczyna, która stała za ladą, rozdając teoretycznie kawałki ciast. Kobieta, która ich obsługiwała musiała leżeć ogłuszona gdzieś na zapleczu. Nimi będzie musiała zająć się potem. Ludzie mogą zainteresować się taką strzelaniną z ulicy, chociaż zabójczyni przy ladzie nacisnęła widać przycisk, który zasunął rolety przy oknach i wejściu. Przynajmniej nie będzie gapiów.
    Wiedziała, że Husk domyśli się szybko, co jest grane. Była jej wdzięczna, że zanim dobyła broni (miała tylko jedną spluwę) i przeanalizowała otoczenie, ona już osłaniała ją będąc pod postacią jakiegoś metalu. Nie mogły jednak tak wiecznie siedzieć, chociaż doceniła idealny wybór stolika.
    Załadowała pistolet i strzeliła w najbliższego zabójcę. Padł, zraniony w ramię. Jeśli dobrze trafiła, ból będzie zbyt wielki, by się podniosła. Ale nie wykrwawi się za to na śmierć.
    Przyszła kolej na pozostałą czwórkę. Nie było łatwo, ale chyba nie spodziewali się, że mają do czynienia z prawdziwą agentką i mistrzynią zabójstw. Nie mogła ich jednak zabić. Dlatego wyskoczyła zza stolika, łapiąc pierwsze lepsze krzesło przy sobie i z zaskoczenia uderzając naraz dwójkę zabójców. Miała nadzieję, że Paige nie pozostanie bezczynna.
    Parę minut później cała piątka leżała. Niektórzy na wpół przytomni, wszyscy żywi.
    - Odbierz im broń. Najprzytomniejszego przesłuchamy - warknęła, wybierając numer w komórce i posyłając Husk wymowne spojrzenie. - Phil? Mam małą masakrę, odbierz moje położenie, zlokalizuj i przyślij kogoś do dziesięciu minut. Ja sie ulotnię. Mogą być zakładnicy na zapleczu. - Rozłączyła się równie szybko, co wstała.

    OdpowiedzUsuń
  157. Niekiedy w życiu każdej istoty ludzkiej nadchodzi moment impasu – ścieżki rozwidlają się, a bohater jest zmuszony wybrać coś, co rzekomo ma być najbardziej odpowiednie. Zdecydowana mniejszość nie narzeka, większość zaś wspomina oraz zadręcza się domysłami. Nieustanne gdybanie, próba odwrócenia szkód oraz surrealistyczne dążenie do lepszej przyszłości. Sigyn, jako persona wciąż istniejąca, w swych dziejach wielokrotnie zadawała sobie pewne proste pytanie. Co by było gdyby
    … Unieważniła małżeństwo. Postanowiła zamieszkać wśród Wanów, w Waneheim, ojczyźnie matki. Porzuciła męża. Skończyła ze swoją egzystencją. Wariantów istniało wiele, toteż nieustannie głowiła się nad obraniem odpowiedniej drogi. Wszystkie pozornie identyczne, zachęcające, natomiast jedynie część z nich poprawna, nieczyniąca większych szkód.
    Nawet w Midgardzie zadręczała się sprawami wyższymi. Nic nie potrafiło odciągnąć jej wzroku od nieba. Żadna siła nie mogła wybić z głowy Sigyn myśli o pozostałych ośmiu światach. Często przemierzała miasto, nie patrząc przed siebie, co skutkowało wycieczką w całkowicie nowe rejony Nowego Jorku. Tym razem oczywiście stało się podobnie, bogini zaś wylądowała na uczelni.
    Zapewne musiała wyglądać śmiesznie. Kobieta o nieobecnym wzroku, przemierzająca korytarze wypełnione studentami. Czasami ta mała niewiedza ją drażniła. Obecnie bardzo chciała wrócić do domu, aczkolwiek to wszystko wzbudzało jej fascynację. W Asgardzie nie było podobnych placówek. W Asgardzie liczyło się żarcie oraz to, kto ma lepszą broń. Mimo iż byli cywilizacją nader rozwinięta, niekiedy sprawiali wrażenie ludu całkowicie prymitywnego.
    Nieważne. Powróćmy do nagłego pragnienia zaszycia się we własnym mieszkaniu. Otóż z wielką chęcią wyprułaby w kierunku domostwa, niestety nie miała bladego pojęcia, w jakiej dzielnicy się znajduje. I – o zgrozo – jak ma trafić do swego gniazdka. Te zaintrygowane spojrzenia ludzi mocno męczyły Sigyn, zwłaszcza że nie posiadała żadnego usprawiedliwienia na swoje postępowanie.

    [Okej, czyli na razie mamy wymówkę o hibernacji, a potem prawda jakoś wyjdzie na jaw. Kiedy na przykład Sigyn rekreacyjnie rozwali ścianę, Husk chyba będzie musiała uwierzyć. Albo S. przyzna się, Paige będzie chciała ją wyśmiać, a tamta właśnie zrobi coś… niemożliwego dla człeka. O, i wybacz za to powyżej ._.]

    OdpowiedzUsuń
  158. Poszło im całkiem szybko. Gdyby była sama, prawdopodobnie zajęłoby jej to parę minut dłużej, nim pozbyłaby się całej piątki napastników. Wszystko przez to, że upatrzyli sobie miejsce publiczne. Komuś naprawdę zależało na szybkim zlikwidowaniu Husk. Zawaliła zadanie i teraz najemnicy polują na nich?
    - Zostajesz - oznajmiła krótko, zatrzymując na krótko spojrzenie na Paige, która przechodziła koło niej. - Uwiniemy się zanim przybędą agenci. Nie chcę tu policji, bo oni lubią zadawać niewłaściwe pytania. A tak, przynajmniej unikniemy niepotrzebnej paplaniny - wyjaśniła, błądząc wzrokiem po całym pomieszczeniu kawiarni. Nie wyglądało jeszcze tak źle, oprócz przedziurawionego stolika wszystko było całe, acz poprzewracane.
    - Użyli go raz i okazał się śmiertelnie skuteczny - mruknęła, przyglądając się jeszcze gorącym pociskom, które wystrzeliły i nie doleciały do celu w ich postaci. - Niestety, użyli go na niewłaściwej osobie i teraz prawdopodobnie nie chcieli popełnić tego samego błędu. Skoro sama przyznajesz, że to rzadki pocisk z kwasem, mało kto będzie ich używał. Przeszukajmy ich. A z tym - wycelowała pistoletem na krótko w najbardziej przytomnego zabójcę pod ścianą, który patrzył na nią z nienawiścią - porozmawiamy sobie bardzo kulturalnie.
    Nie miał szans się podnieść, był cały obolały. Dlatego po sprzedaniu mu sierpowego i zablokowaniu rąk, usiadła obok i spojrzała w oczy. Facet był całkiem przystojny, choć nigdy wcześniej go nie spotkała. Będzie musiała dla pewności zapamiętać tę twarz.
    - Szybko i bezboleśnie - wyprostowała się, wypuszczając powoli powietrze. - Kto was wynajął?
    - Myślisz, że...
    - Mów co wiesz, będzie szybciej i oszczędzę swojej ręki.
    Zapadła krótka cisza. Nie spuszczała spojrzenia z mężczyzny, ale miała ochotę zerknąć na bok, na drzwi. Czy nikt nie idzie. Zajmował jej niepotrzebnie czas.
    - Czarna Wdowa, prawda? - odezwał się w końcu zabójca, uśmiechając i szczerząc zakrwawione od uderzenia dziąsła. - Krążą o tobie legendy.
    - Skoro tak, tym bardziej powinieneś wiedzieć, że nazwisko uratuje ci skórę. Choć ciekawa jestem, jakie to legendy. -
    Znów chwila ciszy. Nawet nie miał pojęcia, jak to ją irytowało. - Nie masz wyjścia. Zafunduje ci coś gorszego od szybciej śmierci. Znam się na tym. I gówno mnie obchodzi, co pomyślą inni. Chcę nazwisko.
    - John Smith. - Facet dosyć szybko zmiękł. Nie zaskoczył jej swoją odpowiedzią. Podniosła się z krzesła, sprzedała kolejnego sierpowego, aż tamten padł nieprzytomny. Obszukała go, ale nie znalazła nic. Żadnych dokumentów, zlecenia. Nic.
    - Masz coś? - spojrzała na Husk w drodze na zaplecze. Pora uwolnić zakładników.

    OdpowiedzUsuń
  159. - Gotów jestem stwierdzić, że się nie liczy. Miały być dwie kostki - uśmiechnął się nieco złośliwie, ale pobłażliwie - Najgorsze jest to, że nie wiadomo o co się zakładaliśmy. A propozycję masz jakąś? - spytał otwarcie, gdyż rzadko miewał twórcze pomysły tyczące się zakładów, czy innych gier (czy zabawa) gdzie przydawała się kreatywność.
    - A spytam, będąc niezwykle ciekawskim, a w dodatku lubię być dobrze poinformowanym, czy zaszczycisz nas swoją obecnością w murach instytutu? - pytając o to przestał się uśmiechać i stanął naprzeciwko Husk.

    OdpowiedzUsuń
  160. Anglistyka to nie taki zły kierunek. Pomimo nawału informacji gramatycznych, zagadnień dotyczących literatury czy kulturoznawstwa, filologia angielska była zdecydowanie lepsza od prawa. Saskia czerpała niecodzienną przyjemność z błahostek, kiedy tylko opuściła progi uczelni, ciesząc się pełnią wyzyskanej wolności. Owszem, tak to nazwała – autonomia, swoboda, siedem dni w tygodniu pozbawionych uniwersyteckiej przeplatanki. Zdecydowanie wolała pracować, gdyż za wykonywaną robotę dostawała przynajmniej wynagrodzenie.
    Niestety czasami nawet lekcje tańca potrafiły przywlec ze sobą nadmiar obowiązków. Oczywiście, że liczyła się z perspektywą udzielania informacji teoretycznych na temat różnych stylów. Bynajmniej kto normalny prosi o przedstawienie historii hip-hopu? Trzeba być niezłym świrem, aby prosić o to Saskię. Tak, owszem. Pani kursantka gryzie, drapie, oczy wydłubuje, zabija, zaś później zwłoki chowa w pobliskim śmietniku.
    Nieważne. Nie miała innego wyjścia, toteż musiała przedstawić krótki referat. W domu nie mogła liczyć na odrobinkę spokoju, gdyż brat gotował. Nie nawiedzi również jednego ze swoich nielicznych znajomych, ponieważ to należałoby do przedsięwzięć niebywale szokujących. Postanowiła najść bibliotekę, gdyż w podobnego rodzaju miejsca nie przybywa wielu ludzi.
    - Dzięki, ale w najbliższym czasie wolę nie tykać żadnego jedzenia. Zostałam przymuszona do skosztowania nowego wynalazku Adriaana i właśnie zaczynam tego żałować – westchnęła, odkładając na bok gruby plik kartek. Mimochodem zerknęła na kubek, dochodząc do jednego, prostego wniosku. – Jeśli chcesz, możesz sobie ją przywłaszczyć. Nawet kawa nie sprawi, że zdołam to wszystko przeczytać. Zasypiam po pokonaniu pierwszego akapitu.
    Nigdy nie sądziła, iż coś związanego z jej pasją może być śmiertelnie nudne. Bynajmniej to historia. Saskia już przy pierwszej historii z ów dziedziną kładła głowę na blacie biurka i przysypiała. Jedni są stworzeni do przedmiotów ścisłych, drudzy do humanistycznych, trzeci zaś do artystycznych lub sportowych. Tutaj pokrótce możemy stwierdzić, że Lenssen nie nadaje się do siedzenia przy biurku i studiowania akt.

    OdpowiedzUsuń
  161. - Nie sądzę, choć z reguły mnie się boją wszyscy - spojrzał z na Husk robiąc wyraźnie zabawnie ironiczną minę - Chociaż nie wiem dlaczego.
    Spodziewał się, że grupa X-men nie powiększy swoich szeregów, ostatnio wszyscy skutecznie unikali ich, więc pozostała tylko stała grupka osób. Chociaż nie można zapominać o młodzieży. Ciągnęło ich w szeregi, ale z racji wieku i braku doświadczenia nie można było ich dopuścić. Jednak może to i lepiej, że ekipa nie zmieniała swojego składu. Wszyscy znali się i wiedzieli na kim i w jaki sposób mogą polegać.
    - To ja proponuję czekoladę i jakieś ciastka, które zajmują tylko miejsce w szafkach w kuchni. - propozycja z M&M's nie przypadła mu go gustu, nie był fanatykiem słodyczy, chyba że smakowały jak piwo.

    OdpowiedzUsuń
  162. Ciemnowłosa Asgardka podparła się dłonią o twardy asfalt, starając się, pomimo dość irytującego uczucia nierównowagi, stanąć na nogi. Nic jej się przecież nie stało. Uderzenie nawet nie było mocne. Po prostu… zaskoczyło ją. Szła sobie spokojnie, podziwiając jaśniejące w mroku szyldy, gdy nagle coś odrzuciło ją w bok. Szok. Przez chwilę czuła się zupełnie tak, jakby trafiła do Niflheimu i oberwała od strzegącego mostu olbrzyma.
    - Jestem cała – zwróciła się do najbliżej stojącej kobiety, która spoglądała na nią uważnie i od czasu do czasu mówiła różne rzeczy, których Sif nie potrafiła sobie przypomnieć. Jej słowa były chyba dość ważne, ale ciemnowłosa Wojowniczka miała w pamięci białe plamy, choć wszystko rozegrało się ledwie kilka sekund temu.
    - Nie potrzebuję pomocy, choć – Sif zachwiała się na nogach, po czym machinalnie złapała się za rękę blondynki, która stała najbliżej – chyba się zgubiłam. Wie ktoś jak stąd trafić do Wieży Mścicieli? Na tej papierowej karcie – bogini pomachała mapą, która o dziwo nie ucierpiała zbyt wiele – niewiele widać, a obiecałam stawić się tam przed zmierzchem. Jestem już trochę spóźniona.
    Kobieta odgarnęła włosy z twarzy, a następnie wytarła w ciemną bluzę (pożyczoną) ciemnoczerwone krople. Widać uderzenie musiało uszkodzić wierzchnią warstwę skóry. Proces regeneracji musiał się już zakończyć, ponieważ oprócz krwi po ranie nie było ani śladu.

    OdpowiedzUsuń
  163. Mimo całej swojej przerażającej, czy odpychającej otoczki nie raz potrafił być całkiem sympatycznym facetem. Nie gburem, nie złośliwcem, a uśmiechniętym kolesiem, któremu po prostu czasem brakuje okazji, by na twarzy pojawiały się oznaki pozytywnych emocji.
    - To ja się już poddaję. Poza jednym batonem, czy kilkoma cukierkami to nie dam rady więcej zjeść. Nie w smak mi słodycze, wolę nieco inne przekąski i nawet napoje słodkie nie często pijam. - wskazał drogę w kierunku kuchni, chociaż powinna znać ją sama doskonale. Od lat nic się nie zmieniło.

    OdpowiedzUsuń
  164. [Cześć, witam i proponuję wątek. Chętnie zacznę o ile ustalimy co i jak, rzecz jasna jeśli masz ochotę. :)]

    OdpowiedzUsuń
  165. Na zapleczu znalazła dwie osoby. Martwe. Niepotrzebnie łudziła się, że oszczędzą kelnerkę i właścicielkę, skoro potrafili zabić przypadkową sprzątaczkę w mieszkaniu Husk. To byli bezwzględni zabójcy, jedni z najlepszych. Wydawało jej się nawet, że twarz jednego z nich kojarzy. Co dziwne, kobiety nie znała, a tych było znacznie mniej w tej branży.
    Drugi raz sprawdziła puls. Nie oddychały, miały po dwie rany w brzuchu, obie. Nigdy nie opłakiwała przypadkowych trupów, ale kobiety sobie niczym nie zasłużyły. Podniosła się, z początku ignorując poczynania i słowa Paige. Dopiero później wszystko do niej dotarło, równocześnie z bólem głowy, który pojawił się na krótko po wyjściu z zaplecza.
    - Świetnie - stwierdziła, patrząc na pustą kasę. - Nie będzie szumu, uznają, że to był ekscentryczny napad. Tarcza postara się już to odkręcić tak, żeby nie wzbudzało podejrzeń. Tym lepiej dla ciebie, Husk - przeniosła spojrzenie na nią. - Ktoś naprawdę ma ochotę się pozbyć świadka, musisz być ostrożna.
    Zapadła krótka cisza. Natasha zebrała ich rzeczy, podała upuszczoną torbę dziewczynie, po czym wskazała na tylne wyjście.
    - Chodźmy. Nie mam ochoty gadać z agentami, tym bardziej ciebie nie powinni widzieć. Wyjaśnię im to potem. Zabieram cię do siedziby Tarczy.
    Otworzyła drzwi z zaplecza, prowadzące na śmierdzącą, małą uliczkę, zapełnioną przez kontenery i szczury. Z boku były schody przeciwpożarowe. Tym razem z nich nie skorzysta, będzie potrzebny jej transport.

    OdpowiedzUsuń
  166. [ Huh, dziękuję.
    W sumie, to mam taki brzydki zwyczaj, że w każdy opis/opowiadanie pakuję wszelkich środków literackich (albo słów, które pasują i mi się podobają) tyle, ile wlezie...]

    OdpowiedzUsuń
  167. [ ... wielbię ludzi, którzy mają siłę i chęci, by bawić się HTML'em.
    I spróbuję pomyśleć, chociaż obecnie to czynność trudna i bolesna.]

    OdpowiedzUsuń
  168. [Dziękuję za powitanie, mam nadzieję, że Rogue zadomowi się na stałe w blogowym życiu. Dobrze słyszeć pozytywną opinię na temat mojej wersji Rogue, dziękuję.
    Widać, że wykonałaś kawał dobrej roboty w karcie. Gratuluję. Proponuję wątek, a nawet rozpoczęcie, jeśli dałoby się coś wykombinować w obecnej sytuacji Husk. :)]

    OdpowiedzUsuń
  169. [Nie odpisuję ostatnio za wiele, ale reaguję na propozycję powiązań. Jasne, że chcę. Bardzo mi miło.]

    OdpowiedzUsuń
  170. - Pod tym względem niechętnie, ale przyznam Ci rację. Wymiękam. - chrząknął znacząco i uśmiechnął się, jakby chciał powiedzieć, że inaczej nie będzie, gdyż słodycze to naprawdę nie była jego domena. Gdy znaleźli się w kuchni wyciągnął na stół dwie tabliczki czekolady, paczkę ciastek i pudełko cukierków w czekoladzie - wszyscy w instytucie od czasu do czasu zajadali się słodkościami, on bez zmiennie wolał piwo, którego w lodówce nie było - w końcu była to szkoła.
    - Według mnie nic nadzwyczajnego, smak pikantny jest lepszy od słodkiego. - odparł wzruszając ramionami i przyglądając się błyszczącym oczom Husk na widok słodyczy.

    OdpowiedzUsuń
  171. Przyglądał się jak zajada się słodyczami. Szło jej to całkiem sprawnie i widać, że z wielkim apetytem. Wyciągnął z lodówki dwie butelki coli, jedną stawiając przed Husk, a z druga w ręce usiadł na krzesełku w pobliżu niej. Nieco z niedowierzaniem kręcił głową. Gdzie ona to wszystko mieści?
    - Zdecydowanie wasabi, a do tego alkohol - nigdy nie krył się ze swoją sympatią do procentowych napoi. Uśmiechnął się nieznacznie - Podziwiam, jak to wszystko potem spalasz? I może dorzucić Ci jeszcze słodyczy?

    OdpowiedzUsuń
  172. [Dziękuję bardzo. Lulu miała kilka różnych wersji w mojej głowie, ale pisząc kartę wyszła mieszanina, która nawet mi się podoba. :D
    Tak na marginesie - bardzo podoba mi się Twoja karta. Lubię zabawy z html, a twoja zabawa jest bardzo udana.]

    OdpowiedzUsuń
  173. [ Tak teraz stwierdzam, że narzucenie mi czegoś będzie nie takim znowu złym pomysłem - jeśli sama miałabym kombinować, to w obecnych warunkach zeszłoby mi aż do Bożego Narodzenia.]

    OdpowiedzUsuń
  174. [No i na moment brakło mi neta, usunęło wypowiedź i nic nie wyszło... Ale i tak chyba była dosyć denna - dopiero co wróciłam do odpisywania, a przerwa chyba mi nie służyła zbytnio. Powiązania mi pasują, jak coś, oczywiście. A teraz spróbuję jeszcze raz, ale nie obiecuję wielkich wrażeń...]

    Pochyliła się nad nieprzytomnym mordercą. W tej chwili układało jej się w głowie całe mnóstwo pytań, od "kto ich zatrudnił?" aż do "czemu ja ich nie znam?". Jeśli chodzi o to drugie, miała w zwyczaju kojarzyć przynajmniej kogoś, kto do niedawna mógłby być jej konkurencją. Takie informacje są przydatne. Tymczasem tutaj ci wyglądali jak zawodowcy, nie mogli być amatorami, a ona ich nie znała.
    Biorąc do ręki z ciekawości broń mężczyzny, westchnęła i odpuściła sobie zastanawianie się nad tym teraz. Wyszły z Husk na zewnątrz.
    - To pozostawiam twojej ocenie, moja droga - mruknęła cicho, delikatnie się uśmiechając. Do siedziby Tarczy szły głównie po to, by przetestować wiedzę Husk na temat używanej wtedy broni. Mieli tam też dostęp do wielkiej liczby informacji, więc bardzo możliwym było, że znajdą też jej zleceniodawcę, który był głównym niezadowolonym podejrzanym.
    Chwyciła się niestabilnych szczebli przy drabince rozpoczynających schody przeciwpożarowe, pomagając sobie zwinnym podskokiem. Kiedy postawiła stopy na dachu budynku, po którym się wspinały, przyłożyła dłoń do ucha, uruchamiając łączność z agentem centralni.
    - Tu agentka Romanoff, będę potrzebowała transportu do głównej bazy. Odczytaj moje położenie, wysłałam sygnał. Pospieszcie się, proszę.

    OdpowiedzUsuń
  175. [SPAM] Pomyśl, jak bardzo życie jest ulotne. Jednego dnia mamy pieniądze, rodzinę, spokojne życia drugiego dnia możemy zostać z niczym. Las Vegas często funduje taką niespodziankę nieznającym tego świata przybyszom. To tutaj milionerzy stają się biedakami, a biedacy milionerami. To tutaj kochające żony są porzucane na rzecz krótkich spódniczek i dekoltów. To tu, w jeden dzień może się odmienić całe Twoje życie. Wódka, seks, dragi. Seks, dragi, wóda. Wóda, dragi, seks. To nie jednego może zgubić. Ale przecież lubimy takie życie na krawędzi. Zawitaj do jednego z największych kasyn na świecie, przekrocz próg Bellagio i poczuj klimat pięknych kobiet, umięśnionych mężczyzn i mnóstwa pieniędzy. Tylko pamiętaj, bądź ostrożny! Ani nie zauważysz, kiedy wpadniesz w sidła hazardu...
    http://the-bellagio.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  176. [A ja powracam do świata żywych, w końcu. Wybacz za moją zwłokę, bardzo, ale to bardzo podoba mi się zaczęcie. I widzę, że pojawiła się moda na majstrowanie w htmlu, bo karta jakaś taka fikuśna się zrobiła. Ja się w takie rzeczy nie bawię, jestem kompletnym nemo i dodatkowo, wolę tradycyjną kartę. Co nie staje mi na drodze do podziwiania. Dobra, zabieram się za odpisywanie. W osobnym komentarzu, dla wygody i żebyś miała przy okazji bliżej do okrągłej liczby komentarzy. :]

    OdpowiedzUsuń
  177. Kompleks fabryczny. Człowiek czasami miał wrażenie, że nogi poniosły go zbyt daleko. Nie mógł jednak trenować na środku ulicy, pod kamienicą na Manhattanie, mówiąc przy okazji dzień dobry każdej kolejnej osobie, która obdarzyłaby go dziwnym spojrzeniem, całkiem zrozumiałym, jeśli widzi się wykonującego akrobację mężczyznę w zielono-żółtym stroju Iron Fista. Bez przesady, potrzebował trochę prywatności, sama maska (z której znajomi naśmiewali się, że przykleja się powoli do jego twarzy) nie wystarczy w zupełności.
    Nie mógł wypaść z formy. On i Luke zostali nieformalnie zatrudnieni w charakterze tymczasowych Mścicieli na pełny etat do walki z X-Menami. To nie był pierwszy raz, kiedy Stark prosił ich o interwencję. Podobno nawet zostali już wpisani do listy Avengers, co niekoniecznie przypadło mu do gustu. Nie twierdził, że nie lubił tych ludzi, ale taka mieszanka wybuchowa osobowości była złym środowiskiem dla kogoś, kto kierował się równowagą w życiu. A tam? Hulk, warczący na wszystko i wszystkich, o ile Banner nie ma dobrego dnia. Thor, ciekawy świata na tyle, że ostatnio rozwalił bronią Czarnej Wdowy kawał sufitu. Wreszcie Stark, który ze względu na Jess patrzył na niego i Luke'a ostatnio dosyć mocno spode łba. Jak mówił, mieszanka wybuchowa. Więc trenowanie w Avengers Mansion było nie do pomyślenia. Zostały mu dachy budynków na opustoszałych ulicach, gdzieś na obrzeżach miasta. Tereny fabryczne, typowa dzielnica, która powoli odłącza się od metropolii niewidzialnym murem. Tutaj mało kto zaglądał, przynajmniej nie świadomie. On sam znalazł się nagle przy ponurej fabryce, bo zagapił się i wykonał o wiele za dużo kroków akrobatycznych akurat w tę stronę. Postanowił jednak skorzystać, póki może, z wieczornej pory, dobrego miejsca na uboczu i przede wszystkim, wszechobecnej ciszy. Wykonał szpagat, wisząc nad przepaścią i nogami opierając się od dwa krańce różnych dachów. Zamknął oczy, odchylił głowę i trwał tak. Minutę, może dziesięć, może piętnaście. Poczuł wibracje w oddali. Coś było nie tak.
    Wylądował miękko na nogach te pięć pięter niżej, zaciskając mocno zęby i spoglądając w przód. W cieniu nie widział nikogo, ale dokładnie słyszał głosy z oddali. Strzelił palcami u rąk, głupi nawyk. Podobnie jak głupie sumienie, które kazało mu przyjrzeć się temu, co naruszyło spokój tutaj. Miejsce było przecież idealne na jakieś porachunki gangów.
    Zmarszczył delikatnie brwi, kiedy z ukrycia zauważył dziewczynę w metalowej powłoce. Chyba była metalowa. Wyglądało na to, że potrafiła zmienić się w różny materiał, przynajmniej tak podejrzewał. Goniło ją paru goryli, umknęła im przed samochodem. On stał ponad nimi, na dachu. Praktycznie niezauważalny, dopóki nie rozpoznał na ziemi granatu. O mało co nie wydał zduszonego okrzyku, kiedy dziewczyna pomknęła ku górze, centralnie koło niego i opadła na dół, tym razem już pod inną postacią.
    Podstawowe pytanie - kto tutaj komu zawinił? Kogo kodeks superbohatera każe ratować? I wreszcie, kto zapłaci za pomoc bohaterowi do wynajęcia?
    Osiłek nie zdążył dobrze wymierzyć spluwą w leżącą dziewczynę, a Danny już opadł z góry na niego. Prawdopodobnie skręcił mu coś, ale kark był cały. Oby - nie zamierzał nikogo zabijać.
    Kula pomknęła parę centymetrów koło jego nogi, więc przyspieszył. Musiał pozbyć się pozostałych mężczyzn. Dżentelmen broni dam, przynajmniej tak mówił mu jego nauczyciel. Chyba, że dama była superzabójczynią, terrorystką albo łowczynią głów i chciała wyraźnie się ciebie pozbyć. A o to, czy jest któryś z tych opisów pasował do diamentowej dziewczyny, zamierzał zapytać za chwilę. Jak tylko pozbędzie się kłopotu w postaci resztki osiłków, rzucających się na niego i mierzących w niego bronią.

    OdpowiedzUsuń
  178. Stwierdził, że nie wypadł z formy, co go niezmiernie ucieszyło. I nie mówił tutaj bynajmniej o kondycji fizycznej, bo o tym, że ćwiczenia jakoś skutkują, przekonał się całkiem niedawno, bo jeszcze na dachu, zanim wplątał się w to całe bagno. Zadowolony był z siebie, gdyż jego zmysły nadał działały całkiem sprawnie. Liczba przeciwników, z jakimi przyszło mu się zmierzyć, została przez niego całkiem trafnie oceniona. Równo szesnaście powalonych osób, licząc razem z tymi, którzy natknęli się na gniew "ratowanej" dziewczyny. Przy okazji w walce zauważył, że dziewczyna potrafiła zmieniać się w różne materiały. Nie umiał konkretniej w myślach nazwać tej zdolności, lecz pewnie była mutantką. Nie skupiał się na tym. Bardziej interesowało go słowo "dysk", które przemknęło gdzieś między zduszonymi okrzykami, jękami bólu i dźwiękami towarzyszącymi upadaniu plackiem na twarz osiłków. Kiedy ostatni z goryli zaliczył bliskie spotkanie z pięścią Iron Fista, Daniel popatrzył pytająco na dziewczynę. Nadszedł ten dosyć niezręczny moment wymiany spojrzeń. Wypadałoby wyjaśnić sobie to wszystko, ale że on nie był mistrzem w rozmowach z kobietami, na początek delikatnie skinął głową.
    Zanim zdążył powiedzieć coś konkretnego, nawet głupie "dobry wieczór", za jego plecami rozległy się krzyki. Dochodziły z oddali i był prawie pewny, że mieszały się ze szczekaniem psów. Jeśli ochroniarze zabrali swoich pupili, nie będzie już tak miło. Nie lubił psów.
    - Jedno i drugie - odparł mimo wszystko spokojnie Fist, wskazując na niewielki murek po lewej, w cieniu małej uliczki dzielącej jakieś dwa murowane magazyny. - Chodź, pogadamy sobie, gdy pozbędziemy się kłopotów.

    OdpowiedzUsuń
  179. [Jak zwykle, skleroza nie boli. Przynajmniej przypomniałem sobie zaraz po opublikowaniu komentarza, że nie wypada tak olewać i że chciałem odpisać. Co do zmian u mnie - rzeczywiście, ale nie powalają w jakiś szczególny sposób. Dwa gify, ot takie małe odświeżenie. Planuję napisać kartę od nowa, bo obecna wydaje mi się mimo wszystko dosyć słaba, ale wszystko w swoim czasie.]

    OdpowiedzUsuń
  180. Tupot kilkunastu stóp dochodzący z oddali, dawał się słyszeć coraz lepiej. Towarzyszące temu błyski latarek, migoczące za rogami małych budynków w kompleksie zwiastował nieuniknione spotkanie z kolejną bandą ochroniarzy tej podejrzanej fabryki - nieuniknione, jeśli będą nadal tak stać. Jednak najgorszym zwiastunem nadciągających posiłków było coraz głośniejsze szczekanie. Nie były to odgłosy radosnych szczeniaczków, cieszących się na widok swoich panów. Słysząc to warczenie, Danny od razu miał przed oczami piekielny widok wściekłych rottweilerów, z pianą i gęstą śliną na ustach, wielkimi kłami i wygłodniałym spojrzeniem. Nie lubił wielkich psów, a bujna wyobraźnia podsunęła mu dodatkowo teorię głodzenia tych psich bestii na takie okazje. Może i ponosiła go fantazja, ale jeśli raz na jakiś czas tak się stanie, człowiek od tego nie umrze. Tym bardziej, że wyraz twarzy miał całkowicie spokojny.
    Puścił się biegiem w stronę murku za dziewczyną. Nie udało mu się już ukryć podziwu, jaki wyrażała jego mina, gdy zobaczył kolejny aspekt jej zdolności. On sam nie mógł się za nic zdobyć na tak sprytny myk, więc zostało mu wykonanie paru akrobacji, które pozwoliły na wspięcie się na szczyt umownej granicy pomiędzy opustoszałą ulicą a kompleksem fabrycznym. Opadł miękko na nogi, spoglądając na tajemniczą dziewczynę, którą uratował z małych opresji.
    - Nie ma za co - odparł w jej stronę, dosyć sucho i nieszczerze. Zazwyczaj po takiej akcji, zgodnie z ustaleniami Luka, żądał małej zapłaty za pomoc bohatera do wynajęcia. Tutaj chyba to nie wchodziło w grę. - Chociaż nie poradziłabyś sobie tak dobrze, gdybym nie wkroczył.
    Obejrzał się za siebie. Z oddali dochodziło wycie psów i przekleństwa ochroniarzy.
    - Schowajmy się gdzieś dalej, zanim zorientują się, że mogliśmy tędy uciec - dodał. Nadał miał przed oczami perspektywę zetknięcia się z tymi głodnymi psiskami. - Najlepiej będzie znaleźć miejsce, w którym pogadamy na spokojnie - posłał jej spod maski spojrzenie, które mówiło "nie odpuszczę ci, bo ewidentnie coś przeskrobałaś". Ludzie zazwyczaj ulegają z czystego rozsądku - po pierwsze, był wybawcą dziewczyny. Po drugie, był zamaskowanym bohaterem, czy jak to tam się mówi w mediach. Z takimi mało kto zadziera od razu. - Masz jakieś imię?

    OdpowiedzUsuń
  181. [Drugi raz to samo. Chyba mam po prostu taki nawyk, że jak nie napiszę u góry wiadomości ode mnie, od razu dodaję komentarz po wstawieniu kropki, tudzież pytajnika.
    Jeśli to nie zabrzmi głupio, też bardzo podoba mi się pan na zdjęciach i gifach, chociaż nie oglądam wampirystycznego serialu, w którym on gra. Kojarzę go z innych produkcji.
    Karta to dla mnie wizytówka autora, musi być jak najlepsza. A mnie ponoć na więcej stać, tak też myślę. Co do wątków - chciałoby się prowadzić, ale blog coś obumiera. Nie mogę na to pozwolić, choćby dlatego, że mi się tu zbyt podoba, ot co.]

    OdpowiedzUsuń
  182. Uśmiechnęła się krótko, znów rozbawiona stwierdzeniem Husk.
    - Nie sądzę, żeby był ci potrzebny, aż tak źli nie jesteśmy - mruknęła, wznosząc oczy ku niebu. Helicarrier był bazą na otwartej przestrzeni, dosłownie rzecz ujmując. To normalne, że nie dało się do niej dostać bez haseł, znajomości i przede wszystkim, czegoś latającego. No, chyba że miało się te zdolności w genach, jak Banshee czy Storm, o czym mogła się przekonać chociażby podczas tej całej wojny. Westchnęła, widząc mały odrzutowiec, który mknął w ich stronę. Mógł przykuwać uwagę Nowojorczyków, ale oni byli zbyt zajęci swoimi przyziemnymi sprawami. Oni nie umieli patrzeć.
    - Miło cię widzieć, agencie Clay - uśmiechnęła się do Quatermaina. - Co się stało, że przysyłają kogoś rangą wyższego od zwyczajnego pilota? - rzuciła, stając za nim i machając krótko do Husk, żeby weszła za nią.
    - Byłem pod ręką. Poza tym, odstawię Was do bazy i lecę dalej. Mam misję.
    Wdowa obróciła się, zerkając, czy Paige jest już w środku. Kiedy właz zamknął się, a silniki odrzutowca znów ruszyły, spojrzała znów na Clay'a.
    - Zgaduję, że jakaś ściśle tajna, hm? - usiadła koło Husk, poznając wymowne spojrzenie agenta. - Lepiej zapnij pasy, Clay lubi zawrotną prędkość - mruknęła do mutantki.

    OdpowiedzUsuń
  183. Jack pamiętał. Pamiętał zawsze, o wszystkim i w każdej sytuacji. Nie potrzebował do tego pagera, kalendarzyka, ani nawet brata z dziwną mutacją. Po prostu umiał się zorganizować. Jeśli się gdzieś spóźniał, robił to w gruncie rzeczy z własnej woli, najzwyczajniej pod słońcem chcąc kogoś zirytować. Nigdy nie był przecież rozkapryszony.
    Pamiętał nawet o tym, że kiedyś komuś obiecał wyjście na kolację, i że, w zasadzie, miało to być właśnie tego dnia. Stał więc, przed drzwiami, w jakimś niebieskim podkoszulku i z nieco niewyraźną miną. Dawno nie był z nikim na kolacji, która nie była w żaden sposób ustawiona i w zasadzie nie do końca wiedział, jak to się odbywa. Nie był może kobietą, która godzinę zastanawiałaby się, co włożyć, ale zupełnie brakowało mu wyobrażenia na temat całego tego wieczoru.
    Nigdy nie wydawało mu się jednak, że wyjście na kolację rozpoczyna się od zastania towarzysza w szlafroku i z jakimś zielonym syfem na twarzy.
    W zasadzie, nie do końca się na tym znał. To równie dobrze mógł być turkusowy.
    - Cześć - powiedział, unosząc odrobinę jedną brew i mimowolnie zaglądając Paige przez ramię. - Chyba trochę przeszkadzam. Masz gości?- zapytał, wpuszczając na twarz lekki uśmieszek. - Może nie będę przeszkadzał, hm?

    OdpowiedzUsuń

  184. Cóż. Do wyobrażeń Jack'a o wspólnych kolacjach i dziwnych koleżankach Husk, o których już w sumie trochę słyszał, dołączyła zielona maź i nawał całkiem uzasadnionych pytań.
    - Cześć - powiedział najpierw, powoli, jednocześnie upewniając się, że kobiety wyrzuciły już z siebie wszystkie pytania i oczekiwały odpowiedzi. - Z Paige znamy się jeszcze ze szkoły, ale z przerwami, przyszedłem, bo byliśmy umówieni, a w ogóle, to jestem Jack, choć takie pytanie chyba nie padło - wystrzelił szybko, przygotowując się do kolejnego ostrzału ze strony wroga. W zasadzie całkiem ładnego wroga. Jeśliby się z nim bliżej poznać, może nawet nie okazałby się taki zły.
    Może i trochę dziwnie się czuł, siedząc na kanapie i widząc mieszkanie największej z pedantek w tak niespotykanym bałaganie, będąc jednocześnie otoczonym przez nieznajome kobiety, ale w myślach najbardziej śmiał się z tego, że nie przyszedł w garniturze i nie przyniósł kwiatów, jak to bywało podczas ustawionych kolacji. Reakcja koleżanek Husk byłaby wtedy raczej nieprzewidywalna.
    - Co oglądamy? - zapytał, widząc wchodzące z popcornem i jakimś filmem dziewczyny. Jednej z nich od razu wyjął miskę z ręki, uśmiechając się przy tym.
    W gruncie rzeczy, mogło być przecież zabawnie.

    OdpowiedzUsuń
  185. - Energia zawarta w cukrach jest energią dla ciebie, czyli właściwie skoro lubisz słodycze to łączysz przyjemne z pożytecznym - pokiwał ze zrozumieniem i uznaniem głową przyglądając się jej i tym co pokazała. Kameleon na miarę dzisiejszych czasów. Oczywiście, jego już nic nie zadziwiało, więc obyło się bez wzdychania i zachwytów.
    - Pytasz co ja robię? - skrzywił się i zamilkł, czy miał jej powiedzieć i opisać wszystko, czy może po prostu powiedzieć coś wymyślonego - Właściwie nic, przeciętniak ze mnie - powiedział ironicznym tonem głosu i uśmiechnął się sugerując tym samym, że właściwie nie ma w jego słowach ani grama prawdy.

    OdpowiedzUsuń
  186. Jack, rozsiadając się na ziemi z miską popcornu, nie mógł odgonić się od myśli, że jednak nie dowie się jak wygląda normalna kolacja. Przykra sprawa.
    - Nie powiedziałbym, że kujon - wtrącił się między jedną garścią popcornu a drugą. Dawno w kinie nie był... - Chyba powinienem sobie iść, ale w gruncie rzeczy wcale nie mam co robić. Szwendanie się po ulicach stało się zdecydowanie nudne - odezwał się po chwili i spojrzał na Husk, wyglądając na nieco rozbawionego.
    Nie silił się jakoś specjalnie na spostrzeżenie, że jest jedynym mężczyzną w okolicy i też skłonny był przyznać, że to trochę dziwne uczucie. Co nie znaczy od razu, że złe, ale z pewnością dziwne.
    - Gnijące zombie kontra Hannibal... - wymamrotał, a przed oczami stanęła mu dość osobliwa scena. - Głosuję za Hannibalem. Z ludźmi zrzucającymi skórę mam do czynienia na co dzień - powiedział, uśmiechając się do zadającej pytanie dziewczyny. W sumie, z seryjnymi mordercami ostatnio też miał całkiem sporo do czynienia, ale to nie był raczej temat powszechnie omawiany w takim a nie innym gronie, w jakim się znalazł. W gruncie rzeczy, zupełnie przypadkowo.

    OdpowiedzUsuń
  187. Czuł w tonie jej głosu, że średnio pragnie teraz tutaj z nim stać i tłumaczyć się, co robiła za tamtą stroną muru, gdzie obecnie psy niuchały na prawo i lewo ich trop i próbowały warczeniem wyjaśnić przygłupim ochroniarzom, że muszą być zaraz za tym wielkim murem, który jakoś przeskoczyli parę minut temu.
    Rozejrzał się dokoła. Nie wyglądało na to, żeby poza terenem fabryki ktoś patrolował okolice kompleksu, więc spokojnie mogli podążyć naprzód. Będą najwyżej unikać zatłoczonych ulic i rozmowa sama jakoś się potoczy. Przynajmniej taką Danny miał nadzieję. Nie miał nigdy talentu do rozmów z kobietami. Były stworzeniami, których on nie mógł zrozumieć w pełni i nigdy nie posiądzie zdolności umożliwiających mu poznanie takich sekretów jak odpowiedzi na masę pytań, które kłębiły się w jego głowie. I których nie warto przytaczać, gdyż zajęłyby zdecydowanie za dużo miejsca.
    - Husk - powtórzył za nią, delikatnie się uśmiechając. To nie było w jego stylu, sam nie wiedział czemu kąciki jego warg drgnęły. - Miło cię poznać, Husk. Mnie nazywają Iron Fistem.
    Czasem miał wrażenie, że wszystkie te pseudonimy, jakich używają superbohaterowie wydają się tandetne. Mimo wszystko, całkiem trafne. - Więc, powiedz mi Husk - złapał się na tym, że idąc w kierunku bocznej ulicy w kółko powtarzał jej "imię", jakim się przedstawiła. - Co robiłaś tam, gdzie właściwie uratowałem ci skórę? i czy nie chcesz czasem z powrotem zmienić się w... No, wiesz. Ludzką formę?

    [Uf, nareszcie i ja odpisałem, chociaż jestem kolejną ofiarą sezonu na grypę. I jak widzę nie jedyną, ale to mi jakoś specjalnie humoru nie poprawia. Wracając do wątku - ta odpowiedź u góry może być słaba, przyznaję się bez bicia, że nie miałem siły na przyłożenie się. A chciałem odpisać, żeby nie robić zastoju na blogu.]

    OdpowiedzUsuń
  188. Jack sam w myślach zadawał sobie pytanie: jak osoby postronne wyobrażają sobie pracę w Tarczy? Bardziej porządkowanie dokumentów, czy uganianie się za zwariowanymi mutantami i dinozaurami z innego wymiaru?
    W sumie, ta organizacja zajmowała się wszystkim, w co należałoby jeszcze wcisnąć wieczne kłótnie z przełożonym.
    - Przeglądam rezerwacje... - wtrącił, po czym włożył sobie do ust garść prażonej kukurydzy.
    Sam znał na pamięć ''Milczenie Owiec'', jak i oba ''Hannibale'', które maniakalnie oglądał z bratem, kiedy byli trochę młodsi. Teraz może i film był dość stary, ale na nowych widzach nadal podobno robił piorunujące wrażenie. A z resztą, z pierwszej części już niewiele wiedział, bo kiedy oglądał ją ostatni raz, rozpętała się bardzo poważna bitwa na popcorn. W końcu musiał nauczyć młodszego, że zaczynanie z nim wojny nie było dobrą decyzją...
    Oczywiście, nikomu nie chciało się posprzątać pozostałości po walce, ale do akcji w porę wkroczył pies...
    Przekręcił głowę lekko, zauważając, że przegapił wystąpienie logo wytwórni filmowej i postanowił skupić się na ekranie. Akurat teraz wzięło mu się na wspominanie dawnych czasów... Swoją drogą, wypadałoby skombinować jakiś nowy film, zaprosić brata, naprażyć popcornu na zapas i ustawić sobie barykadę... W miłości i wojnie na popcorn wszystkie chwyty dozwolone.

    OdpowiedzUsuń
  189. Wzruszył delikatnie ramionami w odpowiedzi na pytanie dziewczyny, czy czuje się niezręcznie. Nie mógłby tak stwierdzić, był o wiele bardziej zaciekawiony i zafascynowany predyspozycją mutantki do zmiany formy swojego ciała. Widziało się już nie takie rzeczy, tak brzmiała nieoficjalna sentencja superbohaterów, mimo wszystko brew tej myśli - zdolność Husk robiła na nim wrażenie. Dlatego przez moment zatrzymał się, by obserwować, jak woda staje się czymś w rodzaju galaretki, a sekundę potem stoi przed nim całkiem normalna studentka, dosyć urocza i ładna. Nie przyjrzał jej się wcześniej, w trakcie walki. Nie miał okazji. Teraz dopiero mógł spojrzeć w jej oczy i uśmiechnąć się delikatnie.
    - Kto by pomyślał, że takie ślicznotki zostają najemnikami - mruknął pod nosem, raczej do siebie niż do niej. Nie mógł się powstrzymać przed tą uwagą.
    Sam był najemnikiem. Krocząc naprzód, w cieniu, razem z Husk, główkował nad tym, czy ma zganić dziewczynę za jej udział w tym wszystkim. Podobno taka rola superbohaterów. Zmarszczył pod maską delikatnie brwi i wypuścił nieśpiesznie powietrze. Odpuścił sobie to.
    - Mam tylko nadzieję, że nie pracujesz dla jakichś terrorystycznych grup mutantów - Magneto od razu przyszedł mu na myśl. Zerknął na Husk. - Inaczej muszę chyba zareagować. A nie lubię reagować z kobietami...
    Kiedy zdał sobie sprawę, jak głupio to brzmiało, miał ochotę strzelić sobie w łeb.

    [Mam nadzieję, że czujesz się lepiej niż ja. I oczywiście, że to uczulenie, nie strach. Ja mam uczulenie na rosół, piłkę nożną i poniedziałki. ;)]

    OdpowiedzUsuń

  190. Jack nie był może mistrzem w otwieraniu orzeszków z samolotu, jednak z paczką kukurydzy nigdy nie miewał problemów. A przecież zawsze są nożyczki...
    Uświadomił sobie, że nie może się ruszyć, kiedy usiłował wstać by przynieść sobie z kuchni coś do picia, a i może porozmawiać chwilę z Paige. Mimo wszystko uczucie powolnego wyrywania ramienia z każdym straszniejszym momentem rosło, jednak nijak nie miał jak wstać, a zapotrzebowanie na coś do picia także się zwiększało. Spróbował więc umysłem wyszukać w kuchni butelkę coli, a kiedy już ją zobaczył, powoli podniósł za pomocą myśli. Nie miał pewności, czy jest zakręcona, ani specjalnego planu, jak właściwie przetransportuje ją przed telewizor nie zwracając uwagi kobiet.
    Nie było jednak nad czym się zastanawiać, gdyż na drodze jego priorytetowej przesyłki stanęła Paige, najwyraźniej zauważając napój o nadprzyrodzonych zdolnościach, jednocześnie zupełnie burząc nieukończony plan Jack'a.
    Butelka nie miała nawet jak kobiety wyminąć, więc agent skupił się na filmie, udając, że z czymkolwiek dziwnym nie ma nic wspólnego.
    On był przecież tylko człowiekiem o niezwykle nudnej pracy, to Husk była jakąś podejrzaną amebą! Na nią należałoby zrzucać wszelkie podejrzenia, nieprawdaż?

    OdpowiedzUsuń
  191. Przechyliła lekko głowę w bok, wpatrując się w bok odrzutowca przed krótką chwilę, wyraźnie myśląc o czymś intensywnie. Ile to cholerstwo może unieść? Ile w ogóle samo waży?
    Poddała się i wzruszyła wymownie ramionami, dając znać Husk, że kompletnie nie ma pojęcia.
    - Staraj się nie tracić panowania, dobra? Zbliżamy się do bazy. Możesz wydawać okrzyki zachwytu, możesz...- mruknęła w jej stronę. Odpięła swoje pasy - byli już na poziomie, na którym przyjdzie im lądować. Wstała, wcisnęła przycisk przy kontrolce obok agenta robiącego za pilota i przyłożyła słuchawkę do ucha. - Romanoff, mam ze sobą towarzysza, Clay nas podwozi, proszę o pozwolenie na krótkie lądowanie, odbiór.
    - Pozwalam, bez odbioru - niemal automatycznie znajomy głos agentki dał się ledwo słyszeć. Quatermain wylądował miękko w jednym z bocznych hangarów Helicarriera. Nie bez kozery nazywali te samolociki odrzutowcami. Dosyć szybko i sprawnie zostały odstawione na jedną z płyt powietrznego centrum dowodzenia.
    Natasha pomachała krótko Clayowi, wskazując Husk stronę, w którą zmierzają.
    - Póki co, nie pokazujmy się Fury'emu, mimo wszystko. Trzymaj się mnie, to cię nie zamkną. Ostatnio mają bzika na punkcie gości. Tak, jakby wróg nie mógł nosić ciała agentów. Teraz to wszystko jest możliwe.

    OdpowiedzUsuń
  192. [Jak najbardziej - chętnie zacznę, rzuć tylko pomysł :)]

    OdpowiedzUsuń
  193. [chęć jest, oczywiście :))) Jesli rzucisz jakimś pomysłem, to bardzo chętnie zaczne :)]

    OdpowiedzUsuń
  194. [Coulson bardzo chętnie w imieniu Tarczy się zatroszczy o bezpieczeństwo Paige, oczywiście nie ma nic za darmo, więc coś będzie później winna Shieldowi ;) Tylko trzeba ustalić, z jakiej opresji zostanie wyciągnięta i do czego by była zobowiązana z tej okazji :)]

    OdpowiedzUsuń
  195. [jasne, jasne :)) nie ma najmniejszego problemu :))]

    OdpowiedzUsuń
  196. [Foxy// hm, rozpisywanie się na informatyce jest fajne... wybacz, że dopiero teraz odpisuję, choć to i tak wysiłek z wybitym kciukiem :>]
    Człowiek człowiekowi wilkiem, a mutant mutantowi lisem, można by powiedzieć, gdyby tylko wiedziała z kim ma do czynienia i po tym jak się zagubiła w wielkim mieście kradnie kanapki. W końcu skąd taka osóbka jak Laura, wyrachowując się w Instytucie, jak prawdziwy Amerykanin, miała by znać się na tym co gdzie i jak w Nowym York'u funkcjonuje. A że była zbyt zmęczona i zdekoncentrowana przez atmosferę panującą w tym miejscu, nie mogła się przemienić.
    Słysząc doskonale to, że ta przestała sie poruszać, że oddech powoli wracał do normy, spojrzała swoimi lisimi, ciemnymi oczkami, w których kryły się złote jak i zielone iskierki na Paige. Przekrzywiła łepek i wypuściła kanapki z buźki. Uciekać, brać kanapki i wiać, czy może posiedzieć i zaprzyjaźnić się z nią, a więc i dostać kanapki w prezencie.
    Koniec końców, ten mały, rudy, nieco zmutowany lis, siedział i wpatrywał się w nią, wyczekując jakiegoś impulsu. W końcu zawsze było sie gotowym zarówno i do ucieczki, jak i do walki. W końcu, no w końcu to jest niezbędne do zostania człowiekiem x.

    OdpowiedzUsuń
  197. 37 year old Assistant Manager Briney Breeze, hailing from Angus enjoys watching movies like The Derby Stallion and Video gaming. Took a trip to Historic Centre (Old Town) of Tallinn and drives a Ferrari 250 GT LWB Berlinetta Tour de France. kliknij tutaj, aby przesledzic

    OdpowiedzUsuń