1.04.2012

''- Ogień i wo­da - rzekł - Nie za bar­dzo się kochają. Ale jeśli już się kochają, to na­miętną miłością.''

Świat to trud­ne miej­sce. Je­mu nie za­leży. Choć nie żywi niena­wiści do ciebie i do mnie, nie darzy nas też miłością. Dzieją się na nim rzeczy straszne, których nie można wytłumaczyć. [...] Świat cię nie kocha. [...] Pa­miętaj jed­nak, żeby ro­bić swo­je. Ta­kie masz za­danie na tym trud­nym świecie, mu­sisz pod­trzy­mywać swoją miłość i ro­bić swo­je choćby nie wiem co.


Księżna Asgardu | Bóstwo wierności, ponoć również wody
Niekoniecznie szczęśliwa żona | Niegdyś matka dwóch synów
Córka Iwaldiego i Frei.

Każda mała dziewczynka pragnie zostać księżniczką. Obnosić się z dostojeństwem oraz gracją, na głowie mając śliczny diadem. Owa fascynacja z wiekiem mija, marzenia odmieniają się, dziewuszka zaś przeistacza się w poważną kobietę. Kiedy jeszcze była niewinnym dzieckiem, Sigyn również pragnęła chadzać w różowej sukni. Skąd jednak miała wiedzieć, iż banalne myśli przeistoczą się w niekoniecznie bajkową prawdę? Miała narzeczonego, którego - nawiasem mówiąc - wcale nie kochała. Posiadała plan na dalsze życie - egzystować w spokoju, urodzić dzieci, doczekać się wnucząt, przez wieczność udawać wierną żonę mężczyzny pozbawionego wartości.
Wszystkie punkty z powyższej listy zostałyby wypełnione, gdyby nie zauroczenie Lokiego. Nie wiedziała, jakim naprawdę jest draniem, dlatego swobodnie odrzuciła zaręczyny. Przystępując do ceremonii zaślubin, wypowiadając magiczne tak i wsuwając obrączkę na palec rzekomego wybranka, nie spodziewała się podstępu. Była święcie przekonana, że oto stoi naprzeciw właściwej osoby, skazując swój byt na fałsz i brak miłości. Gdy teraz myśli o całym zdarzeniu, jedynie przeklina własną głupotę. To ją ścisnęło serce na widok przerażonego Laufeysona, to ona postanowiła zachować małżeństwo. Obecnie płaci wysoką cenę za brak bezwzględności i nadmiar litości względem kłamcy, mordercy. Prawdziwego potwora. Mimo wszystko wiernie trwa przy jego boku, wyczekując momentu, kiedy ten postanowi się zmienić.
Feralny dzień zaślubin stał się okazją do świętowania czegoś zupełnie innego. Z anonimowej Asgardianki ewoluowała w bóstwo, bynajmniej nie reprezentujące przymiotu szczególnie ważnego. Zaryzykujmy stwierdzeniem, że Sigyn ulżyło. Tylko tego by jej brakowało - problemów wyższej bogini, które do trywialnych się nie zaliczały.
Sama się w to wpakowałaś, Sigyn. Nie narzekaj, gdyż później może być tylko gorzej. Los na każdym kroku stawia Ci wyzwania, zaś nagroda - inna niż przeżycie - nie istnieje. Takie jest życie.


Nie potrafiła poradzić sobie z egzystencją naznaczoną barwnymi wybrykami męża. Była przy nim nieustannie, pomagała mu, on zaś odwdzięczał się wrzaskami i pomiataniem. Każdy dzień przynosił potok myśli i przywiewał natrętny głosik podświadomości, nakazujący Sigyn porzucić to życie. Wybrać całkiem lepsze, gdzie występowałby inny Romeo. Jako patronka wierności nie mogła odejść do pierwszego lepszego mężczyzny, toteż odnalazła sposób, który Asgardczycy uważali za nadzwyczaj niepoprawny.
Midgard od zawsze ją fascynował. W obcym świecie nie znalazła bogów ani magii, podczas swej pierwszej wędrówki nieznanymi szlakami spotkała tylko jednego człowieka. Po godzinach długiego marszu dotarła do wody. Miejsce to już na samym początku wyryło się w jej mózgu jako niesamowite. Przybywała tam zbyt często, by zanurzyć się w jeziorze, ewentualnie również stanąć w strugach deszczu. Woda obmywająca ciało Sigyn oddalała widmo komplikacji, oszustw. Woda stała się nałogiem, przez który kobieta nie mogła rozstać się z ciągłymi podróżami tęczowym mostem. Odin zauważył dłuższe wyprawy swej poddanej. Heimdall zdradził mu, cóż bogini wyczynia na Ziemi, wszechojciec zaś powierzył jej kolejny problem. 
Woda nie powinna być utrapieniem, ale czymś, co koi zszargane nerwy i wycisza zmysły. Tenże żywioł istnieje w niej, hamując impulsywne zachowania. Być może dzięki oddziaływaniu wewnętrznego spokoju nie zatłukła Lokiego, gdy ten zlekceważył śmierć własnych synów. Gdyby to zrobiła, zapewne ułatwiłaby życie wielu istnień. Skąd jednak miała wiedzieć, że ten w przyszłości mocno namiesza? Nie została boginią losu, Wyrocznią. A szkoda. Wielka szkoda.
Z przeznaczeniem nie da się igrać. Nieznana siła bawi się nami wszystkimi, niczym idealny władca marionetek. To również dotyczy Ciebie, Sigyn.

Nadmiar i niedobór nigdy nie jest wskazany w przypadku żywiołu. Woda nie jest ostra i energiczna niczym ogień, zrównoważona jak ziemia. Woda to mieszanka odczuć i pragnień, niepewna huśtawka. Sigyn posiada temperament niezgłębiony przez mędrców Asgardu, nieustannie zmienny. Raz delikatne zmarszczki rysujące się na spokojnej tafli, za jakiś czas potężne, wzburzone fale, niebezpieczne bałwany. Bogini przez lata nauczyła się cierpliwości, bynajmniej nawet ten afekt nie jest w stanie zatrzymać wrażliwości oraz przesady emocjonalnej, objawiającej się zbyt często. 
 Nie została walczącym bóstwem. Pomijając cechy typowe dla Asgardczyków, Sigyn przyswoiła sobie jedynie mistyczne zdolności, dzięki czemu praktykuje różne aspekty magii. Jeśli chodzi o te wszystkie wojny, pozostaje osobą neutralną. Prawie. Nie potrafi zignorować błagań męża, kiedy ten prosi ją o wsparcie. Zbytnia wiara w człowieka dostała swój niecny udział podczas kształtowania jej osobowości, co obecnie owocuje w nieciekawe konsekwencje. Ona wszak po prostu nie wyobraża sobie, że mogłaby oceniać każdą książkę po okładce, ludzi traktować zgodnie z pustymi plotkami. Niczym dobra mamuśka, która wierzy we własne dzieci.
W Midgardzie przedstawia się jako Aurelie Whittemore - niewysoka blondynka o niebieskich oczach, preferująca mieszaninę kobiecego oraz eleganckiego stylu. O jej prawdziwej tożsamości wiedzą nieliczni, głównie Ci, którym Thor wypaplał wszystko o Asgardzie i swojej rodzinie. Osoby, które choć raz o niej słyszały, najprawdopodobniej domyślą się całej prawdy w miejscach, gdzie najczęściej przebywa. Okolice rzeki, nawet nowojorskie baseny publiczne - wszędzie, gdzie znajdziemy wodę.
Odkąd śladem poszczególnych Asgardczyków przypałętała się do tak zwanego Nowego Jorku, nieustannie dokucza jej samotność. Sigyn pragnie powrócić do ojczyzny, acz tam nie ma dla niej miejsca. Straciła wszystko, co ważne. Wraz z nią pozostał tylko i wyłącznie żywioł. Asgard przypomina o komplikujących byt wspomnieniach, a na Ziemi odnalazła wewnętrzny spokój, który w obliczu czegoś niezaplanowanego pryska niczym bańka mydlana. Chciałaby zacząć wszystko od nowa, bez pomocy osób trzecich.
Każdy ma prawo do szczęśliwego życia, Sigyn. Nawet ty.

Wiesz, kiedy księżniczka zamienia się w kogoś ważniejszego, dziecięce pragnienia całkiem zanikają. Księżna nie chce być szychą, pragnie jedynie zaznać spokoju duszy. Póki nie porzuci obowiązków, nie ma największych szans na ułożenie własnej egzystencji wedle planów. Taki jest świat.
Bo życie to nie bajka, Sigyn. Tutaj książę na białym koniu zerwie maskę i ukaże światu prawdziwe oblicze. Nie istnieje Happy End ani bohater, który za pomocą jednego pstryknięcia doprowadzi wszystko do porządku. Jesteśmy bohaterami opowieści tworzonej przez nas samych. To my decydujemy o dalszych losach, opierając się na lekkiej "pomocy" Naczelnego Marionetkarza.

Międzygatunkowe więzi || Wytworzone

Krakać na temat karty nie będę, toteż jedynie powiem, że w najbliższej przyszłości ją zmodyfikuję. Na wątki i powiązania jestem zawsze chętna, niestety do obmyślania tych drugich nie posiadam specjalnego talentu. Co do przybranego nazwiska Sigyn - wiadomo mi tylko tyle, iż jej tożsamość została zatajona, dlatego pozwoliłam sobie na własną rękę coś wytworzyć. Cytaty pochodzą od pani Funke oraz Stephena Kinga. Zdjęcia zapożyczone z tumblra.

44 komentarze:

  1. [Witam. I zabawy udanej życzę. A co do karty i postaci - oczy się cieszą.]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jak ładnie opisana postać!]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Również witam. Czy my przypadkiem kiedyś nie miałyśmy wątku? W każdym razie teraz musimy mieć :)]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Śliczna karta, bardzo miło mi się czytało :3 Bardzo, ale to naprawdę bardzo :D Proponuję wątek, ale jako, że mamy dzisiaj naprawdę duży przypływ, to muszę powitać jeszcze resztę i po odpisywać na obecne wątki, także... Wiadomo :D]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ja bym sobie na razie odpuściła przeszpiegi, bo Paige, owszem, podejmuje się różnych dziwacznych zadań, ale szpiegowanie bóstwa byłoby dla niej nawiązaniem do szaleństwa xD Wiesz, dziewczynka z farmy, wychowana w wierze chrześcijańskiej nie może od takie sobie uwierzyć w jakieś bóstwa xD
    Stawiałabym raczej na coś poza pracą. Sygin jest kobietą, więc będzie łatwiej, bo znajomi Husk to w większości kobiety i tak już ma, że łatwiej i częściej z nimi nawiązuje kontakty. Boginka mogłaby z ciekawości zawędrować na uczelnie Paige, zrobić coś głupiego, w zależności od stopnia jej niewiedzy o świecie ludzi, a panna Guthrie poczciwe zaoferowałaby pomoc, asertywnie uspokoiła ewentualnych śmieszków i by się zobaczyło :>]

    OdpowiedzUsuń
  6. [A, to pomyliłam Cię z poprzednią autorką, karty podobne. Bardzo przepraszam. A pomysłu niestety nie mam, chyba że Sygin zainteresuje się dzieckiem, które sobie Scarlett zmajstrowała z Thorem...]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Obawiam się, że Scarlett by na to nie poszła. Thora generalnie nie lubi i uważa za osobnika dość upierdliwego, do tego ciągle boi się, ze porwie jej dziecko i zwieje z nim do Asgardu. Nie dałaby swojego syna nawet na moment komukolwiek związanego w jakikolwiek sposób z Thorem...]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Bądź dumna, bo jest lepsza od tego co ja napisałam! To nie odpuszczaj :3. I ja mam taką propozycję - co powiesz, żeby to pan Zapałka został jej belfrem? Zbyt rozgarnięty może i on nie jest, ale za to świat zna :D]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Obiecałam, że napiszę, więc piszę: witamy w Marvelowskich progach i do wątku zapraszam ;)]

    OdpowiedzUsuń
  10. [A odezwiesz się do mnie na GG 7901406 lub maila loki.at.marvel.universe@gmail.com ? :D Bo bez dokładniejszego dogadania nie będę w stanie napisać w miarę kompletnej karty :)]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Odezwałam się i czekam cierpliwie na odpowiedź :)]

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobrze mu się powodziło od początku ziemskiego zesłania. Był sobie niewzbudzającym podejrzeń panem w garniturze, który dzień w dzień biegał pokornie do redakcji i udawał, że pracuje. Ileż to cudownych historii zdołał wymyślić i ileż dowodów wyprodukować własnoręcznie na ich poparcie. Ileż wziąż za to pieniędzy, zarówno od szefostwa gazety, jak i od możnych nowojorskiego półświatka. Życie jak w Madrycie, zdołał nawet wyćwiczyć się w okresowym zapominaniu o swojej przeszłości, nie zapominając przy okazji o przymiotach, które owa przeszłość mu zaserwowała. Niepamiętanie o Asgardzie, Odynie, Thorze, Sigyn i ich dzieciach szło mu wspaniale, dopóki podczas wieczornego spaceru po mieście nie dostrzegł właśnie swej żony w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Chociaż nie miała większych szans go poznać, wolał jednak zachować wszelkie środki ostrożności i stworzyć idealne warunki do podążania za uroczą parką. Aż po same drzwi knajpy, do której w końcu weszli, śledził ich z twarzy niepodobny do nikogo facet, ów natomiast za jakimś winklem nagle stał się zjawiskową niewiastą o czarnych włosach, pełnych ustach, zielonych oczach i wszystkich cechach uznawanych przez znakomitą większość mężczyzn za atrakcyjne. W swojej kobiecej postaci wkroczył do baru, nie mając pojęcia, dlaczego w ogóle to robi. Przecież na żonie miało mu już nie zależeć, sam sobie to rozkazał. Jednak coś dziwnego stało się w jego emocjonalnym centrum, kiedy zobaczył ją z innym mężczyzną. Ni to zazdrość, ni to gniew, ni to niezadowolenie, tym bardziej nie odrodzenie miłości.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zasiadł przy barze, nie zapominając ani na chwilę o tym, co powinien robić porządny pustak, żeby wzbudzić zainteresowanie mężczyzn. A konkretniej jednego z nich - towarzysza Sigyn, nad którym nie trzeba było nawet zbyt mocno pracować, żeby obślinił się do pasa, połknął swój mózg i był gotów do startu. Hm, może jednak imć Loki nieco przesadził z długością (krótkością?) skórzanej spódniczki i głębokością dekoltu? I rozmiarem biustu. I długością zalotnych rzęs. I wieloma innymi rzeczami. Tak, na pewno przesadził, jednak gdyby tego nie zrobił, akcja zwracana na siebie uwagi nie byłaby tak szybka i bezproblemowa. Aż się zdziwił, że poszło tak łatwo ze spowodowaniem odpływu całej krwi do penisa u szanownego pana i kilku innych obecnych w lokalu, którzy nie wzbudzali nawet przelotnego zainteresowania. Nie przyszedł tu przecież wyrywać nowojorskich chłopców, ale... wyrywać tego konkretnego. Taki był plan, a Loki potrafił realizować swoje plany z wyjątkową precyzją i wytrwałością.
    Dziwne zjawiska w jego sferze uczuciowej wciąż trwały, jednak ignorował je wytrwale, skupiając całą swoją energię na byciu pustą cipką, która ma do zaoferowania tylko swoje niezaprzeczalne cielesne uroki.

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy mężczyzna został już ściągnięty wzrokiem i przyssał się do niewidzialnej szyby, która dzieliła go od Lokiego, a raczej jego niewieściej odmiany, można było spokojnie ogłosić sukces części planu. Darował sobie jednak taniec radości na barze (choć byłoby to niezaprzeczalnie atrakcyjne zjawisko), ograniczając się do nieprzyjemnego w odbiorze uśmiechu wewnątrz własnej głowy, kiedy faktyczny uśmiech był raczej mieszaniną zaproszenia do wspólnej zabawy w robienie dzieci i ewidentnie udawanej niedostępności. To podobno podniecające, jak kobieta udaje niedostępną, zwłaszcza jeśli wygląda jakby właśnie skończyła zmianę pod najbliższą latarnią.
    Jednak nie było z nim aż tak źle, jego żona była piękną kobietą, jednak nie w tak ordynarny i bezpośredni sposób jak ta dzierlatka, w którą się chwilowo wcielał. Te męskie instynkty czynią z nich kretynów.
    Dziesięć minut gawędzenia przy barze o duperelach wystarczyło, żeby Loki został zaproszony do stolika, przy którym siedziała Sigyn w towarzystwie kilku flaszek. A to był kolejny krok do zrobienia jej awantury wszech czasów, którą pieczołowicie zaplanował.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Dałybyśmy radę skombinować wątek? :)]

    OdpowiedzUsuń
  16. Przeparadował przez pół lokalu w swojej skórzanej spódniczce i finalnie zasiadł na kanapie w rogu sali, dosłownie pół metra od swojej żony, która wyglądała na nieszczególnie zadowoloną z jego pojawienia się. Jej pojawienia się... Wszystko jedno. Z pojawienia się nieproszonego gościa. Czyli jednak miała coś przeciwko kontaktom swojego znajomego z przypadkowo poznanymi pannicami? Najwyraźniej tak było, czyli istniała niewielka szansa, żeby ów był tylko znajomym. A to tylko wzburzyło jeszcze bardziej gniew Lokiego, który jednak był wciąż daleki od wymknięcia się spod kontroli i spowodowania ogólnoświatowej apokalipsy. Nie chciał się przecież dogadywać z Sigyn, chciał po raz kolejny dać o sobie znać i przy okazji dać się jej we znaki.
    Piękne dzierlatki z cyckami niemalże na wierzchu nie muszą grzeszyć nadmiarem kultury osobistej, dlatego oparł nogi na stole, prezentując je w pełnej glorii i chwale. Tylko obcasów brakowało, ale tajemnej sztuki chodzenia na nich bóg kłamstwa nie zdołał nabyć i nawet nie próbował, stąd niezwykle gustowne brokatowe baleriny z najnowszej kolekcji jakiegoś tam projektanta, które zauważył przerzucając strony w szmatławej gazecie i to był właśnie ten moment, żeby tchnąć życie w zapamiętany obrazek. Nieistotne szczegóły dodają wiarygodności, pamiętajmy.
    - Coś ci się nie podoba, maleńka? - Zapytał, stwierdzając, że bycie pustakiem to naprawdę prosta sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  17. - Zostaw kasę i chodź, twoja kumpela się gdzieś wybiera. - Stwierdził głosem nieznającym sprzeciwu, wstając z kanapy. Towarzysz został wyciągnięty z lokalu niemalże za krawat i pociągnięty za Sigyn. Nieważne, że Loki nie miał nawet przyjemności się przedstawić wymyślonym na poczekaniu nazwiskiem, więc zaczął się coraz bardziej przekonywać, jakoby lekko przegiął z kamuflażem tym razem. Zrobił biednemu, niewinnemu facetowi wodę z mózgu, jakże przykro. Ale to w końcu nie pierwszy raz. Taka okazja nie zdarza się jednak codziennie, nie mógł więc stracić Sigyn z oczu, bo dziwnym byłoby wyciąganie namiarów na nią od tego bezużytecznego kolesia, który był gotów wsadzić głowę pomiędzy nieistniejące cycki i zostać tam po świata kres.
    Jednak ona wciąż pozostawała w zasięgu wzroku, kiedy szli za nią jedną z ulic Górnego Manhattanu.
    - Nie denerwuj się, kochanie, złość piękności szkodzi. - Wygłosił, kiedy zrównali się z Sigyn.

    OdpowiedzUsuń
  18. [To już lepszy pomysł.]

    Po trzech tygodniach zajmowania się swoim dzieckiem Scarlett była bliska zaśnięcia na stojąco. Mały Artie skrupulatnie realizował plan zamienienia swojej matki w bezmózgie zombie za pomocą budzenia ją mniej więcej co godzinę, domagając się kolejno jedzenia, przewijania, noszenia na rękach oraz - co było najtrudniejsze do zrealizowania - Dona do miętoszenia. Kocur był tym raczej nie był z tego powodu zachwycony, ale dzielnie to znosił.
    Dlatego też uznała, że jej plan spędzenia z synem całych trzech miesięcy wpakuje ją albo do psychiatryka, albo do grobu i zajęła się poszukiwaniem odpowiedniej opiekunki. Przesłuchała ich pół setki (od razu odrzucając te, które mówiły do jej syna złodziusieniutkimi zdrobnioneczkami), a w końcu zawężając krąg do dwóch, z których to obie wezwała na Wielką Rozmowę Ostateczną - jedną rano, drugą wieczorem. Po południu jak zwykle próbowała spać, ale Artiego dopadła kolka i wobec tego wieczorem musiała nałożyć na twarz z pół tubki fluidu, aby zamaskować to, że wygląda jak coś, co przypełzło ze cmentarza.

    OdpowiedzUsuń
  19. Dziewczątko twarz miało wyjątkowo wytrzymałą, a do tego niezgorszy refleks, dlatego uderzenie nie spowodowało większych obrażeń lub innych nieprzyjemnych efektów. Poza tym, chyba mu się należało, nie tylko za bycie tego jednego wieczoru wkurzającym towarzystwem, ale również za parę ładnych lat wspólnego pożycia. Ciesz się kobieto i znaj łaskę pana.
    - Dobra jest, lubię takie. Co myślisz o trójkącie? - Zapytał towarzysza z wrednym uśmiechem na twarzy. Dobrze, że stał akurat tyłem do swej żony, bo po tym wyrazie twarzy poznałaby go od razu i cały misterny plan diabli by wzięli. A to byłaby największa tragedia Lokiego. Coś poszło nie po jego myśli, trzeba wytrysnąć fontanną wysłowionej frustracji i obwinić za to cały świat. To takie dojrzałe. Ale póki co wszystko szło jeszcze zgodnie z planem, którego następny punkt zakładał wparowanie do mieszkania Sigyn wraz z nowym znajomym. Znajomy już to zrobił, więc Loki, zdejmując już z twarzy swój perfidny uśmiech, po prostu podążył za nim. Nic prostszego.

    OdpowiedzUsuń
  20. Genialny obrót wydarzeń, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że anonimowy znajomy pozwalał sobą mentalnie pomiatać w każdą dowolnie wybraną przez Lokiego stronę i już był gotowy do startu, czyli w tym wypadku rozpięcia suwaka w skórzanej spódniczce, kiedy przedstawienie musiało niestety zostać brutalnie zakończone. Ledwo zamknęły się za nimi drzwi sąsiadującego z sypialnią Sigyn pokoju o nieznanym nikomu pierwotnym przeznaczeniu, a już po mini nie było śladu. I nie mówimy tutaj o umieszczeniu jej na lampie jednym celnym rzutem podczas miłosnego uniesienia, na które się zanosiło. Bynajmniej. Zdziwienie na twarzy przypadkowej ofiary uderzyło w naprawdę wysokie tony, kiedy na miejscu obiektu jego chwilowych westchnień pojawił się Loki we własnej osobie. I z firmowym uśmiechem w cenie; uśmiech ów nie był ani trochę przepraszający za przejęcie kontroli nad umysłem i wykorzystanie pana do własnych celów. Chwilę później jego twarz wylądowała na drzwiach i został wyprowadzony, a raczej wywleczony, z pokoju za kark.
    Loki wkroczył do sypialni Sigyn w swoim asgardzkim wdzianku i wypuścił z ręki kołnierzyk koszuli jej znajomego, za który go wcześniej trzymał, podduszając przy okazji.

    OdpowiedzUsuń
  21. - Won. - Warknął krótko i treściwie w stronę nieznajomego, któremu nie trzeba było dwa razy powtarzać tego polecenia. Kiedy zniknął już z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi, Loki kontynuował. - Zauważyłem was przypadkiem i nie mogłem się powstrzymać przed złożeniem ci wizyty. Tęskniłaś? - Wycedził przez zaciśnięte zęby. Och, jakie miłe spotkanie. Gdyby ich nie zobaczył na tej pieprzonej ulicy, nie pomyślałby o niej przez najbliższe tysiąclecie, mając w głębokim poważaniu co, gdzie i z kim robi. Mogłaby się puszczać z całymi tabunami mężczyzn, nie obchodziło go to dopóki nie zobaczył jej osobiście w towarzystwie któregoś z nich. Wtedy zazdrość zaślepiała go od razu, pozostawiając minimalną rezerwę zdolności do logicznego myślenia. Pewnie to właśnie ta rezerwa spowodowała, że nie wyciągnął jej z knajpy za włosy i nie zrobił awantury na środku chodnika. Wciąż była przecież jego żoną.

    OdpowiedzUsuń
  22. - To bardzo wielkoduszne z twoje strony, że łaskawie zachowałaś to małżeństwo! Jestem zaszczycony i niezwykle wdzięczny! - Krzyknął, dolewając do tych kilku słów odpowiednią dawkę jadu. Czyli naprawdę potężną dawkę jadu. Kiedy chciał, nie miał najmniejszego problemu z powiedzeniem czegoś tak, żeby zabrzmiało odpowiednio do okazji i poziomu jego szaleńczej wściekłości, która właśnie zaczynała się rozwijać w niekoniecznie ciekawym kierunku. Przypominając mu o wszystkich błędach, które popełnił, nie wzbudzała w nim poczucia winy, ale właśnie tę nieopamiętaną wściekłość. Nie tę chłodną, wyuczoną i pokazową, która choć wyglądała niezaprzeczalnie groźna i była całkowicie realistyczna, tak naprawdę stanowiła owoc dobrze przemyślanego planu i nie miała żadnego związku z jakimikolwiek uczuciami. W tym przypadku wszystko, co działo się w środku, zostało wywalone na zewnątrz i było doskonale widoczne we wściekłym spojrzeniu i zaciśniętych pięściach. A plan najwyraźniej zaczął się poważnie sypać.

    OdpowiedzUsuń
  23. To jest ta scena, w której skute lodem serce pęka na części trzy i płonie żywym ogniem, a jego właściciel zapada się w czeluście psychicznego rozpierdolu, właśnie ta.
    Jak bardzo chciałby wykpić i zdewaluować wszystko, co się właśnie działo, jak bardzo chciałby powiedzieć jej, że jest skończoną kretynką i idzie po najmniejszej linii oporu, grając na tych wszystkich głupkowatych schematach, które w jego przypadku nie działają. Bo on jest przecież emocjoodporny, zwłaszcza jeśli owe emocje to tanie uczuciowe gierki, mające na celu wzbudzenie poczucia winy. Ale tak się nie stało - nie zakpił z niej, nie podarował jednego ze swych zapadających w pamięć uśmiechów prezesa loży szyderców. Wspomniane poczucie winy nie pozostało w domniemaniu, ale spadło na niego z całą swą siłą porównywalną z potrąceniem przez pociąg. Nie ruszył się z miejsca nawet na milimetr i nie odezwał nawet jednym słowem.

    OdpowiedzUsuń
  24. - Nie. Nie chciałbym twojej śmierci. - Te słowa wytoczyły się z niego z jakimś totalnie karkołomnym i niemożliwym do wytrzymania wysiłkiem. Taka była prawda, nigdy nie chciał, nie planował i nawet nie pomyślał o tym, że kiedykolwiek mogłaby zginąć z jego ręki lub za jego przyzwoleniem. Teoretycznie powinno to wyglądać dokładnie tak jak przyznanie, że faktycznie jest dzisiaj całkiem przyjemna pogoda, kiedy to stwierdzenie zgadza się ze stanem faktycznym. Czyżby bóg kłamstwa miał problem z powiedzeniem prawdy wprost? Tej, która niosła za sobą pewne konkretne konsekwencje - owszem. Może i dla przeciętnego człowieka lub innej istoty myślącej nie brzmiało to jak koniec świata, ale Loki miał pewne obiekcje przez przyznawaniem się do posiadania jakichkolwiek pozytywnych emocji. Ale przecież odrzucenie przez ojca nie zrobiło na nim żadnego wrażenia, no skądże. Jakby coś takiego mogło w ogóle obejść taką emocjonalną skałę jak on. Jak pytanie które zadała Sigyn mogłoby w ogóle go ruszyć. A jednak ruszyło tak mocno, że będzie miał spory problem z zebraniem się z podłogi.

    OdpowiedzUsuń
  25. - Nie chcesz kolejnych kłamstw? - Powtórzył jej słowa, robiąc krok do tyłu. Żeby odruchowo nie zaserwować kolejnej porcji mydlących oczy frazesów musiał się naprawdę dobrze zastanowić nad tym, co powinien powiedzieć. W końcu jak na patologicznego kłamcę przystało, ciężko mu było powstrzymać się przed dorzuceniem jakiegoś niekoniecznie prawdziwego elementu, który postawiłby go w o wiele lepszym świetle niż prawda, cała prawda i tylko prawda. A przecież osobisty dział marketingowy miał rozwinięty na światowym poziomie, potrafił zrobić sobie doskonałą reklamę. Właśnie dzięki niezwykłym umiejętnościom operowania nieprawdą. - Nie rozumiem tego, co do ciebie czuję. Nie rozumiem też tego, co ty czujesz do mnie. Przez te wszystkie lata robiłem ci krzywdę, bo tak zwana miłość kojarzy mi się tylko z tym, jak bardzo cierpiałem, kiedy nikt nie odpowiadał na moje uczucia i nadzieje, które w nich pokładałem. Korzystałem z twojej miłości i przywiązania, nie oferując nic w zamian. Jestem psem ogrodnika. I do tego gryzę rękę, która mnie karmi. Świetnie się z tym czułem, bo manipulowanie własnym myśleniem też idzie mi nieźle. Nie mam pojęcia, jak mam ci udowodnić, że to prawda. - Odpowiedział po chwili, wstrzymując łzy aż do momentu, kiedy jakimś dziwnym trafem przestały go słuchać i popłynęły i tak. Ale kogo to tam obchodzi, na ojcu wrażenia nie robiły, chociaż były szczere, Thora swego czasu drażniły jako oznaka niedopuszczalnej słabości, innych bliskich, przed którymi odważyłby się płakać, nie posiadał.

    OdpowiedzUsuń
  26. W tym właśnie momencie zabrakło mu odwagi na jeden prosty gest. Zawsze lubił wpatrywać się tym, z którymi rozmawiał prosto w oczy, bo to wiele ułatwiało w przekonywaniu ich do swoich racji szybko i bezboleśnie. Tym razem nie potrafił tak po prostu zjechać spojrzeniem kilkadziesiąt centymetrów niżej. Bał się i wstydził jednocześnie - swojej szczerości, swoich łez, swojej słabości do Sigyn, której nie dało się w żaden sposób zaprzeczyć. Nie trzymałby jej przy sobie przez tak wiele lat, gdyby mu na niej choć trochę nie zależało. Jednak pomiędzy standardowymi małżeńskimi stosunkami, a stosunkami w ich małżeństwie istniała pokaźnych rozmiarów przepaść. To właśnie ona była tą, która ciągnęła zawzięcie ich relacje w stronę normalności, ale niewiele mogła zrobić, kiedy musiała przy okazji siłować się z nim.
    Przytulił ją, tak po prostu. Pierwszy raz od świętego kiedykolwiek z własnej woli.

    OdpowiedzUsuń
  27. To były naprawdę bardzo dziwne chwile. Niekoniecznie niezręczne, niekoniecznie przyjemne - po prostu dziwne, w końcu Loki nie był przyzwyczajony do tego, że czuje coś poza chłodną obojętnością lub płonącą nienawiścią, do których to stanów ducha sam siebie pośrednio zmuszał. Rzadko zdarzała mu się wpadka z prawdziwą wściekłością lub nienawiścią opartą na prawdziwym żalu. Zazwyczaj mowa była o dorodnych owocach wyrachowania. Ale ta jedna, jedyna kobieta potrafiła sprawić, żeby w najważniejszej sprawie porzucił swoje święte zamiłowanie do chłodnej oceny zysków i strat. I - przede wszystkim - żeby pojął wagę owej sprawy, a raczej w końcu pozwolił tej myśli dotrzeć do świadomości. Nikt nie powiedział, że nagle stanie się potulną i altruistyczną istotą, która mogłaby pretendować nawet do pozycji bóstwa opiekuńczego, ale w sprawie rodziny wiele właśnie w tej chwili zmieniło się na lepsze. A jeśli silić się na całkowitą dokładność - zagrano preludium do zmian.

    OdpowiedzUsuń
  28. [Ja nie biję, ja drapię :D I zmartwiłam się, bo nie odpowiedziałaś, czy pomysł jest okej .-. A ja lubię wątki i to bardzo ^.^]

    OdpowiedzUsuń
  29. Johnny jakoś nigdy nie zauważał piękności zwykłego świata. Ciągle w ruchu, bawiąc się z kimś, albo ratując komuś tyłek. No, ewentualnie to jemu ratowano tyłek. Ah, no tak. Pozostawały jeszcze wieczne kłótnie z Benem i częste naprawy różnych samochodów. Tak wyglądało życie Ludzkiej Pochodni, które wbrew pozorów nie było tak fasynujące, jak się wszystkim wydawało.
    Nigdy nie sądził, że tak po prostu spotka boginię. A tym bardziej, że postanowi jej pomóc w zaznajomieniu się ze swoim światem. Może i był roztrzepany, miał okropne poczucie humoru i wiecznie o tym zapomniał, ale był też uparty niczym osioł, dzięki czemu jakoś sobie z nią radził. Najłatwiej było mu mówić o samochodach, ze względu na swoje zainteresowania. Doskonale wiedział, jak one działają, bo i przecież sam je naprawiał. Jeśli chodzi o resztę... było już trudniej.
    W tej chwili Storm... spał. Bo dla niego było jeszcze wczesne rano (mimo, że już minęła godzina dwunasta) i leżał w łóżku, zawinięty w swoją kołdrę. A pukanie usłyszał dopiero po kilku minutach, kiedy to zerwał się z miejsca i rozejrzał się nieprzytomnie. Ubrał się pośpiesznie i otworzył jej drzwi z szelmowskim uśmiechem. Był cały rozczochrany i zdecydowanie wciąż zaspany.
    - Przepraszam, w ogóle cię nie słyszałem! - westchnął, otwierając przed nią drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  30. Bogini może i nie wypadało ryczeć jak bóbr w chwilach, kiedy powinna zachowywać pełną powściągliwość i powagę, żeby zalany łzami umysł nie poszedł swoją drogą bez jej kontroli, ale tzw. bóg zła miał w tej sytuacji jeszcze bardziej przerąbane pod tym względem. W jego przypadku ciężko było nawet dodać 'może i'. Czasem dobrze mieć w głębokim poważaniu, co ludzie i bóstwa myślą na jego temat, to dawało Lokiemu pole do popisu w kwestii ryczenia jak bóbr bez najmniejszych ograniczeń, zwłaszcza że nie było odpowiednio dużej publiki, która mogłaby sobie Coś Pomyśleć.
    - Kocham cię. - Odpowiedział, nie dodając jednak żadnego łzawego komentarza, podobno te dwa słowa wystarczyły i robiły robotę. Choć Sigyn mogłaby go raczej podejrzewać o wyznanie w klimacie 'też kocham siebie', takowe nie padło. Cóż, Loki miewał problem nie tylko z miłością bliźniego swego. - Nie mogę ci obiecać, że już nigdy cię nie skrzywdzę, ale mogę obiecać, że nigdy nie zrobię tego z premedytacją. - A warto przypomnieć, że w robieniu różnych dziwnych rzeczy z premedytacją był naprawdę świetny.

    OdpowiedzUsuń
  31. Zamieszkajmy razem, zróbmy sobie dużo ładnych (bo jakie inne mogłyby wyjść z takiego połączenia genów i boskości?) dzieci, kupmy szczeniaka labradora i hodujmy kwiatki na balkonie. Loki jako doglądający begonii wyglądałby zdecydowanie ciekawie, zwłaszcza w stroju wprost z asgardzkich żurnali, o ile takie istnieją. Naprawdę interesująca wizja.
    - Dobrze, możemy zamieszkać razem. - Zgodził się na jej propozycję, tylko minimalnie ze względu na to, w jak wielkim syfie aktualnie żył i jak mało godny bóstwa był grzyb na suficie w łazience. Plaga tego pieprzonego miasta. Kto by pomyślał, że właśnie tak skończy. Chociaż wszystko było kwestią planu, nie musiało od razu mu odpowiadać. Dziennikarz zatrudniony w lokalnej gazecie kroci nie zarabiał, a nawet jeśli do jego kieszeni z lewych źródeł wpływały spore sumy, to nie mógł się tym zbytnio chwalić. Kwestia wiarygodności.

    OdpowiedzUsuń
  32. Męska duma zawrzała pod skórą, kiedy został bezceremonialnie wypchnięty z pokoju i postawiony przed drzwiami. Mieszkający w nim psychopata zdecydowanie tego nie lubił, jednak nie został na szczęście dopuszczony do głosu ani na chwilę.
    Dobytek? Czyli komputer i parę innych bzdetów, które nie miały dla niego większego znaczenia? W porządku, mógł się po ludzku przejechać metrem po te kilka rzeczy, które można było nazwać dumnie jego dobytkiem. Przed wyjściem z mieszkania 'zmienił' jednak asgardzki ubiór na coś bardziej normalnego, nawet jak na standardy wyzwolonego Nowego Jorku.
    Po dwóch godzinach był w powrotem, dzierżąc walizkę ze wspomnianym już dobytkiem życia. Reszty nie było żal zostawić w mieszkaniu, w którym o czynsz nawet nikt się nie upominał. Przeprowadzki według Lokiego. Zrezygnował nawet z pojawienia się bez uprzedzenia po raz kolejny tego dnia, zapukał grzecznie do drzwi jej mieszkania.

    OdpowiedzUsuń
  33. - Czy ja kiedykolwiek przywiązywałem się do przedmiotów? - Zapytał, wkraczając do mieszkania ze swoją skromną walizeczką jakże zacnego dobytku. Poza tym, umiejętność dowolnej zmiany swego wizerunku w każdej chwili wiele ułatwiała, nie musiał przeprowadzać się z całą szafą i dodatkowo jakaż to ogromna oszczędność na ciuchach z najnowszych kolekcji. Niestety nie mógł założyć wytwórni odzieży Loki Fashion, bo gdyby tylko spróbował zdjąć z siebie któryś z wytworów swej wyobraźni i mocy, ów zmieniłby się w asgardzką odmianę antymeterii i zniknął z powierzchni ziemi lub któregokolwiek ze światów na święte zawsze. Przykre trochę, bo to taki genialny pomysł na biznes.
    Nie był może na zewnątrz najbardziej podekscytowany przeprowadzką i poprzedzającymi wydarzeniami, jednak w środku, w Lokim, cieszył się jak dziecko i miał nadzieję, że Sigyn zna go na tyle dobrze, żeby to zauważyć. Niekoniecznie zwracać na to uwagę, dostrzeżenie zdecydowanie go satysfakcjonowało, entuzjastyczny lub mniej komentarz można było sobie zdecydowanie darować.

    OdpowiedzUsuń
  34. [Jeśli chce być wzięta na serio, to lepiej fałszywym nazwiskiem :D Jak powie, że jest boginką taką i taką i nazywa się tak, to Husk pewnie by odprowadziła ją śmiechem xD]

    OdpowiedzUsuń
  35. Paige miała to za sobą, przynajmniej tak jej się zdawało, gdy opuszczała Instytut. Nie przypuszczała, że będzie do niego wracać myślami tak często, jednocześnie wzbudzając tęsknotę za tamtejszą atmosferą i nie-spokojem. To było śmieszne, przecież odeszła z własnej woli i naprawdę dobrze jej się żyło. Może nie na chwilę obecną, gdy na każdym kroku ktoś mógł zacząć grozić z pistoletu i zapewne z niego wystrzelić,
    Nie miała natomiast rozterek dotyczących jakiś światów. Na zajęciach już nawiązywali do Wszechświata, teologii i istoty stworzenia i po kilku wykładach na ten temat, nie czuła potrzeby, by zgłębiać tą wiedzę bardziej. Jeszcze przerzuci się na filozofie i kilka lat wkuwania wszystkich, najczęściej bzdurnych informacji, które w dobie technologii mogła sobie spokojnie wyszukać w internecie, gdyby musiała, poszłoby na marne.
    Osoba o nieobecnym spojrzeniu wśród studentów wcale aż tak bardzo się nie wyróżniała. Wielu tutaj było zupełnie gdzie indziej. Na weekendowych imprezach, przy obiedzie, w łóżku, czy próbowało rozgryźć tajemnice, dlaczego ktoś pragnie ich śmierci i nasyła różnych najemników, by spełnili to pragnienie.
    Z rozmyślań, które zdecydowanie powinny wędrować po biografii Sokratesa, a spiskach i tym podobnych, przerwały ciche śmiechy. Dziewczyna, która przechodziła właśnie obok siedzącej na ziemi Paige, rzeczywiście była rozkojarzona w inny sposób, niż przeciętny student. Do tego Nate wcisnął jej puszkę z coca-colą i znając chłopaka zapewne wcześniej porządnie nią wstrząsnął.
    - Idiota... - mruknęła, rzucając w jego stronę porządnym tomem o pisarzach starożytności, który uderzył w ścianę tuż obok jego głowy. Chłopak trochę opanował śmiech, ale jego kumple zanieśli się nim jeszcze bardziej.
    Blondynka podniosła się, podchodząc do rozkojarzonej dziewczyny, uśmiechając się do niej sympatycznie i szczerze.
    - Dasz mi to? - spytała uprzejmie, wskazując na trzymaną przez nią puszkę.
    Husk była siostrą dziesiątki rodzeństwa, w tym ośmioro z nich było od niej młodsze, także w naturalny sposób nauczyła się bronić swoich bliskich i wiedziała, kiedy potrzebują tego inni. Poza tym nie lubiła tego typu żartów, ale to inna sprawa. Samego Nate'a też nie lubiła, ale to tym bardziej bez znaczenia.

    [Spoko, zobaczy się, jak wyjdzie w wątku ;3]

    OdpowiedzUsuń
  36. Nie zareagował na jej słowa, chociaż wywołały u niego lekki wzrost ciśnienia. Jeśli była pewna, że teraz zostanie jej chłopcem na posyłki i gwarantem najlepszej rozrywki o każdej porze dnia i nocy, mocno się myliła. Chociaż mając w pamięci wydarzenia ostatnich godzin, nie chciał wszczynać epickiej kłótni zaraz po wielkiej rozpaczy, powrocie po latach i fali zadziwiająco szczerych wyznań. Przynajmniej w jego przypadku były jak najbardziej szczere, a potrafił jak nikt inny panować nad tym, czy akurat mówi prawdę. Tym razem jak najbardziej właśnie tak było i gdyby z drugiej strony padł wyraźny znak, że w ramach rewanżu zagrała w jego stylu, najprawdopodobniej skonałby w okrutnych mękach jako najbardziej żałośnie nieszczęśliwa istota w uniwersum.
    - Kim jest ten facet, który chciał mnie zaliczyć? - Zapytał, odstawiając walizkę na podłogę i zdejmując marynarkę.

    OdpowiedzUsuń
  37. - Twój były znajomy siedzi wciąż na dole i trzeźwieje, rano nie będzie niczego pamiętał. Nie wiem, czy mi się to udało, ale spróbowałem wcisnąć mu do głowy, że wygrał z tobą ten wasz konkurs na picie. - Powiedział, krążąc wciąż wokół tematu (byłego) znajomego. Nie dał oczywiście po sobie poznać, jakoby w ogóle zależało mu na takich relacjach Sigyn z tym facetem, jakich ona by sobie życzyła, chociaż właśnie udowadniał, że jest zupełnie inaczej. Pieprzyć logikę, jestem Lokim. Najwyraźniej obecność owego (byłego) znajomego w jej życiu była istotna, kiedy przebywała w Midgardzie, a jemu akurat niektóre rzeczy w głowie poprzestawiały się tak, że dopuszczały egzystowanie wspomnianego w najbliższym otoczeniu Sign bez powtórki z tej rozrywki, którą Loki mu zaserwował.

    OdpowiedzUsuń
  38. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  39. Już miał coś powiedzieć. Już miał wyrwać się z kolejnym tekstem władczego mężulka do pokaźnej kolekcji. Już miał rzucić jakimś talerzem lub którymkolwiek z elementów wystroju wnętrza. Już miał pokazać, gdzie jej miejsce, w którym powinna wiernie czekać na łaskę pana. Już miał wrócić do swoich starych, sprawdzonych w boju zwyczajów, ale coś w środku zatrzymało zaciskającą się pięść i gonitwę myśli, która miała się za chwilę uzewnętrznić w postaci porządnej wiązanki, raz na zawsze kończącej sprawę jego chwilowego kryzysu. Tak byłoby najprościej - dać Sigyn bardzo wyraźnie do zrozumienia, że oto skończyły się dobre czasy, które potrwały rekordowe dwadzieścia minut i tak naprawdę były częścią kolejnego planu. Taki best prank ever, to wcale nie byłoby do niego niepodobne.
    Coś jednak zdecydowanie przeszkadzało w obróceniu całej sprawy w naprawdę potężnie podły żart. Pewnie to samo Coś, które spowodowało nagły atak szczerości. Coś zagnieździło się gdzieś głęboko w Kłamcy i kazało mu odpuścić. Tak całkowicie po prostu dać sobie tym razem spokój. A potem jeszcze raz i jeszcze raz i tak aż do momentu, kiedy odpuszczanie stanie się normalnym elementem codzienności, który nie jest ani ujmą na honorze ani powodem do wyrzucania sobie różnych absurdalnych kretynizmów. Z owymi kretynizmami powalczył jeszcze przez moment, a później jego twarz złagodniała. Może nie do poziomu całkowitego niewiniątka, ale to wciąż oznaczało sporą zmianę w porównaniu z tym, co można było uznać za normalne w przypadku Kłamcy. Ciężkim i wyjątkowo opornym przypadku Kłamcy
    - Dostanę jakiś kawałek półki w szafie i miejsca do spania? - Zapytał po długiej chwili milczenia.

    OdpowiedzUsuń
  40. [ I ja tu jeszcze wątku nie zaproponowałam? Dziwne.
    Toteż proponuję, o. ]

    OdpowiedzUsuń
  41. Loki zdawał się być stworzeniem całkowicie odpornym na jadowity ton. Jakby zauważał tylko słowa, nie zaś jadową ich marynatę. Słowa spokojnie przechodziły sobie do świadomości, a otoczka zostawała poza możliwościami percepcji. Nie trzeba oczywiście dodawać, że ta umiejętność była wykorzystywana tylko w momencie, kiedy Kłamcy było to na rękę. Jeśli akurat sytuacja miałaby się zupełnie odwrotnie, byłby w stanie wręcz wytworzyć jad za rozmówcę i wmówić mu, że ów jad istniał, a jeszcze do tego został celowo dodany w odpowiedniej dawce do wypowiedzi.
    Jak gdyby nigdy nic ruszył w kierunku sypialni i bez skrępowania czuł się jak u siebie w domu. Zasadniczo był u siebie w domu, jednak dodatek pod postacią 'od pięciu minut' robił swoje. To jednak Kłamca również zupełnie pominął. A na miejsce swojego bytowania wybrał oczywiście małżeńskie łoże. Zdjął marynarkę, która w ułamku sekundy zniknęła z tego pięknego świata, a swoje dobra materialne ułożył w szafie.

    OdpowiedzUsuń
  42. Najwyższy czas naburmuszyć się i nabzdyczyć odpowiednio do okazji, rzucić parę spojrzeń pełnych wyrzutu i dokładnie zamaskować swoją niepewność. Przecież Loki był zawsze pewny swego i podejmował tylko właściwe decyzje z właściwą Lokiemu chłodną kalkulacją przeprowadzoną odpowiednio wcześniej. Żadnych tam spontanicznych działań i akceptacji dla emocjonalnego podejścia. A tymczasem tak właśnie tym razem się stało i Kłamca nie mógł tego przeżyć. Oto nagle stał się jednym z tych, którzy robią coś pod wpływem chwili i później poddawani są mentalnemu maltretowaniu ze strony własnej choroby planowej i potrzeby bycia wyrachowanymi skurwysynami. Nawet nie wiadomo czy to bardziej głupie czy bardziej przykre. Ale raczej to pierwsze, z czego nawet sam zainteresowany zdawał sobie sprawę.
    - Możesz mi ewentualnie dać chwilę na to, żeby pomyśleć w spokoju? - Chociaż bardzo chciał użyć firmowego napastliwego tonu, wyszedł mu raczej jęk rozpaczy.

    OdpowiedzUsuń