25.04.2012

Coś więcej.


Mutacja
Podstawową zdolnością Tarot było widzenie przyszłości, do pewnego stopnia również przeszłości. Trzeba też przyznać, że na początku miała problem z opanowaniem wizji, które potrafiły manifestować się zarówno w postaci niejasnych snów, jak i serii déjà vu na jawie. W sensie fizycznym nic strasznego, ale psychicznie wyczerpuje, więc przeszła kilka faz zaczynając od łapaczy snów, przez runy, a kończąc na osławionych kartach tarota. Trudno powiedzieć, dlaczego poskutkowało to, a nie coś innego, dla Marie-Ange najważniejsze było, że zadziałało i ją odciążyło. Obecnie nawet nie bardzo ich potrzebuje, żeby zobaczyć przyszłość, ale też warto zaznaczyć, że nic, co może przepowiedzieć nie jest pewne, wyłącznie prawdopodobne. No i cóż nie lubi tego robić, każdy ma swoje widzimisie.
W pewnym momencie pojawiła się druga, mutacyjna umiejętność, dzięki której Colbert mogła materializować obrazy dwuwymiarowe w rzeczywiste obiekty złożone z, bliżej nieokreślonej, energii psioniczej. Należy dodać, że wbrew pozorom nie muszą to być karty tarota, wręcz obojętnym jest czy używa do tego właśnie ich, rysunków czy zdjęć, jedynie musi mieć z tym kontakt.

Umiejętności
Skończyła neurobiologię na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku i oficjalnie pracuje w niezależnym ośrodku badawczym, który w rzeczywistości podlega Tarczy.
Zna postawy walki wręcz, praktycznie woli nie znać się na broni palnej, ale niezwykle dobrze opanowała szermierkę oraz posługiwanie się ofensywne kosą.

Historia
Można by zacząć od czternastego stycznia roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego piątego, czyli samego początku, jednak nie ma to większego sensu, bo do opuszczenia Lyonu Marie-Ange większych dramatów, niż inni nie doświadczyła. Doznania dzieciństwa, dorastania, manifestacji zdolności przeszła całkowicie suchą stopą, głownie dlatego, że mutacja rozwijała się stopniowo i spokojnie. Dopiero, kiedy wyjechała na studia, a ubzdurała sobie Stany Zjednoczone (a dokładniej Nowy Jork), zaczęły się schody. Wówczas problemy z kontrolą mocy wiązała z przeprowadzką do metropolii, a błyskawiczne i nagłe pojawienie niezwykle pomocnych, nowych znajomych uznała za dar od losu. Na usprawiedliwienie należy dodać, że dziewiętnastoletnie nerdowskie dziewczynki są raczej jeszcze dość naiwne – szczęśliwie z wiekiem to przechodzi.
W Akademii Massachusetts spędziła przeszło kolejne cztery lata, które wypełniały jej nauka, treningi i takie tam potyczki z mutantami spod znaku X, prawie norma. Jednak ostatni rok spędziła bardziej obok szkoły Emmy Frost, ponieważ w momencie gdy ktoś wmanewrowuje ciebie w bagno, o którego istnienia nie ma się pojęcia, najlepszym (najlepszym według Colbert, bo zachowawczość zawsze jej dobrze wychodziła) rozwiązaniem jest dystans. Rozważała nawet przejście pod skrzydła profesora Xaviera, jednak przeszkodziło jej w tym wydarzenie obrazowo nazwane masakrą Hellfire Clubu. Choć Trevorowi Fitzroyowi przede wszystkim chodziło o White Queen, to wszystko skończyło się tragicznie głownie dla Hellions i tylko dziwnym zrządzeniem losu Tarot udało się przeżyć, co prawda ledwo, ale wystarczająco, aby X-meni cierpiący na syndrom przygarniania każdego nieszczęśnika, zdążyli ją uratować. Przebudzenie się po trzech tygodniach śpiączki w podziemiach Instytutu nie należało do najprzyjemniejszych, ale lepsze takie, niż żadne. Po przejściu długiego procesu rekonwalescencji okazało się, że Marie-Ange raczej nie pasuje do X-menów, a i oni też nie bardzo byli skłonni widzieć w swoich szeregach osoby o niepewnych zdolnościach, przeszłości i nastawieniu. Opuściła Szkołę Xaviera bez większego żalu. Jak wiadomo nie ma tego złego, co by bokiem nie wyszło, więc jakoś tak szybko została zwerbowana przez agentów Tarczy. W końcu, dlaczego nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz