1.04.2012

"Kłamstwa są jak wzbierające wrzody".


"[…] kłamstwa są jak wzbierające wrzody. Możesz odsuwać je od siebie. Możesz zamykać w skrzyniach i zakopywać w ziemi. W końcu jednak przeżerają wieka trumien. Wygrzebują się z grobów. Mogą spać całymi latami. Ale zawsze się budzą. Wypoczęte, mocniejsze, jeszcze bardziej podstępne i zdradliwe. Kłamstwa zabijają."
-Coben Harlan
 




Telefonem zostałaś wyrwana w środku uczuciowej zimy, kiedy starałaś się przetrwać wszystko pod kołdrą. O ile ból powoli ustąpił i z dnia na dzień Twoja kondycja się poprawiała, o tyle dziwne otępienie pozostało. Nie pomagały hektolitry herbaty malinowej i ukochane płyty winylowe. Nie pomagał Pan Kocur, który łaskawie pojawił się w oknie Twojego mieszkania po przeszło miesiącu nieobecności i uznaniu tego zwierzaka za ofiarę wypadku samochodowego. Nie pomagał nawet worek treningowy, który odbijał się rusz co rusz od ściany, pozostawiając na niej szare odpryski.
Zostałaś wyrwana ze swojego ciepłego łóżka, z zadymionego Queensu, z głośnego Nowego Jorku i zmuszona do przetransportowania swojego dupska w najzimniejszy rejon świata – na Biegun Północny, gdzie mieściła się tymczasowa baza operacyjna Twojego ojca. Nie wywołało to u Ciebie żadnego entuzjazmu. Ba, wyglądałaś jakbyś przed chwilą zjadła połowę cytryny, a grymas niezadowolenia nie zniknął z Twojej twarzy przez najbliższe trzy dni.
Sprawa ze Starkiem i operacją musiała zaczekać, odłożona na bok w imię wyższych idei, które nie należały do Ciebie. Byłaś jednak posłuszną córeczką, prawda? Kto by pomyślał...
~*~
Przesunęłaś niechętnym wzrokiem po pomieszczeniu, starając się na siłę odrzucić dziwne odczucie, jakobyś siedziała u dyrektora na dywaniku i właśnie powróciły Twoje czasy licealne, które nie były specjalnie szczęśliwe. I zdawało się, że horror powrócił, zwłaszcza kiedy natrafiłaś na lodowaty wzrok Mystique, która od dłuższego czasu wpatrywała się w Ciebie z jawną niechęcią. Starałaś się wytrzymać jej spojrzenie, jednak powieka Raven nawet nie zadrgała, więc się poddałaś, odwracając głowę w bok. Pomocy szukałaś u Pietra, jednak ten wydawał się całkowicie niezainteresowany całą sytuacją i leniwie przerzucał strony gazety, której prenumeratę zamówił w pobliskim kiosku. Na pierwszej stronie widniało czarno-białe zdjęcie przedstawiające trzech urzędników i szkarłatny napis "Rewolucja", jednak zanim zdążyłaś skupić się na tej informacji i odebrać Quicksilverowi gazetę, aby przeczytać artykuł, usłyszałaś odgłos odsuwanych, metalowych drzwi.
Jego pojawieniu się zawsze towarzyszyła gęsia skórka, która pojawiała się na Twoich ramionach. Kroczył dumnie, nie rozglądając się, dopóki nie zajął miejsca za dębowym biurkiem, znad którego spojrzał na trójkę swojego potomstwa. Przez chwile mierzył Was nieodgadnionym spojrzeniem, a jego kącik ust zadrżał, kiedy również zwrócił uwagę na tytułowa stronicę gazety, jednak nie wypowiedział się na ten temat. Inne zdanie na ten temat miał jednak Pietro, który zdążył już złożyć papier i położyć go na swoich kolanach, oczywiście tak, aby słowo rewolucja widoczne było dla każdego, kto spojrzy w tamtą stronę.
-Chcą nas zastraszyć, ojcze!
Wybuch Quicksilvera zdawał się być czymś nie na miejscu, zwłaszcza kiedy Darkholme wykrzywiła usta. Ten ruch jednak nie powstrzymał zirytowanego głosu Pietra, który potoczył się po pomieszczeniu, niczym wezwanie do walki. Kolejne słowa oburzenia wyrwały się z jego gardła, a on nie starał się nawet ich powstrzymać. Nie starał się opanować, bo tama jego cierpliwości właśnie pękła. Zazwyczaj opanowany, z dystansem do wszelkich zamieszek na tle rasowym, teraz zdawał się nie dbać o to, że może wylądować na pierwszym miejscu na liście mutantów, którzy powinni zostać zlikwidowani przez rząd.
-Rewolucja, też coś. Nagonka na mutanty ma stać się bardziej drastyczna. Ponoć mobilizują siły. Ci co dobrowolnie nie założą opasek identyfikujących mają zostać wyeliminowani. Mają zamiar piętnować nas jak bydło, tak nie moż...
-Dlatego właśnie czas wcielić nasz plan w życie. Genosha domaga się przejęcia, zwłaszcza w takich czasach. Konflikty wewnętrzne to idealna okazja, abyśmy my się tam pojawili i zmienili bieg historii.
Wasza dwójka zesztywniała na słowa Magneto, nawet Mystique wydawała się chwilowo przejęta tym, co zaczęło dziać się w pomieszczeniu, chociaż wcześniej ostentacyjnie ziewnęła, rzucając jasnowłosemu znużone spojrzenie. Teraz jednak wpatrywała się w Magnusa z zainteresowaniem, wznosząc jedną brew do góry i czekając na jego dalsze słowa. A ty... Ty nie okazywałaś w tym momencie żadnych uczuć, chociaż od samego początku dosyć sceptycznie odnosiłaś się do próby przejęcia władzy nad owym państewkiem wyspiarskim, w którym mutanci byli ciemiężeni przez rząd. Interwencje Charlesa zdawały się nie dawać żadnej długoterminowej zmiany – jak tylko znikał, na terytorium wyspy znowu powracał stary ład.
-A potem, kiedy każdy mutant, który nie zgadza się z tą niesprawiedliwą segregacją i wsadzaniem w klatki niczym zwierzęta, znajdzie ochronę na Genoshy, zaczniemy walkę. Nie bitwę, zaczniemy wojnę, tak długo oczekiwaną przez nas. Wojnę, która raz na zawsze uwolni nas z okowów ludzi - zakończył, mrużąc oczy, a na jego twarzy pojawił się cień satysfakcji. Splatając ze sobą palce u dłoni, oparł na nich podbródek i wpatrywał się w twarze swojego potomstwa, szukając jakichkolwiek oznak entuzjazmu, jaki gościł w jego sercu na samą myśl o powstaniu całkowicie niezależnego państwa, które rządzone byłoby właśnie przez niego.
Wpatrywałaś się w niego z osłupieniem na twarzy, jednak widocznie nie ty jedna, bowiem przez dłuższa chwilę w pomieszczeniu zaległo milczenie, a jedyny odgłos, jaki zakłócał ciszę to szum skrzydeł muchy, która latała po pokoju jak szalona, raz po raz obijając się o kasetony. Całkowicie sprzeczne myśli zagościły w Twojej psychice i chociaż wiedziałaś, że nie jest to ani czas, ani miejsce na rozsądzanie które z nich są prawdziwe, nie potrafiłaś wyzbyć się ich z głowy. Ważyłaś na szali swoją ambicje i chęć zbliżenia się do swojego ojca, wraz z życiem wielu niewinnych ludzi, którzy w żaden sposób nie brali udziału w nagonce na mutanty. Bali się ich, owszem, ale wszystko co nieznane i inne przeraża, od zarania dziejów.
-A i jeszcze jedno... - wymruczał pod nosem, przymykając na chwilę powieki. Opierając łokcie o blat biurka, splótł ze sobą dłonie i ułożył na nich podbródek. Chwilę milczał, wyraźnie się nad czymś zastanawiając, czego potwierdzeniem były ściągnięte brwi, aby ostatecznie otworzyć oczy i wpatrzyć się w jeden punkt, gdzieś przed sobą. -Zaistniała sytuacja pozwala nam na uzyskanie przewagi. Wykorzystamy spór Avengersów i x-menów, będziemy się przyglądać jak obrońcy ludzkości nawzajem zaczną siebie wybijać, narażając przy okazji niewinne życia. To nieuniknione, w wyniku walki dwóch potęg zawsze cierpią osoby trzecie...
Uważnie dobierał słowa, jednak podświadomie wiedziałaś o co mu chodzi, prawda? Ta myśl ciągnęła się za Tobą od chwili, kiedy dowiedziałaś się o kości niezgody, która poróżniła wszystkich. Zaostrzenie konfliktu i niewinne ofiary, które staną się ubocznym wynikiem starć, będą prowadzić jedynie do wzmocnienia ruchów przeciwko mutantom. Rząd to wykorzysta, zwłaszcza Ci, którzy niechętnie przyglądali się współżyciu z gatunkiem, który tak bardzo odbiegał od „normalności”. Zacznie się jeszcze większa nagonka, segregacja, oznaczanie... Właśnie tego chciał Magneto, prawda? Nienawiść przeciwko wspólnemu wrogowi, chęć wolności i równości spowoduje tylko nasilenie się ruchów terrorystycznych mutantów. Nastąpi chaos, nastąpi rozpacz, nastąpi cierpienie. Nastąpi eksterminacja ludzkości. Tego chciał, prawda? Tego pragnął.
Słuchałaś dalej jego monologu, chociaż było to raczej wpuszczane informacji jednym uchem, a wypuszczanie drugim. Mówił o przeniknięciu do obu organizacji, o zdobyciu danych, ale nieangażowaniu się jakkolwiek w zaistniałą sytuację. Mówił o udawaniu sojuszników i przyglądaniu się wszystkiemu od wewnątrz. Mówił o tym wszystkim, a ty wiedziałaś co Ciebie czeka – miałaś znowu spoufalić się z x-menami. Nie chciałaś tego, zdecydowanie nie chciałaś. Nigdy nie przypuszczałaś, że będziesz musiała ponownie przekroczyć próg Instytutu, nieważne jaki cel sprowadzał Ciebie w tamte rejony. Nie przypuszczałaś, że znowu będziesz musiała znosić oskarżycielski wzrok Hanka, uzupełniony niewiarygodnymi pokładami rozczarowania, kiedy dowie się całej prawdy. Nie przypuszczałaś, że po zakończeniu całej wojny i ujawnieniu planów Magneto, znowu napiętnują Ciebie jako zdrajcę, chociaż właśnie ta łatka idealnie do Ciebie pasowała.
W tym momencie czułaś się jak marionetka w jego rękach. W tym momencie czułaś się dziwnie oszukana, chociaż nikt nie gwarantował Ci bezpieczeństwa, zarówno tego fizycznego, jak i psychicznego. W tym momencie chyba... Nie, nieważne.
I dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego jaką jesteś egoistką. Dopiero wtedy dotarło do mnie jak zepsuta byłaś, aż do szpiku kości. Gorzej niż każdy z zebranych w tym pomieszczeniu. Oni walczyli w imię swoich przekonań, swoich idei, które trzymały ich przy życiu i nakazywały działanie. Ty walczyłaś tylko po to, aby zdobyć potęgę i zasklepić tę otchłań, która wytworzyła się w Twojej klatce piersiowej, a której spokojem i normalnym życiem załatać nie umiałaś. Egoistką byłaś od zawsze - zawsze przekładałaś swoje dobro ponad dobro innych - ale dopiero teraz zauważyłam jak cholernie popieprzona jesteś. I wiesz, gdybym miała możliwość to wolałabym Ciebie nigdy nie poznać.
Wiesz Lorno jaki jest Twój największy problem? Robisz siebie na ofiarę, kiedy tak naprawdę nic złego Ci się w życiu nie przytrafiło, a delikatne otarcia to nie był wynik niesprawiedliwości losu tylko własnej głupoty i bezmyślności. Milczysz, równocześnie krzycząc o pomstę do nieba, ale to Ciebie pierwszą trafiłby piorun, gdyby przyszedł Dzień Sądu Ostatecznego. 
 
~*~
Wtargnął do twojego pokoju bez zapowiedzi, tak jakby zupełnie nie przestrzegał zasad prywatności. Nie speszył się, kiedy zobaczył, że masz na sobie bieliznę i z przejęciem poszukujesz swojego kostiumu, który porzuciłaś gdzieś, gdy zbierałaś się do wanny. Nie odwrócił nawet wzroku, taksował Ciebie spojrzeniem, nie racząc jednak na żadne skomentowanie, na żadne przeprosiny. Zdawał się ignorować to, że mogłaś poczuć się urażona, że mogłaś zostać postawiona w dosyć nieprzyjemnej sytuacji.
-Widziałem Twoją minę – oznajmił, opierając się ramieniem o framugę. Swój oskarżycielski wzrok wbił w Twoją twarz, chociaż starałaś się nie zerkać na niego, co na pewno było nieco trudne. Pietro przyciągał spojrzenia wszystkich, którzy przebywali z nim w jednym pomieszczeniu. Trudno było to jakoś wyjaśnić poza głupim stwierdzeniem iż to zwierzęcy magnetyzm. Fakt faktem, że nie dało się go ignorować, ty też nie potrafiłaś, więc w końcu porzuciłaś swoje poszukiwania i usiadłaś na brzegu łóżka.
-No i...? - uniosłaś brew, czekając na jakieś wyjaśnienia z jego strony, chociaż równie dobrze mogłaś czekać na anielskie błogosławieństwo. Dogadanie się z Quicksilverem wydawało się być tak samo trudne jak wytłumaczenie Panu Kocurowi, że Twoje mieszkanie to nie jest motel i restauracja w jednym, jednak w obydwu przypadkach nie traciłaś nadziei i hartu ducha.
-Obiecałaś, pamiętasz? Obiecałaś, że nie zrobisz mu krzywdy w ŻADEN sposób, a wiesz że wycofanie się z tego plany go zrani. Tak samo jako potępienie jego czy okazanie wyraźnej niechęci. O sabotażu i osobistych pobudkach nawet nie wspominam. Obiecałaś.
-Jesteśmy rodziną, prawda? Rodziny się nie rani, braciszku.
Twój uprzejmy głos upewnił go w przekonaniu, że coś jest nie tak. Nieudolny uśmiech w którym wygięły się Twoje wargi, pogłębiły jego nieufność i powątpiewanie w Twoje dobre intencje. Nie skomentował tego jednak, wzruszając ramionami i kręcąc ze zrezygnowaniem głową. Wydawał się jeszcze przez chwilę zmagać sam ze sobą, chcąc coś powiedzieć, jednak powstrzymał się przed tym. Rzucił Ci ostatnie spojrzenie typu „mam Ciebie na oku”, wycofując się i pozwalając, aby metalowe drzwi zasunęły się tuż przed jego nosem.
Źle to rozegrałaś – miałaś kolejny problem do rozwiązania. Zamiast zapewnić Pietra o swojej lojalności, spowodowałaś, że czerwona lampka zaczęła migotać w jego umyśle. I wiedziałaś, że jego nie da się tak łatwo spławić. Uparty był jak osioł, wierny jak pies. A walka z rewolucyjnymi zapędami ludzi zdawała się zapełniać mu nie tylko umysł, ale też zlodowaciałe serce. Straciłaś swojego ostatniego sojusznika w tej rodzinie i z każdym krokiem zdawało się być trudniej uzyskać ich ufność.
____________ 
Jako że jestem goła i (nie)wesoła w znajomości komiksów, można głośno krzyczeć jak coś zrobiłam całkowicie na opak;D

6 komentarzy:

  1. [Sama nie jestem komiksową specjalistką, nie przejmuj się. Co do opowiadania, bo przecież o to się tutaj rozchodzi... Brawo. Widzisz, użycie dialogów dodatkowo spotęgowało moją sympatię do Twojego pióra. Naprawdę świetnie Ci poszło. Błędów nie szukałam, za bardzo się wciągnęłam, ale pewnie nie ma. Jeszcze raz gratuluję.]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Zawsze obawiam się użycia dialogów, bo z racji tego, że sięgam po nie rzadko, mam wrażenie, że kulawo mi wychodzą;D
      Dziękuję za poświęcony czas;) ]

      Usuń
  2. [Genoshy <3 Ja się czepiać nie będę, bo wszystko jest poukładane i w porządku. Tak z ciekawości tylko zapytam: Będziesz miała ochotę na napisanie wspólnej notki w niedalekiej przyszłości? Bo akurat zamierzałam napisać coś o stosunkach Wandy z rodziną i jej dziwnej poniekąd definicji lojalności ;) No i przemiana właściwie się już zaczęła, więc stworzenie przez nas Frankensteina i zrobienie odrobiny zamieszania byłoby niezłe... *uśmiech Jokera*. Wiesz co jeszcze? Twój styl jest boski.]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Co prawda nigdy nie pisałam wspólnej notki i nie wiem jak by to wyszło, ale wstępnie jestem jak najbardziej chętna. Zwłaszcza, że mamy wspólny temat, wiec nie trzeba byłoby niczego na siłę wymyślać, to przyjdzie bardziej naturalnie ;D ]

      Usuń
    2. [No to jesteśmy obydwie łyse w tym temacie, bo ja również nigdy z nikim notki nie napisałam, ale ten wątek po prostu prosi się o współpracę ;) Daj znać, kiedy będziesz miała czas, wymienimy się GG i jakoś wstępnie ustalimy co i jak. Skoro obydwie jesteśmy dość obeznane w sytuacji, pójdzie szybko i sprawnie. Będzie duży kontrast w stylu, ale to nawet dobrze ^^]

      Usuń
  3. [Osobiście na X-Menowskich komiksach znam się tak jak na algebrze abstrakcyjnej, ale nie wydaje mi się byś cokolwiek pokręciła. Opowiadanie jest świetne, ale ja jestem już od dawna fanką Twojego stylu pisania, dialogi też wyszły znakomicie, więc nie wiem czego miałabyś się obawiać. Ah, no i wręcz uwielbiam tę mocno pokręconą rodzinkę Lensherr'ów.]

    OdpowiedzUsuń