1.04.2012

Billion light years away from hope.



Jehonala Ounotooa znana jako Sophie Williams. Wiek ziemski: 18 lat. Wiek Kiriski: 7 lat (liczone wedle pełni 12 księżyców) Urodzona: 15 roku Wielkiej Mgławicy (czyt. 14.Październik 2002 r) w stolicy Kiri: Mahanulo. Rasa: Człowiek. Pochodzenie: Kiria (Jedna z wielu ziem w przestrzeni kosmicznej. Oddalona od naszej - 9 bilionów lat świetlnych). Miejsce zamieszkania: Los Angeles Specjalne zdolności: biograwitacja, psychokineza.


O niej:

Jehonala jest kiriańską księżniczką, następczynią Złotego Tronu Świątobliwej Rodziny Ounotooa. Urodziła się i dorastała na planecie niezwykle podobnej do ziemi, którą zamieszkuje po dziś dzień gatunek ludzki. O ile Kiria jest planetą ziemio-podobną, o tyle rozwinęła się tam zupełnie inna kultura i obyczajowość. Wprawdzie Kirińczycy rozwijają się w zakresie matematyki, fizyki, chemii, filozofii i biologi, a także należą do niezwykle kreatywnej populacji, ale noszą odmienne stroje, stawiają inne budowle, a także mają odmienny punkt widzenia na wiele spraw. Ich umysł jest wyżej rozwinięty niż u naszych ziemian, ale za to Kirińczycy nie dążą do rozwoju technologicznego. Na ich planecie nie uraczysz wielkich aglomeracji miejskich i drapaczy chmur. Za to wielce cenią sobie świętość matki natury i jej bogactw. Jak każda rasa ludzka przeżyli w swej historii okresy wojen i pokoju, upadki i narodziny dynastii, tworzyli i zmieniali prawa oraz imiona swego Boga.
Jehonala przybyła na ziemie w celu odzyskania "czegoś" co zostało ukryte na naszej planecie około. 200. tys. lat temu. O ile my ziemianie nie mamy zbyt wielkiego pojęcia o istnieniu Kiri, o tyle Jehonala wie o nas całkiem sporo. Przede wszystkim posługuje się ona językiem angielskim i francuskim, zdumiona wielce, że nie mamy jednego uniwersalnego, jak na ich planecie. Podział władz i różnorodność państw uznaje za niezwykle kłopotliwe, a naszą współczesną muzykę za wyjątkowo niemelodyjną. Preferuje za to nasze stroje i sposób czesania się, interesuje się urządzeniami technologicznymi, jakie tworzymy, ale przede wszystkim intryguje ją to, że dobieramy się w pary. Na jej planecie nie zawiera się małżeństw, ani tym bardziej nie spędza się całego życia z partnerem. Każda Krianka ma obowiązek wydać na świat 13 dzieci w ciągu swojego żywota, w tym pierwsze w wieku 15 lat. Świętuje się wówczas "Święto Kolorowych Mgławic" podczas której osobniki płci przeciwnej kopulują ze sobą, dążąc do ciągłości gatunków. Narodzone później dzieci wychowuje sama matka, mając jednak zabezpieczenie, gdyż przysługuje jej mężczyzna dbający o jej i dziecka szczęśliwe bytowanie. Nie można tego jednak nazwać rodziną, ponieważ mężczyzna nie mieszka z nią pod jednym dachem, ani tym bardziej nie łączą ich emocjonalne stosunki. Bardziej przypomina to czynność usługową.
Trzeba więc zrozumieć, że Jehonala nie ma dużego wyobrażenia o miłości i nie umie pojąć naszych, ziemskich zachowań. Jako członkini rodu królewsko ma obowiązek wydaja jedynie pięciorga dzieci, płeć nie ma znaczenia. Ma do swej dyspozycji aż piętnastu mężczyzn.
Na Kiri istnieje dominacja płci żeńskiej, która uznawana jest za ważniejszą z powodu wydawania potomstwa na świat. W rodzinie królewskiej najwyższą władzę pełni kobieta, ale w radzie państwowej zasiadają tylko mężczyźni, tylko oni mogą również tworzyć królewską armię. W ten sposób obie płcie uzupełniają się w rządzeniu planetą.
Jehonala, jak każda księżniczka jest bardzo dumna i trochę rozpuszczona. Często zachowuje się nieadekwatnie do sytuacji, wprawiając w zakłopotanie lub gniew innych ludzi. Uchodzi za próżną i leniwą, ale usprawiedliwia ją sposób w jaki została wychowana oraz różnice obyczajowe między Ziemią a Kirią. Domaga się wyręczania w wielu czynnościach, co nie oznacza, że nie potrafi ich sama wykonać. Wysławia się nieco zbyt wyszukanym słownictwem, a jej zachowanie bywa zbyt sztywne i oficjalne. Bywa również niecierpliwa i nerwowa.
Niesprawiedliwym byłoby przedstawienie jej tylko w złym świetle, dlatego trzeba dodać, że jako przyszła władczyni kieruje się zawsze prawością i dobrej ogółu, nigdy zaś swym prywatnym. Jest odważną i inteligentką istotą o ognistym temperamencie. Wspaniała organizatorka i myśliciela, zna się na polityce i prawie.Niezwykle wyczulona na punkcie własnej godności. Jeżeli wzrokiem, mową lub czynem naruszysz jej świętość osobistą, może cie spotkać coś przykrego z jej strony i nie łudź się, że nie będzie bolało. Owa świętość dotyczy głównie jej ciała, którego nie można dotknąć bez jej uprzedniego pozwolenia, ale również nie waż się obrażać jej słowami. Uczona o dziecka malarstwa i gry na Kiriańskich instrumentach muzycznych, umie śpiewać.
Fatalnie radzi sobie ze sprzątaniem i prowadzeniem samochodu, dlatego na ulicy zachowuje się jak pomylony kierowca. Czasami zbyt impulsywna przez co rodzi nieświadomie sytuacje zagrażające jej życiu. Jak większość kobiet potrzebuje kogoś kto obroni ją przed atakiem, gdyż jej ciało nie jest stworzone do walki. Przywiązana do swej matki, którą ceni ponad wszystko. To od niej nauczyła się czym jest honor i sprawiedliwość. Walka o własne przekonanie i niestrudzone brnięcie wciąż naprzód pomimo wielu trudności. Matka jest dla Jehonali najwyższym autorytetem i nigdy jeszcze nie odważyła się jej sprzeciwić. Każde słowo w ustach rodzicielki jest święte, a każda jej myśl jest uznawana za absolutną i natchnioną przez Boginię. Jehonala ma nadzieje w przyszłości stać się kimś podobnym i równie wspaniałym. Jak na razie stara się wypełniać wszystkie swoje obowiązki sumiennie i cierpliwie. Z matką łączą ją ciepłe stosunki. Obie kochają się szczerze i będą bronić odważnie nawzajem swego życia.
Ojcem Jehonali jest kiriański wojownik, mężny i przystojny osobnik, który nauczył ją polować i władać strzałami. Od niego dziewczyna przyswoiła większość ludowych pieśni, które śpiewa do dziś. Mimo wszystko kontakt z ojcem nie jest tak częsty i zażyły, jakby to mogło wyglądać na ziemi. Uczucia między ojcem a córką nie są na ich planecie zbyt rozpowszechnione.
Ponad to Jehonala ma trójkę młodszego rodzeństwa - dwóch braci i siostrę. Jehonale można zaliczyć do grona atrakcyjnych ludzi. Skóra ma barwę kości słoniowej, która chłonie różne odcienie w zależności od światła. Włosy ciemne, naturalnie kręcone, sięgające do granicy łopatek. Sylwetka normalna, chociaż nie można powiedzieć, aby była perfekcyjna. Zbyt krągłe uda i małe wcięcie w tali. Etnicznie przypomina mieszaninę Azjatycką i Kaukaską. Przybywając na ziemie zaczęła ubierać się zgodnie z naszą modą, jej ubrania muszą pochodzić zawsze z najwyższej półki, chociaż nie wiadomo kto ma za to zapłacić. Zakochana w szpilkach i kapeluszach, których zaczyna gromadzić sporą kolekcje. Ze swojej planety przywiozła całą masę biżuterii, którą wiernie nosi, aby nie zapomnieć skąd pochodzi. Tradycyjnym zimowym, strojem kiriańskim są grube, brązowe spodnie, ściągane u kostek. Buty obszyte skórą zwierzęcia na miękkiej podeszwie, ciepła, wzorzysta koszula i dopinany golf obszyty tradycyjnymi ozdobami. Często głowę władców zdobią perły lub długie pióra, najczęściej zestawione w różnych kolorach. Latem noszone są zwiewne suknie przez materiał których przebija się naga skóra. Miejsca intymne są osłonięte grubszym paskiem odzienia, który kolorystycznie komponuje się z całością. Ramiona i nogi ozdobione są plecionką z białych nitek w które po wszywano różne koraliki i amulety. Nogi zdobią materiałowe pantofelki na miękkiej podeszwie dla rodziny królewskiej oraz na twardej na poddanych.

W skrócie:

18 lat ∙ Pochodzi z obcej planety ∙ poszukuje zaginionej pieczęci

Zdolności:

biograwitacja ∙psychokineza ∙

Wygląd:

18 lat ∙ Azjatyckie rysy twarzy ∙ Ciemna oprawa oczu ∙ Ciemne Włosy ∙ Jasna karnacja ∙ Lekko zaokrąglona sylwetka

Nie kopiuj zdjęć ani tła!

ROZDZIAŁY POSTACIE POBOCZNE POWIĄZANIA

51 komentarzy:

  1. [Witamy spowrotem po ciemnej stronie mocy]

    OdpowiedzUsuń
  2. [A pomysła jakiegoś masz? Możemy spróbować zacząć to, o czym mówiłaś mi na GG...]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Nieźle wymyślone :) Byłabyś uprzejma zacząć?]

    OdpowiedzUsuń
  4. [A jakże mogłabym się nie zgodzić :3]

    OdpowiedzUsuń
  5. [A nieprawda, po prostu ostatnio nie mam weny na zaczynanie. Chyba matury ją ze mnie wyssały...]

    Ostatnie miesiące obfitowały w wydarzenia. Zdecydowanie za bardzo, wobec czego Scarlett miała szczerą ochotę zaszyć się na kilka tygodni i odpocząć. Pobożne życzenia.
    Jedną z jej największych wad było to, że naprawdę kochała swoją pracę. Dlatego zgodziła się pracować dla SHIELDu - za darmo, tylko po to, aby mieć wgląd w historię bardzo interesujących przypadków. Dlatego stworzyła sobie dziecko nie normalnym sposobem, a we własnym laboratorium. Dlatego też zgodziła się wziąć udział w kolejnym dziwnym przedsięwzięciu.
    Skutki ukraińskich mutacji wyglądały naprawdę paskudnie, ale nade wszystko, fascynująco. Scarlett była przyzwyczajona do paskudnych rzeczy. W końcu była lekarzem.
    - Przepraszam za spóźnienie, konferencja prasowa się przedłużyła - usprawiedliwiła się, wchodząc do laboratorium. Kolejnego. Połowę życia spędziła w laboratoriach i do tej chwili uważała, że jej własne jest najciekawsze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgłoszę się jak tylko coś wymyślę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. [Chętnie, chętnie. Zajmijmy się więc okolicznościami :3 Jakiś pomysł? ]

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie spodobało jej się takie powitanie, oczywiście. Uważała, że jeśli już pracuje dla nich za darmo - ba, narażając się na straty, w końcu jej czas był wiele warty - to mogliby chociaż być mili. No ale oczywiście, profesorowie. Sama miała zaledwie tytuł doktora inżyniera, więc niegodna im była butów lizać.
    Spojrzała na Colville'a, potem na towarzyszącego mu chłopaka i w końcu na raporty. Zabolało. Dawno nie widziała tak spapranych badań. Przerzuciła strony, sprawdzając, czy przynajmniej opisali metodologię. A gdzie tam...
    - Czyli jak, trzeba się wybrać na miejsce? Załatwię odrzutowiec w półtorej godziny, jeśli się sprężymy, dolecimy do Ukrainy w pięć godzin.
    Miała szczerą nadzieję, że Stark zgodzi się pożyczyć jej jedno ze swoich czteromachowych cacek. A jeśli nie, to mu powie, że odda w naturze, czy coś w tym stylu...

    OdpowiedzUsuń
  10. [Bardzo chętnie. Relacja taka jak wcześniej, że Volrina nie zna jej prawdziwej tożsamości?]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Bardzo chętnie. Jeśli tylko masz jakiś pomysł na to, jak zacząć, to bardzo chętnie.]

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie miała złudzeń. Jakie jest prawdopodobieństwo, że ludzie, którzy spaprali robotę z dokumentacją, dostarczą warte badania próbki? Materiał genetyczny bardzo łatwo zanieczyścić, trudno za to zabezpieczyć. Nie, Scarlett nie ufała żadnym dostarczonym próbkom, zwłaszcza że ukraiński rząd nie słynął z naukowej uczciwości.
    - To pan może zająć się próbkami, a ja skoczę na modelowanie brwi. - Scarlett również uwielbiała badania - w końcu wybrała taki, a nie inny zawód - ale tylko te, które miały sens.
    - Wiesz, ja już spędziłam swoje dziesięć lat w laboratorium i nauczyłam się, że trzeba czasami zrobić sobie przerwę - szepnęła do Charlesa.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zastanowiła się.
    - Tak, w zasadzie tak. Znaczy, jeśli ma pan zamiar zdobyć porządne próbki, to tak. Jeśli ma pan zamiar je zdobyć szybko, to tym bardziej. Chyba, że bardzo lubi pan klasę ekonomiczną państwowych linii.
    Scarlett szybko zajęła się wysyłaniem smsa z prośbą o użyczenie odrzutowca. Jeśli wypad nie wypali, to przynajmniej skoczy na Stary Kontynent do kuzynki Christine. Po namyśle dodała do treści kilka zwrotów typu "pączusiu" i "kochanie". Głupi, hermetyczny żart.

    OdpowiedzUsuń
  14. [Oczywiście, że możemy napisać jakiś wątek. Powiedz mi tylko, jaki, bo ja pomysłu nie mam. I prawdopodobnie z rozpoczęciem też będzie ciężko... ;)]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Jak najbardziej jestem chętna na wątek, bo z tego co wiem to niestety nie wątkowaliśmy wcześniej ani odrobinę. Więc, jakiś pomysł?]

    OdpowiedzUsuń
  16. [To znaczy jak ma być teraz?]

    OdpowiedzUsuń
  17. Scarlett uznała, że lepiej sprawę zakończyć szybko. W ciągu pół godziny srebrny, długi na dwadzieścia pięć metrów i smukły odrzutowiec stanął na jej lotnisku, gotowy do lotu. Pilot, szczupły mężczyzna w średnim wieku, zasalutował, gdy do niego podeszli.
    - Niezła zabawka, aye! - pochwaliła.
    - Siedem i pół macha, prototyp! Można tym skoczyć do Rosji do McDonaldu i wrócić, zanim frytki ostygną! Albo do Wiednia, zwędzić Mozartowi jaja!
    Scarlett uśmiechnęła się z zadowoleniem. Stanowczo nie była to klasa ekonomiczna.

    OdpowiedzUsuń
  18. Zastanowiła się.
    - Nie, nie jest mój. Pożyczony - powiedziała w końcu, wysyłając smsa z podziękowaniami. I opisem, jak bardzo jest wdzięczna. - Mam dobrych znajomych. To co, wsiadamy?
    Miała tylko nadzieję, że barek nie jest aż tak dobrze zaopatrzony, jak sądzi.
    - Tylko żadnych przeciążeń, panie...
    - Pułkownik Stannis, madam'
    - Żadnych przeciążeń pułkowniku. I tak jestem przeciążona.
    - Wiem, madam'. Gratulacje, madam'

    OdpowiedzUsuń
  19. - To ja się napiję soku mango z syropem miętowym. I palemką - stwierdziła z zadowoleniem, wyciągając i synchronizując tablet. Po chwili jednak wstała i zapukała w kontrolkę. - Pułkowniku, kiedy będziemy na miejscu?
    - Cztery i pół godziny. Plus minus.
    - Plus minus ile?
    - Około dekady, jeśli coś nawali.
    Scarlett bardzo nie chciała, aby cokolwiek nawaliło. Uznała, że lepiej o tym nie myśleć i zajęła się porządkowaniem danych na tablecie.

    OdpowiedzUsuń
  20. [Ok, spróbuję coś wymyślić.]

    Kiedy tym razem oglądała mury uczelni, nie towarzyszyły jej żadne przeczucia. Volrina przyglądała się przechadzającym studentom z uprzejmym zainteresowaniem, kilkoro z nich przelotnie na nią zerknęło.
    Teraz wiedziała już, kogo szuka, wypatrywała w tłumie czarnych włosów i urodziwej twarzy. Sądziła, że jeśli dość żywiołowy charakter Sophie znów da o sobie znać, z łatwością ją zauważy. W myślach powtórzyła sobie ich nazwiska. Sophie Williams i Charles Evans. Miała nadzieję, że się nie pomyliła.
    Zauważyła, że niektórzy z męskiej części zgromadzonych przed budynkiem studentów, rzucają jej ukradkowe spojrzenia. Dziewczyna z niejakim rozbawieniem wyobraziła sobie ich reakcje, gdyby zobaczyli ją kiedyś w klubie Jasona. Nie spodziewała się, że tacy ludzie jak oni odwiedzają podobne przybytki, ale w końcu wszystko było możliwe...

    OdpowiedzUsuń
  21. [Dobry pomysł. Byłabym też ogromnie wdzięczna za jakieś fajne zaczęcie ;)]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Niech będzie, chyba jakoś podołam temu pomysłowi, tylko jak możesz to zacznij :P]

    OdpowiedzUsuń
  23. [Twe słowa udobruchały mnie i również cieszę się, że mam przyjemność pisać z równie oryginalną postacią ;) Przyjmuję zaproszenie. Jakieś pomysły?]

    OdpowiedzUsuń
  24. -Strajkuję?- powtórzyła Volrina. Wyraz twarzy miała w tym momencie lekko zbaraniały.
    -Nie, dlaczego? Zaraz...
    Obrzuciła badawczym spojrzeniem zebranych pod budynkiem ludzi. Zatem to była manifestacja?
    -Oni strajkują, tak? -spytała dziewczyna, marszcząc czoło - A z jakiego powodu? Coś się u was stało?
    Słyszała o różnych rzeczach, które działy się w mieście, większość wieści nie była dobra. Ale tu, na uczelni... To również miało coś wspólnego z mutantami?

    OdpowiedzUsuń
  25. [A więc może spróbuję zacząć...]

    Akurat przebywał w Los Angeles, konkretniej w Venice, gdy przechodził przez miasto. Był zawieźć jakieś tam istotne dla tamtejszego oddziału S.H.I.E.L.D. papierzyska. Nie interesowało go to zupełnie, ale mus to mus. Ogólnie starał się ostatnio nie zawadzać szefowi szefów, czyli samemu Fury'emu. Domyślał się, że ten jest na niego niejako wkurzony za ostatnie obrażenie się na niego po misji przeszkalającej, a jeszcze wcześniej za rozbicie jego samochodu. Miał bardzo dużo czasu, nie spieszyło mu się. Postanowił więc usiąść w kawiarence tuż przy plaży. Dla odmiany, zamiast mocnej kawy, zamówił colę z lodem. Siedział i rozkoszował się chłodnym napojem, gdy nagle zauważył, że kobieta o ciemnych, kręconych włosach siedząca stolik obok, wciąż próbuje mu się dyskretnie przyjrzeć. Już chciał podejść i zagadać, gdy wtem rozpętała się panika. Jakiś mężczyzna o żółtej cerze strzelił do ratownika siedzącego na wieży i pilnującego porządku na plaży, a następnie, krzycząc coś w niezrozumiałym dla Steve'a języku, pojmał dość niską kobietę o jasnych włosach jako zakładniczkę. Postanowił dyskretnie wkroczyć do akcji...

    [Mam nadzieję, że zacząłem tak, jakbyś chciała. W razie czego, mogę to poprawić.]

    OdpowiedzUsuń
  26. [Na pewno nie zapomne, czekam na przypływ wena odpowiedniego rodzaju]

    OdpowiedzUsuń
  27. [Miejsce zamieszkania Charles'a. Nie bój się, agencja posiada takie informacje, a jak nie, to łatwo zdobyć wszystkie adresy. Tam też zajdzie Natasha, a Jehonala aktualnie będzie sama, więc zacznie się zabawa.]

    OdpowiedzUsuń
  28. Volrina zacisnęła usta. Jej ręce zadrżały.
    -To nie ma sensu - wyrwało jej się, zanim zdążyła się powstrzymać -Co to da? Pogłębianie podziałów? Nie potrzeba temu światu kolejnej wojny. Znów ktoś zginie i błędne koło nigdy się nie skończy.
    W oczach błysnął jej gniew, kilka razy musiała głęboko odetchnąć, żeby chociaż częściowo się opanować.
    -Czego oni chcą? Kolejnego Sellenhard, izolatek, kuloodpornych szyb? Najpierw dożywocie, potem egzekucja... Do tego zmierzają? Poza tym, jak sądzę, nikt nie ma pojęcia o tym, co naprawdę się stało. Sprawcy nie schwytano, prawda? A jego tożsamość zapewne nadal jest nieznana...

    OdpowiedzUsuń
  29. Podniósł głowę znad prawie pustej szklanki i spojrzał na zaczepiającą go osobę. Kobieta, elegancka i całkiem urodziwa. Zdziwił go ten widok zwłaszcza, że w tym barze rzadko bywały takie osoby.
    - Nie określiłbym się mianem stałego bywalca, jednak zdarza mi się tutaj bywać, dość często - wziął łyk napoju alkoholowego i skinął do barmana by dolał - Nie znam, żadnego nie poznałem bliżej - zrobił głupią minę z serii "czy ja wyglądam na kogoś kto lubi się spoufalać z kimkolwiek?" -Chociaż kojarzę tych i owych.
    Przyglądał jej się uważnie i patrzył na jej lekki poddenerwowanie, które było widoczne i to całkiem wyraźnie.

    OdpowiedzUsuń
  30. Człowiek z natury zazwyczaj nie jest skory do pracy, szczególnie gdy wie, że ciążą nad nim wyroki, za których zawieszenie trzeba odpłacić. Dzisiaj jednak nastrój do wykonywania zadania jakoś kompletnie nie pasował Natashy. Dzień był nie tyle upalny, co duszny, wieczór nie zapowiadał się lepiej. Wzdychając przy wysiadaniu z auta, pomaszerowała na drugą stronę przecznicy, dla bezpieczeństwa parkując stosunkowo dalej od miejsca, do którego zmierzała.
    Nie miała wiele do czynienia z kosmitami, szczerze mówiąc. Miała na sobie strój, skryty pod delikatnym płaszczykiem. Nie wiedziała, co ją czeka - ostatnie spotkanie z przybyszami z kosmosu zakończyło się małą rozróbą na Manhattanie. Mimo wszystko, wzięła głęboki oddech i z zaledwie sekundą zwątpienia, zapukała do drzwi krótko.

    OdpowiedzUsuń
  31. -Tak, tyle że tym razem za ich sprzeciw mogą zapłacić niewinne osoby - odparła Volrina ponuro. Nie uważała się za osobę szczególnie zaangażowaną w różne akcje i wydarzenia, ale w końcu nie żyła odcięta od świata i co nieco usłyszała. A ostatnie doniesienia mediów nie napawały optymizmem.
    Z lekkim zdziwieniem spojrzała na Sophie. Wyrazu twarzy dziewczyny nie mogła nie zauważyć. Coś ją gryzło.
    -A ta mina co ma oznaczać? - spytała ostrożnie.

    OdpowiedzUsuń
  32. Volrina pokręciła głową.
    -Ale to chyba nie znaczy, że musimy obserwować, jak wybucha kolejna, prawda?
    Dziewczyna zawsze uważała, że obojętność jest przyczyną każdego innego zła. Bezkarności i śmiałości sprawców przemocy, bezsilności ofiar. Ciągłego cierpienia, które trwało dlatego, że nie pojawiał się nikt, kto położyłby temu kres.
    Przyjrzała się zebranym studentom, z łatwością moga znaleźć na twarzach niektórych nienawiść i gniew. Uczucia, które łatwo zaszczepić w tłumie, zarazić nimi, aby móc posłużyć się tłumem do osiągnięcia swoich celów.
    -Wypadałoby coś z tym zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  33. [Powrót wena]

    - Bezalkoholowy - odparła z uśmiechem, robiąc sobie kolejny koktail i wracając do przerwanego zajęcia.
    Czas płynął. W końcu zaczęli zataczać koła nad lotniskiem we Lwowie.
    - RT70! Kakaja twaju familia i kagu rabotajesz? - Rozległo się z głośników.
    - Ja pałkownik Stannis i rabotajem gaspodini Scarlett Kastner, dohtor - odparł Stannis, poczym dodał: - Dajcie pozwolenie na ladowanie na pasie E5.
    - Odbiór, nie dajemy pozwolenia. Jesteście niezarejestrowaną jednostką wojskową. Odlećcie, albo was zestrzelimy.

    OdpowiedzUsuń
  34. Nie miała pojęcia, kogo może spotkać. Wiedziała jedno: mogła spodziewać się wszystkiego. Wcale jakoś specjalnie nie zdziwiłaby się, gdyby przez uchylone drzwi, do których zapukała, wymknęły się macki, które wciągnęłyby ją do środka na spotkanie z zielonym ufoludkiem. Oczywiście byłoby to raz, że komiczne, a dwa, że dosyć dziwne. Dostała jednak jasne i proste polecenie wybadania sprawy, nikt nie wspominał nic o wyglądzie, zachowaniu i zwyczajach przybysza. Nawet nie wiedziano nic, jakie ma zamiary i czy w ogóle jest kosmitą. Ach, te niepewności.
    - Sophie Williams? - spytała, wymieniając nazwisko, jakim posługiwała się ponoć kobieta. Była dosyć ładna, jej azjatycka uroda budziła lekki zachwyt. Choć nie u Wdowy. Wiedziała, że w domu nie powinno być nikogo - pozostałych ewentualnych lokatorów sprytnie wybawiono z okolicy.

    OdpowiedzUsuń
  35. -Wy? - podchwyciła Volrina -To znaczy... Mogłam się zresztą domyślić, to widać.
    Doskonale wiedziała, jaką mieszankę stanowi ludność Stanów. Rodowici Amerykanie od pokoleń, przyjezdni, dzieci imigrantów, obcokrajowcy...
    -Nie pochodzisz stąd, prawda? Jak zresztą wielu innych.
    Mogła doskonale zrozumieć, że w tych warunkach o konflikty łatwo.
    -Ale nie wiadomo, czy monarchia rozwiązałaby problem. Jak wiemy z historii, królowie też prowadzili wojny.

    OdpowiedzUsuń
  36. - Pilnie porozmawiać? W takim razie słucham, możesz pogadać... i tak tu siedzę, bez większego sensu - nie chciał by brzmiało to złośliwie, jednak podejrzewał, że jego wypowiedź mogła być tak zinterpretowana.
    - Panu? -Logan zdziwił się tym zwrotem, dawno... a właściwie nigdy nikt do niego nie zwracał się w taki sposób - Barnes... nazwisko znane mi, choć nie wiem skąd. Coś musiało mi się obić o uszy.

    OdpowiedzUsuń
  37. - Nie mają prawa, ale i tak to zrobią - rozległ się głos Stannisa. - Zawracamy. Wylądujemy poza granicami i resztę trasy przebędziemy samochodem. Proponuję zachód.
    Na zachód od Ukrainy była Polska i Scarlett nie była pewna, czy to dobry pomysł. Nie miała zaufania do państw posocjalistycznych. Ale jeśli nie było innego wyboru...
    - Wyląduj jak najbliżej granicy - poleciła.
    - Czyli w Warszawie. Nigdzie indziej nie znajdziemy odpowiedniego lotniska.
    Cudownie, naprawdę cudownie, pomyślała Scarlett.
    - Mam nadzieję, że macie paszporty...

    OdpowiedzUsuń
  38. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej niż przed momentem. Fenomenem jej umiejętności aktorskich był fakt, że gdy miała wyznaczoną misję i powodzenie zadania zależało od jej sztucznego uśmiechu, każdy nabierał się na te słodko uniesione kąciki ust. Bo zazwyczaj, na co dzień, gdy spotykała się ze swoją cudaczną bandą kolegów, nie starała się jakoś specjalnie przy ukazywaniu udawanej radości i życzliwości, jeśli chciała. Tutaj więc było coś zupełnie innego. Prawie prawdziwy uśmiech.
    - Natalie. Rushman, Natalie - przedstawiła się nazwiskiem, którego dawno nie wymawiała. Ostatni raz w firmie, miesiąc temu. Nie lubiła tego alter ego, ale... Jak trzeba to trzeba. W końcu takie imię i takie nazwisko figurowało w jej papierach. Swoją drogą, idzie się przyzwyczaić. Operowała tyloma nazwiskami, że nie idzie zliczyć. - Wykorzystała moment sytuacji, przysuwając się bliżej wejścia. - Nie spotkałyśmy się wcześniej. Jestem znajomą Charlesa.

    OdpowiedzUsuń
  39. [Przepraszam, że tak długo czekałaś na odpowiedź, ale nie potrafiłem się do niej zebrać. A co do tej blondyneczki... To Jehonala nie ma jasnych włosów? Myślałem, że tak. I to ją właśnie miał porwać ten facet. xD No, ale jak już tak pociągnęłaś... :D]

    Poziom jego zdenerwowania wzrósł jeszcze bardziej, gdy nie mógł nawet dokończyć kawy, bo już dzieje się coś wokół niego. Jeszcze nie zapomniał wydarzeń ostatnich dni, a tu już coś nowego. Niby dopiero co wrócił z urlopu, powinien być wypoczęty, ale ostatnie dni sprawiły, że tego już nie czuł... Wychodziwszy z baru, niechcący szturchnął w ramię kobietę. Chcąc, ze swej naturalnej kultury przeprosić, ujrzał kobietę o dość... niezwykłych rysach twarzy.
    -Przepraszam! - rzekł dość głośno, próbując przebić się ponad hałas.

    OdpowiedzUsuń
  40. - Ja - odpowiedział po prostu pułkownik Stannis.
    - To w ogóle jednostka wojskowa? - zainteresowała się Scarlett. Nie za bardzo wiedziała, jak odróżniać samoloty wojskowe od innych.
    - A gdzie tam, cywilka z amerykańskim rejestrem. Nie mamy uzbrojenia, ale te skurwysyny uznają za zagrożenie wszystko, co nie wygląda jak dupa Jeta. - Wojskowy wyglądał na zdecydowanie rozbawionego. - Wyjmijcie czasopisma, będziemy w Warszawie za... No, chyba piętnaście minut. Pani Kastner, niech lepiej pani przygotuję pieniądze na łapówkę...

    OdpowiedzUsuń
  41. Westchnęła, uśmiechając się nadal najuprzejmiej, jak tylko potrafiła. Dłoń powędrowała na framugę, broniąc się przed ewentualnością zamknięcia drzwi.
    - Sophie - powtórzyła. - Miło Cię poznać... Robi się chłodno - wskazała wymownie za siebie, na podwórko. Wsunęła się na siłę do środka, niezbyt grzecznie zamykając za sobą drzwi. - Może mogłabym zaczekać? To naprawdę ważne. Chodzi o... Cóż, o kosmitów, jeśli to panią nie zdziwi.

    OdpowiedzUsuń
  42. - Mało pomocny ze mnie człowiek - zaakcentował dziwnym tonem głosu ostatnie słowo - Podejrzewam, że od innych dowiedziała byś się dużo więcej. Ja tu tylko siedzę i piję.
    Zamruczał coś pod nosem i przekręcił głową by rozprostować sobie kark. Siedział tutaj już sporo czasu.
    - Logan jestem, jeśli już darujemy sobie to 'Pan'. - przedstawił się dziewczynie, by w końcu mówiło do niego bardziej swobodnie, skoro i tak już musi mówić - Ciekawy pomysł, ale nie skorzystam.

    OdpowiedzUsuń
  43. [Nie ma to jak zrobić kolorowe, tęczowe masło ze science fiction. Dobra robota.]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S Twarzowy róż w karcie - jak Serce Kondrakaru z Łicza

      Usuń
    2. Hahaha, i bardzo dobrze ^^

      Usuń
    3. Ale... poczekaj. To tak... nieładnie się śmiać przed zakończeniem - a raczej w trakcie. Ja bardzo lubię Game Rai Game Rak, tak bardzo, że cię podziwiam, że tak ładnie wszystko... "zewzorowałaś". Oprócz Łicza jest też neogotycki wzorek i księżniczka Disneya. Zastanawiam się też, jak trudne było wymyślenie tej postaci! Po prostu świetnie rozwinęłaś temat tego, że jest KOSMITKĄ (godne przecierpienia), dziedziczką ZŁOTEGO tronu (tak samo), pochodzi ze ŚWIĘTOBLIWEJ (idzie paść) rodziny królewskiej... pozostaje tylko jeszcze sprawa, że najwyraźniej cała kultura jej rodzimej planety zawiera się w jej osobowości, gdyż w ramce "O niej" napisane jest o tradycyjnych butach... Ciekawi mnie temat PIĘTNASTU mężczyzn do kopulowania... Skoro to też jest w "o niej", to piętnastu mężczyzn kopuluje w jej wyobraźni? Czy w wyobraźni jej autorki? Ze sobą? Bo.. ja naprawdę nie wiem. Utopia, zgoda z naturą, kosmici, inna planeta, super-mocze u ludzi, piętnastu mężczyzn do kopulowania, kolorowe mgławice... Naszło mnie wzruszenie - to dokładnie jak DC Comics.

      Usuń
    4. Chociaż... Nie. Oddaję honory DC. Ale twoja postać jest jakąś krewną Gwiazdeczki?

      Usuń
  44. Napaćkanie wszystkiego po trochu, mix miszmaszowy w kolorach kucyków ponny wcale nie jest fajne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yeah. Wszyscy kochamy róż. Kucyki ponny też. I w ogóle, marysuizm i te sprawy... Yeah.

      Usuń
    2. [Nalot hejterów.]

      Usuń