1.05.2012

mutacja



            Mutacja powoli i skrzętnie, z dopieszczeniem każdego szczegółu, zmieniała ją w istotę światłoczułą, popielatoszarą, wrażliwą. Na początku obdarzyła ją łamliwymi kośćmi, skórą, która nie potrafi się zabliźnić, palcami tak kruchymi, jakby gest zwykłego powitania mógł je skruszyć. Nie dała jej w zamian ani świetnego słuchu, ani zgrabności, ani żadnej innej umiejętności, która ratowałaby ją przed złem tego świata. Zostawiła ją samą sobie.
            Później G. czuła, że mięśnie nie chcą jej słuchać, że rozleniwiły się, zastały jak muzealne eksponaty, w które wtłoczono te dziwne substancje mające dać im wieczność. Kości stawały się obolałe, ciężkie jak ołów i w końcu mutacja przykuła ją do łóżka na wiele miesięcy. Coś w niej żyło, czuła nocami, że coś obija się o jej wnętrzności, że coś zagląda jej do gardła, chwyta za kark. One pojawiały się wolno, wykluwały z jej ciała, jakby wcale nie chciały zrobić jej krzywdy. Przywarły do niej, oplotły jej ramiona, dały czas na rekonwalescencję.
            Trochę jak gad. Czuła się już dobrze, mogła się nawet poruszać, a jednak było w niej coś z gada, z jakiegoś stworzenia mitycznego. Zadrapania pokrywał nie strup, ale błony, łuski, stwardnienia godne pancerza. Już nie łamała się jak trzcina, choć wciąż pozostała wrażliwa na światło, szara. Skrzydła pozostały chrząstkami i kośćmi połączonymi błoną i grubą skórą, brunatnoszarymi oblepionymi siecią jaskrawych żyłek płachtami składanymi jak porządny namiot. Nie mogła na nich latać (dzięki bogu za cień uprzejmości), ale szybko zrozumiała, że są jak dwie dodatkowe kończyny, którymi może manipulować jak szponami, jak kikutami, które ocierając się o siebie tworzą iskry.
           
            Zostały po nich drobne chrząstki, zgrubienia koło kręgosłupa i żeber, i wyżej, aż do łopatek. Wszystkie rozcięcia, znaki obecności skalpela, zmieniły się w łuski i podłużne ślady zrogowaciałej skóry. Mięśnie - wytrzymałe, ale nieustannie rozleniwione - zaczęły odmawiać posłuszeństwa, stanowczo zbyt często w panice. Szkielet - zbyt twardy jak na zwykłego człowieka - został bezużyteczny, pokryty suchą jak papier skórą. Cala ta mutacja, ten szumnie zwany boom ewolucyjny zupełnie się nie spisał.
         Unika światła i małych pomieszczeń, które drażnią ją jeszcze mocniej niż dźwięki i zapachy, bo przecież nadwrażliwości nie mogli tak łatwo wykroić. Jak każda kaleka chodzi tylko dzięki protezie, a nocami wije się z fantomowego bólu.
            
<<< : >>>
___________________________________________________

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz