1.04.2012

Odkupienie

   Najbardziej cenił sobie ciszę, błogą i kojącą. Szczególnie, kiedy letnim wieczorem słońce chyliło się ku zachodowi, a perspektywa przeczytania kolejnej tajemniczej książki z wielkiej pałacowej biblioteki zmuszała go, by zamknął się na cztery spusty w środku. Cisza tutaj zdarzała się dosyć rzadko, nawet jeśli bierze się pod uwagę wielkość posiadłości Mścicieli. Kiedy przez dom przewija się cała masa członków drużyny, a po korytarzu lata jedenastoletnia przybłęda z nikąd, spokój jest niemal absurdalnym marzeniem. Tego wieczora jednak dziecko gdzieś zniknęło, a on sam mógł rozkoszować się brakiem wrzeszczących na siebie współpracowników.
   T’Challa zrzucił swój kaptur, chociaż tutaj praktycznie na okrągło miał na sobie maskę Czarnej Pantery. Nowy Jork wydawał mu się cały czas obcy, mimo że zdążył już poznać jego tajemnice, o jakich nie wiedział nawet rdzenny Nowojorczyk. Nie mówiąc już o ulicach, które zwyczajnie wypadało mu znać jak własną kieszeń, gdy przychodziło do konfrontacji z wrogiem. Nie czuł się swobodnie jak większość mieszkańców Avengers Mansion, który gromadził, jakby nie patrzeć, dosyć spore grono dziwaków i odmieńców. Tym bardziej, wracając do głównego punktu, cenił sobie nade wszystko spokój i ciszę. Mógł wtedy zebrać myśli, ochłonąć, podsumować informacje, jakie zasięgnął z obserwacji w ostatnich dniach. Za oknem szalała bezwzględna wojna. Takie chwile były idealną odskocznią.
   Krótkie, choć rytmiczne pukanie do drzwi dobiegło do jego uszu. Automatycznie zaciągnął maskę na twarz, podnosząc się i zaznaczając zakładką stronę, na której zaprzestał czytanie o historii rdzennych plemion Indiańskich. Z początku miał zamiar i tak pozostać na górze. Doświadczenie nauczyło go, że może spodziewać się w tym miejscu naprawdę różnych ludzi. Zdarzali się i głupcy, którzy atakowali tę posiadłość. Oczywiście przegrywali, była za dobrze zabezpieczona i odporna na oblężenie ze strony wroga. Stark pomyślał o wszystkim, a przynajmniej na to wyglądało.
   Kiedy pukanie zabrzmiało ponownie, niechętnie zszedł po schodach powolnym tempem. Uchylając drzwi główne, wpuścił do środka nieco światła, którego snop opadł na posadzkę wielkiego korytarza. Spoglądała na niego uśmiechnięta twarz jasnowłosej kobiety, która zdawała się w ogóle nie zdziwić faktem, że drzwi wielkiej posiadłości otworzył jej człowiek kryjący się za maską afrykańskiego kota z dżungli.
- Szukam Natashy Romanoff – powiedziała blondynka, opierając się o framugę. Czarna Pantera nie zdobył się na żadne słowa przywitania, więc sama zaczęła rozmowę w progu domu.
Zmrużył oczy, przyglądając się kobiecie. Nie wyglądała znajomo, nie miała też na sobie żadnego oznakowania świadczącego o  przynależności do S.H.I.E.L.D. Przypadkowa kobieta z ulicy nie mogła znać prawdziwego nazwiska Czarnej Wdowy, o którym nawet on dowiedział się zupełnie przypadkowo.
- Nie ma – odparł zachrypniętym głosem, najkrócej jak tylko mógł. Głowę zaprzątała mu myśl, dlaczego ta kobieta szuka agentki Romanoff w miejscu, gdzie przebywa dosyć rzadko. Sam nie widział jej tutaj od tygodnia. W takim razie nie ma jej również w własnym apartamencie, gdzie z pewnością jego rozmówczyni była krótką chwilę temu. – Nie wiem, gdzie jest.
Blondynka zacmokała teatralnie, uśmiechając się przy tym ckliwie. Skinęła delikatnie głową, mrucząc niewyraźnie słowa podziękowania i odprowadzona czujnym spojrzeniem Czarnej Pantery, zniknęła za ogrodzeniem.

- Chyba wymagacie zbyt wiele – syknęła półgłosem do słuchawki telefonu, utrzymywanego przy uchu jedynie za pomocą ramienia przyciśniętego do obudowy. Ręce pozbywały się ubrań, które lądowały na podłodze eleganckiej łazienki o nieziemskich rozmiarach, jak przystało na pięciogwiazdkowy hotel w samym sercu Paryża. Stojąc w samej koronkowej bieliźnie naprzeciw lustra, marszczyła brwi, ubolewając nad brakiem jakiejkolwiek broni pod ręką. Gdy zajdzie potrzeba zmierzenia się z przeciwnikiem, nie zaszyci go niestety ani jednym strzałem ze swojej skromnej artylerii.
- Zrób, co należy i zwijaj się stamtąd jak najszybciej. Mam nadzieję, że nie zostawiłaś żadnych śladów – usłyszała gruby głos Nicka, dobywający się z telefonu. Obróciła się instynktownie, upewniając się, że jej towarzysz jeszcze nie dobija się do drzwi łazienki, w której siedzi od paru minut.
- Nie jestem amatorką, chyba nie muszę tego udowadniać – dodała tonem, który mógłby spokojnie zabić. – Dajesz mi upokarzające misje, Nick.
- A ja chyba nie muszę ci przypominać, że twoja drużyna jest w stanie otwartej wojny, nasi agenci przechodzą katusze, żebyście wygrywali, podczas gdy ty się wycofujesz po jednej walce – coś w głosie Fury’ego wyraźnie się zmieniło. Zazwyczaj nie ulegał tak łatwo kąśliwym uwagom Natashy. – Masz też coś do spłacenia, powinnaś być tego w pełni świadoma. Czekam na relacje.
- Oczywiście. – Telefon wylądował w stercie ubrań po drodze do wyjścia z łazienki.
   Tak jak podejrzewała, siedział nadal z tym samym podekscytowaniem na twarzy i z uśmieszkiem, również jak ona jedynie w samej bieliźnie. Jej towarzysz, bez którego nie odbyłaby romantycznej wycieczki do stolicy Francji. Bezskutecznie mogła to sobie wmawiać godzinami, cel tego wszystkiego był jeden i zdecydowanie nic nie potrafiłoby go zmienić.
- Wybacz, że to trwało tak długo – uśmiechnęła się w stronę mężczyzny, usadawiając się na jego kolanach. Jak na czterdziestolatka ciało miał całkiem nieźle zbudowane. Kto wie, prawdopodobnie jeszcze parę lat temu ten wieczór wyglądałby inaczej. – Stęskniłeś się?
Dawno nie mówiła po francusku. W pierwszej chwili miała wrażenie, że jej akcent nie brzmi na tyle wiarygodnie, by ktoś złapał się jedynie na jej płynny język. Chwilę później zdała sobie sprawę, że ma do czynienia z Serbem, więc nie jemu raczej oceniać autentyczność akcentu kobiety, którą poznał przed paroma godzinami w barze. Wyglądało na to, że złapał przynętę, skoro sukcesywnie ominęła jego stado goryli w celu wylądowania z nim sam na sam.
- Jeszcze jak – szepnął łamanym francuskim, przewracając ją jednocześnie na łóżko i obkładając pocałunkami szyję Natashy. Widać mówił prawdę, wnioskując z gwałtownych zmian, jakie zaszły w jego bokserkach.
  Jego pocałunki wędrowały coraz niżej. W końcu z ewidentnym pośpiechem przekroczył linię za jej pępkiem, chwytając jej bieliznę w obie dłonie w celu pozbycia się wyraźnej dla niego przeszkody.
- Nie tak szybko – szepnęła najbardziej zmysłowo, jak tylko potrafiła i zarzuciła subtelnie nogi na jego ramiona. Zaczęła je przyciągać powoli do siebie, aż jej stopy nie dotknęły jego barków. – Mój chłopak będzie zazdrosny…
  Żałowała, że nie wzięła ze sobą kamery. Oczywiście tylko po to, by uchwycić legendarną minę, z jaką spojrzał na nią po tych słowach. Zmarszczył brwi skonfundowany, jakby pierwszy raz dobierał się do kobiety, która była zajęta.
- Ale… - jęknął, urywając w tym samym momencie, kiedy stopy Czarnej Wdowy oplotły się wokół jego szyi i mężczyzna upadł ze skręconym karkiem koło łóżka.
Podniosła się, z wymowną miną mijając Serba, by dotrzeć do łazienki i ze swojej torby wyjąć to, czego właśnie w tej chwili najbardziej potrzebowała: własny kombinezon. Zatarła ślady bez pośpiechu, starając się nie rozmyślać nad trupem leżącym w sypialni, w międzyczasie wysyłając Nickowi stosowną wiadomość o powodzeniu misji.
- Trzeba było się opamiętać – szepnęła pod nosem, kiedy przez uchylone okno wspięła się za pomocą linki na dach hotelu, zostawiając za sobą ludobójcę, uciekiniera, łapówkarza i napalonego naiwniaka.
   Ogólnie rzecz biorąc, miała nie zwracać na siebie uwagi, od czego zależało powodzenie misji. Ciężko było się dostać do człowieka, jakim był obecny trup, więc musiała zdobyć jego rzekome zaufanie, by wykonać powierzone jej polecenie. Odzwyczaiła się od wykonywania zadań tego typu, więc śmiało mogła twierdzić, że była to zwyczajna zemsta za chwilowe odsunięcie się od wojny Mścicieli z ludźmi Xaviera. Jednooki zaczynał przesadzać i to dosyć mocno.
  Nie zwracanie na siebie uwagi miało zakończyć się paradoksalnie wsiadaniem do odrzutowca, który ni stąd ni zowąd wylądował na dachu hotelu, ze znakiem Tarczy na skrzydle. Mało kto jednak zwracał ponoć uwagę na różnego typu pojazdy przelatujące nad Paryżem, szczególnie przed świtem. Pilot powitał ją wymownym machnięciem ręki, otwierając tylne wejście. Wrzuciła do środka torbę, schylając się w celu posadzenia tyłka na drugim miejscu pilota, kiedy tuż obok jej ucha przeleciał niewielki, diabelnie ostry nożyk. Obróciła się gwałtownie, celując spluwą w kogoś, kto zwyczajnie chciał jedynie zwrócić na siebie uwagę.
- Poczekaj sekundkę – mruknęła do Gabe’a, klepiąc go delikatnie po ramieniu i wyszła z odrzutowca, stając naprzeciw napastnika, którego twarz skrywał założony kask motocyklowy. Uśmiechnęła się delikatnie, starając się ukryć niepewność, jaka dobijała się od wewnątrz. – Sądziłam, że zginęłaś. Witaj, Yeleno.
   Kask opadł na ziemię, gdy kobieta o ślicznych blond lokach uśmiechnęła się identycznie jak  Natasha, również dobywając zza pasa parę pistoletów. Zupełnie jakby małpowała ruchy Czarnej Wdowy. Chociaż użycie nazwy w tym przypadku mogło budzić kontrowersje ze strony obu kobiet.
- Nataszo, przynoszę wiadomość – odparła Belova, gdy wredny uśmiech spełzł z jej twarzy. – I mówię śmiertelnie poważnie, nie zamierzam dzisiaj skopać ci tyłka. - Romanoff wybuchła cichym śmiechem, na co Belova zareagowała jedynie wywróceniem oczu, stopniowo zmniejszając dystans między nimi. – Wysłuchaj mnie i dostarcz tę wiadomość swoim szefom i kolegom superbohaterom – warknęła mniej przyjaznym tonem niż przed momentem. Zadziwiające, jak humorzasta była jasnowłosa Rosjanka. Stanęła naprzeciwko niej, spoglądając jej wyzywająco w oczy. – Red Room pamięta.
- Red Room upadł zanim jeszcze zostałaś moją następczynią – odparła ignorancko, jakby kompletnie nie przyjmowała do siebie wiadomości, przed której przekazaniem Yelena teatralnie budowała napięcie. To było całkowicie w jej stylu.
- Ja j e s t e m Czarną Wdową! – Dotknięta w czuły punkt Belova przyłożyła spluwę do brzucha Natashy. I tak nie zamierzała strzelić.
- Nie, moja droga – pokręciła głową rudowłosa, tym razem czując, że to ona w tej konfrontacji jest górą. – Czarna Wdowa to… Superbohaterka, tak myślę – wzruszyła ramionami, każdym kolejnym gestem drażniąc Belovą. – A zapuszkowana reszta Red Roomu n i e j e s t już organizacją ratującą komunę – zaakcentowała czasownik identycznie z Yeleną, prowadząc niezrozumiałą dla zdezorientowanego Gabe’a rozmowę po rosyjsku. – Wychowali nas wariaci, Yeleno. Najwidoczniej byłaś zbyt smarkata, by to pojąć.
- Ty za to jak zwykle dobrze się trzymasz, co? – zarzuciła jej rozmówczyni, chowając obydwa pistolety. – Nadal nie do przegadania. Żywa legenda o mrocznej przeszłości. Nie dziw się, gdy któregoś dnia oni…
- Przestań bredzić…
- .. wyjdą z więzienia i upomną się o ciebie – dokończyła pewnym głosem Yelena, cofając się o parę kroków w tył. – Kariera amerykańskiej bohaterki idzie ci słabo.
- Za to ty jesteś idealnym przykładem dziewczyny, która osiągnęła wszystko, nieudolnie próbując używać mojego pseudonimu – mrugnęła do niej zawadiacko, obracając się na pięcie i bez słowa pożegnania ruszając w stronę odrzutowca.
   Miała nadzieję, że bezsensowna wymiana zdań dobiegła końca. Coś w środku nakazywało jej strzelić prosto w pusty łeb Yeleny, zaślepionej wszczepioną przez Red Room wizją. Okazało się, że ugodziła zbyt mocno w jej dumę. Poczuła, jak jej nogi uginają się pod ciosem buta od tyłu. Zdążyła jednak zrobić salto, przyduszając chwilę później Belovą łokciem, podczas gdy jej ręka została złamana pod ciosem z otwartej dłoni prawdziwej Czarnej Wdowy. Yelena była znakomita w walce wręcz. Niestety nigdy nie pogodziła się z faktem, że Natasha była lepsza.
   Czując, jak pięść Yeleny uderza boleśnie o jej bark, wycelowała kopniakiem idealnie w jej przeponę. Belova zachłysnęła się powietrzem i zanim zdążyła powiedzieć „do svidaniya”, straciła grunt pod nogami i runęła w przepaść.
- Natasha? – Gabe był blady jak papier. Wdowa miała wrażenie, że jego licencja agenta ograniczała się do nadania mu roli „przynieś, wynieś, pozamiataj”.
- Spokojnie, karaluchów nie idzie tak łatwo zabić – rzuciła, zapinając pas na miejscu drugiego pilota i odpalając maszynę.

   Jeszcze nigdy nie patrzyła tak wyzywająco w oko Nicka Fury’ego, który lustrował ją spojrzeniem, jakby starał się ocenić, czy Natasha Romanoff nie jest czasem jakimś duplikatem, który wrócił na pokład Helicarriera z Paryża.
- Zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji? – zagadnął w końcu, krzyżując ręce na piersiach.
- Nie, sir – odparła nader uprzejmym tonem, zadziwiając samą siebie. – Yelena to wariatka, a ja osobiście unieszkodliwiłam paru członków Red Roomu.
- Doskonale pamiętam – przerwał jej gwałtownie. – To było zaraz przed twoim spotkaniem z Bartonem. Niedługo potem coś nam obiecałaś. A dokładniej posłuszeństwo.
Zacisnęła mocno wargi. 
- Sądzę, że spłaciłam swój dług.
Własne słowa ją przeraziły. Poczuła, jak coś od wewnątrz ściska jej gardło zaraz po tym, jak Nick usłyszał coś, czego bała się powiedzieć od dłuższego czasu. Wyglądało na to, że straciła nad sobą kontrolę.
- Niewątpliwie – odparł, równie zaskoczony, choć jak zawsze utrzymywał pokerową twarz. – Co chyba nie oznacza, że zamierzasz powrócić do dawnej działalności? Jeśli tak, dobrze wiesz, co z tobą się stanie, Romanoff.
Zapadła krótka cisza. Doskonale wiedziała, co ma mu odpowiedzieć i co sama chciała odpowiedzieć. W tym przypadku pokrywało się to ze sobą.
- Nie, sir. Może pan spać spokojnie. Mściciele nie stracą Czarnej Wdowy, jeśli o to panu chodzi. 
Zmarszczył widoczną brew, po raz ostatni lustrując ją spojrzeniem. Wymijając ją w drodze do wyścia, rzucił jedynie krótko:
- Na to liczę, Romanoff. Konflikt sam się nie zakończy. Przyślij do mnie Hill, jeśli ją spotkasz.
- Oczywiście, sir. – Ruszyła w przeciwną stronę. Zamierzała odciąć się od świata. Najbliższe parę godzin spędzi w siłowni. Tłukąc w worek treningowy ile wlezie.

18 komentarzy:

  1. [Trudno mi ocenić to opowiadanie, głównie dlatego, że, jeżeli niczego nie przeoczyłam, mało co wyjaśnia. Coś się dzieje, ale nie mam pojęcia, czemu i po co. To lekko konfundujące...]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Próbowałam zrozumieć, co mogło być tutaj nie jasne, ale nie jakoś do niczego nie doszłam. Powiedziano mi mądrze, że myślenie ze strony narratora za czytelnika może być niekorzystne dla jakości opowiadania, więc mogą być niejasne fragmenty. Komentarz Wandy jednak mnie upewnił, że nic zbytnio nie zepsułam. Dla ułatwienia możesz poczytać sobie o Yelenie, polecam też komiks Pajęczyca z serii o Black Widow. :)]

      Usuń
  2. [Ogarnęłam i właściwe jakiegoś większego problemu nie miałam... Wdowa rządzi - tylko tyle powiem. Ale to autorce należą się brawa. Nie wiem czy wiesz, ale wczucie w bohatera to podstawa i jednocześnie ogromny problem. Ogarnęłaś to wszystko do perfekcji, gratuluję, zmykam, zrywam urlop i zaczynam proces odpisywania ;)]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Już się przeraziłam, że coś rzeczywiście jest nie tak, więc Twoja ocena przyniosła mi olbrzymią ulgę. Dziękuję ślicznie, bo taki komentarz jest dla mnie niezmiernie ważny, zawsze bałam się, że nie umiem wczuć się w postać. I powiem nieskromnie, że miałam niezły ubaw, pisząc scenę w hotelu. Więc i dla mnie Wdowa rządzi. Dziękuję raz jeszcze i kłaniam się, oczekując na odpowiedź od Wandy niecierpliwie.]

      Usuń
  3. [Jak tylko doszłam do momentu, że jakaś kobieta szuka Czarnej Wdowy, automatycznie pomyślałam właśnie o Yelenie, tak jakoś :) Pomimo tego, że opowiadanie i w moim przypadku budzi więcej pytań, niż coś wyjaśnia, podobało mi się. Rozumiem, że czasem trzeba takie coś napisać, by wprowadzić czytelnika w konkretną atmosferę. Jedyne co mnie boli to „do svidaniya”, straszny zapis fonetyczny :<]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Nie przeczę, że miało budzić też pytania i wątpliwości. Nie planuję jakoś specjalnie drugiej części akurat tego opowiadania, ale na pewno w następnych wątkach i niektórych notkach nawiążę do niego w jakiś sposób. Zapis fonetyczny i tak jest nie mój, tylko wyszukany w internecie. Nie mogę zapisać za pomocą rosyjskiego alfabetu, nie będzie to zrozumiałe wtedy dla innych. A spolszczona wersja wygląda tak... Dziwnie, przynajmniej dla mnie. Dziękuję za ocenę.]

      Usuń
  4. [ Dziwnie? xD "Do swidanija", ew. "do swidańja", ale to już wygląda dziwnie, a to wszystko przez to, że w polskim nie ma znaków zmiękczających xD Od trzech lat rosyjskiego się uczę i mnie po prostu takie coś razi, sorka :D]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Zazdroszczę, ja znam ledwie parę słówek po rosyjsku. Nie zmienię zapisu fonetycznego, wybacz. Zwyczajnie wolę międzynarodowy zapis wymowy :)]

      Usuń
    2. [A looz, ja tak tylko na przyszłość :D]

      Usuń
  5. jeejuu. dawno się w nic tak nie wczytałam. Nawet moje ulubione książki mnie nudzą ostatnio, a Twoje opowiadanie czytałam i się oderwać nie mogłam. Brawo, Wdówko. To chyba jedno z najlepszych Twoich opowiadań.
    Jedno zastrzeżenie. Ostatnie zdanie. Przed "tłukąc" powinien być przecinek. I koniec zastrzeżeń :3

    OdpowiedzUsuń
  6. [Jej, dziękuję ślicznie za tak przychylną ocenę, nie wiem sama co powiedzieć. Myślę, że lepiej od książek zdecydowanie nie piszę. Niemniej cieszę się, że wciąga. Dla takich reakcji właśnie lubię pisać, kiedy człowiek jest tak zainteresowany. Tam nie musi być przecinka. To osobne zdanie.]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Czytając to miałam wrażenie, że to Ty jesteś osobą odpowiedzialną za wymyślanie historii Natashy w komiksach, doskonale wczułaś się w bohaterkę. Opowiadanie jest naprawdę dobre, szybko się czyta i ma się chęć zrobić to ponownie. Poza tym bardzo spodobał mi się wstęp pisany z punktu widzenia Czarnej Pantery (o matko, jak ja tego bohatera lubię!). Uwielbiam czytać Twoje teksty, ale to już wiesz.]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Nie obrażaj Marvela, umówmy się, że ja nie mam tak genialnych i jednocześnie niestworzonych pomysłów jak Stan Lee. Jeśli naprawdę się wczułam, mogę tylko się cieszyć. Za ocenę dziękuję, tym bardziej, że się podoba. Czarna Pantera rządzi. Szkoda, że jeszcze nikt go nie przejął na blogu.]

      Usuń
  8. [ To ja zacznę tak refleksyjnie. Rano mi powiedziałaś, że nie możesz się doczekać momentu, w którym opublikujesz to opowiadanie, bo masz jedną dobrą scenę. Miałam to zdanie w pamięci, czytając opowiadanie. I nadal nie mogę dojść do tego, o której scenie mówiłaś. Tutaj nie ma niczego na tyle złego, żebym mogła powiedzieć, że opowiadanie jest bardzo dobre jako całość. Osobiście uwielbiam początek opowiadania (X-meni chyba też muszą sobie znaleźć jakieś dziecko jako maskotkę) oraz ostatnią wypowiedź Fury'ego.]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Chodziło mi o scenę w hotelu, przy niej miałam największy ubaw przy pisaniu, ale usłyszenie takiej oceny równa się z czymś na miarę spełnienia małego marzenia. Dziękuję ślicznie.]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Super. Przede wszystkim koronkowa bielizna, to jest to. :D Nigdy bym nie pomyślał, że Wdowa potrafi wczuć się w taką uwodzicielkę. ;) A sama część z wypowiedzeniem Fury'emu w twarz słów, które chciała od dawna powiedzieć, kierunkuje (a przynajmniej moje) myśli ku większym zmianom w życiu Wdowy? Dobrze się domyślam, czy coś wymyślam niepotrzebnie? W każdym razie, gratuluję Autorce kolejnego sukcesu, bo czymże by można nazwać jej opowiadania?]

    OdpowiedzUsuń
  11. Marvel jest cudowny! Jestem wielką fanką!:]

    OdpowiedzUsuń